(0,7kB)    (0,7 kB)

UWAGA: SKRÓTY do przytaczanej literatury zob.Literatura


(14 kB)

Rozdział Szósty

PRZYMIERZE MAŁŻEŃSKIE DWOJGA
A PRZYMIERZE BOGA
Z CZŁOWIEKIEM ODCZYTANE
Z PENTATEUCHU MOJŻESZA

*       *       *
„Będziesz MIŁOWAŁ Boga całym sercem ...”
(Pwt 6,5)

(11 kB)

Kolejne etapy stających przed nami rozważań

Trudno było nie poświęcić uwagi małżeństwu z etapu „początku” zaistnienia człowieka: mężczyzny i kobiety na ziemi. Tym bardziej że wyraźnie do owego „początku” będzie się odwoływał przede wszystkim Jezus Chrystus (zob. Mt 19,4.8), a potem Jego Apostołowie (np. Ef 5,31). Tak będzie szczególniej wówczas, gdy zajdzie potrzeba zajęcia stanowiska np. w obliczu wypaczeń, jakie nie Bóg, lecz ludzka słabość usiłowała narzucić Bożemu pojmowaniu instytucji małżeństwa. Autorem małżeństwa nie jest ślepa ewolucja, ani ktokolwiek z ludzi. Małżeństwo nie zostało też ustanowione dopiero przez Izraela, ani przez późniejszy Kościół Chrystusa. Stworzycielem małżeństwa jest sama „miłująca Wszechmoc Stwórcy” (DeV 33).

Wyżej podjęte rozważania, w których staraliśmy się wnikać stopniowo w panoramę coraz innych zagadnień idących ściśle w parze z instytucją małżeństwa oraz małżeństwa jako sakramentu, ukazują już też w postaci co najmniej zalążkowej bogactwo Bożo-ludzkiej rzeczywistości, w jaką małżeństwo wyposaży i przyozdobi w okresie „pełni czasów” Odkupiciel człowieka Jezus Chrystus.

Począwszy od stającego przed nami szóstego rozdziału niniejszej szóstej części, pragniemy docierać do Bożej wizji małżeństwa w oparciu o samo Boże objawienie, dostępne w zasadniczej mierze w Słowie-Bożym-Pisanym – i oczywiście Słowie-Bożym-Przekazywanym. Spoglądamy na nie, rzecz jasna, stale już w perspektywie pełni objawienia Bożego, jakie wraz z sobą przyniósł Syn Boży Wcielony, Jezus Chrystus.

Przedmiotem rozważań obecnego rozdziału (cz.VI, rozdz. 6) będzie małżeństwo w historycznie dokonującym się dopiero rozwoju samego Bożego objawienia – w jego charyzmatycznym ujęciu Słowa-Bożego-Pisanego Starego Testamentu. Chcielibyśmy ukazać rzeczywistość, która narzuca się coraz bardziej zdumiewająco i ukazuje głębię związanego z nim Bożego zamysłu.

Mianowicie małżeństwo winno być w całej swej rozciągłości jednym wielkim przerzutowaniem w doczesność człowieczą tajemnicy Boga, który pierwszy umiłował. Boża miłość jest od zawsze – miłością oblubieńczą względem człowieka. Bóg stworzył go jako mężczyznę i kobietę w zasadniczej mierze dlatego właśnie w taki sposób: w jego zróżnicowaniu płciowym, żeby wzajemne zdanie na siebie i lgnięcie do siebie małżonków, przybliżało sercu i świadomości Bożą tęsknotę za jedno-w-miłości z człowiekiem – w Życiu i Miłości z Nim na zawsze.

Oto etapy rozważań, jakie pragniemy poruszyć będą w obecnym rozdziale (Cz.VI, rozdz. 6):

§ A. Sygnały Bożej miłości kierowane do Rodziny Człowieczej poprzez małżeństwo
§ B. ‘Oblubieńcze’ odniesienia Boga do człowieka czasów pierwotnych
§ C. Boża Miłość w przymierzu zaofiarowanym przez Abrahama i Mojżesza
§ D. „Słuchaj Izraelu: Będziesz miłował Boga całym sercem ...” (Pwt 6,5).

Ilekroć zajdzie potrzeba, będziemy pełnymi garściami czerpali z refleksji na te tematy, podejmowanych przez Ojca świętego Jana Pawła II.

(10 kB)

A.   SYGNAŁY BOŻEJ MIŁOŚCI KIEROWANE
DO RODZINY CZŁOWIECZEJ
POPRZEZ MAŁŻEŃSTWO

(7 kB)

1. Tajemnica miłości
z pokolenia na pokolenie

(6,8 kB)

Mijały stulecia, tysiąclecia, może miliony lat od pojawienia się na ziemi człowieka: mężczyzny i kobiety. Na Rodzinę Ludzką całą przechodziło z pokolenia na pokolenie dziedzictwo grzechu pierworodnego. Każdy z potomków pierwszych rodziców przychodzi na świat w stanie ‘wygaszonej’ łaski uświęcającej. Rodzący się człowiek winien był nią promieniować. Tymczasem w następstwie grzechu pierworodnego – Bożej obecności w jego sercu nie ma. Nie jest to winą osobistą rodzącego się człowieka, ani jego bezpośrednich rodziców, lecz smutnym dziedzictwem „grzechu ludzkiego początku” (por. DeV 35).

(10 kB)
Jan Paweł II w pełni świeżości i energii. Ojciec Święty na wysokiej trybunie przy silnym wietrze. Jak chętnie nawiązywał on do roli WIATRU, który kojarzył zawsze z szczególnym działaniem DUCHA SWIĘTEGO:
– „Duch (wiatr-duch: spiritus) wieje tam gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża. Tak jest z każdym, który narodził się z DUCHA” (J 3,8: nocna rozmowa Jezusa z Nikodemem). Szczególnie CZWARTA Pielgrzymka jego do Polski cała upływała przy silnym wietrze (1-9.VI.1991, np. w Radomiu - 4.VI.1991).

Należną ekspiację za odrzucenie Bożej miłości w nie zdanej próbie u pra-początku istnienia rodziny człowieczej, a raczej stworzenie nieporównalnie bogatszej nadprzyrodzonej rzeczywistości – przyniesie dopiero Jezus Chrystus, Syn Boży Wcielony. Zstąpi On z nieba, by z jednej strony jako Nowy Adam potwierdzić ciągłość rodziny człowieczej zapoczątkowanej przez pra-rodziców z ogrodu Eden. Jednocześnie przynosi On w niewyobrażalnie nowy sposób Życie i Miłość Trójcy Świętej w rzeczywistość człowieka: Bożego Obrazu i Podobieństwa „od początku”.

Mocą zasług Jezusa Chrystusa oraz Jego Odkupieńczej śmierci na Krzyżu, grzech pierworodny zostaje zgładzony w chwili przyjmowania sakramentu chrztu świętego. Jest to jeden z siedmiu sakramentów, w jakie Odkupiciel wyposażył założony przez siebie Kościół. W chwili przyjęcia łaski chrztu świętego dusza człowieka zostaje rozświetlona Światłością, którą jest On, Syn Boży Wcielony: ukrzyżowany, zabity, a przecież zmartwychwstały. Człowiek ochrzczony staje się z tą chwilą żywą świątynią Trójjedynego. Jego wnętrze jest wypełnione Duchem Świętym, tak iż odtąd przebywa w nim Bóg (zob. do tego: 1 Kor 3,16; 6,19n). Taka jest Radosna Nowina i rzeczywistość dzięki odkupieniu dokonanemu przez Syna Bożego – Syna zarazem Człowieczego. Tylko On mógł powiedzieć o sobie:

„Ja Jestem Światłością świata.
Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności,
lecz będzie miał Światło Życia” (J 8,12).

Przekazywanie tego właśnie Bożego Życia z pokolenia na pokolenie miało się dokonywać – zgodnie z pierwotnym Bożym zamysłem, poprzez każdorazowych rodziców. Wezwani w sakramencie stworzenia „od początku” jednocześnie do świętego pra-sakramentu małżeństwa, mieli każdorazowi małżonkowie-rodzice pełnić zaszczytną misję przekazywania potomstwu Bożego życia i Bożej miłości poprzez swoje małżeńskie „dwoje jednym ciałem” (Rdz 2,25).

Samo zaś przeżywanie wzajemnego darowania sobie swoich osób m.in. w zjednoczeniu małżeńskim miało im samym, a także rodzinie człowieczej całej uprzytomniać tajemnicę tej innej miłości i radości, która zarazem jest źródłem ich ludzkiej miłości, mianowicie tajemnicę porywającej Bożej komunii Osób. Jeśli małżonków łączy miłość – również ta uczuciowa, mobilizująca do nieustannego życia-‘dla’  tego drugiego w małżeństwie, powinna ona sama z siebie nasuwać myśl o niepojętości tajemnicy wewnętrznego żaru tej miłości, jaka w łonie Trójcy Przenajświętszej staje się nieustannym darowaniem siebie i przyjmowaniem swych Bożych Osób.

Żar pełni Życia-Miłości w łonie Trójcy sprawia zarazem, że Boże Osoby niejako ‘nie umieją’ nie być tajemnicą nieustannego zapraszania stworzonego człowieka: mężczyzny i kobiety do uczestniczenia w tejże tajemnicy Bożej Miłości i Bożego Życia. Tu tkwi źródło wciąż wznawianej propozycji, z jaką Bóg zwraca się w swej „miłującej Wszechmocy Stwórcy” (DeV 33) do małżonków-rodziców, żeby zechcieli niejako współ-stwarzać wraz z Nim – nowe ludzkie osoby. Trójjedyny przekazuje każdemu poczętemu swój niezatarty Obraz i swoje Podobieństwo (Rdz 1,26n).

Jakżeż trafnie i w klimacie właściwego sobie ‘ciepła’ Bożej i ludzkiej miłości wyraża tę Bożo-ludzką rzeczywistość, w jaką wciągnięte zostają osoby związane z sobą przymierzem małżeństwa, Jan Paweł II w swej Adhortacji Familiaris Consortio (1981 r.):

„W swej najgłębszej rzeczywistości – miłość jest istotowo darem, a miłość małżeńska, prowadząc małżonków do wzajemnego ‘poznania’, które czyni z nich ‘jedno ciało’ [Rdz 2,24], nie wyczerpuje się wśród nich dwojga, gdyż uzdalnia ich do największego oddania, dzięki któremu stają się współ-pracownikami Boga, udzielając daru życia nowej osobie ludzkiej.
– W ten sposób małżonkowie, oddając się sobie, wydają z siebie nową rzeczywistość – dziecko, żywe odbicie ich miłości, trwały znak jedności małżeńskiej oraz żywą i nierozłączną syntezę ojcostwa i macierzyństwa” (FC 14).

