(0,7kB)    (0,7 kB)

UWAGA: SKRÓTY do przytaczanej literatury zob.Literatura


Kwiaty: 12 kB

Pierwszy rozdział niniejszej VII części: porywające rozważanie o OBLUBIEŃCU-z-Krzyża, można dla wygodniejszego czytania ściągnąć w formacie PDF. Kliknij:

Boży Oblubieniec w oddaniu na Krzyżu
„Siebie ... do końca” ku dobru Oblubienicy


(Stan: 7.XII.2020)

Zdjęcia-obrazy w cz. VII
Część siódmą niniejszej strony internetowej ubogacamy w zdjęcia-obrazy, z zasady po ok. 4-6 na poszczególny file (plik). Do tej części skorzystamy w dużej mierze ze zdjęć, jakie uzbierały się na przestrzeni ostatnich lat z katastrof i klęsk żywiołowych. Nawiedzają one raz po raz coraz inne kraje i kontynenty.
– Jak w częściach poprzednich, zdjęcia te są z punktu widzenia grafiki mizerne, bo z zasady sprowadzone do małych rozmiarów oraz uproszczonej ilości bitów (kolorów). Chodzi o zaniżenie zapotrzebowania na pamięć operacyjną.
– Zdjęcia-obrazy-widoki odgrywają na naszej stronie rolę przede wszystkim swoistych ‘przerywników’. Żeby lektura, angażująca przede wszystkim władze umysłowe oraz wolę etyczną, była nieco mniej żmudna. A także żeby świadomość klęsk żywiołowych po całym świecie ... przyczyniła się swoiście do wspomożenia modlitwą tych, którzy giną, lub zostają pozbawieni środków życia, tym bardziej jeśli giną ... ‘dla Imienia Jezusa Chrystusa’.
Za ten negatywny aspekt grafiki autor z góry bardzo przeprasza.


Rozmiar: 6891 bajtów

Część Siódma

POZWÓL JEZU,
OBLUBIEŃCZE-Z-KRZYŻA,
SPOJRZEĆ NA MAŻEŃSTWO
WZROKIEM TWOIM

*       *       *
I przyjąć rozwiązania Twoje – w godnym
przygotowaniu do małżeństwa:
sakramentu małżeństwa

(6.7 kB)

Wprowadzenie do ‘klimatu’ części siódmej

W długich rozważaniach poprzednich sześciu części staraliśmy się przedstawić podstawowe zasady ludzkiej i boskiej oceny omawianych treści. Krążyły one mniej lub więcej otwarcie wokół tematyki ‘miłości’ w jej zróżnicowanych kształtach – w odniesieniu tak do Boga, jak i w odniesieniach międzyludzkich – z szczególnym uwzględnieniem zaangażowanej bliskości w małżeństwie i narzeczeństwie. Rozważania te były próbą ukazania uzasadnień dla przyjęcia określonych postaw – z dostosowaniem do odrębnych powołań życiowych poszczególnego człowieka.

Z uważniejszego przyjrzenia się owym rozważaniom wynika jednak i to stwierdzenie, iż chociaż tłem owych rozważań pozostają niezaprzeczalnie coraz inne aspekty etyki małżeńskiej i narzeczeńskiej, wyrastają one daleko poza ten zakres człowieczej rzeczywistości. Są one jednym wielkim drążeniem niezgłębionej, porywającej tajemnicy odkupienia człowieka w jej coraz dalszych konsekwencjach. Stąd też z nagromadzonych treści rozważaniowych skorzystać mogą w obfitości:

(0,13 kB)  zarówno ludzie młodzi, którzy być może nagląco poszukują sensu życia oraz swej własnej drogi życiowej;

(0,2 kB)  niewątpliwie osoby żyjące w małżeństwie i rodzinie oraz młodzi przygotowujący się do małżeństwa, które w przypadku osób ochrzczonych jest zawsze sakramentem – świętym i uświęcającym;

(0,13 kB)  swoiście skorzystać mogą z ukazanych tu rozważań osoby powołane do życia konsekrowanego – czy to w kapłaństwie, czy w życiu zakonnym; tak mężczyźni, jak i niewiasty w ich życiu konsekrowanym;

(0,2 kB)  niezależnie od tego, całość przedstawionych rozważań może stać się tworzywem dla pogłębienia Bożej i ludzkiej wizji przeżywanej rzeczywistości również dla osób, które przeżywają mądrość zaawansowanego etapu życia.

Kto zechce, może niemal dotknąć wymowy ukazywanej argumentacji i zastanowić się w sposób nieuprzedzony, czy można – albo i wypada ją przyjąć, względnie czy należałoby jej się być może przeciwstawić. Sądzimy, iż Drogi Czytelnik wyczuwa przez cały czas, iż argumentacja, jaką się posługujemy, nie jest fałszem ani przekupstwem dla osiągnięcia taniego sukcesu (por. 1 P 5,2; 2 Kor 2,17; 4,2). Płynie ona z serca, które chciałoby być zapatrzone w Jezusa Chrystusa – Odkupiciela człowieka, „Świadka Wiernego” ... „tych ostatecznych przeznaczeń, jakie człowiek ma w Bogu samym(por. LM 5; zob. Ap 1,5). Piszący te słowa pragnąłby podzielić się z serca „... radością: miłowania i pewnością nadziei, z których mamy zdać sprawę ...” (FC 52; por. 1 P 3,15).

(11.8 kB)
Bezwzględna wierność. SŁOWO dane Bogu i ludziom, nie może nie zobowiązywać. Godność własna i innych osób wymaga, by pozostawać człowiekiem ... sumienia !

Z tego właśnie źródła, tj. najgłębszego przekonania, które pewność czerpie z wierności nauczaniu Kościoła Chrystusowego cieszącego się niezniszczalną obietnicą Odkupiciela i darem Ducha Świętego, czerpała dotąd i nadal czerpać pragnie przedstawiana tu wizja godności i powołania człowieka.

Dotyka ona wciąż z bardzo bliska m.in. zachowań człowieka w dziedzinie szczególnie wrażliwej: jego wymiaru jako człowieka-mężczyzny, człowieka-kobiety. Bóg zaszczepił w tak zróżnicowane człowieczeństwo niezbywalną godność osoby, wezwanej zarówno w swym męskim, jak żeńskim ciele do życia – wiecznego.

Nikt nie zaprzeczy, że właśnie ten aspekt człowieczeństwa, nierozłącznie związany zarówno z ostatecznym przeznaczeniem człowieka, jak i jego odniesieniami do współ-ludzi, jest bardzo podatny na zranienia. Bardziej niż w innych dziedzinach życia nietrudno tu o łudzenie siebie i innych wyższością „ludzkich rozwiązań” – w przeciwieństwie do tych, jakie człowiekowi niezmiennie ofiaruje „miłująca Wszechmoc Stwórcy” (DeV 33).

Te „ludzkie rozwiązania” docierają do człowieka bądź w drodze mniej lub więcej uświadamianego ignorowania „Bożych rozwiązań” wyrytych w sposób niewymazalny w sercu każdego człowieka, czyli poprzez układanie życia tak „jakby Boga nie było” (SacrC,77; taki był grzech budowniczych wieży Babel: Rdz 11,1-9), bądź w wyniku rozmyślnego działania „wbrew Bogu” (RP 14), czyli zbuntowanego odrzucenia „Bożych rozwiązań” w tym zakresie (zob. dla przypomnienia: tytuł niniejszej strony internetowej brzmi: „By miłość – miłością była. Miłości – rozwiązania ludzkie a Boże”).

Przedstawiona tu argumentacja jest niewątpliwie tylko jedną z możliwych prób naświetlenia nie zawsze łatwego do przyjęcia stylu kształtowania wzajemnych odniesień po linii Bożej wizji przeżywania ‘miłości’. Inny autor przedstawiłby te same niezmienne zasady przy użyciu innej, być może o wiele szczęśliwszej argumentacji oraz innym stylem pisania.
– Mieliśmy jednak już wielokrotnie sposobność by się przekonać, że wszelkie działania odbiegające od stylu ‘miłowania’, zaproponowanego przez Stworzyciela i Odkupiciela swego żywego Obrazu, nieuchronnie niszczą nie tylko poszukiwaną ‘miłość’ oraz ‘życie’, ale – co gorsza – niszczą samego człowieka.

Jak trudno jednak wyprowadzić człowiekowi najprostsze wnioski z nieustannie się sprawdzających ‘dziejów’ grzechu czy to ogólnoludzkiego, czy grzechu osobistego! Dzieje człowieka stają się jednym pasmem zaprzeczania zdawać by się mogło trafnemu łacińskiemu adagium:
Historia – magistra vitae:
Dzieje – stają się nauczycielką do kształtowania życia
”.

A przecież, jeśli nawet powiedzenie to się sprawdza, okazuje się to niemal zawsze dopiero z dalekiej perspektywy – jako wniosek niestety już tylko negatywny:
Szkoda że wtedy nie wyprowadzono narzucających się wniosków
z dziejów klęski człowieka oraz ich przyczyn”
!

