(0,7kB)    (0,7 kB)

UWAGA: SKRÓTY do przytaczanej literatury zob.Literatura


(14 kB)

c. Miłość-dar a Szatan:
‘dar’ zakłamania i śmierci

Można by obecnie sięgnąć wreszcie do Słowa-Bożego-Pisanego – na razie Starego Testamentu, by powyszukiwać, zestawić i porównać ze sobą bardziej charakterystyczne jego wypowiedzi o Bożych oblubieńczych odniesieniach do człowieka. Dokładniejsze przyjrzenie się zwierzeniom Boga o Jego zdumiewającej miłości do człowieka, mężczyzny i kobiety, otworzy zapewne nowe horyzonty dla rozumienia samego Boga, jak i tego, co nam o sobie i o swym zamiarze względem nas zechciał objawić. W następnym etapie rozważań trzeba będzie sięgnąć do analogicznych wypowiedzi ewentualnie również Nowego Testamentu. Chodzi wciąż o podstawy objawienia Bożego dla lepszego zrozumienia sakramentalności małżeństwa.

Zdajemy sobie już dobrze sprawę, że wszelka miłość staje się przez sam fakt swego zaistnienia złotą nicią, której ślady wiodą – jeśli spojrzeć na nią od strony człowieka – do odkrycia jej ostatecznego źródła, które nie może nie przewyższać samego człowieka. Miłość międzyludzka, szczególnie zaś miłość oblubieńczo-małżeńska, jest swoistą odskocznią [trampoliną], która pozwala doświadczyć namacalnie miłości tego Pierwszego: Boga. Doświadczenie ‘miłości’ nie może nie wskazywać w sposób przejrzyście dostrzegalny na kryjącego się ‘pod’ i ‘za’ zdolnością doznawania miłości i obdarowywania nią – samego Boga. Nikt nie wykrzesze iskry miłości z samej w sobie ‘materii’. Żywotnym zaś podłożem miłości jest oddech wolności. Mówiliśmy o tym już wielokrotnie.

Stoimy wciąż na twardym gruncie antropologii personalistycznej. Wolność jest wyrazem ducha, który przesyca całe człowieczeństwo. Tym samym jednak znajdujemy się ponownie w samym Bogu. Zarówno bowiem duch, jak wolność, zdolność miłowania i odpowiedzialność za miłość oraz komunię osób są podstawowymi darami, których korzenie tkwią w głębinach Trójjedynego.

Na tym tle wypada uświadomić sobie po raz kolejny – dla kontrastu, że ‘miłością’ nie jest w stanie obdarzyć Szatan. Istotą Szatana, ducha osobowego, który aktem swojej wolnej woli nieodwracalnie wzgardził „miłującą Wszechmocą Stwórcy” (por. DeV 33), jest nienawiść do wszystkiego, co tchnie dobrem, życiem, czy uśmiechem miłości. Stąd na ustach Odkupiciela pojawiające się określenie Szatana jego imieniem niejako osobowym: jest to „Zły”. Nie można nie wziąć sobie do serca ostrzegawczych słów Jezusa Chrystusa:

„Od początku był on [szatan] zabójcą ...
... Jest (on) kłamcą i ojcem kłamstwa” (J 8,44).

Sam Odkupiciel zaświadcza tu o dwóch w parze z sobą idących anty-tezach ‘miłości’: kłamstwie i śmierci. Ani jedno, ani drugie nie pochodzi od „miłującej Wszechmocy Stwórcy”.
– Przypomni o tym kiedyś, na początku swojej encykliki Evangelium Vitae – Jan Paweł II. Przytoczy on słowa Księgi Mądrości, powstałej z tchnienia Ducha Świętego prawdopodobnie około połowy pierwszego wieku przed Chr.:

„Bo śmierci Bóg nie uczynił i nie cieszy się ze zguby żyjących.
Stworzył bowiem wszystko po to, aby było ...
– Bo dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka – uczynił go Obrazem swej własnej wieczności.
A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą” (Mdr 1,13n; 2,23n; EV 7).

Tenże Jan Paweł II wskaże też na znamienną cechę prawdziwej miłości: towarzyszącą jej radość tworzenia i stwarzania. Również tego przymiotu towarzyszącego ‘miłości’ nie jest w stanie wykrzesać Zły.
– Trudno zaś nie dostrzec m.in. tej właśnie cechy: radości-z-dobra, w prostej relacji biblijnej o zaistnieniu świata. Ojciec święty napisze w nawiązaniu do ‘miłości’, która tkwi u podstaw Bożego dzieła stwarzania, chociaż w biblijnym opisie stwarzania samo słowo ‘miłość’ nie jest wymienione:

„Stwórca to Ten, który ‘powołuje do istnienia z nicości’, który ‘ustanawia w bycie’ świat i człowieka w świecie dlatego, że ‘jest Miłością’ [1 J 4,8.16].
– Wprawdzie tego słowa [= miłość] nie znajdujemy w samym opisie stworzenia, niemniej opis ów wielokrotnie powtarza ‘widział Bóg, że było dobre ... że było bardzo dobre’  [Rdz 1,4.10.12.18.21.25.31].
Poprzez te słowa odsłania się droga do miłości jako Boskiego motywu stworzenia, jako jego źródła, które bije w Bogu samym, tylko miłość bowiem daje początek dobru, i raduje się dobrem [por. 1 Kor 13], jak to czytamy w Księdze Rodzaju.
– Dlatego stworzenie ... oznacza nie tylko powołanie do istnienia ..., oznacza ono zarazem ... obdarowanie, i to obdarowanie podstawowe i ‘radykalne’, czyli wychodzące właśnie od nicości’ (MiN 56).

Słowa te pozwalają lepiej zrozumieć, że tylko od miłości, którą jest Bóg-Miłość, pochodzi dobro i dar „osoby dla osoby’ (LR 11). Bóg jako Miłość – nie potrafi powołać do istnienia czegokolwiek, a tym bardziej kogo-kolwiek inaczej, jak sam stając się darem, który doznaje radości w obdarowaniu ‘żywym’ życiem. Dotyczy to szczególniej człowieka: mężczyzny i kobiety, tego stworzenia niezwykle złożonego, bo stanowiącego naraz ducha-ciało.

Tymczasem niemal równolegle do zakończonego dzieła stworzenia pojawia się według relacji autora biblijnego śmierć. Ją zaś bezpośrednio poprzedziło ... kłamstwo.
– Wiemy jednak, że ani ‘śmierć’, ani ‘kłamstwo’ nie mogą pochodzić od Boga. Bóg przecież stwarza samo tylko istnienie oraz radość życia – zgodnie z tym, Kim On JEST jako Miłość-Życie.
– Dopiero co wyżej przytoczyliśmy wypowiedź autora biblijnego na ten temat. Wypowiedź tę włączył do swojej encykliki o Ewangelii Życia Jan Paweł II:

(8 kB)
Nabożeństwo na Wzgórzu Krzyży w Szawli, Litwa. Oto migawka z 61 Podróży Apostolskiej Papieża - tym razem na Litwę-Łotwę-Estonię (4-10.IX.1993 r.). - Ojciec Święty nawiedził Wzgórze Krzyży, które jest narodowym sanktuarium z czasów powstania styczniowego (1863 r.). Ten swoisty las wielkich i małych krzyży był dwukrotnie niszczony w czasie okupacji radzieckiej. Papież wszedł na szczyt wzgórza i modlił się przez chwilę. Mszę świętą odprawił na pobliskiej równinie dla ponad 200 tys. wiernych, mówiąc o tajemnicy Krzyża.

„Bo śmierci Bóg nie uczynił i nie cieszy się ze zguby żyjących. ...
Bo dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka ...
A śmierć weszła na świat przez zawiść Diabła ...” (Mdr 1,13n; 2,23n; EV 7).

Nie Bóg, lecz Szatan jest „od początku zabójcą i w prawdzie nie wytrwał ...” (J 8,44). On to staje się nie znającym spoczynku Zwodzicielem Bożego Obrazu: mężczyzny i kobiety. Uwodzi zaś wyraźnie po to, by oszukanego – w następnym etapie zabić i ściągnąć w potępienie wieczne, gdzie i sam przebywa.

Oto dokładne przeciwieństwo rzeczywistości, której na imię ‘miłość’. Ta bowiem „... daje początek dobru, i raduje się dobrem ...” (MiN 56). Szatan jest niezdolny „radować się dobrem”. Cieszy się zaś jednym: oszukiwaniem łatwowiernego człowieka i zadawaniem mu śmierci – w swoistej tak wyrażonej ‘zemście’ na Bogu Miłości i Życia, którego w pysze swojej wolnej woli definitywnie odrzucił.

Z tego względu dla Szatana, który przez swe zakłamanie świadomie wiedzie do odebrania życia człowiekowi – życia doczesnego i tym bardziej wiecznego, nie może być miejsca w bliskości z Bogiem-Miłością, ani tym samym w niebie. Wyraźnie zaznaczy to kiedyś św. Jan Apostoł w swej Apokalipsie:

„I został strącony wielki Smok,
Wąż starodawny,
który się zwie diabeł i szatan,
zwodzący całą zamieszkałą ziemię,
a z nim strąceni zostali jego aniołowie [= współupadli aniołowie] ...

