(0,7kB)    (0,7 kB)

UWAGA: SKRÓTY do przytaczanej literatury zob.Literatura

Ozdobnik (3 kB)

Rozdział Czwarty

WSPÓŁŻYCIE  PRZEDMAŁŻEŃSKIE:
CZY NAPRAWDĘ MIŁOŚĆ?
*       *       *
OJCZE, czy pobłogosławisz?


Ozdobnik (3 kB)

Słowo wprowadzające do niniejszego Rozdziału

Przechodzimy do drugiej części zastanawiania się z dystansu nad podejmowaniem współżycia, ewentualnie form podobnych – w sytuacji przed-małżeńskiej. Chcielibyśmy dopełnić je zastanowieniem się nad kolejnymi aspektami zagadnienia.

W poprzednim rozdziale (cz.III, rozdz.3) chcieliśmy ocenić z punktu widzenia odpowiedzialności i podstawowych zasad etyki podejmowanie współżycia, mając stale przed oczyma jego ukierunkowanie na potencjalność rodzicielską. Doszliśmy do wniosku, że z tego właśnie względu nie da się podtrzymać ‘chęci’ wielu, którzy by bardzo pragnęli, żeby tak kształtowane odniesienia narzeczeńskie mogły uchodzić za wyraz miłości.
– W obecnym rozdziale (cz.III, rozdz.4) pominiemy samą w sobie możliwość poczęcia w następstwie podjętego współżycia na etapie przed-ślubnym, by niezależnie od tej wciąż realnej możliwości ocenić: czy takie przechodzenie na uprawianie intymności ma szansę wyrażenia miłości, czy też jest jednym ciągiem wzajemnego okłamywania się w tym względzie?

Jak poprzednio, tak i obecnie podejmiemy obiegowe argumenty, które zdają się przemawiać ‘za’ koniecznością, względnie zalecaniem współżycia na tym etapie życia. Pragniemy przyjrzeć się im spokojnie i ocenić je z dystansu. Argumentacja będzie ponownie raczej typu psychologicznego i antropologicznego, chociaż nadal rozpatrywana w świetle orędzia Jezusa Chrystusa, który jest „Drogą i Prawdą, i Życiem” (J 14,6). Wciąż też zakładamy znajomość wszystkiego, nad czym zastanawialiśmy się dotąd w dwóch pierwszych częściach naszej strony oraz w trzech pierwszych rozdziałach niniejszej części trzeciej.

UWAGA. Wiele aspektów niniejszego rozdziału podejmiemy ponownie w jednym z dalszych rozdziałów: w cz.VII, rozdz.3. Jest on zatytułowany ogólnie: „Młodzieńczość w obliczu małżeństwa: Sakramentu Małżeństwa”.

A.
JESZCZE RAZ:
CZŁOWIEK-OSOBA

Ozdoba

Płciowość
przenikająca
ciało i ducha

Ilekroć dyskusja schodzi na temat tego: Czemu ‘jedno i to samo’ działanie płciowe przed ślubem jest grzeszne, a ‘w’ małżeństwie grzechem nie jest, trzeba zejść do spraw podstawowych. Można by tu co prawda odwołać się do pewnej analogii chociażby w kwestii przepisów drogowych: Czemu jazda ‘pod prąd’ ulicą jednokierunkową kończy się zapłaceniem ‘mandatu’? Czyżby ten ‘przepis’ ruchu drogowego był wymyślony tylko dla ‘widzimisię’ ustawodawcy?

Przy próbie odpowiedzi na pytanie o podobną czy też różną jakość podejmowania intymności przed – a po ślubie, wypada jeszcze raz spojrzeć na człowieka jako na osobę. Człowiecza osoba to nierozdzielnie współprzenikająca się jedność ludzkiego ciała – męskiego względnie żeńskiego – z ludzkim duchem. Zagadnienie to było już parokrotnie przedmiotem naszych rozważań (zob wyż.: Powołanie do budowania komunii osób + kontekst; oraz.: Współżycie – dar osoby + kontekst; a także: Godność miłości: wywyższona czy poniżona? + kontekst). A zapewne przyjdzie nam jeszcze nieraz wrócić do tego zagadnienia w dalszym ciągu naszej strony – zależnie od rozpatrywanego aspektu rozważań.

Obecnie pragniemy zastanowić się jeszcze raz – trochę bardziej praktycznie, nad tajemniczym współprzenikaniem się ciała płciowego i duszy człowieka-osoby. Każdy jest człowiekiem-osobą dopiero poprzez swoje człowieczeństwo męskie, względnie żeńskie. Mężczyzną zaś względnie kobietą jest ktoś nie dlatego, że ‘ma’ narządy płciowe oraz charakterystyczne znamiona właściwe dla danej płci. Człowiek jest w swej duchowo-cielesnej całości nieodwracalnie naznaczony przynależnością płciową. Zróżnicowane narządy płciowe są tylko uchwytnym uzewnętrznieniem człowieczeństwa, które objawia się poprzez daną płeć. Tak też dopiero jest ktoś 'sobą': osobą-mężczyzną, względnie osobą-kobietą. I tak dopiero jest każdy wezwany do życia w zbawieniu: jako człowiek-mężczyzna, względnie człowiek-kobieta, a nie ktoś ‘nijaki’.

Jakikolwiek aspekt człowieczeństwa by nie wziąć pod uwagę, dochodzimy do niezmiennego wniosku: każdy poziom człowieczeństwa nosi na sobie nieodwracalne znamię przynależności płciowej. Stwierdzenie to nie oznacza nawrotu do pan-Freudyzmu, ani pan-seksualizmu w znaczeniu węszenia wszędzie ‘seksu’. Trzeba natomiast stanąć na realnym gruncie człowieczeństwa takiego, jakim ono jest, tzn. jakim zostało pomyślane przez „miłującą Wszechmoc” (DeV 33) Stworzyciela. Znamię płciowości rzeźbi całokształt osoby. Zauważamy mianowicie:

(0,13 kB)  Przynależność płciowa wyraża się w każdej komórce ustroju, tzn. wcale nie w komórkach samych tylko narządów płciowych.
(0,13 kB)  Zaznacza się ona w odmiennej cerze i włosach mężczyzny – a kobiety.
(0,13 kB)  Co więcej, odmienność płciowa wyryta jest z kolei na tak nie ściśle z materią-ciałem związanych aspektach człowieka, jak jego sposobie poruszania się, barwie jego głosu, odmienności w kształtowaniu się jego uczuciowości.
(0,13 kB)  Nieodwracalnie naznaczone są odrębnością płciową nawet ściśle nie-materialne ‘piętra’ człowieczeństwa jak: myślenie uwrażliwione na poszukiwanie prawdy (rozum; samo-świadomość); oraz podejmowanie decyzji, ukierunkowane na szukanie i znajdywanie dobra (wolna wola; samo-stanowienie). Jedno i drugie kształtuje się charakterystycznie odmiennie u mężczyzny, a u kobiety.
(0,13 kB)  Szczegółowe badania wykazały charakterystyczne różnice w budowie samego również mózgu u mężczyzny a kobiety.

