(0,7kB)    (0,7 kB)

UWAGA: SKRÓTY do przytaczanej literatury zob.Literatura


(7,3 kB)

2. W obliczu dobra-zła
oraz życia-śmierci

(8,8 kB)

W obliczu niewymiernego zła, jakiego sprawcami stali się w ogrodzie Eden ci dwoje, pra-rodzice – trudno nie zastanowić się nad ich zdolnością dokonania takiego, najgorszego z możliwych wyboru. Jego skutki miały przejść na całą rodzinę człowieczą. Toteż należy postawić sobie pytanie, czy ci dwoje byli w ogóle zdolni podejmować tak bardzo odpowiedzialne i poczytalne decyzje. Jesteśmy przecież na etapie niezwykle prymitywnych początków zaistnienia człowieka na ziemi, kiedy to trudno mówić o jakiejkolwiek kulturze, wychowaniu, o układach społecznych.
– A jednak, relacja autora biblijnego nie pozostawia wątpliwości. Już pierwszy człowiek musiał dobrze wiedzieć, co to znaczy odpowiedzialność i proporcjonalna do niej poczytalność za swe wybory etyczne. Wypadałoby w tym celu jeszcze raz zastanowić się pod tym kątem widzenia nad obydwoma wątkami biblijnymi o utworzeniu pierwszego człowieka.

Z relacji biblijnej wynika, że człowiek otrzymuje od swego Stworzyciela dar istnienia jako osoba. Dzieje się to zatem w całkowitym przeciwieństwie do wszystkich pozostałych istnień na świecie, które z istoty swej nie są ‘osobami’. Zagadnieniu temu poświęciliśmy już niemało szczegółowej uwagi w pierwszych częściach naszej strony, gdy trzeba było zastanowić się nad antropologicznymi uwarunkowaniami człowieka: jego samo-świadomością, samo-stanowieniem, oraz ich wypadkową w postaci zdolności podejmowania odpowiedzialności (zob. np. Podstawowe wyposażenie ludzkiej natury: rozum-wola-odpowiedzialnośsć, oraz: Jeszcze raz: niezbywalne przymioty ludzkiej osoby). Sam tylko człowiek: mężczyzna i kobieta jest wyposażony w wolną wolę. Z tego względu tylko on wpośród całego pozostałego stworzenia jest zdolny miłować i być miłowanym [bo ma wolną wolę], zdolny tym samym do odwzajemnienia dochodzącej do niego miłości.

To zarazem wyjaśnia, dlaczego sam tylko żywy Boży Obraz: mężczyzna i kobieta stają się w akcie stworzenia w dwoistości ich płci „podmiotem Przymierza i partnerem Absolutu” (MiN 28). W tej sytuacji pierwsze docierające do nich Boże przykazanie-polecenie, dotyczące nie-spożywania owocu z drzewa poznania dobra i zła (Rdz 2,17), nie tylko nie umniejsza tych dwoje, lecz jest wezwaniem pod adresem ich serca-sumienia. Mobilizuje ich ono do podejmowania działań odpowiednich do godności podarowanego im człowieczeństwa oraz ich wyniesienia do poziomu łaski uświęcającej. To zaś zakłada stały rozwój życia wewnętrznego.

We wspomnianym pierwszym przykazaniu, z jakim „miłująca Wszechmoc Stwórcy” (DeV 33) zwraca się do pierwszego człowieka, obdarza Bóg człowieka::

„... wolnością niezwykle rozległą, może bowiem jeść ‘z wszelkiego drzewa tego ogrodu’.
Nie jest to jednak wolność nieograniczona: musi się zatrzymać przed ‘drzewem poznania dobra i zła’,
została bowiem powołana, aby przyjąć prawo moralne, które Bóg dał człowiekowi” (VSp 35).

Nad tymi słowami z encykliki Jana Pawła II Veritatis Splendor [Blask Prawdy] zastanawialiśmy się już parokrotnie. Sformułowanie Boże jest nie tyle nawet zakazem, ile ostrzeżeniem, połączonym z żarliwą prośbą ze strony Boga-Miłości, żeby człowiek, Boże umiłowanie, działał tak – a nie inaczej.
– Każdy też, kto słowa te czyta z uwagą, zauważa spontanicznie, że Bóg w żaden sposób nie wymusza działania po linii swego ostrzeżenia. Wręcz przeciwnie, Bóg odwołuje się do przedziwnego daru, jakim wyposażył swój żywy Obraz wobec kosmosu: do jego wolnej woli. Ukazuje natomiast uczciwie skutki, jakie by pociągnęło za sobą nie-posłuchanie Jego naglącej prośby.

Bóg daje jasno do zrozumienia, że ‘zyskiem’ ewentualnego nie-posłuchania tej prośby, co oczywiście pozostaje w możliwościach człowieka, będzie nieunikniona śmierć. Nie ulega zaś wątpliwości, że człowiek doskonale ‘wyczuł’ podarowanym mu ‘zmysłem wiary’, że tu nie chodzi o śmierć biologiczną, lecz tę znacznie bardziej tragiczną: zaprzepaszczenia życia – wiecznego. Oto prawdziwa miłość ze strony Boga: ostrzeżenie o potencjalnym, śmiercionośnym niebezpieczeństwie. Uruchomienie zaś sankcji owego Bożego ostrzeżenia, leży nie w rękach Boga, lecz samego człowieka.

Wszystko to dzieje się dlatego, że Stworzyciel, który jest Miłością, nie może miłości wzajemnej człowieka: mężczyzny i kobiety – nie poddać próbie na jej jakość. Mówiliśmy o tym już obszernie (zob. np. Nieodzowne poddanie próbie jakości miłości i dalszy ciąg rozważania).
– W swych słowach ostrzeżenia Bóg jedynie uświadamia człowiekowi, że decydowanie o dobru czy złu etycznym jest całkowicie wyjęte spod kompetencji któregokolwiek ze stworzeń. Toteż m.in. Kościół, nie mówiąc już o jakiejkolwiek władzy świeckiej, a tym bardziej o kimkolwiek prywatnym, nie jest władny ustanawiać tego, co jest – względnie winno by być „dobrem czy złem”. Sam tylko On: „miłująca Wszechmoc Stwórcy” i Bóg jako Świętość, jest władny ocenić i informować o wewnętrznym ładzie swych dzieł, oraz o tym, co temu ładowi się sprzeciwia.

Na pytanie zaś, skąd ci dwoje pierwsi: mężczyzna i kobieta, mieli ‘wiedzieć’, co jest dobrem a co złem, nietrudno sobie odpowiedzieć. Przy całym prymitywizmie okresu jeszcze nie rozwiniętej kultury, wiedzieli oni doskonale, co to znaczy, gdy Bóg każe im „świadomie rozróżniać i podejmować z chwili na chwilę wybór pomiędzy etycznym dobrem a złem, oraz życiem a śmiercią” (MiN 28).

Bóg nie rzucił tych dwoje w kosmiczną próżnię, lecz toczy z nimi nieustanny dialog miłości. Skoro oni są – Bożym żywym Obrazem, uzdolnił ich Stworzyciel tym samym do nieustannego kontaktowania się z „miłującą Wszechmocą Stwórcy” (DeV 33), zapraszając ich wyraźnie do komunii z sobą na fali miłości.
– Każdego też kolejnego człowieka Bóg zamierza-chce „dla niego samego” (GS 24). Jakaż musi być Boża ‘radość’, gdy ze swym ukochanym dzieckiem: żywym Obrazem siebie samego, może non-stop rozmawiać? Ileż Bożej radości i miłości kryje się w Bożym stwierdzeniu: „Elohim [Bóg] spojrzał na wszystko, cokolwiek uczynił. Zobaczył, że tak jest bardzo dobrze ...” (Rdz 1,31).

Jan Paweł II wydobywa ten zdawać by się mogło niepozorny szczegół opisu biblijnego bardzo wyraziście i podkreśla:

„Wprawdzie tego słowa [Bóg jest Miłością] nie znajdujemy w samym opisie stworzenia, niemniej opis ów wielokrotnie powtarza: ‘widział Bóg, że było dobre ... że było bardzo dobre’ [Rdz 1,4.10.12.18.21.25.31].
– Poprzez to słowo odsłania się droga do miłości jako Boskiego motywu stworzenia, jako jego źródła, które bije w Bogu samym, tylko miłość bowiem daje początek dobru, i raduje się dobrem [por. 1 Kor 13] ...” (MiN 56).

