(0,7kB)    (0,7 kB)

UWAGA: SKRÓTY do przytaczanej literatury zob.Literatura


(26 kB)

H.   WYBRANE PROBLEMY DZIEWCZĘCOŚCI I KOBIECOŚCI

(6.9 kB)

Stojące przed nami zagadnienia

Stajemy przed kolejnym etapem rozważań obecnego rozdziału: „Młodzi w drodze do małżeństwa: sakramentu małżeństwa”. Przedmiotem dotychczasowych rozważań bieżącego rozdziału było już wiele różnych aspektów owej ‘Młodzieńczości w obliczu małżeństwa: sakramentu małżeństwa’. Dopiero co ukończyliśmy etap zatytułowany: „Czystość wystawiona na próbę w działaniach u chłopców”. Wypada poświęcić nieco uwagi identycznej próbie na czystość z kolei w odniesieniu do dziewcząt.

Okres narzeczeństwa jako próba na jakość czystości w znaczeniu VI-go przykazania Bożego w odniesieniu do dziewcząt – niesie niemało szczegółowych kolejnych aspektów, nad którymi nie sposób przejść obojętnie. Poruszenie niektórych z nich staje się dla każdego kapłana, w tym również dla piszącego tu autora jako kapłana, zagadnieniem szczególnie niezręcznym do podjęcia, a przecież domagającym się tym bardziej zajęcia wyraźnego stanowiska.

Wśród zagadnień, jakie należałoby tutaj uwzględnić, wysuwają się m.in. następujące kwestie:

1. Rodzice odpowiedzialni za dramat egzystencjalny dziecka: dziewczyny
2. Brak akceptacji siebie jako problem własny
3. Atak Złego na Boże ustalenia etyczne w przypadku dziewcząt i kobiet
4. Z relacji Starego Testamentu o grzechach i zbrodniach na tle seksualnym

(3.5 kB)

1. Rodzice odpowiedzialni za dramat
egzystencjalny dziecka:
dziewczyny

(2.8 kB)

Dziewczyna: kobieta

Jeśli mamy przejść do zastanawiania się w bieżącym paragrafie nad osobowością dziewczyny-kobiety na etapie narzeczeństwa, a potem małżeństwa, wypada stanąć najpierw obiema nogami na twardym gruncie rzeczywistości: kobiety – w odróżnieniu od mężczyzny.
– Zastrzegamy się jeden raz więcej, że podobnie jak przy omawianiu zachowań narzeczeńskich w przypadku chłopców, nie mamy zamiaru przeprowadzać dogłębnych analiz naukowych na temat przedstawianych tu zachowań u dziewcząt, kobiet. Pragniemy jedynie przyjrzeć się pewnym wybranym, bardziej charakterystycznym aspektom, które mogą przyczynić się do lepszego zrozumienia, a z kolei do bardziej uzasadnionej oceny etycznej zachowań – w tym wypadku głównie dziewcząt w okresie ‘chodzenia-ze-sobą’ i przeżywania etapu narzeczeństwa w przygotowaniu do związania się ślubem małżeństwa: sakramentu małżeństwa.

Dziewczyna niewątpliwie inaczej niż chłopiec przeżywa zarówno swoją płciowość, jak i okres samego narzeczeństwa. Różnice między kobietą a mężczyzną dotyczą nie tylko ukształtowania i wyglądu fizycznego, lecz tym bardziej jej złożonej psychiki. Czynnikiem decydującym o istotnych różnicach między dziewczyną a chłopcem, kobietą a mężczyzną, jest zapewne jej bardzo złożona fizjologia – w odróżnieniu od znacznie prostszej fizjologii mężczyzny. Ona to jest podłożem trudnej do ogarnięcia złożoności psychiki kobiety i jej osobowości, której nawet tak bliska osoba jak mąż, nieraz po latach wspólnego życia, nie jest w stanie w pełni rozszyfrować. Nie dziw, że również okres zawiązywania się przyjaźni, a z kolei narzeczeństwa – może kształtować się w przeżyciach i zachowaniach dziewczyny zdecydowanie odmiennie, aniżeli się to dzieje w podobnej fazie życia w przeżyciach chłopca-młodzieńca.

Jako wstępny aspekt, warunkujący podejmowanie dalszych rozważań, może u niejednej dziewczyny, a nawet już dorosłej kobiety pojawić się zagadnienie jej postawy wobec siebie samej jako kobiety i samego swojego istnienia. Bywa, że wiąże się to z winą rodziców, a w innym wypadku jest to problemem samego danego dziecka: dziewczyny czy chłopca. Kwestia akceptacji swojego istnienia, a z kolei swojej tożsamości jako mężczyzny czy kobiety dotyczy co prawda również chłopców: mężczyzn. Częściej jednak wysuwa się ona jako niekiedy poważny problem psychiczny, a nawet fizyczny u dziewcząt i kobiet.

(2.2 kB)

Miało cię ... nie być

Brak akceptowania siebie w swej kobiecości, albo może w ogóle jako człowieka – może wyrastać do rangi niezwykle bolesnego, uporczywie przez długie lata powracającego problemu. Składa się na to zwykle szereg przyczyn. Rozmowy z dziewczynami i kobietami (a to samo dotyczy i chłopców), u których brak akceptacji siebie samej oraz własnej kobiecości, bywają trudne. Nie-przyjmowanie siebie w swym istnieniu, a w następnej kolejności w swej tożsamości kobiecej może być u danej osoby tak mocno zafiksowane, że trudno tego człowieka odwieść od ciągłego tkwienia w nie ustającym niezadowoleniu z samego faktu swego zaistnienia, a zaraz potem ze swego bycia kobietą – a nie mężczyzną.

Zdarzają się też przypadki, że ktoś wolałby ... w ogóle nie istnieć: nie żyć. Tak bywa zwłaszcza w sytuacji, gdy dziecko od poczęcia jest nie chciane przez własnych rodziców. Rozwój takiego dziecka w okresie przedporodowym jest wtedy siłą rzeczy wciąż zakłócony. Niemożliwe, żeby przeżycia matki i jej niechęć względem Poczętego miały nie wyrazić się fatalnie na wykształcającym się wtedy jego ciele, ale i psychice – przecież człowieczej. Dziecko to od początku chłonie każdą reakcję organizmu i osoby swojej matki, a na swój sposób swego ojca: tak pozytywną, jak tym bardziej negatywną. Konsekwencją tego może stać się jego osłabiony rozwój fizyczny i psychiczny.

Wyrazi się to kiedyś w jego podatności na zachorowania, w niskiej odporności fizycznej i psychicznej. Dziecko będzie być może znerwicowane i bardzo drażliwe. Będzie łatwo ulegało wybuchom gniewu. Reakcje jego niezadowolenia mogą być u niego nieproporcjonalnie ostre. Jego niegrzeczne odpowiedzi względem rodziców i całego otoczenia trzeba będzie niekiedy scharakteryzować trafnym określeniem, jakim posługują się same dzieci i młodzież: jako ‘pyskówka’. Dzieci nierzadko same się oskarżają przy użyciu tego właśnie określenia: ‘PYSK-owałem, PYSK-owałam ...’. Trudno o bardziej dosadne określenie wszelkiego niegodnego wyrażania się na co dzień.

(12 kB)
Filipiny - straszna powódź, wrzesień 2009 roku. Ludzie próbują się ratować w rozpaczy, porywani wszędzie wlewającą się wodą.

Jak jednak dziecko takie ma nie uprawiać ‘pyskówek’, skoro psychika matki, najprawdopodobniej za czynną współpracą ojca, tak kształtowała jego ciało i duszę na etapie życia płodowego? Matka bardzo prawdopodobnie odrzucała to dziecko przez cały czas, gdy je nosiła w swym łonie.

Przyjęła jego zaistnienie być może z najwyższym grymasem niezadowolenia. Ciąży tej stanowczo nie chciała. Nie jest wykluczone, że długimi dniami i tygodniami zastanawiała się nad tym, jak się dziecka ... pozbyć. Jeśli ostatecznie dotarła do etapu wydania go na świat, uczyniła to chyba z obawy przed powikłaniami zdrowotnymi dla siebie samej, nie umiejąc się decydować na przerwanie ciąży na etapach wcześniejszych.

W końcu zatem dziecko urodziła, ale karmiła je i pielęgnowała ze złością, biła z byle powodu, rzucała nim i odtrącała fizycznie i psychicznie. A dziecko ... jakoś przeżyło. Dorastało stopniowo. Obecnie jednak reaguje dokładnie tak, jak jego psychikę i ciało przez miesiące ciąży i po porodzie ... profilowała matka – przy czynnej, a co najmniej biernej postawie męża.

Czy się dziwić, że dziecko będzie wypatrywało jakiejś pierwszej lepszej okazji, by z tego domu: absolutnego braku ciepła i miłości rodzicielskiej – się ulotnić? W miarę dorastania mogą coraz częściej powtarzać się sytuacje, gdy dziecko po prostu ucieknie z domu. Trzeba je będzie poszukiwać przez policję i znajomych.

Może się zdarzyć, że takie dziecko trafi w ręce doskonale w swoim ‘fachu’ obeznanych, psychologicznie dobrze wyszkolonych stręczycieli, którzy błąkające się dziecko natychmiast rozpoznają i porywają. Skorzystają z niego, by nim ‘handlować’. Jeśli to będzie dziewczynka, oddadzą je do odpowiednich agencji, gdzie dziecku najpierw odbiorą wszystkie papiery i dokumenty, by zmusić je do dobrze płatnych usług i dorobić się na nim ... niezłej fortuny.

Dziewczynka która dostała się do ‘agencji towarzyskiej’ dobrze czuje, że stała się ofiarą stręczycieli. Uświadamia sobie bardzo dobrze, że spadła do roli niewolnicy – do usług nie swojego, ale czyjegoś bogactwa. Pozostaje pod nieustanną inwigilacją. Nie wolno jej nigdzie się ruszyć: jest całkowicie zniewolona. Jest pozbawiona jakichkolwiek osobistych dokumentów.

Jeśli w tej sytuacji nosi się z uporczywie ją nachodzącymi myślami samobójczymi, nietrudno to zrozumieć. W rzadkich chwilach, gdy jej pozostało nieco czasu na refleksję, uświadamia sobie, że wolałaby nie istnieć. Nienawidzi matki, nienawidzi ojca, którzy jej nigdy nie kochali, nigdy jej nie akceptowali: nie okazali jej nigdy czułości. Jej postawa ‘pyskowania’ staje się odreagowaniem stylu, z jakim ją przez wszystkie poprzednie lata traktowano.

Czy znajdzie się dla niej jakiś ... wybawca, który by jej dopomógł zmartwychpowstać z dna zgnilizny moralnej i koszmarnej świadomości, iż życie jej jest od poczęcia przegrane i że nie ma po co dalej żyć?

A przecież i dla niej jest – może bardziej niż dla wielu innych – Chrystus: Odkupiciel, Bóg-Człowiek Zbawiciel. On na nią czeka! Jest i Maryja, jej Anioł Stróż. Oby się zaczęła ... modlić i nawiązała w swej egzystencjalnej rozpaczy – kontakt modlitewny z Bogiem. Stałoby się to dla niej – a może i wielu innych, drogą do odzyskania sensu swego istnienia; sensu i modlitwy za tych wszystkich, którzy ją dotąd systematycznie krzywdzili i traktowali jako przedmiot-niewolnika: źródło rozkoszy i zarobku.

Oto skutki lekkiego traktowania swego czasu podjętego powołania do małżeństwa i rodzicielstwa takich dwojga. Oni co prawda się pobierają, ale nie podejmują niemal żadnych starań, by to powołanie doprowadzić do zaowocowania zgodnie z Bożymi oczekiwaniami, jakie Bóg proponuje każdej kolejnej parze młodych ludzi: małżonków – i rodziców.

(2.2 kB)

Masz być chłopcem, a nie dziewczyną!

Zdarzają się inne sytuacje związane z przynależnością płciową – w tym wypadku młodzieńca, czy panny. W coraz to innych krajach utrwala się ‘moda’ na wymuszanie przez małżonków płci swego potomstwa. Zmierza to w kierunku osławionej, zbrodniczej ‘selekcji płci’ poczętego dziecka.

Pomijamy tu Chiny Ludowe, gdzie od ok. 1980 r. ‘dozwoloną normą państwową’ dla małżonków jest posiadanie tylko jednego dziecka (od roku 2015: posiadanie ewentualnie maksimum dwójki dzieci). Wszelkie następne dzieci zostają bezpardonowo zabijane – kobiety, a i mężczyzn poddawane są administracyjnie sterylizacji. Na kobietach wymusza się stosowanie środków przeciwciążowych hormonalnych, względnie zakłada się im spirale. Zgodnie z tradycją kultury, w Chinach preferowani są chłopcy, a dziewczynki ... zabijane na wszelkie dostępne sposoby techniczne
(tu i ówdzie w Chinach, na Tajlandii itd. sprzedawane są w restauracjach dobrze już rozwinięte, w przezroczystych pojemnikach zakonserwowane płody ludzkie. Przyrządza się je jako kurczaki, które klienci przerzynają przy jedzeniu na kawałki i powoli ze smakiem zjadają jako szczególnie ceniony ‘przysmak’. Krążą filmy-prezentacje slajdów, na których można te szokujące zwyczaje oglądać ...).
Spowodowało to tam znaczne zachwianie równowagi między populacją męską a (mniej cenioną, choć dobrze wykorzystywaną populacją) żeńską. Mimo to ustalenia państwowe nadal są obowiązujące, a za śmiałość posiadania drugiego dziecka grożą surowe sankcje.

Odwrotnie działo się z Hebrajczykami w okresie ich niewoli w Egipcie (pobyt Hebrajczyków, potomstwa Abrahama-Izaaka-Jakuba; aż do ok. połowy 13 w. przed Chr.). Faraon świadom szybkiego przyrostu naturalnego u Hebrajczyków, zadekretował zabijanie przy porodzie chłopców i wrzucanie ich do Nilu na pożarcie krokodylom, natomiast należało zachować dziewczynki – dla wiadomych celów (Wj 1,16). Hebrajczycy kierowali się jednak z narażeniem życia – własnymi zasadami etycznymi ze względu na tradycję wiary w Boga, który objawił się ich przodkom: Abrahamowi-Izaakowi-Jakubowi. Stąd ich sprzeciw sumienia przeciw rozporządzeniu demograficznemu króla Egiptu. Autor biblijny relacjonuje to następująco:

„Lecz położne bały się Boga i nie wykonały rozkazu króla egipskiego, pozostawiając przy życiu nowo narodzonych chłopców.
I wezwał król egipski położne, mówiąc do nich: ‘Czemu tak czynicie i czemu pozostawiacie chłopców przy życiu?’
One odpowiedziały faraonowi: ‘Kobiety hebrajskie nie są podobne do Egipcjanek, one są zdrowe, toteż rodzą wcześniej, zanim zdoła do nich przybyć położna’ ...” (tamże, Wj 1,18).

