(0,7kB)    (0,7 kB)

UWAGA: SKRÓTY do przytaczanej literatury zob.Literatura

(5 kB)

B.
   WYNISZCZANIE MIŁOŚCI

Ozdobnik

Przekreślanie woli
stanowienia jedno-w-miłości

Bezpośredni motyw użycia antykoncepcji, względnie przerywania rozwijającego się oddania się małżonce, jest być może uzasadniony rzeczywistą potrzebą: że małżonkowie w tej chwili nie mogą, względnie nie powinni nastawiać się na kolejne dziecko. Pojawia się jednak pytanie: czemu ci dwoje w ogóle przystępują do współżycia, skoro z góry chcą je ubezpłodnić np. przez stosunek przerywany? Jeśli pragną wyrazić sobie swą więź, mogą to czynić na wiele sposobów, bez angażowania narządów płciowych. Jeśli zaś sięgają po zjednoczenie płciowe, wyzwalają nieodwołalnie również rodzicielską dynamikę aktu.

Uczciwość w myśleniu wymaga, by nie podejmować tchórzliwej próby uchylenia się od jasnego sformułowania tego stanu. Mianowicie stosunek podjęty z rozmysłu jako ubezpłodniony ujawnia jaskrawo, że ci dwoje poszukują przeżycia seksu, a nie zjednoczenia osób. Tymczasem jedynym sposobem rzeczywistego stanowienia „dwoje jednym ciałem” jest umożliwić ciału, by aż do końca mogło wypowiedzieć wolę zespolenia, które tak obdarowuje, że zostawia siebie całego w tym drugim. Jednocześnie zaś nie może to być trwaniem w zjednoczeniu z sobą jedynie sekundowo. Zjednoczenie winno być przeżywaniem po prostu zjednoczenia – sakramentalnego, możliwie jak najbardziej przedłużonego, pełnego pokoju i łaski.

Jeśli mąż usuwa się przed swym szczytowaniem, albo partnerzy stosują jakąkolwiek blokadę przeciw-poczęciową czy przeciw-ciążową, oboje ujawniają niezbicie swoje właściwe zamierzenie: oni siebie nie kochają! Nie zamierzają zjednoczyć się z osobą tego drugiego! Świadczą wobec siebie i Boga, że chodzi im o dostęp do płci. Jeśli siebie nawzajem nie zdradzają, pochodzi to stąd, że są dla siebie ‘tanio’ dostępni, niemal o każdej porze dnia i nocy.
– Przymierze miłości „od osoby do osoby”, które miało obejmować „dobro całej osoby” (GS 49), spada do rzędu prostytucji. Słusznie się mówi, że więcej bywa prostytucji i gwałtu w małżeństwie, niż poza nim. Niemożliwe, by takie współżycie mogło nie być ciężkim występkiem przeciwko przykazaniu miłości: „Będziesz miłował Boga z całego serca, a bliźniego jak siebie samego”, uściślonemu w przyrzeczeniu małżeńskim: „Ślubuję ci miłość ..., uczciwość ...”.

Wszelkie grzechy przeciwne czystości, a także grzechy małżonków przy współżyciu, są uprawianiem seksualizmu anonimowego. I dlatego są one zawsze w najprawdziwszym znaczeniu grzechami „cudzołóstwa”. Nie jest to ogólnik na wyrost. Anonimowość znaczy, że jest tu mało ważne, kim jest partner: żona, mąż, czy ktokolwiek inny. Ilekroć partnerzy podejmują akt ubezpłodniony, stwierdzają niezaprzeczalnie, że jedynym ich celem jest dostęp do płci. A genitalia są podobne także u innych ‘osobników’ danej płci. Ten ‘inny’ zachowa się być może w sposób bardziej wyrafinowany, niż ten ślubny, z którym współżycie staje się nudne: stereotypowe.

(11 kB)
Jedzenie ... nie smakuje. Co tu zrobić, żeby Mama nie poznała, że chętnie to gdzieś wyrzucę ... i będę udawać, że to zjedzone i że ... smakowało?

Anonimowość miłości w obliczu istniejącego małżeństwa jest zbyt fundamentalnym występkiem przeciwko ślubowi ukierunkowanemu na określoną osobę – z wykluczeniem kogokolwiek innego! Toteż z tego kolejnego tytułu – praktyki przeciw-rodzicielskie oraz uprawianie seksualizmu zastępczego nie mogą być ocenione jako grzech – obiektywnie jedynie lekki. Niszczą one miłość do osoby, a konsekwentnie: samą tę osobę – człowieka.

Ontologicznie biorąc jest oczywiście w sensie absolutnym niemożliwe, by człowiek-osoba mógł w pewnym momencie stać się ‘rzeczą’. Człowiek pozostaje niezbywalnie kimś: nieodstępnie wezwanym do życia wiecznego. Dlatego jednak redukcja czyjejś osoby – w własnej świadomości, czy też poprzez poddanie jej określonemu działaniu – do roli ‘narzędzia do eksploatowania’ pod płaszczykiem ‘miłości’ – jest tym bardziej radykalnym burzeniem miłości i zranieniem godności osoby. Staje się to grzechem osobistym w pierwszym rzędzie osoby tego działającego.
– Z kolei jednak ten drugi, poniżony, też nie potrafi przestać być osobą. Pozostaje on osobą nieodwołalnie – na zawsze.
– W małżeństwie osobą niegodnie potraktowaną staje się przede wszystkim małżonka. Mąż złożył ślub, że będzie ją miłował „dla niej samej” – miłością wierną, wyłączną; że jej nie opuści aż do śmierci ...

Głębsze zastanowienie się prowadzi w ten sposób do wniosku, któremu trudno zaprzeczyć: że działania przeciw-rodzicielskie są każdorazowo grzechem nie tylko przeciw przykazaniu VI czy IX, lecz tym bardziej przeciw przykazaniu I-szemu: miłości Boga i bliźniego. O tym przykazaniu mówi się raczej rzadko – i mało. Ściśle biorąc, wyraźnie sformułowane przykazanie VI i XI nie byłoby nawet ‘potrzebne’. Mieści się ono w sposób aż nadto niedwuznaczny już w przykazaniu największym i najważniejszym – przykazaniu pierwszym: miłości Boga i bliźniego.

Przeżywanie aktu ubezpłodnionego

Kobieta zmuszona do aktu ubezpłodnionego, a może sama stosująca antykoncepcję lub formy zastępcze, dobrze czuje, że schodzi do roli narzędzia do wyeksploatowania. Wiele kobiet zmuszanych do stosunków przerywanych i antykoncepcji wyznaje z goryczą, że do głowy cisną się wtedy straszne myśli: o śmierci któregoś z nich, o samobójstwie, czasem o zabójstwie, a przynajmniej o rozwodzie. Inne użalają się na wdowieństwo, chociaż mąż domu nie opuszcza i odbywają się stosunki. Kobieta nie czuje się żoną: osobą. A to rani najczulsze struny serca. Nieprawdopodobne, by takie sponiewieranie godności mogło nie być grzechem ciężkim w obliczu Boga!

Narzuca się wciąż podobna konkluzja. Uświadomienie sobie coraz innego aspektu psychicznych następstw działań przeciw-poczęciowych potwierdza wniosek, że grzechy te sprzeciwiają się ślubowanej miłości i ją ‘na raty’ systematycznie niszczą. Ten też aspekt programów antykoncepcji demaskuje wytrwale Jan Paweł II (np. FC 24; LR, zwł. 11-15.18-22; EV 13.23.88.97).