(4.3 kB)
Jan Paweł II pełen bólu i poczucia postępującej słabości fizycznej. Kościołowi i światu potrzeba świadectwa cierpienia. Jan Paweł II coraz bardziej świadomie włączał się w spełnianie swojej misji Namiestnika Chrystusowego poprzez włączenie się w cierpienia swego Mistrza i Pana, Jezusa Chrystusa.
– Oto jedna z jego wypowiedzi: „ZROZUMIAŁEM, że mam wprowadzić Kościół w trzecie tysiąclecie przez wieloraką działalność, ale przekonałem się, że to nie wystarcza i trzeba było wprowadzić go przez cierpienie”.

Owa nigdy nie ustająca rozmowa pomiędzy Stworzycielem a swym żywym Obrazem: mężczyzną i kobietą, toczy się zapewne na różne sposoby. Czy pierwsi ludzie w raju doświadczali Bożej obecności przed swym upadkiem zmysłem wzroku? Tego rodzaju szczegół: sposób w jaki się dokonuje objawienie, z zasady nie jest objęty gwarancją Bożej Prawdy. W pełni wystarczy przyjąć, że pierwsza para ludzka nie oglądała Boga wzrokiem ciała, a natomiast słyszała donośnie rozbrzmiewający Boży głos w swym sercu-sumieniu. Bóg jest przecież Duchem (J 4,24; 2 Kor 3,17), i człowiek Go zmysłem swego wzroku nie zobaczy!

Tenże Bóg jest jednak jednocześnie zaangażowanym, kochającym Ojcem i Oblubieńcem swego żywego Obrazu. A zakochani ze sobą wciąż przebywają i sobie się komunikują. Na osi: Bóg a Boży Obraz – w grę wchodzi zatem ludzkie serce, zwane inaczej sumieniem. Sumienie zaś jest:

„... najtajniejszym ośrodkiem i sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam z Bogiem, którego głos w jego wnętrzu rozbrzmiewa ... nakazem: Czyń to, tamtego unikaj’. Taka zdolność nakazywania dobra i zakazywania zła, zaszczepiona przez Stwórcę w człowieku, jest kluczową właściwością osobowego podmiotu.
– Równocześnie zaś w głębi sumienia człowiek odkrywa Prawo, którego sam sobie nie nakłada, lecz któremu winien być posłuszny ...” (DeV 43).

Słowa te, chociaż sformułowane przez Jana Pawła II w jego encyklice o Duchu Świętym (DeV 43), będące w dużej mierze powtórzeniem słów Soboru Watykańskiego II (GS 16), mają pełne pokrycie w rzeczywistości każdego człowieka, ludzi wszystkich czasów i kultur. Do ludzkiego serca i sumienia nawiąże już też Apostoł Narodów św. Paweł w słynnym fragmencie swego Listu do Rzymian (Rz 2,15).
– Ponieważ zagadnienia sumienia rozpatrywaliśmy już dostatecznie w pierwszych częściach naszej strony, poprzestajemy tutaj na samym tylko zasygnalizowaniu tego zagadnienia.

Nie musimy się też obawiać, że kwestia ludzkiego sumienia pojawiła się dopiero jako owoc kultury Izraela. Nie ulega oczywiście wątpliwości, że Izrael znalazł się pod szczególnie potężnym wpływem kształtującego go przez długie stulecia Bożego objawienia. Bóg wiódł Izraela jako Lud Wybrania ku ‘pełni czasów’ w Jezusie Chrystusie.

Jednakże Bóg, który prowadził rodzinę człowieczą w stronę „pełni czasów”, kiedy to spełni się Boża Tajemnica Wcielenia i odkupienia człowieka, jest dokładnie tą samą „miłującą Wszechmocą Stwórcy”, który wyzwalał komunię uczestnictwa w swym własnym życiu i swej własnej miłości już też u pra-początków człowieka jako mężczyzny i kobiety.
– Byłoby absurdem wysuwać przypuszczenie, żeby Bóg, który pra-rodziców poddał w ogrodzie Eden próbie na jakość ich miłości do Boga i współ-człowieka, poczytywał im podejmowane jakiekolwiek decyzje etyczne bez jednoczesnego wyposażenia ich osób w jasne kryteria, w oparciu o które byliby zdolni rozróżnić dobro od zła, życie od śmierci. Bóg dobrze wiedział, jakiego strzeże dobra, gdy przedkładał pierwszemu człowiekowi naglące ostrzeżenie: żeby nie spożywał z drzewa poznania dobra i zła (Rdz 2,17).

Poza wątpliwością też wyposażył Bóg tych dwoje w wewnętrzną moc Ducha, żeby w swych wyborach przylgnęli do Bożej Woli.
– Mogli oni ponad wątpliwość wykazać się w sytuacji stającej przed nimi próby swą wiarą, czyli swym całkowitym zawierzeniem Bogu. Postawa taka byłaby spontaniczną odpowiedzią w obliczu Tego, który ich wywołał z nie-istnienia i uzdolnił do miłowania tak Stwórcy, jak i siebie nawzajem.
– Poprzez poddanie próbie ich wierności-w-miłości chciał Bóg wyzwolić w ich wnętrzu nieustanny rozwój, który by zachwycał zarówno ich samych, jak i Boże stworzycielskie Oko. Nie mogło się to jednak dziać całkiem ‘za darmo’. Boże dary powinny były być obecnie przynajmniej symbolicznie ‘zasłużone’. Miało się to okazywać poprzez stale podtrzymywane przez nich zawierzenie prowadzącej ich „miłującej Wszechmocy Stwórcy” (DeV 33).

(6,8 kB)

3. Zerwanie komunii z Bogiem

(8,8 kB)

Pra-rodzice niestety nie zdali egzaminu w sytuacji stającej przed nimi próby. Podjęty przez nich wybór okazał się katastrofalny: dla nich samych, jak i dla całej ludzkości, która od nich wzięła początek.

Bezpośrednim skutkiem przejścia pra-rodziców z zawierzenia Bogu – na zawierzenie odwiecznemu Zwodzicielowi, staje się strach-lęk przed Bożą obecnością. Grzesznik ucieka przed Bogiem i próbuje się ukryć.

(0,14 kB)  Ukrywają się przed Bogiem po swym grzechu ci dwoje w raju.

(0,14 kB)  Potem uciekać będzie przed Bogiem Kain. Będzie się on po zbrodni bratobójstwa błąkał w krainie ‘Nod’, tzn. ciągłego uciekania i nie-znajdowania dla siebie miejsca na świecie (por. Rdz 4,12). Ziemia nie będzie chciała ‘nosić’ go dłużej po zbrodni przelanej niewinnej krwi brata. Toteż będzie on „wyklęty z tej roli, która rozwarła swą paszczę, aby wchłonąć [przelaną przez niego] krew brata” (Rdz 4,11; zob. do tego wyż.: Ucieczka Kaina przed Bogiem. Tamże: Uwaga filologiczno-egzegetyczna do Rdz 4,11).

(0,14 kB)  Późniejszy autor biblijny wyrazi się w sposób jeszcze bardziej drastyczny, że znieważona przez grzech ‘ziemia’, nie chcąc dłużej służyć grzesznikowi za grunt, po którym dotąd spokojnie stąpał, będzie usiłowała „wypluć” go i zrzucić go z siebie (Kpł 18,25; por. Kpł 20,22nn).

Rzecz jasna, ukrycie się przed Bogiem jest rzeczą z górą bezcelową i daremną:

„Gdzie ucieknę od Twego Oblicza?
Gdy wstąpię do nieba, tam jesteś;
jesteś przy mnie, gdy się w Szeolu położę. ...
Sama ciemność nie będzie ciemna dla Ciebie,
a noc jak dzień zajaśnieje” (Ps 139 [138],7n.12).

Zawinionego wygaszenia łaski uświęcającej i konsekwentnie poczytalnej utraty daru pierwotnej niewinności, jaką ci dwoje dotąd przeżywali, nie da się pogodzić z dotychczasowym – pełnym ładu i pokoju współudzielaniem się sobie z jednej strony Boga i człowieka, a z kolei współudzielaniem się sobie mężczyzny i kobiety w sposób godny stanu pierwotnej niewinności. Grzech zwraca się wprost przeciw komunii: Boga z człowiekiem – a konsekwentnie: komunii człowieka z człowiekiem, w tym w pierwszym rzędzie komunii mężczyzny z kobietą w ramach zawartego przymierza małżeńskiego.