Jesteśmy tu świadkami, jak ci zdawałoby się prymitywni koczownicy: Hebrajczycy, kierują się głosem sumienia, chociaż działo się to jeszcze przed otrzymaniem Dekalogu na Górze Synaj, które miało miejsce dopiero po wyjściu całego narodu Hebrajczyków z Egiptu (Wj 20,1-17; miało to miejsce ok. połowy 13 w. przed Chr.). Autor biblijny dodaje jeszcze z naciskiem – po przedstawieniu zastosowanego „sprzeciwu sumienia” w obliczu prawa państwowego (zob. do tego encyklika: EV 62.73n.89) przez dwie z nazwiska wymienione położne: „Bóg dobrze czynił położnym, a lud Izraelski stawał się coraz liczniejszy i potężniejszy. Ponieważ położne bały się Boga, również i im zapewnił On potomstwo ...” (Wj 1,20n).

W naszym środowisku kulturowym, gdy wiele ludzi mniej lub więcej ostentacyjnie szczyci się swym odchodzeniem od Boga i od Kościoła i nie przejmuje się żadną etyką, zdarzają się małżonkowie, którym się wydaje, iż stali się już panami nad swą zdolnością rozrodczą i osiągnęli władzę autonomicznego stanowienia o „dobru i złu” (por. Rdz 2,17; 3,5.22; VSp 35). W poczuciu pewności siebie usiłują decydować w uniezależnieniu od Boga o płci własnego potomstwa. Gdy dawniej kobieta przeżywała czas stanu ‘błogosławionego’ – tak z całą pokorą, radością, ale i w posłuszeństwie Bogu obdarzającemu darem życia określano miesiące oczekiwania na dziecko, rodzice nie wiedzieli, czy im się urodzi chłopiec, czy dziewczyna. Siłą rzeczy przygotowywali dla oczekiwanego potomstwa na wszelki wypadek dwa imiona. Obecnie małżonkowie dowiadują się dzięki rozwojowi techniki już na długo przed rozwiązaniem, czy mają się spodziewać chłopca, czy dziewczynki. Niektórzy zamawiają sobie nawet migawki filmu z badania ‘USG’. Gdy dziecko dorośnie, pokażą mu ten film, żeby mogło przyjrzeć się swemu obrazowi z okresu przedporodowego.

Bywają jednak małżonkowie tak bardzo zadufani we własne ‘ja’, że gdy się im urodzi np. dziewczynka – podczas gdy oni nastawiali się na chłopca, podejmują po wydaniu dziecka na świat wszelkie możliwe starania, by siłowo zmienić dziecku płeć wedle własnego kaprysu. A że w świecie medycznym bywają różni lekarze: jedni którzy się z Bogiem liczą, podczas gdy inni Bogiem się przejmują, znajdzie się przy odrobinie rozglądania się po świecie zawsze też taki ‘lekarz’, który na zamówienie małżonków, za ‘drobną opłatą’ – podejmie się odpowiedniej terapii hormonalnej i wykona konieczne zabiegi chirurgiczne, by z dziewczynki ... spreparować chłopca, albo na odwrót. Czego to się nie zrobi, jak ktoś należycie ... podpłaci! I faktycznie, lekarzowi udaje się z sukcesem przekształcić dotychczasową dziewczynkę – w jakiejś mierze w chłopczyka. Matka cieszy się, że ma obecnie to co chciała: chłopca, a nie ... dziewczynę! Nic to, że dla wykonania związanych z tym zabiegów trzeba było znaleźć klinikę na drugim krańcu świata! Co się to nie robi ‘dla idei’!

Tymczasem dziecko ... szybko dorasta, jak każde inne dziecko. Dziecko przez długi czas nie wiedziało, co to właściwie z nim wyprawiają. Niemniej – płeć ma swój wyraz fizyczny, fizjologiczny, genetyczny, i psychiczny. W parze z tym rozwija się świadomość przynależności płciowej – biologicznej i psychicznej. Można zaingerować w tym czy innym wymiarze somatycznym, podjąć szereg operacji plastycznych, ale wraz ze wzrastaniem dziecko dochodzi stopniowo do jaśniejszego rozeznania, że zrobiono z niego – w tym wypadku: z dziewczyny – chłopaka (ewentualnie w innym wypadku: na odwrót).

Z chwilą gdy cała ta historia dojdzie do jego pełnej świadomości, dziecko zacznie się buntować przeciw swym rodzicom. Wiele zaistniałych zmian fizycznych i fizjologicznych trudno będzie przywrócić do pierwotnego kształtu. Dziecko znienawidzi rodziców, znienawidzi lekarza i klinikę, gdzie wbrew jego woli sprowadzono go do ‘materiału-przedmiotu’ biologicznego.

Gdy dziecko dojdzie do wieku młodzieńczości, nie znajdzie poszukiwanego kogoś drugiego pod kątem upragnionego małżeństwa. Rodzice zrobili z niego przecież coś całkowicie sprzecznego z najgłębszą rzeczywistością: nie jest w tej chwili ani prawdziwą dziewczyną, ani prawdziwym mężczyzną. Ciało jego, a nawet i psychika, zostały wskutek podejmowanych zabiegów fizycznych i hormonalnych zupełnie zdeformowane.

Widzimisię’ matki czy ojca wbrew Woli Boga Stworzyciela przyniosło im jakiś stopień samo-zadowolenia z ‘postawienia na swoim’. Dokonało się to jednak za cenę całkowitej klęski życiowej własnego dziecka. Oni dziecka nie kochali: w swych zachciankach kochali siebie, a nie dziecko! Oto owoc próby zagarnięcia Bożej władzy – za namową Złego: szatana, którego pycha chciała być ponad Boga, i który obecnie podjudza człowieka, by on z kolei stał się „podobnym jak Bóg”:

„... Wtedy wąż rzekł do niewiasty: ‘Wcale nie musicie umrzeć!
A tylko Elohím jest sobie świadom,
że z chwilą gdy spożyjecie z niego, otworzą się wam oczy
i staniecie się jak Elohím, zdolni poznawać,
co jest dobrem, a co złem’
...” (Rdz 3,4n; przekład własny z hebr.).

Dla przypomnienia: kto zdolny jest coś ‘poznać’, stoi tym samym ‘wyżej’ aniżeli rzecz poznawana. Rzecz ‘poznana’ musi siłą rzeczy pokornie przyjąć nadane jej przez kogoś wyżej stojącego ‘imię-nazwę’. W tym wypadku: zdolność sprawowania ‘władzy’ nad tym, co jest – względnie winno być ‘dobrem-złem’ jest wyrazem suwerennego panowania i stanowienia o ‘dobru’ czy ‘złu’. Bóg zaś jest Miłością: czyli niezdolny nazwać ‘zło’ – ‘dobrem’ – ani na odwrót.

Może te słowa dotrą do kogoś z Ludzi Młodych – dziewczyny czy chłopca na etapie przed ślubem. Oby tak nigdy się nie stało w Twoim przypadku, Droga Dziewczyno, Drogi Chłopcze! Jak to niekiedy trudne do przyjęcia – sercem i postawą, o czym na łamach naszej strony już niejednokrotnie pisano: że nikt nie jest właścicielem nawet siebie samego. Nikt też nie może stać się właścicielem drugiego człowieka, a tym bardziej jego płciowości. Dziecko nigdy nie było i nie stanie się własnością matki i ojca. Jest ono matce i ojcu jedynie czasowo wypożyczone i zawierzone: żeby ci dwoje współdziałali z Bogiem Stworzycielem w jego dalszym ukształtowaniu według „miary wieku pełni Chrystusa”.
(por. Ef 4,13. Przekład Biblii Tysiąclecia jest tu niedokładny. Powinien brzmieć: „aż dojdziemy ... do miary wieku pełni Chrystusa” = gr.: eis métron helikías tóu plerómatos tou Christóu),
wezwanego finalnie do życia – wiecznego. Jego jedynym Panem i Właścicielem, pełnym miłości i czułości, jest sam tylko Bóg!

Sam zaś Bóg nigdy „nie chce” człowieka dla siebie (jako Boga)! Bóg stwarza każdą ludzką osobę „dla niej samej” (zob. GS 24). Tę, tak sformułowaną wypowiedź Soboru Watykańskiego II (1962-1965), przytaczaliśmy na łamach naszej strony już szereg razy. Można by do odnośnych miejsc powrócić ponownie – zapewne z pożytkiem.
(zob. np. wyż.: Znaleźć siebie poprzez DAR – oraz np.: Zamierzony-stworzony ‘dla niego samego’).
– Mimo wszystko przytoczymy odnośny fragment Soboru jeszcze raz. Słowa te – trudne i głębokie, podsunięte zostały Soborowi bardzo prawdopodobnie przez uczestnika prac Soborowych, Arcybiskupa Karola Wojtyły, późniejszego św. Jana Pawła II:

„... Człowiek będąc jedynym na ziemi stworzeniem,
którego Bóg chciał dla niego samego,
nie może odnaleźć się w pełni inaczej,
jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego ...” (GS 24).

Znaczy to, że małżonkom nie wolno ‘chcieć’ dziecka w sposób ‘instrumentalny’ : dla swego osobistego zadowolenia, względnie samo-zadowolenia. Małżonkowie nie kochaliby w takim przypadku samego w sobie dziecka, lecz siebie samych. Dziecko spadłoby wtedy do roli ‘środka i tylko rzeczy’, której celem i zadaniem byłoby to jedno: poprawić egoistyczną satysfakcję matki czy ojca, że (wreszcie) ‘mam’ dziecko: MOJE dziecko!

Tymczasem Boży styl kochania jest całkiem odwrotny. Bóg pierwszy odnosi się do każdego człowieka – jako osoby, z dystansem uszanowania. Stąd też kocha i chce człowieka nie dla swojej ‘satysfakcji’, lecz „dla niego samego” : dla samego owego człowieka-osoby. Bóg nie ma z nas właściwie zupełnie ‘nic’. Nikt Bogu nie doda – ani nie ujmie czy to Jego Chwały, czy doskonałości. Człowiek najwyżej przysporzy Bogu kłopot-za-kłopotem i ból-za-bólem. A jednak Bóg nadal kocha każdego „dla niego samego”, pragnąc jednego: żeby ten człowiek, „Boży Obraz i Podobieństwo”, mógł być szczęśliwy w sposób godny jego wolności Dziecka Bożego, a nie jako ‘niewolnik szatana’ ...

Jan Paweł II poświęcił temu – zdawać by się mogło drobnemu, ubocznemu aspektowi: iż każdy z nas jest „chciany przez Boga dla niego samego” (tzn.: nie dla siebie jako Boga, lecz dla tego właśnie człowieka jako „dla niego samego) – cenne, dłuższe rozważanie w swym „Liście do Rodzin” (1994 r.). Tekst „Listu do Rodzin”, podobnie jak tylu innych ważnych dokumentów Stolicy Apostolskiej, jest łatwo dostępny chociażby z naszej strony internetowej (zob. dokładniej:  List do Rodzin). Przytoczymy tutaj ponownie słowa Papieskie skierowane w owym rozważaniu do samych już małżonków-rodziców:

„Małżonkowie chcą dzieci dla siebie ...
W miłość małżeńską i rodzicielską wpisuje się ta prawda o człowieku, którą tak zwięźle, a tak dogłębnie zarazem wyraził Sobór mówiąc, że Bóg ‘chce człowieka dla niego samego’.
Trzeba, ażeby w to chcenie Boga – włączyło się ludzkie chcenie rodziców: aby oni chcieli nowego człowieka, tak jak go chce Stwórca ...” (LR 9 – pod koniec tego nr).

Jak nie-łatwo niekiedy kochać dziecko „dla niego samego”! Jak trudno naprowadzić chwilami matkę, albo i ojca, na lepsze myślenie i podejście do własnego dziecka, gdy ona np. uporczywie wyznaje: „Ja żyję już tylko ... dla dziecka” ! Tymczasem to życie ‘już tylko dla dziecka” jest być może subtelnie maskowanym ... egoizmem jej jako matki, która przestała kochać męża, i znajduje w zaangażowaniu w ‘miłość-do-dziecka’ namiastkę utraconej miłości małżeńskiej. Z tym jednak, że owa jej miłość już tylko dla ‘dziecka’ staje się jednak – z daleka co prawda bardzo wzniośle się prezentującą, ale tylko kochaniem-siebie-samej, a nie „dziecka dla niego samego”! – Do tej sprawy przyjdzie nam jeszcze niebawem powrócić. Dziecko przecież zacznie niebawem ... coraz bardziej i coraz boleśniej odrywać się od matki, czy na odwrót: od ojca!

(7.3 kB)
Etiopia, klęska głodu, 2008 r. Co dać dzieciom jeść? Nie ma już zupełnie nic do jedzenia. Boże, Ojcze: Chleba naszego powszedniego ... DAJ nam dzisiaj!

W wyżej przedstawionej, zupełnie zwyrodniałej, zaborczej ‘miłości-samej-siebie’ takiej kobiety-matki, gdy dla zaspokojenia swojej własnej ambicji doprowadziła ona siłowo do zmiany płci swego dziecka, widać jak na dłoni, co to znaczy dopuścić się totalnego sprzeniewierzenia się uzdolnieniu, jakim Bóg obdarza w chwili zawierania małżeństwa, sakramentu małżeństwa dwoje ludzi – małżonków. Bóg uzdalnia ich wtedy do przekazania życia, którego jednak Właścicielem jest sam tylko On, Bóg.

On też, ten Bóg-Miłość, proponuje w tej chwili tym dwojgu nie niszczenie owocu ich miłości małżeńskiej, lecz wzywa ich do twórczej współpracy ze sobą, zawierzając im wielorakie pielęgnowanie dziecka, wychowanie i doprowadzenie do jak najlepszej pełni talentów, jakimi ubogacił to ich potomstwo, by mogli kiedyś z radością zwrócić je Bogu jako w pełni rozwinięty kwiat-osobę:

„...Miłość małżeńska, prowadząc małżonków do wzajemnego ‘poznania’, które czyni z nich ‘jedno ciało’, nie wyczerpuje się wśród nich dwojga, gdyż uzdalnia ich do największego oddania, dzięki któremu stają się współpracownikami Boga, udzielając daru życia nowej osobie ludzkiej.
– W ten sposób małżonkowie, oddając się sobie, wydają z siebie nową rzeczywistość-dziecko, żywe odbicie ich miłości, trwały znak jedności małżeńskiej oraz żywą i nierozłączną syntezę ojcostwa i macierzyństwa. (FC 14).

Być wezwanym do godności „współpracownika” samego Boga-Stworzyciela i Odkupiciela – a stać się samozwańczym ‘panem’ nad źródłami życia i miłości, które nigdy nie staną się własnością kogokolwiek ze stworzeń (ani Aniołów, ani tym bardziej ludzi i małżonków), to nieprzebyta przepaść. Grzechy tak daleko posuniętej ingerencji w zawierzone małżonkom potomstwo – są typu grzechu upadłego przywódcy zbuntowanych Aniołów; wraz z całą poczytalnością i odpowiedzialnością w Obliczu Boga.