(5 kB)
Ta dziewczyna może niedługo wyjdzie za mąż. Czy WY OBOJE – szczerze i gorąco się modlicie? Małżeństwo nigdy nie będzie kwestią spraw rozgrywających się na poziomie jedynie świeckim. Ono non-stop krąży wokół tajemnic właściwych Bogu: miłości i życia. [ryc. zob.: EWIG, nr 1-2 (1999) Obraz tytułowy].

Stwierdzenia te prowadzą do zasadniczego wniosku, na który zwracaliśmy poprzednio już nieraz uwagę (zob np. wyż.: Ciało przeniknięte duchem). Mianowicie wcale nie tak łatwo odpowiedzieć na pytanie: co to jest płciowość? Płeć to wcale jeszcze nie to samo, co odmienność genitaliów. Płciowością naznaczone jest bez reszty współprzesycające się zarówno całe ciało, jak i cały duch człowieka, czyli po prostu całość ludzkiej osoby.

Z kolei zaś człowiek jest zdolny skondensować siebie przejściowo w jednym ze swoich narządów, np. w słuchu, wzroku, dotyku, w tym oczywiście także w narządach kontaktowania płciowego. Chociaż jednak nie obejdzie się bez danego narządu, zaangażowane jest w to działanie człowieczeństwo całe: całe ciało i cały duch naraz jednego i drugiego z partnerów. Mówimy, że ktoś cały „zamienił się w słuch; zamienił się we wzrok” itp. Do słyszenia konieczny jest narząd słuchu. Ale ostatecznie słyszy nie ucho, lecz człowiek cały: osoba! Widzi nie samo oko, lecz ten ktoś: człowiek, ciało-duch naraz, czyli osoba – samoświadoma, samostanowiąca, zdolna podejmować odpowiedzialność.

Tym samym niezgodne jest z obiektywną prawdą mówić o „biologii miłości”! nie ma współżycia jako wydarzenia tylko fizyczno-biologicznego! Działa tu jako niezbywalnie odpowiedzialny za swe czyny człowiek cały – jeden i drugi. W tej dopiero całości jest ktoś osobą: ciałem-duchem naraz – mężczyzną względnie kobietą. Podobnie też przymioty duchowe człowieka: jego zdolność myślenia, chcenia i odpowiadania za czyny i myśli, władze zatem ducha – są właściwością człowieczeństwa całego danego człowieka, czy też danych ludzi.

Wypada zwrócić uwagę na podkreślany tu z naciskiem przymiot „cały”: ciało i przenikający je duch człowieka-osoby w jego integralnej całości.
– Ponieważ zaś człowiek jest sobą: osobą – dzięki nieśmiertelnej duszy, owa integralność-całość wiąże się z wezwaniem do życia wiecznego. Ceną rzeczywistego uczestnictwa w godach życia wiecznego jest jednak dobrowolne otwarcie się na zaproszenie do komunii z Trójjedynym, pra-Wzoru swego żywego Obrazu.

Ogarnianie siebie względnie kogoś – w tak pojętej integralnej wizji wiąże się wprost z rzeczywistością, jaką jest miłość: darowanie swojej osoby – osobie kogoś umiłowanego. W tym kontekście należałoby nawiązać do przytaczanej już wypowiedzi o człowieku jako „duchu ucieleśnionym czyli duszy, wyrażającej się poprzez ciało, i ciele formowanym przez nieśmiertelnego ducha”. Jako taki jest człowiek powołany do „miłości, która obejmuje również ciało”, podobnie jak ciało uczestniczy w miłości duchowej. Znaczy to, że płciowość nie jest tylko biologią, lecz dotyczy zawsze wewnętrznej natury OSOBY jako takiej (por. FC 11).

Odróżnianie
działań grzesznych
od
wyrażających miłość

W tej sytuacji nie tak trudno znaleźć klucza pozwalającego zrozumieć, dlaczego działanie zdawałoby się jednakowe: współżycie w przypadku narzeczonych – jest grzechem, a w małżeństwie grzechem nie jest, a raczej dokładnie: powinno by być aktem pobłogosławionym – jako uaktywnienienie sakramentu?

W formie podsumowania dotychczasowych spostrzeżeń na temat istoty płciowości człowieka jako osoby, a także na podstawie omówionych już wypowiedzi z nauczania Jana Pawła II o związku między płciowością a miłością i godnością osoby, można by ustalić następującą konkluzję natury antropologicznej:

(8 kB)
Czy o MIŁOŚCI – mówisz, czy też MIŁUJESZ: Boga i BLIŹNIEGO jako JEGO samego, a nie siebie-poprzez-niego? Czy Twoja MIŁOŚĆ przetrwa próby, jak to wyryte SERCE, które zostanie ŻYWĄ-BLIZNĄ na tym drzewie, dopóki będzie istniało?

Innymi słowy grzeszne byłoby takie odnoszenie się do znamion płciowości, które by sobą całkowicie przesłaniało dostrzeganie człowieczeństwa człowieka w jego całości. Grzechem będzie działanie, które nie umie już widzieć w sobie – względnie tym drugim – osoby. Gdy uwaga i działanie będzie niemal bez reszty owładnięta samym tylko ‘seksem’. Gdy ktoś dozwoli, że ‘ciało i płeć’ zawładnie całym horyzontem myślowym. Przy czym ‘ciało i płeć’ będą pojmowane już tylko jako ‘fragmenty’ ciała, tzn. ‘dolepki’ do ludzkiego ciała, zdatne do wyzwalania i doznawania wrażeń seksualnych.
– Gdy zatem ci dwoje będą odnosili się do znamion płciowości jako jedynie ‘rzeczy’ – ‘przy’ lub ‘na’ sobie, przy czym owym odniesieniom towarzyszyć będzie zawiniona niezdolność dostrzegania całokształtu osoby własnej i tego drugiego. Godność i wielkość osoby – własnej oraz tego drugiego w jej całości, zostaje w tej sytuacji zepchnięta do roli czynnika już tylko bardzo drugorzędnego i przypadkowego.