Lecz i ten wniosek okaże się stwierdzeniem zwykle tylko krótkotrwałym. Kolejne pokolenie będzie eksperymentowało paktowaniem z grzechem i odchodzeniem coraz dalej od Boga niemal stuprocentowo pewnie dokładnie tak samo, jak to czyniły pokolenia poprzedzające ... !
– Odkupienie musi nieustannie obejmować nie tylko mocno przez grzech osłabioną wolną wolę człowieka, ale i jego ... rozum-myślenie.
Tak to wyraża m.in. św. Paweł Apostoł w bezpośrednim nawiązaniu do zwyrodnienia wolitywnego, ale i umysłowego-myślowego w przypadku ... homoseksualizmu swoich czasów (zob. Rz 1,22):

„... Ponieważ, choć Boga poznali, nie oddali Mu czci jako Bogu, ani Mu nie dziękowali,
lecz znikczemnieli w swoich myślach i zaćmione zostało bezrozumne ich serce.
Podając się za mądrych – stali się głupimi ...” (Rz 1,21n).

Złemu, tj. Szatanowi – udaje się wciąż niezwykle łatwo „zwodzić całą zamieszkałą ziemię” (por. Ap 12,9).
– W następnej kolejności blokuje Zły dostęp do środków ułatwiających otwieranie się żywego Obrazu Boga na stawanie się „dwoje-jednym-ciałem” z Tym, który w chwili powołania go do istnienia wezwał go nieodwołalnie do życia – wiecznego. Każdego przecież człowieka: mężczyznę i kobietę, przygotowuje sobie Syn Boży, jako odkupionego za cenę swej Bożo-Ludzkiej Krwi – na swą Mistyczną Oblubienicę, sam będąc dla niej „Oblubieńcem-z-Krzyża” w wieczystym „jedno” zaofiarowanego jej swojego życia i swojej miłości – w „Domu Ojca” (J 14,2).

Tę, tak zawrotną Bożą propozycję musi jednak ta wezwana aktem swej wolnej woli przyjąć; przyjąć łącznie ze związanymi z nią warunkami wstępnymi:

„Kto ma przykazania Moje i zachowuje je,
ten Mnie miłuje ...” (J 14,21).


Stajemy u progu kolejnego etapu zaplanowanych rozważań: rozpoczynającej się siódmej części niniejszej strony internetowej. Chcielibyśmy skupić się obecnie nad garścią wybranych wniosków, jakie zdają się płynąć z przedstawionego, nie skąpego dotychczasowego materiału.

Niezbyt w tej chwili jeszcze rozpoznaną ‘gwiazdą’ przewodnią, która będzie przyświecała kolejnym rozważaniom, zdaje się być niełatwa tematyka najzwyczajniejszego ‘domu-małżeństwa-rodziny’, gdzie toczy się szare, codzienne życie w małżeństwie i rodzinie. Będzie nam jednak chodziło o ‘Dom’ w jego Bożej – i tak dopiero ludzkiej wizji.

Zdajemy sobie sprawę, że nie ‘małżeństwo’, lecz Bóg jest tym Pierwszym. On to dopiero stworzył małżeństwo – jako pierwotny ‘Sakrament stworzenia’. Chciał przez nie swemu żywemu Obrazowi: mężczyźnie i kobiecie, przybliżyć miłość oblubieńczą, jaką jest w pierwszym rzędzie On w stosunku do stworzenia swego umiłowania: człowieka. Tak dopiero staje się małżeństwo – ‘małżeństwem’ w Bożej, i konsekwentnie: ludzkiej wizji jako jeden wielki ‘pas transmisyjny’ Bożej Miłości względem człowieka: mężczyzny i kobiety, a zarazem Boże Źródło, z którego miłość i życie winni czerpać zarówno sami małżonkowie, jak i ich potomstwo.

(8 kB)
Czy to przypadek? Zdjęcie 3 bocianów, które w locie ułożyły się jakoby oczy i uśmiechnięte usta Nieba, tzn. samego Ojca-w-Niebie.

Będzie nam zatem chodziło o ‘dom’, gdzie mąż i żona poprzez przyjęty Sakrament przymierza małżeńskiej komunii osób w miłości-życiu wezwani są do pełnienia zawierzonej im, wyraźnie w chwili wyrażania zgody małżeńskiej przyjętej misji: rozwijania na co dzień ‘domu’ jako jednocześnie „Kościoła Domowego”.
– Nie ulega wątpliwości, że takie będzie kiedyś rozliczenie ze zawierzonego tym Dwojgu skarbu małżeństwa w jego Bożo-ludzkiej rzeczywistości: jako jednego z sakramentów Kościoła.

Żadne życie człowiecze nie jest samym tylko ‘odbywaniem życia’, które by się ograniczało do zaspokajania potrzeb fizjologiczno-wegetatywnych – i niewiele ponadto. Człowiek – to osoba!

Jest on jak gdyby na razie jeszcze nie w pełni rozwiniętym pączkiem niepowtarzalnego ‘kwiatu’, obdarzonego siłą rozwoju w kierunku życia – wiecznego. Jakość prowadzonego stylu życia staje się dla owego człowieka-pączka jednorazowo mu podarowanym ‘czasem’, w ciągu którego przygotowuje on sobie, świadom czy nieświadom tego, swoją osobistą „szatę godową” (Mt 22,11n) na życie – wieczne.

W niej stawi się kiedyś jako zaproszona na „ucztę weselną, którą Król wyprawił swemu Synowi(por. Mt 22,2), „oblubienica – małżonka Baranka” (Ap 21,9); ‘Oblubienica’ w Bożym tego słowa znaczeniu.

Jakież radosne dla nieba i ziemi będzie wtedy „Alleluja” tych wszystkich, o których Słowo-Boże-Pisane wspomina w swej ostatniej Księdze – w odpowiedzi na postawione wtedy zapytanie:

„A jeden ze Starców
[= spośród orszaku zbawionych, bezpośrednio otaczających tron Boży]
odezwał się do mnie tymi słowami:
Ci przyodziani w białe szaty – kim są i skąd przybyli?’ –
I powiedziałem do niego: ‘Panie, ty wiesz’.
– I rzekł do mnie: ‘To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku
– i opłukali swe szaty,
i w krwi Baranka je wybielili. Dlatego są przed tronem Boga ...
Paść ich będzie Baranek, który jest pośrodku tronu,
i poprowadzi ich do źródeł wód życia:
i każdą łzę otrze Bóg z ich oczu’ ...” (Ap 7,13nn.17).
(Zob. też: „... Wtedy Jahwéh, Pan, otrze łzy z każdego oblicza... ” [Iz 25,8])
.

Taki będzie nie złudny, niezniszczalny finał w sytuacji, gdy dany człowiek mądrze spożytkuje podarowany mu do zaowocowania ‘czas’: etap tymczasowy, fazę przygotowawczą dla stałego potwierdzania swego wyboru za życiem – wiecznym. ‘Czas’ ten – to wytrwałe przygotowywanie się do definitywnej wygranej godów weselnych w „Domu Ojca”, m.in. poprzez życie w małżeństwie i rodzinie – jako „Kościele Domowym”.

Życie to toczy się nierzadko w doznawaniu „wielkiego ucisku” (por. J 16,33; Ap 7,14; 12,11; 1 P 2,19.21nn; itd.) w postaci trudów życia obfitującego w doznawane przeciwności i prześladowania. Zapowiedział to swoim uczniom sam Mistrz z Nazaretu. I On też pierwszy przeżył cały bezmiar trudu życia, a w końcu tortur – aż do przerażającego zamordowania Go na krzyżu, sprawdzając siebie na nim jako Mesjasz-Baranek-Oblubieniec (zob. wyż.: Jezus: Mesjasz – Baranek – Oblubieniec).

Ale tenże Syn Człowieczy, Jezus Chrystus, mówi o sobie w Apokalipsie: „Byłem umarły, a oto jestem żyjący na wieki wieków, i mam klucze śmierci i otchłani”  (Ap 1,18).
– Jezus nigdy nie nakazuje czegoś, czego by najpierw sam nie doświadczył w całej goryczy bólu fizycznego – i tego niewyrażalnego dla stworzenia: bólu jako do ostateczności przez stworzenie swojego umiłowania poniżonego i na śmierć zadeptanego Boga-Miłości.

On pierwszy dźwigał krzyż – i na nim wśród tortur umarł. Ma On pełne ‘prawo’ powiedzieć do tych, którzy rzeczywiście chcą osiągnąć życie – wieczne:

„Jeśli kto chce iść za Mną,
niech się zaprze samego siebie, niech co dnia weźmie krzyż swój,
i niech Mnie naśladuje” (Łk 9,23; por. Mt 10,38; 16,24; Mk 8,34).

Czy ktokolwiek, kto swym życiem zaakceptował również to Słowo-Boże, życie swoje ... przegrał na ... wieki?

My pozostajemy w tej chwili nadal na etapie zdawania próby na jakość naszej miłości: do Boga – i bliźniego. Z ‘miłości’ – w jej Bożym rozumieniu, będziemy rozliczeni. Jest ona przecież „największa w Prawie” (Mt 22,36.38; 1 Kor 13,13). Zdawanie wspomnianej ‘próby’ staje się z dnia na dzień przygotowywaniem i przyozdabianiem swej ‘szaty wieczności’. Będzie ona dokładnie taka, jakie były czyny i zachowania poszczególnego człowieka: „złe lub dobre” (2 Kor 5,10; J 5,29; zob. IncM 10).