Pozostaje pytanie: Jak taka matka, taki ojciec – zdołają naprawić dziecku wyrządzoną mu, niepowetowaną krzywdę? Zniszczyli dziecku zupełnie sens jego istnienia. Jakiemu diabłu ulegli w tym swoim zboczonym pomyśle, że dla zaspokojenia swojej ‘idei-fix’ ośmielili się podjąć próbę wkroczenia w kompetencje ściśle Boże?

I jak z kolei wynagrodzą Bogu wyrządzoną Mu zniewagę: próby zdetronizowania Boga, a zasiadania na Boskim tronie jako samozwańczy dawcy życia i śmierci?

Oczywiście: jeśli jeszcze żyją, Bóg daje im szansę przeproszenia Boga i pojednania z Nim.
– Ale: wstępnym warunkiem wszelkiego zwrócenia się o Boże Miłosierdzie dla siebie – jest zawsze spełnienie piątego warunku dobrej, ważnej spowiedzi: zadośćuczynienie Bogu – i bliźniemu ... : zniszczonemu przez nich ... dziecku.

(2.2 kB)

Miałaś być ... chłopcem

Kolejną odmianą przyczyn przeżywanej egzystencjalnej katastrofy zwłaszcza przypadku młodej dziewczyny, to przypominane jej przy każdej sposobności, że urodziła się im nie tak jak tego sobie życzyli jako rodzice, lecz ‘na opak’. Planowali ją jako chłopca, a nie jako dziewczynę.

Uświadamianie tego faktu córce-dziewczynie pojawia się na ustach matki – właściwie niemal nigdy ojca, zwłaszcza w sytuacjach bardziej napiętych, gdy dochodzi do typowych ‘nerwówek’ między matką a dzieckiem. Matka wylewa wtedy z siebie całą żółć swoich własnych frustracji i klęsk swego życia w małżeństwie, zwalając winę za to na nią, córkę, która z problemami małżeńskimi matki nie ma nic wspólnego. Matka co prawda wmawia córce, że ją bardzo kocha, a przecież nie przestaje jej dawać do zrozumienia, że miała być ... chłopcem, a nie dziewczynką.

Tego rodzaju słowa matki w stosunku do swego dziecka są niewątpliwie szczytem nieodpowiedzialności owej kobiety-matki względem własnego dziecka. Świadczą o braku podstawowego taktu wobec dziecka. Kobieta ta ujawnia swoją kompletną niedojrzałość to bycia żoną i matką: niedojrzałość do zawarcia ślubu małżeńskiego i założenia rodziny.

Nie ma ona pojęcia o pracy nad sobą i swym własnym charakterem. Swymi wypowiedziami – wobec dziecka, i ich uporczywym wtłaczaniem w jego świadomość świadczy o tym, że weszła na drogę małżeństwa nie przyjmując do wiadomości podstawowego sensu i celu małżeństwa.

Małżeństwo miało stać się podstawą do utworzenia komunii miłości i życia, czyli życia nie dla siebie i swoich upodobań, lecz żeby stawać się jednym ciągłym życiem-‘dla’ tego drugiego i tych drugich, gdy małżeństwo przekształci się stopniowo w rodzinę. Ona swoje powołanie do małżeństwa – rzekomo dobrowolnie przyjęła. Małżeństwo miało stać się zalążkiem komórki społecznej, z której będzie się wywodziła rodzina. Oraz że stanie się małżonką, a potem matką, czyli że przyjmuje w pełni dobrowolnie postawę służby względem kolejno się pojawiających dzieci – tak jak im obojgu jako małżonkom-rodzicom zawierzała je będzie Boża Opatrzność.

Bóg im zaufał, że wprowadzenie ich na teren intymności małżeńskiej w chwili wyrażania zgody małżeńskiej będzie owocowało miłością oddania – już nie tylko sobie wzajemnie jako małżonkom, lecz w coraz większym stopniu kolejno pojawiającym się ich dzieciom. Dzieci te będą stanowiły – jak to z całą głębią i prawdą Bożego Objawienia wyraził św. Jan Paweł II, „... żywe odbicie ich miłości [= małżeńskiej], trwały znak jedności małżeńskiej oraz żywą i nierozłączną syntezę ojcostwa i macierzyństwa” (FC 14).

Tymczasem ta kobieta-matka daje swej córce raz po raz do zrozumienia, że przeżywa ciągły gniew z powodu jej przyjścia na świat ... jako właśnie dziewczynki. Chciała zapewne poszczycić się przed swym mężem, że wydała na świat – ku jego chlubie – chłopca, a nie dziewczynkę. Wobec stopniowo rozwijającej się i dorastającej dziewczynki nie krępuje się stwierdzać w swych ostrych wypowiedziach, że „spodziewaliśmy się ... chłopca. Na nieszczęście dla nas ... przyszłaś na świat ty, dziewczynka. Miałaś być chłopcem, tak planowaliśmy z twym ojcem. Tato tak bardzo na to czekał! Zgodziliśmy się na ciebie ciężkim sercem, bo: co było innego robić!”

Dziewczynka jest w takiej sytuacji zupełnie bezbronna. Nie wie, co ma ze sobą począć i czego sobie matka właściwie życzy. Czyżby słowa matki miały znaczyć, że powinna ona przestać ... żyć? Tzn. matka dąży wyraźnie do tego, żeby ona – jej dziecko, popełniła samobójstwo? Czy też ma czym prędzej wynieść się z domu, żeby jej matka więcej na oczy nie widziała?

Przypadki takie zdarzają się częściej, niż by się można było tego spodziewać. Oto zbiera się – dajmy na to, wieleset licząca grupa młodzieży i osób starszych na pielgrzymkę pieszą do Sanktuarium Maryjnego: jest miesiąc sierpień, miesiąc pielgrzymkowy. Któregoś dnia podchodzi do jednego z kilku księży z tej grupy pielgrzymkowej dziewczyna – klasa maturalna. Pyta, czy mogłaby porozmawiać. Przedstawia swój bolesny problem:
– „Matka od wielu lat daje mi systematycznie do zrozumienia, że miałam być chłopcem, a nie dziewczyną. Że moje przyjście na świat było dla nich jako małżonków-rodziców wielką pomyłką i rozczarowaniem: czekali na ... chłopca, a wyszłam ... ja: dziewczyna.
– Co ja mam zrobić ze sobą? W czym mamie, w czym tacie – zawiniłam, że się urodziłam dziewczyną, a nie chłopcem? Co ja mam zrobić? Czy się powiesić? Ilekroć mama mi to wytyka, ulatniam się w jakiś kąt i milczę, bo co mam mamie odpowiedzieć na jej słowa? I płaczę cicho – i błagam Boga, żeby mi dodał sił przetrwania tego latami całymi ciągnącego się kłucia mnie tymi słowami i postawą mamy, skierowanymi prosto w moje serce”.
– Co w takiej sytuacji ma odpowiedzieć ... kapłan? On ... z matką tej dziewczyny nie ma żadnego kontaktu: dziewczyna pochodzi z daleko położonej, innej miejscowości i innego województwa. Gdyby nawet zdobył adres rodziców tej dziewczyny i do nich napisał, ich reakcja mogłaby nasilić się i dopełnić tragedii tej dziewczyny.
– Kapłan znajdzie oczywiście dla dziewczyny jakieś twórcze słowo i twórczą sugestię. Nie na darmo powołuje Chrystus, Dobry Pasterz, kapłana na swojego sługę i nie na darmo obdarza go odpowiednimi darami w Duchu Świętym, by mógł sprawować zgodnie z Chrystusowymi oczekiwaniami posługę przewodnika duchowego i lekarza dla zbolałej duszy.
– Kapłan zasugeruje m.in., żeby i ta znękana dziewczyna, tak dojmująco unicestwiana przez swą własną matkę, przyjęła tę bolesną sytuację jako swoją twórczą misję względem rodziców. Zasugeruje być może, żeby ukochała to Słowo-Boże-Pisane z św. Pawła Apostoła, które zaadaptował przede wszystkim błog. ks. Jerzy Popiełuszko:
„Nie daj się zwyciężyć ZŁU (= temu który jest Zły: szatanowi),
ale ZŁO (= Złego: szatana) dobrem (= tym większą miłością) zwyciężaj”.
(Rz 12,21).

Ileż już razy przytaczaliśmy to Słowo Boże na łamach naszej strony internetowej! W tym wypadku – w zastosowaniu do tej gorzkiej, tak bardzo u matki zafiksowanej, chyba w samych głębinach jej świadomości i podświadomości tkwiącej goryczy wskutek chyba klęski własnego małżeństwa, mogłaby ta dziewczyna – po przemodleniu sobie wszystkiego w obliczu Ukrzyżowanego i Matki Boskiej Bolesnej, zdobyć się być może na wyznanie w rozmowie z matką czegoś np. w tym rodzaju:

„Ja wiem, Mamo, że mnie za bardzo nie kochasz: wolałabyś, żebym była chłopcem. Jestem jednak ... dziewczyną.
Ale ja i tak bardzo-bardzo cię kocham, Mamo! Tyś mnie przecież urodziła, karmiłaś mnie, przewijałaś jako niemowlę, a może czasem ... całowałaś.
Mamo, ja naprawdę cię kocham! I nie wiem, jak Ci za wszystko co było i jest dobrego – dziękować.
Chociaż tyle razy w życiu sprawiałam ci ból, byłam niegrzeczna, pyskowałam – Tyś mnie zawsze na nowo przyjmowała i mi przebaczałaś.

Rozmiar: 58 bajtówMamo, ja naprawdę Cię bardzo kocham! Modlę się codziennie, żebyś i Ty była choć trochę szczęśliwa. Mimo że cię tak bardzo rozczarowałam – począwszy od mojego przyjścia na świat.
Rozmiar: 58 bajtówChciałabym, Mamo, żeby cię Maryja przytuliła do swojego Serca – i Ci tysiąckroć wynagrodziła miłość, jaką mnie przecież od mojego poczęcia otaczałaś – i nadal otaczasz.


Rozmiar: 58 bajtów Mamusiu, a czy Ty ... za mnie się pomodlisz? Czy Ty mi mimo wszystko pobłogosławisz?
Rozmiar: 58 bajtówA gdybym kiedyś miała wyjść za mąż, czy będziesz się modliła dla mnie o dobrego męża? Oraz żebym i ja – stała się kiedyś dobrą jako matka?
Rozmiar: 58 bajtówMamusiu, czy pozwolisz, że Cię bardzo ukocham – i wycałuję?”

Tego rodzaju słowa mogłyby się stać – być może, i dla tej dziewczyny, i dla jej matki, punktem wyjścia do pojednania, balsamem ułatwiającym wzajemnie sobie przebaczenia, zaofiarowania całej dotychczasowej goryczy i rozczarowań – do dyspozycji Odkupiciela i Matki Odkupiciela, jako zadatek pod szczególniejsze błogosławieństwo na dalszy ciąg życia. Obecnie już – pojednanego, Bożego. Byłoby to owocem zachwycenia się widokiem Chrystusa, a raczej całego Trójjedynego, który pierwszy „nie daje się zwyciężyć Złu (= Złemu: szatanowi), ale Zło (= Złego, szatana) dobrem (= tym większą miłością: Bożą Miłością) zwycięża.

Jak wielką w takich wypadkach wieloraką odpowiedzialność bierze na siebie taka matka! Wydając to dziecko na świat, nie chciała go „dla niego samego’, lecz dla swego własnego, egoistycznie rozumianego samo-zadowolenia. Całkiem inaczej traktuje nas sam Bóg-Stworzyciel i Odkupiciel! On każdego z nas miłuje „dla niego samego”.
(zob. do tego dogłębne rozważania Jana Pawła II z jego ‘Listu do Rodzin’: LR 9).

Jako zaś wniosek z przytoczonego, rzeczywistego zdarzenia (nie jest to przypadek odosobniony) można by tylko dopowiedzieć: Dziewczyno, chłopcze, którzy wybieracie się do ślubu małżeńskiego: zawarcia sakramentu małżeństwa! Małżeństwo to naprawdę nie zabawa. Wymaga niezwykle wysokiego stopnia odpowiedzialności. Ale i wzięcia sobie w sensie dosłownym do serca treści samego w sobie sakramentu oraz słów małżeńskiego ślubu: „Ślubuję ci miłość, wierność ... i że cię nie opuszczę aż do śmierci”. Małżeństwo to odpowiedzialność za wielkie słowo dane Bogu, ale dane też ludziom!

Ponadto zaś postawa takich rodziców, nie akceptujących w pełni swego dziecka, byłaby zaprzeczeniem słowa, jakie oboje dali Bogu i ludziom w chwili zawierania sakramentu małżeństwa. Kapłan postawił im wtedy m.in. to zasadnicze pytanie: „Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym Bóg was obdarzy?” Zarówno samo w sobie to pytania, jak i odpowiedź pozytywna tych dwojga wchodzących w małżeństwo-sakrament, są wszystkim innym, a nie ... słowem rzuconym ‘na wiatr’, tzn. z góry przyjętym zadaniem kłamu treści w tej chwili danemu uroczystemu słowu (zob. LR 8: pod sam koniec tego fragmentu).

(3.5 kB)

2. Brak akceptacji siebie
jako problem własny

(2.8 kB)

Życie w nie-akceptowanej kobiecości

Zdarza się, że któraś dziewczyna wolałaby być chłopcem i jest niezadowolona ze swej kobiecości.
– Samo takie pragnienie: żeby być chłopcem, nie byłoby jeszcze niczym szczególnie zdrożnym. Mogłoby to być przejawem pewności siebie owej dziewczyny i chęci dystansowania świata chłopców i młodzieńców we wszystkim, co tylko możliwe. Ale bywają dziewczyny, które nie poprzestają na samym jedynie ‘zazdroszczeniu’ rodzajowi męskiemu, że są właśnie mężczyznami, a nie kobietami, lecz wyraźnie wstydzą się swojej kobiecości, a nawet gardzą sobą jako właśnie dziewczyną-kobietą.

Nie jest to w tym przypadku kwestią samej jedynie kobiecej ambicji w stosunku do chłopców, lecz wyraźnego kompleksu niższości z powodu bycia dziewczyną-kobietą – w zestawieniu z światem męskim. Niechęć do siebie samej jako dziewczyny-kobiety może być tak duża, że staje się to chwilami jej obsesją, której właściwie sama owa dziewczyna nie jest w stanie sobie wytłumaczyć.

Obsesja ta i swoista pogarda sobą samą jako dziewczyną-kobietą ma w takich wypadkach jakieś głębokie korzenie w przeżyciach w okresie jej dzieciństwa i jakości jej traktowania w domu i rodzinie. Sytuacja ta wymagałaby cierpliwej rozmowy, a może i wiele sesji rozmów z dobrym psychologiem, który by zdołał dotrzeć do korzeni nagromadzonych u tej dziewczyny czy już dorosłej kobiety kompleksów. Swoiście zaś nadaje się taki przypadek do rozwiązania zapewne i na poziomie wiary; może właśnie przede wszystkim na poziomie wiary ...

