(0,7kB)    (0,7 kB)

UWAGA: SKRÓTY do przytaczanej literatury zob.Literatura

Ozdobnik

Rozdział  Drugi

MOŻE KAPŁAŃSTWO?   
ŻYCIE ZAKONNE ?
*       *       *
Jakie, Ojcze, jest
TWOJE
życzenie?

Ozdobnik

Wstępnie do tematu

Czy jest miejsce dla tematu ‘kapłaństwa’, a tym bardziej ‘życia zakonnego’ na stronie Internetowej, poświęconej w znacznej mierze małżeństwu i problematyce etyki wzajemnych odniesień w zakresie VI i IX przykazania?

Dla wielu młodzieńców i panien, którzy nie mieli możności zetknięcia się z bliższa z kapłanem, ani kimś żyjącym w zakonie, rzeczywistość życia poświęconego Bogu w celibacie kapłańskim czy poprzez śluby zakonne jest swoistym ‘tabu’: czymś tajemniczym, zastrzeżonym, nad czym chyba lepiej się nie zastanawiać. A że krążące wiadomości o życiu w kapłaństwie i zakonnym są nikłe i zwykle wypaczone, wielu młodych sądzi, że jest to temat dobry w najlepszym wypadku dla ludzi nie nadających się do ‘życia’: smutnych, zawiedzionych, którzy nie mają pojęcia o miłości, o radościach narzeczeństwa, małżeństwa i rodziny i którzy dlatego mogą sobie pozwolić na myślenie o ‘świętości’ i przesiadywanie w kościele.

Wystarczy oczywiście spojrzeć na tego rodzaju ‘argumenty’ z dystansu, by dostrzec ich płytkość: wyraz przede wszystkim nie-doinformowania. Czy Bóg miałby być tak mało godny szacunku ze strony człowieka, swego żywego „Obrazu”, że jeśliby się już inaczej nie dało, można by ewentualnie ‘poświęcić’ Mu coś, co nie nadaje się do żadnego innego użytku? Konsekwentnie Bogu mogłaby ‘się poświęcić’ najwyżej dziewczyna tak brzydka, iż żaden chłopiec na nią nie popatrzy i która jest tak pokraczna, iż nie nadaje się do małżeństwa. Ewentualnie do kapłaństwa mógłby się wybrać chłopiec tak dalece ‘debilny’, iż nie umie ‘poderwać’ dziewczyny i wszyscy go uważają za niezdarę życiowego. Wobec tego jedynym rozwiązaniem dla niego, żeby w życiu całkiem nie ‘zginął’, pozostaje zamknąć się w klasztorze, ewentualnie może by się znalazło dla niego miejsce w kapłaństwie.

Jest jasne, że jeśli Bogu coś zaofiarować, to właśnie to co jest najpiękniejszego, najbardziej świeżego, nie mającego skazy, co tryska radością życia i pełnią rozkwitu, co jest najdroższego. Byłoby wyrazem dogłębnego nieuszanowania wobec Boga, a raczej zniewagą, gdyby człowiek miał ofiarować Mu coś ‘nie-wydarzonego’, skalanego, ‘wybrakowanego’, bo ‘żal’ dać Bogu to, co jest naprawdę piękne i doskonałe.

Jeśli pominiemy przypadki tak niskiego myślenia o Bogu, wypada by młody człowiek wypracował w swym wnętrzu otwartość w obliczu zróżnicowanych dróg życiowych, jakie na tym rozdrożu stają również przed jego wolnością.

Wiele okoliczności będzie być może coraz bardziej nagląco zmuszało do podjęcia ważkich decyzji, które z kolei nie powinny być podejmowane pochopnie, lecz po odpowiedzialnym przemyśleniu dalekosiężnych skutków rozważanego wyboru. Od obecnie dokonanego wyboru drogi życia będą przecież zależały nie tylko losy życia osobistego, lecz być może dzieje całych dalszych pokoleń, jak się to raz po raz sprawdza.

Młody człowiek będzie prawdopodobnie sięgał w tej sytuacji po radę u osób, które darzy zaufaniem. Są to może rodzice, przyjaciele, nauczyciele, wychowawcy, a może osoba zaprzyjaźnionego duchownego.
– Czy młody człowiek zwróci się z pytaniami w tej sprawie do Boga? Bóg nie przestaje być Miłością względem człowieka i na tym etapie jego życia. Jest zaś z góry niemożliwe, żeby Bóg mógł życzyć mu w sytuacji stającego przed nim rozdroża – rozwiązania w kierunku zła.

Poszukiwana odpowiedź, m.in. odnośnie do wyboru stanu życiowego, może nasuwać się nie od razu. A i odpowiedź ze strony Boga może objawiać się przez długi czas jedynie w postaci bardzo subtelnych, ledwo uchwytnych sygnałów. Ważne, by nie dopuścić w swym sercu do odrzucenia już z góry ewentualnego Bożego ‘wołania’. Postawa taka świadczyłaby o młodym człowieku bardzo niedobrze.
– Z kolei zaś lepiej, a może nawet ‘bezpieczniej’ nie przesądzać na samym ‘wstępie’ o rzeczywistości, która i w tym zakresie: wyboru drogi życiowej i stanu życiowego, powinna być nie zamknięta na żadne twórcze rozwiązanie.


Jednym z tych poważnych pytań, jakie powinny nasuwać się na etapie kończącej się młodzieńczości, jest to w pewnej mierze ‘zerowe’: Czy mianowicie jest bez żadnej wątpliwości pewne, że mam iść w małżeństwo? Wiele zdaje się za tym przemawiać. Ale czy jestem rzeczywiście pewny, że moim powołaniem życiowym winno stać się małżeństwo? Fakt, iż na moim horyzoncie życiowym pojawił się ‘chłopak’ względnie ‘dziewczyna’, wcale nie musi jeszcze oznaczać, iż jestem ‘stworzony’ do narzeczeństwa i małżeństwa.

(27 kB)
Jakie to słuszne spostrzeżenie, które raz po raz sprawdza się w życiu, że nierzadki właśnie ci, którzy mają najmniej, dają najwięcej i dzielą się z radością tym, co im jeszcze zostało. Jak ta uboga wdowa z Ewangelii, która wrzuciła do skarbony świątynnej ostatni grosz – całe swoje utrzymanie (Mk 12,44).

Gdybym z góry odrzucał samą nawet możliwość, iż mógłbym zostać wezwany czy to do kapłaństwa, czy do życia zakonnego, nie świadczyłoby to najlepiej o mojej gotowości podjęcia zadań życiowych, przygotowanych mi być może przez samego Boga. Kapłaństwo, a z kolei życie zakonne – staje się zapewne wyborem w jakiejś mierze trudniejszym, a w każdym razie swoiście ‘wymagającym’ inaczej, niż to bywa w życiu małżeńskim i rodzinnym. Trudno jednak nie uznać, że postawa z góry przyjętej ‘blokady’ wobec samej nawet możliwości wezwania do stanu duchownego mogłaby być wyrazem próby ‘ucieczki’ przed głosem, którego z góry nie chcę brać pod uwagę nawet jako samej tylko możliwości takiego ukierunkowania w życiu.