Wymuszanie stosunku ubezpłodnionego, ewentualnie wypaczonych form seksualizmu, narzucanych niekiedy przy użyciu szantażu lub podstępu, demonstrowanie swej nerwowości rzekomo wskutek nierozładowania seksualnego, jest celnie wymierzone przeciw miłości jako daru. Miłość idzie w parze z pokojem, tzn. świadectwem czystego serca, w którym gości Chrystus żywy. W przypadku szantażu – górą jest nie osoba, lecz seks: źródło egoistycznie wymuszanych doznań. Szantaż jest nie do pogodzenia z miłością, której znamieniem jest subtelność i odcięcie się od siłowej ingerencji, by móc pielęgnować „przyjaźń osób” (FC 25).

Znów narzuca się konkluzja: szantaż nie może nie być ciężkim występkiem przeciwko miłości bliźniego. Zastraszanie, odzywanie się do małżonki urzędowo, gdy nie dopuszcza do współżycia w dniach płodności, przekorne niepodejmowanie zaproszenia w pozostałych dniach cyklu – nie może nie być poczytane za ciężkie sponiewieranie osoby.

Bywa, że kobieta jest tą pierwszą prowokującą do stosunku ubezpłodnionego. Z własnej inicjatywy stosuje środki nie-zachodzenia w ciążę, lub jej natychmiastowego ‘zastopowania’. W takich wypadkach ona przede wszystkim ujawnia, że nie poszukuje oblicza męża, lecz zaspokojenia swego roznamiętnienia. Jeśli tacy małżonkowie są na swój sposób szczęśliwi, szczęście ich jest płytkie, niezdolne ubogacać miłością, która z istoty swej jest twórcza (MiO 110; DiM 7). Współżycie wyradza się w ‘odbywanie stosunków’, a nie przeżywania zjednoczenia w miłości.

Oby zaś swoiste dobre samopoczucie i szczęśliwość w takim związku nie było zapowiedzią bardzo niedobrą co do losu ostatecznego. Mianowicie Bóg nagradza każdy spełniony w życiu dobry uczynek, chociażby on był wyrazem jedynie naturalnej skłonności do utrzymywania z wszystkimi pokoju, bez powiązania go z intencją świadczenia w ten sposób dobra samemu Chrystusowi. ‘Powodzenie’ i szczęście mogłoby być wyrazem Chrystusowych trudnych słów: „... Zaprawdę, powiadam wam: Ci otrzymali już swoją nagrodę ...!” (Mt 6,2.6; por. też DzF 1728).

Pieczętowanie rozwodu

Inną nieuniknioną konsekwencją współżycia ubezpłodnionego jest otwieranie w ten sposób drogi do rozwodu. Na rozprawach o rozwód nie wydobywa się zwykle zbyt drastycznych szczegółów dotyczących sposobu współżycia. Jeśli jednak stosunki płciowe były w tym wypadku systematycznie ubezpłodniane, nietrudno zrozumieć rozchodzenie się dróg tych dwojga. Antykoncepcja wiedzie nieuchronnie do rozwodu. Partnerzy łączą się przecież tak, żeby nie stać się rzeczywistym „jedno w miłości”. Stwierdzają wobec siebie – a potem wobec społeczeństwa, że nie chcą stanowić jedno, czyli pragną się rozwieść. Budując miłość, skutecznie ją burzą. Wola ich spełnia się, gdy rozwód staje się faktem dokonanym ...

Wszystko to dotyczy też znacznej części par narzeczeńskich. Jeśli współżyją przed ślubem, stosując ponadto praktyki przeciw-rodzicielskie oraz petting, powinni sobie uświadomić, że miłość ich wykazuje głębokie pęknięcia już przed ślubem. Szczególnie zaś dziewczyna powinna zastanowić się nad swą przyszłością. Narzeczonemu nie chodzi w takiej sytuacji o nią jako osobę. On ‘poszukuje’ seksualnie-egoistycznie ‘kochanki’ dla siebie, dokładniej mówiąc: darmowej prostytutki!  ‘Miłością’ nazywają oboje udostępnienie się sobie w ciele i płci. Nie ma tu mowy o miłości jako darze otwartym – na życie wieczne! Ani nawet na prawdziwie pojęte dobro, chociażby tylko doczesne.

Do takiego stanu doprowadza nierzadko dziewczyna. Wiele dziewcząt prowokuje swych adoratorów do coraz dalej posuniętych pieszczot. Inne ubierają się i zachowują tak prowokująco, że tym samym ujawniają jedynie swój bezwstyd i nieukrywaną intencję wobec świata męskiego. Chodzi im wyraźnie o granie na męskiej ciekawości, pożądliwości i słabości seksualnej w obliczu anonimowo przeżywanej ‘kobiecości’ jako intrygującego, bezimiennego ‘seksu’: wobec ‘seks-bomby’. W tej sytuacji dziewczyna zwykle nietrudno usidli któregoś z ‘chłopaków’, albo i dorosłego już mężczyznę pozbawionego kośćca moralnego.
– Oczywiście: dziewczyna łudzi się srodze, że zwabienie na ‘seks łatwy’, względnie ‘bezpieczny’ zmieni się w miłość wierną w doli i niedoli ...!

W Liście do Rodzin wraca Jan Paweł II na szeregu miejscach do omawianych tu zagadnień. Na przykład.:

„...Z pewnością przeciwna jest cywilizacji miłości tak zwana ‘wolna miłość’ – tym niebezpieczniejsza, że zwykle sugeruje się przy tym oparcie na tak zwanym ‘prawdziwym’ uczuciu. Sugestią taką w gruncie rzeczy niszczy się miłość. Ileż rodzin uległo rozbiciu z tego właśnie powodu! Sugestia, aby iść zawsze za ‘prawdziwym’ uczuciem, chociaż pozornie służy miłości ‘wolnej’, naprawdę czyni człowieka niewolnikiem ... ludzkich namiętności i instynktów.
– ‘Wolna miłość’ wykorzystuje ludzkie słabości, dostarcza im pewnej ‘oprawy’ szlachetności przy pomocy środków uwodzenia, a także doraźnej aprobaty opinii publicznej.
– Usiłuje ona w ten sposób ‘uspokoić’ wyrzuty prawego sumienia. Usiłuje stworzyć ‘moralne alibi’. Nie bierze jednak pod uwagę wszystkich konsekwencji, jakie z tego wynikają, zwłaszcza gdy cenę – oprócz współmałżonka – płacą dzieci, które – pozbawione własnego ojca czy matki – zostają skazane na faktyczne sieroctwo, chociaż prawdziwi rodzice nadal żyją” (LR 14).

Wydźwięki
dla więzi małżeńskiej

Wyrazem płycizny duchowej chwil intymności wskutek praktyk ubezpłodnienia stosunków, tzn. samego tylko wyżywania się seksualnego z kimś drugim, może być postępujące pogrążanie się w alkoholu i narkotykach. Mąż nie jest takim współżyciem usatysfakcjonowany. Odreagowuje wprawdzie namiętność w przeróżny sposób: przez stosunki ubezpłodnione, samogwałt, petting. Wszystko to nazywa ‘uprawianiem miłości’. Wykazuje żonie, jak bardzo mu na niej ‘zależy’ i jak ‘gorąco ją kocha’, skoro składa się jej tak często ‘w darze’ i spełnia względem niej swoją małżeńską ‘powinność’!