Dopowiedzeniem do tych mobilizujących stwierdzeń są słowa tegoż Ojca świętego z jego Listu do Rodzin (1994 r.). Jan Paweł II przypomina w nich nie tylko spełnianą przez małżonków rolę ‘współ-pracowników’ Boga, lecz również twórczą obecność Boga w samym małżeńskim zjednoczeniu, szczególnie w przypadku poczęcia życia ludzkiego. Wtedy to sam już tylko Bóg zaszczepia w nowej ludzkiej osobie swój żywy Obraz i swoje Podobieństwo:

„Jeśli mówimy, że małżonkowie jako rodzice są współ-pracownikami Boga-Stwórcy w poczęciu i zrodzeniu nowego człowieka, to sformułowaniem tym nie wskazujemy tylko na prawa biologii, ale na to, że w ludzkim rodzicielstwie Bóg sam jest obecny – obecny w inny jeszcze sposób niż to ma miejsce w każdym innym rodzeniu w świecie widzialnym, ‘na ziemi’.
– Przecież od Niego tylko może pochodzić ‘Obraz i Podobieństwo’, które jest właściwe istocie ludzkiej, tak jak przy stworzeniu. Rodzenie jest kontynuacją stworzenia” (LR 9).


Obracamy się stale w tematyce miłości w jej najgłębszym znaczeniu, tj. jako daru osoby dla osoby (zob. LR 11). Wszyscy ludzie przeżywają mniej lub bardziej intensywnie ‘miłość’.

Nagminne jest posługiwanie się słowem ‘miłość’ w jej najbardziej zdeformowanych znaczeniach: jako typowego nie-daru, a natomiast ‘zagarniania-zawłaszczania’ – szczególnie zakresu seksualności, pojmowanej w uniezależnieniu od Boga i Jego zamysłu.
– Jednakże nawet największe zwyrodnienia ludzkich działań w tej dziedzinie nie zdołają wyrwać ‘korzeni’ miłości w jej najczystszej postaci, takiej jaką stworzenie swojego szczególnego umiłowania: mężczyznę i kobietę obdarowała „miłująca Wszechmoc Stwórcy’ (DeV 33) w dniu stworzenia. Przez cały też ciąg ludzkich dziejów, ludzie potrafili doskonale odróżniać to, co jest ‘miłością’-darem, od tego, co nią nie jest. Ocena ta wiąże się zawsze z intuicją wiary, swoistym echem ‘zmysłu wiary’. Ten zaś jest świadectwem działania Ducha Świętego w ludzkich sumieniach (zob. wyż.: Analogia wiary i zmysł wiary, oraz kontekst) – również poza widzialną przynależnością do Kościoła Chrystusowego.

Chociaż zaś ludzkości całej przez długie tysiąclecia daleko było do tej precyzji myśli i sformułowań, jaką Duch Święty obdarzy kiedyś Kościół Chrystusowy w tym względzie – przez rozważania o naturze ‘miłości’ Jana Pawła II, to przecież każda epoka wyraziłaby wobec przedkładanych przez niego konkluzji pełną akceptację i zrozumienie.

Z tego względu pragniemy jeszcze raz uświadomić sobie podstawowe założenia związane z właściwie pojętą ‘miłością’. Ta bowiem wiąże się zawsze z typowym dla niej dynamizmem od-środkowym [uwaga skoncentrowana na dobru tego drugiego]. Dzięki temu można z daleka odróżnić miłość prawdziwą – od wszelkiej anty-miłości z jej nieodmiennym znamieniem: dynamizmem do-środkowym [ważne jest moje ‘ja’: egoistycznie poszukiwana przyjemność].

(7 kB)

2. Na Boże pochodzenie wskazujące
przymioty komunii małżeńskiej

(6,8 kB)

a. Miłość i życie w małżeństwie: miłująca Wszechmoc Stwórcy

Rzetelne zastanowienie się potwierdza ogólnoludzkie odczucie wszystkich czasów, które nie może mylić, że źródła życia i miłości, w jakie zanurzają się małżonkowie w swych odniesieniach na co dzień jako przymierze-komunia miłości i życia [= miłość], zwłaszcza gdy dane im jest przeżywać małżeńskie „dwoje-jednym-ciałem”, a tym bardziej gdy wtedy stają się rodzicami [= życie], są transpozycją w widzialność ludzkiej rzeczywistości Boga, pierwszego i jedynego źródła Miłości, której innym imieniem jest Życie.

Jest rzeczą jasną, że życie nie powstaje ‘samo-przez-się’. Tym bardziej nie ma miłości samej-przez-się. Żadna też już istniejąca tylko ‘materia’ nie jest zdolna wykrzesać chociażby iskierki miłości. Tym bardziej nie mogą pochodzić te rzeczywistości od Tego, który jest nie-miłością i nie-życiem z swej istoty: Szatana.

Bóg zaś jest sobą: Miłością-Życiem, niezmiennie z samego-siebie. Takim jest On „od początku”. Sam też tylko On, jako autor i dawca tak ‘życia’, jak i ‘miłości’, rozsiewa je po stworzonym przez siebie świecie. Z tym że do ‘miłości’ zostaje uzdolniony wśród wszelkiego pozostałego stworzenia sam tylko człowiek, tj. osoba: mężczyzna i kobieta.

Sam też tylko On: Stwórca, zabezpiecza i warunkuje wielkość i godność człowieka w jego męskości i kobiecości jako Bożego Obrazu wobec kosmosu. Wyrazicielem zachwytu i wdzięczności w obliczu tej mobilizującej rzeczywistości są na dziś słowa Jana Pawła II:

„Ewangelia miłości Boga do człowieka, Ewangelia godności osoby i Ewangelia życia
stanowią jedną i niepodzielną Ewangelię” (EV 2).

Zaś św. Paweł, Apostoł Narodów, wyśpiewa niejako w najgłębszym hołdzie wdzięczności i uwielbienia w obliczu Bożego Ojcostwa:

„Dlatego zginam kolana moje przed Ojcem,
od którego bierze nazwę wszelki ród na niebie i na ziemi,
aby według bogactwa swej chwały sprawił w was przez Ducha swego
wzmocnienie siły wewnętrznego człowieka” (Ef 3, 14nn; zob. LR 5.7.10.15).

Tym samym stajemy ponownie niejako obiema nogami na gruncie małżeństwa. W nim właśnie i przez nie – za szczególnym darem i wezwaniem Ojca w Niebie, „bierze nazwę [swą istotę-rzeczywistość] wszelki ród [tajemnica życia] ... na ziemi”. Wskazują na to jedne po drugim wielokrotnie już wymieniane i omawiane przymioty, właściwe małżeństwu. Wołają one zarazem o ich przeżywanie po linii wezwania, płynącego z dopiero co przytoczonych słów św. Pawła: „... aby według bogactwa swej chwały sprawił w was przez Ducha swego wzmocnienie siły wewnętrznego człowieka ...”. Przeżywanie komunii małżeńskiej nie może się sprowadzać do jej doznawania na poziomie samej tylko ‘biologii-techniki’ seksualnej. Oboje małżonkowie powinni nieustannie przebijać się do świadomej pracy nad sobą, żeby nie odstępować od ‘panowania-sobie-samym’ i przesycać swoje odniesienia czujnie pielęgnowanym życiem ‘wewnętrznego’ człowieka.

Zalecenie to, a może bardziej precyzyjnie: zobowiązanie etyczne zaciągnięte w obliczu „miłującej Wszechmocy Stwórcy” (DeV 33), dotyczy m.in. nie przez człowieka wymyślonej, lecz zastanej struktury oraz dynamizmu małżeńskiego zjednoczenia płciowego. Nikt z ludzi ich nie wymyślił. Małżonkowie otrzymują dar wewnętrznego ładu małżeńskiego aktu jako rzeczywistość, na której powstanie i jej dalsze istnienie nie mają wpływu.

Chodzi oczywiście o moralne zobowiązanie w obliczu jego istnienia. Mają przecież ‘moc’, że mogę ten dar znieważyć i go podeptać. Przerasta natomiast ich ‘moc’, żeby ten dar ... unicestwić. „Miłująca Wszechmoc Stwórcy’ wyposażyła swój żywy Obraz w kosmosie: mężczyznę i kobietę w wolną wolą. Jest to dar niepojęty, ale i niezwykle ryzykowny. Podarowany przez Bożą miłość po to, żeby na ziemi mogła zaistnieć miłość: jako dobrowolny dar swojej osoby, a nie jako wymuszenie ‘miłości’ względem ‘miłującej Wszechmocy Stwórcy’.

Stąd też wszelkie znieważenie ładu małżeńskiego aktu, w tym wypadku np. jego struktury czy jego dynamizmu, łączy się w sposób niezbywalny i nieodstępny z osobistą odpowiedzialnością. Każdy mężczyzna i każda kobieta zdają sobie dobrze sprawę – w świadectwie nie zniekształconego głosu sumienia, że korzystanie z tego daru niesie z sobą za każdym razem niezbywalną odpowiedzialność za jakość jego kształtowania w obliczu Boga, i oczywiście określonego człowieka, a także chociażby tylko potencjalnego potomstwa i tym samym całej ludzkiej społeczności.

Z samej zaś struktury oraz dynamizmu związanego z przebiegiem aktu małżeńskiego wynika wniosek ontologiczny [zakorzeniony w samej prawdzie bytu] i antropologiczny [człowiek jako osoba], a tym samym wymóg etyczny [byt i dobro są zamienne]: że akt ten zawsze coś wyraża-oznacza [znaczenie aktu]. Oraz że wobec tego nie wolno swym działaniem w małżeństwie, a tym bardziej poza małżeństwem, podejmować jakichkolwiek działań, które by były sprzeczne z wbudowaną w akt „mową ciała”. Mówiliśmy o tym dostatecznie już w początkowych częściach naszej strony (zob. wyż. np.: Akt jako wyraz ‘Mowy Ciała’; oraz: Etyczny wymiar ‘mowy ciała’; a także: Przeciwrodzicielskie ingerowanie w ‘mowę ciała’; wszystko z kontekstem).