Takie podejście do ciała stałoby oczywiście w sprzeczności z prawdą bytu człowieczego. Istotą płciową jest bowiem człowiek jako on cały: współprzenikające się jego ciało-duch. Narządy płciowe itd. nie są dolepkiem do człowieka. Ciało płciowe służy do objawienia – takiego człowieczeństwa tej osoby: jako kobiety względnie mężczyzny, człowieka – o tym określonym osobowym imieniu.

Nie znaczy to oczywiście, że wobec tego należy ‘myśleć’ od rana do wieczora o sobie jako swojej „płciowości”. Z kolei jednak zaakceptowanie siebie całego jako osoby mężczyzny czy kobiety jest warunkiem niezakłóconego rozwoju osobowego.

Spoglądanie na ciało jedynie jako określone centymetry ciała i płci, by je pożądać, sycąc się nimi jako podniecającą „rzeczą”, jest jednostronnym u-bez-osobowieniem człowieka: pozbawieniem go wyrazu osoby, względnie: zdegradowaniem człowieka z jego wielkości jako osoby – do poziomu samego tylko „seksu-rzeczy”. Dotykanie-zabawianie się ciałem i płcią dla eksploatowania jego potencjalności seksualnej jest naruszeniem swojej i cudzej godności osobowej. Bo nie jest prawdą, że człowiek jest samą „płcią”: jest on osobą jako naraz ciało-duch. Wobec tego nie można [prawda bytu!] – i nie wolno [wymóg etyczny!] zawęzić uwagi do samego tylko jej wymiaru „płci”. Takie traktowanie jej byłoby występkiem przeciw miłości, o ile miłość – jako dar – winna obejmować człowieka całościowo.

Dlatego też uprawianie nieczystości jest działaniem grzesznym. Człowiek odnosiłby się do siebie lub kogoś – w sposób nieczysty [pożądliwie]. Tymczasem człowiek jest stworzeniem z samego swego bytu jako ‘dobro’ w oczach Bożych: jako osoba, Obraz Boga jako człowiek-mężczyzna, względnie człowiek-kobieta. Działanie nieczyste stałoby się zawinionym degradowaniem siebie lub kogoś do rzędu „rzeczy do użycia”. Byłoby poniżeniem osoby – do sprzecznego z prawdą i ładem natury poziomu czegoś anonimowego. A to równa się poczytalnemu odebraniu komuś godności. Nie liczyłoby się serce; uwagę zajmowałaby sama tylko płeć.

Rozumiemy coraz jaśniej, że grzeszność grzechów przeciwnych czystości zasadza się na zawinionym, jawnym braku miłości należnej sobie całemu, ewentualnie komuś – również całemu. „Tylko osoba może miłować, i tylko osoba może być miłowana” (MD 29). Stąd też wyzwolenie energii płciowej przed ślubem jest każdorazowo wyrazem przeciw-miłości: względem siebie i tego kogoś.

Działanie takie nie może nie być dojmującą zniewagą wyrządzoną Bogu. Bóg stworzył każdego na swój osobowy wzór: jako swój Obraz, nie ‘rzecz’. Bóg walczy nieustannie o to, by sam człowiek był sobie świadom swej godności: że jest kimś: wezwanym do przyjaźni-oblubieńczości z samym Bogiem, i tak dopiero również z kimś drugim – człowiekiem; że nigdy nie będzie mógł być tylko „czymś”. Bóg chciałby móc przeglądać się w swym żywym Obrazie i rozpoznawać w nim siebie. Jak matka i ojciec, którzy dopatrują się swego odbicia w dziecku. Obrazem Bożym jest człowiek przez to, że jest wezwany i uzdolniony do tego, Kim jest On – Bóg: Życie i Miłość – w komunii Osób. Jednocześnie zostaje człowiek uzdolniony do odpowiedzialności za miłość i wspólnotę – na kształt Bożej Komunii Osób (por. FC 11).

Przez grzech przeciw VI lub IX Przykazaniu człowiek odrzuca Boży dar: podarowaną sobie godność jako osoby. Sprowadza narządy płciowe własne względnie czyjeś do rzędu już tylko ‘czegoś’: rzeczy na sobie, przy kimś, nadające się do eksploatacji, bez zważania w tej chwili na całość osoby. Grzech chciałby zawłaszczyć płcią jako rzeczą do użytku-własności, by wyżyć się na znamionach płciowych i zapewnić sobie egoistycznie [dynamizm DO-środkowy] poszukiwane doznania – aż do ich zużycia: myślą, mową, uczynkiem. Dzieje się to z zatraceniem z widnokręgu – ‘serca’ własnego oraz ‘serca’ tego drugiego.
– Mimo że zarówno chłopiec, jak dziewczyna będą odmieniali słowo ‘serce’ prawdopodobnie we wszystkich możliwych przypadkach, nadając mu jednak znaczenie całkowicie zafałszowane. Chodzi zaś o ‘serce’ w rozumieniu oczywiście biblijnym: jako zogniskowania człowieczeństwa w jego najgłębszym ‘ja’, gdzie dotyka się „wewnętrznej tajemnicy człowieka” (RH 8).

Tu tkwi różnica między działaniem płciowym wyrażającym miłość godną tego miana, a takim które obłudnie podszywa się jedynie pod miano miłości. Omawiane kryterium pozwala bardzo precyzyjnie odróżnić czyn grzeszny – od cechującego się Bożym błogosławieństwem. Oczywiście w założeniu uczciwości w myśleniu i etycznym kwalifikowaniu działań.

W przypadku miłości prawdziwej człowiek odnosi się do siebie i tego drugiego ze czcią dystansu. Miłość prawdziwa widzi w pierwszym rzędzie „serce”: osobę całą. Ponieważ zaś nigdy nie stawia na pierwszym miejscu korzyści i przyjemności własnej, życzy temu drugiemu dobra bez granic – aż do tego wiecznego włącznie.
– Ale też z tego względu nie pozwoli sobie na sponiewieranie siebie, względnie tego drugiego – przez degradację płci do rzędu rzeczy, która nie dorasta do godności osoby. Nie dopuści do spoglądania na siebie lub kogoś z zawężeniem uwagi do samej płci – jako żeru dla pożądliwości. Miłość bowiem naprawdę kocha – samego w sobie człowieka: jego osobę która jedynie objawia się poprzez jego ciało jako mężczyzny względnie kobiety.

Miłość godna nie pozwoli sobie na zabawianie się ciałem własnym lub czyimś dla poszukiwania jako niemal ostatecznego celu – wyzwolenia ‘podniecenia-dla-podniecenia’. Wyczuwa instynktownie, że takie działanie byłoby jego poniżeniem, czyli właśnie grzechem, chociażby ten ktoś nawet nie znał definicji ‘grzechu’.

