(0,7kB)    (0,7 kB)

UWAGA: SKRÓTY do przytaczanej literatury zob.Literatura

(8.5 kB)

E.
Z DZIEJÓW ‘METODY OWULACJI
(wg prof.) BILLINGSA’

(4 kB)

Praca badawcza nad ‘Metodą Kalendarzową’

Do powstania „Metody Owulacji” doszło – historycznie biorąc – w pewnej mierze przypadkowo. Mianowicie dr John J. Billings, późniejszy profesor neurologii na Akademii Medycznej w Melbourne, członek wielu towarzystw naukowych Australii i Anglii – został zaproszony do współpracy lekarskiej w Katolickiej Poradni Małżeńskiej. Jej kierownikiem był ks. Maurice Catarinich. Działo się to w latach 1952-53. Ks. Catarinich zwrócił się wtedy do ówczesnego dra Billingsa z konkretną prośbą: by zechciał zająć się zbadaniem przyczyn zawodności podówczas znanych i stosowanych „metod naturalnych” planowania rodziny.

Prof. Billings (ur. 1918), nie ginekolog, lecz profesor neurologii, zajął się zwierzonym sobie zadaniem odpowiednio do swego temperamentu: z pełnym zaangażowaniem. Jego małżonka, dr Evelyn L. Billings, również lekarz (pediatra i chirurg), początkowo nie włączała się w prace badawcze męża, całkowicie zajęta wychowywaniem swej wielodzietnej rodziny: ośmioro dzieci własnych oraz dziewiątej dziewczyny, którą rodzina Billingsów adoptowała po urodzeniu poprzedniej ósemki. Pod koniec 2000 r. Billingsowie liczyli ponad 50 wnuków. Polskę odwiedzili z wykładami w różnych ośrodkach naukowych i innych siedmiokrotnie (w latach 1981-1994).

Prof. Billings przystąpił do zwierzonego sobie zadania metodycznie. Poprzez odpowiednie ogłoszenia w poczytnych pismach zwrócił się do małżeństw, które twierdziły, że zawiodły się na metodzie naturalnej – z prośbą, by zechciały udostępnić zapisy swych cyklów dla ich naukowego opracowania. Sądził, że należy je uważnie przestudiować by stwierdzić, co w danym wypadku „zawiodło”: biologia – czy człowiek, tzn. nie zawsze łatwe dla małżonków „panowanie” nad sobą samymi, jeśli chodzi o obopólne odniesienia intymne.

W tamtejszym środowisku stosowano wtedy ‘Metodę Kalendarzową’ w modyfikacji prof. Ogino z Japonii. Była ona o tyle lepsza od wersji metody kalendarzowej w opracowaniu dra Knausa z Austrii, że przyjmowała 5-dniowy rozrzut dnia jajeczkowania (16-12 dzień przed miesiączką) – w przeciwieństwie do dra Knausa, który ustalał jajeczkowanie niezmiennie na 14 dzień przed periodem.

Porównywanie ze sobą zapisów w ich korelacji do badań biologicznych doprowadziło do wstępnych ustaleń: że metoda kalendarzowa sama w sobie nosi  źródło swojej zawodności.

Powodem tego jest jej charakter jedynie statystyczny, a nie biologiczny. Obliczenia „kalendarzowe” pozwalają ustalić pewną średnią arytmetyczną, w ramach której powinien mieścić się okres płodności.
– Mimo to profesorowi Billingsowi udało się zaniżyć współczynnik zawodności metody kalendarzowej: przyjął nie  3-dniową, lecz 5-dniową żywotność plemników, modyfikując tym samym w sposób istotny formułę „kalendarzową”.

Obserwując niestrudzone zaangażowanie prof. Billingsa, trudno nie uznać, że Bóg obdarzył go hojnie charyzmatem do pracy w tym zakresie. Pozwoliło mu to jasno ogarnąć złożoność rozpatrywanych zagadnień i precyzyjnie formułować samą istotę problemu. Prof. Billings doszedł wkrótce do jasnego sformułowania bilansu swych dotychczasowych badań: że metoda kalendarzowa nie nadaje się już do dalszego udoskonalenia. Powodem tego jest to, że jako jedynie statystyczna – sama w sobie nosi źródło swojej zawodności.