Nawiązuje do tego Apostoł Narodów:

„... Chociaż bowiem niszczeje nasz człowiek zewnętrzny
[= doczesne ciało; życie w ‘ucisku’ wśród przeciwności i prześladowań],
to jednak ten, który jest wewnątrz
[= życie wewnętrzne człowieka, kształtowane przez sumienie wsłuchane w głos Boga]
odnawia się z dnia na dzień. Niewielkie bowiem utrapienia nasze obecnego czasu gotują bezmiar chwały przyszłego wieku dla nas, którzy się wpatrujemy nie w to, co widzialne, lecz w to, co niewidzialne ...
– Wiemy bowiem, że jeśli nawet niszczeje nasz przybytek doczesnego zamieszkania, będziemy mieli mieszkanie od Boga, dom nie ręką uczyniony, lecz wiecznie trwały w niebie.
Tak przeto teraz wzdychamy, pragnąc przyodziać się w nasz niebieski przybytek,
o ile tylko odziani, a nie nadzy będziemy ...
– Dlatego też staramy się Jemu podobać ...” (2 Kor 4,16n; 5,1nn.9).


Rozpoczynającą się część siódmą, w którą się zanurzymy, pragniemy ująć w paru nasuwających się jednostkach tematycznych.

W pierwszym rozdziale chcielibyśmy stanąć jeszcze raz na twardym gruncie rzeczywistości Odkupienia. Chcielibyśmy nawiązać w szczególny sposób do Jezusa Chrystusa jako „Oblubieńca-z-Krzyża”. Staje On na swój Boży sposób przed oblubieńcami: małżonkami, ze swoim Bożym zamysłem: wiecznego przymierza, które proponuje całkiem szczególnie im właśnie – jako wręczony im Sakrament małżeństwa.

Jako dalszy ciąg i konsekwencja tego aspektu Bożego Objawienia pojawi się pytanie o to, jak Pismo święte, szczególnie Nowego Testamentu, widzi powiązanie pomiędzy Jezusem Chrystusem Mesjaszem-Barankiem-Oblubieńcem – a życiem dwojga oblubieńców-małżonków. Mocą przyjętego Sakramentu przyjmują ci dwoje odpowiedzialność za kształt  ich ‘domu’ jako swoistego „Kościoła Domowego”.
– Znaczy to, że tym pierwszym w domu powinien być zawsze Bóg. I On też będzie tym pierwszym w rozwiązywaniu wszelkich problemów małżeńskich, rodzinnych i społecznych.

Po czym nastąpi rozdział trzeci, który poświęcimy problematyce przede wszystkim etapu przed-małżeńskiego. Rozdział ten, bardzo długi, proponuje Drogiemu Czytelnikowi porywającą i fascynującą tematykę, poświęconą zagadnieniu „Młodzieńczości w obliczu małżeństwa: sakramentu małżeństwa”.

Część siódma niniejszej strony internetowej składa się ostatecznie z trzech rozdziałów:

(0.15 kB)  Boży Oblubieniec w oddaniu siebie Oblubienicy na Krzyżu – „do końca”. Wierność miłości: by Oblubienica nie zginęła, lecz miała życie – wieczne (rozdz. 1).

(0.15 kB)  Czy goście weselni mogą się smucić, dopóki Pan Młody jest z nimi? Oblubieniec-z-Krzyża a Mały-Kościół małżeństwa-rodziny w świetle tradycji Apostolskiej (rozdz. 2).

(0.16 kB)  Młodzi w drodze do małżeństwa: sakramentu małżeństwa. Zechciej, Ojcze, użyczyć nam w Duchu Świętym daru mądrego rozeznania oraz wierności Twojemu Słowu (rozdz. 3).

Po długiej, 8-letniej przerwie, doszło do dopisania kolejnego rozdziału niniejszej siódmej części naszej strony. Rozdział ten poświęcony jest wprawdzie zagadnieniu czystości przed-małżeńskiej, niemniej stał się on swoistą syntezą wieloletnich przemyśleń i sugestii rozważaniowych, jakie nasuwały się ‘po drodze’ poruszanych aspektów tematycznych w ich wielorakich horyzontach. Stąd też rozdział ten dotyczy żywotnie nie tylko etapu życia młodego człowieka, lecz zapewne tym bardziej osób przeżywających życie w małżeństwie-Sakramencie, a raczej jeszcze bardziej precyzyjnie: wszystkich osób, którym zależy na dotarciu po przekroczeniu progu życia doczesnego – do „DOMU OJCA”.
– Rozdział ten jest zatytułowany:

(0.15 kB) Oczekiwana przez PANA krystaliczna czystość narzeczeńska. Poprzez błogosławiony Trybunał Miłosierdzia do Sakramentu Eucharystii (rozdz. 4).

(8,8 kB)

Rozdział Pierwszy


BOŻY OBLUBIENIEC
W ODDANIU NA KRZYŻU
„SIEBIE ...  DO KOŃCA”
KU DOBRU
OBLUBIENICY

*       *       *
Wierność  miłości:
by  Oblubienica  nie  zginęła,
lecz  miała życie  –  wieczne.

(5 kB)

Wprowadzenie do rozdziału pierwszego

W obecnym rozdziale, pierwszym w rozpoczynającej się siódmej części naszej strony, pragniemy nawiązać do ostatnich rozważań części poprzedzającej. Część ta poświęcona była sakramentalności przymierza małżeńskiego.

W niniejszym rozdziale pragniemy spojrzeć na Trójjedynego jeszcze raz, jednakże nieco inaczej niż dotąd. Bóg jest nie tylko Stworzycielem, ale Odkupicielem swego żywego Obrazu: mężczyzny i kobiety. Syn Boży ukazuje na sobie samym śmiertelną, a przecież radosną powagę rzeczywistości, jaką jest i oznacza ‘miłość’.

T

Materiał rozważaniowy podzielimy ze względów praktycznych na następujące działy:

(380 kB)  A. Małżeństwo – domena własnościowa Boża
(349 kB)  B. Jezus w oddaniu siebie na pokarm i napój
(376 kB)  C. Zapowiedzi dramatycznego kresu życia Jezusa
(370 kB)  D. Zaślubiny Bożego Oblubieńca-z-Krzyża z Kościołem-Oblubienicą
(369 kB)  E. „A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie”
(372 kB)  F. Trójca Święta w Męce Syna Bożego
(354 kB)  G. Uczta Weselna Jezusa, Bożego Oblubieńca-z-Krzyża
(361 kB)  Podsumowanie: Jezus Oblubieniec-z-Krzyża

(6,1 kB)

A.   MAŁŻEŃSTWO
DOMENA WŁASNOŚCIOWA BOŻA

(3.5 kB)

1. Teren własnościowy Boży: święty

Trudno przejść do szarzyzny życia w małżeństwie i rodzinie bez głębokiego zadumania po rozważaniach, jakie były treścią części poprzedniej, szczególnie zaś jej zwieńczenia w postaci końcowego odcinka 9-go rozdziału. Rozumiemy lepiej, że małżeństwo jest terenem naprawdę świętym. Nie można stąpać po nim w obuwiu ‘nieczystym’ (por. Wj 3,5): płytko, bezmyślnie, ani tym bardziej z uwagą zawężoną do samej tylko jego strony ‘doznaniowej’.

Filipiny (11.2 kB)
Straszna powódź na Filipinach: wrzesień 2009 r. Gdzie uciekać? Boże ulituj się nad porwanymi przez wodę, nad tymi którzy wszystko stracili, którzy stracili swoich ... utopionych bliskich !

Znaczna część narzeczeństw może duchowo niedorastać do wielkości tajemnicy małżeństwa w chwili, gdy wyrażają publicznie – wobec Boga i społeczności – przełomową w swym życiu, nieodwołalną zgodę, która pieczętuje ich przymierze małżeńskie. Od tej chwili stają się małżeństwem: wchodzą w stan małżeński.

Wiele par narzeczeńskich – a potem małżeńskich, zdaje się nie podejmować wysiłku, by rzeczywistość małżeństwa przeżywać w sposób „święty i nieskalany” (por. Ef 5,27), jak to z mocą uwydatnia św.Paweł Apostoł. Lekceważą wymóg zawierania małżeństwa ... „w Panu” (1 Kor 7,39).

Takie pary zdają się ignorować niemal bezustannie do nich wysyłane sygnały od Bożego „Oblubieńca-z-Krzyża” (por. MuD 26), który ukazuje im na sobie samym, jak śmiertelnie poważną sprawą jest miłować: całym sobą. I co to znaczy: być osobą-darem „... aż do końca” (por. J 13,1).