Jeden raz też więcej okazuje się, jak bardzo zgodne z Prawdą wydarzeń jest to, na co zwracaliśmy już parokrotnie uwagę. Mianowicie Bóg nigdy nie wydaje najpierw poleceń etycznych, a natomiast pozwala doświadczyć siebie jako Osoby, a raczej jako komunii Osób: jako Miłości-Daru i uczestnictwa w tejże Bożej Miłości i Bożym Życiu. Również Jezus Chrystus ukazuje najpierw siebie, tzn. swoją Osobą jako Boga, zachęcając do zawierzenia sobie jako „Zwycięzcy Świata” (zob. J 16,33).
– Dopiero w drugiej kolejności dodaje nagląco odwagi do pójścia za sobą i naśladowania siebie. W ten sposób na czoło wysuwa się każdorazowo Osoba Tego, który Umiłował do ostateczności. Dopiero drugorzędnie pojawiają się wtedy wymogi etyczne jako spontaniczna odpowiedź-postawa w obliczu godności Osoby Tego, który objawia siebie i konsekwentnie zaprasza do komunii z sobą:

„Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje.
Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je ...” (Mk 8,34n).

W tej sytuacji staje się zrozumiałe, że pierwszym skutkiem zaistniałego grzechu staje się lęk i konsekwentnie: ucieczka przed Bogiem. Ów lęk jest dokładną odwrotnością dotychczasowej komunii, jaką Bóg obdarzył swój żywy Obraz: mężczyznę i kobietę w chwili ich wywołania z nie-istnienia. W chwili stworzenia wyposażył ich Bóg w dar pierwotnej niewinności i sprawiedliwości, odzwierciedlającej Jego własną Świętość, wraz z zaproszeniem do komunii z sobą.

Po zaistniałym grzechu ci Dwoje, którzy dotąd przeżywali swój szczęśliwy i uszczęśliwiający początek z sobą nawzajem i z Bogiem, który podarował ich sobie nawzajem i dla nich stworzył cały kosmos, nie są w stanie stanąć twarzą w twarz przed Obliczem swego pra-Wzoru. Grzech całkowicie zerwał dotąd istniejącą ich komunię ze Stworzycielem – i oczywiście, jak się niebawem okaże, gruntownie zakłócił ich komunijne odniesienia między sobą nawzajem jako małżonkami.

Przez wybór grzechu człowiek nie chce już być na „Obraz i Podobieństwo Boga”. A że w ‘przyrodzie’ nie ma próżni, miejsce po wyproszonym z serca Bogu natychmiast zajmuje nie-bóg: Szatan (por. J 13,27).
– Skądinąd niezbywalne, bo ‘ontologiczne’ bycie „Bożym Obrazem” ulega radykalnemu znieważeniu i zniekształceniu. człowiek w grzechu chce być obecnie na ‘obraz’ nie-boga. Istotą zaś nie-boga jest: nie-miłość i nie-życie: zwierciadło wiecznego potępienia.

Nie Bóg odtrąca i potępia człowieka w grzechu! człowiek staje się w swym grzechu sam dla siebie blokadą dla dalszego kontaktowania się z Bogiem, z którym zrywa dotychczasową komunię. Równocześnie zaś spodziewa się ‘anty-komunii’ z tym, który od początku jest Zły i czyha na jedno: by przez możliwie jak najsłodsze oszukanie Bożego żywego Obrazu złudnym byciem „jako Bóg” – w następnej kolejności dobić go i doprowadzić go do śmierci wiecznego potępienia.

(6,8 kB)

4. Zerwanie komunii z człowiekiem

(8,8 kB)

Zerwanie żywotnej komunii z „miłującą Wszechmocą Stwórcy” (DeV 33) wiedzie z kolei nieuchronnie do radykalnego zaburzenia pokojowo się rozwijającej komunii przymierza małżeńskiego pomiędzy tymi dwojgiem, a w dalszej kolejności komunii z innymi ludźmi, a nawet z całą przyrodą-naturą. Autor biblijny przedstawia ten skutek nie mniej realistycznie i sugestywnie, jak pozostałe komponenty swej relacji.

Wspomnieliśmy już, że autor biblijny nie mógł dojść do poznania podstawowych faktów dotyczących stworzenia świata i człowieka inaczej, jak tylko z Bożego objawienia. Jednakże Bóg objawiający siebie i swój zamysł zbawienia człowieka w Synu Bożym Jezusie Chrystusie, nie podpowiada w objawieniu szczegółów, które same przez się nie wchodzą w ‘profil’ naszego zbawienia w Chrystusie, a służyłyby najwyżej zaspokojeniu ludzkiej ciekawości.
– Znaczy to między innymi, że autor biblijny nie dowiedział się z objawienia szczegółów co do sposobu, w jaki ci dwoje zgrzeszyli, ani nawet tego, przeciw któremu z Bożych przykazań ich grzech się zwracał. Bóg pierwszy dochowuje ‘tajemnicy spowiedzi’. On pierwszy osłoni godność osobową grzesznika i oszczędza mu poczucia zażenowania wobec świata. Nie cieszy się jego upokorzeniem, a pragnie go ... zbawić.

Toteż autor biblijny zostaje obdarzony z jednej strony pewnością Prawdy objawienia i gwarancją Bożej Prawdy co do faktu, ‘że’ człowiek został poddany próbie na jakość swej miłości wobec Boga i bliźnich, oraz że tej próby niestety nie zdał.
– Z drugiej strony pozostaje autor biblijny niemal bezradny, gdy chodzi o szczegóły dotyczące konkretnej jakości grzechu popełnionego w ogrodzie Eden. Jest wtedy zdany na własny zasób wiadomości i wyobraźni, oczywiście subtelnie, a przemożnie kierowanej nieustannym tchnieniem Ducha Świętego, który sprawia, że Słowo Boże przyobleka postać słowa ludzkiego (por. DV 13b).

Ostatecznie więc myśl autora biblijnego i jego osoba – w uczuciowo-wolitywnej dynamice zakorzenionej w określonej epoce historii, w określonym środowisku geograficznym i kulturowym z właściwą sobie mentalnością – znajduje się przez cały proces powstawania Słowa-Bożego-Pisanego pod potężnym działaniem Ducha Świętego. Ten zaś, bezwzględnie szanując wolność i umysłowość wybranego autora – mimo wszystko doprowadza zawsze do zapisu takiej treści powstającego kolejnego fragmentu Pisma i takiego jego zbawczego pouczenia, jakie w danej chwili było Bożym zamierzeniem. Do takiego rodzaju działania ‘w’ człowieku i ‘przez’ niego (zob. DV 11c) zdolny jest sam tylko Bóg (zob. dokładniej: ks. Paweł Leks, SŁOWO Twoje jest PRAWDĄ, dz.cyt., zwł. z cz.II, str. 112-129; 130-168).

(5 kB)
Jan Paweł II z rozradowanym chłopczykiem. Jest to jedno z przemiłych zdjęć Ojca świętego twarzą w twarz z dzieckiem.
– Oto jeszcze inna wypowiedź Jan Pawła II stającego w obronie wykorzystywanych dzieci: „Wiele dzieci świata pozostaje stale bez podstawowej edukacji i kończy, będąc wykorzystywanymi jako pracownicy fizyczni”.

W tej sytuacji autor biblijny przedstawia upadek pra-rodziców w raju z tchnienia Ducha Świętego jako swoisty proto-typ wszelkiego w ogóle grzechu. Po ‘ludzku’ możemy jedynie pełni zdumienia, ale i wdzięczności, ‘pogratulować’ z racji psychologicznie biorąc niezwykle finezyjnego, a z punktu widzenia dogmatycznego precyzyjnie bezbłędnego opisu – zarówno Duchowi Świętemu, jak i ludzkiemu autorowi biblijnemu.

Autor biblijny przedstawia proces stopniowo ‘rodzącego się’ grzechu na coraz innym poziomie człowieczeństwa tych dwojga w swej relacji przedstawionej w Rdz 3,1-6. Grzech zostaje zainicjowany przez wciągnięcie człowieka w dialog z „Wężem”. Jest nim jednak ów znany w całym objawieniu Pisma świętego „Wąż Starodawny, który się zwie Diabeł i Szatan” (Ap 12,9).

Wąż zwraca się zgodnie ze swą przemyślaną taktyką z pytaniami znamiennie – nie do Adama, lecz do niewiasty. Czyżby dlatego, że niewiasta jest na ogół bardziej emocjonalna i kieruje się nierzadko zbyt pochopnie uczuciem, aniżeli zdolnością myślenia?

Zwodziciel zarzuca w serce niewiasty swoistego ‘harpuna’: nieufność względem Boga, kusząc zatem do wycofania swego zawierzenia Bogu. Niewiasta zrazu prostuje nieścisłą informację Węża. Jednakże raz zarzucona zatruta strzała szybko rozprzestrzenia swe trujące działanie. Już w następnym zdaniu swego ‘dialogowania-z-Szatanem’ dodaje ona sama od siebie nie-prawdę: jakoby Bóg nie pozwolił nawet „dotknąć” owocu z drzewa poznania dobra-zła (Rdz 3,4). Tymczasem Bóg ostrzegał jedynie przed spożywaniem owocu z owego drzewa.