W tej sytuacji wydaje się tym bardziej uzasadnione uczciwe przyjrzenie się chociażby jedynie teoretycznie i takiej możliwości ‘zanurzenia się’ w ‘samo życie’. Bo i ta ewentualność: życia w kapłaństwie, albo niezależnie od tego życia w zakonie – dotyczy współistnienia ze sobą i obok siebie osób wezwanych do pracy w jednej i tej samej Bożej Winnicy, z tym tylko, że na różnych niejako ‘grządkach’. Jedna to małżeństwo, a drugiej – obok, jest na imię kapłaństwo; trzeciej zaś: życie zakonne. Cel ostateczny jest dla wszystkich ludzi dokładnie ten sam: wezwanie do życia-na-zawsze – w Domu Ojca.

Ozdobnik

A.
DAR
WZYWAJĄCEGO MISTRZA

Ozdobnik

1. Wybór własny
czy wezwanie?

Głos który wzywa ...

Bóg lubuje się w niepowtarzalności swych darów. Dla ogółu ludzi powołaniem życiowym, w którym uświadamiają sobie także swą tożsamość chrześcijańską i swój osobisty udział w trojakim posłannictwie ucznia Chrystusowego w następstwie przyjętego Chrztu (udział w Chrystusowej misji prorockiej-kapłańskiej-królewskiej), staje się życie w komunii małżeńsko-rodzinnej. Odkupicielowi spodobało się jednak wzywać niektórych – chłopców i dziewczęta, rzadziej starszych, do pójścia za sobą drogą w pewnej mierze bardziej wymagającą: w kapłaństwie, względnie w życiu zakonnym.

Zapewne niemało chłopców i dziewcząt słyszy w pewnej chwili głos wzywającego ich Pana do dzielenia Jego życia z bliska: „Pójdź za Mną”! (Mt 19,21). Może to być w bardzo wczesnym dzieciństwie, a może dopiero na przełomie dzieciństwa i młodzieńczości.
– Głos wzywającego Mistrza z Nazaretu natrafia niekiedy na grunt rozpulchniony: rodziny głęboko wierzącej, gdzie rodzice modlą się regularnie razem z dziećmi również o powołania do kapłaństwa i życia zakonnego. Rodzina wsłuchuje się w prośbę Chrystusa, który poleca modlić się do Pana żniwa, żeby „wyprawił robotników na swoje żniwo” (Łk 10,2; Mt 9,38).
– Z drugiej strony bywają środowiska bardzo niesprzyjające, wrogo ustosunkowane do religii i Kościoła. Gdy młody człowiek dosłyszy tam głos coraz wyraźniej wzywającego go Pana i chciałby podążać za Nim, najbliższe otoczenie nie szczędzi wysiłków, żeby to Boże wołanie skutecznie udaremnić.

Sam ów powołujący głos rozbrzmiewa w sercu jednych wyraźnie i donośnie, stając się z biegiem dni coraz bardziej naglący. U wielu innych bywa on zrazu ledwie dosłyszalny. Młody człowiek początkowo nie jest pewny, czy jest to głos Bożego wezwania, czy też chodzi o tylko chwilowe upodobanie w rzeczach Bożych. Z kolei zaś Jezus czeka cierpliwie, pukając do ludzkiego serca z pełnią delikatności w obliczu jego wolności. Boski Mistrz zajmuje postawę wyczekującą. Czeka z miłością, ale i zatroskaniem na odpowiedź na ten swój dar.

Jeden powoływany okazuje natychmiastową gotowość podjęcia Bożego wyboru. Inny wystawia niejako ‘anteny’ swego serca i nasłuchuje, czy to rzeczywiście głos Boga, czy też jest to tylko przywidzenie. Zdarza się z kolei, że po zorientowaniu się, że to rzeczywiście wołający Bóg, chłopiec czy dziewczyna podejmują rozpaczliwe próby ucieczki od tego głosu, względnie jego zaduszenia, jak to było chociażby w przypadku Jonasza w Starym Testamencie.

Boży głos przybiera przeróżną postać. Jest on w każdym przypadku inny: Bóg się nie powtarza!
– Wezwanie do kapłaństwa może się rozwinąć na gruncie faktu, że chłopiec został przyjęty do grona ministrantów. Od tego dnia chłopiec pilnuje z zapałem wyznaczonej sobie posługi przy ołtarzu. Młodego ministranta zaczyna coraz żywiej intrygować widok kapłana sprawującego Eucharystię i tyle innych funkcji kapłańskich. Interesuje go celebracja Liturgii i praca duszpasterska, którą jego proboszcz czy katecheta podejmuje. Chłopiec buduje się na co dzień widokiem kapłańskiej gorliwości, pociąga go niekłamany duch rozmodlonego, a jednocześnie ‘życiowego’, radosnego kapłana. Uczestniczy w przeprowadzanych właśnie misjach parafialnych lub głęboko przeżytych rekolekcjach, prowadzonych przez niespotykanego jakiegoś misjonarza, który rozpalił w parafii ducha modlitwy i ukochania Bożego zamysłu odkupienia. Chłopiec czuje się wyraźnie pociągnięty do naśladowania jego stylu życia w służbie Chrystusa i wielorakiej posłudze duchowej bliźnim.

U innych chłopców, a z kolei dziewcząt, Boży Głos daje znać o sobie w postaci zaciekawienia zrazu jedynie ‘od zewnątrz’ życiem zakonnym w jego wielorakich formach. Młody człowiek widzi, że ten określony zakonnik, to znowu ta właśnie siostra zakonna, wywiera niewyrażalne, a przecież rzeczywiste promieniowanie stylem swojej zaangażowanej działalności, harmonijnie splecionej z życiem modlitwy i adoracji. Z postawy tego zakonnika czy zakonnicy bije autentyzm i trudna do bliższego określenia wewnętrzna wolność. Widać, że ten człowiek nie udaje. Równocześnie nie wymusza on na nikim myślenia o możliwości powołania. Sama jego zewnętrzna postawa nastraja do refleksji nad głębią życia. Człowiek ten promieniuje pełnią życia i wesela. A jednocześnie wyczuwa się, że skupia on uwagę nie tyle na sobie, ile przyciąga do żyjącego w sobie Chrystusa.

W jeszcze innym wypadku chłopiec, a z kolei dziewczyna, czuje w sobie nieprzepartą dążność do osiągnięcia pełni sensu życia na podobieństwo jakiegoś Sługi Bożego względnie Służebnicy Bożej, być może właśnie wyniesionych do czci ołtarzy. Słudzy ci, którzy niejednokrotnie oddali życie w świadectwie swej przynależności do Odkupiciela, w innych zaś wypadkach w obronie godności zagrożonych bliźnich, wywierają na młodym człowieku nieprzeparty urok przez swą heroiczną wierność w miłości do Boga i bliźnich. Życie ich staje się mobilizującym wezwaniem do wstąpienia w ich ślady.

W innych przypadkach do pójścia za Chrystusem drogą życia zakonnego czy kapłańskiego skłania wewnętrzne przynaglenie dokonania ekspiacji – za grzechy własne, a może zbrodnie innych.
– Dla jednych sygnałem wyzwalającym wrażliwość na Boży głos staje się bezpośrednie zetknięcie z bezradnością osób niepełnosprawnych, to znów dzieci pozbawionych ciepła rodzinnego, młodzieży sięgającej w poczuciu bezsensu życia po używki, wkraczającej wskutek nie okazywanego im serca w domu i w reakcji na wieczne kłótnie rozchodzących się rodziców – na bezdroża totalnego zagubienia i zbrodniczości.