Prace nad ‘Metodą Termiczną’

Były to już zaawansowane lata 50-te. Mówiono coraz więcej o nowej, wykształcającej się wtedy metodzie naturalnej: metodzie termicznej. Jej inicjatorem stał się w Holandii prof. J.G.H. HOLT. Wkrótce zaczęła ona rozwijać się dalej, zaczęto ją modyfikować i różniczkować w coraz innych krajach, począwszy od krajów Europy.

Wypada wspomnieć tutaj przynajmniej takie nazwiska jak: prof. G. K. Döring (Niemcy), dr Josef Rötzer (Austria; + 4.X.2010), dr J. Marshall (Anglia), dr Charles Rendu (Francja), dr Teresa Kramarek, z kolei zaś prof. Włodzimierz Fijałkowski (Polska; * 1917, + 15.II.2003), oraz wielu innych.
Prof. Billings rozwinął Metodę Termiczną w środowisku Australii nie gorzej aniżeli się to działo w Europie. Zajął się również z właściwym sobie zaangażowaniem badaniem słynnego swego czasu komponentu tej metody: tzw. „linii granicznej”.
– Wkrótce jednak doszedł do konkluzji analogicznych do swoich poprzednich badań nad kalendarzem małżeńskim: że „Metoda Termiczna” oraz „Sympto-Termiczna” doszła do zenitu swych możliwości rozwojowych i nie nadaje się już do dalszego udoskonalania.

Poprzednio omówiliśmy ważniejsze niedomagania metody termicznej w jej różnych odmianach (zob. wyż.: Trudności nierozwiązalne metody termicznej”). Ich jasne sformułowanie zawdzięczamy przede wszystkim pracy badawczej podjętej przez prof. Billingsa.

Prof. John Billings uściślił precyzyjnie podstawowy i nieprzezwyciężalny punkt słaby wszystkich modyfikacji metody termicznej: metoda termiczna pozostaje w istocie swej metodą jedynie po-owulacyjną. Znaczy to, że jej zasadnicza informacja ogranicza się do po-owulacyjnego odcinka cyklu. Jednakże i ta informacja wiąże się jedynie ze stosunkowo dużym stopniem prawdopodobieństwa, iż owulacja w tym cyklu już się odbyła. Powodem tego jest nie-specyficzny charakter (nie wskazujący na istotę zagadnienia) przebiegu temperatur przebudzenia w ciągu cyklu. Sama w sobie możność względnie niemożność poczęcia nie może zależeć od utrzymywania się ciepłoty na niższym czy wyższym poziomie!

Konsekwentnie zaś stwierdził prof. Billings, że przerasta możliwości metody termicznej, by w oparciu o sam tylko przebieg temperatur mogła ona dostarczyć wiążącą informację odnośnie do utrzymującej się niepłodności w przed-owulacyjnej części cyklu, jak z kolei o już rozpoczętych dniach możliwości poczęcia.
– Dalszą niepokonalną dla metody termicznej barierę stwarza sytuacja małżeństw krajów rozwijających się, gdzie nadal utrzymuje się analfabetyzm, czego nie można ignorować. W krajach tych panuje często głód, rodziny są wielodzietne, a ponadto nawiedzane rozlicznymi chorobami i innymi okolicznościami, które stają się niekiedy poważnym wskazaniem do odpowiedzialnego dystansowania poczęć.

Pomimo niestrudzonego rozczytywania się w literaturze światowej z tego zakresu i dalszych obserwacji klinicznych zdawał się zrazu nie wyłaniać żaden inny objaw, który by się nadawał do rozwinięcia w ewentualną inną metodę naturalną.
– Mimo to prof. Billings koncentrował uwagę od początku na cyklicznym występowaniu wydzieliny śluzowej, jaka pojawia się okresowo – w ciągu dni możliwości poczęcia – w zewnętrznych narządach płciowych kobiety.

Gdy prof. Billings był już bliski całkowitego zaniechania dalszych prac w tym zakresie, nie widząc możliwości udoskonalenia z kolei metody termicznej, z ponownym wsparciem moralnym wystąpił ks. Catarinich: mąż Boży, obdarzony przy tym znakomitą intuicją medyczną – zapewne i dlatego, że sam pochodził z rodziny lekarskiej.

Ks. Catarinich wychodził z założenia, że zgodnie z Bożym stylem stwarzania – jest rzeczą z góry nieprawdopodobną, żeby Bóg miał obarczać małżeństwo zdolnością przekazywania życia jako nieuniknionego fatum, na które małżonkowie nie mieliby żadnego wpływu. Jego zdaniem trzeba z góry założyć, że Bóg wpisał w płciowość łatwo czytelne znaki, po których można z poczuciem pewności rozeznać się co do możliwości wzbudzenia życia w kolejnych dniach cyklu. Pierwotna ludzkość musiała dysponować wystarczającą wiedzą w tym względzie, a tylko wiedza ta uległa z biegiem czasu ... zagubieniu.