W miarę postępującego OD-człowieczania i pogrążania się w prymitywizmie – niemal już nie reaguje na głos Boga wzywającego do nawrócenia i naprawienia bezmiaru zła wyrządzanego żonie i rodzinie. Głos sumienia nie jest kwestią religijnego wychowania w katolicyzmie. Głos ten ‘mówi’ bez wyjątku w sercu każdego człowieka. Każdy jest Bożym Obrazem, z którym Bóg podejmuje rozmowę – i znajduje zawsze też sposób, by go ostrzec! Podążanie za Tym, który jest ‘Zły’ – Szatanem, kończy się każdorazowo niszczeniem człowieka, zmierzającym do pogrążenia go w zniszczenie-śmierć ostateczne: potępienia wiecznego.

(63 kB)
Tacy goście zdarzają się tylko raz na dziesiątki lat: z Indonezji – odwiedziny dwóch rodzin w domu rodzinnym misjonarza: 2017 r.: Eddy, ks. PL, Karol, Francis-Michelle, Renata, Ryszard, Faustina-Teresa, Anna-Isabel

Jeśli mąż nie chce słuchać wyrzutów, jakie dręczą sumienie małżonki z powodu systematycznie popełnianych grzechów małżeńskich, świadczy to tym gorzej przeciw niemu. Niszczy on miłość, bagatelizując to, co małżonka przeżywa zwykle znacznie bardziej precyzyjnie niż on – jako zasadnicze dobro czy zło moralne. Gdyby nawet był niewierzącym, miłość kazałaby mu odnosić się z uszanowaniem do tego, co żona uznaje za wartość.
– Jeśli zaś stałe nękanie ‘potrzebą odbycia stosunku’ – z reguły ubezpłodnionego, uzasadnia ‘spontanicznością kochania’, posługuje się tym określeniem jako parawanem, by sprawy nie nazwać po imieniu: jako swego nieopanowanego egoizmu seksualnego, jaskrawego wyrazu zamierzonego niedorozwoju w miłości. Zdominowany przymusem pożądliwości, nie dopuszcza do dialogu na temat okresowego wyłączania zbliżeń, ani twórczego przeżywania intymności, które mogłoby zapoczątkować rozwój miłości.

Jako systematyczne zabijanie miłości przeżywa takie zbliżenia zwłaszcza małżonka. Ma ona prawo na równi z mężem do pełnej, ciało i ducha ogarniającej radości w przeżywaniu zjednoczenia. Radość taką pragnie wręczyć obojgu sam Stworzyciel. Przy stosunku ubezpłodnionym żona zwykle nie dochodzi do szczytowania. A jeśli się ono wyzwoli, jest obciążone głosem sumienia alarmującego o zawinionym deptaniu miłości. Przeżycie jej będzie połowiczne, względnie dopełni je sama na sobie, co jednak jest dalekie od daru, jaki obojgu przygotował Stworzyciel. Psychicznie wychodzi z takiego stosunku zdruzgotana. Doznaje jego pustki, czuje się sponiewierana i upodlona.

Wszystko to świadczy o tym, że współżycie nie jest kwestią tylko biologii. Wkracza ono w głębię sumienia człowieka jako wezwanego do odpowiedzialności. Życie małżeńskie, gdzie ‘normą’ jest grzech, krańcowo odbiega od ciągle aktualnej rzeczywistości małżeństwa jako powołanego do „promieniowania radością miłowania” (FC 52).

Małżeństwo jest niezmiennie przede wszystkim rzeczywistością sakramentu i „wielkiej tajemnicy – w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła” (Ef 5,32; zob. LR 19). Do tego tematu przejdziemy jeszcze w dalszych rozdziałach niniejszej strony (dokładniej: cz.VI, całość jej 9 rozdziałów; oraz zwłaszcza: cz. VII, rozdz. 1-szy; oraz tamże, cz. VII, rozdz. 3). W tej chwili stwierdzamy jedynie, że rzeczywistość małżeństwa jako sakramentu istnieje jako „tajemnica wiary” niezależnie od wiedzy czy przyzwolenia na nią ze strony samej danej pary. Małżeństwo jest własnością Boga – a nie człowieka! Małżeństwo – i intymność płciowa – naprawdę nie są sprawą tylko chrześcijańskiej ‘idei’, lecz wyrazem rzeczywistości, w jaką chcąc nie chcąc zanurzają się ci dwoje, którzy zdecydowali się na wkroczenie na ten teren.

Można by tu przytoczyć kolejny fragment Listu do Rodzin. Ojciec święty nawiązuje w tym wypadku do jakości obopólnych odniesień:

„Chrystus zapewnia nas, że Oblubieniec jest z nami (Mt 9,15). Jest z nami wszystkimi, jest z Kościołem, gdyż jest jego Oblubieńcem.
– Kościół staje się oblubienicą: Oblubienicą Chrystusa. Ta oblubienica ... uobecnia się we wszystkich ochrzczonych i jest jak osoba, która staje przed swym Oblubieńcem. Św. Paweł pisze: ‘Umiłował Kościół – i wydał za niego samego siebie ... aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany’ (Ef 5,25nn).
– Ta miłość, którą Oblubieniec (tj. Chrystus) ‘do końca umiłował’ Kościół, sprawia, że jest on (Kościół; również ‘Kościół domowy’!) stale na nowo Święty w swoich świętych. Równocześnie nie przestaje być Kościołem grzeszników. Grzesznicy bowiem, ‘celnicy i nierządnice’, zostali powołani do świętości ...” (LR 19).

Każdy mąż i każda żona są powołani w chwili zawierania sakramentu do takiego przeżywania wzajemnej bliskości – na co dzień, a tym bardziej w chwilach wzajemnej intymności. Punktem wyjścia jest wciąż jednoczesne przeżywanie w ramach małżeństwa i rodziny „wielkiej tajemnicy”, którą jest „Kościół i ludzkość w Chrystusie” (LR 19). Rozumiemy dalsze słowa papieskie:

„Rodzina sama jest wielką Bożą tajemnicą. Rodzina sama jest jako ‘Kościół domowy’ Oblubienicą Chrystusa. Cały Kościół powszechny ... i partykularny staje się Oblubienicą Chrystusa poprzez ‘Kościół domowy’, poprzez tę miłość, którą w nim się przeżywa: miłość małżeńską, rodzicielską, siostrzaną i braterską, miłość, która jest wspólnotą osób i pokoleń, miłością ludzką, która jest nie do pomyślenia bez Oblubieńca, bez tamtej miłości, którą On Pierwszy umiłował do końca.
– Również małżonkowie, tylko miłując ‘do końca’, mogą być uczestnikami tej miłości, tej ‘wielkiej tajemnicy’.
– Albo stają się jej uczestnikami, albo też w ogóle nie wiedzą, co to znaczy miłość. Nie wiedzą, co sobie wzajemnie ślubowali, do czego się wzajemnie zobowiązali, nie wiedzą, za co są wspólnie odpowiedzialni. A to zawsze jest dla nich wielkim zagrożeniem” (LR 19).