Znaczy to, że Szatan już wygrał w swym ‘pojedynku’ ze Stworzycielem o ... miłość człowieka: osiągnął zamierzony cel. Wrzucony w serce człowiecze harpun zaszczepił podejrzenie w stosunku do Boga. W ślad za tym zagnieździł się w człowieczym sercu „bakcyl sprzeciwu”  wobec Boga (DeV 38).

W tej sytuacji Wąż proponuje świadomości człowieka bez zażenowania – bezpośrednie wystąpienie przeciw Bogu w Jego charakterze daru-dla-człowieka. Mianowicie wsącza w ludzkie serce fałszywe i absurdalne oskarżenie Boga o zazdrosne zagarnięcie kompetencji decydowania o dobru i złu, o życiu i śmierci. Wąż wmawia, że są to kompetencje należące się nie Bogu, lecz człowiekowi (Rdz 3,45n; DeV 37n).

Rodzący się grzech zakorzenia się natychmiast w zmysłach człowieka (wzrok, smak: Rdz 3,6). Co więcej, niewiasta-małżonka przejmuje spontanicznie rolę ‘Węża starodawnego’, obecnie ona – w stosunku do własnego męża.
– On zaś, ustanowiony przez Boga głową małżeństwa i rodziny, zamiast rozwijać się ze wzrokiem utkwionym w jasne, naglące życzenie-polecenie „miłującej Wszechmocy Stwórcy” (DeV 33), zrywa dotychczasową komunię ze Stworzycielem, ulegając – czy z miłości? – tym razem szatańskiej sugestii małżonki.

Odkupiciel człowieka, Jezus Chrystus, ukaże kiedyś radykalizm Ewangelii życia i cenę, jaką trzeba będzie niekiedy złożyć dla uwiarygodnienia właściwie pojętej miłości:

„Kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien.
I kto miłuje syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien ...”
(Mt 10,37. – Zob. też: Radykalizm Ewangelii Jezusa).

Zauważamy, że na poziomie sakramentu stworzenia oraz pra-sakramentu małżeństwa, dochodzi wskutek zaistniałego grzechu do lawinowego zakłócenia wszelkich możliwych zakresów odniesień: na linii Bóg a człowiek, w relacji mąż-żona tj. komunii małżeńskiej, i w końcu w odniesieniach człowiek a przyroda.

Grzech ma to do siebie, że wyraża się jak choroba nowotworowa: daje coraz inne, zrazu nieoczekiwane ‘przerzuty’. Naruszenie jednego Bożego przykazania wiedzie nieuchronnie do naruszenia dalszych przykazań. Wszystkie przecież streszczają się w jednym, największym przykazaniu:

„Będziesz miłował Pana, Boga swego całym swym sercem ...
Drugie podobne jest do niego:
Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego” (Mt 22,37nn).

Wybór po Bożej myśli – w momencie stającej przed Adamem próby: potwierdzenia swej komunii z „miłującą Wszechmocą Stwórcy” (DeV 33) – nie tylko by pierwszego człowieka w jego komunii małżeńskiej nie pomniejszył i jej nie naruszył, lecz przeciwnie, Adam spełniłby zwierzoną sobie przez Stworzyciela misję ściśle związaną z sensem bycia mężem: głową żony i małżeństwa.
– O tej misji wypowie się kiedyś Apostoł Narodów w ukazanej w Liście do Efezjan panoramie: analogii Chrystusa – względem swego oblubieńczo umiłowanego Kościoła, a męża – jako głowy swej żony:

„Żony niechaj będą poddane swym mężom jak Panu,
bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus – Głową Kościoła:
On – Zbawca Ciała. ...

Mężowie miłujcie żony,
Bo i Chrystus umiłował Kościół –
i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić ...” (Ef 5,25n)
(zob. do tego również niż. grafikę: Mąż-Żona – Chrystus-Kościół – grafika oraz tamże, zaraz dalej).

Miłość męża do żony musi być w momentach nieoczekiwanie nadchodzącej próby mocna – i jednocznaczna. Musi być gotowa przyjąć nawet śmierć w torturach – i nadal kochać, jeśli ma się stać „zbawcą” (Ef 5,23) ciała. ‘Ciałem’ tym to ona, która przecież jakoś pochodzi z niego, skoro jest „... kością z moich kości, ciałem z mego ciała” (Rdz 2,23). Gdy „miłująca Wszechmoc Stwórcy” będzie w życiu postawiona na właściwym miejscu, wtedy i komunia odniesień małżeńskich będzie się układała ‘tak jak trzeba’:

„Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o jego sprawiedliwość,
a to wszystko będzie wam dodane ...” (Mt 6,33).

(6,8 kB)

5. ‘Komunia’ mąż-żona

(8,8 kB)

Wśród złowrogich skutków zaistniałego grzechu można by zwrócić uwagę szczególnie na kilka jaskrawo zaznaczających się ich zakresów. Będą one dotyczyły szczególnie bezpośrednich odniesień między tymi dwojgiem, którzy związali się przymierzem miłości i życia jako mąż i żona.

Autor biblijny podkreśla dobitnie, że na miejscu klęski Bożego Obrazu: mężczyzny-kobiety pojawia się od razu sponiewierany w swej godności i miłości Stworzyciel. Ci dwoje dopuścili się świadomie i dobrowolnie zła w oczach Bożych – i całego kosmosu. Ich grzech legł u podstaw „pierworodnego wymiaru grzechu” (DeV 33-38), stając się grzechem pierworodnym rodziny ludzkiej całej.
– W grzechu pra-rodziców żywy Obraz Boga: mężczyzna i kobietaodrzucił aktem wyboru swej wolnej woli i świadomości dar łaski dla rodziny ludzkiej całej. Ci dwoje nie mogli nie zdawać sobie sprawy z jedynej w swym rodzaju swojej odpowiedzialności i poczytalności w tym momencie.

Bóg nie mógł nie poddać sprawców grzechu swojemu sądowi. Następuje przesłuchanie każdego z uczestników popełnionego zła: Adama i Ewy. Wąż nie zostaje przesłuchany, a usłyszy jedynie dotyczący go wyrok (Rdz 3,9-19).
– Chociaż zaś „straszną jest rzeczą wpaść w ręce Boga Żyjącego” (Hbr 10,31), jest to zarazem jedyny ratunek ... ocalenia. Dogłębnie zraniona i przez mężczyznę i kobietę odrzucona „miłująca Wszechmoc Stwórcy” (DeV 33) pochyla się w swym niezbadanym Miłosierdziu nad zaistniałą niepowetowaną klęską pra-rodziców.

Zgrzeszyć oni potrafili, ale nie są oni w stanie wyzwolić się ze sprowadzonej na siebie i cały rodzaj człowieczy śmierci grzechu. Miłosierdziem Bożym i wyrazem nie zasłużonej Bożej Miłości-daru okazuje się już sam fakt, że wraz z popełnionym grzechem nie utracili życia biologicznego. Otrzymaliby wtedy na wieki to, czego zapragnęli w chwili grzechu ...

Jan Paweł II napisze w swej encyklice o Duchu Świętym:

„W Bogu, Duch-Miłość przetwarza sprawę grzechu ludzkiego w nowe obdarowanie zbawczą miłością. Z Niego, w jedności Ojca i Syna, rodzi się owa zbawcza ekonomia [Boży zamysł: zbawienia-odkupienia człowieka w Chrystusie], która napełnia dzieje człowieka darami Odkupienia” (DeV 39).

Boży sąd będzie zmierzał nie do potępienia, lecz podźwignie tych dwoje ku nadziei na odkupienie (zob. DV 3b). Bóg-Miłość umocni ich skruszone serca pewnością wiary, iż nadejdzie zarówno odkupienie, jak i z nich obojga zrodzi się kiedyś Odkupiciel, który „podepcze głowę” Węża (Rdz 3,15). Stanie się to przez Nowego Adama oraz Jego Matkę – Nową Ewę.