Taki kierunek myślowy, jaki staramy się tu przedstawiać w poszukiwaniu klucza przy odróżnianiu czynów grzesznych od nie-grzesznych w zakresie VI przykazania, ukazuje na swój sposób Jan Paweł II:

„Objawienie chrześcijańskie zna dwa właściwe sposoby urzeczywistnienia powołania osoby ludzkiej – w jej jedności wewnętrznej – do miłości: małżeństwo i dziewictwo. Zarówno jedno, jak i drugie, w formie im właściwej, są konkretnym wypełnieniem najgłębszej prawdy o człowieku ...
– W następstwie tego płciowość, poprzez którą mężczyzna i kobieta oddają się sobie wzajemnie we właściwych i wyłącznych aktach małżeńskich, nie jest bynajmniej zjawiskiem czysto biologicznym, lecz dotyczy samej wewnętrznej istoty osoby ludzkiej jako takiej. Urzeczywistnia się ona w sposób prawdziwie ludzki tylko wtedy, gdy stanowi integralną część miłości ... aż do śmierci.
– Całkowity dar z ciała byłby zakłamaniem, jeśliby nie był znakiem i owocem pełnego oddania osobowego, w którym jest obecna cała osoba, również w swym wymiarze doczesnym” (FC 11).

Narzeczeństwo nie jest jeszcze małżeństwem. Powinno polegać na tym, że ci dwoje odnoszą się do siebie dziewiczo w pełnym tego słowa znaczeniu.
– Wypada przypomnieć ponownie jeszcze jedną z wypowiedzi papieskich:

„Stwarzając człowieka na swój Obraz i nieustannie podtrzymując go w istnieniu, Bóg wpisuje w człowieczeństwo mężczyzny i kobiety powołanie, a więc zdolność i odpowiedzialność za miłość i wspólnotę. Miłość jest zatem podstawowym i wrodzonym powołaniem każdej istoty ludzkiej” (FC 11).

Swoistym świadectwem grzesznego, bo nie-miłosnego odniesienia się do siebie, jest zawsze w takim wypadku: po samogwałcie, pettingu, współżyciu przedmałżeńskim – pojawiające się poczucie obrzydzenia do siebie, świadomość przeżycia tego czynu jako poniżenia, upadku. Z drugiej strony może zaznaczać się agresywność, swoiste odreagowanie wewnętrznej porażki – na innych, zamiast siebie uznać za jej sprawcę.

Niezależnie od tego w sercu pojawia się w sytuacji grzechu poczucie: „... Mogłem tego nie popełnić” ! To głos sumienia. Ostatecznie Tego, Którego Obrazem jest człowiek poprzez uzdolnienie do miłości jako daru. Przypomina o tym niestrudzenie Jan Paweł II, mówiąc o Synu Bożym, który „jakoś” zjednoczył się z każdym człowiekiem (RH 8.13.18; KDK 22). Głos sumienia to głos Boga przerażonego zniewoleniem, w jakie z własnej winy popada Jego Obraz, Jego Umiłowana. Jest to zniewolenie najgorsze z możliwych, bo rozmyślnie wybrane i chciane. Poczucie wstrętu i pogardy do siebie jest głosem Boga, który pragnie być w człowieku – podarowanym mu jego życiem-wzrastaniem, życiem-pokojem i radością w miłowaniu jako daru dla osoby całej: swojej, ludzi, Boga.

B.
 OBRAZY PORNO
A OGLĄDANIE SIEBIE
WEDLE MIARY BOŻEGO OBRAZU

Ozdobnik (4 kB)

Dla ilustracji przedstawionych rozważań, wymagających wysiłku ‘myślenia’, chcielibyśmy podsunąć pod refleksję nietrudny do rozszyfrowania problem pożądliwego oglądania nie-przyzwoitych obrazów czy programów. Temat ten podjął Ojciec święty Jan Paweł II w początkowych latach swego pontyfikatu – w ramach rozważań nad „odkupieniem ciała” (MiN 239-252).

(18 kB)
Dziecko się ubrudziło rozlanym słojem i krzyczy, bo sobie samo nie poradzi. Oby Mama nie dała mu jeszcze klapsa !

Samo w sobie przedstawienie nagości nie jest jeszcze równoznaczne z pornografią. Są arcydzieła sztuki, gdzie postacie są przedstawione w całej nagości, a nie są one obliczone na wyzwolenie nieprzyzwoitych odczuć – i istotnie w zasadzie nie działają podniecająco. W innym wypadku ktoś pojedynczy czy dwoje ludzie są przyodziani poprawnie, a zachowanie ich jest wyzywająco nie-przyzwoite, tak iż ludzie odwracają się z niesmakiem i jednoznaczną oceną. Istotną rolę odgrywa tu, jak zawsze: zarówno przedmiot działania, jak i okoliczności oraz towarzyszące działaniu zamierzenie.

Dla dokonania etycznej oceny w sytuacji ‘porno’ wystarczy wziąć do rąk pierwszy z brzegu magazyn kolorowy, gdzie niemal w każdym numerze zamieszczone jest zdjęcie obnażonej kobiety, obliczone na ‘chodliwość’ pisma. Ceną powodzenia pisma staje się żywe ciało człowieka zredukowane do rzędu już tylko podniecającego tworzywa-materii: płci wystawionej na widok publiczny jako ‘obiekt’.

Pytamy: o co tu chodzi wydawcy? Czy o oczy dziewczyny przedstawionej z charakterystycznie obnażonymi piersiami, czy o te wyzywająco eksponowane wdzięki, które stuprocentowo pewnie przykują uwagę? Sama dziewczyna jako „ona-osoba” jest skondensowana tajemniczo znacznie bardziej w swych oczach niż piersiach. Piersi są takie jak u innych kobiet. Wyraz oczu jest niepowtarzalny: osobowy. Z oczu przeziera dusza: dobroć, podejrzliwość, złość, współczucie, litość, serce, pogarda, bystrość, rozwaga, gotowość poświęcenia, odwaga, chytrość, przebaczenie, pożądliwość itd.
– Chcąc ogarnąć uszanowaniem tę dziewczynę jako ją samą, należało koncentrować uwagę z dystansem uszanowania na oczach. Nawet pies spogląda na pana nie byle jak, lecz ze wzrokiem utkwionym w jego oczy. Pies rozumie na swój psi ‘rozum’, że człowiek to nie genitalia, lecz oczy. Tutaj skondensowany jest ON: człowiek-osoba!