Św. Paweł nawołuje w swym Słowie-Bożym-Pisanym – w Liście do Efezjan (Ef 5,21-33) do tego samego, co na swój sposób wyraża Jan Paweł II, nazywając tę rzeczywistość „cywilizacją miłości”:

„Wskazując na małżeństwo, a pośrednio na rodzinę jako na ‘tajemnicę wielką’ w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła, apostoł Paweł może jeszcze raz powtórzyć ...: ‘Niechaj ... każdy z was tak miłuje swą żonę jak siebie samego!’. Następnie dodaje: ‘A żona niechaj się odnosi ze czcią do swojego męża!’ (Ef 5,33).
– Ta cześć nie jest niczym innym, jak właśnie miłością będącą odpowiedzią na miłość. W tej miłości stają się oni wzajemnie dla siebie darem. W tej miłości zawarte jest uznanie godności osobowej drugiego człowieka i jego niepowtarzalności.
– Każdy z nich jest tą istotą wśród wszystkich stworzeń, której Bóg chce dla niej samej, natomiast oni sami, świadomym, wolnym i odpowiedzialnym aktem swego wyboru czynią z siebie samych dar dla drugiego oraz dla tego potomstwa, którym Bóg ich obdarzył...” (LR 19).

Współżycie płciowe małżeńskie, kiedy to jedno oddaje się drugiemu, powinno wciąż przebijać się do tego, by nie godzić się na podleganie samemu tylko naciskowi-przymusowi płci i ciała, lecz coraz przejrzyściej stawać się „bezinteresownym darem-‘dla’...” – tego drugiego, umiłowanego.

Małżonkowie, którzy znaleźli drogę do twórczego rozwiązywania dotychczasowych konfliktów sumienia, określają dawniejsze współżycie nierzadko jako ‘jeden kłębek nerwów’. Zamiast żonę kochać z uwagą skierowaną na spełnienie jej oczekiwań w świetle Bożej Miłości, mąż zważa przy stosunku przerywanym itp. na to, żeby nie wycofać się ‘za późno’. Po przerwaniu zaś stosunku lub użyciu antykoncepcji pojawia się wzrastający strach, czy mimo wszystko nie dojdzie do poczęcia. Żona żyje do końca cyklu we wzmagającym się niepokoju. Jeśli miesiączka opóźni się o jakiś dzień w porównaniu do jej obliczeń, będzie cała rozdrażniona.
– Czym innym jest zrozumiała obawa by nie doszło do poczęcia, gdy małżonkowie ze słusznych powodów stosują naturalne planowanie poczęć – ze stałą gotowością przyjęcia dziecka. Jezus powiedział: „Poznacie ich po ich owocach” (Mt 7,16). Miłość-dar nie owocuje wyrzutami sumienia, ani poniżeniem!

Wydźwięki
rodzinne i społeczne

Grzechy małżonków-rodziców odbijają się w pierwszym rzędzie na nich obojgu. Prymitywne odnoszenie się do siebie w chwilach intymności pociąga jednak za sobą dalsze następstwa. Tacy małżonkowie-partnerzy na co dzień łatwo siebie nawzajem poniżają i odnoszą się do siebie bez serca.

Nie-miłosne odniesienia małżeńskie wyrażają się z kolei brakiem serca dla dzieci, które nie mają nic wspólnego z pożyciem płciowym swych rodziców. Jeśli małżonkowie odnoszą się do siebie bez poszanowania i poniżają się nawzajem, z trudem znajdą ciepłe słowo dla dzieci. Trudno, by taka rodzina stawała się „szkołą bogatszego człowieczeństwa” (FC 21). Na wydźwięki społeczne grzechu wskazuje Jan Paweł II przy różnych okazjach:

„Ponieważ przez grzech człowiek odmawia podporządkowania się Bogu, zburzeniu ulega również jego wewnętrzna równowaga, w jego wnętrzu wybuchają sprzeczności i konflikty. Zraniony w ten sposób człowiek niejako nieuchronnie narusza tkankę łączącą go z innymi ludźmi i ze światem stworzonym. Jest to prawo i fakt obiektywny, który potwierdza się bardzo często w psychologii i w życiu duchowym człowieka, jak również w rzeczywistości życia społecznego, gdzie łatwo można dostrzec skutki i oznaki owego wewnętrznego nieładu.
– Na tajemnicę grzechu składa się ta podwójna rana, którą grzesznik otwiera w sobie i w stosunkach z bliźnim ...” (RP 15).

Współżycie ubezpłodnione, grzech zdawałoby się ukryty samych tylko małżonków, wiedzie w ten sposób do ogólnego oziębienia miłości w rodzinie. W grzechu – Bóg natychmiast posłusznie opuszcza ludzkie serce, spełniając jego ‘żądanie’! Gdzie zaś brak Boga, nie ma miłości. Układ daru zmienia się w układ przywłaszczania, wyraz anty-miłości. Fakt ten swoiście potwierdza, że miłość, choć spotykana na ziemi, pochodzi spoza tego świata.

Nie ma zaś innego sposobu, by wychowywanie stawało się zaszczepianiem „cywilizacji miłości” jako dalszego ciągu uprzedniego „obdarzania człowieczeństwem” (LR 16), jak poprzez stawanie się miłością-darem dla dzieci. To jednak jest możliwe jedynie poprzez przeżywanie miłości na co dzień jako „tajemnicy Kościoła Domowego” :

„Ewangelia Miłości jest niewyczerpalnym źródłem wszystkiego, czym karmi się ludzka rodzina jako ‘komunia osób’. W miłości znajduje oparcie i ostateczny sens cały proces wychowawczy, jako dojrzały owoc miłości rodzicielskiej. Poprzez wszystkie trudy, wszystkie cierpienia i zawody, jakie idą w parze z wychowaniem człowieka, miłość wciąż zdaje wielki egzamin. Aby zdać ten egzamin, trzeba źródła duchowej mocy. To źródło znajduje się nieodmiennie w Tym, który ‘do końca...umiłował’ (J 13,1).
– Widać jak bardzo wychowanie należy do całej cywilizacji miłości; od niej zależy i w wielkiej mierze przyczynia się do jej zbudowania” (LR 16).


Trudno oczekiwać dobrych owoców odniesień małżonków-rodziców względem własnych dzieci, gdy oni sami żyją w stanie grzechu śmiertelnego, popełnianego w chwilach przeżywanej bliskości. Zdarza się wprawdzie, że ludzie żyjący w grzechu są na swój sposób ‘szczęśliwi’ i dobrze im się ‘powodzi’, jak o tym już wyżej wspominaliśmy (zob. wyż., Pozorne szczęście). Stwarza to odwieczny problem tych, którzy czynią zło – a wiedzie im się dobrze. Przeciwnie zaś, życie tych którzy kierują się przykazaniami – bywa pełne nieszczęścia. Oto pełne udręki pytania Psalmisty:

„Zazdrościłem bowiem niegodziwym,
widząc pomyślność grzeszników.
Bo dla nich nie ma żadnych cierpień,
ich ciało jest zdrowe, tłuste ...
Szydzą i mówią złośliwie,
butnie grożą uciskiem ...
I mówią: ‘Jakże Bóg może widzieć,
czyż Najwyższy posiada wiedzę’?” (Ps 73 (72),3n.8.11).