W trakcie Bożego przesłuchania ujawniły się jednak ubocznie co najmniej dodatkowo – żenujące i bardzo nieprzyjemne konsekwencje popełnionego grzechu. Ci dwoje, dotąd związani darem wzajemnej komunii w tym samym życiu i tej samej miłości, zaczęli się wykłócać i wzajemnie oskarżać z racji zaistniałego grzechu ... na oczach samego Boga, który przeprowadzał sąd-dochodzenie.
– Oto kolejny nieuchronny skutek zaistniałego grzechu: pękła dotąd istniejąca komunia życia i miłości pomiędzy tymi dwojgiem. Dochodzi do pierwszej kłótni małżeńskiej – w obecności Boga, szatana i całego kosmosu. Adam oskarża nie tylko swą małżonkę Ewę – za zaistniałą nieobliczalną klęskę, ale nawet samego Boga, że mu dał ‘taką’ żonę. Byle tylko ... nie obwinić siebie samego:

„Ta niewiasta, którą mi dałeś, żeby była ze mną,
ona to podała mi z owocu tego drzewa. A potem już zjadłem ...” (Rdz 3,12).

Oto anty-komunia grzechu. Szatan nigdy nie jednoczy, a natomiast rozbija to co dotąd było jedno. Jakżeż by mogło być inaczej, skoro istotą-naturą Szatana jest nie-miłość i nie-życie – i konsekwentnie: nie-jedność? Prawdziwa miłość i prawdziwa jedność pochodzi wyłącznie od Boga.

Z kolei zaś oskarżona przez Adama Ewa usiłuje pomniejszyć swoją winę i zwala winę swoją oraz małżonka na ... Węża. Człowiek się łudzi gdy sądzi, że działając na przekór Bożemu przykazaniu, umocni swą więź komunii z tym drugim w małżeństwie (czy Narzeczeństwie). Zerwanie komunii z Bogiem prowadzi nieuchronnie do wygaszenia, a raczej zabicia miłości. Przez to samo dotychczasowa ‘komunia’ staje się już tylko fikcją i fasadą zaistniałej klęski wszelkiej miłości międzyludzkiej, nie wyłączając komunii małżeńskiej.

(6,8 kB)

6. ‘Komunia’ ... podporządkowania

(8,8 kB)

Kolejnym wyrazem dogłębnej klęski dotychczasowej komunii bycia i życia w charakterze obopólnego ‘dla’  tych dwojga staje się to, co Bóg stwierdza w swym wyroku nad niewiastą. Słowa Boże dotyczą z jednej strony bolesnego wydźwięku trudów macierzyństwa, a z drugiej strony bezpośrednich odniesień niewiasty do męża-mężczyzny (Rdz 3,16).

Nie podejmujemy tu dyskusji na temat wspomnianych przez Boga „bólów porodowych i dolegliwości ... brzemienności” (Rdz 3,16a). Nie ma wątpliwości, że Bożych słów nie należy rozumieć jako ogłoszenia ‘wyroku-kary’. Słowo Boże staje się jedynie stwierdzeniem stanu faktycznego, jaki zaistniał w następstwie odrzucenia komunii z Bogiem. Przewrót ‘natury’, jaki się dokonał w pionie: Bóg-Miłość a Boży Obraz: mężczyzna i kobieta, staje się klęską wszelkich pozostałych odniesień – tak międzyludzkich, jak i tych dotyczących całej ‘przyrody’.

To co się wydaje ‘karą’, jest z zasady innym imieniem wyboru dokonanego w grzechu pierworodnym przez człowieka: za nie-miłością i nie-życiem. Nie Bóg ‘karze’!
– ‘Karą’ jest to, czego człowiek wyraźnie sobie życzył: zapłaty jaką mu zafunduje Zły. A ten wypłaca hojnie – tym czym dysponuje: nie-miłością, i nie-życiem, czyli wielopiętrową śmiercią. Wyrazi to zwięźle św. Paweł Apostoł: „Albowiem zapłatą za grzech jest śmierć” (Rz 6,23, por. Mdr 2,24).

Wypada natomiast zatrzymać się nad drugą częścią słów Bożego ‘wyroku’ wypowiedzianego nad niewiastą. Wiążą się one wprost z odniesieniami komunijnymi pomiędzy tymi dwojgiem, czy to w ramach ich przymierza małżeńskiego, czy w ogóle pomiędzy ludźmi w ich zróżnicowaniu płciowym:

„... Będziesz lgnęła całym swym pożądaniem do męża,
a on będzie panował nad tobą” (Rdz 3,16b; zob. do tego: MiN 123nn).

Słowa te nawiązują niedwuznacznie do dotąd pokojowo przeżywanej komunii pomiędzy tymi dwojgiem w stanie pierwotnej niewinności. Grzech doprowadził do jej zaprzepaszczenia.
– Pojawiło się uczucie wzajemnego wstydu przed sobą. Wstyd ten:

„... przymusza ich do okrycia swej nagości, do ukrycia przed sobą swych ciał,
do odcięcia od wzroku mężczyzny tego, co stanowi widzialne znamię kobiecości,
a od wzroku kobiety tego, co stanowi widzialne znamię męskości” (MiN 117).

Dotychczas przeżywana obopólna nagość „oznaczała pełną akceptację ciała w całej człowieczej, a więc osobowej prawdzie tego ciała” (MiN 115), stając się w widzialnym świecie „przez swą męskość i kobiecość przejrzystym wymiarem wzajemnego obdarowania w komunii osób” (tamże, MiN 115). Poczucie to uległo przez grzech gruntownemu załamaniu, a sam człowiek, wywyższony przez Stworzyciela do godności ‘pana’ kosmosu jako Boży Obraz, musi doznawać wobec niego „wstydu kosmicznego” (MiN 116). Z wyniesienia do wielkości Bożego żywego Obrazu spadł do poziomu niewolnika ... rzeczy.

(3.5 kB)
Jan Paweł II z trudem odczytuje własny tekst homilii. Oto maleńkie światło jego rozumienia cierpienia - poprzez pryzmat własnych doświadczanych przeróżnych cierpień.
– „ZROZUMIAŁEM, że mam wprowadzić Kościół w trzecie tysiąclecie przez wieloraką działalność, ale przekonałem się, że to nie wystarcza i trzeba było wprowadzić go przez cierpienie”.
– Krzyże, które przyszło mu nosić, wpisywał w plan zbawienia. I znow jego słowa: „TERAZ wiem lepiej niż poprzednio, że cierpienie jest takim wymiarem życia, w którym najgłębiej zakorzenia się w ludzkim sercu łaska zbawienia”.
– Są to jego słowa z 14.VIII.1981 r. - po opuszczeniu kliniki Gemelli. Pełnię tego doświadczenia opisał w liście apostolskim SALVIFICI DOLORIS (1984 r.), najbardziej przejmującym tekście o chrześcijańskim sensie cierpienia, jaki powstał w poprzednim stuleciu:
(źródło: http://wiadomosci.onet.pl/jp2/5169,2,1325632,1,text.html )

Jak się więc okazuje, wstyd ‘seksualny’ jest tylko zewnętrznym objawem daleko głębszych załamań, jakie się dokonały w głębiach człowieczeństwa wskutek grzechu „początku”. U obojga nastąpiły pęknięcia w głębinach ich ludzkich osób, czyli w dotąd istniejącej, niczym nie zmąconej jedności wzajemnie się przenikających ludzkiego ciała i ducha:

„... Człowiek uświadamia sobie po raz pierwszy, że jego ciało przestało czerpać z tej mocy Ducha, która wynosiła je na poziom Obrazu Boga. Jego pierwotny wstyd nosi znamiona swoistego poniżenia przez ciało. Kryje się w nim zalążek owego przeciwieństwa, które towarzyszyć będzie człowiekowi ... w jego dziejowej wędrówce: ‘ciało pożąda przeciw duchowi, a duch przeciw ciału [Ga 5,17]’ ...
– Ów pierwotny wstyd ciała ... jest już lękiem [‘przestraszyłem się ...’ Rdz 3,10]..., a zapowiada niepokój sumienia związany z pożądliwością. Ciało, które nie jest poddane Duchowi na sposób pierwotnej niewinności, które niesie w sobie stałe zarzewie oporu względem ducha, zagraża w jakiś sposób duchowej spoistości człowieka-osoby ...” (MiN 117n).

U człowieka pojawia się wraz z grzechem „wstyd własnej płciowości ze względu na drugiego człowieka” (MiN 119). Pojawiła się troista pożądliwość. Tak ją kiedyś określi i po imieniu nazwie św. Jan Apostoł:

„Wszystko bowiem, co jest na świecie, a więc:
pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia,
nie pochodzi od Ojca, lecz od świata.
Świat zaś przemija, a z nim jego pożądliwość;
kto zaś wypełnia wolą Bożą, ten trwa na wieki” (1 J 2,16n).