Nie znaczy to, że skoro ogromna ilość par małżeńskich przeżywa swój związek małżeński płytko, pozostałe pary narzeczeńskie i małżeńskie winny podążać ich śladem i nie zadawać sobie trudu podciągania swego wewnętrznego życia do propozycji, jaką z całą subtelnością swej – do wolnej woli małżonków zwracającej się miłości, ale i całą nieugiętością swej konsekwentnej miłości-z-krzyża – każdym kolejnym dwojgu ukazuje sam Stworzyciel mężczyzny i kobiety. Tenże Stworzyciel wszechrzeczy oraz człowieka – jest zarazem Stworzycielem samego małżeństwa oraz nierozdzielnie z nim związanego wewnętrznego ładu przy kształtowaniu odniesień małżeńsko-rodzinnych.

Niezależnie od czyjejkolwiek ‘opinii’ w nawiązaniu do swej – jak niektórzy wmawiają sobie i innym – ściśle ‘prywatnej wolności’ układania się w przyjaźnie i ‘doboru takiego sposobu kochania się, jaki im ... odpowiada’, małżeństwo nigdy nie było i nie stanie się instytucją ‘świecką’, ani sprawą prywatnych poglądów.

Fakt ten, jako pierwotny wobec kogokolwiek, nie podlega dowolności ‘opinii’ człowieka prywatnego, ani jakiejkolwiek władzy publicznej: państwowej czy międzynarodowej. Małżeństwo jest „od początku” domeną własnościową ściśle Bożą. Konsekwentnie zaś jest ono wyjęte spod ludzkiej dowolności i jurysdykcji.
– W rzeczywistości zaś już dokonanego Odkupienia, tj. od odkupieńczej śmierci Syna Bożego i Syna Człowieczego jednocześnie na Krzyżu – działo się to owego strasznego, a jednocześnie porywającego dnia 14-go Nizan roku 28 ‘naszej ery’, zostało małżeństwo wyniesione do godności Sakramentu Kościoła Chrystusowego. W ranie bowiem przebitego boku Syna Bożego na Krzyżu „wzięły początek sakramenty Kościoła” (Prefacja o Sercu Jezusa).

Jest oczywiście jasne: Bóg swego żywego Obrazu: mężczyzny i kobiety, nigdy nie zmusza do zachowania swoich przykazań, ani też do postępowania zgodnego z ładem moralnym, jaki zaszczepił w sumienie bez wyjątku każdego człowieka.
– Prędzej czy później nastąpi jednak indywidualne rozliczenie się przed Jezusem Chrystusem m.in. z wyraźnie sobie uświadomionego, a być może niemniej świadomie zignorowanego Bożego Prawa moralnego.
– Stwierdzenie to nie jest obliczone ‘na wyrost’, ani nie zmierza do zastraszenia kogokolwiek. Jest po prostu stawaniem na gruncie rzeczywistości, która nadejdzie z jasnością oczywistości – w odniesieniu tak do wierzących, jak i tych, którzy o prawdziwym Bogu nigdy nie słyszeli, lub wmówiono im gruntownie wypaczony obraz Boga.

Trzeba po prostu przyjąć do wiadomości jako fakt radośnie angażujący: małżeństwo jest rzeczywistością świętą – i konsekwentnie: uświęcającą. ‘Uświęcającą’ oczywiście pod warunkiem, że małżonkowie podejmą tę rzeczywistość jako ich mobilizującą szansę poprzez współpracę z łaską Sakramentu. Jako Sakrament Nowego i Wiecznego przymierza Boga z człowiekiem – niesie małżeństwo samo przez się łaski Odkupienia – z jego szczególnym dostosowaniem do życia w małżeństwie i rodzinie.

Takim było małżeństwo „od początku” (por. Mt 19,4.8) zaistnienia człowieka: mężczyzny i kobiety na ziemi. Zostało ono stworzone – a poprzez wszystkie tysiąclecia podarowane każdym kolejnym dwojgu, których Bóg wzywał do podjęcia wezwania do życia w przymierzu małżeństwa – w ramach najpierw pra-Sakramentu stworzenia.
– Z chwilą zaś gdy nadeszła „pełnia czasu”, Syn Boży Jezus Chrystus nie tylko w pełni potwierdził dotychczasową godność i łaskę małżeństwa i wywodzącej się z niego rodziny, lecz wywyższył je niewyobrażalnie, wszczepiając je w siebie jako szczepu winnego (por. J 15,1-5), który rodzi owoce niosące życie wieczne.

W ten sposób małżeństwo stało się jednym z podstawowych kanałów łask Odkupienia. Całokształt bowiem dokonanego dzieła Odkupienia oddał Chrystus w zarząd założonemu przez siebie Kościołowi, który tym samym stał się „niejako Sakramentem”: „... znakiem i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem – i jedności całego rodzaju ludzkiego” (LG 1).

Jako szczególna Boża domena było małżeństwo i pozostaje na zawsze wyjęte spod ludzkiej kompetencji, jeśli chodzi o jego istotne przymioty. Władza społeczeństwa i państwa w odniesieniu do małżeństwa i rodziny ogranicza się z Woli Bożej do regulacji skutków cywilnych, jakie płyną z zawartego przymierza małżeńskiego jako podstawowej komórki życia ludzkiej społeczności.

Społeczeństwo i władze cywilne, w którego dobro wspólne instytucja małżeństwa i rodziny wnosi swój niczym nie zastąpiony wkład, jest zobowiązane z tytułu sprawiedliwości i miłości – w prostym rachunku wzajemności, do ochrony małżeństwa oraz wspierania tej nierzadko bardzo wątłej i wielorako niewystarczalnej komórki społecznej, bez której z kolei samo społeczeństwo nie może istnieć.

(3.5 kB)

2. Nasilająca się walka
o ‘rząd dusz’ małżeństw i rodzin

Tymczasem pełni zdumienia, ale i wzrastającego niepokoju obserwujemy, że władze cywilne różnych państw i ustrojów uzurpują sobie prawo do zawłaszczenia coraz innego zakresu życia małżeństwa i rodziny. Zmuszają tę instytucję, chociaż jest ona pierwotną w stosunku do wszelkiej władzy ustawodawczej (zob. EV 91) – do przyjęcia odgórnie im narzuconego dyktando. Szczególne roszczenia w tym względzie stawiają te opcje polityczne, które w imię obłędnych założeń ideologicznych zdążają do upaństwowienia wszystkich sektorów życia społecznego, uważając się za wszechwładnych właścicieli również instytucji małżeństwa i rodziny oraz poszczególnych obywateli, w tym przede wszystkim młodego pokolenia.

Małżeństwo i rodzina stają się w wielu krajach poligonem coraz bardziej zaciętej walki o ‘rząd dusz’ (por. wyż.:  Królewska droga zdobywania ‘rządu dusz ...’). W walce tej władze posługują się zwykle sofistyczną argumentacją, która w ostatecznym rozrachunku zmierza w sposób nie ukrywany do zniszczenia małżeństwa i rodziny. Z szczególnym wyrafinowaniem prowadzona jest „wojna silnych przeciw bezsilnym” (EV 12; tamże, 17.19.59n) na tych etapach życia człowieczego, kiedy jest ono całkiem słabe i bezbronne, zawierzone miłującej trosce małżeństwa, rodziny, i oczywiście samego społeczeństwa.

We wzajemnych relacjach: władzy państwowej – a małżeństwa i rodziny dochodzi do trudnego do pojęcia paradoksu. Małżeństwa i rodziny, które pragną pozostać ‘sobą’ i służyć nadal wiernie dobru wspólnemu swej ojczyzny oraz świata, zmuszone są do niełatwego w ich warunkach zrzeszania się, by wspólnie walczyć o swe pierwotne, nietykalne, nieodstępne i niezbywalne prawa – przeciw władzy własnego państwa, a nawet organizacjom międzynarodowym.

Instytucje te uzurpują władzę, której nie posiadają i która zdecydowanie przekracza ich uprawnienia. Wydają zarządzenia, które jako sprzeczne z ładem moralnym naturalnym – są z góry nieważne i nie upoważniają do żadnych działań (zob. EV 90; tamże, 73). Dysponując jednak siłą, zmuszają do stosowania się wbrew sumieniu do zarządzeń, które są jednym pasmem niesprawiedliwości i wobec których w obliczu Boga oraz godności osobowej człowieka obowiązuje „sprzeciw sumienia” (por. EV 89). Sprawujący taką władzę ignorują sens własnego istnienia oraz mandat, jaki otrzymały od społeczeństwa – a ostatecznie od Boga: pełnienia służby ku wzrostowi dobra wspólnego. Konsekwentnie zaś nie tylko nie popierają życia i go nie bronią, lecz zdają się czynić wszystko, by życie zniszczyć w samym zarodku.

Oto szczyty perfidii tego, który jest Zły: szatana. Zdaje się on nadal bezkarnie „zwodzić całą zamieszkałą ziemię(Ap 12,9). Wmawia ludziom – w tym wypadku warstwie osób ponoszących odpowiedzialność za losy świata i państw, iż niszczenie życia – oczywiście życia cudzego, staje się szczytem uzyskanej „wolności OD” przykazań (por. VSp 64) tego Boga, który najwidoczniej jest nie-Dobry, skoro wpisał w naturę ludzkiej osoby w sposób niewymazalny m.in. wewnętrzny ład małżeństwa, rodziny i miłości. Ten bowiem ład ‘miłości’, który Stworzyciel zaszczepia każdemu człowiekowi w chwili jego poczęcia, stoi w sprzeczności do tych miraży wolności, jakie w złudnie pociągającej szacie ukazuje człowiekowi ten, który Bogu, a konsekwentnie mężczyźnie i kobiecie jako Bożemu żywemu Obrazowi, ma do powiedzenia tylko to jedno: „Nie będę Ci, Boże, służył (por. Jr 2,20)! Dzieło Twoje, Boże, będą z całą zajadłością systematycznie niszczył ...!”