Psalmista przebija się jednak do odpowiedzi wiary:

„Gdybym pomyślał: ‘Będę mówił jak tamci’,
to bym zdradził ród Twoich synów (prostolinijnych, pobożnych).
Rozmyślałem zatem, aby to zrozumieć,
lecz to wydało mi się uciążliwe,
póki nie wniknąłem w święte sprawy Boże,
nie przyjrzałem się końcowi tamtych...” (Ps 73 (72) 15nn).

<i>(11 kB)</i>
Spotkanie dwojga świętych za ich życia: św. Matka Teresa z Kalkuty przy św. Janie Pawle II.

Wierzący dobrze wie, że życie w trudzie twórczej miłości jest w warunkach doczesności rzeczą normalną. Zapowiedział to swym uczniom sam Odkupiciel:

„A to wam powiedziałem, abyście pokój we Mnie mieli.
Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę:
JAM zwyciężył świat” (J 16, 33).

Jak wyżej wspomniano, spełnianie się wszystkich zachcianek życia może być alarmującym sygnałem, iż zbawienie człowieka jest zagrożone. Tak Kościół zawsze nauczał.
– Na swój sposób wyraził to Jezus przez swoją Służebnicę, św. S. Faustynę Kowalską:

„Przemawiam do nich (grzeszników) przez wyrzuty sumienia, przez niepowodzenia i cierpienia, przez burze i pioruny, przemawiam przez głos Kościoła. A jeżeli udaremnią wszystkie łaski Moje, poczynam się gniewać na nich, zostawiając ich samym sobie – i daję im, czego pragną...” (DzF 1728).

Gdzie brak autentycznej miłości, trudno spodziewać się radości głębi, odzwierciedlenia serca pełnego Boga (por. J 15,11). Kraina bez radości to domena, gdzie rządzi odwieczny Kusiciel i Zwodziciel. Jest z góry wykluczone, by szatan mógł wnieść pokój, uśmiech, błogosławieństwo. Dominium szatana to nienawiść, stwarzanie podziałów, a w ostatecznej konsekwencji śmierć i potępienie:

„Grzech, jako zerwanie z Bogiem, jest aktem nieposłuszeństwa stworzenia, które, przynajmniej w sposób pośredni, odrzuca Tego, od którego pochodzi i który utrzymuje je przy życiu; jest to zatem akt samobójczy ...” (RP 15).

Słowo Boże zapowiedziało pierwszemu człowiekowi ostrzegawczo śmierć w razie nie-posłuchania Boga. Niestety człowiek Bogu nie uwierzył:

„Jednakże z drzewa poznania dobrego i złego nie wolno ci spożywać.
Wiedz dobrze, że z chwilą, gdy z niego spożyjesz,
niechybnie umrzesz” (Rdz 2,17) !

Z takim samym poważnym ostrzeżeniem występuje Jezus – wyraźnie w nawiązaniu do osoby szatana, którego definiuje jako „zabójcę” i „kłamcę” (J 8,44). Św. Jan dodaje od siebie:

„My wiemy, że przeszliśmy ze śmierci do życia,
bo miłujemy braci,
kto zaś nie miłuje, trwa w śmierci” (1 J 3,14).


Małżonkowie-rodzice, których pożycie jest grzeszne, działają na swe dzieci odpychająco. Taka jest logika grzechu. Gdy dziecko będzie szukało u rodziców ukojenia w swych dziecięcych troskach, może się spotkać z odruchem odtrącenia. Niecierpliwość nie musi oczywiście wiązać się z grzechem w zakresie intymności. Niemniej gdy w sercu rodziców brak czystości, trudno spodziewać się po nich czułości:

„...nie ma grzechu, nawet najbardziej wewnętrznego i tajemnego, najściślej indywidualnego, który odnosiłby się wyłącznie do tego, kto go popełnia. Każdy grzech rzutuje z mniejszą lub większą gwałtownością, z mniejszą lub większą szkodą na całą strukturę kościelną i na całą ludzką rodzinę ...” (RP 16).

Rodzice grzeszący przy współżyciu nie spełniają swego zobowiązania: przekazywania Bożego błogosławieństwa. Odpowiedzialnym za to jest w pierwszym rzędzie ojciec, głowa rodziny. Klimat pokoju rodzi się w domu, gdzie serce małżonków promieniuje Chrystusem:

„Pokój zostawiam wam,
pokój Mój daję wam...” (J 14,27).

„Jeśli będziecie zachowywać Moje przykazania,
będziecie trwać w miłości mojej ...
To wam powiedziałem, aby radość Moja w was była
i aby radość wasza była pełna” (J 15,10n).

Małżonkowie, którzy sami dla siebie nie są bezinteresownym darem, tracą zdolność wdrażania dzieci do „stawania się darem”. Do tego zaś powinna zmierzać cała praca wychowawcza:

„O ile rodzice obdarzając życiem uczestniczą w działaniu stwórczym Boga, o tyle przez wychowanie stają się oboje uczestnikami Jego ojcowskiej, a zarazem macierzyńskiej pedagogii.
– Boskie Ojcostwo ... jest prawzorem dla wszelkiego rodzicielstwa we wszechświecie (Ef 3,14n), a szczególnie jest prawzorem dla macierzyństwa i ojcostwa ludzkiego.
– O tej Boskiej pedagogii najpełniej pouczyło nas Odwieczne Słowo Ojca, które stając się człowiekiem, objawiło człowiekowi jego własne człowieczeństwo i jego pełny wymiar, to znaczy synostwo Boże. Objawiło mu również, jakie jest właściwe znaczenie wychowania człowieka.
– Przez Chrystusa każde wychowanie w rodzinie i poza rodziną zostaje wprowadzone w zbawczy wymiar Boskiej pedagogii skierowanej do wszystkich ludzi i wszystkich rodzin i osiągającej swą pełnię w paschalnej tajemnicy śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. W tym szczytowym punkcie naszego odkupienia rozpoczyna się cały i każdy proces chrześcijańskiego wychowania, które jest zarazem wychowaniem do pełni człowieczeństwa” (LR 16).

<i>(9 kB)</i>
W dniu Pierwszej Komunii świętej w czasie Mszy świętej Papieskiej – Kraków 2002 r.: moment podania kapłanowi w czasie Mszy świętej pateny z komunikantami oraz kielicha z winem.

Małżonkowie i ich rodzina nie są wyspą samotną w społeczeństwie. Ich grzesznie przeżywane pożycie wyrazi się pośrednio na społeczeństwie, chociaż trudno wymierzyć zasięg złowrogiego promieniowania. Ludzie wyczuwają na ogół precyzyjnie, jaki kształt miłości wiąże tych dwoje. Pożycia skalanego grzechem nie sposób ukryć: ci dwoje będą promieniowali Tym, który jest ‘Zły’. Dotyczy to każdego grzechu. Mimo to grzechy małżeńskie stanowią grupę wyjątkową: dotyczą źródeł życia i miłości. Kobieta obciążona grzechem zdradza się w pracy wybuchowością. Tymczasem już św. Paweł mówi:

„Wy zatem, bracia, powołani zostaliście do wolności. Tylko nie bierzcie tej wolności jako zachęty do hołdowania ciału, wręcz przeciwnie, miłością ożywieni służcie sobie wzajemnie! ...
– A jeśli u was jeden drugiego kąsa i pożera, baczcie, byście się wzajemnie nie zjedli!” (Ga 5,13.15).