To co w dziele stworzenia pochodzi od Boga, jest ontologicznie [z samego swego bytu]dobre, bardzo dobre” (Rdz 1,31). Natomiast troista pożądliwość nie jest dziełem stworzycielskim Boga, lecz zatrutym owocem zerwania i spożycia z drzewa poznania dobra-zła (Rdz 2,17; 3,6), czyli autonomicznego decydowania o tym, co by winno być dobrem-złem – w równolegle dokonującym się odcięciu od „miłującej Wszechmocy Stwórcy”. W tym znaczeniu trojaka pożądliwość jest owocem „złamanego w ludzkim sercu, wewnątrz człowieka, przymierza z Bogiem” (MiN 109).

O ludzkim „sercu”, w którym podejmowane są wybory pomiędzy dobrem a złem, wypowie się kiedyś niezwykle jednoznacznie Jezus Chrystus w swym Kazaniu na Górze:

„Słyszeliście, że powiedziano: Nie cudzołóż. A Ja wam powiadam:
każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę,
już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa” (Mt 5,27n).

Tutaj właśnie, w ludzkim sercu, określanym również jako jego sumienie, dokonują się zasadnicze decyzje, których wyrazem stają się następnie czyny człowieka. Jeśli mężczyzna patrzy na kobietę okiem pożądliwym, i na odwrót kobieta spogląda na mężczyznę kierując się pożądaniem w odniesieniu do niego, a może prowokując go ponadto seksualnie, poddają się tym samym „trojakiej pożądliwości”.
– A ta zdecydowanie nie pochodzi od Boga, który jest Ojcem i Miłością-darem, lecz od „świata”, który nie chce być darem, lecz chce zawłaszczać. W tej sytuacji znika układ wzajemnej komunii i miłości jako osoby-daru. Człowiek pożądliwości nie chce wcale być darem-‘dla’. Zmierza natomiast do jednego: zawłaszczyć drugiego człowieka, względnie atrakcyjne fragmenty jego człowieczeństwa – jako ‘rzeczy-na-nim’.

Tymczasem właśnie dar ze strony Boga stanął u początku dzieła stworzenia, przede wszystkim zaś stworzenia człowieka w „całej pierwotnej prawdzie męskiej-kobiecej dwoistości” (MiN 111). człowiek ten zostaje jako mężczyzna i kobieta wywyższony do godności Bożego Obrazu. Otrzymuje też cały stworzony świat jako dar. Grzech pierworodny – i każdy następny, staje się przekreśleniem miłości jako daru, a zdąża do zagarnięcia:

„Kwestionując w swoim sercu sam najgłębszy sens obdarowania, kwestionując miłość jako właściwy motyw stworzenia i pierwotnego przymierza [por. Rdz 3,5], człowiek odwraca się od Boga-Miłości, od ‘Ojca’, poniekąd odrzuca Go w swoim sercu.
Równocześnie więc odrywa swe serce, niejako odcina je od tego, co ‘pochodzi od Ojca’: pozostaje w nim to, co ‘pochodzi od świata’ ...” (MiN 111).

Jeśli ci dwoje po upadku zauważają swoją nagość w jej charakterze ‘zagrożenia’ – znaczy to, że:

„... poprzez ‘nagość’ ujawnia się człowiek pozbawiony uczestnictwa w darze, człowiek wyobcowany z tej miłości, która była źródłem pierwotnego obdarowania, źródłem pełnej miary dobra przeznaczonej dla stworzenia ...” (MiN 113).

Pożądliwość oznacza w tej sytuacji radykalną zmianę w dotąd przeżywanej pierwotnej niewinności, sygnalizując jej utratę. Człowiek przestaje przeżywać swą męskość-kobiecość jako wolny wolnością obopólnego osobowego daru, wolny od „przymusu ciała i płci”. Jego serce nie jest już zdolne objawiać się „niezmąconym świadectwem sumienia” (MiN 69). Nie pojawia się w nim też już „wewnętrzna pełnia widzenia człowieka w Bogu, to znaczy wedle miary Obrazu Boga” (MiN 53).

Zaczynamy rozumieć Boże słowa, wyrażające w przeprowadzonym sądzie-wyroku po upadku pra-rodziców w raju – ból Boga z powodu tak dogłębnego skalania swego żywego Obrazu: mężczyzny i kobiety, których tak bardzo umiłował, obdarował i wywyższył. Człowiek w zamian ... wyprosił Go ze swego serca.
– W ślad za zerwaniem komunii z Nim – Bogiem, zniekształceniu ulega komunia między nimi obojgiem jako małżonkami.

Skoro zaś ci dwoje – i odtąd każdy inny człowiek w grzechu, nie chce stawać się bezinteresownym darem-‘dla’: ani Boga, ani współ-człowieka, nic dziwnego, że z kolei zachwiana zostaje dotychczasowa równość w człowieczeństwie mężczyzny i kobiety.
– W miejsce wzajemnego darowania się sobie nawzajem jako Osób, obie płci przeciwstawiają się sobie. Zdolność wzajemnego komunikowania siebie zostaje zahamowana, objawiając tę trudność poprzez wstyd seksualny (por. MiN 121). Człowiek zagubił poczucie bycia Obrazem Boga w swej męskości i kobiecości. Obecnie wstydzi się tego ciała, które miało służyć komunii osób i dopełniać Bożego Obrazu w świecie widzialnym.
– Konsekwentnie też odtąd wysuwa się na czoło ciało w swym wymiarze przede wszystkim ‘płciowym’ (por. MiN 122), spadając łatwo do roli przedmiotu pożądania.


Jak zauważa Jan Paweł II, dotychczasowy dialog między Bogiem a mężczyzną i kobietą urywa się po Bożym przesłuchaniu, zamieniając się w ogłoszonym wyroku w sam tylko Boży monolog (MiN 123). Tutaj właśnie natrafiamy na owe Boże słowa o zmianie dotąd przeżywanej równości między mężczyzną-kobietą w tym samym człowieczeństwie – w dominację mężczyzny nad niewiastą, która w tym kontekście zostaje po raz pierwszy określona jako „żona” (Rdz 3,17). Mężczyzna i kobieta stają odtąd naprzeciw siebie nie tyle jako zjednoczeni, lecz przeciwstawieni – poprzez swą męskość i kobiecość. Co prawda dążenie do komunii nie zostaje w człowieku przez grzech całkiem zniweczone. Stworzyciel wpisał tę dążność odwiecznie w głębię kobiecości i męskości. A jednak, ci dwoje stają się względem siebie po grzechu inni: znaleźli się wobec siebie zdecydowanie jako jednocześnie opanowani trojaką pożądliwością: ciała, oczu, pychy życia.

Słowo Boże: „... On [mężczyzna-mąż] będzie panował nad tobą [niewiastą-żoną](Rdz 3,16b) świadczy niewątpliwie o opanowaniu mężczyzny przez pożądliwość seksualną: pożądliwość ciała. W nie mniejszej jednak mierze może jego dążność do dominacji nad kobietą świadczyć o jego ‘pysze życia’. Nietrudno o to, by mężczyzna nią się kierował i przechwalał (por. MiN 126), jak o tym świadczą chociażby przechwałki Lameka, któremu jako pierwszemu przypisuje autor biblijny wielożeństwo (zob. Rdz 4,19-24).

Jan Paweł II notuje w nawiązaniu do omawianych Bożych słów, zapowiadających panowanie mężczyzny nad kobietą, i z kolei lgnięcie kobiety do mężczyzny całym pożądaniem:

„Zarówno mężczyzna jak i kobieta jest osobą, a zatem ‘jedynym na ziemi stworzeniem, którego Bóg chciał dla niego samego’. Równocześnie zaś to właśnie stworzenie jedyne i niepowtarzalne ‘nie może odnaleźć się w pełni inaczej jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego [GS 24]’. Stąd bierze początek relacja ‘komunijna’, w której wyraża się ‘jedność dwojga’ i osobowa godność zarówno mężczyzny jak i kobiety.
– Kiedy zatem w opisie biblijnym czytamy wypowiedziane do kobiety słowa: ‘ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą [Rdz 3,16]’, wówczas odkrywamy załamanie się i stałe zagrożenie tej właśnie ‘jedności dwojga’, która odpowiada godności Obrazu i Podobieństwa Bożego w obojgu.
– Takie zagrożenie dotyczy jednak bardziej kobiety. Do bycia bowiem ‘bezinteresownym darem’, co oznacza żyć ‘dla’ drugiego, dołącza się ‘panowanie’: „on będzie panował nad tobą’. Owo panowanie wskazuje na zakłócenie i zachwianie tej podstawowej równości, jaką w ‘jedności dwojga’ posiadają mężczyzna i kobieta – i to przede wszystkim na niekorzyść kobiety; tymczasem tylko równość wynikająca z osobowej godności obojga może nadawać wzajemnym odniesieniom charakter prawdziwe communio personarum [komunii osób].
– Jeśli naruszenie tej równości, która jest zarazem darem i prawem pochodzącym od samego Boga-Stwórcy, niesie z sobą upośledzenie kobiety, to równocześnie pomniejsza ono także prawdziwą godność mężczyzny ...” (MuD 10).