(3.5 kB)

3. Bóg w zwycięstwie życia i miłości

Zdajemy sobie niewątpliwie sprawę, iż ‘ostatnie słowo’ nigdy nie należało i nigdy należeć nie będzie do tego, który jest Zły. Ani też do człowieka, który odcina się od tego, który od początku stał się dla niego „miłującą Wszechmocą Stwórcy” (DeV 33) i Odkupicielem. Bóg Trójjedyny jest „miłośnikiem życia” (Mdr 11,27) – ponieważ niejako ‘wpierw’ jest ... miłością (por. 1 J 4,19).
– W totalnym przeciwieństwie do Boga ustawia się Szatan. On ... zarówno życia, jak i miłości całym sobą nienawidzi. Szatan „... cieszy się śmiercią(EV 53; Mdr 1,13; 2,24; J 8,44). ‘Wypłaca’ też hojnie śmiercią tych, którzy jego – przeciw Bogu – słuchają. Jakżeż trafnie sformułował to Apostoł Narodów:
– „Albowiem zapłatą za grzech jest śmierć ...” (Rz 6,23).

(13.6 kB)
Straszna powódź na Filipinach - wrzesień 2009 r. Ludzie nie wiedzą gdzie by uciekać: czekają na dachu ... na ratunek! Boże bądź nam miłościw!

Jan Paweł II napisze jednak w swej Encyklice Evangelium Vitae (1995) m.in. ku pokrzepieniu prześladowanych i doznających niesprawiedliwości – w nawiązaniu do Odkupieńczej śmierci Jezusa Chrystusa, w której Syn Boży i Syn Człowieczy zarazem pokonał definitywnie tak grzech, jak i śmierć, te dwa korzenie wszelkiego zła na świecie:

„Krew Chrystusa objawia ... człowiekowi, że jego [= człowieka] wielkość, a zatem jego powołanie, polega na bezinteresownym darze z siebie. Właśnie dlatego, że Krew Jezusa została wylana jako dar życia, nie jest już znakiem śmierci i ostatecznej rozłąki z braćmi, ale narzędziem komunii udzielającej wszystkim życia w obfitości. Kto pije tę Krew w sakramencie Eucharystii i trwa w Jezusie [J 6,56], zostaje włączony w dynamikę Jego miłości i ofiary z własnego życia, aby mógł wypełnić pierwotne powołanie do miłości, właściwe każdemu człowiekowi [Rdz 1,27; 2,18-24].
– Z Krwi Chrystusa wszyscy ludzie czerpią również moc do działania w obronie życia. Ta właśnie Krew jest najmocniejszym znakiem nadziei, a wręcz fundamentem absolutnej pewności co do tego, że zgodnie z Bożym zamysłem życie zwycięży. ‘A śmierci już odtąd nie będzie’ – woła donośny głos wychodzący od tronu Bożego w Niebiańskim Jeruzalem [Ap 21,4].
– Zaś św. Paweł zapewnia nas, że dzisiejsze zwycięstwo nad grzechem jest znakiem i zapowiedzią ostatecznego zwycięstwa nad śmiercią, kiedy to ‘sprawdzą się słowa, które zostały napisane: Zwycięstwo pochłonęło śmierć. Gdzież jest, o śmierci, twoje zwycięstwo? Gdzież jest, o śmierci, twój oścień?’ [1 Kor 15,54n] ... ” (EV 25).

Bóg dobrze wiedział, czemu w żarze swej miłości, która dynamizmem swym wyrywa się niepowstrzymanie do udzielania siebie jako miłości-życia, stworzył człowieka – i to zróżnicowanego pod względem płciowym: jako mężczyznę i kobietę. Nawiązywaliśmy do tego intrygującego zagadnienia pod koniec poprzedniej części (zob.:  Głębia sensu zróżnicowania człowieczeństwa na męskie i kobiece). Potrzeba Bożego ‘Serca’, które niejako nie potrafiło pomieścić się w sobie i nie umiało być szczęściem samo dla siebie, stanęła u źródeł Jego zamysłu miłości. Ten zaś zmierza do oblubieńczego umiłowania poza sobą jako Trójjedynego – kogoś, kto by był zdolny przyjąć Bożą miłość – i na nią odpowiedzieć miłością oblubieńczą odwzajemnioną, na ile to możliwe będzie w ramach stworzenia, które tym samym będzie musiało być osobą.

Takim stworzeniem, wywołanym z nie-istnienia do istnienia z motywu „... dla niego samego(zob. GS 24), ale zarazem jako żywy Obraz samego stwarzającego je Boga, stał się człowiek – i to w swym zróżnicowaniu płciowym.

(3.5 kB)

4. Zamysł uwidocznienia
Bożej miłości poprzez małżeństwo

Zniżając się do zaszczepionej człowiekowi zdolności kochania i odwzajemniania miłości, a ponadto – na wzór swej własnej Bożej komunii Trzech Osób – do człowieczej „zdolności i odpowiedzialności za miłość i wspólnotę(por. FC 11), stworzył Bóg człowieka jako mężczyznę i kobietę. Ich obopólne zdanie na siebie i tęsknota za sobą, szczególnie gdy to dotyczy małżonków, winna według zamysłu Boga względem człowieka pełnić rolę nieustannego ‘pasa transmisyjnego’  tej niejako nieutulonej miłości i tęsknoty, jaką na swój Boży sposób przeżywa Trójjedyny.

Jeśli bowiem mąż kocha i tęskni za żoną – i na odwrót, to jakaż niewyobrażalnie intensywniejsza musi być miłość i tęsknota Boga za stanowieniem nieustannego, na swój Boży sposób przeżywanego i realizowanego, do człowieczych możliwości dostosowanego oblubieńczego „dwoje-jednym-ciałem”! Będzie chodziło o zjednoczenie na zawsze siebie jako Trójjedynego – z tym stworzeniem swego umiłowania: człowiekiem. Uświadamiamy zaś sobie, że Bóg niejako ontologicznie [ze swej istoty i bytu] nie jest w stanie kochać innego rodzaju ‘miłością’, jak tylko miłością oblubieńczą – w jej Bożym pojmowaniu i realizowaniu.

Tę zachwycającą, nie złudną rzeczywistość staraliśmy się przedstawić w poprzedniej części naszej strony. Zmierzała ona szerokim, ale systematycznym nurtem, do swego zwieńczenia w końcowym odcinku ostatniego rozdziału (cz. VI, rozdz. 9, odcinek ‘D’). Mianowicie małżeństwo i samo sakramentalne zjednoczenie męża i żony jest w Bożym zamyśle miłości „od początku”, a tym bardziej w rzeczywistości Nowego Testamentu – całkiem szczególnym, wciąż żywym „obrazem i znakiem przymierza łączącego Boga z Jego Ludem” (FC 12) oraz „realnym symbolem zjednoczenia Chrystusa z Kościołem, zjednoczenia nie czasowego czy ‘na próbę’, ale wiernego na całą wieczność ...” (FC 80).

Nic dziwnego, że w oparciu o dane tak Pisma świętego, jak i o niezmienne nauczanie Kościoła wszystkich wieków, które jednak nabyło całkiem nowej wyrazistości dzięki drążeniu Prawdy objawienia przez Jana Pawła II, mogliśmy wskazać wyżej jednoznacznie na krzyż i jego krzyżujące się ‘belki’  jako stałe przypomnienie tej miłości, jaką Trójjedyny umiłował człowieka: mężczyznę i kobietę. Belki krzyża to ‘pion’ i ‘poziom’. Są one ze sobą nierozdzielnie splecione.

Symbolizują one i przypominają nieustannie to, co – w przypadku małżeństwa jako sakramentu dzieje się z jednej strony pomiędzy mężem a żoną: więź osobową, jaka wiąże tych dwoje w ich nieodwołalnym, bezwzględnie wiernym, wyłącznym przymierzu miłości. Tę funkcję przypomnienia spełnia belka ‘pozioma’.
– Z nią skrzyżowana jest nierozdzielnie belka ‘pionu’. Ta uświadamia tym dwojgu oraz całemu Ludowi Bożemu żar miłości, z jaką Trójjedyny „tak bardzo umiłował świat (J 13,1) – oczywiście świat ludzi-osób: mężczyzn i kobiet, że żaru tego dłużej ‘wytrzymać nie zdołał’. Jedynie dlatego w ramach ‘czasu’, który zrozumieć zdolny jest sam tylko On, Trójjedyny: gdy „nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg [= Ojciec] Syna swego, zrodzonego z Niewiasty ... aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu [= niedoskonałość prawodawstwa religijnego ST, ukazującego grzech, ale niezdolnego by od niego uwolnić], abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo [= w Duchu Świętym](Ga 4,4n).