Jak zaś spoglądają oczy dziewczyny-kobiety z obrazu porno? Zdarza się, że dziewczyna samym wyzywającym spojrzeniem ujawnia bezwstyd, prowokując seksualnie. Chełpi się tym co ‘ma’ – ... jako rzecz-do-zagarnięcia-pożądania i co w sam raz wystawia na widok pod publiczność. Zwykle wzbudza równolegle pogardę, osiągając skutek odwrotny od zamierzonego. Z kolei ci sami, którzy gardzą dziewczyną „do wynajęcia”, korzystają z jej ‘usług’, spluwając następnie pogardliwie, by niebawem eksploatować ponownie – ją lub inną podobną.
– Ale bywa i tak, że oczy z takiego obrazu są odwrócone, kryjąc się niejako przed wzrokiem widza w tym poniżeniu swej osoby. A gdy oczy te patrzą mimo wszystko wprost na widza, bije z nich niejako błagalna prośba o litość ...

Jednakże wydawca ilustrowanej dawno tę dziewczynę jako kogoś ... uśmiercił ! Dla niego ona jako ktoś-OSOBA nie istnieje. Jemu absolutnie nie zależy na oczach jako wyrazie jej najgłębszego ‘ja’: jej serca. Jemu chodzi o efekt reklamowy: by ściągnąć wzrok nabywców na wyzywająco na widok publiczny wystawiony biust, by zadziałał seksualnie na wyobraźnię. Pozwoli to zdobyć klientów i zwielokrotnić dochodowość pisma. Chce jednego: żeby widz najadł się pożądaniem „ciała”. By te piersi, czy wprost genitalia zaprezentowanej „miss” – niejako pożarł, bodaj wzrokiem i pożądaniem: jako rzeczy na niej. Koncentrowanie uwagi na eksponowanych piersiach jest zamierzone jako środek do uzyskania innego celu: zbytu pisma i zarobku za tę cenę.

Ceną uzyskanego dochodu staje się degradacja człowieka-osoby do rzędu ... „mięsa”. Osoba zostaje ‘użyta’ jako już tylko ... rzecz. Zabrakło miłości względem bliźniego, którego należało kochać „dla niego samego”. Wydawca absolutnie nie ma zamiaru skupienia uwagi na dziewczynie dla wyrażenia uszanowania dla niej samej, ani tym bardziej dla uwielbienia i wyrażenia wdzięczności Bożej Dobroci za dar kobiecych piersi i tyle dobra, ile przez nie spływa – z Bożym pokojem, np. na niemowlę tulące się do piersi, gdzie dziecku dobrze, ciepło, miękko; gdzie słyszy miarowe uderzenia matczynego serca, które pamięta z życia płodowego; tego serca, które je ukochało nad własne życie, któremu siebie z pełnią ufności zawierza.

Od sponiewierania ciała i płci, a raczej osoby ukazanego człowieka-kobiety, nie tak daleko do spalania ludzkiego tworzywa w piecach krematoryjnych, eutanazji i znęcania się nad ludzkim ciałem. Takie są bezpośrednie konsekwencje niegodnej postawy względem ludzkiego ciała odciętego od osoby: wymyślanie coraz bardziej wyrafinowanych, czasem bezwstydnych tortur; terroryzm i zabijanie dorosłych, dzieci i jeszcze nie urodzonych – dla samej przyjemności zabijania-torturowania; sadystyczna satysfakcja z upodlania człowieka jako Bożego Obrazu. A w ostatnim etapie „likwidacja” ludzi starszych, chorych psychicznie, niepełnosprawnych ...

Widok zaś kobiet, które same siebie nie szanują, napawa smutnymi refleksjami. Są kobiety, którym w najmniejszej mierze nie zależy na jakiejkolwiek czci dla siebie jako kobiet. Nie ogarniają one siebie – jako swego ciała-ducha naraz – pokorną i pełną wdzięczności czcią względem Stworzyciela. Gdyby same doceniły swoją godność – jako osób, a nie towaru do sprzedaży-reklamy, nie zachowywałyby się prowokująco w stosunku do mężczyzn: młodzieńczych, ale i starszych. Zwracaliśmy na to już uwagę. Ileż dziewcząt, ale i pań dorosłych, tak się ubiera, że niemal się wpraszają ze swą płcią, jakby w oczekiwaniu, żeby ktoś zechciał je w jakiś sposób „naruszyć”. Gdyby same siebie miały we czci, przyczyniłyby się do umacniania, albo i ponownego wprowadzania „cywilizacji miłości” (zob. DiM 14; ChL 49-52; LR 13.15n; EV 12.19.21.24.28.87.95; itd.), o którą niestrudzenie zabiegał Jan Paweł II.

Można by tu przytoczyć którąś z jego wypowiedzi o poszanowaniu dla „oryginalności” kobiety np. w nawiązaniu do najszczytniejszej z ludzkich cór – Maryi:

„Ten Maryjny wymiar życia chrześcijańskiego znajduje szczególny wyraz w odniesieniu do kobiety i jej pozycji społecznej. Kobiecość istotnie stanowi szczególną więź z Matką Odkupiciela ...
– Tu pragnę tylko podkreślić, że postać Maryi z Nazaretu rzuca światło na kobietę jako taką przez sam fakt, że Bóg w tym wzniosłym wydarzeniu Wcielenia Syna zawierzył się wolnej i czynnej posłudze niewiasty.
– Można zatem stwierdzić, że kobieta, spoglądając na Maryję, odkrywa w Niej sekret godnego przeżywania swej kobiecości i prawdziwego realizowania siebie. W świetle Maryi Kościół widzi w kobiecie odblaski piękna, które odzwierciedla najwznioślejsze uczucia, do jakich zdolne jest serce ludzkie: całkowitą ofiarę miłości, moc, która potrafi znieść największe cierpienia, bezgraniczną wierność, niestrudzoną aktywność, umiejętność łączenia wnikliwej intuicji ze słowem pociechy i zachęty” (RMa 46; oraz MuD, zwł. 13 itd.).

Szanująca siebie kobieta czujnie osłania swoje piersi. Zastrzega dostęp do nich – fizyczny i wzrokowy – na wówczas, gdy to się stanie wyrazem niekłamanej miłości. Ta nie potraktuje ich jako żeru do nasycenia pożądliwości ciała, a mieści się w pasmie miłości, jaką jest Bóg-Miłość.
– Pełne uszanowania i wdzięcznej miłości zachowanie względem własnego ciała wyraża się trudnym do zdefiniowania wyrażeniem „wstydu” (zob. MiO 143-154).