Jest jasne – przede wszystkim w przypadku odniesień komunijnych między małżonkami, że:

„Nie może kobieta stawać się
przedmiotem’ męskiego ‘panowania’ i ‘posiadania’ (MuD 10).

Jeśli zagrożenie pożądliwym odniesieniem do siebie dotyczy przede wszystkim kobiety, to z kolei ona musi nieustannie czuwać po grzechu pierworodnym nad swymi uczuciami i pożądaniami, nie wyłączając tych właśnie erotycznych. Toteż Ojciec święty podkreśla:

„Biblijne ‘poznanie’ tylko wówczas realizuje się w całej prawdzie osoby, gdy:
wzajemny dar-z-siebie nie ulega zniekształceniu
przez pragnienie mężczyzny stania się ‘panem’ swej oblubienicy
[‘on będzie panował nad tobą’],
ani przez zamknięcie się kobiety we własnych instynktach
[‘ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia’: Rdz 3,16a](MuD 18).

(3.8 kB)

D.   UWIDZIALNIENIE
ŚWIĘTOŚCI BOGA W ŚWIECIE
PO UPADKU

(6,8 kB)

Mamy ciągle w pamięci podstawową rolę, jaką winno było odgrywać samo w ogóle zaistniałe stworzenie, a przede wszystkim powołany do istnienia człowiek jako żywy Obraz Boga w świecie. Bóg sprawił, że ten Jego żywy Obraz będzie występował wobec kosmosu jako harmonijnie dopełniające się „dwa różne sposoby ludzkiego ‘bycia ciałem’ w jedności tego Obrazu” (MiN 55).
– Jeśli Bóg uzdolnił mężczyznę i kobietę poprzez ich męskość i kobiecość do rodzicielstwa, ilekroć będą się stawali „dwoje jednym ciałem” poprzez wolny wybór siebie wzajemnie w przymierzu małżeńskim, to jednocześnie zaszczepił w nich nieodwołalnie drugą jeszcze dyspozycję: rys oblubieńczy. Również on jest ściśle związany z ciałem, które służy objawieniu osoby jednego i drugiego człowieka – jako męża czy żony. Jan Paweł II podkreśla w swych rozważaniach:

„Ciało ludzkie ... jest w tajemnicy stworzenia nie tylko źródłem prokreacji, czyli rodzicielstwa, ale jest w nim ‘od początku’ uwydatniony rys oblubieńczy: jest zdolne do wyrażania takiej miłości, w której człowiek-osoba staje się darem i przez to spełnia najgłębszy sens swego istnienia i bytowania.
– W tej swojej właściwości ciało jest wyrazem ducha powołanego w samej tajemnicy stworzenia do bytowania w komunii osób – na Obraz Boga” (MiN 130).

Jeśli Bóg tak skonstruował człowieka w jego męskości i kobiecości, i jeśli w takim właśnie charakterze ci dwoje są w swych komunijnych odniesieniach Bożym żywym Obrazem i Podobieństwem, powołani do stawania się m.in. w chwilach swego „dwoje jednym ciałem” bezinteresownym darem-osobą dla siebie nawzajem, znaczy to, że te właśnie chwile, tak intensywnie przeżywanego Sakramentu stworzenia i jednocześnie pierwotnego sakramentu małżeństwa, stają się z Bożego zamysłu uprzywilejowanym wezwaniem do przenoszenia w widzialność świata, zwłaszcza tego człowieczego, tajemnicy Boga w Jego intymnym życiu wewnętrznym, które w niewyobrażalnie wyższym stopniu, właściwym samemu tylko Bogu, jest jedną wielką komunią odwiecznie darowujących się sobie Bożych Osób.

Bóg nie uznał za konieczne objawić siebie jako Trójcę Boskich Osób już w epoce Starego Testamentu. Była to epoka jedynie tymczasowego przymierza, jakie Bóg zaproponował rodzinie człowieczej, począwszy od tego pierwszego człowieka w ogrodzie Eden. Bóg objawi siebie jako komunię Trzech Osób z całą oczywistością dopiero przez Syna Bożego Jezusa Chrystusa. On to, Syn-Słowo, Druga Osoba Trójcy, będzie jednocześnie rzeczywistym Synem Bożym, ale i nie mniej rzeczywistym Synem Maryi, swej Niepokalanej Matki. Sam Duch Święty, Trzecia Boża Osoba, sprawi, że Syn Boży zstąpi z nieba do łona swej Przeczystej Matki i przyjmie z niej ludzkie ciało, by dokonać dzieła odkupienia człowieka i umożliwić ponowne nawiązanie komunii ze swym Bożym pra-wzorem.

Dopiero On, jako osobiście i Bóg i człowiek, przedstawi swemu żywemu Obrazowi: mężczyźnie i kobiecie, wewnętrzne Życie i Miłość Boga jako porywającą komunię Trójcy Osób. Objawi, że Życie-Miłość Boga jest nieustannym udzielaniem się sobie swych Osób jako przyjmowanego, i natychmiast odwzajemnianego darowania się sobie w swych Trzech Osobach absolutnie jednego, jedynego bóstwa.

Jednocześnie zaś Syn Boży objawi w sposób nie pozostawiający miejsca na jakąkolwiek wątpliwość, że tenże Trój-Jedyny jest na swój ‘Boży’ sposób niejako ‘stęskniony’ za komunią życia-miłości z człowiekiem. Bóg umiłował człowieka: mężczyznę i kobietę tak bardzo, że ześle „Syna swego Jednorodzonego, ... aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie – wieczne” (J 3,16).

Jest to kolejny wyraz Bożej miłości – jako tym razem ostatecznego daru-Osoby dla swego żywego Obrazu wobec świata: mężczyzny i kobiety. Bóg ten swój Obraz umiłował – jak się z biegiem czasu okaże coraz jawniej, miłością zdumiewającą: oblubieńczą. By ta Jego – mężczyzna i kobieta w charakterze Bożej Oblubienicy-Kościoła i Ludu Bożego całego, nie zginęła po zaistniałym grzechu pierworodnym, lecz mogła się znaleźć „tam, gdzie Ja – JESTEM” (J 14,3). Boży dar-Miłość wyrazi się tym razem na miarę ostatecznych możliwości samej Bożej ... Wszechmocy: w postaci „Krwi i Wody” z przebitego boku Syna Bożego na Krzyżu.

Jest wolą Stworzyciela w Jego „miłującej Wszechmocy Stwórcy” (DeV 33), by w bardzo szczególny sposób małżeństwo, począwszy od tego pierwotnego pra-sakramentu małżeństwa w samym jego stworzeniu, transponowało w widzialność świata, zwłaszcza świata ludzkiego, ten zdumiewający i jednocześnie porywający zamysł Trójjedynego.

(5.3 kB)
Potężny wodospad, a obok bujnie rozwijająca się roślinność i lasy.
– Mówi Bóg: „MIŁOŚĆ wasza podobna do chmur na świtaniu, albo do rosy, która PRĘDKO znika ... Miłości pragnę, nie krwawej ofiary, poznania Boga bardziej niż całopaleń” (Oz 6,4-6).

Skoro zatem człowiek jest żywym Obrazem Boga poprzez widzialność swego ciała w jego męskości i kobiecości, ciała stworzonego do ziemskiej komunii osób, szczególnym zadaniem zwłaszcza dwojga osób wiążących się węzłem małżeństwa jako pra-sakramentu stworzenia – staje się nieustanne uwidocznianie w świecie stworzonym przeczystego, świętego żaru wewnętrznej komunii Osób w łonie Trójcy Przenajświętszej.
– Trójca Bożych Osób żyje z niewyobrażalnego dynamizmu nigdy nie ustającego i nie słabnącego wzajemnego darowania się sobie Ojca i Syna i Ducha Świętego w ich miłości. A że prawdziwa miłość udziela siebie na zewnątrz, szukając kogoś, kogo by mogła obdarzyć swoim Bożym Życiem i swoją Bożą Miłością, można zrozumieć, jak bardzo Bóg jest Oblubieńczy z kolei względem człowieka, swego żywego Obrazu wobec wszechświata, zapraszając go do uczestnictwa w własnym Życiu, w własnej Miłości. Oto owe:

„... nam udzielone drogocenne i największe obietnice,
abyście się przez nie stali uczestnikami Boskiej natury,
gdy już wyrwaliście się z zepsucia [wywołanego] żądzą na świecie ...” (2 P 1,4)

Zaistniały grzech „początku” dogłębnie zniekształcił i zniszczył tak człowiekowi przez „miłującą Wszechmoc Stwórcy” (DeV 33) zaproponowany zamysł. W grzechu odwrócił się Boży Obraz do Boga, swego pra-wzoru – „plecami” (Jr 7,24; 15,6). Zerwał całkowicie dotąd twórczo rozwijającą się komunię pomiędzy Trójjedynym – a sobą jako Bożym żywym Obrazem.