Biada ziemi i biada morzu –
bo zstąpił do was diabeł,
pałając wielkim gniewem,
świadom, że mało ma czasu” (Ap 12,9.12).

Szatan jest zdolny chcieć wyłącznie jednego: zła. Sposób realizowania tej jedynej sprawy podsuwa mu jego niezwykła inteligencja, którą on jednak wykorzystuje zawsze tylko do zła. Szatan jest całym sobą nienawiścią, tzn. anty-miłością.
– Jest nienawiścią względem Boga, ale tym samym i Bożego Obrazu: mężczyzny i kobiety, oraz wszelkiej prawdziwej komunii osób. Podejmuje niestrudzone wysiłki, by człowieka ukierunkować przeciw Bogu i życiu wiecznemu, a z kolei człowieka przeciw człowiekowi, krzewiąc wszędzie rozbicie jedności. Cechy te będą przez wszystkie wieki towarzyszyły jego niestrudzonym wysiłkom podejmowanym w kierunku zła.

Cele swoje osiąga Szatan przez nieustanne oszukiwanie człowieka co do właściwej wartości i przeznaczenia dóbr, jakie pozostają w jego zasięgu, usiłując zwrócić je przeciw jego ostatecznemu dobru.

Jak widać, prawdziwa miłość i życzenie prawdziwego dobra są własnością samego tylko Boga. Oraz tych, którzy otwierają się na uczestnictwo w życiu i miłości Trójjedynego. Kiedyś okaże się, że tak miłość, jak życie otrzymujemy przez Jezusa Chrystusa, tzn. dzięki dokonanemu przez Niego odkupieniu człowieka. Tylko Syn Boży Wcielony mógł powiedzieć o sobie:

„Ja Jestem – Zmartwychwstaniem i Życiem.
Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie.
Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki” (J 11,25n).

Jan Paweł II słusznie podkreśli w encyklice Evangelium Vitae:

„Jezus jest Synem, który odwiecznie otrzymuje życie – od Ojca [J 5,26]
i który przyszedł do ludzi, aby dać im udział w tym darze:
‘Ja przyszedłem po to, aby [owce] miały życie i miały je w obfitości’ ...[J 10,10](EV 29).

Bóg jest oczywiście duchem: natury czysto i wyłącznie duchowej. Temuż Bogu-Duchowi spodobało się porozsiewać w całej stworzonej rzeczywistości znaki-ślady swej natury jako Boga. Każdy kwiatek i robaczek świadczy o czułości, z jaką wywołany został z nie-istnienia przez Tego, „Który JEST”.

Celem zaś wszelkich istot – wielkich i małych – jest jedno: żeby radowały tego, którego Bóg chciał i ukochał jako jedynego w pełnym znaczeniu zamierzonego: swój żywy Obraz wobec kosmosu – mężczyznę i kobietę. Całe pozostałe stworzenie zaistniało jedynie jako zamierzone w sensie wtórnym, jak o tym już parokrotnie mówiono: by stanowić nieogarnione ‘gniazdo’ dla człowieka, tego właściwie oczekiwanego. Tylko człowieka bowiem Bóg stworzył „... dla niego samego” (GS 24; zob. wyż., Boży cel dzieła stwarzania – kontekst poprzedzający i następujący).

Człowiek jako właściwy cel dzieła stworzenia: Bożej miłości obdarowującej życiem, samym swoim istnieniem wskazuje na Tego, który żywi wszelkie stworzenie we właściwy mu sposób. Tym bardziej zaś troszczy się Bóg o pokarm i napój dla swego we właściwym znaczeniu umiłowanego: człowieka.

Dając jednak człowiekowi jeść i pić, Bóg prowokuje go niejako do oczekiwania innego jeszcze pokarmu. Człowieka bowiem stworzył Bóg tak, że im bardziej otwiera się w swej wolności na Bożą Miłość i Boże Życie, tym większą ‘dawką’ tegoż życia i tejże miłości zostaje obdarowany. Aż do tajemniczego przemienienia go niejako w siebie samego, jeśli człowiek Mu na to pozwoli.

Stąd też Bóg niejako wabi człowieka i zachęca go, by zawierzył Jego miłości. Ta zaś nie niszczy, a wciąż potęguje jego pojemność do przyjmowania coraz bardziej i pełniej – ostatecznie samego darowującego mu siebie Boga. W ten sposób Boży Obraz: mężczyzna i kobieta, staje się – jeśli tego zechce w swej wolności – coraz bardziej ‘Bogiem-z-uprzywilejowania’  (por. EV 83).

Mówi Odkupiciel człowieka – z wyraźną aluzją do Eucharystii, którą Syn Człowieczy będzie karmił swą Oblubienicę, Kościół, a w nim każdego odkupionego, otwartego na Jego zbawczą Miłość:

„... Dopiero Ojciec Mój da wam prawdziwy Chleb z nieba.
Albowiem Chlebem Bożym jest Ten, który z nieba zstępuje
i Życie daje światu” (J 6,32n).

Konsekwentnie też dopiero Jezus Chrystus, Syn Boży Wcielony, który sam jest dla świata ludzi upadłych Bogiem-darem (zob. J 3,16), objawi człowiekowi jego właściwą wielkość i jego prawdziwe powołanie:

„Chrystus ... już w samym objawieniu tajemnicy Ojca i Jego Miłości,
objawia w pełni człowieka – samemu człowiekowi
i okazuje mu najwyższe jego powołanie” (GS 22).

Nietrudno zrozumieć, dlaczego Jan Paweł II mówi:

„Małżeństwo, sakramentalne małżeństwo, jest przymierzem osób w miłości.
A miłość może być ugruntowana i chroniona tylko przez Miłość,
jaka ‘rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany’ [Rzym 5,5] ...” (LR 7).

Słowa te stają się zachętą, by wkroczyć z ufnością w tajemnicę całej Trójcy Przenajświętszej: Boga, który „JEST – Miłością” (1 J 4,8.16).
– Chcieliśmy na tym odcinku rozważań zestawić to, z czym do człowieka, Bożego Obrazu wobec kosmosu – przychodzi Bóg: Miłość-Życie – a z kolei Szatan. Szatan jako radykalna anty-miłość i anty-życie, nie potrafi CHCIEĆ obdarzać jakimkolwiek dobrem. Jan Paweł II podkreśla niestrudzenie:

„W swej najgłębszej rzeczywistości
miłość jest istotowo darem ...” (FC 14).

Jakżeż trafnie ujmie kiedyś istotę miłości-daru Osoby Jezusa Chrystusa, Odkupiciela człowieka – Apostoł Narodów, św. Paweł, były Szaweł:

„... Znoszę i to obecne cierpienie, ale za ujmę sobie tego nie poczytuję,
bo wiem, Komu uwierzyłem ...” (2 Tm 1,12).

„Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus ...
... Obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego,
który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie.
Nie mogę odrzucić Łaski danej przez Boga ...” (Ga 2,20n).

Nietrudno tu dotknąć namacalnie Boga, który w swej miłości staje się darem-Osobą, nie znając miary w tym darowaniu siebie. W Synu Bożym Bóg przecież „samego siebie wydał za mnie...” ! Wskutek tego Apostoł nie waha się zawierzyć Mu w miłości odwzajemnionej równie totalnie siebie całego i wołać:

„Co do mnie, nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego,
jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu
świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata ...” (Ga 6,14).

(8.3 kB)
Na tym zdjęciu zdaje się tryskać zdrowiem i energią. Chociaż - jak powiadają eksperci, po zamachu każde takie uniesienie rąk łączyło się dla niego z bólami napinania ciała po kuli, która rozszarpała mu całe wnętrze brzucha. Na ile się dało, ukrywał Papież swoje cierpienia. Usiłował przyciągać do Chrystusa poprzez swoją osobę wszystkich ludzi dobrej woli, również nie wierzących. Do tego służyły mu również wplatane co jakiś czas swoiste przerywniki w formie dowcipnych dopowiedzeń, nawiązań do pogody czy innych okoliczności. Przerywniki te rozładowywały doskonale atmosferę napięcia uwagi, nie zaciemniając podstawowego wątku rozważaniowego i modlitewnego.

W przypadku Szatana, z samej istoty swej nigdy nie będzie wchodziła w rachubę ‘wola’ stawania się osobą-darem! A konsekwentnie, ‘miłość’ jest u Szatana z natury swej niemożliwa. Szatan zajmuje postawę krańcowo radykalnego przeciwieństwa do Boga, sam będąc nie-darem, nie-miłością, nie-życiem.

Bóg Prawdy, tzn. wierności swemu zamysłowi: raz swemu żywemu Obrazowi zaofiarowanej komunii Miłości i Życia, staje się po upadku człowieka natychmiast jego Odkupicielem. Dzieje się to nie dopiero w Nowym Testamencie, ale poczynając od pierwszego upadku pra-rodziców w Ogrodzie Eden (por. Rdz 3,15: zapowiedź Odkupiciela i Odkupienia).