U innych łaska powołania budzi się, gdy młody człowiek uświadomi sobie bezkres łanów gotowych do żniwa przy dojmującym braku żniwiarzy: w kraju własnym, w krajach misyjnych, krajach niegdyś kwitnącego chrystianizmu, gdzie życie konsumpcyjne zabija wszelką myśl wyższą, albo z kolei wymordowanie wyznawców Chrystusa doprowadziło do niemal całkowitego wygaśnięcia chrystianizmu.

Młody człowiek zaczyna rozumieć realną groźbę utraty życia wiecznego u bezmiaru swych braci i sióstr, którzy poddają się bez oporu zniewoleniu materii i techniki. Rozumie coraz głębiej towarzyszące temu procesowi poczucie pustki serca i bezsensu życia, którego jedynym ratunkiem zdaje się być odebranie sobie życia.
– Młody człowiek jest przejęty zagubieniem celu życia przez wielu ludzi – przede wszystkim swych rówieśników. Tymczasem jemu dane było poznać z bliższa Chrystusa, który dobrze wie: „Skąd przyszedł i dokąd idzie(por. J 6,51; 7,28n; 8,23;16,28; itd.). Młody człowiek zrozumiał na tym tle ostrzegawcze Boże: „Postanowione jest człowiekowi raz umrzeć, a potem ... sąd” (Hbr 9,27)!

Kim jesteś, Ty wzywający ...?

Młody człowiek zastanawia się w końcu: Kto to jest – ten wołający? Czyżby to było jedynie moje złudzenie i mnie się jedynie wydaje, że ktoś mnie woła – w tym wypadku do stanu duchownego? A z kolei: Czy mam tu tylko ja sam coś do powiedzenia, tym bardziej że chodzi przecież o wybór mojej drogi życiowej? Czy też wzywa mnie ktoś inny? Ktoś, od którego wciąż bardzo wiele zależy – i nadal będzie zależało. I który czeka cierpliwie, jakiej Mu udzielę odpowiedzi na Jego: „Pójdź za Mną!”?

Tym właściwym wzywającym do kapłaństwa, w innym wypadku do życia zakonnego – jest i może być sam tylko Jezus Chrystus. Choć tenże Jezus zarazem wyraźnie poleca, by głos Jego wołania poddany został zbadaniu przez ustanowiony przez siebie Kościół. Tenże Chrystus wyposażył bowiem swój Kościół – w Duchu Świętym – m.in. w charyzmat „rozeznania duchów” (por. 1 J 4,1; 2 Kor 13,5; 1 Tes 5,21; Łk 10,16), tzn. weryfikacji, czy ten głos pochodzi ‘z góry’, czy też jest to głos jedynie przywidzenia, a może i tylko pokusy.

Kto to zatem jest: ten Jezus Chrystus, ów Rab z Nazaretu? Mowa o Nim jest raz po raz na łamach naszej strony internetowej. Możemy tylko jeden raz więcej gorąco zachęcić do zawierzenia Jego Miłości. Miłość ta wyraziła się w oddaniu siebie aż do ostateczności (zob. J 13,1) w tajemnicy krzyża, a raczej tajemnicy, która wyrasta poza krzyż i Jego odkupieńczą śmierć, podjętą dla pojednania ludzi z Bogiem i przebłagania Boga za grzechy Jego ludzkich braci i sióstr. Miłość Jezusa stała się – już poza kresem śmierci biologicznej – trwającą odtąd rzeczywistością Jego zmartwychwstania oraz Eucharystią: pokarmem „za życie świata” (J 6,51).

Ten przedziwny Mistrz z Nazaretu, którego ‘słowa i czyny’ znamy przede wszystkim z zapisów Ewangelii, zasadniczej części Ksiąg Nowego Testamentu, narodził się – rzecz dziwna – nie w Nazaret, lecz zrządzeniem Bożej Opatrzności w mieście Dawidowym: Betlejem pod Jeruzalem. Zgadzało się to z zapowiedziami prorockimi, o których ówcześni ludzie doskonale wiedzieli (zob. do tego przedziwną Adhortację Apostolską Jana Pawła II o św. Józefie, w którym Ojciec święty to zagadnienie porusza: „Redemptoris Custos” = ‘Powołany na Opiekuna Zbawiciela’ : 15.VIII.1989).

Wbrew faktom potwierdzającym Jego Boskość i Bożą misję: licznym „znakom” jakich dokonywał „w Imię (swego) Ojca” (por J 10,25.37n), nie został On przez ówczesnych duchowych przywódców narodu Bożego wybrania (faryzeuszów, uczonych w Piśmie oraz saduceuszów) rozpoznany jako Ten Oczekiwany, „Namaszczony” (hebr. szîach = Mesjasz; greckie: Chriss = Namaszczony): jako Syn Boży.
– Dokładniej mówiąc: ówcześni przywódcy duchowi narodu nie chcieli uznać w Nim Syna Bożego: Odkupiciela świata. Wizja Bożego zamysłu względem człowieka, jaką im kreślił ten Rab z Nazaretu, była dokładnie odwrotna w stosunku do tej, jak ją na bazie dotychczasowego Bożego objawienia ‘spreparowali’ sobie oni sami, chcąc na Bogu niejako wymusić przyjęcie owej ‘ich’ wizji mesjańskiej.

Gdy nad życiem Jezusa gromadziły się coraz groźniejsze chmury zawziętej wrogości oficjalnych przedstawicieli Narodu, Jezus nie tylko nie uchylał się od niezłomnego kontynuowania swej misji aż do wstrząsającego końca na krzyżu, lecz – jak to trudno było nie zauważyć, niemal ją prowokował i przyspieszał. Wyraził to zresztą On sam – w swym dziecięco-synowskim dialogu z Ojcem tuż przed swym pojmaniem w Ogrójcu: „Ojcze! ... Wypełniłem dzieło, które Mi dałeś do wykonania ...” (J 17,4). Jezus wykonał zamysł Ojca ‘do ostatniej kropki’. Potwierdził to potem jeszcze raz – w swym ostatnim Słowie, jakie wypowiedział z wysokości krzyża: „Wykonało się!” (J 19,30).

Ale i wcześniej, zanim nadeszły te ostatnie dni Jego życia, Syn Człowieczy – jak siebie samego określał – niejako ‘pędem’ wybiegał naprzeciw tej trudnej „swojej godziny” (por. J 2,4; 12,27; 13,1) próby, która w Bożym zamyśle miała wyznaczyć straszliwą ‘cezurę’ w Jego życiu. Godzina ta miała zarazem stać się ceną Jego uwielbienia ... poprzez Krzyż (por. Flp 2,8-11).

Uczniowie zauważali tę Jego determinację, ale jej do końca nie rozumieli. Św. Marek pisze w pewnym momencie – a słowa św.Marka są właściwie słowami Apostoła Piotra, którego katechezy Marek utrwalił w postaci ‘Ewangelii według św. Marka’:

„A kiedy byli w drodze, zdążając do Jeruzalem, Jezus wyprzedzał ich,
tak że się dziwili, ci zaś, którzy szli za Nim, byli strwożeni ...” (Mk 10,32).

(14 kB)
Jan Paweł II w adoracji Krzyża, na którym zawisł Odkupiciel Człowieka. Wielki Jubileusz Odkupienia, rok 2000. „KRZYŻ stoi, podczas gdy dzieje świata toczą się dalej” ...: po łac. „Crux stat, dum mundus volvitur”.