W życiu na co dzień i w swych zachowaniach – w domu, w szkole, wśród ludzi, czyni taka dziewczyna zwykle wszystko, żeby dorównać, a nawet za wszelką cenę zdystansować chłopców pod każdym względem. Prawie nigdy nie pokazuje się ona w ubraniu typowo kobiecym. Nie wdzieje na siebie sukni, nigdy nie użyje spódnicy. Fryzury używa typowo męskiej, tak iż z daleka trudno rozróżnić, czy to chłopak czy dziewczyna. W sporcie uprawia specjalizacje typowo męskie i nie boi się żadnego trudu, żeby i w tym zakresie zdobywać laury zwycięstwa w zestawieniu z chłopcami. Z natury lubi przebywać wśród chłopców, nie gardząc w sposobie bycia ich manierami: w zachowaniu, w słownictwie i gestach.
– Jednocześnie zaś niemal się wstydzi swojej kobiecości. Ukrywa ją na ile to tylko możliwe i denerwuje się, gdy do niej mówią jako do dziewczyny.

W wieku młodzieńczym potrafi się oczywiście w końcu i zakochać, tym bardziej że nietrudno zaimponować jej niejednemu chłopakowi. Gdy jednak wyjdzie za mąż, nadal krępuje się swoją kobiecością i ukrywa ją, na ile to możliwe. W małżeństwie pojawi się w końcu również dziecko, a jednak pozostaje ona wiecznie niezadowolona z faktu, iż jest kobietą, a nie mężczyzną. Myśli te powracają w jej psychice raz po raz i stają się mniej lub więcej uświadomionym tłem przy podejmowaniu wielu decyzji. Przy przeżywaniu wzajemnej bliskości małżeńskiej cechuje taką kobietę nierzadko w dużym stopieniu oziębłość.

(2.2 kB)

Z dłuższej korespondencji p. Danuty

Żeby nie być całkiem gołosłownym, można by przytoczyć nieco fragmentów z dłuższej korespondencji pewnej stosunkowo młodej mężatki – dajmy jej na imię Danuta. Po szeregu początkowych emailach, pani Danka zaczęła nabywać zaufania do odpisującego na jej pytania kapłana. Zaczęła ujawniać stopniowo coraz inne swoje głębokie opory, kompleksy niższości i problemy, z którymi dotąd z nikim się nie dzieliła.
– Nietrudno było wyznać się niemal od zaraz w jej wielorakich kompleksach, m.in. kompleksie związanym z samym faktem bycia kobietą oraz niszczącym jej odniesienia do otoczenia poczuciem o swojej niskiej wartości. Oto wybór fragmentów jej listów. Jak zwykle, niejedne szczegóły, imiona i daty zostały tu dla zrozumiałych względów zmienione.

(6.5 kB)
Ileż ofiarnych dusz oddaje siebie całych niepełnosprawnym, chorym, załamanym - w charakterze terapeuty czy terapeutki! Oto jedna z nich, wszyscy ją bardzo cenią i lubią, bo w pracy i zaangażowaniu jest prawdziwie SERCEM.

[Danka-1] „... Muszę przyznać, że ksiądz zna się na psychologii. Słowa księdza są dla mnie krzepiące.
– Zawsze miałam i mam nadal poczucie mniejszej wartości, choć byłam jedynaczką, ale nigdy nie czułam się kochana przez moją mamę. Cokolwiek bym nie zrobiła wszystko było i jest nadal ‘nie tak’. A tak bardzo się starałam.
Nigdy nie chodziłam na dyskoteki ani zabawy bo uważałam, że i tak żaden chłopak mnie nie zechce, bo jestem taka nijaka. Gdy byłam blisko matury, zostałam sama: rodzice wyjechali za granicę. Zaczęłam się przyzwyczajać do swojej samotności, kiedy całkiem niespodziewanie poznałam mojego męża.
– Jak dla mnie – był za ładny i bardzo przystojny. Chodził za mną parę lat, zanim zgodziłam się na małżeństwo. Do dziś nie mogę zrozumieć, co on we mnie widział. Nigdy nie darzyłam go wielką miłością, ale coś tam do niego czułam. Nigdy mnie nie prosił przed ślubem, żebym mu się oddała i to mi się najbardziej spodobało. Papierosy palił, ale po ślubie przestał. Ciągoty do alkoholu ma, a nawet zdarzyło mu się kilka razy po ślubie upić – przed ślubem nie. Zawsze potem bardzo mnie przepraszał.
– Boję się jak jest pijany, bo wtedy ma ogromną ochotę na współżycie. Ale ja nigdy mu nie ulegam i jest wtedy nieprzyjemnie. Jest wtedy bardzo zły i nie odzywa się, ale nigdy się nie awanturuje.
– Proszę księdza, moje dziecko jest największą moją miłością i nic na to nie poradzę. Mąż jest dla niego wspaniałym ojcem. Jak jest w domu to staramy się razem modlić i razem z dzieckiem uczestniczymy we Mszy świętej. Powinnam się cieszyć, a ja czuję zupełnie co innego ... – Danka” (21.XI.2007).

Po tym wstępnym, chociaż nie pierwszym emailu, nastąpiło wiele, wiele innych. Ujawniały one coraz inne, nierzadko dotąd przed innymi skrzętnie ukrywane jej wewnętrzne zahamowania. Oto wybór jej bardziej charakterystycznych wypowiedzi. Drogi Czytelnik zechce wybaczyć, że przy okazji przewija się przez nie wielość coraz innych aspektów ‘żywego’ życia na co dzień. Wszystkie jednak obracają się w jakiejś mierze wokół trudnego do przezwyciężenia poczucia swej niskiej wartości wyrastającej z faktu bycia kobietą:

[Danka-2] „... Pyta również ksiądz: skąd wiem, że jestem nieładna? Bo widzę swoje odbicie w lustrze. Tak... staram się ładnie ubrać, mieć ładną fryzurę, dbam o higienę, ale niestety urody przez to nie zyskam, bo albo się ją ma albo nie; ja akurat nie mam. A w dodatku jeszcze po ciąży moje ciało jest brzydkie.
– Ja nawet przed swoim mężem nie mogłabym się rozebrać w biały dzień, bo bym się bała, że się do mnie zrazi i nie będzie mnie chciał. Choć dużo czasu poświęcam pracy, to zawsze staram się, żeby był obiad i żeby dom był zadbany. Lubię męża i syna ładnie ubrać.
– Tak , ksiądz ma rację; za bardzo syna rozpieszczam, mam do niego ogromną słabość i wystarczy, że tak ładnie na mnie spojrzy, to ja spełniam jego zachciankę. To jest mój błąd, ale pracuję nad tym. Ale tylko do niego mam taką słabość, bo tak to jestem bardzo zimna i bezuczuciowa (tak twierdzi mój mąż).
– Jeśli chodzi o to przytulenie męża do serca, nie jest to takie proste, ponieważ mnie blokuje moje ciało, które po ciąży i porodzie stało się brzydkie (rozstępy i blizna po cesarce), choć mąż twierdzi, że mu to nie przeszkadza. Ale ja wiem, że on tak mówi, bo jest delikatny i nie chce mnie urazić ...” (21.XI.2007).

[Danka-3] „... Słowa księdza nawet z największego dołu potrafią podnieść. ...
– Co do mojej kobiecości – to ja jej nigdy nie akceptowałam. Muszę żyć jako kobieta, ale gdybym miała wybrać, to wolałabym być mężczyzną. W dzieciństwie zawsze bawiłam się z chłopakami w chłopięce zabawy. Żadnych sukien nie akceptowałam, a i dziś mój styl ubierania się jest trochę na wzór męskiego. Prawie zawsze noszę spodnie.
– Ale niestety Pan Bóg obdarzył mnie hojnie atrybutami kobiecymi i tak już musi być. Mąż jest z tego zadowolony, koleżanki zazdroszczą (np. duży biust, który staram się dobrze osłaniać), ale ja zmuszam się tylko, żeby to jakoś znosić ...” (11.XII.2007).

[Danka-4] „... Ja tak poważnie o tych kosmetykach, a ksiądz się śmieje. Mnie nie chodzi o ‘tapetowanie’ się, tylko o takie delikatne podkreślenie pomadką do ust i tuszem do rzęs. Woda toaletowa i krem też powinien być.
Jeżeli jakaś dziewczyna czy kobieta mówi, że maluje się dla siebie, to nie mówi prawdy. Bo zawsze to robi, żeby się komuś podobać. Ksiądz powie, że najważniejsze jest serce człowieka, a nie wygląd. Ale dzisiaj chłopaki niestety wybierają dziewczyny podobne do lalki i wcale im nie przeszkadza, że one palą, piją, a nawet przeklinają. Ważne żeby była piękna.
– Ksiądz pewnie tego zrozumieć nie może, zresztą ja też. Takie brutalne jest dla nas kobiet życie. Ciągle trzeba coś poprawiać, katować się dietami, żeby nie przytyć, bo mężczyźni tego nie lubią. Nawet maszynki do golenia trzeba używać. Gdybym mogła, to najchętniej zmieniłabym sobie płeć na męską. Przepraszam, że to powiem, ale feministki to trochę racji mają.
– Cieszę się, że mam syna, a nie córkę, bo kobieta to jest raczej płeć gorsza, nawet w Kościele to widać, w małżeństwie zresztą też. Jak byłam w technikum, to ksiądz katecheta tak do nas dziewczyn powiedział: ‘Po co się uczycie, jak wy i tak jesteście przeznaczone do garów i do niańczenia dzieci. Jak będziecie mniej wiedzieć, to tym lepiej’ – i wcale nie żartował ...” (27.I.2008).

[Danka-5]] „... Mieszkamy razem tylko dla dziecka, ale nie śpimy już razem. Ja już taka jestem, że czego się dotknę, to wszystko niszczę – i tak już mam od dzieciństwa. Moja mama ciągle mi powtarzała, że ze mnie to już nic dobrego nie będzie – i miała rację ...” (20.II.2008).

Zauważamy, że poczucie własnej niskiej wartości odbija się raz po raz bardzo negatywnie na odniesieniach tej mężatki do męża, którego ona z kolei ceni za jego spokój i opanowanie. Zdaje ona sobie sprawę z tego, że on ją naprawdę kocha, i zawsze jej wiele przebacza. Że jednak ciągłe krążenie wokół subiektywnego poczucia własnej niskiej wartości wpływa bardzo negatywnie na jej psychikę, nic dziwnego, że korespondencja ujawnia nie ustającą huśtawkę jej nastrojów: od pozytywnych, po bardzo negatywne. Stąd i swemu mężowi mówi raz, że go bardzo kocha, a drugim razem potrafi mu powiedzieć w oczy, że go nie kocha, po czym swych słów bardzo żałuje, i oboje znów się jednają. Stąd dalszy ciąg wyznań jej korespondencji:

[Danka-6] „... Dzisiaj zrozumiałam, jak duuużo dla mnie znaczy mój kochany Małżonek. A ja taka byłam głupia! Dobrze, że Drogi Księżulek mi oczy otworzył ...” (20.III.2008).

[Danka-7] „... Zawsze chciałam być chłopcem. Ale teraz nie mam innego wyjścia i muszę tę swoją kobiecość akceptować.
– Ale jedno Księdzu powiem. W wychowywaniu dziewczynki bardzo ważny jest mądry ojciec. Ja właśnie takiego mam i nigdy nie szukałam jakby na siłę chłopaka, który by mnie podziwiał. Bo jak dziewczynkę ojciec bardzo poważnie traktuje i ją podziwia i jest z niej dumny, to ona nie potrzebuje innego ‘pocieszyciela’.
– Bo wiadomo, dziewczynka szuka jakiegoś wsparcia, podziwu, a chłopcy, czy nawet dorośli mężczyźni, mogą to wykorzystać.
– Ja zawsze miałam lepszy kontakt z ojcem niż z mamą. Tata nigdy mi nie prawił jakichś moralnych kazań, raz mi tylko powiedział, czego można się spodziewać po pewnych zachowaniach chłopców – i to mi wystarczyło, bo ja mu wierzyłam. Jak słyszę, że gdzieś tam ojciec molestuje córkę, to nie mogę tego zrozumieć, jak tak można.
– Dziewczęta, czy nawet dojrzałe kobiety, ubierają i malują się bardzo wyzywająco nie dlatego, że jest taka moda, ale dla chłopaków. Bo chcą, żeby chłopcy je podziwiali. Tymczasem ich ubiór jest taki, jakoby nie wiedziały, że chłopcy je wtedy nie podziwiają, lecz ... pożądają. Po prostu są naiwne.
– Z drugiej strony czytają te ‘piśmidła’ młodzieżowe typu „Bravo”, „Dziewczyna”. A tam lansowana jest moda bardzo wyzywająca i zachęta do jak najwcześniejszego rozpoczynania współżycia. Dziewictwo i skromność jest wyśmiewana i zaliczana do ciemnogrodu i zacofania. Może większość dziewcząt chce inaczej, ale boją się, że zostaną wyśmiane i nie zaakceptowane.
– Ale chciałam powiedzieć, że te wszystkie zabiegi i starania dziewcząt są po to, bo chcą być akceptowane i podziwiane, a nie dla seksu. Choć z drugiej strony to trzeba mieć odwagę, żeby publicznie pokazać goły brzuch, biust i nogi aż po samo krocze. Ja je podziwiam, nie wiem czy ja bym się odważyła, no chyba żebym miała super figurę ...” (25.IV.2008).

[Danka-8] „... U mnie wszystko się sypie. Żeby było dobrze, to musiałby się stać cud. Bo nic innego tu już nie pomoże. Nawet z synem nie radzę sobie zbyt dobrze. Kiepska ze mnie matka, a żona – to już do niczego.
– ... Bóg oceni, czy jestem dobrą żoną i matką, czy złą. Ale wtedy będzie już za późno, żeby coś naprawić. A ja gubię się w tym wszystkim. Mnie to wszystko przerasta. Bycie dobrą matką, to jest strasznie trudne. Chyba nie dorosłam do tej roli. Teraz to już za późno, żeby żałować, czasu już nie cofnę, życia już nie zmienię ...” (20.V.2008).

[Danka-9] „... jak już nieraz pisałam to ja jestem pod tym względem zbyt oziębła. Myślę, że jak bym została zbadana przez jakiego seksuologa, albo nawet psychologa, to by mnie zaliczyli do tych poniżej granicy przeciętnych. Nawet mąż mi powiedział, żebym się leczyła, bo on przeze mnie musi żyć w większej wstrzemięźliwości, niż niejeden kawaler. To jednak musi być coś ze mną nie tak ...” (19.VI.2008).

[Danka-10] „... Mąż jest bardzo przystojny i wiem, że się dziewczynom podoba, a nawet moim koleżankom. Ja jakby nie patrzeć, jestem dla niego za brzydka i zupełnie do niego nie pasuję wizualnie. Bardzo często zadaję sobie to pytanie: co on takiego we mnie widział, że się ze mną ożenił. I tu nie chodzi o wewnętrzne piękno, bo mężczyzn pociąga piękno zewnętrzne ...” (11.VII.2008).