W rozważaniach poprzedzającej części zwracaliśmy uwagę w nawiązaniu do małżeństwa jako Sakramentu czy to stworzenia, czy już sakramentu Kościoła, że właśnie małżeństwo stwarza w zamierzeniu samego Boga łatwo czytelną i nieustannie aktualną odskocznię, która w przeżyciach tak małżonków, jak całego Ludu Bożego winna przybliżać i uwidzialniać żywiołowość miłości Boga ku rodzinie człowieczej całej.
– Staraliśmy się przybliżyć sobie tę Bożą i zarazem ludzką rzeczywistość w nawiązaniu do znaku krzyża. Mianowicie dwie belki, które tworzą krzyż, stają się łatwo czytelnym znakiem miłości, jaka istnieje zarówno w Bogu, jak i w człowieku, w tym wypadku przede wszystkim u męża i żony jako małżonków.

Oblubieńczą miłość Boga do człowieka: mężczyzny i kobiety, których Syn Boży przygotowuje sobie na swą Mistyczną Oblubienicę, przedstawia w krzyżu jego belka ‘pionowa’. W Synu Bożym ukrzyżowanym sam Bóg oddaje za życie – wieczne człowieka jako swej mistycznej Oblubienicy – swoje własne Bożo-Ludzkie życie.
– Oto prawdziwa miłość. Nie myśli ona o swojej korzyści, ale zdolna jest oddać nawet życie własne (por. J 15,13), by ten umiłowany – w tym wypadku żywy Boży Obraz: mężczyzna i kobieta, „... miał życie, i miał je w obfitości” (J 10,10).

Natomiast ‘belka pozioma’ staje się łatwo czytelnym, realnym znakiem miłości – w pierwszym rzędzie tej istniejącej pomiędzy mężem a żoną.
– Wystarczy jednak, iż ci dwoje spojrzą na swą więź chociażby tylko z niedużego dystansu. Nie mogą oni nie stwierdzić, że sama w sobie rzeczywistość ‘miłości’, a swoją drogą ‘życia’ – ich oboje całkowicie przerasta. Obie te rzeczywistości są tajemnicą. Istnieją one co prawda na ziemi, ale ziemia-materia nie potrafi ich z siebie wykrzesać. Tak życie, jak miłość pochodzić mogą jedynie od Boga, który z kolei nie może być innym, jak właśnie Miłością-Życiem-Osobą.

Innymi słowy, ilekroć mąż i żona tęsknią za sobą lub wyrażają sobie swą obopólną więź, nie może im się nie nasuwać myśl o źródle, z którego tryska tajemnica wciąż ich ogarniającego i przenikającego tak życia, jak miłości, tzn. sam Trójjedyny.

Tym samym uświadamiamy sobie, dlaczego właśnie małżeństwo – niejako bardziej naturalnie niż inne święte Sakramenty Kościoła, staje się łatwo czytelnym, przez wszystkie wieki i tysiąclecia istnienia rodziny ludzkiej nieustannie aktualnym uwidzialnieniem tej miłości, jaką Bóg umiłował człowieka: mężczyznę i kobietę.

Przybliżeniu tej rzeczywistości może służyć zaproponowana przez nas w poprzedniej części grafika, przedstawiająca krzyż – z uwidocznieniem za pomocą napisów i strzałek oblubieńczej miłości tak Boga do człowieka (belka pionowa), jak i tej, która wiąże męża z żoną (belka pozioma). Grafika ta staje się tym samym poglądową pomocą dla zrozumienia Prawdy Bożego objawienia i Bożego zamysłu w stosunku do rodziny ludzkiej całej – poprzez rzeczywistość małżeństwa (zob. wyż.:  Grafika: Oblubieńcza miłość Boga – a oblubieńcza miłość małżonków).

(6,1 kB)

B.   JEZUS W ODDANIU SIEBIE
NA POKARM I NAPOJ

(3.5 kB)

1. Mówienie o Bogu
a intymność małżeńska ...

Wszystko, co sobie ponownie uświadamiamy, było już przedmiotem wznawianych rozważań. Obecna część jest pomyślana jako swoista synteza i wyprowadzenie wybranych wniosków z poprzednich rozważań dogmatyczno-etycznych. Zapewne jednak znajdzie się w niniejszej części miejsce również na dalsze naświetlenia, a przede wszystkim konkretne aplikacje dotychczasowego skarbca rozważaniowego.

Nie możemy nie zauważyć, że wspominanie Boga przy omawianiu małżeństwa i rodziny nie jest bynajmniej nieuzasadnionym wprowadzaniem ‘na siłę’ tematyki religijnej w zakres życia, który z natury swej jest domeną ‘świecką’. Nietrudno o opinie osób, których zdaniem ‘Bóg’ nie ma nic do powiedzenia np. w sprawie intymności płciowej małżonków. A w każdym razie byłoby rzeczą wysoce niestosowną ‘wciągać’ Boga np. w kwestię współżycia płciowego, gdzie liczy się spontaniczność i szał niekiedy brutalnego wyżywania się partnerów, przy którym myślenie i mówienie o Bogu uchodziłoby wręcz za bluźnierstwo.

Tymczasem nawet czysto rozumowe, trzeźwe zastanowienie się nad małżeństwem i życiem małżeńskim – zupełnie niezależnie od religii chrześcijańskiej, nie może uznać zasadności takiej oceny. Jest z góry nieprawdopodobne, żeby Bóg, który jest Stworzycielem i zarazem Odkupicielem człowieka jako właśnie mężczyzny i kobiety, stworzonych w ich zróżnicowaniu płciowym i wezwanych „od początku” m.in. do wiązania się w przymierzu komunii życia i miłości wyraźnie ukierunkowanej na przekształcenie się w rodzinę, miał nie znajdować się niejako w samym ‘sercu’ rzeczywistości małżeńsko-rodzinnej, nie wyłączając przeżywanego w małżeństwie zarówno oblubieńczego, jak i rodzicielskiego ‘sensu’ ciała.

Tak jeden, jak drugi sens ludzkiego ‘ciała’ jest dziełem stworzycielskim samego Trójjedynego. On też, Bóg, stworzył i podarował małżeństwu – i tylko małżeństwu, nie ‘seks’, lecz – jak to niezmiennie podkreślamy: akt pobłogosławionego, pokojowo, sakramentalnie przeżywanego zjednoczenia płciowego wraz z całą jego strukturą, ale i idącym w parze z nim dynamizmem stopniowo się dokonującego jednoczenia w rzeczywistość, którą Słowo-Boże-Pisane ze zdumiewającą prostotą i niedwuznacznością określa jako „dwoje-jednym-ciałem” (por. Rdz 2,24; Mt 19,5; Ef 5,31).

Aspekt ten omawialiśmy poprzednio już wielokrotnie. Okazuje się jednak, że trzeba systematycznie wracać do samych podstaw również tej rzeczywistości. Jest ona bowiem wrażliwa i bardzo podatna na gruntowne zniekształcenie. Skoro jednak zarówno człowiek w swym zróżnicowaniu płciowym, jak i cała rzeczywistość, jaka dokonuje się pomiędzy małżonkami, wyszła w całości z rąk samego Stworzyciela, nie może ona być nie-święta i nie-uświęcająca:

„Elohim [= Bóg] spojrzał na wszystko, cokolwiek uczynił.
Zobaczył, że tak jest bardzo dobrze ...” (Rdz 1,31).

W sensie zatem ontologicznym nie ma podstaw do wątpliwości ani obaw, by jakikolwiek aspekt życia w małżeństwie mógł nie być objęty „miłującą Wszechmocą Stwórcy” (DeV 33). W konkretnym zaś działaniu małżonków – a tym bardziej jedynie partnerów, którzy przechodzą na uprawianieseksu’, wszystko będzie zależało od tego, jak ci dwoje użyją dzieła stworzycielskiego, w tym wypadku swego zarówno ‘oblubieńczego’, jak ‘rodzicielskiego’ sensu ciała.

Jak bowiem podkreślaliśmy już niejednokrotnie za Janem Pawłem II, w dzieło stworzycielskie Boga wślizguje się z całą perfidią swej ku złu ukierunkowanej inteligencji, chętnie w postać „Anioła Światłości” (por. 2 Kor 11,14) się przyoblekający ten, który jest Zły: „Wąż Starodawny, który się zwie Diabeł i Szatan, zwodzący całą zamieszkałą ziemię(Ap 12,9). Podejmuje on niestrudzenie i w nieskończoność powtarzane wysiłki, by po swojemu – a przeciw Bogu i przeciw człowiekowi, re-interpretować to Boże dzieło stworzycielskie – i złapać w zastawioną sieć każdego, kto da się omamić uwodzącą słodyczą działania na przekór głosowi Boga w sumieniu w tym zakresie.

Jan Paweł II mówi w nawiązaniu do Chrystusowej wypowiedzi na krótko przed wydarzeniami z Wielkiego Czwartku i Piątku, iż teraz odbywa się „sąd nad tym światem. Teraz Władca tego świata zostanie precz wyrzucony ...” (J 12,31):

„Właśnie to zdaje się uwydatniać stwierdzenie,
że ‘sąd’ odnosi się tylko do ‘władcy tego świata’,
czyli do Szatana – do tego,
który od początku wykorzystuje dzieło Stworzenia
przeciw zbawieniu,
przeciw przymierzu
i zjednoczeniu człowieka z Bogiem ...”
(DeV 27).