Jezusa niemal ‘paliło’, by spełnić odkupieńczą wolę Ojca, tzn.: całej Trójcy Przenajświętszej. On naprawdę chciał stać się, umacniany w swym Człowieczeństwie „przez Ducha wiecznego” (Hbr 9,14) – „ofiarą przebłagalną za nasze grzechy, i nie tylko za nasze, lecz również za grzechy całego świata” (1 J 2,2).
– Stąd Jego zdumiewające wypowiedzi, których najbliżsi nie potrafili pojąć, a zarazem przeczuwali ich przerażający realizm:

„Przyszedłem ogień rzucić na ziemię
i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął!
Chrzest mam przyjąć
i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie” (Łk 12,49n).

Na samym początku Ostatniej Wieczerzy – Apostołowie nie przypuszczali w tym momencie, że będzie to w sensie dosłownym Ostatnia Wieczerza przeżyta wraz z ich umiłowanym Mistrzem, wyrzekł Jezus jeszcze raz z dużym naciskiem:

„Gorąco pragnąłem spożyć tę Paschę z wami,
zanim będę cierpiał ...” (Łk 22,15).

Jezus nie taił przed uczniami, że w totalności swojego oddania, sercem niejako przyspieszającym okoliczności, zdąża do rzeczywistego, dosłownego daru „życia swego” (J 15,13; 10,17) za swoje owce. Co jakiś czas wspominał ze zdumiewającą determinacją, że zmierza do czekającej Go śmierci – śmierci okrutnej: ... na krzyżu !

Samo napomknięcie o ‘krzyżu’ musiało wywoływać u ówczesnych słuchaczy dreszcz przerażenia. Rzymianie, tzn. okupanci, wyrażali się o ukrzyżowaniu, że jest to ‘horrendum supplicium – kaźń przerażająca’.

A Jezus systematycznie oswaja uczniów z takim właśnie finałem swojej odkupieńczej misji. Oto jedna z Jego wypowiedzi:

(Jezus) wziął znowu Dwunastu i zaczął mówić im o tym, co miało Go spotkać:
– ‘Oto idziemy do Jeruzalem. Tam Syn Człowieczy zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie.
Oni skażą Go na śmierć i wydadzą poganom. I będą z Niego szydzić, oplują Go, ubiczują i zabiją,
a po trzech dniach zmartwychwstanie’ ...” (Mk 10,32nn; por. Łk 18,31nn; por. Mt 20,17nn).

Ewangeliści dodają z rozbrajającą szczerością:

„Oni jednak (Apostołowie; uczniowie Chrystusa) nic z tego nie zrozumieli.
Rzecz ta była zakryta przed nimi i nie pojmowali tego, o czym była mowa” (Łk 18,34).

Sam zaś Jezus dopowiadał jeszcze w swoistym uzasadnieniu, dlaczego Go tak ‘pali’ właśnie do Jeruzalem:

„... Bo rzecz niemożliwa,
żeby Prorok zginął poza Jeruzalem” (Łk 13,33).

Oczywiście w misji odkupieńczej Chrystusa nie chodziło o poddanie się męce oraz ‘torturom dla samych tortur’! Odkupienia od śmierci grzechu i otwarcia przez to swym ludzkim braciom i siostrom Domu Ojca (por. J 14,2n) dokonał nie sam ‘krzyż’.
– Dzieła tego dopełniła Jego Bożo-ludzka Miłość, niezłomnie potężniejsza niż śmierć, potężniejsza niż grzech’ (por. DiM 8): potężniejsza od ponoszonych w tym celu tortur ...!


UWAGA. Dopiero co ukazany sprzeciw przeciw uznaniu bóstwa i misji Odkupieńczej Syna Bożego omówiony jest obszernie na innym miejscu naszej strony, zob.: „Grzech bluźnierstwa przeciwko Duchowi Świętemu” : PORTAL: lp33.de - cała cz.VIII.

2. Jakie masz prawo
do
powoływania

Nabył na własność ...

W tej sytuacji zaczynamy rozumieć kolejny fakt, który jest ścisłym następstwem dokonanego odkupienia. Mianowicie ten wtedy upodlony, ukrzyżowany Syn Człowieczy, obecnie uwielbiony jako „Wielki Bóg i Zbawiciel nasz, Jezus Chrystus, który wydał samego siebie za nas, aby odkupić nas od wszelkiej nieprawości i oczyścić sobie Lud Wybrany na własność ...” (zob. Tt 2,13n), w sensie najdosłowniejszym każdego ze swych ludzkich braci i sióstr – „nabył-zakupił” sobie na swą „własność” ! Ceną, jaką za nas ‘dał’, jest Jego przelana za nas Krew i Ciało Jego za nas wydane.

Zapewne, nie jesteśmy przyzwyczajeni do mówienia, a tym bardziej ‘przeżywania’ sytuacji, by człowiek: osoba – mógł być sprzedany względnie kupiony. Czasy niewolnictwa i handlu żywymi ludźmi minęły (chociaż wcale nie wszędzie, ani w pełni).

Poprzednio podkreślaliśmy z dużym naciskiem (zob. Możliwość oddania siebie ‘osobowo’ – z kontekstem), że człowiek nie może być traktowany jako ‘rzecz’: przedmiot kupna-sprzedaży. Osoba jest zbyt wielka, by mogła bądź samą siebie, bądź by ktoś mógł zdegradować ją do rzędu ‘rzeczy-przedmiotu’, który by można było wystawić na kupno-sprzedaż.
– Co wobec tego ma znaczyć ten w tej chwili niemniej mocno podkreślany tytuł stosunku Chrystusa-Odkupiciela do każdego z ludzi – jako ‘nabytych-kupionych’ przez siebie „na własność” ?

A przecież Słowo-Boże-Pisane podkreśla wielokrotnie, że Jezus Chrystus ‘nabył’ sobie na własność tych, których odkupił. Kierując się „analogią wiary” (zob. wyż.: Analogia wiary i zmysł wiary – z kontekstem), musimy z góry przyjąć, że chodzi w tym wypadku o bardzo szczególne znaczenie użytego w Piśmie świętym określenia: ‘nabyć-człowieka-na-własność’.
– Nie ma mowy o tym, żeby Jezus Chrystus miał pomniejszyć człowieka-osobę i traktować go jako ‘rzecz-do-nabycia’!
– Z kolei zaś jest rzeczą z góry niemożliwą, żeby omawiany rodzaj ‘nabycia’ człowieka-osoby na „własność” miał rzucić cień na tego Nabywającego: Syna Człowieczego, sprawcę odkupienia: iż odtąd będzie ‘miał’ – niewolników, a nie ludzi wolnych! ...

Jezus Chrystus wie aż nadto dobrze, co to znaczy stworzona przez siebie ludzka OSOBA: Jego żywy Obraz (por. Rz 8,29)! Oraz: ile wobec tego ludzka osoba jest warta! Jeśli więc On – Chrystus – powoła się kiedykolwiek na nabyte prawo do dysponowania kimkolwiek jako swoją własnością, nie będzie to nie tylko żadnym poniżeniem człowieka-własności, lecz stanie się jego wywyższeniem: jego promocją. Dokonać tego mocen jest sam tylko On: Stworzyciel – i Odkupiciel.

Jednocześnie jednak wypada liczyć się poważnie z niezaprzeczalnym faktem, że jako Odkupiciel – Chrystus rzeczywiście nabył jedyne w swoim rodzaju prawo własności w stosunku do każdego z Odkupionych. Z tego więc tytułu Jezus Chrystus może oczywiście m.in. powoływać swobodnie: jednego do spełnienia tego zadania, drugiego do wykonania innego zadania.