[Danka-11] „... Jeśli chodzi o tę moją niższość, to Ksiądz trafił w mój bardzo czuły punkt. Ja mam świadomość swojej niższości, bo to jest prawda i tego nikt nie zmieni, nawet sam Bóg. Nawet byłam z tym u psychologa, bo mnie to też bardzo męczy. Kazał mi wypisać i zestawić obok siebie to, co jest we mnie dobrego i ładnego – i nie było ani jednej pozytywnej cechy. Stwierdziłam, że taka terapia jest bez sensu i zrezygnowałam z niej. Ja najlepiej czuję się, jak jestem sama, i dlatego bardzo rzadko wychodzę gdzieś z mężem. Staram się omijać z daleka wszelkie imprezy zakładowe, a nawet rodzinne.
– Ja wiem, gdzie leży problem, ale nie będę tego Księdzu pisać, bo bym musiała źle pisać o swojej mamie, a o zmarłych się źle nie mówi. Pomimo tego bardzo ją kocham. Ta moja niższość niszczy moje małżeństwo, bo nie umiem się cieszyć – nawet bliskością mojego męża. Bardzo nie lubię współżycia, bo to wiąże się z dotykaniem, a dla kogoś kto nie akceptuje swojego ciała, wręcz się go brzydzi, to jest bardzo niemiłe. Przepraszam ...” (11.VII.2008).

[Danka-12] „... Ale to zdanie Księdza że: ‘mąż mi nie smakuje’, to mnie bardzo rozbawiło. Ksiądz to ma poczucie humoru. Zapewniam Księdza, że postaram się w mężu rozsmakować ...” (23.VII.2008).

[Danka-13] „... Zaczęłam coraz bardziej tęsknić za mężem i czuję, że jest mi bardzo bliski. Cieszę się z każdego jego telefonu do mnie [= rodzaj pracy zmusza go do regularnych wyjazdów na całe tygodnie], mamy wspólne plany i marzenia. No i bardzo za nim tęsknię. Przez to doświadczenie stwierdziłam, że żaden inny mężczyzna do mnie nie pasuje, tylko mój mąż. I ma Ksiądz rację, że te wszystkie czarne myśli są dziełem szatana, a nie Boga. Nie mogłam się od nich uwolnić, bo walczyłam z nimi sama. Teraz wiem, że bez Bożej pomocy nic udać się nie może ...” (27.VII.2008).

[Danka-14] „... syn mi powiedział: że jestem najfajniejszą mamą na świecie i tak mocno mnie pocałował. I to jest chyba najpiękniejsze, co może usłyszeć matka od swojego dziecka ...” (27.VII.2008).

[Danka-15] „... Jestem osobą bardzo nieśmiałą i małomówną (w bezpośrednim spotkaniu bym tego Księdzu nie wyznała). Pewnie trochę sympatyczną, bo jednak trochę koleżanek w pracy mam. A najciekawsze jest to, że większość dziewczyn uważa mnie za osobę szczęśliwą i bez problemów. Bo staram się być miła i uśmiechnięta. I żadna nie domyśla się, że jest inaczej.
– Koleżanki to dopiero mają problemy: mężów pijaków, brutali. Ja pod tym względem to mam dobrze. Mój mąż jest bardzo spokojny, opanowany – i co jest dla mnie ważne: nie przeklina (a to mnie strasznie razi). Nawet jak był pijany (zdarzyło się to kilka razy) to był spokojny. Tylko mnie tak trudno jest Go pokochać, a tak bardzo bym chciała, żeby w moim sercu był na pierwszym miejscu. Niestety ciągle jest na drugim (syn na pierwszym!). Tak, ma Ksiądz rację: moja dusza jest chora, a psychika jeszcze bardziej. I choćby dlatego więcej dzieci mieć nie mogę. Nie chcę, żeby moje dzieci dziedziczyły po mnie to, co jest we mnie chore ...” (16.IX.2008).

[Danka-16] „... przez tę moją niepłodność, tzn. brak następnego dziecka, czuję się zupełnie mało wartościowym człowiekiem. Mam pecha: jak jedno się układa, to drugie się psuje ...” (20.IX.2008).

[Danka-17] „... Tak, ma Ksiądz rację. Szatan mną rządzi. We mnie nie ma żadnej wiary, nadziei, ani miłości. Nie umiem kochać samej siebie, a tym bardziej moich bliskich. Zamiast serca mam bryłę lodu. Ja nawet płakać nie potrafię, bo jestem zimna i bezuczuciowa. Moi bliscy mnie denerwują.
– W niedzielę mąż zapytał mnie, czy ja go kocham. Odpowiedziałam mu zgodnie z prawdą, że NIE! Było mu bardzo przykro, ale mnie ulżyło, bo nie muszę już nic udawać. Dlatego chcę, żeby był wolny ode mnie. Stać go na kogoś lepszego, kto go pokocha. A syn ... dorośnie, pójdzie swoją drogą. Nie chcę być przeszkodą w jego rozwoju. Najprościej byłoby zasnąć i nigdy się nie obudzić. Miłość, o której Ksiądz mówi, to nic innego tylko wykorzystywanie kobiety przez mężczyzn ...” (27.IX.2008).

(2.2 kB)

Sugestie dla przyszłych rodziców

Jesteśmy w tej korespondencji świadkami być może częściej niż by się zdawać mogło zdarzających się osób, które są bardzo zakompleksiałe. Osoby te noszą się wciąż z poczuciem swojej wielorakiej niskiej wartości jako człowieka, m.in. z racji samego bycia kobietą. Tego rodzaju przeżycia psychiczne mają niewątpliwie jakieś swoje głębokie przyczyny. Wiążą się one z reguły ze stylem wychowania od niemowlęctwa, stosowanym przez rodziców, ewentualnych pozostałych członków rodziny.

Gdyby pojawiające się w tej chwili słowa autora tworzącego niniejszą stronę internetową wpadły do rąk komuś z młodzieży względnie małżonków na etapie rozwojowym ich rodziny, byłoby dobrze wziąć sobie do serca to, co p.Danuta pisze o sobie i swoich przeżyciach. Kto powyższym wyznaniom przyjrzy się uważniej, dostrzeże m.in. subtelnie zaznaczone, głęboko w psychice p. Danuty wyryte niezaspokojenie jej zapotrzebowania na miłość, może i czułość ze strony przede wszystkim matki. Jakże pozytywnie wyraża się ona o swoim ojcu, co niezbyt często zdarza się w rodzinach i małżeństwach. Słowa te mocno kontrastują w zestawieniu z jej tu i ówdzie przybijającej oceny jej kontaktów z matką.

Z kolei zaś matka niewątpliwie kochała swoją córkę. Okazuje się to z niejednych innych, tutaj nie przytoczonych fragmentów korespondencji p. Danuty. Danka była jedynaczką w rodzinie. Matka jej, wychowana sama widocznie w klimacie raczej surowości i nieokazywania uczuć na zewnątrz, wychowywała swoją córkę tak, by jej nie rozgrymaszać, i z reguły nie obdarzała jej żadnymi szczególnymi formami czułości. Tymczasem wrażliwe na taką żywotnie oczekiwaną czułość serce córki oczekiwało i potrzebowało znacznie więcej ciepła miłości, aniżeli być może dzieci innych rodzin, cechujące się charakterem znacznie bardziej odpornym i psychiką o wiele mocniejszą.

Innymi słowy rodzice powinni przede wszystkim utrzymywać w stosunku do dziecka czy dzieci – jeden, jednakowy ‘front’. Małżonkowie którzy chcą wychowywać dzieci w sposób odpowiedzialny, muszą z sobą na ten temat rozmawiać i nieustannie przystosowywać sposób swoich odniesień do dzieci w miarę jak zdarzają się coraz inne sytuacje. Nie można dopuścić do tego – chociaż to się raz po raz zdarza, że małżonkowie między sobą na temat wychowywania nie rozmawiają, tłumacząc się tym, że „brak czasu na takie sprawy”. Dziecko od niemowlęctwa doskonale wychwytuje różnice w podejściu do niego z jednej strony ojca, a z drugiej matki, i potrafi zdumiewająco łatwo wygrywać ojca przeciw matce i na odwrót.

Z drugiej zaś strony małżonkowie nie mogą zadowolić się oceną dziecka i jego psychicznych potrzeb w oparciu o swoje własne przeżycia i być może nie zanadto cudowne wzajemne odniesienia psychiczne. Szczególnie matka powinna swoją kobiecą intuicją umieć się domyślać – w oparciu o nawet najbardziej subtelne sygnały, czego dziecku potrzeba, czego ono od niej i ich obojga jako małżonków-rodziców oczekuje i ma prawo oczekiwać. Matka, a na swój sposób ojciec, muszą wobec dziecka zachować nieodzowny dystans, ale i spoglądać na nie stale perspektywicznie, widząc je już jednocześnie jako kiedyś dorosłych, których wewnętrzne i zewnętrzne potrzeby będą nieco odmienne, a przecież ich oczekiwania wewnętrzne pozostaną bardzo prawdopodobnie niemal identyczne jak w okresie dzieciństwa i wczesnej młodzieńczości.

Nade wszystko zaś tak matka, jak ojciec, świadomi iż sami stali się komunią małżeńską jako swego powołania życiowego przypieczętowanego przyjętą przez samego Trójjedynego ich zgodą małżeńską, powinni na co dzień z całą mocą, ale i ufnością uruchomiać łaski sakramentu małżeństwa pod kątem pracy wychowawczej.

Małżeństwo jest nie na darmo sakramentem świętym. Kto wytrwale modli się – zwłaszcza do Maryi, która w Duchu Świętym wychowała małego Jezusa ‘na Odkupiciela’ i ‘Oblubieńca-z-Krzyża’ dla Kościoła i każdego z nas z osobna, otrzyma też nieodzowne łaski, które doprowadzą do hojnego rozkwitu charyzmaty, otrzymane w chwili wyrażania zgody małżeńskiej oraz w trakcie rozwoju i przekształcania się małżeństwa w rodzinę.

Mocą tych charyzmatów, m.in. w nawiązaniu do wszystkiego, co dotyczy stopniowego wykształcania się serca, charakteru i całej psychiki dziecka, charyzmatów owocujących dzięki przesycaniu całokształtu życia małżeńskiego i rodzinnego przyjmowaniem Eucharystii i stałym korzystaniem z sakramentu Pojednania – wraz z całą rodziną oraz ufną modlitwą do Trójjedynego przez wstawiennictwo Maryi, będą zarówno matka, jak i ojciec, wiedzieli na bieżąco, jak się odnosić do dziecka w jego własnych, niekiedy bardzo trudnych etapach dojrzewania i dorastania.

Przesycanie życia małżeńskiego i rodzinnego głębokim związaniem z Bogiem nie jest niczym nadzwyczajnym, a po prostu przyjmowaniem na co dzień z całą odpowiedzialnością łaski sakramentu małżeństwa i jej z dnia na dzień się dokonującym uaktywnianiem.

(2.2 kB)

Nastawienie na od-środkowy dynamizm miłości

Pozostaje zagadnienie, jak dopomóc takiemu dziecko, a może już i młodzieńcowi czy pannie w okresie postępującej młodzieńczości, a z kolei już dorosłym osobom, które wyniosły z dzieciństwa trudne przeżycia – czy to poczucia osamotnienia, nie-dokochania, może praktycznego odrzucenia przez któreś z rodziców, albo i otoczenie.

Jeśliby takie dziecko Boże trafiło do kapłana, ten pomoże czy to dziewczynie-kobiecie, czy też chłopcu, może już i mężowi i ojcu, w rozwiązywaniu wyniesionego z niemowlęctwa lub dzieciństwa niedosytu miłości i czułości – poprzez cierpliwe wyjaśnianie mu istoty ‘miłości’ : zarówno siebie samego, jak i bliźniego.

Jednym z podstawowych wymogów jakiejkolwiek ‘miłości’ jest związana z nią dynamika wyrastania-poza-siebie, czyli stałego przełamywania ciągle powracającego koncentrowania się na sobie samym i swoich przeżyciach, zwłaszcza tych negatywnych. A na tym polega ciążenie do tkwienia wciąż tylko w swoim kompleksie niższości, niezadowoleniu z siebie we wszystkich wymiarach, uważanie siebie za niezdarę i poczucie, że wszystko czego się dotknę, sprowadza wciąż tylko klęskę.

(9.9 kB)
Tokyo: udało się wznieść najwyższą na świecie stację telewizyjną: 634 m wysoką. Oddana do użytku - maj 2012. Na wysokości 450-500 m znajdują się obszerne pomieszczenia restauracyjne-rozrywkowe. Obiekt nazwany Skytree - Drzewo Nieba.

Jednym z prostych sposobów na ciągłe zasklepianie się w sobie i swoich przeżyciach jest ukierunkowanie nieco schorzałej psychiki – na Boga, który z najwyższą troskliwością i serdecznością obdarzył i to skompleksiałe ‘stworzenie’ wieloma pozytywnymi cechami, za które aż się prosi, żeby wciąż i wciąż Bogu ... dziękować. Jak człowiek wcale się przecież nie gniewa, gdy mu ktoś za coś podziękuje, tak również Bóg nie tylko nie pogniewa się, gdy Mu człowiek, dziecko Jego umiłowania – chociażby z nieco wymuszonym – ale przecież uśmiechem wdzięczności podziękuje za każdy najmniejszy drobiazg, który przynosi ze sobą każdy dzień.

Wystarczy otworzyć oczy – i chcieć wciąż docierające dobro widzieć i je dostrzec. Tego rodzaju prze-kierowanie uwagi, chociażby wymagało wiele cierpliwości i czasu, staje się nieocenioną pomocą w odwracaniu uwagi od zasklepiania się w sobie samym, czyli od zdawałoby się w pełni uzasadnionego, ale przecież ‘egoizmu’, będącego typowym ukierunkowaniem negatywnym, o dynamice do-środkowej – by zacząć przestawiać siebie samego i swoją uwagę na dostrzeganie innych (Boga i bliźnich). To zaś leżałoby już zdecydowanie na pozytywnym aspekcie wewnętrznego wzrastania oraz nabywaniu ukierunkowania charakterystycznego dla wszelkiej miłości, z wysuwającym się jej ukierunkowaniem od-środkowym (dla przypomnienia, zob. grafikę: Miłość i anty-miłość: ich odwrotne dynamiki).

Rady te wiążą się jak najgłębiej z oczekiwaniami samego Boga. A On – wciąż pierwszy dając swemu żywemu Obrazowi przykład w swym działaniu stworzycielskim i jako Odkupiciela, zaproponował z kolei człowiekowi „przykazanie – pierwsze i najważniejsze”, w postaci przykazania miłości Boga oraz bliźniego:

„On (= Jezus – uczonemu w Prawie) mu odpowiedział:
Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą
i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie.
Drugie podobne jest do niego:
Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego.
Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy” (Mt 22,37-40).