Odwołujemy się jeden raz więcej do człowieka jako osoby, który zatem jest niezbywalnie uzdolniony do myślenia i szukania-znajdywania prawdy bytu. Dotyczy to już też początkowych etapów jego rozwoju cywilizacyjnego.

Umysł, a i serce – uznaje, że akt zjednoczenia płciowego wyraża [= ukierunkowanie i sens] całkowitość darowania się sobie dwojga osób „... aż do końca”. Może chodzić jedynie o osoby, które są już związane z sobą przymierzem miłości, a nie dopiero chęcią, czy gorącym pragnieniem związania się z sobą w małżeństwie. Niemożliwe jest oddać siebie całego – ale tylko połowicznie [np. przez praktykę ‘zapobiegania’], względnie tylko ‘przejściowo’ [małżeństwo na ‘próbę’ itp.], czy na etapie jeszcze narzeczeństwa.
– Musi się to dziać już po wyrażeniu sobie zgody małżeńskiej w sposób oficjalny, przypieczętowany przez przedstawiciela zarówno Boga, jak i społeczności cywilnej. Zgoda ta musi być wyrażona przez tych dwoje w samym swym założeniu w sposób nieodwołalny : totalnie. Z jedynym zastrzeżeniem, że zmierza ostatecznie zawsze ku dobru w wizji Bożej, tj. ku ich obojga oraz ich potomstwa życiu – wiecznemu.

Tenże umysł, a i serce stwierdza, że w przeciwieństwie do innych form przyjaźni i miłości, ceną całkowitego oddania się sobie jest każdorazowo jednoczesne otwarcie się w tej chwili na oścież na możność przekazania życia ludzkiego.

(4.8 kB)
Ojciec Święty nie udawał przed światem, że nie jest chory. Zdawał sobie sprawę, że ludzie nie są w stanie zrozumieć jego słów wymawianych z ogromnym trudem. Stąd smutek, ilekroć pojawiał się w oknie swego apartamentu i przemawiał. Ale chciał wytrwać na stanowisku, aż Panu spodoba się odwołać go do siebie: do Domu OJCA.
– Z artykułu o cierpieniu Papieża: Ten Papież od wielu lat pokazuje, jak człowiek jest kruchy. Poprzedni Papieże umierali w samotności. Jan Paweł II chce być do końca z nami, bo chce uczestniczyć również w naszych rozstaniach. Umiera dzień za dniem i pokazuje to z odwagą, która nie zna porównań. - Mówi niejako: MUSZĘ przewodzić Kościołowi z cierpieniem. Papież musi cierpieć, aby każda rodzina zobaczyła, że istnieje wyższa Ewangelia: Ewangelia cierpienia, którą trzeba głosić, by przygotować przyszłość każdej rodzinie.
– Zapytany o możliwość rezygnacji z pełnienia funkcji Papieża odpowiedział: „Czy Chrystus zszedł z krzyża? Z ojcostwa się nie rezygnuje”.
– Rok 2005 jest rokiem męki Karola Wojtyły. Nikt go nie zdradził, nikt nie wyszydził. W chwili próby otaczają go najbliżsi, a z Placu św. Piotra do jego uszu docierają wyrazy miłości. - Lecz również Wojtyła jest sam wobec bólu i niemocy. Podniosłe ceremonie w bazylice jego już nie dotyczą. W Niedzielę Wielkanocną tylko spojrzał na Plac, który dotąd wypełniał swoim głosem. Jego oczy wypełniły się łzami. Jeszcze nigdy nie widzieliśmy, żeby Papież tak płakał. Przez ten płacz jest nam bliski jak nigdy. Chwyta za serce wierzących i niewierzących. Porusza tych, którzy kiedykolwiek widzieli śmierć bliskich. Na ostatnim odcinku swej wędrówki przemawia wyłącznie ciałem. Mówi, okazując cierpienie. Dodaje odwagi, obwieszczając milczącymi i wykrzywionymi boleśnie ustami, że ból ma sens, że nie jest jałowy, lecz urodzajny.
– Jan Paweł II świadomie postanowił pić z kielicha goryczy, kropla po kropli, do ostatka. I nie kryje się z tym. - Papież postanowił odsłonić rany, na wzór Ecce Homo. Ze swojej Kalwarii, na którą wstępuje dzień za dniem z paradoksalnym spokojem, mówi światu, że nie boi się cierpienia, upokarzającej niemocy ani tego, że zaciera się jego dawny wizerunek. Jego oczy wystarczą, by zaświadczyć, że nikt nie żyje i nie umiera dla siebie. Cierpienie, które przeżywa w Wielkim Tygodniu, dramatycznie rozświetlonym jego nieobecnością, jest przykładem oczyszczenia i pokory. A równocześnie przywraca godność bezimiennym cierpieniom milionów mężczyzn i kobiet, którzy żyją w udręce choroby bez żadnej sławy, pomocy czy współczucia.
– Dłoń, która pisała, nie ma siły nawet utrzymać kartki. A jednak swoim wycieńczonym ciałem Jan Paweł II wciąż głosi proroctwo. Ciałem i milczeniem Karol Wojtyła pisze być może najpiękniejszą swą encyklikę. - Nie boi się śmierci. To inni się niepokoją i martwią. On jest pogodny. W kręgu najbliższych przyjaciół, uniesiony wiecznym pięknem Rzymu, wyznał kiedyś za Horacym: „Non omnis moriar... Nie wszystek umrę” (Źródło: art.: http://www.sciaga.pl/tekst/35968-36-cierpienie_jana_pawla_ii_a_etyka_mediow ).

Akt zjednoczenia małżeńskiego rzutuje na samo w ogóle małżeństwo: jego cel i sens. Trudno nie dostrzec kryjącej się za tą rzeczywistością dłoni Boga, którego „miłująca wszechmoc” (DeV 33) jest Stworzycielem zarówno samego małżeństwa, jak i małżeńskiego aktu. Bóg wręcza dwojgu osób: mężczyźnie i kobiecie – między innymi przedziwnymi darami właściwymi dla ich stanu i powołania, również możność aż tak intensywnego wyrażania sobie swego jedno-w-miłości. Czyni to w chwili, gdy ci dwoje stają się przymierzem małżeńskim poprzez wyrażoną sobie, publicznie przypieczętowaną zgodę małżeńską.

Stworzyciel małżeństwa staje wtedy przed wolną wolą tych dwojga i zaprasza ich do budowania komunii miłości [jedności-wspólnoty] – tak potężnej, że będzie ona z natury swej szukała również swego uwiecznienia. Decydując się bowiem w swej wolności na komunię małżeńską, ci dwoje podejmują zarazem zaproszenie do współ-stwarzania wraz z Bogiem nowych ludzkich osób. Każdy nowy człowiek powinien być zgodnie z Wolą „miłującej Wszechmocy Stwórcy” owocem najwyższego darowania się sobie męża i żony w tej i takiej miłości, która z Bożego pochodzenia, ustanowienia i zaproszenia ma być przekazywana z pokolenia na pokolenie.

Tak od zawsze małżeństwo rozumiał Lud Boży Starego Przymierza, tak też obecnie małżeństwo jako sakrament rozumie Kościół Chrystusa. Wyrazicielem tej wiary są słowa papieża Pawła VI:

„Małżeństwo bowiem nie jest wynikiem jakiegoś przypadku lub owocem ewolucji ślepych sił przyrody: Bóg Stwórca ustanowił je mądrze i opatrznościowo w tym celu, aby urzeczywistniać w ludziach swój plan Miłości” (HV 8; rok 1968).

Słowa te nie są dopiero wymysłem ‘Kościoła’ drugiej połowy 20-go wieku. Są one jedynie odmiennym sformułowaniem wypowiedzi Boga-człowieka Jezusa Chrystusa, której wyżej poświęciliśmy nieco uwagi (zob. wyż.: Małżeństwo „na początku” ...). Chodzi o słowa Jezusowe: „Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną ...” (Mk 10,6nn).

Nic dziwnego, że Jan Paweł II napisze w Liście do Rodzin (1994) – w nawiązaniu do komunii i jednocześnie dozgonnego przymierza miłości-życia, które są niezbywalnymi przymiotami zaistniałego małżeństwa i które nie mogą nie pochodzić od samego Stworzyciela człowieka i małżeństwa:

„W niniejszym Liście do Rodzin pojawiają się dwa pojęcia, które są sobie bliskie, ale nie tożsame. Jest to pojęcie ‘komunii’ oraz pojęcie ‘wspólnoty’.
– ‘Komunia’ dotyczy relacji międzyosobowej pomiędzy ‘ja’ i ‘ty’.
– ‘Wspólnota’ natomiast zdaje się ten układ przekraczać w kierunku ‘społeczności’, w kierunku jakiegoś ‘my’.
Rodzina jako wspólnota osób jest równocześnie pierwszą ludzką ‘społecznością’. Rodzina powstaje wówczas, gdy urzeczywistnia się przymierze małżeńskie, które otwiera małżonków na dozgonną wspólnotę miłości i życia, dopełniając się w sposób specyficzny poprzez zrodzenie potomstwa. W ten sposób ‘komunia’ małżonków daje początek ‘wspólnocie’, jaką jest rodzina.
– Cała ta ‘wspólnota’ rodzinna jest dogłębnie przeniknięta tym, co stanowi samą istotę ‘komunii’. Czyż jakakolwiek inna ‘komunia’ może być porównana z tą, jaka istnieje pomiędzy matką a dzieckiem, tym dzieckiem, które ona naprzód nosi w swym łonie, a potem wydaje na świat?” (LR 7).

Wymienione przymioty są nie tylko chlubną cechą wybranych małżeństw, lecz zamierzonym przez Boga i zarazem zadanym wymogiem małżeństwa od zarania jego stworzenia. Rozumie się, że wszelki Boży ‘wymóg’ zobowiązuje wewnętrznie niezwykle silnie, a jednocześnie jest on sam w sobie kruchy. Zwraca się przecież do wolnej woli człowieka, a ta może się okazać chwiejną, niewytrwałą, albo wręcz grzeszną. W małżeństwie dotyczy to wolnej woli dwojga osób, co z natury swej wystawia małżeństwo na tym większą próbę.