Nic dziwnego, jeśli Jezus wezwie „tych których sam chce” (por. Mk 3,13) do wstępowania w swoje ślady. Wzywa ich, by „poszli za Nim” (np. Mt 19,21; Łk 5,29). Pragnie uczynić z nich niejako swą ‘Strażą Przyboczną’, proponując im wstąpienie do swego oddziału wyborowego: oddziału ‘mundurowych’. Zauważamy to w opisach Ewangelii, które wyjątkowo szczegółowo donoszą o powoływaniu każdego z osobna z Apostołów. Mieli oni stać się wybranym gronem ‘Dwunastu’. Prócz tej grupy wybrał Jezus niebawem jeszcze wielu innych uczniów. Ewangeliści mówią w tym wypadku o ‘siedemdziesięciu dwóch’ takich właśnie uczniach. Zarówno jednych, jak i drugich ‘szkolił’ Jezus i wprawiał ich osobiście w prowadzenie dzieła Ewangelizacji (zob. np. Łk 10,1-11.17-20).

Powoływani przez Jezusa w zasadzie posłuchali Jego głosu i dołączali do grona uczniów. Ale byli i tacy, którzy się ociągali, względnie po prostu powołania z Jego strony nie przyjęli. Takim był chociażby ów „bogaty młodzieniec”, który zaproszenia ze strony Jezusa wyraźnie nie podjął: „Gdy młodzieniec usłyszał te słowa, odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości ...” (Mt 19,22)!


Zastanawia nas w tej chwili pytanie: z jakiego tytułu Jezus powołuje kogoś do swej bliskości? Nie ulega wątpliwości, że Jezus ma ‘prawo’ do powoływania jako Bóg. Mimo iż dopiero ‘w czasie’ przybrał do swej Boskiej natury – naturę ponadto człowieczą, jest nadal Bogiem – w tym samym Bóstwie z Ojcem i Duchem Świętym. Co więcej, Nowy Testament Jego Osobie przypisuje całokształt Dzieła Stworzenia.

„Wszystko
przez Niego i dla Niego
zostało stworzone” (Kol 1,16; por. J 1,3; Rz 14,7n).

Tym samym cały świat jest oczywiście Jego własnością, nie pomijając ludzi. W tej sytuacji nie powinno dziwić, że Jezus powołuje sobie tych których chce, i wyznacza im zadania tak jak tego chce.

(12 kB)
Ileż jest ofiarnego posługiwania Sióstr zakonnych po całym świecie przy chorych, często przy ciężko chorych, w hospicjach, przytułkach, przy dzieciach niesprawnych! A ta posługa pełniona jest DLA Chrystusa i ku uproszeniu miłosierdzia Bożego dla całego świata.

Na tym tle pojawia się tym bardziej kontrastująco z omawianym ‘prawem’ zdumiewająca wypowiedź umiłowanego ucznia Jezusa – św. Jana. Pisze on o Jezusie jako Współistotnym Ojcu, tzn. jako o Słowie-Synu na samym początku swojej Ewangelii:

„Była Światłość prawdziwa,
która oświeca każdego człowieka,
gdy na świat przychodzi.
Na świecie było (Słowo – Druga Boża Osoba),
a świat stał się przez nie, lecz świat Go nie poznał.
Przyszło do swojej własności,
a swoi Go nie przyjęli
...” (J 1,9nn).

Ileż Bożego, niewyrażalnego bólu mieści się w tym stwierdzeniu umiłowanego ucznia! Bo:

„Wół rozpoznaje swego pana, i osioł swego właściciela,
Izrael ... na niczym się nie zna,
Lud Mój niczego nie rozumie ...” (Iz 1,3).

Wspomniany Boży ‘ból’: ból Boga odrzuconego, ‘wyrzuconego’ z własnej winnicy (por. Mt 21,33-46; zwł. w.38n) i tak dopiero zabitego, tłumaczy fakt, że sam Bóg niejako przestaje powoływać się przy wydawaniu człowiekowi jakichkolwiek ‘poleceń-nakazów’ na fakt, iż jest Stworzycielem, któremu ‘należy się’ bezwzględne posłuszeństwo.

Syn Boży będzie wychodził naprzeciw człowieka – również w przypadku powoływania do pójścia za sobą – odtąd z zupełnie innego rzędu tytułem: jako jego Odkupiciel, a nie tyle jako Stworzyciel. Odkupienie człowieka: mężczyzny i kobiety – za cenę najwyższą z możliwych ze strony Boga, stanie się zupełnie nowym tytułem do nadal w pełni aktualnego ‘prawa własnościowego’ Boga – i tym samym Jezusa Chrystusa – w stosunku do człowieka. Toteż św. Paweł woła z przejęciem:

„Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest przybytkiem Ducha Świętego, który w was jest,
a którego macie od Boga, i że już nie należycie do samych siebie?
– Za (wielką) bowiem cenę zostaliście nabyci. Chwalcie więc Boga w waszym ciele!” (1 Kor 6,20).

Niemal identycznych słów użyje Piotr, pierwszy papież. Wzywa on uczniów Chrystusa do świętości życia z powołaniem się na podstawowy tytuł, mocą którego ze strony człowieka należy się bezgraniczne oddanie i posłuszeństwo względem Boga w Chrystusie Jezusie:

„Wiecie bowiem, że z waszego, odziedziczonego po przodkach, złego postępowania
zostaliście wykupieni – nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem,
ale drogocenną krwią Chrystusa, jako Baranka niepokalanego i bez skazy” (1 P 1,18).

Podobne słowa spotkamy z kolei u św.Jana, umiłowanego ucznia Jezusa Chrystusa. Wyzna on:

„Temu, który nas miłuje,
i który przez swą krew uwolnił nas od naszych grzechów,
i uczynił nas królestwem – kapłanami Bogu i Ojcu swojemu,
Jemu chwała i moc na wieki wieków ...” (Ap 1,5n).

Cena na ‘kupno’ człowieka ...

Nigdy nie będzie za dużo uświadamiania sobie, że Jezus Chrystus, to oczywiście Bóg i Stworzyciel, ale tym bardziej Odkupiciel. Z tego tytułu ma On tym większe ‘prawo’ dysponowania każdym z odkupionych przez siebie.

Jezus Chrystus w sensie najbardziej dosłownym każdego człowieka sobie ‘kupił na własność’. Za każdego ze swych ludzkich braci i sióstr położył cenę – nie w postaci materialnego złota, ani też nie przyniósł na ‘aukcję’ drogocennych brylantów: rzeczy, żeby za nie ‘kupić’ człowieka.
– Synowi Bożemu nie trzeba podpowiadać, ile jest ‘wart’ żywy Boży Obraz: człowiek-osoba. Ani też, ‘za ile’ da się go kupić: nabyć. On wie, ile Jego samego: Boga – ‘kosztowało’ to „jedyne na ziemi stworzenie, które Bóg chciał dla niego samego” (GS 24).

W zamyśle Bożym człowiek został stworzony nie jako trochę ‘przypadkowe ogniwo’ w zdążaniu do osiągnięcia zupełnie innego, wyższego celu! Boży Obraz został wywołany z nie-istnienia do istnienia naprawdę ‘nie instrumentalnie’!
– Z kolei zaś człowiek na pewno nie jest Bogu ‘potrzebny’ dla Jego, Bożej jakiejś egoistycznie pojętej ‘satysfakcji’. Bóg będzie natomiast cieszył się radością samego człowieka, który sobie uświadomi fakt, że po prostu ... jest – żyje ! Bo mógł i ... nie istnieć! Toteż nie wie, jak za to istnienie – Bogu się wywdzięczyć!