W przytoczonych słowach Chrystusa, będących zresztą powtórką i przytoczeniem identycznego przykazania sformułowanego już też w Starym Testamencie, Bóg ukazuje człowiekowi, że jeśli przykazaniem jest miłość w stosunku do Boga – oraz jej wprowadzenie w czyn poprzez miłość bliźniego, z którym Bóg, a osobiście Jezus Chrystus, Druga Boża Osoba „jakoś”
(zob. GS 22: „... Syn Boży, przez Wcielenie zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem”)
się utożsamia, to przecież punktem wyjścia wszelkiej miłości bliźniego, tzn. dynamizmu od-środkowego względem bliźnich, powinna być „miłość siebie samego”.

Ale i ta właśnie miłość: siebie samego, winna być nieustannym wychodzeniem niejako poza siebie, by tak dopiero świadczyć sobie samemu to, co winno być dobrem dla siebie samego. Bo i względem siebie samego miarodajnym znakiem będzie dynamizm od-środkowy, właściwy wszelkiej ‘miłości’: wychodzenia niejako poza siebie, by tak dopiero stać się „darem-dla” siebie – jakoby kogoś bytującego poza moją osobą.

(3.5 kB)

3. Atak Złego na Boże ustalenia etyczne w przypadku
dziewcząt i kobiet

(2.8 kB)

Mroczne tło ulegania kuszeniu do odstępstwa od Boga

W naszym zastanawianiu się nad „młodzieńczością w obliczu małżeństwa: sakramentu małżeństwa” wypada objąć refleksją również zagadnienie ustosunkowania się dużej części dziewcząt do podarowanej im przez Stworzyciela płciowości oraz bardzo szczególnego daru, jakim jest intymność dziewictwa.

Zauważamy oczywiście zaraz, że kwestia samej w sobie kobiecej płciowości oraz wyposażenie kobiety w pieczęć ‘dziewictwa’ jest tylko jednym z przejawów o wiele szerszego zagadnienia – alternatywy, jaką siłowo zdaje się narzucać współczesność: czy nadal trwać w wiernym związaniu z Bogiem, czy też zrywać coraz bardziej z Bogiem, by na to miejsce zaprowadzić autonomię etyczną na miarę anty-wymogów, jakiej zwykle z krzykiem domaga się kultura dzisiejszych czasów.

W skali światowej obserwuje się, że duża część młodzieży – zresztą w ‘sztafetowym’ naśladownictwie zachowań pokolenia starszego, daje się porwać burzliwej fali swoistego ‘tsunami’ współczesnej neo-kultury. Jej podstawową cechą jest uzurpacja władzy będącej nieodstępną własnością samego tylko Boga: orzekania o „dobru-złu”  i równolegle o „życiu-śmierci”.

Tymczasem „Imieniem”, tzn. Istotą Boga jest „Miłość” (1 J 4,8.16). Znaczy to, że Bóg nie jest zdolny wyrządzić człowiekowi jakiejkolwiek krzywdy, w tym również poprzez zaproponowane mu przykazania. Jezus zaś, Syn Boży, wyraził się w rozmowie z bogatym młodzieńcem o Bogu w sposób równoważny następująco: „Jeden tylko (= sam tylko) jest Dobry” (Mt 19,17).

Bóg naprawdę nie potrafi wyrządzić krzywdę stworzeniu swojego umiłowania: mężczyźnie i kobiecie. Jeśli proponuje człowiekowi przykazania, które wypisuje w ludzkie serce w chwili poczęcia, dzieje się tak tylko dlatego, że wyłącznie On jest zdolny orzekać wiążąco o tym, co prawdziwie jest ‘dobrem’ i ‘złem’, a z kolei ‘życiem’ czy ‘śmiercią’. Są to dwie wielkości, które składają się niejako na rzeczywistość ‘krzyża’ jako jego belka pionowa i pozioma (zob. wyż. grafikę, która to w jakiejś mierze ilustruje: „Tragizm pierwszego grzechu Człowieka – i każdego grzechu” – oraz zob. zaraz dalej następną grafikę: „Sprawiedliwość bo Miłosierdzie”).

Nietrudno zaś dostrzec, kim jest – jako przewrotna „inteligencja” ten, który steruje wyzwalaniem postawy buntu przeciw Bogu, temu jedynemu „Dobremu”. Nietrudno rozeznać, kim jest ten, który zwodzi człowieka do występowania przeciw Bożemu ładowi prawa moralnego naturalnego, tzn. proporcjonalnego do statusu człowieka jako osoby. Osobę zaś stworzył Trójjedyny jako swój żywy „Obraz i Podobieństwo” (Rdz 1,26n).

Tym buntującym człowieka przeciw Bogu jest zawsze Szatan, ów ZŁY „... od początku” (J 8,44). On to kryje się pod wspomnianym ‘uzurpowaniem’ przymiotów ściśle Bożych. On buntuje człowieka przeciw Bogu. Tym samym jednak wiedzie człowieka do samo-zniszczenia: do „aktu samobójczego” (RP 15).
– Swoją przewrotną inteligencją czyni to jednak w taki sposób, że człowiek początkowo nawet się nie spostrzega, iż daje się zwabić do zastawionej na siebie śmiertelnej pułapki.
(zob. do tego wyż.: Dwuetapowa metoda Złego – i ciąg dalszy tego rozważania).

Stajemy w obliczu „geniusza podejrzeń”, jak św. Jan Paweł II określił Szatana (DeV 37); tego, którego z kolei Odkupiciel człowieka, Jezus Chrystus – wielokrotnie nazwał rzeczownikiem „Ten ZŁY” (Mt 5,13; 6,13; 13,19; J 17,15).
– Oto znamienne słowa Jana Pawła II z jego „Reconciliatio et Poenitentia – O Pojednaniu i Pokucie” (1984):

„... możemy wydobyć cenne elementy do uświadomienia sobie ‘tajemnicy grzechu’ [2 Tes 2,7]. Wyrażenie to, będące echem słów św. Pawła o ‘tajemnicy bezbożności’
[2 Tes 2,7: łac.: ‘mysterium ... iniquitatis’ – gr.: ‘mystérion ... tys anomías],
ułatwia nam zrozumienie tego, co tai się w grzechu, co jest mroczne i nieuchwytne.
– Grzech jest bez wątpienia aktem wolności człowieka; ale pod jego warstwą ludzką działają czynniki, które stawiają go poza człowiekiem, na pograniczu, tam gdzie ludzka świadomość, wola i wrażliwość stykają się z siłami ciemności, które według św. Pawła działają w świecie i niemal go opanowują [Rz 7,7-25; Ef 2,2; 6,12] ... – ...
– W tym, co się wydarzyło w Raju, występuje w całej swej powadze i dramatyczności to, co stanowi najbardziej wewnętrzną i mroczną istotę grzechu: nieposłuszeństwo wobec Boga, wobec Jego prawa, normy moralnej, którą dał człowiekowi, wpisując ją w ludzkie serce i potwierdzając oraz udoskonalając przez Objawienie.
Wyłączenie Boga, zerwanie z Bogiem, nieposłuszeństwo wobec Boga: w ciągu całej ludzkiej historii było zawsze i jest grzechem – przejawiając się w różnych formach – który może dojść aż do zaprzeczenia Boga i Jego istnienia; jest to zjawisko ateizmu.
– Grzech jest nieposłuszeństwem człowieka, który nie uznaje – aktem swej wolności – panowania Boga w swym życiu, przynajmniej w określonym momencie, kiedy przekracza Jego prawo” (RP 14).

(2.2 kB)

Warunki przyjmowania względnie nie-przyjmowania Oblubieńca-z-Krzyża

Wydaje się, że w punkcie wyjścia naszej refleksji nad postawą – tym razem świata dziewcząt w obliczu małżeństwa: sakramentu małżeństwa, należy podjąć jeszcze raz wielokrotnie już podejmowane rozważania nad strategią tego, który „od początku” zastawia na człowieka pułapki pokusy, by go doprowadzić do przeciwstawienia się Bogu i zniszczenia w ten sposób zarówno Boga, jak i człowieka – w tym przypadku dziewczyny-kobiety.

Zdajemy sobie oczywiście sprawę, że Zły jedynie ... kusi. Upada zaś nie on, Szatan-zamiast-człowieka, lecz ten konkretny człowiek, który słucha jego – Złego i jemu zawierza, zamiast pozostawać konsekwentnie w zawierzeniu Bogu, temu „Jedynemu Dobremu: Miłości”.
– Tu mieści się cały dramat m.in. dziewcząt na etapie młodzieńczości w obliczu wyboru kogoś drugiego pod kątem małżeństwa: sakramentu małżeństwa.

Jak łatwo udaje się temu który jest „Zły”: szatanowi, niestrudzenie „zwodzącemu całą zamieszkałą ziemię” (Ap 12,9), całkowicie zafałszować w świadomości człowieka: mężczyzny i kobiety – obraz tego Boga, który jako Osoba-Miłość nie jest zdolny wyrządzić człowiekowi jakiegokolwiek zła. Chodzi oczywiście o ‘zło’ czy ‘dobro’ w tym znaczeniu, w jakim go rozumie i w swym Słowie-Bożym-Zapisanym proponuje, a także autorytatywnie wyjaśnia sam Bóg.

‘Złem-dobrem’ w oczach Bożych – ale tym samym w odniesieniu do człowieka jako żywego „Obrazu Boga” wobec kosmosu – jest to, co służy, względnie odwrotnie: uniemożliwia przyjęcie życia wiecznego w Oblubieńczej Miłości z Bogiem na zawsze (zob. 2 P 1,4; 1 Tes 4,17). Trójjedyny nie potrafi proponować stworzeniu swojego Umiłowania: mężczyźnie i kobiecie – innego, jeszcze wyższego ‘dobra’, poza Oblubieńczością ze sobą, w najściślejszym zjednoczeniu z Sobą na zawsze: w „Domu Ojca”.

Dla przekonania człowieka o tym swoim zdumiewającym, kochanym zamyśle – Trójjedyny stał się w Synu Bożym, tzn. Drugiej Osobie Trójcy, „... Ofiarą przebłagalną za nasze grzechy, lecz również za grzechy całego świata” (1 J 2,2). Tak oto Syn Boży, będący jednocześnie Bogiem-Słowem, stał się – na swój, nas całkowicie przerastający sposób – w Bożym znaczeniu tego słowa „Oblubieńcem-z-Krzyża” dla każdego człowieka.
– Jednocześnie zaś Syn Boży na pewno nie pozwoli sobie zmusić kogokolwiek do ‘Oblubieńczości’ ze sobą.

Istotnie, niemało ludzi: mężczyzn i kobiet, nie chce przyjąć tej Bożej propozycji. Odrzucają ją aktem swej wolnej woli – niestety na swoje ... wieczne nieszczęście. Nie chcą oni „poznać” Oblubieńca-z-Krzyża, ani tym bardziej przyjąć Go do siebie:

„Na świecie było SŁOWO, a świat stał się przez Nie,
lecz świat Go nie poznał [= nie chciał ‘poznać = ukochać’].
Przyszło [= Bóg-SŁOWO] do swojej własności,
a swoi Go nie przyjęli” (J 1,10n).

„... A sąd polega na tym, że Światło przyszło na świat,
lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli Światło:
bo złe były ich uczynki” (J 3,19).

Jednakże inna część ludzi, która tym samym znalazła się w promieniach Chrystusowych Błogosławieństw (zob. Mt 5,3-12), otwiera swe serce na Boga: na Bożego Syna, na Boga-SŁOWO. Dosłyszeli oni u drzwi swego serca subtelne „pukanie” Syna Człowieczego – sponiewieranego, systematycznie przez wielu innych wyrzucanego, a w końcu ukrzyżowanego (zob. DiM 8; oraz zob. wyż.: Jako Ukrzyżowany – Jezus ‘stoi u drzwi i puka’). Ulitowali się i okazali ‘miłosierdzie’ Jemu – Bogu Wzgardzonemu i przez ‘swoich’ ... „Przebitemu” (por. DiM 8; Za 12,10; J 19,37):

„Oto stoję u drzwi i kołaczę:
jeśli kto posłyszy Mój głos i drzwi otworzy,
wejdę do niego i będę z nim wieczerzał,
a on ze Mną” (Ap 3,20).

Propozycja ‘Oblubieńcza’ ze strony Odkupiciela dotyczy zawsze każdego człowieka bez wyjątku: czasów zarówno przed-Chrystusowych, jak i po-Chrystusowych. Nie może tu jednak być mowy o jakimkolwiek przymusie. Do nieba dostaje się wyłącznie ten, kto tego wyraźnie aktem swojej wolnej woli ... tego chce i konsekwentnie przyjmie i wprowadzi w życie warunki, bez których nie może być mowy o komunii miłości i życia z Oblubieńcem-z-Krzyża. Jezus wyraźnie najpierw pyta – i nigdy nie przymusza: „A jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowaj Przykazania ...” (Mt 19,17).

Przyjęcie zaszczytu oblubieńczości z Oblubieńcem-z-Krzyża jest zatem uwarunkowane wprowadzaniem w czyn Jego Słowa – Jego przykazań. Jezus potwierdzi ten warunek jeszcze tuż przed swoją odkupieńczą męką. Działo się to w czasie Jego ‘mowy pożegnalnej’ z uczniami po Ostatniej Wieczerzy – na ok. 2-3 godziny przed Jego pojmaniem w Ogrodzie Oliwnym:

„Kto ma przykazanie Moje i zachowuje je,
ten Mnie miłuje.
Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca Mego,
a również Ja będę go miłował – i objawię mu siebie” (J 14,21).

Tak więc ci wszyscy – i tylko ci, którzy otwierają się na Niego i Jego przyjmują, dostępują jednocześnie zaszczytu stania się Chrystusową „oblubienicą”. Oblubienicą zaś Chrystusa jest Jego Kościół (por. Ef 5,23.32; Kol 1,18.24). Jezus go nabył za cenę nieprawdopodobnie wysoką:

„Wiecie bowiem, że z waszego ... złego postępowania
zostaliście wykupieni nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem,
ale drogocenną krwią Chrystusa, jako Baranka niepokalanego i bez zmazy.
Wyście przez Niego uwierzyli w Boga ..., tak że wiara wasza i nadzieja są skierowane ku Bogu” (1 P 1,18.21).

W Duchu Świętym, Bożym ‘Mistrzu’ od łączenia-w-jedno tego, co zdawałoby się jest niemożliwe do zjednoczenia, wielość osób przyjmujących Syna Bożego – staje się „kimś jednym” (Ga 3,28: gr.). Jednocześnie zaś żadna z osób nie dozna jakiegokolwiek uszczerbku na swej ściśle indywidualnej osobowości. Jest to jedna z tajemnic i zarazem jeden z owoców działania Ducha Świętego, którego Jezus udzielił swemu Kościołowi „jakby w ranach swojego Ukrzyżowania” (DeV 24).