Wstyd ma swój wymiar wewnętrzny i zewnętrzny. Wyraża się odruchowym lękiem o własne ‘ja’ wobec kogoś drugiego. Natomiast wstydliwość, wyrażająca się jako zachowanie podyktowane poczuciem wstydu, sprawia, że to co z ludzkiej nagości jest dostrzegalne zewnętrznie, podporządkowuje się „wewnętrznej pełni widzenia człowieka w Bogu” (MiN 53), tj. widzenia drugiego człowieka, chociażby nagiego, „wedle miary ‘obrazu Bożego’ ...” (MiN 53; 51-54). Pozwala to widzieć i ogarniać siebie i innych z całym „pokojem wewnętrznego widzenia, które właśnie stwarza pełnię osobowej intymności” (MiN 54). W takim klimacie mężczyzna i kobieta zdolni są stać się osobowym darem dla siebie nawzajem. Ciało w swej męskości i kobiecości ujawnia wtedy pokojowo swoje znaczenie „oblubieńcze” (MiN 54-66). Oblubieńczość zaś wskazuje na przymierze miłości poprzez komunijne bycie-dla siebie nawzajem.

Odnoszenie się do siebie i kogoś „wedle miary Obrazu Bożego” cechuje się pokojem, poczuciem godności oraz odpowiedzialności. Pozwala ogarniać ciało i płeć owym „wewnętrznym” widzeniem człowieka, które spogląda „wzrokiem samej tajemnicy stworzenia” (MiN 53n).
– Takie warunki pojawiają się w pełni dopiero w ustabilizowanym małżeństwie. W nim dopiero dokonuje się pokojowo i bez zranienia „absorpcja wstydu przez miłość” (MiN 66). W nim też ci dwoje stają się zdolni wyrażać sobie prawdziwą miłość, „w której człowiek-osoba staje się darem – i spełnia sam sens swego istnienia i bytowania poprzez ten dar” (MiN 61). Ciało spełnia wtedy właściwą sobie funkcję: znaku i wyrazu osoby danego człowieka (MiN 59).

(26 kB)
Podziwiać, jak daleko posunięta jest obustronnie miłość: wyrażana i odwzajemniona! Tylko nie wiadomo, jaki będzie efekt, gdy mama i tata te gorące wyrazy obopólnej miłości dostrzegą ...!

Jeśli jednak kobieta zachowuje się względem mężczyzny lub na odwrót prowokacyjnie, świadczy to o tym, że w jej lub jego świadomości nastąpiło „pęknięcie” zasadniczego ogniwa własnego człowieczeństwa. Ogniwo to winno było strzec osobowej godności.
– Rzecz znamienna, mężczyźni raczej rzadziej się obnażają, niż niewiasty. Mężczyzna łatwo zdejmuje koszulę przy pracy, na wycieczce itd., ale nie obnaża się dalej. Jest zagadką, czemu kobiety bywają niezwykle łatwe do obnażenia się, a przynajmniej prowokacyjnego manipulowania charakterystycznym dawkowaniem odsłaniania i jednocześnie zasłaniania intrygujących fragmentów swego ciała. Wszystko to jest ukierunkowane pod seksualizm męski – i w zasadzie tylko męski.

Powoływanie się na ‘modę’, jeśli chodzi o prowokacyjne ubieranie się, nie zwalnia od osobistej odpowiedzialności. „Modę” dyktuje seksualizm nie kobiecy, lecz męski. Jan Paweł II nawiązuje do tej sytuacji w słowach:

„Kiedy zatem w opisie biblijnym czytamy wypowiedziane do kobiety słowa: ‘ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienie, on zaś będzie panował nad tobą’, wówczas odkrywamy załamanie się i stałe zagrożenie tej właśnie ‘jedności dwojga’, która odpowiada godności Obrazu i podobieństwa Bożego w obojgu.
– Takie zagrożenie dotyczy jednak bardziej kobiety. Do bycia bowiem ‘bezinteresownym darem’, co oznacza żyć ‘dla’ drugiego, dołącza się ‘panowanie’: ‘on będzie panował nad tobą’. Owo panowanie wskazuje na zakłócenie i zachwianie tej podstawowej równości, jaką w ‘jedności dwojga’ posiadają mężczyzna i kobieta – i to przede wszystkim na niekorzyść kobiety ...
– Jeśli naruszenie tej równości, która jest zarazem darem i prawem pochodzącym od samego Boga-Stwórcy, niesie z sobą upośledzenie kobiety, to równocześnie pomniejsza ono także prawdziwą godność mężczyzny ...
– Nie może kobieta stawać się ‘przedmiotem’ męskiego ‘panowania’ i ‘posiadania’ ...” (MuD 10).

Nie tędy wiedzie droga do emancypacji kobiety. Emancypacja nie ma nic wspólnego ze strząsaniem ze siebie swego kobiecego uroku związanego z ciałem i płcią, ani z przerzucaniem się na odmianę np. na spalanie papierosa za papierosem, bądź używanie napojów wyskokowych, nierzadko do utraty przytomności włącznie, by i w tej dziedzinie dorównać, a nawet zdystansować świat mężczyzn!

Nietrudno zrozumieć kryterium antropologiczne i konsekwentnie teologiczne, wyznaczające ocenę etyczną czynów i zachowań nieprzyzwoitych. Punktem wyjścia pozostaje godność osobowa człowieczeństwa, któremu całemu należy się uszanowanie i miłość „dla niego samego”. Stajemy zatem wciąż na gruncie prawdy, z której wyrasta człowiek: osoba. Miłość musi obejmować osobę w jej całokształcie. Nie ma obawy, by przy całościowym ogarnianiu człowieka doszło do sponiewierania ciała i płci jako tylko przedmiotu wyzwalającego dążność do jego zawłaszczenia. Miłość to ma do siebie, że składa w darze siebie całego – dla dobra nie znającego granic, aż do wiecznego włącznie. Taka jest jej pierwotna cecha: jako rzeczywistości, która „daje początek dobru i raduje się dobrem” (MiN 56). Stąd też nietrudno zgrzeszyć – również ciężko – przez nieprzyzwoite ubieranie się i zachowanie, czy z kolei przez oglądanie nieprzyzwoitych zdjęć, ilustracji i filmów porno, w czym celują, pomijając młodych zaciekawionych sensacją, niektórzy starcy.