Również mężczyzna, który przy współżyciu poniża siebie i żonę, łatwo popada w wyżywanie swej klęski moralnej na współpracownikach czy klientach, a nawet na przedmiotach martwych. Grzech skutecznie zabija pogodę serca. Św. Paweł ostrzega z całą powagą:

„Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani ... cudzołożnicy, ani rozwięźli ...,
ani pijacy ... nie odziedziczą królestwa Bożego” (1 Kor 6,9n).

Życie w oddaleniu od Boga staje się nerwowe i puste. Gorzki jest układ, gdy mąż nie dostrzega oblicza małżonki, a seks staje się bóstwem, którym oboje maskują egoizm. Chociażby jednak miłość nie została podjęta jako wyzwanie do przerastania siebie, by stawać się darem, pozostaje nadal zadaniem do realizowania.

Wyniszczanie miłości
przy współżyciu normalnym

Na koniec niniejszego rozdziału o działaniach przeciw-rodzicielskich jako naruszeniu ślubowanej miłości, wypada wspomnieć o jeszcze innym wystąpieniu przeciw miłości: również przy współżyciu, ale nie dotyczącym ubezpłodniania aktu. Chodzi o współżycie normalne, w którym ci dwoje nie podejmują działań przeciw-rodzicielskich, a które mimo to staje się ciężkim zranieniem oblubieńczego sensu „mowy ciała”. Do takiej sytuacji nawiązuje już Papież Paweł VI:

„Słusznie zwraca się uwagę na to, że współżycie płciowe narzucone współmałżonkowi bez liczenia się z jego stanem oraz z jego uzasadnionymi życzeniami, nie jest prawdziwym aktem miłości i dlatego sprzeciwia się temu, czego słusznie domaga się ład moralny we wzajemnej więzi między małżonkami” (HV 13).

Ojciec święty ma na myśli nieliczenie się ze stanem zdrowotnym małżonki przy współżyciu, ani jej innymi uzasadnionymi życzeniami. Dotyczy to zmiennego samopoczucia kobiety, np. w związku z przebiegiem cyklu, co może wyrażać się bólami, zawrotami głowy, stanami nudności. Niejedna żona zauważa, m.in. po porodzie, wyraźną niechęć do współżycia, lubi natomiast przy mężu po prostu być – bez stosunku.

Trzeba też wspomnieć o chorobach, które mogą znacznie ograniczyć przeżywanie zbliżeń. Wyłączenia współżycia wymaga okres wokołoporodowy. Ogólnie zaś mówiąc, w znacznej większości zwyczajnych cyklów muszą się małżonkowie decydować na okresowe odłożenie współżycia ze względu na planowanie poczęć.

Niektórzy mężczyźni usiłują wymóc współżycie z powołaniem się na wypowiedzi biblijne o spełnianiu „obowiązku” małżeńskiego:

„Mąż niech oddaje powinność żonie, podobnie też żona mężowi. Żona nie rozporządza własnym ciałem, lecz jej mąż; podobnie też i mąż nie rozporządza własnym ciałem, ale żona. Nie unikajcie jedno drugiego, chyba że na pewien czas, za obopólną zgodą, by oddać się modlitwie; potem znów wracajcie do siebie, aby – wskutek niewstrzemięźliwości waszej – nie kusił was szatan. To, co mówię, pochodzi z wyrozumiałości, a nie z nakazu” (1 Kor 7,3-6).

Inni powołują się z kolei na wypowiedzi biblijne o „poddaniu żony” mężowi:

„Chciałbym, żebyście wiedzieli, że głową każdego mężczyzny jest Chrystus,
mężczyzna zaś jest głową kobiety, a głową Chrystusa – Bóg” (1 Kor 11,3).

„Żony, bądźcie poddane mężom, jak przystało w Panu...” (Kol 3,18; Tt 2,5).

„Bądźcie sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej! Żony niechaj będą poddane mężom,
jak Panu, bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus – Głową Kościoła: On – Zbawca Ciała” (Ef 5,21nn).

Odpowiedzią są dopiero co wyżej przytoczone słowa papieża Pawła VI (HV 13; zob. wyż., Nie-miłość przy współżyciu).
– Niezależnie od tego, zagadnienie to podejmuje wnikliwie Jan Paweł II. Oto jego słowa z listu apostolskiego o Godności i Powołaniu Kobiety (Mulieris Dignitatem):

„W tej miłości (chodzi o Ef 5,25nn: „Mężowie miłujcie żony”) zawiera się podstawowa afirmacja kobiety jako osoby, afirmacja, dzięki której kobieca osobowość może się w pełni rozwijać i ubogacać. Właśnie tak postępuje Chrystus jako Oblubieniec Kościoła, pragnąc, aby był on ‘chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki’. ...
– Można powiedzieć, iż w tym miejscu zostaje w pełni przejęte to, co stanowi cały Chrystusowy ‘styl’ odniesienia do kobiety ... W ten sposób obydwoje, mężczyzna i kobieta, uczą się składać ‘bezinteresowny dar z siebie’ !” (MD 24).

Po czym Ojciec święty mówi – w nawiązaniu do „poddaństwa żon”:

„Autor Listu do Efezjan nie widzi żadnej sprzeczności pomiędzy tak sformułowanym wezwaniem a stwierdzeniem: ‘Żony niechaj będą poddane swym mężom jak Panu ...’. Wie bowiem, że ten układ... musi być rozumiany i urzeczywistniany w nowy sposób: jako ‘wzajemne poddanie w bojaźni Chrystusowej’, zwłaszcza, że mąż jest nazwany ‘głową’ żony, tak jak Chrystus jest Głową Kościoła, bo ‘wydał za niego samego siebie’, a wydać zań samego siebie oznacza oddać nawet własne życie. O ile jednak w odniesieniu Chrystus-Kościół poddanie dotyczy tylko Kościoła, to natomiast w odniesieniu mąż-żona ‘poddanie’ nie jest jednostronne, ale wzajemne !
– To właśnie jest w stosunku do ‘dawnego’ wyraźnie ‘nowe’: jest nowością ewangeliczną ...
– ... Świadomość, że w małżeństwie istnieje wzajemne ‘poddanie małżonków w bojaźni Chrystusowej’, a nie samo ‘poddanie’ żony mężowi, musi stopniowo przecierać sobie szlaki w sercach, w sumieniach, w postępowaniu, w obyczajach. Jest to wezwanie odnoszące się odtąd do wszystkich pokoleń, wezwanie, które ludzie muszą podejmować wciąż na nowo ...
– Wszelkie racje za ‘poddaniem’ kobiety mężczyźnie w małżeństwie muszą być interpretowane w sensie wzajemnego poddania obojga w bojaźni Chrystusowej ...” (MD 24).