Natomiast Szatan będzie wykorzystywał całą swą inteligencję, której mu Bóg po jego buncie nie odebrał, wciąż tylko do tego: w jaki sposób mężczyznę i kobietę uwieść i go wtrącić w zgubę – wieczną. Jakże precyzyjnie kreśli jego wszystko niszczącą rolę pierwszy z zastępców Chrystusa na ziemi, św. Piotr Apostoł:

„Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, Diabeł,
jak lew ryczący krąży, szukając kogo pożreć.
Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu ...” (1 P 5,8).

Inny z Apostołów, św. Jakub, dopowie dla umocnienia tych, którzy zawierzą Odkupicielowi:

„Bądźcie więc poddani Bogu,
przeciwstawiajcie się natomiast Diabłu, a ucieknie od was.
Przystąpcie bliżej do Boga, to i On zbliży się do was ...” (Jak 4,7n).

Jan Paweł II określił bardzo precyzyjnie podstawową metodę zakłamywania, jaką Szatan niestrudzenie stosuje od pra-początku. Ponieważ Szatan nie jest zdolny do tworzenia dobra i ani nie potrafi, ani nie chce być osobą-darem, wiedzie on na wszelkie sposoby do odcięcia Bożego Obrazu od komunii z Bogiem, a konsekwentnie również komunii międzyludzkiej, zaszczepiając niestrudzenie zatrute owoce podziału. Ojciec święty wskazuje na to w swej encyklice o Duchu Świętym:

[‘Władca tego świata’, czyli Szatan] ... od początku wykorzystuje dzieło stworzenia
przeciw zbawieniu,
przeciw Przymierzu
i przeciw zjednoczeniu człowieka z Bogiem ...” (DeV 27).

Ponieważ Szatan nie ma innego ‘świata’ do dyspozycji, tylko ten który został stworzony przez „miłującą Wszechmoc Stwórcy” (DeV 33) jako „dobry, bardzo dobry” (por. Rdz 1,31), skazi on w wyobrażeniu i pragnieniach człowieka ten „dobry” świat i dobre Boże dary, zwracając człowieka w ten sposób przeciw dziełu odkupienia i przeciw komunii człowieka z Trójjedynym.

Co więcej, Złemu udaje się skłócić dotąd harmonijną jedność u tych pierwszych dwojga, wezwanych do komunii życia i miłości małżeńskiej. W bezpośrednim następstwie podeptanej komunii z „miłującą Wszechmocą Stwórcy”, Adam i Ewa zaczynają wykłócać się i oskarżać wzajemnie w obliczu samego Boga. W miejsce dotychczasowego pokojowo przeżywanego „dwoje-jednym-ciałem” wkradnie się podporządkowanie sobie kobiety-żony przez mężczyznę-małżonka, choć nawzajem kobieta będzie na swój sposób usidlała mężczyznę swym pożądaniem (por. Rdz 3,16).

A chociaż ‘historia’ powinna by być ‘nauczycielką-drogowskazem życia’ [łacińskie: Historia magistra vitae] i wszyscy o tym dobrze wiedzą, nieustannie przez Złego kuszeni mężczyzna i kobieta wolą praktycznie ignorować Boże i ludzkie ostrzeżenia przed otwieraniem się na Złego. Stąd też zakłamywanie i śmierć, znaki które wskazują bezpośrednio na to, iż tędy przeszedł Zły, będą towarzyszyły praktycznie życiu każdego poszczególnego człowieka.
– Powiedzenie o roli ‘historii’ właściwie nigdy nie spełnia swej roli „nauczycielki życia”, chyba dopiero z perspektywy już popełnionego, kolejnego zła-w-oczach-Bożych, i oczywiście zła-względem-siebie-samego.

Jedynym sposobem wyrwania się człowieka spętanego więzami fałszu oraz pożądliwości, która „nie pochodzi od Ojca, lecz od świata” (1 J 2,16), będzie ciągłe nawrócenie i stały duch skruchy w przypadku doświadczanego kolejnego upadku, który każe odwołać się, chociażby w głębokim zawstydzeniu, do Bożego Miłosierdzia – z sercem mimo wszystko ufnie zawierzającym temu Bogu, który „nie chce śmierci grzesznika, lecz aby się nawrócił i żył”. Na usta powinny się wtedy cisnąć słowa z Ewangelii: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną ...” (Łk 18,38).

(7 kB)

2. Zwierzanie się Boga ze swej oblubieńczej miłości
u pra-początków

(6,8 kB)

a. Miłość Stwórcy proponującego komunię Życia-Miłości

Bóg Prawdy nie jest jedynie Stwórcą, który darowuje siebie powołanym do istnienia stworzeniom. Stworzeniu swego umiłowania: swemu żywemu Obrazowi – mężczyźnie i kobiecie, proponuje Bóg od początku ponadto przymierze ze sobą. Bóg zaprasza człowieka do wejścia w komunię ze swą Bożą Miłością i swym Bożym Życiem.

Sam taki fakt jest czymś zupełnie bezprecedensowym w dziejach wszystkich religii. Można zrozumieć ‘bóstwo’, które żąda ofiar ku swej czci, może nawet i krwawych ofiar z ludzi. Wymusza ono – względnie raczej: ludzie służący takiemu fikcyjnemu bóstwu – okrucieństw jako wyrazu składania sobie hołdu i uznania ludzkiej małości wobec majestatu swego bóstwa.
– Któraż jednak religia ośmielałaby się ukazać bóstwo, które by mówiło cokolwiek o swojej ‘miłości’ do stworzonego przez siebie człowieka?

Wiemy, że w religii Objawienia, kiedy to Jahwéh ukazuje się wybranym mężom i przez nich pozwala swemu Ludowi poznać dokładniej siebie oraz swój nieprawdopodobny zamysł: odkupienia człowieka, który w sytuacji próby odrzucił Bożą Miłość i dokonał niemal nieodwracalnego wyboru na własną wieczną zgubę, wcale nie tak rzadko zdarzają się chwile, gdy Bóg zaczyna mówić o sobie w pierwszej osobie, zatem stylem samo-objawienia. Bóg przejdzie na zwierzanie się ze swych najgłębszych przeżyć: żaru niczym nie zaspokojonej miłości względem swego żywego Obrazu. Skoro Bóg stworzył człowieka jako swoje Podobieństwo i swój Obraz, pragnie go obecnie mieć w najintymniejszej komunii Miłości i Życia ze sobą – na zawsze. Zupełnie tak, jak to kiedyś wyrazi Syn Boży Jezus Chrystus:

„Niech się nie trwoży serce wasze. ... Idę przecież przygotować wam miejsce.
A gdy odejdę – i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie
i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja Jestem.
Znacie drogę, dokąd Ja idę” (J 14,1-4).

Równocześnie jednak daje Bóg do zrozumienia, że zaproszenie do najintymniejszej komunii z sobą nie może dokonywać się bez dobrowolnego udziału każdego z osobna mężczyzny i kobiety, tj. jego świadomości i decyzji jego wolnej woli. Miłość odwzajemniona ze strony człowieka będzie ‘sobą’ jedynie jako dobrowolne podjęcie propozycji – jak się z biegiem czasu okaże coraz jaśniej: oblubieńczego ‘jedno’ z Trójjedynym. Wyrazi to kiedyś jednoznacznie Odkupiciel człowieka:

„Kto ma przykazania Moje i zachowuje je, ten Mnie miłuje.
Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca Mego,
a również Ja będę go miłował i objawię mu siebie ...” (J 14,21).

Podobnych wypowiedzi Bożych znaleźć można w obfitości już też w Starym Testamencie, m.in. za pośrednictwem Mojżesza, który na polecenie Jahwéh ukazuje konieczność dokonania wyboru między życiem a śmiercią, błogosławieństwem a przekleństwem (np. Pwt 30,15-20). Wiąże się to zatem z koniecznością przejścia każdego z osobna człowieka przez ‘ogień próby’ : dobrowolnego wprowadzenia w życie warunków etycznych, które ‘Oblubienicy’ pozwolą stanąć przed Bogiem-Oblubieńcem „jako czysta Dziewica” (2 Kor 11,2), przystrojona „jako Oblubienica zdobna w klejnoty dla swego Męża” (Ap 21,2). Bo przecież do „Domu Ojca” (J 14,2), zwanego również „Miastem Świętym – Jeruzalem” (Ap 21,10), „... nic nieczystego do niego nie wejdzie ...” (Ap 21,27).

Przykładowo przytoczymy chociażby dwie wypowiedzi Boga o sobie ze Starego Testamentu. Bóg wyraża się w nich w 1-szej osobie, czyli przemawia językiem samo-objawienia. Pytamy od razu: któryż ‘bóg’, oraz ‘bóg’ której z religii posunąłby się tak daleko, względnie dokładniej: zniżyłby się aż tak bardzo, żeby w pewnej chwili wynurzać się przed swym stworzeniem np. z takiego swojego przeżycia i tęsknoty:

Ukochałem cię odwieczną miłością, dlatego też zachowałem dla ciebie łaskawość.
Znowu cię zbuduję i będziesz odbudowana, Dziewico-Izraelu ...” (Jr 31,3n)!