Radosną rzeczywistość wezwania każdego człowieka do „Oblubieńczości” z Jezusem Chrystusem, który w jeden tylko sposób stał się Bożym „Oblubieńcem-z-Krzyża”: mianowicie przez swoją ofiarę na krzyżu jako Odkupiciela człowieka, omawialiśmy na łamach niniejszej strony internetowej już parokrotnie.
(J 1,12. – Zob. wyż., cz.IV, rozdz. 1; cz. V, rozdz. 1-6. – Oraz szczególniej w cz.VII, rozdz. 1: „Boży Oblubieniec w oddaniu Oblubienicy na Krzyżu - siebie ... do końca”).

(2.2 kB)

Wykorzystanie płciowości przeciw człowiekowi i Bogu

‘Zły’ nie zna, co to zmęczenie, czy zwolnienie tempa w swym przewrotnym działaniu. Świadom tego, iż – według zapisu Apokalipsy – „... mało ma czasu” (Ap 12,12), przyspiesza swoje przewrotne wysiłki, by ludzi masowo odwodzić od „zbawienia, przymierza i zjednoczenia z Bogiem” (DeV 27). W ten sposób udaje mu się zarazem zadać „niejako Sercu nieogarnionej Trójcy” (DeV 39) tym bardziej dojmującą ‘ranę’.

A ponieważ Zły nie jest Stworzycielem, lecz tylko jednym z pozostałych stworzeń, nie dysponuje innym sposobem odciągania mężczyzny i kobiety od Bożej Oblubieńczej propozycji, jak tylko przez wykorzystanie w tym celu stworzycielskiego dzieła znienawidzonego przez siebie Boga. „Zły” wykorzystuje je przewrotnie, wsączając w wyobraźnię człowieka swoją przewrotną re-interpretację tegoż Bożego dzieła. Zwróci je przez to jednocześnie przeciw Bogu, ale tym samym przeciw samemu człowiekowi: żywemu „Obrazowi” tegoż Boga.

Przytoczymy jeden raz więcej wielokrotnie już przypominane słowa św. Jana Pawła II z jego encykliki o „Duchu Świętym”:

„... ‘Sąd’ [= nad Szatanem: ‘Władca tego świata został osądzony’ – J 16,11]
odnosi się tylko do ‘władcy tego świata’, czyli do szatana – do tego,
który od początku wykorzystuje dzieło stworzenia przeciw zbawieniu,
przeciw przymierzu i zjednoczeniu człowieka z Bogiem ...” (DeV 27).

(11 kB)
Dwa psiątka śpią - jeden na drugim, służąc sobie wzajemnie jako poduszka i kołdra.

Jak łatwo Szatanowi wykorzystywać przeciw Bogu i człowiekowi przede wszystkim jedynie w zarząd człowiekowi przez Boga oddaną jego płciowość! Zły wykorzystuje ją przeciw dobru człowieka, a tym samym przeciw Przymierzu Boga z człowiekiem. Czyni to zwykle bez większego trudu, tym bardziej że uaktywnianie sfery płciowości wiąże się z Bożego ustanowienia (docelowo: dla małżeństwa) z doznaniem przyjemności.

Ta jednak winna towarzyszyć dokonującemu się zjednoczeniu dwojga osób: męża i żony – w ramach zawartego przez nich przymierza małżeńskiego. Tym to darem ubogaca Trójjedyny wezwanie dwojga osób do przeżywania nie dwóch ‘seksów’, lecz swych obojga osób – w sakramencie małżeństwa.

Za namową ‘Złego’ człowiek buntuje się z racji tego, że Bóg zastrzegł uaktywnianie płciowości oraz doznawanie wspomnianej przyjemności dla samego tylko małżeństwa: sakramentu małżeństwa.
– ‘Zły’ wmawia człowiekowi, że Bóg nie ma żadnego prawa bronić mu tej przyjemności w sytuacji niezależnej od małżeństwa. Co więcej, gdy tylko Zły zauważy odpowiednią podatność u danego człowieka, podburza go do rzucenia Bogu prosto w twarz bezczelnego oskarżenia, iż również każdemu innemu człowiekowi, przede wszystkim zaś dwojgu zakochanych, przysługuje niezbywalne prawo do zaznawania owej przyjemności – w miarę jak im się nadarza sposobność do przeżywania bliskości-z-sobą oraz wyrażania sobie żaru swej obopólnej miłości. A wtedy samorzutnie uaktywnia się żywiołowo o sobie znać dająca reakcja wyzwalającego się pobudzenia, bez którego niemożliwe jest ‘pokochanie się’.

W tej sytuacji nietrudno Złemu przedstawić świadomości ‘zakochanych’, że Bóg to najgorszy ‘wróg’ wszelkiej ‘miłości’. Grając na człowieczej słabości i skłonności do grzechu, Zły wykazuje człowiekowi, że Bóg ‘nie ma serca’, nie zna litości, że przez swe szóste i dziewiąte przykazanie stał się tyranem, który wyżywa się na biednym i bezbronnym człowieku.

W końcu Zły wyzwala u człowieka, przede wszystkim zaś u dwojga zakochanych, agresję przeciw temu nie-dobremu Bogu. Wykazuje im, że w zaistniałej sytuacji nie pozostaje im nic innego, jak sprzeciwić się zdecydowanie takiemu ‘Bogu’ i wyzwać Go ... do pojedynku ze sobą.
(zob. dokładniej:  „Szatan: kłamca-morderca wstawiający Boga w stan oskarżenia”).

Nie ma przecież innego ‘sposobu’ na tak ‘nie-ludzkiego’ Boga, jak wyeliminować Go przez walkę wręcz. Trzeba z Nim „zrobić porządek”, mianowicie zdetronizować go, a jeszcze lepiej: Boga ... po prostu zabić. Pozwoliłoby to człowiekowi stać się panem siebie samego, czyli stać się wreszcie wolnym – bez ciągłego oglądania się na ‘Boże przykazania’.

Człowiek – w tym wypadku zakochani, przystąpią wtedy do ustalania według ‘lepszego’ niż Bóg rozeznania, co w ich przypadku jest ‘dobrem’, a co ‘złem’, oraz co konsekwentnie winno być: ‘życiem’, czy też ‘śmiercią’ (zob. do tego: DeV 37n.56nn).

(3.5 kB)

4. Z relacji Starego Testamentu
o grzechach i zbrodniach
na tle seksualnym

(2.8 kB)
-

Grzechy i zbrodnie seksualne w Starym Testamencie

Zdajemy sobie sprawę, że słabość moralna, wyrażająca się ciężkimi upadkami mężczyzny i kobiety w dziedzinie seksualizmu, a nierzadko dodatkowo zbrodniami zabójstwa na tle seksualnym, towarzyszy człowiekowi od zarania jego pojawienia się na ziemi. Grzech pierworodny w Raju pociągnął za sobą daleko idące skutki szczególnie właśnie w tej dziedzinie: jego płciowości. Jak bardzo nietrudno budzi się u człowieka – zarówno mężczyzny, jak swoją drogą kobiety – pożądliwość ciała, która nie zważa na godność osoby, jej wzniosłe powołanie i cel ostateczny, ignorując z kolei jakąkolwiek odpowiedzialność za siebie i tego drugiego, by zatrzymać się na intrygujących znamionach płciowości.

Wszelkiemu zaś wtedy wyzwalanemu, ich użytkowemu, egoistycznemu wykorzystaniu usiłuje człowiek pożądliwości nadać całkowicie zakłamane określenie: iż tu chodzi o wyrażanie sobie ‘miłości’. W rzeczywistości bowiem chodzi wtedy często, jeśli nie najczęściej – o przeżycie masturbacji: w pojedynkę, lub obopólnie – pod szczytnym mianem ‘uprawiania miłości’.

Na niniejszej stronie internetowej przytaczamy często fragmenty Pisma świętego – tak Starego, jak Nowego Testamentu. Nietrudno znaleźć w relacjach z czasów Starego Testamentu opisy tak pozytywne, jak bardzo negatywne wydarzeń i z omawianego zakresu ludzkich zachowań: w dziedzinie płciowości. Przedstawimy tutaj kilka tego rodzaju opowiadań. Zauważymy w nich niemal zwierciadlane odbicie wydarzeń czasów dzisiejszych. Potwierdza się tylko stwierdzenie, że ... upadła ludzka ‘natura’ jest w zasadzie taka sama: zarówno dawniej, jak i dzisiaj. Człowiek wciąż bardzo potrzebuje ... odkupienia!

(2.2 kB)

Zdziczenie obyczajów przed potopem i zagładą Sodomy-Gomory

Wypada wspomnieć o nieprawdopodobnych zwyrodnieniach w dziedzinie seksualizmu, które według teologicznej interpretacji autora biblijnego wyzwoliły u Boga, stającego wobec wolnej woli człowieka, ukierunkowanej w sposób niemal utrwalony (= stan grzechu, zatwardziałość trwania w złu-dla-zła) już tylko na popełnianie zwyrodniałego zła moralnego w straszliwym zdziczeniu obyczajowym, do zdumiewające wyznania:

„Kiedy zaś Jahwéh widział,
że wielka jest niegodziwość ludzi na ziemi
i że usposobienie ich jest wciąż złe,
żałował, że stworzył ludzi na ziemi, i zasmucił się.
Wreszcie Jahwéh rzekł:
Zgładzę ludzi, których stworzyłem, z powierzchni ziemi:
ludzi, zwierzęta naziemne i ptaki powietrzne,
bo żal mi, że ich stworzyłem’.
Tylko Noe znalazł upodobanie w oczach Boga”
(Rdz 6,6nn; zob. do tego: DeV 39).

Zwyrodnienia seksualne dosięgły widocznie trudnego do dalszego przekraczania zenitu. One to stanęły u podstaw Bożego dopustu: zagłady niemal całej ludzkości w wodach potopu (Rdz 6-9). Jeden raz więcej sprawdziło się w znaczeniu dosłownym – chociaż zarazem niejako ‘piętrowym’, Boże ostrzeżenie z Raju:

„Jednakże z drzewa poznania tego,
co dobre, i tego, co złe, nie wolno ci spożywać.
Wiedz dobrze, że z chwilą, gdy z niego spożyjesz,
niechybnie umrzesz” (Rdz 2,17).

Na swój sposób wyrazi to kiedyś św. Paweł, Apostoł Narodów:

„Albowiem zapłatą za grzech ... jest śmierć,
a łaska przez Boga dana –
to życie wieczne w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” (Rz 6,23).

Chodzi o ‘życie’ czy ‘śmierć’ w znaczeniu, jakie doskonale wyczuwali w swym sumieniu już pra-rodzice, a które Apokalipsa św. Jana nazwie kiedyś jako „śmierć pierwsza”, tzn. śmierć tylko biologiczna, w odróżnieniu od „śmierci drugiej’: potępienia wiecznego, tj. utraty życia wiecznego (zob. Ap 20,6.14; 21,8).

Podobne przyczyny stanęły u podłoża teologicznej interpretacji straszliwej zagłady Sodomy i Gomory. Miasta te rozwijały się hucznie w okolicach dzisiejszego Morza Martwego. W parze z bogactwem i przepychem rozpanoszył się tam m.in. powszechnie uprawiany homoseksualizm, a zapewne także miłość ‘lesbijska’. Zdziczenie obyczajów przekroczyło wszelkie wyobrażalne rozmiary. Bóg nie mógł w tej sytuacji dłużej nie ingerować (Rdz 18-19).

(2.2 kB)

Dina córka Jakuba zhańbiona przez Sychema

Z dalszych dziejów – już bezpośrednich przodków późniejszego Izraela, można by przytoczyć parę typowych przypadków z zakresu moralności seksualnej. Nasuwa się relacja biblijna o córce Jakuba – Dinie, do której rozgorzał pożądaniem Sychem, syn Chamora, księcia Sychem. Autor biblijny przedstawia to wielorako grzeszne i zarazem zbrodnicze, a po ludzku zarazem bardzo nieprzyjemne wydarzenie następująco:

„Pewnego razu Dina, córka Jakuba, ... wyszła,
aby popatrzeć na kobiety tego kraju.
– A gdy ją zobaczył Sychem, syn Chamora Chiwwity,
księcia tego kraju, porwał ją
i położywszy się z nią zadał jej gwałt.
I całym sercem pokochał Dinę córkę Jakuba, i czule do niej przemawiał.
Potem zaś Sychem prosił swego ojca Chamora:
Weź tę dzieweczkę dla mnie za żonę!’ ...” (Rdz 34,1-4).

Sprawa przybrała dramatyczny obrót. Gdy rodzeństwo dowiedziało się o zhańbieniu ich siostry, „... ogarnął ich smutek, a zarazem bardzo się rozgniewali, że popełniono czyn, który u Izraelitów uchodził za zbrodnię; zgwałcono córkę Jakuba, co było niegodziwością” (Rdz 34,7). Użyli podstępu, wymusili obrzezanie miejscowych mężczyzn, po czym „dwaj synowie Jakuba: Symeon i Lewi, bracia Diny, porwawszy za miecze, wtargnęli do miasta, które niczego nie podejrzewało, i wymordowali wszystkich mężczyzn ... i odeszli” (Rdz 34,25n).

Zauważamy, że wspomniana tu Dina była w tym wypadku niewinna, a zapewne nikogo nie prowokowała swoim wyglądem. Jej widok wzbudził natomiast nienasyconą pożądliwość u młodzieńca Sychema, który wmusił na niej stosunek. Przy tym wszystkim był on ostatecznie na tyle rzetelny, że prosił i niemal błagał zarówno swojego ojca, jak i Jakuba, ojca Diny, o jej rękę. Sprawa zakończyła się ... rzezią mieszkańców Sychem.

(2.2 kB)

Żona Putifara – a Józef syn Jakuba

Mamy przed sobą opis innego przypadku – tym razem żony Putifara w Egipcie, która pogrążona w swym nienasyconym seksie, chciała za wszelką cenę przeżyć ‘przygodę miłosną’ z Józefem, synem Jakuba. Chodzi o szczególnie przez Jakuba umiłowanego syna – Józefa, którego jego zazdrośni bracia sprzedali jako niewolnika do Egiptu, niewiele na tym ‘zarabiając’ (Rdz 39).

Jesteśmy świadkami wyrafinowanej perfidii kobiety zamężnej, żony wysokiego urzędnika na dworze faraona. Zapałała ona żądzą do Józefa – niewolnika. Jej mąż Putifar zwrócił uwagę na jego zdolności i uczynił go „zarządcą swego domu, oddawszy mu we władanie cały swój majątek” (Rdz 39,4).