Wypada również przytoczyć słowa Jana Pawła II z Pielgrzymki do Ojczyzny w roku Krajowego Kongresu Eucharystycznego (1987 r.):

„Rodzina Bogiem silna – to jest zarazem rodzina jako siła człowieka: rodzina szlachetnych ludzi. Rodzina ludzi wzajemnie obdarzających się miłością i zaufaniem...
– W punkcie wyjścia rodziny znajduje się rodzicielstwo. Kościół uczy: odpowiedzialne rodzicielstwo ...
– Odpowiedzialne – to znaczy: godne osoby ludzkiej, stworzonej ‘na obraz i podobieństwo Boga’... Odpowiedzialne za miłość. Tak: miłość... mierzy się właśnie tą rodzicielską odpowiedzialnością ...
– Odpowiedzialność wzajemna: męża za żonę, żony za męża, rodziców za dzieci.
– Odpowiedzialność ojcowska... I odpowiedzialność macierzyńska.
– Nie można jednak zapominać, że mężczyzna musi być pierwszy w podejmowaniu tej odpowiedzialności. Jeśli Apostoł mówi, w duchu swojego czasu: ‘Żony, bądźcie poddane mężom’ (Kol 3,18), to mówi zarazem: mężowie, bądźcie odpowiedzialni! Zasługujcie prawdziwie na zaufanie waszych małżonek. I waszych dzieci” (Jan Paweł II, Trzecia pielgrzymka do Ojczyzny, Szczecin, Jasne Błonia, 11. VI.1987, p. 8 ).

Nękanie żony w związku z jej wzbranianiem się od współżycia w obawie przed kolejną ciążą, a zwłaszcza przechodzenie na szantaż i wykłócanie się z tego powodu, demonstrowanie gniewu w formie ‘cichych dni’, swoistej zemsty męża – jest łatwo grzechem ciężkim przeciw miłości ślubowanej. Wiele żon przeżywa z tego tytułu niemało goryczy. Oto fragmenty pewnej korespondencji:

„...Znów taki ‘nijaki’ cykl, dziś 45-ty dzień cyklu (NB.: wkrótce okazało się, że zakłócenia wiążą się z rozwijającym się guzem, który wymagał zabiegu operacyjnego). Według moich obliczeń w 49 dniu cyklu powinna pojawić się miesiączka. Niech się Ksiądz pomodli, z góry dziękuję, żeby się wreszcie zjawiła. Ja ciągle ‘płonę’ na twarzy, ciśnienie mam duże. A mąż już, i znów, ze mną rozmawia tylko ‘służbowo’. Bo jak czas ‘niepewny’, to lepiej nie mieć ‘z tym’ nic wspólnego....
– Mąż jest dobry, pracowity, nie pije, nie bije. W niedzielę zawsze jedziemy do kościoła ... Chodzi parę razy w roku do spowiedzi i Komunii świętej. Ja się z tego bardzo cieszę. Bo gdyby Ksiądz wiedział, jakiego mi go Pan Bóg powierzył ...
– Kocham go bardzo! Wciąż staram się o jego dobro doczesne i wieczne. Ale czasem już naprawdę nie umiem tego ‘uciągnąć’.
– Mąż ma słabą wiarę. Niestety pochodzi z takiego domu, z takiej rodziny. No, ale jak mi moi rodzice bronili, byłam przeciwna ...
– Mimo wszystko nie jest źle ... Wierzę, że dalej będzie dobrze, a może i lepiej.
– Ale gdy mężowi odmówię pieszczot, pettingu w dniach płodnych, to potem nie przychodzi, gdy ‘wolno’, kiedy proszę. Bardzo się wtedy gniewa. Jestem wtedy tylko służącą, a wieczorem płaczę do poduszki. Trwa to od owego spotkania z Księdzem (NB.: uświadomienie im od wtedy grzeszności pettingu). Ciągle próbuję tłumaczyć, dyskutuję.
– Mąż poczytał trochę tej książki (NB.: wydania skryptowego niniejszej homepage), i chciał ją spalić. Mówił, że mu wprowadzam celibat do małżeństwa, że Ksiądz nie zna życia, że: co i kiedy ma ze mną robić przy takich coraz bardziej ‘nijakich’ cyklach ...?
– Przed tym naszym spotkaniem z Księdzem słuchałam męża: kiedy chciał, godziłam się na ‘jakieś’ zaspokojenie, choć to się zdarzało rzadko. A co mają powiedzieć te kobiety, których mężowie codziennie chcą współżyć?? – A mimo to żyliśmy bardzo zgodnie – idealnie. Owszem, uważaliśmy petting za grzech, ale tylko lekki” (List: 27.V.1988).


Z listu zaś innej mężatki, żony ateisty. Kobieta ta – sama też dopiero od niedawno odnalazła drogę do pełni życia w Chrystusie. Słowa jednego z jej listów:

„...Pewności mieć nigdy nie będę (NB.: jej pierwszy cykl wg MOB; w niedługi czas potem mogła radośnie zmienić zdanie). Zawsze, zawsze, mimo woli, czai się strach przed poczęciem (NB.: w jej przypadku poważne i trudne do leczenia powikłania poporodowe). Jak dotąd, nie umiem tego w sobie zmienić ...
– Nieraz ... mówię (w swym sercu) przed współżyciem: ‘Wola Boża ...!’, i oddaję się ‘na całego ...’, do końca, tak aby nie dopuścić do kontaktu przerywanego. Ale strach jest!
– Mąż nie chce tego zrozumieć. Nie wierzy, że może być poczęcie bez wytrysku. W całej tej sprawie stale muszę brać pod uwagę fakt, iż nie ma między nami jedności w Bogu. Te argumenty, które dla mnie są decydujące, dla niego oraz innych, lekarza itd., są bajką!, tj. antykoncepcja, stosunki przerywane, zadowalanie się wspólne bez pełnego zjednoczenia (petting) ...
– Dopóki nie wróciłam do Boga, nie miałam tych problemów. Myślałam, że w małżeństwie ‘wszystko wolno’, prócz przerywania życia. Kościół uczy inaczej ...
(Powinna bym mu zwracać uwagę, by) opóźniał swoje pełne przeżycie aż do momentu, gdy i mnie zaspokoi, i odbył pełne zespolenie. Ale mogłabym przez to wiele popsuć między nami. Urażenie ‘męskości’, to dla mężczyzny sprawa nie do wybaczenia. A u męża szczególnie. Nie potrafi przyznać, że nie ma racji!
– Nie mam nic do stracenia. Po to jestem w małżeństwie, aby mieć dzieci. A bardzo, bardzo chcę żyć w zgodzie z Bogiem i nauczaniem Kościoła. Dla męża – to ostatnie jest bez znaczenia. Muszę sprawą tak pokierować, aby go nie zrazić do Kościoła, a osiągnąć cel na drodze argumentacji czysto medycznej, świeckiej. Bo jeśli powiem: ‘Nie’, to mogę usłyszeć! ‘Po co się konsultujesz? Nabuntowali cię tam, gdzieś, gdzie jeździsz’ itd. ...
– ... Mąż zwykle pierwszy szuka zjednoczenia, gdy się sztucznie pobudzi, np. przez film itp. Najczęściej w okresach ‘niedozwolonych’. I co? Odmówić? Odmówiłam raz, drugi raz. Reakcja? – Milczenie! Zamknięcie się w sobie. Kompleksy! Urażony. Gdybym tuż przed końcem cyklu, gdy mam pewność, że poczęcia nie będzie, sama nie prowokowała zbliżeń, nie byłoby ich wcale. Lub tylko ‘przerywane’ (w okresie płodności), względnie patologiczne – na zasadzie wspólnego samogwałtu, bo męża ‘możliwości’ są właśnie powodem grzechu. Byleby się sam zadowolił! Patologiczne według nauki Kościoła... Czy ulegam? Tak, czasem! By nie urazić, nie sprawić przykrości. Ale w duszy – wtedy wszystko wyje! Coraz trudniej mi z tym wytrzymać. Dochodzi strach przed niechcianym poczęciem. Ot, taki małżeński koszmarek.
– Po niedawnym porodzie stało się to dla mnie trudne do wytrzymania. Zaczęłam odwlekać moment rozwiązania sprawy. Ale widzę, że tak nie wolno. Widzisz, Siostro (NB.: list pisany do Siostry zakonnej), nie tak łatwo być wiernym. Bo cały problem polega na tym: aby w tej rzeczywistej, konkretnej sytuacji zachować wierność Bogu i nauce Kościoła. Inaczej problem nie istnieje.
– Co robić? Kochać – tak! I chyba Bogu zaufać! Spróbuję nauczyć się MOB na nowo. Pocznę? – Wola Boża! Będę podtrzymywać (ciążę), choćby wbrew woli męża. Kontakty przerywane ..., niepełne, petting itd., w okresach płodności? Delikatnie, ale stanowczo: nie pozwolę! Jeśli współżycie, to chociażby tylko ‘dwu-etapowo’ (NB.: jego przedwczesny wytrysk!), ale pełne. I tylko w czasie niepłodności. Choćby tylko tuż przed okresem, jeśli nie nauczę się poznawać się ‘przed’ owulacją.
– I chyba najważniejsze: przerwać to przeklęte milczenie, jakie wytworzyło się między nami w tych sprawach. Jeśli argumenty religijne są i nadal będą dla męża ‘niczym’, chwycę się owego: ‘braku miłości’, i ‘egoizmu’, jaki się wówczas jaskrawo u mężczyzny ujawnia...” (List: 17.V.1988).