Jahwéh mówi tu przez Jeremiasza (ok. 580 przed Chr.), nawiązując wprost do okresu Niewoli Babilońskiej, w jakiej znalazł się ówczesny Izrael za swe odstępstwa od Jahwéh. Bóg zapowiada Izraelowi powrót do utraconej Ojczyzny. Zwierzenie się Boga ze swej odwiecznej miłości dotyczy oczywiście każdego człowieka i wszystkich czasów.

Lub na odmianę pełne bólu wynurzenia Boże, wyrażone w 1-szej os., zapisane w księdze Proroka Micheasza (ok. 730 przed Chr.) – z powodu wzgardy Bożej Miłości przez odwiecznie niewdzięcznego i za ‘bogami cudzymi’ rozglądającego się Izraela:

„Ludu Mój! Cóżem ci uczynił? W czym ci się uprzykrzyłem? Odpowiedz Mi!
Otom cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli wybawiłem ciebie ...
Ludu mój! Wspomnij, proszę, co zamierzał Balak, król Moabu,
a co mu odpowiedział Balaam, Syn Beora? ...
Żebyś poznał zbawcze dzieła Jahwéh ...!” (Mi 6,3nn).

Nasuwa się natychmiast pełne zdumienia pytanie: cóż to jest za ‘Bóg’, który nie żenuje się zwierzyć i pożalić przed własnym stworzeniem ze swego bólu, iż nie tylko nie jest kochany, ale wciąż zdradzany?

Przypominają się przemodlone słowa Jana Pawła II z jego encykliki o Bożym Miłosierdziu. Fragment ten był w części V naszej strony przedmiotem szczegółowszego rozważania (zob. wyż.:  Przywrócenie miłości – twórczej mocy w człowieku):

„Bóg, którego objawił Chrystus, pozostaje nie tylko
w stałej łączności ze światem jako Stwórca, ostateczne źródło istnienia.
Jest On Ojcem: z człowiekiem, którego powołał do bytu w świecie widzialnym,
łączy Go głębsza więź niż sama stwórcza więź istnienia.
Jest to miłość, która nie tylko stwarza dobro, ale doprowadza do uczestnictwa we własnym życiu Boga:
Ojca, Syna, Ducha Świętego. Ten bowiem, kto miłuje, pragnie obdarzać sobą” (DiM 7u).

Zaproszenie do „uczestnictwa we własnym życiu Boga” jest z istoty swej czymś tak niesłychanym, że brzmi jak nieprawdopodobna bajka. Tymczasem taka jest porywająca rzeczywistość Prawdy Bożego objawienia. Zwraca się ona bez wyjątku do każdego człowieka jako Boży dar i wezwanie – w tęsknym, ale i zatroskanym ze strony Boga oczekiwaniu na jego przyjęcie.

Samo już ‘Boże oczekiwanie’ na człowieczą odpowiedź jest kolejnym nieprawdopodobnym faktem. Do zawrotu głowy doprowadza samo uświadomienie sobie, że Trójjedyny, który w Jezusie Chrystusie stał się Bogiem „na-dotyk”. Tenże Bóg nie poczytuje sobie za ujmę, by pukać z cierpliwością do ludzkiego serca.

(4.7 kB)
Papieżowi sprawiono laptopa ... Dnia 21 listopada 2001 r. podpisał Ojciec święty Adhortację Apostolską: Ecclesia in Oceania (Kościół na Oceanii) i wysłał go w świat pocztą elektroniczną. Tym samym Adhortacja dotarła do adresatów do wszystkich diecezji regionu Oceanii natychmiast. Papież nie ukrywał zadowolenia. Światowe agencje prasowe zamieściły na swoich stronach zdjęcie tego momentu. Papieski uśmiech, laptop z herbem Watykanu i historyczne kliknięcie. Było to najszybsze w historii doręczenia dokumentu papieskiego. Co prawda Ojciec święty chętnie doręczyłby ten ważny dokument zainteresowanym regionom osobiście - w kolejnej Pielgrzymce Apostolskiej do Australii, Nowej Zelandii, Nowej Gwinei i na Wyspy Fidżi itd. To jednak byłoby praktycznie niemożliwe do zrealizowania. Dlatego tym razem Ocean Spokojny przybył do Rzymu. Jan Paweł II tym samym przekroczył kolejną, tym razem internetową granicę swojego pontyfikatu.

Jan Paweł II przedstawi to kiedyś w słowach: „... Jako Ukrzyżowany ... stoi i kołacze do drzwi serca każdego człowieka, nie naruszając jego wolności, ale starając się z tej ludzkiej wolności wyzwolić miłość” (DiM 8; por. Ap 3,20). Słowa te doprowadzają człowieka do zawrotu głowy. Bóg ... klękający z nieśmiałą prośbą przed człowiekiem! Dopraszający się z pełnią swej delikatności ... uchylenia dla Niego rąbka swego serca! Taka jest rzeczywistość odniesień na linii Trójjedyny – a Boży żywy Obraz: mężczyzna i kobieta.

Na tym jednak wcale jeszcze się nie kończy. Okazuje się, że dopiero co wspomniane określenie: ‘przymierze miłości’ przywodzi samo przez się na myśl małżeństwo. Bóg nigdy nie proponuje ‘testamentu’, lecz zawiera ‘przymierze’.
Testament dotyczy spraw spadkowych, które mają wejść w życie po śmierci osoby sporządzającej testament.
Przeciwnie zaś, przymierze jest układem zobowiązującym aktualnie żyjące dwie strony od razu, a nie dopiero po śmierci. Przymierze zakłada oczywiście właściwe sobie klauzule. Określają one jego ważność i warunki jego obowiązywania.

Przymierza bywały zawierane w starożytności między pojedynczymi ludźmi, ale i całymi państwami względnie narodami. Strony zawierające zakładały istniejącą przynajmniej pewną równość pomiędzy sobą. Umożliwiało to podjęcie warunków zobowiązujących jednakowo jedną i drugą stronę, utrzymanie stosunków przyjaźni i obopólną wymianę dóbr.

W naszym przypadku: przymierza, jakie Bóg zawiera ze swym żywym Obrazem: mężczyzną i kobietą, punktem wyjścia jest przepaść bytu między jedną a drugą stroną. Chociażby z tego tytułu przymierze tego rodzaju jest czymś niepojętym i po ludzku niewyobrażalnym. Bóg jest Nieskończony, człowiek zaś jest dziełem Jego stwarzającej miłości.
– Tymczasem bez poziomu jakiejś ‘równości’ nie byłoby mowy o przymierzu. Przepaści bytu pomiędzy Stworzycielem a stworzeniem nie da się zignorować, ani jej znieść.

Mimo to, Bóg, który za każdym razem sam pierwszy wychodzi z propozycją zawarcia przymierza, niejako nie poczytuje sobie za ujmę wyjść do swego Ludu i każdego z osobna mężczyzny i kobiety – z propozycją przymierza, na którym Mu najwidoczniej ogromnie zależy. Konsekwentnie zaś, sam Bóg przymierza zasypuje przepaść pomiędzy sobą a stworzeniem swojego umiłowania.

Jedynym zaś celem zaproponowanego przymierza jest dobro Ludu Bożego Wybrania: dobro doczesne i ostateczne każdego z osobna swego żywego Obrazu: mężczyzny i kobiety. Przymierze to stanie się gorącym zaproszeniem ze strony Boga do komunii ze sobą.

Bóg nie ‘myśli’ w tym wypadku o jakiejkolwiek własnej ‘korzyści’. Staje się natomiast cały darem dla swego Ludu. Z biegiem czasu okaże się jedynie coraz jaśniej, że Bóg traktuje zaproponowane przez siebie przymierze z całą powagą jako przymierze ... oblubieńcze, a nawet małżeńskie.
– Czy coś podobnego można by sobie wyobrazić w jakiejkolwiek innej religii?

Innymi słowy, najgłębszą treścią rzeczywistości, jaką Jahwéh ma na myśli, ofiarując Ludowi swego Wybrania – i każdemu człowiekowi: mężczyźnie i kobiecie przymierze ze sobą, jest ostatecznie więź typu oblubieńczego, a nawet małżeńskiego. Właśnie małżeństwo jest przymierzem: przymierzem komunii miłości i życia, jakie ze sobą zawierają dwie określone osoby, mężczyzna i kobieta.
– Skoro Bóg pierwszy „jest Miłością” – nie tylko fikcyjnie; i skoro tenże Bóg staje przed swym żywym Obrazem z naglącą propozycją: by zechciał podjąć przymierze Jego Miłości, która stale wyzwala Życie – stwierdzamy, że Bóg proponuje na swój Boży, absolutnie duchowy sposób, rzeczywistość właśnie tę, jaką stanowi komunia małżeńska: „dwoje-jednym-ciałem” – w miłości rozradowanej stwarzaniem życia.