Stało się zatem coś niesłychanego w skali wszechświata: człowiek, który niezależnie od swej wiedzy i woli nigdy nie przestanie być w sensie ontologicznym Bożym żywym Obrazem, w grzechu kategorycznie odrzucił aktem swego dobrowolnego wyboru Boga, który w swej „miłującej Wszechmocy Stwórcy” ofiarował mu całkowicie siebie jako dar-Miłość.

Człowiek jednak ponadto odrzucił tym samym siebie samego. W popełnionym grzechu dokonuje on przecież wyboru za świadomym nie-byciem Bożym żywym Obrazem. Człowiek woli być ‘obrazem’ nie-boga: nie-miłości i nie-życia, czyli anioła upadłego – Szatana.

Ten zaś w sytuacji próby na jakość swojej miłości do Boga, jakiej Trójjedyny nie mógł nie poddać również Aniołów, nie chcąc uznać Syna Bożego za swojego Stworzyciela (por. Kol 1,15n) i zarazem za – co prawda nieludzko zeszpeconego-zatorturowanego (por. Iz 53,2n), ale przecież Boga-Odkupiciela i jednocześnie Oblubieńca-z-krzyża wobec człowieka: mężczyzny i kobiety, wypadł w tymże momencie definitywnie z nieba.

Spełniło się to, czego chciał. On, przywódca rzeszy aniołów upadłych, który dotąd błyszczał szczególnym blaskiem swego podobieństwa do Boga, tak iż nosił zaszczytne imię Luci-Fer [= niosący Światło-Blask], wmówił sobie – „... ponieważ serce [jego] stało się wyniosłe: ‘Ja jestem Bogiem, ja zasiadam na Boskiej stolicy’ ...” (Ez 28,2). Chciał zagarnąć siłowo niebo, eliminując „miłującą Wszechmoc Stwórcy”. To oczywiście było ontologicznie biorąc z góry niemożliwe. Nie pomogła wytoczona walka pozostawania tamże ‘na siłę’ – przy jednoczesnym odcięciu się od tegoż nieba, tj. napełniającego go swą światłością (por. Ap 22,23) i świętością (por. Iz 6,3; Ap 4,8) Trój-Jedynego:

„I nastąpiła Walka na niebie:
Michał [hebr.: Mi-ka-Él = Któż jak Bóg!?] i jego Aniołowie mieli walczyć ze Smokiem.
I wystąpił do walki Smok i jego Aniołowie,
ale nie przemógł,
i już się miejsce dla nich w niebie nie znalazło.
I został strącony wielki Smok,
Wąż Starodawny,
który się zwie Diabeł i Szatan,
zwodzący całą zamieszkałą ziemię,
został strącony na ziemię,
a z nim strąceni zostali jego Aniołowie ...

Biada Ziemi i biada Morzu
– bo zstąpił na was Diabeł,
pałając wielkim gniewem,
świadom, że mało ma czasu”
(Ap 12,7nn.12; por. też już wyż.: Dramat grzechu Aniołów; oraz: Chrystus a upadek szatana).

Dokładnie to samo dzieje się z człowiekiem: mężczyzną i kobietą, ilekroć zrywa dotychczasową komunię z „miłującą Wszechmocą Stwórcy” (DeV 33). Człowiek taki staje się w tym momencie anty-Obrazem Bożej Miłości, której sobie nie życzy i z którą nie chce się identyfikować.

Tym samym nie spełnia już też swej zaszczytnej roli: by w komunikowaniu siebie innym ludziom, a szczególnie w kształtowaniu swej komunii małżeńskiej, tzn. stawania się w swej męskości i kobiecości obopólnym darem-osobą, przenosić w świat widzialny tajemnicę komunii Miłości-daru, jaką żyje Trójjedyny w niepojętym żarze nieustannego darowania się sobie swych Bożych Osób i jednoczesnego odwzajemniania tegoż daru.
– Nie odzwierciedla już też i odcina się od Trójjedynego jako Tego, który „tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał [= Miłość-Dar-Osoby], aby każdy, kto w Niego wierzy [= Jemu zawierzy, całkowitą swą ufność w Nim położy], nie zginął, ale miał życie – wieczne” (J 3,16). Nie uznaje bowiem, że ‘miłość’ staje się ‘sobą’ jedynie poprzez „bezinteresowny dar z siebie samego” (GS 24). Mimo iż taki właśnie styl miłowania nieustannie objawia sam w pierwszym rzędzie Bóg.

W ten sposób człowiek grzechu nadaje wszelkiej ‘miłości’ znaczenie całkowicie sprzeczne w stosunku do jej Bożych korzeni. Nic dziwnego, że w miejsce bezinteresownego daru z siebie, jako jedynego sposobu realizowania i znajdowania ‘siebie samego’ (por. GS 24; ale i odnośne wypowiedzi Chrystusa o zachowaniu życia względnie jego utracie dla Jego Imienia, np. Mt 10,38n; 20,27nn; Mk 8,35; 10,43nn; J 12,24n), pojawia się natychmiast trojaka pożądliwość: ciała, oczu, pychy życia (1 J 2,16n), która zakłamuje faktyczne zamierzenia i podszywa się fałszywie pod miano ‘miłości’, stając się zawłaszczaniem, a nie darem.

W dalszej konsekwencji dołącza się do utrwalającego się zakłamania odniesień i deklarowanych słów – wspomniane w relacji o Bożym wyroku po upadku w ogrodzie Eden panowanie mężczyzny nad kobietą, a z kolei pożądliwe zawłaszczanie mężczyzny przez kobietę (por. Rdz 3,16a+b).

Mimo jednak wszelkich zniekształceń spowodowanych przez grzech w komunijnych odniesieniach człowieka, wezwanego od początku do „jedności dwojga” jako Bożego Obrazu, co miało uczynić widzialną w świecie ludzi Bożej komunii Osób i Bożego udzielania się człowiekowi – pierwotne, w sakramencie stworzenia do człowieka skierowane powołanie nie zostaje całkowicie zniweczone. Pozostaje ono również u człowieka ‘pożądliwości’ wciąż aktualnym zadaniem i powołaniem, wpisanym w najgłębszych pokładach jego ‘serca’.

Serce to nie musi ulegać budzącej się pożądliwości. Zostaje ono też uzdolnione – m.in. poprzez sakrament małżeństwa w jego pierwotnej formie, a tym bardziej w Kościele Chrystusa – do walki o odzyskanie pierwotnej niewinności i „widzenia siebie wzajemnie jakby wzrokiem samej tajemnicy stworzenia ... z całym pokojem wewnętrznego wejrzenia, które właśnie stwarza pełnię osobowej intymności” (MiN 54). Wspomnianą zdolność regeneracji tego co uległo zburzeniu – przyniesie w chwili gdy „nadeszła Pełnia Czasu” (Ga 4,4) Syn Boży, Odkupiciel człowieka: Syn Ojca Przedwiecznego, ale i rzeczywisty Syn Maryi.

(8,5 kB)

RE-lektura: część VI, rozdz. 5c
Stadniki, 20.IV.2015.
Tarnów, 3.VI.2022.


(0,7kB)        (0,7 kB)      (0,7 kB)

Powrót: SPIS TREŚCI



2. W obliczu dobra-zła oraz życia-śmierci
3. Zerwanie komunii z Bogiem
4. Zerwanie komunii z człowiekiem
5. ‘Komunia’ mąż-żona
6. ‘Komunia’ ... podporządkowania

D. UWIDZIALNIENIE ŚWIĘTOŚCI BOGA W ŚWIECIE PO UPADKU


Obrazy-Zdjęcia

Ryc.1. Jan Paweł II pełen bólu i poczucia postępującej słabości fizycznej
Ryc.2. Jan Paweł II w uścisku z rozradowanym chłopczykiem
Ryc.3. Jan Paweł II z trudem odczytuje własny tekst homilii
Ryc.4. Cuda przyrody - wodospad górski