(3.5 kB)

2. Oblubieńcza miłość Jezusa
na krzyżu w Bożym stylu miłowania

Nie wracamy już do etycznych aspektów przeżywania wzajemnej bliskości małżeńskiej. Pragniemy natomiast skoncentrować się nad ogólnymi aspektami małżeństwa i rodziny w ich analogii do tego, co św. Paweł określił: „Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła(Ef 5,32; obszernie zob. wyż.: Sakramentalność małżeństwa odczytana z Ef 5).

Pragniemy mianowicie spojrzeć na małżeństwo i wywodzącą się z niego rodzinę w aspekcie tajemnicy „Kościoła”, tym razem jednak zawężonego do jego ‘miniatury’, jaką stanowi poszczególne małżeństwo i rodzina jako żywa cząstka Kościoła Apostolskiego, jednego, świętego, powszechnego-katolickiego. Tym samym zaś każde pojedyncze małżeństwo i każda rodzina staje się – podobnie jak Kościół święty cały, swoistą oblubienicą – ‘Oblubieńca-z-Krzyża’.

Jezus Chrystus ukochał założony przez siebie swój Kościół, a w nim każdego z osobna odkupionego, całkiem zaś szczególnie każdych kolejnych dwoje złączonych w przymierzu małżeńskim – miłością w pełnym tego słowa znaczeniu oblubieńczą. Inaczej jak ‘oblubieńczo’ Bóg kochać po prostu ... nie potrafi !

Jesteśmy oczywiście ponownie w języku ‘analogii’. Będzie on zatem wyrażał ‘podobieństwo-w-NIE-podobieństwie’. Niemniej trudno nam ludziom inaczej wyrażać się o Bogu, który nas całkowicie przerasta, aniżeli korzystając z języka właśnie ‘analogii’ (zob. dokładniej:  Występujące w tekście ‘analogie’ [Ef 5,22-25]. – Oraz: Miłość Boska – wyraz ludzki. Tekst – z kontekstem).

Jezus Chrystus, Syn Boży i Syn Człowieczy w swej jedynej Bożej Osobie, poślubił swój Kościół-Oblubienicę, wyrażając wobec Trójcy Przenajświętszej, kosmosu i całej rodziny ludzkiej skoncentrowanej w tych, którzy byli w tej chwili obecni na górze Kalwarii – swą zgodę ‘małżeńską’. Działo się o tej „Jego Godzinie”, gdy w darze-miłości-swej-Osoby dla osoby tej umiłowanej [zjednoczonej w Duchu Świętym w Kogoś Jednego: Oblubienicę] – wydawał dla niej i za nią „do końca” (J 13,1) swoje Bożo-Ludzkie Ciało i przelewał dla niej i za nią, równie „do końca” – Krew swego życia.

Oto miłość oblubieńcza w Bożym stylu. Jezus Chrystus działa tu, na krzyżu, jednocześnie oblubieńczo i odkupieńczo. Mianowicie „oczyszcza” swą jakże często niegodną Oblubienicę z brudu jej grzechów (por. Ef 5,26: sakrament Chrztu). Jednocześnie zaś „... żywi i pielęgnuje ...” (Ef 5,29) swoje Ciało Mistyczne, tj. właśnie poślubioną swoją Oblubienicę (obszerniej wyż.:  Dar Głowy dla Ciała: Chrystus-Kościół – mąż-żona). Tutaj bowiem, na Krzyżu, daje Chrystus życie – wieczne Kościołowi, swej mistycznej Oblubienicy, a w niej – każdemu z osobna odkupionemu, jeśli ten otworzy się chociażby tylko nieznacznie na dar tego odkupienia.

Być Oblubieńcem-z-Krzyża znaczy zatem dla Syna Bożego Jezusa Chrystusa wydać swoje „ciało za życie świata” (J 6,51), a swoją Krew jako napój Życia:

„Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego
i nie będziecie pili Krwi Jego,
nie będziecie mieli życia w sobie.
Kto spożywa Moje Ciało i pije Moją Krew, ma życie – wieczne,
a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym.
Ciało Moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew Moja jest prawdziwym napojem.
Kto spożywa Moje Ciało i Krew Moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim ...” (J 6,54-56).

Oto rzeczywistość, której echem jest tytuł naszej strony internetowej:

By miłość – MIŁOŚCIĄ była
Miłości – rozwiązania ludzkie a Boże

Kwiatek (3 kB)

3. Mężowie miłujcie żony
jak Chrystus umiłował Kościół

(3.5 kB)

Jeśli mąż pragnie być mężem po linii sprawowanego sakramentu małżeństwa, a żona małżonką-oblubienicą również w znaczeniu wzajemnie sobie udzielonego Sakramentu, zaczyna jarzyć się światło, które ukazuje kierunek dla nieustannego kształtowania swego wnętrza. Ci dwoje przyjęli je jako swoje zobowiązanie życiowe. Dotyczy to m.in. chwil, gdy jako małżonkowie będą mogli przeżywać swoją bliskość oblubieńczą.

(8.2 kB)
Rozbrajający uśmiech dziecka. Czy taki uśmiech promieniujący szczerością, nie jest swoistym echem Nieba, Domu Ojca, a największą radością wdzięczności dla matki i ojca?

Chrystus na krzyżu w najmniejszej mierze nie szuka swojej przyjemności. Jego miłość skoncentrowana jest od początku do końca na dobru – definitywnym, ale też tym doczesnym, swojej skalanej Oblubienicy. Żeby ona mogła żyć: zarówno obecnie, jak i w „Domu Ojca”.
– W tym celu staje się Jezus dla niej, jako Jej Oblubieniec, Osobą-darem. Nie czyni tego dla zaznania jakiejkolwiek swojej ‘przyjemności’. Przeciwnie, dar jaki składa ze swojej Osoby – dar całościowy i doprowadzony „aż do ostatecznych konsekwencji” (por. J 13,1), staje się dla Jego umiłowanej spożywaniem Jego Ciała wydanego, oraz przyjmowaniem napoju życia, którym jest Jego Krew – przelana.

Czy ten fakt: małżeństwo które z Woli Bożej jest stałym, realnym odzwierciedleniem tajemnicy zaślubin Syna Bożego z Kościołem jako Jego Mistyczną Oblubienicą, zaczyna przemawiać do mężów i żon o najgłębszym sensie ich małżeństwa jako sakramentu? Jezus wydaje swoje Ciało, przelewa swoją Krew – w takiej chwili, gdy u Jego umiłowanej: mężczyzny i kobiety, którzy w jednoczącym ich Duchu Świętym stają się Jego Oblubienicą, jednakże aktualnie są oni przez Złego totalnie obałamuceni i nieustannie zdradzają swego Bożego Oblubieńca – nie tylko brak jakiejkolwiek wzajemności-w-miłości, ale przeciwnie wyrzuciła ona „na zewnątrz” przyprowadzonego do ślubu z nią Syna Królewskiego, Właściciela Bożej Winnicy – i Go okrutnie ... zamordowała!

To właśnie oznaczało i wciąż oznacza – jako wyznacznik stylu miłowania, to Słowo-Boże-Pisane, które rozważaliśmy pod koniec poprzedniej części (zob.:  „Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował i wydał siebie” [Ef 5,25]):

„Mężowie, miłujcie żony!
Bo i Chrystus umiłował Kościół – i wydał za niego samego siebie:
aby go uświęcić ...
aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny,
nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego,
lecz aby był święty i nieskalany ...” (Ef 5,25nn).

(3.5 kB)

4. Wyrzucony z winnicy dziedzic
– Pan Młody, Syn Króla, Baranek

Tego strasznego dnia, na który czekały niebo i ziemia od zarania Stworzenia: 14-go Nizan 28 roku ‘naszej ery’ – doszły do zenitu po kolei wszystkie proroctwa Starego Testamentu o Cierpiącym Słudze Jahwéh, oraz wszystkie ‘przypowieści-alegorie’, w których Jezus coraz bardziej niedwuznacznie mówił o sobie. Co prawda zgodnie ze swym zwyczajem Jezus nie mówił o sobie wprost, a natomiast używał sposobu mówienia o sobie w 3-ciej osobie. Wszyscy zdawali sobie jednak doskonale sprawę, że każda z tych Jego wypowiedzi jest kolejnym samo-objawieniem siebie: swojej osoby i zleconej Mu przez Ojca misji.

(0,37 kB)  On to, Jezus – jest owym „dziedzicem” z przypowieści-analogii o przewrotnych rolnikach. Gospodarz posłał Go w nadziei, że przynajmniej Jego uszanują – po zbrodniczym potraktowaniu poprzednich wysłańców. Tymczasem gdy rolnicy zorientowali się, że jest to właśnie syn gospodarza, ustalili między sobą:

„To jest dziedzic.
Chodźcie, zabijmy go, a posiądziemy jego dziedzictwo.
Chwyciwszy go, wyrzucili z winnicy, i zabili ...” (Mt 21,38n).