Niezależnie jednak od ludzkiej ułomności, ilekroć dwoje ludzi wiąże się z sobą w przymierzu małżeńskim, publicznie pieczętując decyzję stanowienia odtąd podstawowej komórki społecznej ukierunkowanej na miłość i życie, nie mogą oni nie doświadczyć w sposób mniej lub więcej uświadomiony kryjącej się pod obopólną tęsknotą stanowienia „jedności dwojga” – miłującej dobroci, która pochodzi spoza świata. Jest nią Bóg, który pierwszy „jest – Miłością” (1 J 4,8.16). On pierwszy zaprasza stworzenie swojego umiłowania: mężczyznę i kobietę, do komunii w swoim własnym Życiu i swojej własnej Miłości. On przecież tylko jest źródłem miłości: jedynym i ściśle wyłącznym. Ani ‘materia’, ani tym bardziej Szatan: Duch upadły, nie są w stanie wykrzesać miłości.

Miłość małżonków znajduje swój wyraz na wiele sposobów ich komunii na co dzień. W rytmicznie powtarzających się chwilach ci dwoje pieczętują swoją komunię poprzez oblubieńcze stopienie się w jedno ciało.
– Całą swoją wartość jako właśnie miłości-daru czerpią te wyrazy małżeńskiej miłości i ich komunii z Ducha, który tajemniczo przesyca ciało. Człowiek przynależy przez swe ciało do świata materii. Ale przez ducha i dzięki niemu przynależy tym bardziej do świata wyższego: świata ducha.

Duch właśnie, czyli nieśmiertelna dusza ich obojga, ale tym bardziej wzywany w chwili zawierania małżeństwa DUCH Święty – stanowi o wielkości i godności przeżywanej małżeńskiej komunii. Jedność ta ma się przecież dokonywać – zgodnie ze wskazaniem Słowa-Bożego-Pisanego Nowego Testamentu, wpisanym jednak w samą naturę osoby każdego człowieka, a małżonków w sposób szczególny – w postawie, która każe tym dwojgu przeżywać jednocześnie przesycającą ich komunię świadomość stałej obecności „miłującej Wszechmocy Stwórcy”. Dzieje się to od zawsze poprzez dar Ducha Świętego, który każdorazowym małżonkom jest dany w sposób bardzo szczególny:

„Dlatego zginam kolana moje przed Ojcem, od Którego bierze nazwę wszelki ród na niebie i na ziemi,
aby ... sprawił w was przez Ducha swego wzmocnienie siły wewnętrznego człowieka” (Ef 3,14nn; zob. Rz 5,5; LR 7).

Człowiek – to przedziwna synteza współprzenikających się materii i ducha. Wracał do tego chętnie i wyrażał jakżeż kompetentnie Ojciec święty Jan Paweł II:

„Człowiek jako duch ucieleśniony, czyli dusza, która się wyraża poprzez ciało,
i ciało formowane przez nieśmiertelnego ducha ...” (FC 11; por. LR 19).

Określenia te dotyczą wciąż człowieka od samego zarania jego zaistnienia na ziemi. Tutaj – ewolucjonizmu nie ma. Czynnik duchowy człowieka określany jest językiem później wypracowanej filozofii i teologii mianem dusza. Z samej swej natury dusza nie może nie być nieśmiertelna. Jest ona oczywiście żywa. Ona to stanowi o wielkości i godności człowieka jako osoby. W niej odzwierciedla się w Bogu wiadomy sposób Boży Obraz i Podobieństwo, jakim jest człowiek stworzony w swej męskości i kobiecości do komunii osób.

Sama w sobie dusza zakłada władze właściwe duchowi: umysł – i wolę. Przez nie człowiek, ciało-duch naraz, przerasta wszelkie możliwości materii. Władze duchowe człowieka stają się też warunkiem, by mogła zaistnieć i rozwijać się miłość. Miłość z kolei wtedy dopiero staje się ‘sobą’, gdy ma do dyspozycji przestrzeń wolności.

Wolność to zdolność samostanowienia o sobie samym. Zdawali sobie o tym doskonale sprawę pra-rodzice w ogrodzie Eden.

(0,3 kB)  Zdolność do samo-stanowienia to równoważne określenie dawniej – i nadal używanego pojęcia ‘wolna wola’.

(0,3 kB)  Wolna wola idzie z kolei w parze z rozumnością: warunku żeby być samo-świadomym.

(0,3 kB)  Łącznie wzięte obie te władze ducha: wolna wola oraz rozumność – uzdalniają do odpowiadania za swoje czyny, tzn. podejmowania odpowiedzialności.

W takich dopiero warunkach może pojawić się miłość. Jedynie ktoś wolny – nie zniewolony [samo-stanowienie], zastanawiający się i poszukujący prawdy w jej różnych przejawach [samo-świadomość] zdolny jest przyjąć miłość jako dochodzący do niego ‘dar’: osobę-dar kogoś, kto miłuje. On też dopiero staje się zdolny odpowiedzieć miłością, tzn. sobą jako osobą-darem – na docierającą do niego miłość: osobę-dar.

Jan Paweł II, który tak głęboko wniknął w antropologię człowieka, tj. podstawowe ‘wyposażenie’ człowieczej natury jako osoby, wraca jeszcze raz – w ostatniej, przez siebie napisanej książce: „Pamięć i tożsamość” (Jan Paweł II, Pamięć i tożsamość. Rozmowy na przełomie tysiącleci, Wyd. ZNAK, Kraków 2005) do zagadnienia wolności i z nią związanej wielkości człowieka. Cytuje tam swój własny, we wcześniejszych latach ułożony utwór „Myśląc Ojczyzna ...”. Wypada wyryć sobie w głębinach swej świadomości i podświadomości jego zwięzłe, brzemienne słowa. Dotyczą one nie tylko współczesności, lecz stawały przed każdym mężczyzną i kobietą od zarania ich zaistnienia na świecie:

„Wolność stale trzeba zdobywać, nie można jej tylko posiadać!
Przychodzi jako dar, utrzymuje się poprzez zmaganie.
Dar i zmaganie wpisują się w karty ukryte, a przecież jawne.
– Całym sobą płacisz za wolność
– więc to wolnością nazywaj, że możesz płacąc ciągle
na nowo siebie posiadać ...” (PT 79).

Po czym dodaje – tym razem w nawiązaniu nie tylko do dziejów pojedynczego człowieka, lecz i narodu i ludów wszystkich czasów:

Słaby jest lud, jeśli godzi się ze swoją klęską,
gdy zapomina, że został posłany, by czuwać, aż przyjdzie jego godzina.
Godziny wciąż powracają na wielkiej tarczy historii ...” (PT 79n).

Jak po drodze życia porozstawione kamienie milowe – wymienia Jan Paweł II jedne po drugim komponenty wielkości człowieka: samoświadomość, samostanowienie, wolność. Uwydatnia zmagania o wolność, w których się ona potwierdza oraz czuwanie, by tej wolności nie zaprzepaścić.

Wszystko to wskazuje na swoistą ‘wypadkową’ wymienionych komponentów, mianowicie odpowiedzialność i ściśle z nią związaną poczytalność za podejmowane działania, w szczególności za kształtowanie miłości i wspólnoty-komunii:

„Stwarzając człowieka na swój obraz i nieustannie podtrzymując go w istnieniu,
Bóg wpisuje w człowieczeństwo mężczyzny i kobiety powołanie,
a więc zdolność i odpowiedzialność za miłość i wspólnotę ...” (FC 11).

Wspomniany Boży zapis w człowieczeństwie mężczyzny i kobiety dotyczy oczywiście człowieka począwszy od jego stworzenia w Ogrodzie Eden. Tym samym odnosi się on w bardzo szczególny sposób do człowieka w jego wezwaniu-powołaniu do komunii małżeństwa – we wpisanej w nie roli nieustannej transpozycji w widzialność świata – Bożej komunii Osób, ofiarujących mężczyźnie i kobiecie uczestnictwo w swym Bożym Życiu i swej Bożej Miłości.

(6,8 kB)

b. Miłość-dar gdyż
Bóg to nieodwracalnie On-dar

Papież Wojtyła mówi z całym zaangażowaniem o zobowiązującym charakterze obopólnej miłości małżonków. Jest to kolejny przymiot, zadany małżeństwu od zarania jego zaistnienia na świecie. Wyrazem przypieczętowanego zobowiązania się małżonków do rozwijania zawiązanej komunii miłości winno być stałe bycie-darem-‘dla’ tego umiłowanego. Przymiot ten: zobowiązujący charakter bycia osobą-darem, wiąże Ojciec święty z darem-osobą samego Boga. Małżonkowie zaś z woli Bożej winni ten właśnie Boży przymiot przenosić w widzialność doczesności.

Jednakże w świecie ludzi zaistniał grzech. Bóg nie potrafił ‘zareagować’ na widok grzechu stworzenia swego umiłowania inaczej, jak przetwarzając bycie Osobą-Darem dla człowieka w miłość Oblubieńczo-Odkupieńczą.
– A ta natychmiast nasuwa na myśl cenę, jaką Bóg położy za człowieka, by go odkupić z niewoli grzechu i zagrażającego mu wiecznego potępienia.

Mianowicie sam Bóg staje się w Bożym Synu-Słowie Odkupicielem człowieka, swego żywego, choć upadłego Obrazu. Ukaże On na sobie samym przerażającą, ale tym bardziej zdumiewającą i zachwycającą konsekwencję w swym byciu Osobą-Darem dla człowieka: mężczyzny i kobiety. Syn Boży stanie się w Jezusie Chrystusie „Ofiarą przebłagalną za nasze grzechy, i nie tylko za nasze, lecz również za grzechy całego świata” (1 J 2,2).
– Realizm i konsekwencja tego Bożego przymiotu: nieugiętej wierności miłości w swym byciu Osobą-Darem staje się nieodstępnym wzorcem, a tym bardziej dodaniem siły dla wszelkiej miłości, a całkiem szczególnie dla tej małżeńskiej, gdyby miała stanąć w obliczu pokusy odstąpienia od ślubowanej wierności.