Obracamy się w świecie tajemnicy. A przecież tajemnica ta, tak bardzo nieprawdopodobna, jest radosną rzeczywistością od pra-początku zaistnienia człowieka: Bożego Obrazu na ziemi. I oczywiście jednocześnie dramatem odniesień, jakie przez cały ten czas łaski ‘przeżywa’ na swój Boży sposób „miłująca Wszechmoc Stwórcy”.

Bóg jest oczywiście Duchem (J 4,24; 2 Kor 3,17) – i nie może być inaczej. A jednak jest On cały żarem gorejącej oblubieńczości. Bóg odnosi się do człowieka na swój Boży sposób od samego początku jego wywołania z nie-istnienia – oblubieńczo: jako do tej ‘swojej’, nad życie umiłowanej, z całą powagą prawdziwie – Oblubienicy!

Zapewne, w tej ‘oblubieńczej’ miłości Boga do swego żywego Obrazu nie będzie nic z cielesności. Nasz Bóg nie jest jak bogowie pogańscy, którzy występują jako partnerzy męscy i żeńscy i ‘zaliczają’ coraz inne ‘przygody’ pseudo-miłosne. Wspominaliśmy o tym nieznacznie wyżej (zob. wyż.: Prawda Bożego Objawienia a magia bóstw pogańskich). Nasz Bóg jest ponad wszelką płcią. Jest On źródłem płci. On ją stworzył i nadał jej określoną celowość, wpisując w nią właściwy jej sens – ale i jej właściwy ład.

Nie znaczy to, że cielesność i płciowość nie odgrywają w Obliczu Boga żadnego znaczenia. Bóg nas nie chce mieć jako istoty nie-płciowe. Bóg dobrze wiedział, dlaczego stworzył człowieka jako człowieka-mężczyznę i człowieka-kobietę. Do tego zagadnienia przejdziemy jeszcze w rozważaniach ostatniego rozdziału (rozdz. 9) niniejszej części. Wyposażenie w płciowość jest swoistym, zdumiewającym darem Bożej stworzycielskiej – a zarazem odkupieńczej miłości względem swego żywego Obrazu: mężczyzny i kobiety. Maryja jest w niebie z ciałem i duszą nieodwołalnie w pełni prawdziwą kobietą. Zaś Jezus Chrystus jest w niebie – dokładnie jak za swego życia na ziemi 2000 lat temu – najprawdziwszym mężczyzną. Do tych treści nawiązywaliśmy i rozważaliśmy je już niejednokrotnie poprzednio, poczynając od niemal pierwszych zdań niniejszej strony (zob. na początku: Boży dar płciowości).

A przecież Bóg – ten Bóg-Duch, który „JEST ... Miłością-Życiem” (por. 1 J 4,8.16), nie jest ‘miłością’ jedynie ‘w teorii’. Tym bardziej nie jest On ‘miłością’, która by była czymś w rodzaju ‘lodowatego marmuru’! Jeśli Bóg uzdalnia człowieka do miłości oblubieńczej – i z kolei rodzicielskiej, jest jasne, że jako pierwo-wzór swego żywego Obrazu wobec wszechświata, tym pierwszym oblubieńczym i rodzicielskim (por. Ef 3,15) jest sam przede wszystkim On: Trójjedyny. To co w ‘miłości’ jest istotne, tj. najściślejsze jednoczenie się w całkowitym darowaniu sobie nawzajem swoich osób, znajduje ze strony Boga najwyższe możliwe spełnienie od samego początku pojawienia się człowieka na ziemi.
– Tenże Bóg czeka jedynie cierpliwie – i bardzo pokornie na w pełni wolną, od wewnątrz się decydującą odpowiedź wzajemności ze strony tej ‘swojej’ – umiłowanej: mężczyzny i kobiety.

Toteż chociażby z tego właśnie względu każde małżeństwo jest w stopniu o wiele wyższym niż wszelka inna miłość międzyludzka stałym obrazem-znakiem nie tylko stworzycielskiej, ale wręcz oblubieńczej miłości Boga.
– Co więcej, każde małżeństwo jest z Bożego zamysłu miłości już „od początku” pra-sakramentem stworzenia. Jest mianowicie swoistym skutecznym znakiem, w imię którego „miłująca Wszechmoc Stwórcy” obdarzała każde ważnie zawarte małżeństwo łaskami nieodzownymi do spełniania jak najgodniej obowiązków związanych z wezwaniem danej pary do komunii miłości i życia – łącznie ze zwierzonym jej zadaniem przekazywania daru życia nowym ludzkim osobom i ich wychowywania.
– W pełni i w sposób instytucjonalny ujawni się sakramentalność małżeństwa dopiero w okresie „pełni czasów”, gdy Chrystus podniesie je do godności jednego z sakramentów założonego przez siebie Kościoła.

Bóg jednak dobrze wie, „co w człowieku się kryje” (J 2,25). Widzi, jak bardzo człowiek jest skłonny poddawać się ‘ciążeniu materii’. Wie, jak trudno się człowiekowi ‘domyśleć’, że sam Bóg zabiega o jego względy: jego wzajemność – w charakterze niejako oblubieńca, który przynagla oblubienicę, by zawierzyła jego miłości.
– W tej sytuacji Bóg niejako dłużej już ‘nie wytrzymywał’. Zaczął mówić do swego Ludu – swojej Oblubienicy, „Córy Jeruzalem” (Iz 1,8; Jr 14,17; Lm 2,13; itd.) o sobie i swoich niejako ‘tęsknotach’ za stawaniem się jedno-z-nią. Zaczął się zwierzać ze swojej do niej miłości ze wzrastającym natężeniem. Boże mówienie stawało się coraz bardziej niedwuznacznym wynurzaniem się ze swych zdumiewających, oblubieńczych propozycji względem tej ‘swojej’.

Pośrednim skutkiem takiego przemawiania Boga do swego Ludu stawało się pogłębiające się rozumienie świętości i godności samego małżeństwa – jako właśnie pra-sakramentu stworzenia oraz stałego znaku, który tym dwojgu, małżonkom, a także całemu Ludowi Bożego Wybrania miał uwidoczniać miłość tego Pierwszego: Boga. On przecież pierwszy ukochał człowieka miłością oblubieńczą, nieustannie do niego wysyłając sygnały tej miłości. Ale też On pierwszy – raz swemu Ludowi ‘ślubowanej’ miłości nie odwoła i jej nie zdradzi. Oto Boża wierność-w-miłości, zwana językiem biblijnym: „Prawda-Bożego-Objawienia”.

W ten sposób Lud Boży zaczął sobie uświadamiać, czym w ogóle jest małżeństwo i jakie powinny być jego niezbywalne przymioty, w tym przede wszystkim wierność i nierozerwalność. Niemożliwe przecież, żeby Bóg zaczął odwoływać się właśnie do małżeństwa, gdyby miała nie istnieć jakaś do Ludu Bożego Wybrania przemawiająca cecha, która na zasadzie analogii właśnie małżeństwa przybliżałaby zawsze wierną miłość Boga do Bożego żywego Obrazu: mężczyzny i kobiety. Miłość Boża w odniesieniu do człowieka jest widocznie w jakiś tajemniczy, a przecież rzeczywisty sposób podobna do odniesień, jakie istnieją pomiędzy mężem a żoną.

Bóg chciał przez to najwyraźniej dać swemu Ludowi jaśniej do zrozumienia, iż każde przymierze małżeńskie przybliża człowiekowi w czytelny sposób swój sens ostateczny. Mianowicie małżeństwo, tj. przymierze małżeńskie męża z żoną, jest jednym wielkim, przez Trójjedynego zamierzonym znakiem niosącym łaskę już też w okresie Starego Testamentu.

Znak ten winien przypominać człowiekowi i zarazem uwidoczniać mu Bożą ‘oblubieńczą’ miłość do swego żywego Obrazu. Ma to być znak niosący Bożą łaskę i błogosławieństwo do sprostania zadaniom, związanym z życiem w małżeństwie i rodzinie. Żyjąc w małżeństwie lub z kolei spoglądając na małżonków, żywy Boży Obraz może i winien sobie uświadamiać rzeczywistość dokonującą się równolegle w pionie Bożych odniesień do niego: Bożą miłość nie tylko stworzycielską, ale i tę nieprawdopodobnie bardziej zdumiewającą: Bożą propozycję typu oblubieńczego. Bóg proponuje i czeka na to, by człowiek zechciał stać się jedno-z-Nim: Bogiem – w tym samym Bożym Życiu i tej samej, Bożej Miłości (zob. do tego niż., grafikę: Grafika: Oblubieńcza Miłość Boga - a oblubieńcza miłość małżonków).