Mateusz Ewangelista dopowiada wyraźnie:

„Arcykapłani i faryzeusze, słuchając Jego przypowieści, poznali, że o nich mówi.
Toteż starali się Go pochwycić, lecz bali się tłumów ...” (Mt 21,45n).
(Zob. do tego wyż.:  Przez Ojca posłany Syn Człowieczy odrzucony przez ‘swoich’)
.

‘Oblubienica’ Oblubieńca-z-Krzyża nie tylko nie przeprasza swego Oblubieńca-Małżonka, ale zdecydowanie potwierdza wolę ... zabicia Go! A On – nadal zapatrzony w grożącą Oblubienicy utratę życia wiecznego, kocha – i ofiaruje siebie na „ofiarę przebłagalną” (1 J 2,2) za jej grzechy: „ ... W Nim [Jezusie] mamy odkupienie przez Jego Krew – odpuszczenie występków, według bogactwa Jego łaski” (Ef 1,7).

(0,36 kB)  Nikt z kolei nie mógł mieć wątpliwości, kim jest ów „pan młody”, na którego przyjście czekają „panny roztropne i nierozsądne” (Mt 25,1-13). Jezus nawiązuje tu do siebie wyraźnie jako ... Oblubieńca (zob. wyż.:  Orszak panien oczekujących na przybycie pana młodego).
– Trudno nie postawić sobie pytania: czemu ta z kolei przypowieść-alegoria: o zaślubinach pana młodego, znajduje się w Ewangelii tuż przed opisem męki Syna Człowieczego?

(0,35 kB)  A wreszcie Jezus mówi najwyraźniej ponownie o sobie w przypowieści-analogii o uczcie weselnej, jaką król wyprawił swojemu synowi i pozapraszał na tę uroczystość wysokich dygnitarzy. Tymczasem ci zaproszeni wzgardzili szansą: na gotową już ucztę nikt z nich nie przybył.
– Gospodarz-król zapełnił salę przyjęć dopiero osobami zdawać by się mogło całkiem niegodnymi – niemal z marginesu społecznego:

„Wyjdź co prędzej na ulice i zaułki miasta i wprowadź tu ubogich, ułomnych, niewidomych i chromych! ...
i zmuszaj do wejścia, aby mój dom był zapełniony” (Łk 14,21nn)
(Zob. do tego wyż.:
Wzgarda zaproszeniem na ucztę zaślubin syna królewskiego)
.

I znów nasuwa się nieodparcie pytanie: czemu Jezus mówi tu – przecież znowu o sobie, chociaż używa 3-ciej osoby, jako o synu króla, który w sam raz poślubia swą oblubienicę, podczas gdy dzieje się to tuż-tuż przed przerażającym finałem Jego życia w postaci kaźni krzyża?

Poza tym: I w tej kolejnej przypowieści-alegorii przedstawia siebie ponownie – bardzo zdecydowanie – jako młodego pana: oblubieńca.
– Niepodobna nie postawić sobie pytania: kim i gdzie jest wobec tego Jego ... oblubienica, owa pani młoda, którą on poślubia?
– Nie ulega wątpliwości, że jej osoba ukazana jest jedynie domyślnie. Jej bliższe określenie wymaga uważnego zastanowienia nad całokształtem odkupieńczej działalności jej Oblubieńca: Syna Bożego i Syna Człowieczego jednocześnie.

(0,36 kB)  Czy zaś słuchacze Mistrza z Nazaretu mogli nie pamiętać doskonale o zdumiewającym, a nie mniej jednoznacznym, jednocześnie entuzjazm i paraliżujące przerażenie budzącym świadectwie Jego wielkiego poprzednika – Jana Chrzciciela, że Jezus to „Mesjasz” (J 3,28), ale zarazem „Baranek Boży który gładzi grzech świata” (J 1,29), a ponadto „Oblubieniec” (J 3,28)? Sam zaś on – Jan Chrzciciel, pełnił względem Niego zaszczytną rolę „przyjaciela Oblubieńca” (J 3,28).
– Jednym z zasadniczych zadań takiego „przyjaciela oblubieńca” było przyprowadzenie pani młodej: oblubienicy – do Niego jako jej oblubieńca (zob. wyż.:  Jezus: Mesjasz – Baranek – Oblubieniec). Jan Chrzciciel z tego zadania się wywiązał. Pomimo iż wiodące sfery religijne postarały się o gruntowne zignorowanie i wyciszenie Janowego świadectwa (zob. wyż.:  Blokowanie świadectwa o Jezusie).

(0,37 kB)  W końcu zaś Jezus przedstawił siebie, jak zwykle niejako tylko ‘mimochodem’, całkiem wyraźnie jako Oblubieńca (zob. wyż.:  Bezpośrednie objawienie siebie jako Oblubieńca – w punktach: B1-2).

Wszyscy zaś wiedzieli doskonale, że Jezus ‘nie chodzi’ z żadną ‘dziewczyną’. Nie mogli nie kojarzyć sobie Jego słów – z trudnymi do pojęcia, a na wskroś realnymi wypowiedziami-wynurzeniami Jahwéh o swojej miłości Małżeńsko-Oblubieńczej do Izraela i każdego z Jego Ludu.

Jezus zaś niejednokrotnie, zwłaszcza na ostatnim odcinku swego ziemskiego życia, niedwuznacznie dawał do zrozumienia, że On właśnie jest „Jahwéh” (np. J 8,24.28.58): Bogiem dotychczasowego Izraela. Tego oczywiście ówczesne wiodące warstwy religijne przyjąć pod żadnym pretekstem nie chciały. Jedyną ich reakcją na słowa Jezusa stawało się w takich okolicznościach natychmiastowe sięganie po kamienie, by bez jakiegokolwiek dociekania prawdy, Jezusa na miejscu zabić (zob. J 8,59).

Całkiem jawne przedstawienie siebie jako Oblubieńca miało miejsce z okazji utarczki pomiędzy uczniami Jana Chrzciciela a Jego uczniami, którzy w towarzystwie Jezusa nie podejmowali postów, praktykowanych przez wielu gorliwych czcicieli Jahwéh. Jezus wziął wtedy swych uczniów w obronę, a przy okazji objawił siebie jako Oblubieńca, który właśnie przeżywa swoje zaślubiny-wesele:

„Jezus im odpowiedział:
Czy goście weselni mogą pościć, dopóki Pan Młody jest z nimi?
Nie mogą pościć, jak długo Pana Młodego mają u siebie.
Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im Pana Młodego, a wtedy w ów dzień, będą pościć ...” (Mk 2,18-20).
(Zob. też: Mt 9,14-17; Łk 5,33-39)
.

Odpowiedź Jezusa jest – jak zwykle – okryta tajemnicą, a przecież na wskroś jednoznaczna. Jest ona jednym więcej samo-objawieniem siebie Jezusa, w tym wypadku jako tego, który aktualnie zawiera przymierze małżeńskie (zob. obszerniej wyż.:  Jezus o sobie jako Oblubieńcuoraz c.d. tego rozważania w: Jezus o sobie jako Oblubieńcu weselnym).


(8,5 kB)

RE-Lektura: cz.VII, rozdz. 1-a.
Stadniki, 18.V.2015.
Tarnów, 5.VI.2022.


(0,7kB)        (0,7 kB)      (0,7 kB)

Powrót: SPIS TREŚCI



Część VII. W DNIACH DOLI I NIEDOLI MAŁŻEŃSTWA I RODZINY.
Spraw, Jezu, by życie nasze było promieniowaniem
radością miłowania i pewnością nadziei, z których mamy
zdać sprawę (FC 52)


Wprowadzenie do ‘klimatu’ części siódmej

Rozdz.1. BOŻY OBLUBIENIEC W ODDANIU OBLUBIENICY SIEBIE
„DO KOŃCA” – NA KRZYŻU. Wierność miłości: by
Oblubienica nie zginęła, lecz miała życie – wieczne.


Wprowadzenie do rozdziału pierwszego

A. MAŁŻEŃSTWO - DOMENA WŁASNOŚCIOWA BOŻA
1. Teren własnościowy Boży: święty
2. Nasilająca się walka o ‘rząd dusz’ małżeństw i rodzin
3. Bóg w zwycięstwie życia i miłości
4. Zamysł uwidocznienia Bożej miłości poprzez małżeństwo

B. JEZUS W ODDANIU SIEBIE NA POKARM I NAPOJ
1. Mówienie o Bogu a intymność małżeńska ...
2. Oblubieńcza miłość Jezusa na krzyżu w Bożym stylu
miłowania

Tabela. By miłość - miłością była...
3. Mężowie miłujcie żony Jak Chrystus umiłował Kościół
4. Wyrzucony z winnicy dziedzic, pan młody, Syn Króla, Baranek


Obrazy-Zdjęcia

Ryc.1. Bezwzględna wierność złożonemu ślubowi
Ryc.2. Uśmiech Ojca Niebieskiego: bociany na niebie
Ryc.3. Filipiny: powódź wrzesień 2009 r - 1
Ryc.4. Straszna powódź na Filipinach - wrzesień 2009 - 2
Ryc.5. Rozbrajający uśmiech dziecka