Jan Paweł II napisze w swym Liście do Rodzin:

„Dar osoby z istoty swojej jest trwały i nieodwracalny. Nierozerwalność małżeństwa wynika nade wszystko z samej istoty tego daru: dar osoby dla osoby. W tym darze wzajemnym wyraża się oblubieńczy charakter miłości. W przysiędze małżeńskiej narzeczeni nazywają siebie imieniem własnym: ‘Ja ... biorę ciebie ... za żonę – za męża – i ślubuję ..., że cię nie opuszczę aż do śmierci’.
– Taki dar zobowiązuje o wiele ... głębiej niż to, co może być ‘nabyte’ ... za jakąkolwiek cenę.
– Zginając kolana przed Ojcem, od którego pochodzi wszelkie rodzicielstwo, przyszli rodzice mają świadomość, że zostali ‘odkupieni’, czyli nabyci za największą cenę: za cenę krwi Chrystusa, to jest daru najbardziej bezinteresownego, w którym sakramentalnie uczestniczą.
– Przysięga małżeńska dopełni się Eucharystią, czyli ofiarą ‘Ciała wydanego’ i ‘Krwi przelanej’. Sama z siebie już jest jej wyrazem” (LR 11).

Słowa te nawiązują w pełnym wymiarze do rzeczywistości już Nowego Testamentu: daru życia Syna Bożego na krzyżu oraz jego ciągłego uobecnienia w Eucharystii. Zobaczymy jednak niebawem, że i w okresie Starego Testamentu Bóg niejako ‘nadawał’ do swego Ludu, który traktował coraz wyraźniej jako swą Oblubienicę, bardzo niedwuznaczne sygnały, iż jest nieustannie jego zarówno Małżonkiem, jak i Odkupicielem.
– Wspomniana niczym nie dająca się zrazić ani zachwiać wierność-w-miłości, znaczy właśnie „miłować”, czyli „żyć-‘dla’ ...” umiłowanego i tym samym stać się darem dla niego. Taką interpretację wyrażenia ‘być-darem-dla’ podaje w pewnej chwili sam Jan Paweł II:

„... [być] bowiem bezinteresownym darem, co oznacza ‘żyć dla’ drugiego ...” (MuD 10).

W parze ze zdolnością stania się darem „osoby dla osoby” idzie z jednej strony zdolność przyjęcia osoby jako daru, a z drugiej zdolność wymiany tegoż daru. W ten sposób miłość-dar wyzwala miłość odwzajemnioną (por. MiN 54-79, zwł. 58.63.70nn). Ojciec święty wyraża to zwięźle:

„To miłość... sprawia, że człowiek urzeczywistnia siebie przez bezinteresowny dar z siebie.
Miłość bowiem jest dawaniem i przyjmowaniem daru.
Nie można jej kupować ani sprzedawać. Można się nią tylko wzajemnie obdarowywać” (LR 11).

(3.5 kB)
Jan Paweł II wiedział, co należy do jego zadań: głosić Chrystusa Odkupiciela odważnie, z przekonaniem, dając jednocześnie życiem swoim świadectwo wyznawanej wierze. Obojętne czy w chwilach triumfu - w ludzkiej ocenie, czy też klęski: nie spełnionych marzeń, chociażby odnośnie do zjednoczenia chrześcijaństwa - nawet z okazji obchodów jednorazowo pojawiającej się szansy Uroczystości Wielkiego Jubileuszu od Narodzenia Odkupiela świata.

Tak powinno być w pierwszym rzędzie w małżeństwie i rodzinie – niezależnie od tego, czy przymierze małżeńskie zawierały osoby epoki Starego, czy już Nowego Testamentu:

„Mowa tu o miłości samego Boga, którego współpracownikami i w pewnym sensie rzecznikami stają się rodzice, gdy przekazują życie i wychowują je zgodnie z Jego Ojcowskim zamysłem. Jest to zatem miłość, która staje się bezinteresownym darem, przyjęciem i ofiarowaniem:
– W rodzinie każdy spotyka się z akceptacją, szacunkiem i czcią, ponieważ jest osobą, jeżeli zaś ktoś bardziej potrzebuje pomocy, zostaje otoczony tym czujniejszą i troskliwszą opieką” (EV 92).


(6,8 kB)

c. Miłość: dar osoby dla osoby

Zdrowa intuicja nie myli się co do tego, że miłość nie jest samym tylko przyjemnym doznawaniem bliskości ciała, jakie przeżywa dwoje ludzi tulących się do siebie. Jest ona rzeczywistością znacznie głębszą. Miłość kocha nie tyle i nie tylko dla owego miłego doznania fizycznego, chociaż pełni ono rolę niezastąpioną. Miłość prawdziwa jest cała zapatrzona w dobro, jakiego aktywnie życzy umiłowanemu i pragnie je mu zapewnić.
– Toteż oboje oddają się sobie w pierwszym rzędzie na poziomie serca. Chodzi o ‘serce’ pojęte jako samo centrum człowieczego, osobowego ‘ja’. Tak rozumiano je zarówno epoce dziejów Rodziny Człowieczej przed dokonanym odkupieniem, jak i po jego spełnieniu.

Miłość może istnieć oczywiście jedynie pomiędzy osobami. Chociażby ze względu na jej podstawowy warunek: miłość zakłada decyzję wolnej woli człowieka. Wolna wola nie może podlegać żadnemu przymusowi z zewnątrz, żadnemu zastraszeniu czy innego rodzaju zniewoleniu. W takim wypadku byłaby wykluczona ‘miłość’, a zaczynałaby się niewola. Z tego właśnie względu nie można mówić o ‘miłości’ w przypadku zwierząt: u nich nie ma wolnej woli.

Wypada z kolei uświadomić sobie jasno, że w przypadku człowieka – miłość układa się nie pomiędzy ciałem a ciałem, lecz osobą a osobą. I tak – przy pocałunku, przy kochającym objęciu, czułym podaniu sobie dłoni itp., nie chodzi o kontakt ‘ciało-ciało’, lecz o dogłębne życzenie i przekazanie sobie dobra osoby, które z istoty swej przerasta samo tylko ciało-materię.
– Stąd pełen szacunku dystans w obliczu nie-przekazywalności i nie-odstępności osoby własnej – osobie innej w znaczeniu fizycznym. Jedna osoba nie może przekazać drugiej osobie na własność siebie w charakterze ‘rzeczy’ (MiO 77). Wbrew temu, że niejeden narzeczony, albo z kolei mąż – uważa swoją narzeczoną-dziewczynę, względnie swoją żonę (i na odwrót) w praktyce za swą wyłączną ‘własność’. Do tego stopnia, że gotów jest ją w krańcowym przypadku nawet zabić, gdy ją zobaczy np. rozmawiającą itp. z kimś drugim. Tego rodzaju zaborczość jest wszystkim innym, a nie miłością-darem.

Równolegle do tej nie-przekazywalności siebie komukolwiek w znaczeniu fizycznym – narzeczeni, a z kolei małżonkowie poszukują wzajemnej bliskości, a nawet zjednoczenia z sobą: w imię miłości. Dzieje się tak dlatego, że osoba może aktem swojej wolnej woli – w imię właśnie miłości, niejako odstąpić od nie-przekazywalności i nie-odstępności swojej osoby – osobie kogoś drugiego, umiłowanego. Chce wtedy aktem swojej wolnej woli stać się jego własnością. Oczywiście własnością nadal nie w charakterze rzeczy, lecz osoby-daru.

Pragnienie bycia ‘jedno’ w dobrowolnym osobowym darowaniu się temu drugiemu staje się szczególnie intensywne w przypadku małżeńskiego zjednoczenia płciowego. Dokonujące się „dwoje-jednym-ciałem” poprzez zjednoczenie w ciele wyraża wtedy jednak rzeczywistość tym głębszą: zespolenie przede wszystkim na poziomie serca-ducha, jako zogniskowania duchowo-cielesnych osób tych dwojga. W ten sposób w klimacie miłości osoby-daru staje się możliwe to, co jest niemożliwe w porządku fizycznym: przekazanie-darowanie osoby swojej – osobie tego drugiego, łącznie ze swoistym odstąpieniem swojej osoby – osobie tego drugiego.

Jest rzeczą jasną, że taka była rzeczywistość miłości „od początku” zaistnienia człowieka: mężczyzny i kobiety na ziemi. Już pierwszy człowiek wyczuwał doskonale, co to znaczy: zawłaszczyć ciało tego drugiego, a co znaczy stać się osobą-darem dla niego, przede wszystkim w małżeństwie jako sakramencie stworzenia. Chociażby ci pierwsi ludzie nie byli w stanie wyrazić tej rzeczywistości w tak jasnych słowach, w jakich rzeczywistość tę przedstawiamy językiem współczesności.

Wyrazem tak przeżywanej miłości jest chociażby odruchowa potrzeba zasłaniania swej płciowej intymności przed wzrokiem kogoś drugiego: nie powołanego (Rdz 2,25; 3,10n.21).
– O tym samym świadczy z kolei pierwsze morderstwo na świecie, o którym donosi Słowo-Boże-Pisane w swej relacji o Kainie i Ablu. Kain zabija Abla tak jakby był jego własnością-rzeczą (Rdz 4,8).

Grzech pierwszych rodziców zakłócił nieodwracalnie dotychczasowe „widzenie siebie jakby wzrokiem samej tajemnicy stworzenia ...” (MiN 53n). Człowiek przestał być „wolny ‘od przymusu’ swego ciała i płci ...” (MiN 60).
– Mimo jednak wszelkich zniekształceń tajemnicy miłości jako Bożego daru dla Bożego Obrazu: mężczyzny i kobiety, człowiek będzie po wszystkie czasy i epoki wyczuwał intuicją wiary, co jest zgodne względnie niezgodne z wewnętrznym ładem miłości jako daru osoby:

„W całej ... perspektywie swej ‘historii’ człowiek nie oderwie się nigdy od ‘oblubieńczego’ sensu swego ciała. Nawet chociaż ten sens ulegnie, ulegać będzie, wielorakim zniekształceniom, stale będzie tkwił pod nimi jako najgłębsza warstwa, która domaga się odsłonięcia w swej prostocie i czystości, oraz ukazania w całej prawdzie jako znak ‘Bożego Obrazu’. Tędy również poprowadzi droga od tajemnicy stworzenia do ‘odkupienia ciała’ [Rz 8,23] ...” (MiN 65).