Czy nie taką wymowę mają co jakiś czas odnawiane, względnie zupełnie od nowa zawierane przymierza, jakie Bóg proponuje Ludowi swego Wybrania? Wybierane przez Boga pojedyncze osoby, a potem cały Lud Boży Izraela, są w Bożym zamyśle szczególnymi reprezentantami przymierza, jakie Jahwéh zawierał z rodziną człowieczą całą już „od początku”. Niemożliwe, żeby zamysł Boga w okresie Starego Testamentu różnił się od tego z okresu Nowego Testamentu, kiedy to stało się całkiem jasne, że Bóg „pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania Prawdy” (1 Tm 2,4; por. J 14,6; 17,2; 2 Kor 4,2). A tylko z braku odpowiednich warunków, m.in. Mężów Bożych, którzy by do takiego aktu przygotowali Rodzinę Człowieczą całą, Bóg zawierał i odnawiał przymierza z zasady w głębi serca każdego poszczególnego człowieka. Bóg dysponuje przecież zawsze wieloma sposobami ukrytymi, by nie dopuścić do przerwania dialogu miłości pomiędzy sobą jako „miłującą Wszechmocą Stwórcy” (DeV 33), a każdym z osobna swym żywym Obrazem. Każdego też z osobna oświeca odpowiednio światłem swej łaski, by każdy bez wyjątku mógł dostrzec w odpowiednim momencie i zrozumieć Boży zamysł miłości oblubieńczej względem niego – w oczekiwaniu na odpowiedź miłości na Bożą miłość.

(6,8 kB)

b. Przymierze Życia i Miłości zaofiarowane pra-rodzicom

Zapewne takie jest zasadnicze znaczenie sygnałów „miłującej Wszechmocy Stwórcy”, jakie co jakiś czas na nowo rozświetlają horyzonty rodziny ludzkiej całej. Wyrażają się w one w proponowanych i zawieranych przymierzach.

Nie ulega wątpliwości, że pierwsze takie przymierze, czyli swoiście oblubieńcza propozycja zaofiarowana człowiekowi: mężczyźnie i kobiecie, zostało zawarte w dialogu miłości, jaki się wywiązał pomiędzy Bogiem Stworzycielem a pra-rodzicami w chwili ich stworzenia. Bóg nie mógł nie dać im do zrozumienia – jako stojącym u samych korzeni rodziny ludzkiej całej, kim On sam jest – oraz jaki jest Jego zamysł miłości względem nich dwojga oraz rodziny ludzkości całej, która z nich miała się rozwinąć. Skoro Bóg stworzył ‘z’ miłości i ‘do’ miłości, ofiarując od początku oblubieńcze przymierze z sobą, nie mógł nie pokazać człowiekowi swojej niejako ‘legitymacji’, względnie ‘dowodu osobistego’. Pokazał im i pozwolił dokładnie zweryfikować oczywiście nie ‘coś’: dokument o sobie, lecz siebie samego – takim jakim JEST. Oblubienica musi wiedzieć, Kim jest i Jakim jest jej Oblubieniec, w tym wypadku Bóg-Oblubieniec. Tak dopiero może się zdecydować na zawarcie przymierza oblubieńczo-małżeńskiego z „miłującą Wszechmocą Stwórcy” (DeV 33).

Zawarte wtedy przymierze miłości pomiędzy Bogiem a rodziną człowieczą całą nie mogło nie być podobne w swej istocie do przymierzy zawieranych i odnawianych w dalszym rozwoju dziejów, z zaofiarowaną mężczyźnie i kobiecie wyraźną propozycją i jednocześnie naglącą prośbą, żeby swoje życie układali w komunii z Bogiem w Jego Miłości i Życia. Tak układane życie było jednocześnie warunkiem, żeby mogli w pełni ‘stać się sobą’ i tak osiągnąć pełnię otrzymanego człowieczeństwa.

Niejako tylko ubocznie wspomnianym aspektem tego pierwszego przymierza było pierwsze przykazanie, albo raczej ukazana pierwsza szansa, z jaką Bóg zwrócił się wtedy do człowieka: sprawdzenia szczerości we wzajemnej miłości względem „miłującej Wszechmocy Stwórcy”. Wspomniane przykazanie dotyczyło nie-spożywania z drzewa „poznania tego co jest dobrem – a co jest złem” (Rdz 2,17). Pra-rodzice dobrze rozumieli w „najtajniejszym ośrodku i sanktuarium” (DeV 43) swego sumienia, co oznacza ten owoc poznania „dobra-zła”. Działo się to na etapie ich pierwotnej niewinności, poprzedzającym chwilę nieuniknionej próby.

Niestety, ci dwoje dali wtedy posłuch „Wężowi Starodawnemu”. Zapatrzyli się w podsuniętą im przez Zwodziciela perspektywę „stania się jako BÓG”, gdyby im się udało ‘wyrwać’ Bogu Prawdy – władzę stanowienia o tym, co winno być dobrem, a co złem.

„Pierworodny wymiar grzechu” (DeV 33) wyraził się jako jednostronne zerwanie przymierza, z jakim Jahwéh w swej „miłującej Wszechmocy Stwórcy” wyszedł u samego zarania do skondensowanej w tych dwojgu – rodziny ludzkiej całej.
– Otrzeźwienie nastąpiło u nich natychmiast. Ale ... odrzucenie poprzednio ‘ślubowanej’ komunii miłości i życia z Bogiem stało się faktem dokonanym. Grzech pra-rodziców stał się pierwszą ‘zdradą oblubieńczego przymierza’, jakim Bóg związał się z mężczyzną i kobietą jako swą Mistyczną Oblubienicą czasów Starego Testamentu – w analogii do Ludu Bożego Nowego Przymierza, z którym Chrystus zawrze nieodwołalne Nowe i Wieczne Przymierze w Krwi swego odkupienia (por. Ef 5,21-33).

Nie będziemy tutaj wnikać we wcześniej już omawianą rzeczywistość grzechu. Spoglądamy natomiast na ten fakt z punktu widzenia zawartego, i niemal natychmiast jednostronnie zerwanego przymierza. Było to pierwsze – w znaczeniu biblijnym – „cudzołóstwo” z „bogami cudzymi” (por. np. Pwt 32,16nn.21), popełnione na oczach Boga i całego kosmosu.

Bóg Prawdy objawienia nie może zawrzeć przymierza innego rodzaju, jak tylko takie na kształt przymierza oblubieńczego. Człowiek – mężczyzna i kobieta, staje w obliczu Boga przymierza odtąd – po grzechu pierworodnym, jako ‘nierządnica’ (w znaczeniu biblijnym: chodzi o przekroczenie pierwszego Bożego Przykazania). Tak kiedyś wyrazi sprawę grzechu przeciw pierwszemu przykazaniu m.in. Prorok Ezechiel:

„Ale zaufałaś swojej piękności i wyzyskałaś swoją sławę na to, by uprawiać nierząd. Oddawałaś się każdemu, kto obok ciebie przechodził ...
Wziąwszy ozdobne przedmioty z mojego złota i z mojego srebra, które ci dałem, uczyniłaś sobie z nich podobizny ludzkie i przed nimi grzeszyłaś nierządem...
... urządzałaś sobie wzniesienia na każdym placu [= uprawianie kultu obcych bogów], a gardząc zapłatą nie byłaś podobna do nierządnicy, lecz do kobiety cudzołożnej, która zamiast swojego męża przyjmuje obcych ...”
(Ez 16,15.17.31n; Mąż = Bóg; OBCY = bałwochwalstwo: grzeszenie z Szatanem na oczach Boga = cudzołóstwo = grzechy przeciw I-mu Przykazaniu).

Grzech pra-rodziców stał się dramatem nie tylko pra-rodziców i całej rodziny człowieczej, ale z kolei śmiertelną próbą, jakiej poddana została „miłująca Wszechmoc Stwórcy”. Mówiliśmy o tym już parokrotnie wyżej (zob. zakończ. cz.V, r.1; oraz pocz. r.2. – Zob. np.: Bóg w próbie ... grzechu człowieka).
– Po ludzku o Bogu się wyrażając, fakt odrzucenia Boga jako Miłości-Życia nie mogło nie wyzwolić u Niego ‘mieszaniny’ przeżyć-reakcji: od „rozpalonego żaru Jego gniewu” (por. np Pwt 32,22) – po ból wzgardzonej miłości, a z kolei litości-miłosierdzia z powodu wiecznego nieszczęścia, jakie ci dwoje dobrowolnie sobie zgotowali. Wzgarda przymierzem, jakie Bóg z „wielką swą miłością, z jaką nas umiłował” (Ef 2,4) zaofiarował im, a w nich rodzinie człowieczej całej, postawiła Go wobec trudnej ‘próby’ Jego własnej Prawdy-Wierności. Bóg przecież nie potrafi być, z samej swej istoty – innym, jak tylko niezłomnym [= biblijne: Prawda-Wierność] w raz swemu żywemu Obrazowi zaofiarowanym zamyśle: zaproszenia go do „uczestnictwa w swej Bożej naturze” (por. 2 P 1,4).