Wobec tego jednak cena, jaką na szalę położy On, Bóg-Odkupiciel, na ‘zakup’ człowieka, będzie na miarę Tego, Kim On sam JEST: Bóg, który się stał Synem Człowieczym. Oraz – o tajemnico! – niejako ‘na co Go jeszcze ... stać’! On da za człowieka cenę godną, żywą: swoje własne życie.

Aniołom w niebie by nie przeszło przez myśl, iż coś takiego będzie możliwe:

„... że mianowicie Bóg Nieśmiertelny w Chrystusie ofiarował się na krzyżu za człowieka
i że śmiertelna ludzkość – w Nim zmartwychwstała” (APR 10).

Jezus położy ‘na szalę’ jako okup, a zarazem – jak się okaże – swoisty ‘posag ślubny’ za mężczyznę i kobietę, swą Mistyczną Oblubienicę (do tego tematu przejdziemy dopiero w części VI. A potem jeszcze w części VII, rozdz.1) – dar swojej Krwi i swojego Ciała. Uczyni to w pełni świadomie i w pełni dobrowolnie, zapatrzony w odkupieńczy zamysł swego Ojca. Zamysł ten będzie krańcowo trudny! Możliwy do wykonania dopiero przez Boga, który będzie zarazem Człowiekiem:

„Dlatego miłuje Mnie Ojciec,
bo Ja życie moje oddaję, aby je (potem) znów odzyskać.
Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję.
Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać.
Taki nakaz otrzymałem od Mojego Ojca” (J 10,17n).

Są to słowa – po ludzku przerażające. Wypowiedział je jednak rzeczywiście, a potem ich treść wypełnił – sam Bóg: w Bożym Synu Jezusie Chrystusie. Stworzyciel chce niejako zdać egzamin z jakości swojej miłości – na oczach człowieka jako obserwatora i ... ‘sędziego’ ! Człowiek będzie mógł z chwili na chwilę ‘weryfikować’ wyniki tego Bożego ‘egzaminu’.

Bóg bezsprzecznie egzamin ten zdał. Z wynikiem, jaki uzyskać zdolny jest sam tylko Bóg! W Jezusie Chrystusie – Bóg kocha wśród niewypowiedzianych tortur – poza i ponad zhańbienie, jakiemu Go poddał człowiek: Jego Umiłowana, Oblubienica! Kochał cały czas ponad i poza zadawaną sobie w przerażających torturach śmierć!
– Kochał i nadal przebaczał ... bogobójstwo (zob. DeV 31)!

Człowiekowi pozostaje pogrążyć się w kontemplacji wielokrotnie już przytoczonej charakterystyki, jaką zostawił o Bożym Synu Jan Apostoł:

„Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina: przejścia z tego świata do Ojca,
umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował ...” (J 13,1).


Oto cena, ‘za jaką’ Boży Syn kupił sobie ‘na własność’ człowieka, stworzonego na „swój Obraz, jako swoje Podobieństwo” (por. Rdz 1,26n).
– A przecież tenże Jezus Chrystus, Stworzyciel – a ponadto Odkupiciel, ponad wątpliwość nigdy nie skorzysta z omawianego właśnie, nabytego przez siebie ‘prawa’ do każdego bez wyjątku człowieka! Odkupiciel nigdy woli swojej – swemu żywemu Obrazowi siłowo nie narzuci. On nigdy posłuszeństwa dla swojej woli – nie wymusi.

Jezus ‘szanuje’ w pierwszym rzędzie siebie samego. Z tego względu nie pozwoli sobie na to, by mieć kogokolwiek w charakterze niewolnika! Dotyczy to oczywiście i ... nieba. W niebie nie ma miejsca na jakiegokolwiek niewolnika. Niebo to królestwo osób wolnych. Jezus czeka na miłość: czy wyzwoli się ona z ludzkiego serca w odpowiedzi na Jego Bożo-ludzką Miłość. Ale i tej ‘miłości’ względem siebie przecież nigdy nie wymusza!

Z kolei bowiem Jezus nie pozwoli sobie na nie-uszanowanie w najwyższym stopniu ryzykownego daru wolnej woli, jakim obdarował każdego bez wyjątku człowieka. Poprzednio wspomnieliśmy, że Bóg obdarzył swój żywy Obraz: mężczyznę i kobietę – darem wolnej woli – nie po to, żeby w świat rzucić jeden ‘brylant’ więcej – i nic poza tym! Celem podarowanej stworzeniu umiłowania wolnej woli stanie się rzeczywistość zupełnie inna, dla której sam Bóg położy niejako siebie na szalę.

Mianowicie skarbem ‘wolnej woli’ wyposaży Bóg człowieka jedynie instrumentalnie – w ‘nadziei’ osiągnięcia celu wysokiego, oczekiwanego przez Niego jako Boga. Dopiero dzięki wolnej woli będzie mogła zapłonąć na świecie ... miłość! ‘Wolność woli’ nie jest celem-dla-siebie! Wolność woli stanie się podłożem, na którym będzie mógł rozkwitnąć kwiat miłości. Oczywiście równolegle do niej będzie mogła pojawić się także pogarda, cynizm, nienawiść i grzech ...!
(zob. o samo-stanowieniu wyż.: Sens wyposażenia człowieka w rozum-wolę-odpowiedzialność – i kontekst; oraz w cz.VII, rozdz.3: Dojrzałe myślenie czy tupet zła - wraz z dalszym ciągiem tego rozdz.; itd.).

(26 kB)

B.
   PSYCHOTECHNIKI
WERBOWANIA

Ozdobnik

Zanim Jezus zacznie ‘powoływać’ ...

Na tym tle wracamy jeszcze raz, tym razem pod nieco innym kątem widzenia, do faktu, iż Jezus Chrystus powołuje niektórych, zwykle ludzi młodych – do swych oddziałów niejako ‘mundurowych’. Temu tematowi poświęcony jest niniejszy rozdział. Istnieje mianowicie również powołanie bądź do kapłaństwa, bądź do życia zakonnego. Uznajemy oczywiście, że Jezusowi naprawdę ‘wolno’ wzywać do swej bliskości każdego, kogo sobie ‘upatrzy’. Może tak zarówno jako Stworzyciel, jak tym bardziej jako Odkupiciel.

(19 kB)
Paś owce Moje, paś baranki Moje! Polecenie Chrystusa dane Piotrowi i powołanym do urzędu pasterzowania. Pasterzowi powinno przyświecać wciąż jedno: owce nie są JEGO własnością, lecz PANA owczarni. Na nim zaś ciąży ... odpowiedzialność za ich życie – wieczne.

‘Zmysł wiary’, ale i przyjrzenie się opisom Ewangelii podpowie z góry, że Jezus nie posłuży się w przypadku wzywania kogokolwiek do pójścia za sobą – żadną ‘techniką’ zniewolenia jego umysłowości i psychiki. Jezus będzie powoływał z całą serdecznością, chwilami niemal z naciskiem. Nigdy jednak nie posunie się do wymuszenia decyzji pójścia za sobą.

On wie, po co wyposażył swój ‘żywy Obraz’ w wolność: żeby mogła pojawiać się bezinteresowna miłość. Tej ‘chluby’ Stworzyciel i Odkupiciel nie pozwoli sobie odebrać. Toteż w obliczu wolnej woli sam Bóg będzie wciąż najdosłowniej ‘ryzykował’ jej konsekwencje – w pierwszym rzędzie względem siebie samego jako Boga-Człowieka.