(6,8 kB)

d. Sens ‘dwoje jedno ciało’

Zgodnie z wnioskami dawniej już podejmowanych rozważań zdajemy sobie sprawę, że celem i sensem zjednoczenia płciowego w przypadku męża i żony nie jest w pierwszym rzędzie utrzymanie ‘gatunku’ ludzkiego, tzn. rozród. Taki jest cel kopulacji w świecie zwierzęcym. W odniesieniach dwojga osób staje się zjednoczenie płciowe szczególnie dramatycznym wyrazem obopólnego całościowego darowania sobie nawzajem swoich osób w miłości, która rodzi się w następstwie świadomie i dobrowolnie podjętego i podtrzymywanego aktu woli bycia-‘dla’  tego umiłowanego.

Innymi słowy decydującym czynnikiem staje się w przypadku człowieka niezmiennie jego duch. On to nadaje sens podejmowanym w tej chwili działaniom. Duch zaś człowieka, czyli dusza ludzka, wezwana jest i uzdolniona do nieustannego kontaktowania się z Bogiem, który pierwszy jest Miłością-Darem siebie całego, w tym wypadku dla swego żywego Obrazu: mężczyzny i kobiety, którym proponuje przymierze komunii z sobą jako Bogiem.

Omawiane, aż „do końca” doprowadzone obopólne oddanie się sobie w całkowitości swych osób zakłada oczywiście decyzję na nierozerwalność zaistniałego związku oraz jego kontynuacji aż do śmierci – wbrew wszelkiej słabości ludzkiej woli i grzeszności człowieka. W przeciwnym razie byłoby ono ontologicznym – i tym samym etycznym zakłamaniem deklarowanej całkowitości w oddaniu się sobie.

Znaczy to jednak tylko tym bardziej, że celem współżycia płciowego nie jest samo jedynie rodzicielstwo. Współżycie dane jest małżonkom – i nikomu poza nimi – dla kształtowania oraz podtrzymywania m.in. w taki sposób miłości. Rodzicielstwo jest na gruncie ścisłej antropologii aktu współżycia niejako ‘po drodze’ obopólnego darowania się sobie rozwijającym się kwiatem. W dokonującym się u małżonków „dwoje jednym ciałem” owocuje ta miłość i przybiera postać odtąd już nie podlegającego zniszczeniu bytu nowej ludzkiej osoby.

Jakżeż trafne swą przedziwną prostotą i głębią są słowa Jana Pawła II z jego Listu do Rodzin, w których przedstawia on tę właśnie rzeczywistość:

„Ta sama logika bezinteresownego daru wkracza w ich życie, kiedy mężczyzna i kobieta w małżeństwie wzajemnie się sobie oddają i wzajemnie przyjmują jako ‘jedno ciało’ i jedność dwojga. Bez tej logiki małżeństwo byłoby puste.
– Komunia osób, na tej logice zbudowana, staje się komunią rodzicielską. Małżonkowie dają życie własnemu dziecku. Jest to nowe ludzkie ‘ty’, które pojawia się w orbicie ich rodzicielskiego ‘my’ ...
– ‘Urodziłam człowieka za sprawą Boga’ [Rdz 4,1], mówi pierwsza rodząca kobieta ... biblijna Ewa. Jest to człowiek naprzód oczekiwany..., potem ‘objawiony’ rodzicom i rodzeństwu.
– Cały ten proces – poczęcia, rozwoju w łonie matki, wreszcie zrodzenia, wydania na świat – służy do stworzenia stosownej jakby przestrzeni, aby ten nowy człowiek mógł się objawić jako ‘dar’. Albowiem również on – ten nowy człowiek – jest od początku takim właśnie darem. Jakże inaczej można określić tę istotę kruchą i bezbronną, która całkowicie jest zależna od swych ludzkich rodziców, całkowicie im zawierzona? Nowo narodzony człowiek oddaje siebie rodzicom przez sam fakt swojego zaistnienia. Istnienie – życie jest pierwszym darem Stwórcy dla stworzenia ...” (LR 11; por. EV 49).

Zauważamy, że również ten aspekt ludzkiej miłości pomiędzy małżonkami wszelkich epok istnienia rodzaju ludzkiego przedstawia niezmienną transpozycję w widzialność tego świata – tajemnicy Boga, który pierwszy jest nieustannym darem-Osobą dla stworzenia swego umiłowania: mężczyzny i kobiety. Objawia się to szczególnie w przypadku, gdy dwoje małżonków przyjmuje zaofiarowaną im przez Bogu gotowość współpracy z Nim jako „miłującej Wszechmocy Stwórcy”, mianowicie gdy ich komunia małżeńska owocuje komunią rodzicielską. Wtedy to z ust i serca każdej kolejnej kobiety-małżonki, która staje się matką, a z kolei każdego mężczyzny, który w ten sposób staje się mężem i ojcem, wydobywa się w obliczu cudu życia i miłości okrzyk pierwszej matki: „Urodziłam człowieka za sprawą Boga”  (Rdz 4,1).

(10 kB)

B.   ‘OBLUBIEŃCZE’ ODNIESIENIA
BOGA DO CZŁOWIEKA
CZASÓW PIERWOTNYCH

(7 kB)

1. Od nowa podjęte objawienie siebie
i zamysłu miłości
w Słowie-Bożym-Pisanym

(6,8 kB)

a. Uintensywnione sygnały Bożej Miłości przed ‘pełnią czasów’

W poprzednim paragrafie zwróciliśmy uwagę na ludzką miłość, zwłaszcza tę istniejącą pomiędzy dwojgiem osób związanych przymierzem małżeństwa, jako na stałe uwidocznienie tej miłości, którą jest Bóg jako Miłość-Życie. Ludzka miłość sama przez się wskazuje na Boga jako tego Pierwszego, od którego pochodzi wszelkie ‘miłowanie’ i wszelkie ‘życie’.

Bogu spodobało się uzdolnić człowieka: mężczyznę i kobietę do miłości: miłowania i doznawania miłości. Miłość byłaby niemożliwa, gdyby Bóg nie stworzył człowieka jako osoby. Tym samym jednak każdy przejaw miłości międzyludzkiej, a tym bardziej miłości jaka istnieje i powinna istnieć pomiędzy dwojgiem osób stanowiących małżeństwo, jest stałą transmisją w rzeczywistość ziemską tej Miłości, dzięki której Bóg jest Bogiem: Miłością-Życiem. Spokojne i z dystansu podejmowane rozważanie nad zjawiskiem i tajemnicą ‘miłości’ nie może nie ukazywać niezmazalnie na niej wyrytej ‘metki’ : miłość ludzka jest jednym stałym, głośno wołającym odnośnikiem, chociażby wskutek ludzkiej grzeszności bardzo skażonym – do ukrytego pod jej szatą Boga. Jeśli miłować próbuje i miłość przeżywa człowiek, to o ileż nieskończenie bardziej człowieka: mężczyznę i kobietę miłuje i za nim w sposób nieutulony tęskni ON: Bóg-Miłość, Bóg-Życie!

Nie ulega wątpliwości, że taki jest zamysł Boga w odniesieniu do swego żywego Obrazu w kosmosie: mężczyzny i kobiety. Boży Obraz ma z samej swej definicji przenosić w widzialność świata – Boga i Bożą Komunię Osób. Jest przecież stworzony i uzdolniony do życia właśnie w komunii osób – zgodnie ze swym Bożym pra-wzorem.

Szczególnie poglądowym przybliżeniem Boga w Jego przymiocie miłości-darze „osoby dla osoby” (LR 11) jest „od początku” każde małżeństwo. Nic dziwnego: jest ono pra-sakramentem – jako szczególny wyraz pra-sakramentu stworzonego przez Boga świata. Jako właśnie pra-sakrament stworzenia cieszy się też małżeństwo wyraźnym Bożym błogosławieństwem, ukierunkowanym na płodność małżeńskiej miłości, która wyraża się zdolnością przekazywania życia.
– Takim było małżeństwo od chwili stworzenia i takim jest ono po dziś dzień: zarówno jako komunia miłości i życia każdorazowych dwojga, jak i małżeństwo jako komunia dwojga przekształcająca się stopniowo w szerzej pojętą wspólnotę rodzinną.

Nie możemy jednak nie zauważyć, że żywotne Boże odniesienia do swego żywego Obrazu na ziemi: mężczyzny i kobiety, zaczęły ulegać na przestrzeni ostatnich dwóch tysięcy lat przed Chrystusem nasilającemu się przyspieszeniu. Nic dziwnego: dzieje kosmosu i rodziny człowieczej na ziemi zbliżały się milowymi krokami – do Bogu samemu znanej rachuby „pełni czasów” (zob. Ga 4,4; Mk 1,15; Ef 1,10).

Królestwo Boże, czyli zdumiewająco zaangażowane bycie-Boga z człowieczą rodziną stanie się „bliskie” (por. Mt 3,2; 6,33; Mk 1,15). Jak się okaże, zapowiadanym, a potem ogłoszonym ‘Bożym królestwem’ będzie sam Jezus Chrystus. On to stanie się zewnętrznie oczekiwanym, a wewnętrznie obecnym „Królestwem Bożym ... wśród nas” (por. Łk 17,20n). Nie jako przerażający swą władczością ‘Pan’, lecz oczekujący na akceptację swego zamysłu odkupieńczej miłości Boży Oblubieniec tych, którzy „... ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili” (J 1,13).

Na przestrzeni owych 2000 lat przed narodzeniem Chrystusa Bóg nie ograniczał się już do ‘mówienia’ w samym tylko sumieniu, owym „najtajniejszym ośrodku i sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam z Bogiem, którego głos w jego wnętrzu rozbrzmiewa ...” (por. DeV 43). Przeciwnie, Bóg – na swój Boży, dla nas niepojęty sposób, dłużej już ‘nie wytrzymywał’ w swych przecież „od początku” oblubieńczych odniesieniach do stworzenia swojego umiłowania: mężczyzny i kobiety. Człowiek niestety coraz bardziej oddalał się od Niego, wciąż chętnie słuchając głosu Złego, któremu ulegli już też pra-rodzice w ogrodzie Eden. Szatan zaś, „Wąż starodawny” (Ap 12,9) i „Duch Ciemności” (Ef 6,12; Łk 22,53; DeV 38), niestrudzenie:

„... zaszczepiał ... w psychice człowieka bakcyl sprzeciwu wobec Tego,
który ‘od początku’ ma być przeciwnikiem człowieka – a nie Ojcem” (DeV 38).