Tymczasem żona Putifara zaczęła go nieustępliwie nękać wyraźnymi propozycjami seksualnymi. Lecz „... mimo że go namawiała codziennie, nie usłuchał jej i nie chciał położyć się przy niej, aby z nią żyć” (Rdz 39,10). Józef wybraniał się każdorazowo, dając jej do zrozumienia m.in. motyw religijny:
„... Jakże więc mógłbym uczynić tak wielką niegodziwość i zgrzeszyć przeciwko Bogu?” (Rdz 39,9).
– Któregoś dnia owa kobieta zamężna wykorzystała chwilę, że w sam raz nie było nikogo w pobliżu, by swoje rozseksualizowanie wreszcie zaspokoić, chociaż miała swojego męża:

„Pewnego dnia ... uchwyciła go ona za płaszcz i powiedziała:
Połóż się ze mną!’
Lecz on wyrwał się, zostawił płaszcz w jej ręku i wybiegł na dwór.
A wtedy ona, widząc, że zostawił swój płaszcz i że wybiegł na dwór,
zawołała domowników i powiedziała im tak:
‘Patrzcie, sprowadzono do nas tego Hebrajczyka, a on chce tu u nas swawolić ... i zaczęłam głośno krzyczeć’ ...” (Rdz 39,11-14).

Wszyscy uwierzyli jej zakłamanym słowom. Józef został za ‘karę’ wtrącony na parę lat do ‘lochu’. Aż wreszcie sam Bóg zainterweniował i doprowadził do jego uwolnienia, gdy w Bożym imieniu zinterpretował proroczy sen faraona (Rdz 41,14-46).

W tym wypadku ujawnia się jak na dłoni niepohamowaną żądza tej kobiety, która widocznie nabyła już dobrej wprawy w prowokowaniu i usidlaniu coraz innych mężczyzn-ofiar.

Dodatkowo jesteśmy jeden raz więcej świadkami tego, jak jeden grzech – w tym wypadku popełniony dopiero i jedynie w myśli i pragnieniu, pociąga za sobą cały splot niezwykle trudnych skutków dla ‘ofiary’ – w tym wypadku absolutnie niewinnego młodzieńca: Józefa.
– Wybrał on wierne trwanie za wszelką cenę przy Bożym przykazaniu w jego zapisie w ludzkim sumieniu. Działo się to przecież na kilka wieków przed Mojżeszem, któremu Bóg objawił Dziesięcioro Przykazań na Górze Synaj (zob. Wj 20,1.17; połowa 13 w. przed Chr.).

Możemy szczerze podziwiać wierność tego młodzieńca – Józefa, systematycznie namawianego przez tę wysoko w hierarchii Egiptu postawioną mężatkę. Józef nie poszedł na żadne ustępstwa, ani re-interpretacje Bożego Głosu mówiącego w sumieniu: „Nie będziesz cudzołożył”. Pozostał temu głosowi bezwzględnie wierny, pomimo iż zdawał sobie sprawę z konsekwencji, na jakie narazi się z racji odrzucenia jej przewrotnych propozycji.

(2.2 kB)

Kazirodcze zhańbienie Tamary przez Amnona

I jeszcze jedna ‘próbka’ z omawianego zakresu, tym razem z dziejów dotyczących najbliższej rodziny króla Dawida. Autor biblijny opisuje wśród wydarzeń, które Dawidowi przyniosły wiele bólu i upokorzenia, m.in. fakt gwałtu, jaki jeden z jego synów – Amnon, zadał swojej przyrodniej siostrze Tamarze, która była rodzoną siostrą umiłowanego przez Dawida Absaloma. Oboje byli dziećmi Dawida, ale mieli różne matki (2 Sm 13).

(13.1 kB)
Arabowie się cieszą: wybudowali najwyższy obiekt na świecie. Na 101 piętrze mieści się świątynia Allaha.

Autor biblijny wyraża się o Tamarze, że była „piękna” (2 Sm 13,1). W niej to zakochał się „na życie i na śmierć” Amnon. Była ona jednak jeszcze młoda i tym samym przebywała niemal stale w domu przeznaczonym dla samych tylko kobiet. Tym samym zaś Amnon „nie widział możliwości uczynienia jej czegokolwiek” (2 Sm 13,2). Chłopcy i dziewczęta nie mogli się na tym etapie życia kontaktować. W końcu Amnonowi udało się przy użyciu podstępu sprowadzić Tamarę do swojego pokoju, gdzie udawał chorego. Gdy znalazła się w jego pomieszczeniu, odezwał się Amnon do Tamary:

„... ’Przynieś [Tamaro] posiłek do sypialni, abym przyjął go z twojej ręki’ ...
Gdy je [= placki] przed nim położyła, aby jadł, schwycił ją i rzekł:
Chodź, połóż się ze mną, siostro moja’.
Odpowiedziała mu:
Nie, mój bracie. Nie gwałć mnie, bo tak się w Izraelu nie postępuje.
Zaniechaj tego bezeceństwa.
Dokąd się udam z moją zniewagą? A ty, ty stałbyś się jednym z przestępców w Izraelu!
...’
On jednak nie posłuchał jej głosu,
lecz zadał jej gwałt, zbezcześcił i obcował z nią.
– Potem Amnon poczuł do niej bardzo wielką nienawiść.
Nienawiść ta była większa niż miłość, którą ku niej odczuwał.
Rzekł do niej Amnon: ‘Wstań i odejdź stąd’.
Odpowiedziała mu: ‘Nie czyń mi, wypędzając mnie od siebie,
jeszcze większej krzywdy od tej, jaką mi wyrządziłeś’.
On jednak nie chciał jej posłuchać. Zawołał swego pachołka, który mu usługiwał, i rzekł:
Wypędź tę ode mnie na ulicę i zamknij za nią drzwi’ ...” (2 Sm 13,10-17).

Autor biblijny przedstawia scenę w całej jej drastyczności.
– Widzimy przede wszystkim tę dziewczynę – Tamarę. Była ona na pewno nieskalana i zdawała sobie sprawę ze swej godności dziewczęcej i kobiecej. Strzegła też skarbu swego dziewictwa.
– Możemy zarazem podziwiać jej motywację moralną, którą w zdecydowanych słowach wyznała wobec haniebnych propozycji swego przyrodniego brata Amnona.

Przeciwnie zaś, jej brat Amnon, rozpalony rozsadzającą go żądzą seksualną, ma na myśli tylko jedno: wyżyć się seksualnie. Rozpalony namiętnością zatracił zupełnie rozum. W obliczu żądzy seksualnej, nic nie znaczy dla niego fakt, iż ma przed sobą swoją rodzoną siostrę, chociaż pochodzącą z innej matki. W tej chwili żaden już argument do niego nie przemawia:

Niczym dla niego jest sama norma moralna.
Niczym staje się świadomość, iż jego ojciec jest królem Izraela.
Niczym staje się fakt, że zadany dziewczynie gwałt seksualny będzie musiał doczekać się szczególnie surowej oceny ze względu na swą kwalifikację jako kazirodztwa.
Nic dla niego nie znaczy, że cała ta historia stanie się niemal natychmiast ‘publiczną tajemnicą’.
Nie przemawia do niego fakt, że niemal cudu by trzeba, żeby owocem zaistniałego stosunku – miało nie być dziecko ich obojga.
Nie przemawia do niego fakt, że z Tamarą i tak nie będzie mógł się ożenić, mimo iż Tamara wspominała o takiej możliwości – za szczególnym, zupełnie wyjątkowym, ewentualnym zezwoleniem ich wspólnego ojca Dawida

(2 Sm 13,13; mimo iż Prawo Mojżeszowe taki związek wyraźnie odrzucało: Kpł 18,9; 20,17; Pwt 27,22).

Oto typowe dzieje grzechu: zgody na działania po linii żądzy cielesnej. Jak zwykle w podobnych wypadkach, również tutaj popełniony grzech podstawowy wyzwala całą lawinę dalszych grzechów, o których sprawca początkowo nigdy by nie pomyślał. Sam zaś grzech zatacza coraz szerzej i coraz bardziej oblicze krwawego okrucieństwa, które nie może nie pochodzić rodem z piekła – jako na razie tylko wstępne ‘wynagrodzenie’ i „zapłata” (por. Rz 6,23) za posłuchanie Złego, a nie Boga:

U samego Amnona – nasycenie żądzy przez wyżycie się seksualne na broniącej się przed tą nieprawością siostrze, wyzwala diametralny zwrot jego dotychczasowych ‘uczuć’.
Wielka dotychczasowa ‘miłość’, która od początku była typową ‘anty-miłością’, obraca się nagle w śmiertelną nienawiść do Tamary.
Amnon zgwałconej przez siebie siostry nie tylko nie przeprasza za wyrządzoną jej niepowetowaną krzywdę, łącznie z pozbawieniem jej skarbu dziewictwa, ale w jednej chwili całym sobą ją znienawidził.
Zamiast jej okazać jakikolwiek gest pocieszenia i zadośćuczynienia za sponiewieranie jej godności dziewczęcej i zniszczenie jej skarbu dziewictwa, wyrzuca ją siłowo ze swojego pokoju.
A że w takim stanie, do ostateczności zhańbiona przez własnego brata, zanosząc się płaczem, nie potrafi ona wyjść z tego mieszkania i pokazać się przed światem, zostaje ona w końcu na polecenie Amnona brutalnie wyrzucona na ‘bruk’ przez specjalnego na to przywołanego służącego Amnona.

Nienawiść jest innym imieniem ‘zabójstwa’ człowieka. Wiedział o tym dobrze już cały Stary Testament. Ale dopiero w Nowym Testamencie ujął tę rzeczywistość w jasno sformułowane słowa św. Jan, Apostoł i Ewangelista. Podkreśla on jednoznacznie, że wszelka nienawiść jest grzechem ... zabójstwa, dokonanego na bratu
(zob. też wyż., w odniesieniu do dzieciobójstwa: „Grzech ‘nienawiści brata swego’ ...”):

„My wiemy, że przeszliśmy ze śmierci do życia,
bo miłujemy braci.
Kto zaś nie miłuje, trwa w śmierci.
Każdy, kto nienawidzi swego brata, jest zabójcą,
a wiecie, że żaden zabójca nie nosi w sobie życia wiecznego” (1 J 3,14n).

(2.2 kB)

Wcześniejsze omówienia tematu o ‘pożądliwym spoglądaniu’ z naszej homepage

Na tych paru migawkach zachowań młodzieży żeńskiej i męskiej w obliczu grzechu w zakresie seksualizmu zakończymy przegląd opisów Słowa-Bożego-Pisanego, zaczerpniętych ze Starego Testamentu. Zauważamy, że ani Pismo świętego Starego Testamentu, ani Nowego Testamentu nie uchyla się od przedstawiania również najgłębszych nizin ludzkiej nędzy moralnej, ludzkich grzechów i zbrodni, ani wielu chwilami niezwykle żenujących grzechów i zbrodni, dokonanych również przez tych, którzy postawieni byli w hierarchii Ludu Bożego na najwyższych szczeblach władzy religijnej i narodowo-państwowej.
– Wszystko to jedynie wzmacnia na swój sposób wiarygodność opisów biblijnych.

Wypada jedynie zwrócić jeszcze uwagę, że już też wcześniej przedstawialiśmy na naszej strony pewne fakty z Ksiąg biblijnych związane z pożądliwością ciała, zwłaszcza w nawiązaniu do wypowiedzi Jezusa o „pożądliwym spoglądaniu” na kobietę. Było to tematem szczególniej części VI, rozdz. 8 – w jego podpunktach: § E, 4-d-e.
– Bardziej szczegółowo został tamże omówiony zbrodniczy czyn cudzołóstwa Dawida z Batszebą oraz grzeszne działania dwóch „starców zastarzałych w złych dniach” z Księgi Daniela.
(zob. wyż.: Pożądliwość wzbudzona widokiem Batszeby (2 Sm 11n); oraz: Grzech pożądliwości oczu dwóch starców w Księdze Daniela (Dn 13).
– Również tam zwróciliśmy uwagę na dalekosiężne skutki przedstawianych grzesznych zachowań moralnych, łącznie z niemal z reguły idącym ścisłym powiązaniem wtedy przykazania VI-go i V-go: grzechów przeciw czystości – a bezpośrednio potem zbrodni przeciw ‘życiu’.

Wypada dopowiedzieć, że przypomniane z opisów biblijnych grzechy z zakresu obecnie omawianej problematyki: ‘Młodzieńczości w obliczu małżeństwa – sakramentu małżeństwa’, stają się z Bożego punktu widzenia jednym wielkim wołaniem o ekspiację za grzechy i zbrodnie, ale tym bardziej wołaniem o uwolnienie Bożego żywego Obrazu spod zniewolenia przez „Złego” poprzez Syna Bożego. Wszyscy bowiem:

„... dostępują usprawiedliwienia darmo, z Jego łaski,
poprzez odkupienie, które jest w Chrystusie Jezusie.
Jego to ustanowił Bóg narzędziem przebłagania –
przez wiarę, mocą Jego Krwi” (Rz 3,23nn).

(8.5 kB)

RE-Lektura: cz.VII, rozdz. 3-i.
Stadniki, 4.VI.2015.
Tarnów, 5.VI.2022.


(0,7kB)        (0,7 kB)      (0,7 kB)

Powrót: SPIS TREŚCI



H. WYBRANE PROBLEMY DZIEWCZĘCOŚCI
I KOBIECOŚCI


Stojące przed nami zagadnienia

1. Rodzice odpowiedzialni za dramat egzystencjalny
dziecka: dziewczyny

Dziewczyna: kobieta
Miało cię ... nie być
Masz być chłopcem, a nie dziewczyną!
Tabela. Ja wiem Mamo, że mnie nie za bardzo
kochasz ...

Tekst. Miłość dziecka ‘dla niego samego’ (LR 9)
Miałaś być ... chłopcem

2. Brak akceptacji siebie jako problem własny
Życie w nie-akceptowanej kobiecości
Z dłuższej korespondencji p. Danuty
Korespondencja Danki: 1-5
Korespondencja Danki: 6-17
Sugestie dla przyszłych rodziców
Nastawienie na od-środkowy dynamizm miłości

3. Atak Złego na Boże ustalenia etyczne w przypadku
dziewcząt i kobiet

Mroczne tło ulegania kuszeniu do odstępstwa od Boga
Warunki przyjmowanie względnie nie-przyjmowanie
Oblubieńca-z-Krzyża

Wykorzystanie płciowości przeciw człowiekowi i Bogu

4. Z relacji Starego Testamentu o grzechach i zbrodniach na
tle seksualnym

Z relacji Starego Testamentu o grzechach i zbrodniach na
tle seksualnym

Zdziczenie obyczajów przed Potopem i zagładą Sodomy
-Gomory

Dina córka Jakuba zhańbiona przez Sychema
Żona Putifara – a Józef syn Jakuba
Kazirodcze zhańbienie Tamary przez Amnona
Tabela. Amnon a Tamara
Tabela. Lawina skutków po zgwałceniu Tamary przez
Amnona

Wcześniejsze omówienia tematu o ‘pożądliwym
spoglądaniu’ z naszej homepage


Obrazy-Zdjęcia

Ryc.1. Powódź ma Filipinach: wrzesień 2009. Rozpacz
zalewanych

Ryc.2. Etiopia - klęska głodu, 2008 r. Co dać dzieciom jeść?
Ryc.3. Zaangażowana terapeutka
Ryc.4. Tokyo. Sky-Tree
Ryc.5. Dwa pieski śpiące jeden na drugim
Ryc.6. Dubaj. Najwyższy obiekt na świecie