Wierność Boga sobie samemu i swej człowiekowi niejako ‘ślubowanej miłości’ każe Mu „przetworzyć sprawę grzechu ludzkiego w nowe obdarowanie zbawczą miłością ...” (por. DeV 39).
– Boży zamysł miłości, która nie mogła być rzeczywistością inną jak tylko miłością oblubieńczą, nabywa w tejże chwili zabarwienia nowego: stała się miłością odkupieńczą. Bóg zobowiąże się zbawić człowieka ... w Bożym Synu-Słowie!

Bóg też wie zaraz z góry, że dokona się to za cenę niewyobrażalnie wysoką, na jaką mógł się zdobyć tylko On, Nieskończony Bóg-Oblubieniec. Wiemy przecież, co u Boga ‘przeważyło’ w obliczu człowieczego grzechu: Miłosierdzie niejako ‘zwycięży’ Bożą Sprawiedliwość (zob. DzF 1572; zob. też wyż.: W kierunku ujawnienia Miłosierdzia; oraz: Między Sprawiedliwością a Miłosierdziem).

Boża miłość nie wycofa swej oblubieńczej propozycji: Bóg pierwszy dochowuje wierności-w-raz-ślubowanej-miłości. Pomimo totalnej niegodności swej chronicznie niewdzięcznej i ‘cudzołożnej’ Oblubienicy.
– Oto prawdziwa miłość-dar: żadna cena nie będzie dla niej zbyt wysoka. Bóg-Oblubieniec położy ją na szale niejako bez zmrużenia oka – jako dramatyczną próbę wyrwania Oblubienicy z jej śmiertelnego zagrożenia definitywnym złem: utraty życia – wiecznego.

Wypada wreszcie zauważyć, że to pierwsze przymierze miłości Boga ze swym żywym Obrazem: mężczyzną i kobietą, znajduje swój wyraźny wyraz w pierwotnym sakramencie stworzenia, jakim się stało małżeństwo. Sam Bóg je wyraźnie ustanowił i obwarował je w swej stworzycielskiej radości szczególnym błogosławieństwem. Zmierzało ono nie tylko ku służeniu sobie tych dwojga wzajemną „pomocą”, lecz było zdecydowanie ukierunkowane na przekazywanie daru życia i tym samym żywego Obrazu Boga z pokolenie na pokolenie.

Ci dwoje pierwsi zostali przez Boga powołani i tym samym wyposażeni we wszelkie dary, nieodzowne do godnego wywiązywania się z zaistniałej w tej chwili komunii obopólnej miłości i życia, we wspólnie przeżywanej „doli i niedoli” (GS 49) życia małżeńskiego i rodzinnego. Ich wzajemna miłość małżeńska miała się stać „darem osoby dla osoby” (LR 11). Z chwilą zaś, gdy zaczną pojawiać się ich dzieci, „żywe odbicie ich miłości, trwały znak jedności małżeńskiej oraz żywa i nierozłączna synteza ojcostwa i macierzyństwa” (FC 14), oboje małżonkowie-rodzice mają stać się darem-osobą dla swego potomstwa.

(6.8 kB)
I te jeszcze cuda NATURY: kochającego Boga, który jest Stworzycielem - i Odkupicielem. A wszystko, co stworzył i uczynił, jest DOBRE. – Z Psalmu: „Błogosław, duszo moja, Pana! O Boże mój, Panie, jesteś bardzo wielki! Odziany we wspaniałość i majestat, światłem okryty jak płaszczem. Rozpostarłeś niebo jak namiot, wzniosłeś swe komnaty nad wodami. Za rydwan masz obłoki, przechadzasz się na skrzydłach wiatru ... Ty zdroje kierujesz do strumieni, co pośród gór się sączą. Poją one wszelkie zwierzęta polne ... Nad nimi mieszka ptactwo powietrzne, spomiędzy gałęzi głos swój wydaje” (Ps 104[103],1-3.10-12).

Nie będzie to wywiązywaniem się z działań jedynie po linii ‘biologii życia’ – i niczego poza tym. Ci dwoje, małżonkowie-rodzice, stają się mocą wywyższenia ich małżeństwa w tym momencie do godności pierwotnego sakramentu stworzenia – jeden raz więcej uwidocznieniem tej rzeczywistości, która dla człowieka pozostaje tajemnicą Boga Niewidzialnego, a przecież będącego samą Miłością i samym Życiem. On pierwszy jest Miłością-darem: tak w wewnętrznym Życiu swego Bóstwa, jak i w swych odniesieniach ‘na zewnątrz’, w tym przede wszystkim w stosunku do człowieka: mężczyzny i kobiety. Bóg pozostaje niezmiennie pra-wzorem dla swego żywego Obrazu wobec kosmosu – człowieka.

Nic dziwnego, że ci dwoje poprzez swą męskość czy kobiecość, wezwaną m.in. do oblubieńczości, wypełniają w ramach swej misji małżeńskiej i rodzicielskiej zaszczytne zadanie przenoszenia w widzialność kosmosu tajemnicy Boga, który pierwszy jest Miłością-darem w swych Bożych odniesieniach oblubieńczych do człowieka, tego „jedynego na ziemi stworzenia, którego Bóg chciał dla niego samego ...” (GS 24).

(7 kB)

3. Bóg ofiarujący przymierze
nowej ludzkości w Noem

(6,8 kB)

Stosunkowo obszernie przedstawia autor biblijny Przymierze, jakie Bóg zawiera z ocalałą w potopie ludzkością w osobie Noego (Rdz 8,20-9,17). Również tutaj wysuwa się bardzo wyraźnie przymiot Bożej Prawdy-Wierności raz człowiekowi zaofiarowanej miłości. Bóg zobowiązuje się niejako sam wobec siebie do Miłosierdzia. Pragnie wyrwać zagrożonego człowieka od zguby, która w perspektywie pełni czasów okazałaby się zgubą wieczną:

„... Nie będę już więcej złorzeczył ziemi ze względu na ludzi,
bo usposobienie człowieka jest złe już od młodości ...” (Rdz 8,21).

Czy te słowa, w których Bóg znieważony przez swój żywy Obraz: mężczyznę i kobietę, mówi o sobie ‘autobiograficznie’ w I-szej os., nie są wyrazem Jego co prawda stworzycielskiej mocy, lecz tym bardziej Jego ‘uczuciowego’ związania z rodziną człowieczą? Są to wynurzenia Bożej trudnej do zrozumienia, wiernej miłości do Jego wciąż wiarołomnej ... człowieka-Oblubienicy.

Podobnie jak po grzechu pra-rodziców w ogrodzie Eden, którzy jednocześnie stanowili pierwsze małżeństwo podniesione do wyżyn pra-sakramentu stworzenia, tak i w stosunku do rodziny człowieczej po potopie Bóg staje się dla swego żywego Obrazu jednoznacznym wzorem małżeńskiej wierności-w-miłości. Wierność ta każe wznosić się nieugięcie ponad subiektywnie doznawany ból spowodowany zdradą ślubowanej komunii przez tego drugiego. Szuka ona dróg dla jego ocalenia z zagrażającej mu zguby.

W zastosowaniu do Boga zdajemy sobie sprawę, że gdyby On nie był miłością, osądziłby ówczesną ludzkość z całą surowością i sprawiedliwością. Skazałby ją na ostateczną zagładę doczesną i wieczną. Nie podjąłby żadnych działań dla ocalenia chociażby samego tylko Noego i jego najbliższej rodziny.
– Tymczasem Bóg podejmuje zdecydowane kroki, by ocalić nie tylko oddanego sobie Noego, ale ze względu na niego i jego najbliższej rodziny, a ponadto przynajmniej przedstawicieli podstawowych gatunków zwierząt.

Oto kolejne ‘wynurzenie’ Nieskończonego Boga przed małością człowieka – z bólu swego zranionego Serca (por. DeV 39), które niemal już nie widzi ratunku dla nienawracalnego swego żywego Obrazu, mężczyzny i kobiety:

„Kiedy zaś Jahwéh widział, że wielka jest niegodziwość ludzi na ziemi
i że usposobienie ich jest wciąż złe,
żałował, że stworzył ludzi na ziemi, i zasmucił się.
Wreszcie Jahwéh rzekł: ‘Zgładzę ludzi, których stworzyłem, z powierzchni ziemi:
ludzi, zwierzęta, zwierzątka naziemne i ptaki powietrzne, bo żal mi, że ich stworzyłem’.
– Tylko Noe znalazł upodobanie w oczach Boga” (Rdz 6,5-8).

Nie wchodzimy tu w poprzednio już obszernie omówione zagadnienie niezwykle śmiałego antropopatyzmu, jakim autor biblijny nakreśla trudne do zrozumienia i wyrażenia Boże przeżycia Jego „miłującej Wszechmocy Stwórcy” (DeV 33. – Zob. do tego wyż.: Bóg cierpiący – zasmucony – uradowany: cały ten rozdz.). Zagadnienie to podjął Jan Paweł II w swej encyklice o Duchu Świętym (zob. DeV 39). Bóg zadecydował dokonać ‘oczyszczenia’ Rodziny Ludzkiej całej poprzez kataklizm straszliwego potopu, który miał zgładzić praktycznie wszystkich ludzi.