(7 kB)
Ależ bystry obserwator! – Z Ewangelii: „Rzekł jeden z uczniów do Jezusa: PANIE, naucz nas się modlić, jak i Jan (Chrzciciel) nauczył swoich uczniów! A On rzekł do nich: Kiedy się modlicie, mówcie: OJCZE, niech się święci Twoje Imię ...” (Łk 11,1n).

Na przestrzeni owych ok. 2000 lat przed narodzeniem Syna Bożego, Bóg wybierał sobie mężów „według swego serca” (1 Sm 13,14), których obdarzał całkiem bezprecedensowym charyzmatem Ducha Świętego: natchnienia skrypturystycznego. Dzięki niemu Słowo Boże objawiające – przybierało coraz hojniej postać mowy ludzkiej, ciesząc się ponadto przymiotem nie mniej bezprecedensowym: gwarancją Prawdy Bożego objawienia. W nim i przez nie Bóg zaczął całkiem od nowa objawiać-ukazywać człowiekowi siebie samego jako Boga Miłości, Przymierza, Odkupiciela i Oblubieńca-Małżonka.

Równolegle zaś Bóg ukazywał-objawiał coraz jaśniej swój zamysł związania się z człowiekiem – mężczyzną i kobietą, więzią najintymniejszą: oblubieńczo-małżeńskiego przymierza.
– Objawienie to przynosiła niezmiennie – jeśli na nie spoglądnąć z perspektywy już Nowego Testamentu – Druga Boża Osoba, tj. Syn-Słowo. Działo się to oczywiście stale za sprawą Ducha Świętego, Bożego ‘specjalisty’ od łączenia Osoby Syna-Słowa – ze Słowem Bożym mówionym i pisanym ludzką-mową. Inicjatywa tego niepojętego Bożego zamysłu wychodzi wciąż od Pierwszej Bożej Osoby: Boga-Ojca.

Jeden raz więcej widzimy, że Objawienie Boże to sprawa Trójcy Przenajświętszej całej (zob. do tego dokładniej m.in.: ks. Paweł Leks, Słowo Twoje jest PRAWDĄ, zwł. cz. I, rozdz. 1). Jakżeż by mogło być inaczej, skoro Bóg ‘nie potrafi działać’ inaczej, jak tylko jako Trójca Osób – również w czasach przed-Chrystusowych.

W wielu księgach Słowa-Bożego-Pisanego Starego Testamentu obserwujemy po ludzku trudne do pojęcia ‘uczuciowe’ zaangażowanie Boga w Jego „miłującej Wszechmocy Stwórcy” (DeV 33). Na czoło wysuwa się w sposób niedwuznaczny zdumiewająca miłość Boga względem swego żywego „Obrazu i Podobieństwa”: mężczyzny i kobiety. Zauważamy, że Słowo-Boże-Pisane nie pozostawia wątpliwości, jak bardzo Bogu zależy na odpowiedzi miłości swego żywego Obrazu – na dochodzącą do niego miłość ze strony Jego „miłującej Wszechmocy Stwórcy” (DeV 33).

Wyrazem wspomnianego zaangażowania ‘uczuciowego’ Boga są nie tylko słowa upodobania w podsumowaniu już zakończonego dzieła stwarzania: „Elohim [= Bóg] spojrzał na wszystko, cokolwiek uczynił. Zobaczył, że tak jest bardzo dobrze ...” (Rdz 1,31), lecz na swój sposób również Jego ‘uczuciowo’ zaangażowane słowa po przesłuchaniu pra-rodziców po ich upadku (Rdz 3,9-19).
– Nie są to słowa samego tylko surowego Pana-Sędziego, lecz tym bardziej boleśnie w swej miłości dotkniętego, kochającego Stworzyciela, który w tejże chwili staje się Odkupicielem swego żywego Obrazu. Co więcej, Bóg zapowiada już też zaraz cenę, jaką kiedyś osobiście położy dla odkupienia mężczyzny i kobiety, gdy pozwoli się śmiertelnie ‘ugryźć’ Wężowi Starodawnemu w swej odkupieńczo-oblubieńczej ofierze na Krzyżu (zob. Rdz 3,15). Pod Krzyżem zaś Syna stanie wtedy Jego Matka Maryja: Nowa Ewa przy Nowym Adamie Rodziny Człowieczej (zob. Rdz 3,15; oraz: RMa 18.47; MuD 11).

Z biegiem dalszych wieków, poczynając od powołania Abrahama (Rdz 12; w. 19? 18? przed Chr.), a tym bardziej od czasów Mojżesza, pośrednika uroczystego Przymierza, jakie Boża odkupieńcza miłość zaproponowała Ludowi swego Wybrania pod Synaj (Wj 19n; 24,7n; 34,10.27; ok. 1250 przed Chr.), zaczęły się mnożyć w Słowie-Bożym-Pisanym wyrażenia i wynurzenia tegoż Boga, zgodnie z którymi Bóg traktuje więź z Ludem swego Wybrania niedwuznacznie na kształt odniesień oblubieńczych, jeśli nie wręcz małżeńskich. Są to z początku zdania i wypowiedzi wyrażone niemal mimochodem.

Zresztą Bóg na różne sposoby określa więzi, jakie Go łączą z Izraelem, a w nim z każdym z osobna członkiem Ludu swego Wybrania. Raz podkreśla, że Lud Wybrany będzie Ludem „kapłanów” (zob. np. Wj 19,6; Iz 61,6; 1 P 2,5.9; Ap 1,6), kiedy indziej, że będą oni Jego Ludem, a On – ich Bogiem (zob. np. Wj 19,4n; Pwt 26,17.21; Joz 24,18; 2 Krn 14,11, Jdt 6,17n; Iz 25,1.9; Jr 7,23; itd.). Jedne i drugie określenia uwydatniają szczególną bliskość Ludu Bożego z Bogiem, który w swym zdumiewającym ‘zniżeniu’ dopuszcza kogoś pojedynczego, względnie cały Lud, do nieprawdopodobnej zażyłości z sobą.

W końcu jednak zaczynają pojawiać się w Bożych wynurzeniach w obliczu człowieka: mężczyzny i kobiety wyrażenia ujawniające Boże sygnały miłości do niego jako wręcz oblubieńcze i małżeńskie. Rozumiemy oczywiście, że wszystkie te wyrażenia wyrastają z analogicznej właściwości ludzkiej mowy (zob. do tego m.in. MuD 7n.23-25.29). ‘Oblubieńczość’ Bożych odniesień do człowieka nie będzie miała w sobie nic z uprawiania ‘seksu’ w zdegradowanym rozumieniu tego słowa. Bóg jest Duchem i nie ma w Nim cienia ‘materii’: jest On natomiast Stworzycielem całej ‘materii’.

Niezależnie od tego, Bóg będzie wciąż swoiście prostował rozumienie słowa i treści ‘miłość’. Będzie to nieustannie miłość rozumiana jako Bóg-dar, udoskonalający swą ‘Oblubienicę-człowieka’: mężczyznę i kobietę przez zapraszanie go do najintymniejszej komunii z sobą jako Miłością-Życiem, wzrastającego zadatku życia – wiecznego.

(6,8 kB)

b. Prawda Bożego objawienia
a magia bóstw pogańskich

Wypada przejrzeć obecnie jakiś wybór Słowa-Bożego-Pisanego Starego Testamentu o wynurzeniach ‘miłości’, jaką Bóg-Stwórca żywi do swego żywego Obrazu na ziemi, proponując mu niedwuznacznie związanie się z sobą w najintymniejszej, nieodwołalnie wiernej komunii miłości i życia.
– Jednakże wstępnie nasuwa się niejako ‘po drodze’ delikatne zagadnienie charakterystycznego środowiska politeistycznego [= wielobóstwo] całej starożytności, w jakim żył i rozwijał się Lud Bożego Wybrania. Trzeba by sobie postawić pytanie, czy Boże wynurzenia o swojej więzi ‘miłości’ z Izraelem nie są swoistym zapożyczeniem z pogańskiej mitologii w jej męsko-żeńskich odmianach?

Trzeba mieć stale na uwadze, że Izrael Starego Testamentu jest w sensie najdosłowniejszym unikalną ‘wyspą’ wśród wszystkich otaczających go ludów i państw politeistycznych [= wiara w wielość bogów]. W Izraelu toczyła się odwieczna walka o wyznawanie i zachowanie nie tylko heno-teizmu [= wiara w jedno, najwyższe bóstwo pośród innych jeszcze bogów], ale bezwzględnego mono-teizmu [= wiara w jednego Jedynego Boga prawdziwego, z wykluczeniem istnienia jakichkolwiek innych bogów-bóstw].

Według politeizmu [= pogaństwo; wielobóstwo] każde bóstwo sprawuje władzę nad ściśle określonym zakresem czy to zjawisk przyrody, czy spraw ludzkich. Bóstwa te występowały w powszechnie przyjmowanych wierzeniach w odmianach męskich i żeńskich. Każdej namiętności i każdemu zwyrodnieniu moralnemu patronowało określone bóstwo. Finałem swoistego ‘rozdrobnienia’ bóstwa na wielość bogów było niepoważne traktowanie samej boskości, choć ludzie jednocześnie bali się panicznie wywołać gniew czy rozdrażnienie któregokolwiek z nich.
– Ludy i narody obawiały się po prostu wyprowadzać wniosków z teoretycznej i praktycznej niemożliwości istnienia wielości bogów, a nie Boga jednego Jedynego. Zastanawianie się nad tym tematem było też swoiście blokowane przez kasty kapłanów, którzy w przeciwnym przypadku utraciliby natychmiast intratne stanowiska.