Papież Jan Paweł II niestrudzenie podkreśla prawa i obowiązki kobiety w rodzinie i społeczeństwie oraz jej godność objawioną przez Boga „w najwyższym stopniu”, „gdy On sam przyjmuje ciało ludzkie z Maryi Dziewicy” (FC 22). Wyrazem tego jest m.in. „subtelny szacunek Chrystusa dla kobiety” (FC 22).
– Owej subtelności w odniesieniach Jezusa Chrystusa do kobiet poświęca Ojciec święty jeden z rozdziałów swego dokumentu o Godności i Powołaniu Kobiety (MuD 12-16). Zauważa, że awans społeczny kobiety, który powinien uwydatnić w pierwszym rzędzie „wartość jej zadania macierzyńskiego i rodzinnego” (FC 23), płynie z samej godności i powołania kobiety przez Boga – zgodnie z jej „swoistą odmiennością i oryginalnością”:

„Za naszych czasów sprawa ‘praw kobiety’ nabrała nowego znaczenia w szerokim kontekście praw osoby ludzkiej. Naświetlając ten stale deklarowany i na różne sposoby przypominany program, orędzie biblijne i Ewangeliczne strzeże prawdy o ‘jedności dwojga’, czyli o tej godności i o tym powołaniu, jakie wynikają ze swoistej odmienności i ‘oryginalności’ osobowej mężczyzny i kobiety.
– Dlatego też słuszny sprzeciw kobiecy wobec tego, co wyrażają biblijne słowa ‘on będzie panował nad tobą’ nie może prowadzić pod żadnym warunkiem do ‘maskulinizacji’ kobiet. W imię wyzwolenia się od ‘panowania’ mężczyzny, kobieta nie może dążyć do tego, by – wbrew swojej kobiecej ‘oryginalności’ – przyswajać sobie męskie atrybuty. Zachodzi uzasadniona obawa, że na tej drodze kobieta nie ‘spełni’ siebie, może natomiast zatracić i wypaczyć to, co stanowi o jej istotnym bogactwie ...” (MD 10).
UWAGA. Zob. w nawiązaniu do tematyki prowokującego ubierania się kobiet rozważania z cz.VII, rozdz.3 § K: Dziewczyna-kobieta a jej sposób ubierania się.
Oraz na temat ‘pornografii’ zob. List Pasterski Biskupa Finn z USA, tekst z naszej strony: PORTAL, Spis Treści, kolumna 4, nr 17; lub link bezpośredni: Pornografia: wielkie wyzwanie.

C.
  POJMOWANIE „MIŁOŚCI”
U CHŁOPCA
A U DZIEWCZYNY

Ozdobnik (4 kB)

Wiele par narzeczeńskich posuwa się stopniowo coraz dalej we wzajemnej pieszczocie, coraz bardziej intymnej, przechodząc w końcu do współżycia jak w pełnoprawnym małżeństwie. Dotychczasowe rozważania pozwoliły lepiej zrozumieć, że wbrew pozorom, tego rodzaju pieszczoty wcale nie są wyrazem miłości godnej osoby, a nie ‘rzeczy’, do której dolepione są atrakcyjne ‘wdzięki’. Tym bardziej zaś wyrazem miłości nie może stać się wkraczanie na teren intymności ściśle małżeńskiej, jeśli uwzględnić niezbywalne wezwanie do życia wiecznego – w komunii z Trójjedynym.
UWAGA. Wiele poruszonych tu aspektów znajdzie obszerne i dogłębne omówienie w odrębnym, długim rozdziale w cz.VII, rozdz.3, pt. „Młodzieńczość w obliczu małżeństwa: sakramentu małżeństwa’.

Dużą rolę w świadomym ignorowaniu Bożego przykazania VI i IX – odgrywa zapewne zwykła ciekawość, która chciałaby wszystko zobaczyć, dotknąć i wypróbować.
– Tym bardziej jednak ulegają młodzi po prostu naciskowi popędu. Jan Paweł II nazywa to „przymusem ciała”, który bardzo nie lubi być sterowany przez umysł i wolę i wciąż buntuje się przeciw ich kontroli.

U młodzieńców dochodzi ponadto do głosu – jeśli ich wypowiedzi uznać za szczere, a nie obliczone na efekt – chęć wykazania się przed sobą względnie wybranką – swoją ‘potencją płciową’.
– Jeszcze inni chcieliby za wczasu nabyć wprawy we współżyciu, tym szczególnie atrakcyjnym owocu małżeństwa, określanym w sytuacji przedmałżeńskiej zwykle jako „dowód miłości”.

Samo w sobie słowo ‘miłość’ kojarzy się u młodzieńca – a dziewczyny – z rzeczywistością często mocno przeciwstawną. Mowa o tym była już w części pierwszej naszej naszej strony (zob wyż.: Płciowość w przeżywaniu chłopca a dziewczyny – oraz kontekst).

Uwaga chłopca koncentruje się, zwłaszcza od czasu pokwitania, charakterystyczne na narządach płciowych. Któregoś dnia chłopiec doświadcza ‘zmazy nocnej’. Przeżycie to kojarzy mu się z doznaniem przyjemnym, związanym z uaktywnieniem narządów płciowych. Niejeden chłopiec podejmuje odtąd próby zapewnienia sobie podobnego przeżycia jeszcze raz – i jeszcze raz. Cel ten osiąga przez zabawianie się sobą i doprowadzenie do przeżycia szczytu. Działanie to określa się mianem samogwałtu lub onanizmu, masturbacji, ipsacji itp. Po takim postępku chłopiec – a na swój sposób dziewczyna zabawiająca się sobą – czują się co prawda fatalnie: brzydzą się sobą i czują niegodni samych siebie. A jednak, ‘coś’ popycha do ponownego wyzwolenia takiego przeżycia.

Wspomniane „coś”, co przemożnie „ciągnie”, jest znamienne. Działanie pod wpływem „przymusu ciała” pociąga za sobą zniewolenie: dobrowolne wyzbycie się wolności do miłowania – na rzecz poddania siebie w niewolę ciała i płci. Zarzewiem działania staje się wtedy – zdawać by się mogło – nie tyle „ktoś”: osoba, lecz właśnie owo „coś” anonimowego: ciało i płeć pozbawione oblicza osobowego. To „coś” poniża dogłębnie człowieczeństwo młodzieńca, dziewczyny.

Do tego „coś” dołącza się oczywiście ponad wątpliwość destruktywne działanie tego ZŁEGO. Szatan niczego tak bardzo nie pragnie, jak poniżyć człowieka przez jego zwodzenie (Ap 12,9), tzn. zakłamane wmówienie, że oszukany człowiek teraz dopiero działa zgodnie ze swym podstawowym „prawem do wolności” – na przekór prawu Boga, którego przedstawia jako niekochającego go jego najgorszego przeciwnika. W ten sposób szatan „wykorzystuje dzieło stworzenia przeciw zbawieniu, przeciw przymierzu i zjednoczeniu człowieka z Bogiem” (DeV 27).

Wciąż wznawiane koncentrowanie uwagi na genitaliach oraz związane z tym atrakcyjne doznania wyjaśniają dostatecznie, dlaczego przede wszystkim chłopiec, a nierzadko i dorośli mężczyźni i jeszcze staruszkowie – posługują się określeniem ‘miłość’ na oznaczenie przeżycia seksualnego we dwoje. A wiedzą dobrze, że miłość godna tego miana jest rzeczywistością zgoła odmienną!