Sądzimy, że warto poświęcić nieco uwagi rysującemu się zagadnieniu: jakich Jezus użyje ‘metod’, albo i ‘chwytów’, żeby kogoś pozyskać do grona swych uczniów?

Zagadnienie to może pojawić się jako problem niekiedy bardzo ostry. Dotyczy to zwłaszcza sytuacji, gdy ludzie młodzi – chociaż nie tylko tacy – zetkną się z mnożącymi się tzw. ‘ruchami religijnymi’, jak się współcześnie zwykło nazywać ugrupowania dotąd określane mianem sekt religijnych. Zdarza się, że przybierają one pozór ruchu religijnego, podczas gdy w rzeczywistości są sofistycznie zastawioną pułapką, w którą wpadają ludzie, którzy mogliby się spodziewać wszystkiego innego, a nie podstępu.
– Niebawem może się okazać, że w kolejnej neo-religii ostatecznie nie chodzi o ułatwienie ‘konwertycie’ (nawróconemu) nawiązania kontaktu z Bogiem, lecz pod pozorem szaty ‘religijnej’ o zawładnięcie jego wolą, która zostaje zmuszona do ślepego podporządkowania się dyrektywom ‘guru’-nauczyciela, względnie zbiorowej woli anonimowej ‘grupy’.

Młody człowiek odrzuca niekiedy w swym niezbyt dojrzałym krytycyzmie wszelkie autorytety dotychczasowego środowiska wychowawczo-religijnego. Sam z kolei nie jest ugruntowany we własnych przekonaniach światopoglądowych i religijnych, których ani dobrze nie poznał, ani nie jest w stanie je uzasadnić. Równolegle zaś do tego może być na co dzień świadkiem niekonsekwentnego przykładu w stosunku do teoretycznie wyznawanych zasad ze strony swoich najbliższych.

W tej sytuacji może nietrudno ulec dobrze przemyślanym chwytom działaczy pseudo-religijnych, którzy doskonale wyczuwają ‘słabe punkty’ psychiki swych potencjalnych ofiar. Umieją oni doskonale ‘polować’ na ludzi zagubionych, sfrustrowanych, przeżywających problemy psychiczne, rozczarowania, szukających akceptacji, popadających w uzależnienia. Zaskakują uprzedzającą serdecznością i hojnie ofiarowaną pomocą. Zapraszają do wzięcia udziału w swych zebraniach ‘religijnych’, gdzie rolę zasadniczą będzie odgrywała ‘Biblia’, niosąca ‘uleczenie’ i napawająca ‘nadzieją’. Któż by na taką propozycję nie poszedł?

Rychło może się okazać, że przejawy wylewnej miłości i ‘zasypywanie cytatami z Biblii’ stają się systematycznie zacieśniającą się pętlą, zarzucaną przez „wilki w owczej skórze” (por. Mt 7,15). Zdobycie się na dystans – w tych warunkach niezwykle trudne do osiągnięcia – wykaże, że nie kończące się ‘bombardowanie Biblią’ i ciągłymi upomnieniami, wespół ze wzmagającym się ‘odgradzaniem’ adepta od jego dotychczasowego środowiska, nie ma nic wspólnego z prawdziwą religią: rzeczywistym kontaktem z Bogiem, który by był tym, Kim „On JEST”: Stworzycielem – a tym bardziej ... Odkupicielem.

W takich warunkach nietrudno trafić – przy zmniejszonym udziale własnego świadomego przyzwolenia, w pęta którejś z mnożących się sekt.
– W dużej mierze podobny może być finał, gdy ktoś da się zwabić do zrazu zdawać by się mogło pożytecznych, zachęcających klubów sprawnościowo-sportowych, jak ‘judo’ i inne odmiany ‘wschodnich’ technik uprawiania ‘białej broni’.
– Trudno nie wspomnieć o głęboko destruktywnej roli szczególnie pewnych rodzajów uprawianej muzyki, jak np. ‘rock’, ‘metal’. Teksty wykonywanych utworów są nierzadko przesycone satanizmem i bluźnierczymi hasłami.

Trzeba zaś zdawać sobie sprawę: szatan na żartach się nie zna. Gdy go ktoś wezwie, chociażby tylko ‘na żarty’, szatan rozumie to każdorazowo bardzo serio: i będzie traktował wzywającego go – jako odtąd swojego szczególnie ‘umiłowanego niewolnika’. ZŁY będzie go coraz bardziej zniewalał i zmuszał do podejmowania jego – Szatana – zamysłów, zmierzając finalnie do opętania oddanego sobie sługi.

Podobnie jak w odniesieniu do dopiero co wspomnianych klubów sportowych, przy oddawaniu się muzyce rockowej itp. najprawdopodobniej nie będzie żadnej wzmianki o jakiejś ‘religii’. Niemniej jeśli młodego człowieka stać na krytyczną ocenę tego, co się w klubie dzieje, zorientuje się niebawem, że np. teksty wykonywanych utworów zawierają coraz inaczej wyrażane słowa o szatanie i wzywania go, chociażby równolegle zaprzeczano samemu nawet istnieniu szatana.

Oby się młody człowiek nie łudził, że tego rodzaju teksty czy luźno wplatane słowa spełniają rolę jedynie zabawnych, ‘niewinnych wtrętów’, za którymi nie kryje się żadna poważna rzeczywistość! Tym bardziej, że wykonywane utwory, ich charakterystycznie skomponowany rytm perkusyjny i ściśle z nim połączone bodźce wizualne są tylko praktycznym zastosowaniem naukowo perfidnie opracowanych psychotechnik oddziaływania na podświadomość. Są to zaprogramowane, a zarazem ‘chwytliwe’ sposoby zniesienia normalnego ludzkiego myślenia dla totalnego podporządkowania uczestników z góry zaplanowanym ideom.
– Uczestnicy tego rodzaju spotkań, zwykle ludzie o raczej płytkim myśleniu, stają się w ten sposób łatwym łupem manipulacji psychotechnicznej, o której oni sami nie wiedzą nic lub tylko niewiele, a co gorsza: wiedzieć nie chcą. Wiedzą natomiast o tym doskonale organizatorzy seansów.

W jeszcze innym wypadku ktoś da się uwieść na zwykle hałaśliwie rozreklamowane akcje i hasła humanitarno-dobroczynne, nierzadko sponsorowane przez skądinąd szanowane instytucje. Trzeba dopiero dłuższego czasu krytycznej obserwacji i weryfikowania podejmowanych działań głoszących je osób, by się ku wielkiemu zdumieniu zorientować, że pod pokrywką ofiarowanych usług, urządzanych pożytecznych kursów (m.in. językowych; ofert turystycznych; itd.), dyskusji światopoglądowych, organizowania pomocy charytatywnej i zbiórek na cele godne wszelkiego wsparcia – dokonuje się systematyczne wsączanie w uczestników idei, których jednoznacznym celem jest zniewalające przemodelowanie psychiki chytrze pozyskanych adeptów

Ofiarami takich manipulacji bywają nawet osoby wysoko wykształcone i zajmujące odpowiedzialne stanowiska. Organizatorzy akcji umieją doskonale wykorzystać ten fakt dla propagowania ideologii, której tamci początkowo nie podejrzewali i której – przy spokojnym zastanowieniu – nigdy by nie zaakceptowali.