(13 kB)
Ptaki te szybują i doskonale wykorzystują prądy powietrzne, tak iż jednocześnie męczą się jak najmniej. Potrafią w locie przebiegać setki kilometrów, wykonując jedynie bardzo oszczędne ruchy.

Boża decyzja była spowodowana nienawracalnością ówczesnego człowieka. Jak zwykle, nagminne było zapewne przelewanie niewinnej krwi, gwałty i powszechnie uprawiane zwyrodnienia w zakresie seksualizmu:

„A kiedy ludzie zaczęli się mnożyć na ziemi, rodziły im się córki. Synowie Boga [= prawdopodobnie nieco ‘lepsza’ część ludzkości: Setytów, przyjmujących wiarę w Boga; por. Rdz 4,26], widząc, że córki człowiecze [= być może kobiety z linii Kaina-Lameka: moralnie bardzo zepsute] są piękne, brali je sobie za żony, wszystkie, jakie im się tylko podobały.
– Wtedy Bóg rzekł: ‘Nie może pozostawać Duch mój w człowieku na zawsze, gdyż człowiek jest istotą cielesną; niechaj więc żyje tylko sto dwadzieścia lat [= prawdopodobnie czas zostawiony jeszcze na opamiętanie-nawrócenie, aż do Potopu]. ...
– A w owych czasach byli na ziemi giganci; a także później, gdy Synowie Boga zbliżali się do córek człowieczych, te im rodziły ...” (Rdz 6,1-4; zob. też w. 12n).

Nadszedł potop. Nie może tu chodzić o jakąś wyjątkowo wielką powódź, lecz o straszliwy kataklizm, który objął praktycznie całą zamieszkałą ziemię. Wspomnienia o takim kataklizmie przechowały się w tradycjach ludów niemal wszystkich kultur i kontynentów – od Azji, po Afrykę i Amerykę. Najobszerniejsze opisy owego ‘potopu’ dochowały się w zapisach klinowych z środowiska Mezopotamskiego w epopei o Gilgameszu (na XI tablicy. Są to tabliczki spisane z pocz. 2 tysiąclecia. Stanowią kompilację utworu z poł. 3 tysiąclecia przed Chr. Zostały odkryte w 1853 pod Niniwą w bibliotece, którą założył Assurbanipal ok. 630 r. przed Chr.).

Rzecz charakterystyczna, według opisu wspomnianego akkadyjskiego poematu, z całą pewnością znanego o wiele później piszącym autorom biblijnym, potop był wynikiem nieproporcjonalnego do faktów kaprysu ‘bogów’. Mianowicie bogom przeszkadzali ludzie swym głośnym zachowaniem, gdy oni udawali się na drzemkę popołudniową.
– Pomijając politeistyczny charakter opisu, brak tu jakiegokolwiek moralnego odniesienia, który by uzasadniał decyzję straszliwego kataklizmu. Sam potop, wywołany przez boga, któremu podlegały żywioły, ostatecznie wymknął się według opowiadania babilońskiego spod kontroli bogów, którzy skomląc jak wystraszone psy, pouciekali do najwyższych kondygnacji nieba.

Zdecydowanie inne, niesprowadzalne do opowiadania babilońskiego, jest uzasadnienie potopu w relacji biblijnej (Rdz 6-9). Jest on tu przedstawiony jako przejmująca lekcja moralna o Bogu Prawdy, który nie może dłużej znieść zła moralnego. Ludzkość ówczesna popadła wskutek powszechnego zepsucia w stan grzechu i zatwardziałość serca, nie przyjmując już żadnego Bożego ostrzeżenia, ani zaofiarowanych środków ocalenia.

Jednym z Bożych głosów stał się Noe, przez którego Bóg zapewne wielokrotnie ostrzegał i nawoływał do odwrotu od popełnianego zła. Nietrudno sobie wyobrazić szydercze uwagi i cynizm, z jakim przyjmowano jego nawoływania do nawrócenia, a tym bardziej gdy coraz bardziej przynaglany przez Boga, przystąpił wreszcie do budowania Arki Ocalenia [zob. do tego komentarze z objawień prywatnych błog. Katarzyny Emmerich, w: Żywot i Bolesna Męka Pana Naszego Jezusa Chrystusa i Najśw. Matki Jego Maryi wraz z tajemnicami Starego Przymierza wg widzeń świątobliwej Anny Katarzyny Emmerich w zapiskach Klemensa Brentano, Częstochowskie Wydawnictwo Archidiecezjalne Regina Poloniae, Częstochowa 1998, 42-51].

Potop stał się dramatyczną ilustracją „Dnia Jahwéh” (por. Iz 13,9; 34,8; Jl 1,15; 2,1; 1 Tes 5,2; 1 Kor 3,13; 2 P 3,10), czyli Bożego sądu nad publicznymi i społecznymi grzechami tamtych czasów. Jednocześnie zaś Bóg okazał się ponownie – w przedłużeniu przesłuchania i sądu, jaki przeprowadził na pobojowisku grzechu w ogrodzie Eden – Bogiem Miłosierdzia i Łaski, który „nie pragnie śmierci występnego, ale jedynie tego, aby występny zawrócił ze swej drogi i żył” (Ez 33,11).

Potop oczywiście ani na moment nie wymyka się spod władzy Jahwéh, Boga Prawdy. Wręcz przeciwnie, autor biblijny kreśli panowanie Boga nad rozszalałym żywiołem w poglądowych słowach:

„Jahwéh zasiadł nad Potopem,
i Jahwéh zasiada jako Król na wieki ...” (Ps 29 [28],10).

Wyrazem ‘panowania-nad-sytuacją’ potopu jest przede wszystkim zrealizowany przez Boga zamysł: odnowienia rodziny ludzkiej przez Noego, któremu Bóg każe zbudować Arkę Ocalenia. W Noem bowiem znalazł Bóg osobę, która Mu całkowicie zawierzyła:

„Noe, człowiek prawy, wyróżniał się nieskazitelnością wśród współczesnych sobie ludzi.
Chodził on wytrwale przed Bogiem” (Rdz 6,9: przekł. własny z hebr.).

Nic dziwnego, że autor biblijny dołączy w swej relacji o potopie m.in. przedziwny szczegół, iż:

„Gdy już weszły do Arki samiec i samica każdej istoty żywej, jak Bóg rozkazał Noemu,
Jahwéh zamknął za nim drzwi ...” (Rdz 7,16).

Kolejnymi znakami szczególnego zatroskania Boga będzie „pamięć Boga o Noem” w Arce (por. Rdz 8,1; oraz zob. Ps 8,5; Jr 1,5; LR 10) i Boże polecenie po zakończeniu potopu, żeby wyszedł z Arki wraz z ocalałą rodziną i zwierzętami (Rdz 8,15nn).

Sam w sobie potop przedstawia autor biblijny jako kataklizm wód, które zalały cały ówczesny świat, „tak że zakryły wszystkie góry wysokie ...” (Rdz 7,19).
– Pamiętamy o tym, co w Słowie-Bożym-Pisanym objęte jest gwarancją Boga jako Prawdy objawienia, a co nie (zob. wyż.: Pewność Prawdy objawienia odnośnie do ‘że’ – czy ‘jak’, i c.d. paragrafu). Pismo święte nie jest i nie ma zamiaru być podręcznikiem historii powszechnej, geologii czy innych gałęzi nauki. Toteż i w tym wypadku Bóg nie obejmuje gwarancją siebie jako Prawdy objawienia szczegółów opisu potopu, a natomiast bierze odpowiedzialność za interpretację tego faktu w aspekcie naszego zbawienia w Chrystusie.

Niewątpliwie jednak, różnego rodzaju nauki przyrodnicze rzucają zgodnie ze swą kompetencją coraz nowe światło, zdolne podbudować od strony ludzkiej przedstawione w Piśmie świętym wydarzenie historyczne i przyczynić się do umocnienia naszej wiedzy i wiary (zob. do tego np. z naszej strony: UWAGA: Geofizyczne wyjaśnienie Potopu).

(12 kB)

RE-lektura: część VI, rozdz. 6b
Stadniki, 25.IV.2015.
Tarnów, 3.VI.2022.


(0,7kB)        (0,7 kB)      (0,7 kB)

Powrót: SPIS TREŚCI



c. Miłość-dar a Szatan: ‘dar’ zakłamania i śmierci

2. Zwierzanie się Boga ze swej Oblubieńczej Miłości u pra-początków
a. Miłość Stwórcy proponującego komunię Życia-Miłości
b. Przymierze Życia i Miłości zaofiarowane pra-rodzicom
Grzech pra-rodziców jako próba Boga

3. Bóg ofiarujący Przymierze nowej ludzkości w Noem


Obrazy-Zdjęcia

Ryc.1. Nabożeństwo na Wzgórzu Krzyży w Szawli, Litwa
Ryc.2. Jan Paweł II: Obraz z pierwszych lat Pontyfikatu
Ryc.3. Jan Paweł II: Papieżowi sprawiono laptopa
Ryc.4. Panorama gór i jezior
Ryc.5. Duże ptaki, mistrzowie w szybownictwie