(26 kB)
Obrazek z życia koczowniczego. Dzieci zachowują się wszędzie jak właśnie dzieci: nic dziwnego że dziewczynka lubi tulić jagnię, a i ono lubi być pieszczone przez to dziwne stworzenie, któremu na imię ... człowiek-osoba!

Co prawda, mimo niedojrzałego pojmowania płciowości, nie sprzężonej należycie z duchowymi aspektami osoby, istnieje tajemna, pierwotna więź pomiędzy miłością a współżyciem, owym „dwoje jednym ciałem”. Bóg powołuje znaczną większość ludzi do małżeństwa, gdzie z woli Bożej następuje obopólne poznanie siebie również poprzez zjednoczenie płciowe. Jednakże przed młodzieńcem oddającym się samogwałtowi, stoi jeszcze długa droga, zanim dojdzie do takiego ujmowania ciała – swojego oraz dziewczyny, by „wyrażało osobę” (MiN 59). Daleki od „wewnętrznej pełni widzenia człowieka w Bogu, to znaczy wedle miary ‘obrazu Bożego’ ...” (MiN 53), pojmuje siebie i drugą płeć często przede wszystkim w wymiarze płci, tj. fragmentów ciała nie zintegrowanych w całość z osobą, której są objawieniem. Stąd utożsamianie miłości z uaktywnianiem sfery genitalnej.

U dziewczyny przebieg pierwszych doznań związanych z funkcją narządów płciowych jest zwykle odwrotny. Gdy wystąpi pierwsze krwawienie, dziewczynka może być przerażona i usiłuje fakt ten ukryć przed rodzicami, choć jest to na dłuższą metę nierealne. Jeśli matka nie przygotowała jej na przejście z dziewczęcości do kobiecości, może dojść wskutek niewiedzy lub nerwowego zachowania do przykrych następstw, kończących się czasem znalezieniem się w szpitalu. Pomijając nieprzyjemne doznania związane z występującą krwawą wydzieliną, co zmusza do kłopotliwych zabiegów higienicznych i przepiórek, samo występowanie krwawień wiąże się u wielu dziewcząt i kobiet z doznaniami bolesnymi, przypominającymi bóle parte porodowe. Kobiety miewają wtedy bóle głowy, doznają nudności i złego samopoczucia charakterystycznego dla przebiegu określonych faz cyklu.

Jeżeli dziewczyna nie jest już zepsuta, wszystko to odwodzi ją od zajmowania się narządami płciowymi, z którymi wiąże się tyle kłopotów i bolesności. Zainteresowanie płcią męską wyraża się u niej głównie rozwojem jej świata marzeń i uczuć. Ich przejawem staje się potrzeba obdarzania opiekuńczością oraz miłością uczuciową. Znajduje to upust w poszukiwaniu przyjaciela, który by ją rozumiał, przed którym mogłaby wylać swoje serce, który by ją chciał i umiał słuchać. Jednocześnie zaś czuje żywiołową potrzebę dopuszczenia swojej sympatii do swych dziewczęcych przeżyć i tajemnic, zawierza mu siebie i sama darzy zaufaniem. W zamian poszukuje bezwiednie poczucia bezpieczeństwa w jego męskiej psychice oraz poważnego traktowania jej dziewczęcych trosk. To właśnie dziewczyna rozumie przez „miłość”. Stąd też jej myśli zwykle nie schodzą na poszukiwanie wrażeń związanych z pieszczotą genitalną, ani na podejmowanie współżycia.

To wyjaśnia w jakiejś mierze, dlaczego posługując się tym samym słowem: „miłość”, niejedna dziewczyna ma na myśli rzeczywistość całkowicie odmienną aniżeli to, co kojarzy się wówczas chłopcu. Gdy on mówi o „dowodzie miłości”, oczekuje współżycia płciowego, a przynajmniej, by dziewczyna udostępniła mu sferę swej intymności, zgodnie z jego uwagą skoncentrowaną na płci. Natomiast dla niej „dowodem miłości” jest więź uczuciowa, jakiej poszukuje. Oczekuje ona, żeby on był cały dla niej; by o niej myślał, by oboje mogli się cieszyć swą bliskością uczuciową. Myśli jej i dążenia zwykle nie schodzą na teren narządów płciowych.
– Uświadomienie sobie tej rozbieżności pozwala rozumieć, dlaczego chłopiec i dziewczyna mogą się totalnie rozmijać, posługując się tym samym słownictwem.

Jeśli tu podkreślamy spontaniczne koncentrowanie uwagi młodzieży męskiej na genitaliach, chodzi o sygnalizowanie pewnej przeciętnej. Zdarzają się i dziewczęta, a jest ich być może coraz więcej, które pierwsze domagają się współżycia i pierwsze podejmują przemyślne, jeśli nie perfidne inicjatywy w tym względzie. Bywają dziewczęta, które tak usidlają chłopców i zachowują się tak prowokacyjnie – poprzez swoje wyrafinowane zachowanie, ubiór wpraszający się z seksem, wyzywające spojrzenia, malowanie się itd., aż któregoś złamią. Niemniej w ramach naszych rozważań mamy na względzie sytuację partnerów narzeczeńskich, nie wdając się w rozpatrywanie jawnej czy ukrytej prostytucji.

Ozdobnik (4 kB)

Re-lektura: część III, rozdz.4a.
Stadniki, 9.XI.2013.
Tarnów, 12.VIII.2023.


(0,7kB)        (0,7 kB)      (0,7 kB)

Powrót: SPIS TREŚCI



Rozdz. 4. WSPÓŁŻYCIE PRZEDMAŁŻEŃSKIE:
CZY NAPRAWDĘ MIŁOŚĆ? OJCZE, czy pobłogosławisz?

Słowo wprowadzające do niniejszego Rozdziału

A. JESZCZE RAZ: CZŁOWIEK-OSOBA
Płciowość przenikająca ciało i ducha
Odróżnianie działań grzesznych od wyrażających miłość

B. OBRAZY PORNO A OGLĄDANIE SIEBIE WEDLE MIARY BOŻEGO OBRAZU

C. POJMOWANIE „MIŁOŚCI” U CHŁOPCA A U DZIEWCZYNY


Obrazy-Zdjęcia

Ryc.1. Dziewczyna pogrążona w modlitwie
Ryc.2. Serce wyryte na drzewie...
Ryc.3. Dziecko umorusane ... krzyczy na pomoc
Ryc.4. Miłość bez granic między chłopczykiem a prosiaczkami
Ryc.5. Dziewczynki koczowników z swymi ulubionymi jagniętami