Raport Watykański o werbowaniu w neo-religiach i sektach

Zagadnieniu studium psychotechnik, jakie stosowane są rutynowo przy werbowaniu do ruchów neo-religii (tzn.: sekt), a z drugiej do chytrze ukrywanego aspektu ‘filozoficzno-religijnego’ pewnych klubów czy to muzycznych, czy sprawnościowych, poświęcona jest obszerna literatura naukowa ostatnich dziesięcioleci. Niemało użytecznych materiałów z tego zakresu można znaleźć na religijnych stronach internetowych. Tamże znaleźć można odnośniki do drukowanych pozycji z tego zakresu.


Linki do tematu: Sekty:
Zob. m.in.: http://apologetyka.katolik.pl . Tu inne linki do zagadnienia sekt.
Oraz: http://www.opoka.org.pl/varia/sekty/szukajpomocy.html – Jest to Strona Kościoła Katolickiego w Polsce: „Opoka”. Tu znaleźć można wiele linków oraz adresów punktów profesjonalnej informacji w sprawie sekt po całej Polsce.
Zob. także: http://www.mateusz.pl – Jest to Strona ‘Mateusz’, z różnymi użytecznymi linkami.
Ponadto zob. http://www.salwatorianie.pl – z wieloma linkami działalności duszpasterskiej i młodzieżowej Zgromadzenia Księży Salwatorianów.
Zob. też wyżej garść podanych na początku naszej Homepage linków : Garść użytecznych linków).


Poważnie myślących młodych zachęcamy do spokojnego przestudiowania szczególnie cennego, stan rzeczy rzeczowo relacjonującego „Raportu” Watykańskiego z 1986 r. Został on w Watykanie opracowany na podstawie wypowiedzi i dokumentacji, jakie napłynęły do końca października 1985 od ok. 75 regionalnych i krajowych Konferencji Episkopatów wszystkich kontynentów. Nadesłane wypowiedzi zostały opracowane przez pięć głównych urzędów Watykanu: Sekretariat Stanu, Sekretariat Jedności Chrześcijan, Sekretariat dla Religii Niechrześcijańskich, Sekretariat dla Niewierzących oraz Radę do spraw Kultury.
– Zebrana dokumentacja pozwoliła Stolicy Apostolskiej ogłosić po raz pierwszy w dziejach Kościoła dokument poświęcony wprost zagadnieniu sekt, względnie tzw. ‘Nowych Ruchów Religijnych’. Raport skierowany jest do katolików całego świata. Nie znaczy to, że z jego uważnego studium nie skorzystają wyznawcy również innych wyznań oraz religii. Autorzy dokumentu mają na celu nie tylko obronę wiary, lecz pragną ponadto uzbroić zwłaszcza ludzi młodych przed zasadzkami zastawianymi przez sekty na ich osobistą wolność. Przyczyni się do tego ich uwrażliwienie i uzbrojenie w obiektywną, historyczną i kulturową analizę omawianego zjawiska.


Raport Watykański o Sektach:
Zob. do tego: polskie wyd. L'Osservatore Romano, nr 5 (1986), „Sekty albo Nowe Ruchy Religijne. Wyzwania duszpasterskie. Raport bieżący oparty na około 75 wypowiedziach i dokumentacji otrzymanej do 30 października 1985 roku od regionalnych i krajowych Konferencji Episkopatów, str. 3-6.


Wspomniany raport ukazuje zagadnienie w sposób krytyczny, a jednocześnie pozytywny.
– Uwagi krytyczne dotyczą samej w sobie natury oraz istniejących i nowo powstających sekt. Ujawniają jednocześnie używane przez sekty metody zdobywania członków oraz coraz bardziej zniewalającego formowania neo-wyznawców.
– Pozytywny wydźwięk wspomnianego raportu wyraża się w tym, iż omawia nowe ruchy religijne nie tyle nawet jako zagrożenia dla Kościoła, ile raczej dla wyzwolenia refleksji nad własną postawą i sposobami działania oraz zabezpieczenia siebie i innych w obliczu zjawiska ‘sekt’.

Raport Watykański podkreśla jednoznacznie godność ludzkiej osoby, której należy się szacunek, a nie poniżenie czy pogarda. Toteż raport zmierza do podtrzymania postawy szacunku wobec szczerych wyznawców innych religii. Postawa ta powinna być nacechowana otwartością i zrozumieniem ‘inności’ drugiego człowieka. Nie oznacza to jednak rezygnacji z obiektywnej Prawdy objawienia, jakie rodzinie człowieczej zaofiarował sam Bóg poprzez Bożego Syna Jezusa Chrystusa.

Cechy charakterystyczne neo-religii i sekt

Za wspomnianym raportem wypada zwrócić uwagę na typowe cechy, jakimi zwykle charakteryzują się ugrupowania religijne, które określamy tutaj jako neo-religie i ‘sekty’. Co prawda trudno o jednoznaczną definicję rzeczywistości, jaka się kryje za często bardzo zróżnicowanymi odmianami ugrupowań, które można podciągnąć pod miano ‘ruchów religijnych’ względnie ‘sekt’. Niemniej wszystkie one cechują się w zasadzie następującymi znamionami, będącymi ich swoistym ‘wspólnym mianownikiem’. Oto charakterystyczne znamiona neo-religii w oparciu o wspomniany Raport Watykański.

Wypda nieustannie mocno podkreślać, że Pismo święte jest wyłączną własnością Boga, a nie człowieka. Jest ono podarowane przez Boga nie dla zabawienia się nim jako rumowiskiem cytatów, lecz dla zgłębiania zbawczego zamysłu Boga. Zamysł ten jest niestrudzenie objaśniany przez samego Syna Bożego i Ducha Świętego, nauczających nadal w ustanowionym przez Syna Bożego Kościele (zob obszerniej wyż. :  W poszukiwaniu Chrystusa dziś – wraz z kontekstem).

Ozdobnik

RE-lektura. Część III, rozdz.2a:
Stadniki, 9.XI.2013.
Tarnów, 1.VII.2023.

(0,7kB)        (0,7 kB)      (0,7 kB)

Powrót: SPIS TREŚCI



Rozdz. 2. MOŻE KAPŁAŃSTWO? ŻYCIE ZAKONNE ?
!empt (0 kB)Jakie, Ojcze, jest TWOJE życzenie?


Wstępnie do tematu

A. DAR WZYWAJĄCEGO MISTRZA
1. Wybór własny czy wezwanie?
Głos który wzywa ...
Kim jesteś, Ty wzywający ...?
2. Jakie masz prawo do powoływania
Nabył na własność ...
Cena na ‘KUPNO’ człowieka ...

B. PSYCHOTECHNIKI WERBOWANIA
Zanim Jezus zacznie ‘powoływać’ ...
Raport Watykański o werbowaniu w Neo-religiach i sektach
UWAGA. Linki do zagadnienia SEKT
UWAGA. Odnośnik do Raportu Watykańskiego o Sektach
Cechy charakterystyczne Neo-religii i sekt


Obrazy-Zdjęcia

Ryc.1. Babcinka radośnie dzieląca się tym co jeszcze ma
Ryc.2. Jan Paweł II w adoracji Krzyża świętego
Ryc.3 Siostra zakonna w posłudze ciężko choremu
Ryc.4. Paś owce Moje ...
Ryc.5. Rusza procesja w Boże Ciało - Seminarium Misyjne w Stadnikach,
!empt (0 kB)2015