Jeśli miłość ma być miłością, musi panować sobie samemu, lub – jak mówi Jan Paweł II:

„Osoba objawia się przez wolność w prawdzie. Nie można rozumieć wolności jako swobody czynienia czegokolwiek. Wolność oznacza nie tylko dar z siebie, ale oznacza też wewnętrzną dyscyplinę daru. W pojęcie daru wpisana jest nie tylko dowolna inicjatywa podmiotu, ale też wymiar powinności. To wszystko zostaje z kolei urzeczywistnione w ‘komunii osób’. W ten sposób znajdujemy się w samym sercu każdej rodziny” (LR 14).

Za cenę nieulegania przymusowi pożądliwości małżonkowie stają się zdolni do miłości-daru. Kapłan i papież nie są autorami, ani arbitrami normy moralnej małżeńskiej. Toteż z ‘żalem’, dlaczego Boże pojmowanie miłości jest wymagające, trzeba się zwrócić nieco wyżej: do Boga. A Ten – JEST Miłością: „Jeden tylko jest Dobry...” (Mt 19,17)! Miłość ta jest jednak tym bardziej darem. Aż do miłowania w ukrzyżowaniu, by tak dopiero pociągnąć do zmartwychwstania życia.


Jeszcze inną formą bolesnego naruszania miłości jest ogólna nieczułość męża. Współżycie może odbywać się normalnie. Ale pożycie wyradza się w sadystyczne wyżywanie się na ciele żony. Mąż zdaje się korzystać z ciała żony jedynie dla wyzwolenia własnego samogwałtu – po uprzednim gruntownym sponiewieraniu jej ciała. Brak w jego odniesieniach do niej jakiegokolwiek uczucia. Nigdy mu przez myśl nie przejdzie, żeby bodaj przez chwilkę być naprawdę „dla niej samej”.

Tak skrajne zachowania zdradzają oczywiście patologię seksualną i psychiczną. A jednak nie są to przypadki odosobnione. Żona przeżywa małżeństwo jako męczeństwo. Początkowo łudzi się, że mąż może jeszcze się zmieni. Po paru latach stwierdza zwykle, że zachowania męża jedynie się utrwalają. Mogą one iść w parze z cudowną umiejętnością zabawiania obcych i wysoką inteligencją. Jedynie w chwilach intymności oraz w całokształcie odniesień do żony – człowiek ten wykazuje głęboki niedorozwój, jakoby wyraz ubytków w mózgu – a tym bardziej w sercu. Z kolei zaś nie dopuszcza do żadnego dialogu na ten temat.
– Trudno oczywiście przyjąć, by ta nieczułość miała nie wiązać się z jego poważną przewiną moralną. Niemożliwe, by Bóg nie dokonał rozliczenia z miłości ślubowanej, a na co dzień systematycznie zmrażanej i zabijanej.

Mimo wszystko żona nie powinna kapitulować z przyjętych w chwili ślubu zobowiązań. Były one bezwarunkowe: z jego strony – i z jej strony. Pozostaje tym bardziej kurczowo napełniać się Chrystusem, który z krzyża – jeszcze kochał – i jeszcze przebaczał:

„Ta miłość..., która jest ‘cierpliwa..., wszystko przetrzyma’ (1 Kor 13,4-7), jest z pewnością wymagająca. Piękno jej na tym właśnie polega, że jest wymagająca i w ten sposób kształtuje prawdziwe dobro człowieka oraz promieniuje prawdziwym dobrem ...
– Miłość jest prawdziwa wówczas, gdy tworzy dobro osób i wspólnot, gdy tym dobrem obdarowuje drugich. Tylko zaś człowiek, który umie wymagać od siebie samego w imię miłości, może także wymagać miłości od drugich...
– Trzeba, ażeby ludzie współcześni taką wymagającą miłość odkrywali u podstaw rodziny. Ona bowiem musi być zdolna do tego, aby ‘wszystko przetrzymać’...
– Taka właśnie miłość ‘wszystko przetrzyma’. Jest obecna w niej potężna moc Boga samego, który ‘jest Miłością’ (1 J 4,8.16). Jest obecna w niej potężna moc Chrystusa, Odkupiciela człowieka i Zbawiciela świata” (LR 14).

Ozdobnik

RE-lektura: część II, rozdz. 5b.
Stadniki, 5.XI.2013.
Tarnów, 23.V.2023.

<i>(0,7kB)</i>        <i>(0,7 kB)</i>      <i>(0,7 kB)</i>

Powrót: SPIS TREŚCI



B. WYNISZCZANIE MIŁOŚCI
Przekreślanie woli stanowienia JEDNO w miłości
Prostytucja w własnym małżeństwie
Anonimowość-cudzołóstwo w małżeństwie
Przeżywanie aktu obezpłodnionego
Szantaż małżeński ...
Szczęśliwość na co dzień...
Pieczętowanie rozwodu
Grzechy przed-ślubne: realizowanie rozwodu
Wydźwięki dla więzi małżeńskiej
Małżeństwo jako sakrament i Kościół Domowy
Wydźwięki rodzinne i społeczne
Pozorne szczęście małżonków grzeszących
Wyniszczanie miłości przy współżyciu normalnym
Wymuszanie stosunku z powołaniem się na Biblię
Nieczułość męża przy współżyciu

Obrazy-Zdjęcia

Ryc.1. Co zrobić z tym ... niesmacznym drugim daniem
Ryc.2. Nieoczekiwane odwiedziny z Indonezji
Ryc.3. Spotkanie dwojga świętych: Matki Teresy i Jana Pawła II
Ryc.4. W dniu Pierwszej Komunii świętej na Mszy Papieskiej