Ocena wielobóstwa z dystansu pozwala zrozumieć, że zbyt daleko posunięta ‘bliskość-poufałość’ pomiędzy boskością a światem ludzi i przyrody [= kondescensja: bóstwo schodzi na ziemię i poszukuje bliskości człowieka] wcale nie wychodziła ‘na dobre’ samym owym bóstwom. Ich natura: boskość – rozpływała się przez to w panteizmie [= wszystko jest ‘bogiem’].
– Dochodziło do paradoksalnej sytuacji, że – w przeciwieństwie do Izraela – nie człowiek miał być podobny do Boga, lecz działo się na odwrót: bóstwo zaczynało być ‘urabiane’ na ‘obraz i podobieństwo ... człowieka’. Pogaństwo usiłowało usprawiedliwić w ten sposób każde popełniane bezeceństwo przez odwołanie się do określonego bóstwa ‘patronującego’ coraz innemu zwyrodnieniu.
– Tego rodzaju wiara i postawa – jako doktryna religijna, była w Izraelu oczywiście absolutnie nie do przyjęcia, mimo stałych odstępstw wielu Izraelitów od rygorystycznego monoteizmu i ulegania pokusie ponętnych, szałowych kultów, uprawianych w środowiskach niekiedy najbliższych sąsiadów, dawnych mieszkańców Kanaanu i otaczających narodów.

W sytuacji środowiska politeistycznego nietrudno wytłumaczyć sobie powstanie kasty kapłanów. Ich zadanie polegało na opanowaniu sztuki zapanowania nad mocami coraz to kolejnych bóstw, by ich moce uczynić sobie służebnymi.

Na tym będzie polegała magia wraz z jej sztuczkami, zaklęciami, wymyślonymi żądaniami ludzkich ofiar dla ‘przebłagania’ gniewu pewnych krwiożerczych bogów.
– Istota wszelkiej magii polega właśnie na tym: wynaleźć tajemne sposoby w celu zmuszenia bóstwa i jego boskiej ‘mocy’ do swego użytku. W tej sytuacji nie Bóg góruje nad człowiekiem, lecz człowiek zdobywa władzę nad bóstwem-bogiem. Nie człowiek ma słuchać np. Bożych przykazań, lecz bóg musi stawać do usług człowieka-kapłana, który np. poprzez magiczne sztuczki i zaklęcia, z towarzyszącym im wymienianiem tylko kapłanowi znanego boskiego ‘imienia’, zmusza je do pełnienia ludzkiej woli.

Na coś podobnego nigdy nie było miejsca w autentycznym Izraelu. W nim inicjatywa wszelkich działań wychodzi od samego Boga.
– Jest to Bóg, który z jednej strony jest niedosięgalny, bo przewyższa całe stworzenie, którego jest Stworzycielem [Boża transcendencja: wszystko-Inność, przerastanie wszystkiego co jest].
– Jednocześnie zaś jest to Bóg, który w sposób niejako nieutulony poszukuje intymnej bliskości z człowiekiem [Boża kondescensja: Boże zniżanie się] i ją ofiaruje swemu żywemu Obrazowi na świecie: mężczyźnie i kobiecie. Jedynie dlatego uzdolniła „miłująca Wszechmoc Stwórcy” człowieka w chwili jego wywołania z nie-istnienia – do ‘miłości’: człowiek może być kochany, z kolei zaś człowiek może czynnie ‘miłować’ tak Boga, jak bliźniego.

Nigdy jednak nie dojdzie do zamazania w czymkolwiek Osobowego, transcendentalnego charakteru Boga objawienia. Bóg nigdy nie stanie się ‘rzeczą-do-usług’. Nigdy też Boża kondescensja nie zejdzie do poziomu utożsamienia się z jakąkolwiek niziną moralną ludzkich namiętności.

Zdumiewające wynurzenia Bożej oblubieńczości kierowane do Ludu Bożego Przymierza będą jednym wielkim oczyszczającym podnoszeniem Bożego żywego Obrazu do poziomu godnego „Świętości i Nieskalaności” Bożego oblicza (por. Ef 1,4).
– Izrael dobrze rozumiał, co miał na myśli objawiający się im Jahwéh, Elohim Izraela [Pan, Bóg Izraela], gdy się zwracał do Ludu swego Wybrania:

„Bądźcie świętymi, bo Ja jestem Święty, Jahwéh,
wasz Elohim [hebr.: Pan, Bóg wasz]...” (Kpł 19,3).

Nic dziwnego, że wszelka nieprawość moralna stoi w całkowitej sprzeczności w stosunku do Tego, który po prostu JEST (por. Wj 3,16; 6,3). Samo już Jego Imię: Jahwéh [= „On Jest”] jest równoznaczne z ‘wszechmocną pomocą’, tj. rzeczywistym byciem-‘dla’ Jego czciciela, który zawierza Jego Imieniu. Znaczy to, że człowiek zawierza-ufa Jemu jako „Temu Który JEST” i który chce być Tym Kim On JEST, gdyż jest Bogiem Przymierza, mającym Wszechmoc do dyspozycji:

„Nasza pomoc jest w Imieniu Jahwéh,
który stworzył niebo i ziemię’ (Ps 124 [123],8).

Wszechmoc Boga Prawdy objawienia jest przymiotem, który pozwala w sensie absolutnym odróżnić Boga prawdziwego od wszelkich tzw. ‘bogów’ – sztucznych, ‘obcych’. Ich ‘imieniem-istotą’ jest: nie-być, nie-istnieć, nie-móc-wesprzeć, nie-kochać (por. np. Ps 115 [113B],3-8). Wszyscy ‘bogowie’ to według hebrajskiego określenia ‘hébel’, tzn. ‘marność-NIC, nie-istnienie’ (por. np. Jr 2,5; 10,15; Pwt 32,21; 2 Krl 17,15).
– Przeciwnie zaś, Jahwéh to Bóg dysponujący nie fikcyjną, lecz rzeczywistą Wszechmocą, skoro przecież „stworzył niebo i ziemię” jako dzieło nie nawet swego „ramienia”, lecz „palców swoich” (Ps 8,4).

(27 kB)
Rodzina lampartów. Lepiej takiej ... się nie narażać !

Ale też wykluczone jest podejmowanie jakichkolwiek wysiłków w celu uczynienia sobie Bożej Wszechmocy ‘służebną’, jak to bywało przy uprawianiu pogańskiej magii. „Miłująca Wszechmoc Stwórcy”, ukazując swoją Świętość i Nieskalaność, daje aż nadto niedwuznacznie do zrozumienia, że zaproszenia do intymnej bliskości i komunii Miłości i Życia z sobą nie da się pogodzić z postępowaniem etycznym, które by ubliżało godności Bożego Oblicza, i tym samym godności człowieka jako Bożego Obrazu.
– Bóg Objawienia gotów jest spieszyć natychmiast z pomocą na każde wezwanie człowieka, swego ukochanego Obrazu (por. np. Iz 65.24). Nie będzie to jednak nigdy pomoc ‘za wszelką cenę’. Człowiek musi zachowywać się w sposób godny swego wezwania do intymnej komunii z Tym, który go ukochał. Jego postępowanie nie może polegać na zaspokajania niskich namiętności – w naśladownictwie stylu życia pogan.

Tu ma uzasadnienie jasne postawienie wymogu zachowań etycznych zgodnie z wewnętrznym ładem moralnym. Wymagania te są ujęte w tablicy Przymierza, jakie Jahwéh zaproponował Izraelowi w postaci „Dziesięciorga Słów” (Wj 34,28; Pwt 10,4), tj. Dziesięcioro Bożych Przykazań. Nie są one wymuszeniem zachowań moralnych, lecz apelem do wolnej woli Ludu Bożego Wybrania. Pobudzają one wzrastanie w godności osobowej człowieka jako Bożego Obrazu, ale i warunkują podjęcie zaofiarowanej przez Boga komunii Życia i Miłości z sobą:

„Strzeżcie więc ustaw i wyroków Moich, nie czyńcie nic z tych obrzydliwości [= niemoralnych praktyk pogańskich]. ...
Bo wszystkie te obrzydliwości czynili mieszkańcy ziemi, którzy byli przed wami, i ziemia została splugawiona.
Ale was ziemia nie wyplunie z powodu splugawienia jej, tak jak wypluła naród, który był przed wami. ...
Będziecie więc przestrzegać Mego zarządzenia, abyście nie czynili nic z obrzydliwych obyczajów, którymi się rządzono przed wami, abyście nie splugawili się przez nie. Bo Ja jestem Jahwéh, Bóg wasz” (Kpł 18,26).

(12 kB)

RE-lektura: część VI, rozdz. 6a
Stadniki, 22.IV.2015.
Tarrnów, 3.VI.2022.


(0,7kB)        (0,7 kB)      (0,7 kB)

Powrót: SPIS TREŚCI



Rozdz.6. PRZYMIERZE MAŁŻEŃSKIE DWOJGA A PRZYMIERZE BOGA Z CZŁOWIEKIEM
ODCZYTANE Z PENTATEUCHU MOJŻESZA
.
„Będziesz MIŁOWAŁ Boga całym sercem ...” (Pwt 6,5)


Kolejne etapy stających przed nami rozważań

A. SYGNAŁY BOŻEJ MIŁOŚCI KIEROWANE DO
RODZINY CZŁOWIECZEJ POPRZEZ MAŁŻEŃSTWO


1. Tajemnica miłości z pokolenia na pokolenie

2. Na Boże pochodzenie wskazujące przymioty komunii małżeńskiej
a. Miłość i życie w małżeństwie: miłująca Wszechmoc Stwórcy
b. Miłość-dar gdyż Bóg to nieodwracalnie On-dar
c. Miłość: dar osoby dla osoby
d. Sens ‘Dwoje jedno ciało’

B. ‘OBLUBIEŃCZE’ ODNIESIENIA BOGA DO CZŁOWIEKA CZASÓW PIERWOTNYCH

1. Od nowa podjęte objawienie siebie i zamysłu miłości w Słowie-Bożym-Pisanym
a. Uintensywnione sygnały Bożej Miłości przed ‘pełnią czasów’
Szatan ‘ugryzie’ Chrystusa na krzyżu
b. Prawda Bożego Objawienia a magia bóstw pogańskich


Obrazy-Zdjęcia

Ryc.1. Jan Paweł II w pełni świeżości i energii
Ryc.2. Jan Paweł II – w niemożności wydania głosu
Ryc.3. Jan Paweł II: rozmodlona energia ducha
Ryc.4. Co się to tam dzieje?
Ryc.5. Lampart z swymi małymi