Na poparcie tego ks. Catarinich odwołał się m.in. do biblijnego opowiadania z Księgi Rodzaju, które dla niektórych jest powodem zgorszenia: o postępku córek Lota z ich własnym ojcem (Rdz 19,30-38). Mianowicie Abraham ocalał wraz ze swą najbliższą rodziną i bratankiem Lotem z ówczesnej zagłady Sodomy i Gomory. Pismo święte interpretuje ten kataklizm jako karę Bożą za zwyrodnienie w postaci grzechów sodomskich: powszechnie tam uprawianego homoseksualizmu (por. Rdz 19,4-6). Kościół określał ten rodzaj grzechów zawsze jako jeden z 4 grzechów „wołających o pomstę do nieba”.
– W dzisiejszej cywilizacji ulegającej wielorakim zwyrodnieniom, homoseksualizm doczekał się ponownie promocji i usprawiedliwienia, a w niektórych środowiskach homoseksualiści i kobiety uprawiające miłość lesbijską domagają się natarczywie rytu sakralnego dla usankcjonowania „małżeństw homoseksualnych” – łącznie z prawem adopcji itd. (por. ocenę Bożą i osąd grzechów sodomskich w Piśmie świętym, m.in.: Kpł 18,22; 20,13; Rz 1,26n; 1 Kor 6,9; 1 Tm 1,10. – Na temat ‘Homoseksualizmu’ zob. niż. z naszej strony: część VI, rozdz. 2; tamże, rozdz. 3: o ‘gender’ i jego dalszych anty-owocach: LGBTIQ).
– Ocalałe z zagłady Sodomy i Gomory córki Lota doszły do wieku zamążpójścia. Tymczasem w spustoszonej okolicy brak było kandydatów na mężów. Nie mieć dziecka uchodziło dla kobiety w tamtym środowisku za znak Bożej kary. W tej sytuacji panny wpadły na szalony pomysł: uzyskania dziecka od własnego ojca! Nasuwała się trudność: jak tego dokonać? Zdecydowały się ojca upoić do nieprzytomności i wtedy zbliżyć się do niego (Rdz 19,32.35).
– Ks. Catarinich skomentował biblijny opis wydarzenia następująco: dziewczyny te musiały doskonale orientować się w swym cyklu płciowym. Wiedziały precyzyjnie, w którym jedynym dniu swego cyklu kobiecego trzeba podjąć stosunek, by stać się matką. Nie mogły przecież „eksperymentować” upijaniem ojca dzień po dniu. Znały one widocznie „metodę Billingsa” – zanim „Billings” zaistniał! Miały pewność co do dni możliwości poczęcia na podstawie obserwowanego u siebie ... objawu śluzu!

Rodowód „Metody Owulacji”

Prof. Billings nadal rozsyłał kwestionariusze do współpracujących par małżeńskich z prośbą o notowanie wszelkich spostrzeżeń w rozwoju cyklu, łącznie z zaznaczaniem zbliżeń. Dzięki temu mógł kontynuować studium notowanych objawów, porównując je z równolegle prowadzonymi zapisami według metody kalendarzowej oraz termicznej.

Zgłaszały się małżeństwa osób szlachetnych – katolików, niewierzących oraz wyznawców różnych religii, które wyrażały gotowość chętnej współpracy w jego projektach badawczych. Małżonkowie ci oświadczali, że nigdy nie przejdą na antykoncepcję ani na stosunki przerywane. Uważaliby takie pożycie za ubliżające godności swojej miłości. Jeśli zajdzie potrzeba, zdecydują się bez rozgoryczenia na całkowitą abstynencję płciową. Jednakże chętnie dostosowaliby swoje intymne odniesienia do biologicznego rytmu płodności w oparciu o jakąś dobrą naturalną metodę planowania poczęć, której opracowania oczekiwali od Profesora.

Wszystko to przyczyniło się do duchowego wsparcia dotychczasowego zaangażowania prof. Billingsa. Coraz częściej zgłaszały się panie ściśle współpracujące w jego pracach badawczych, dzieląc się swymi kolejnymi spostrzeżeniami. Stwierdzały, że w zasadzie w każdym cyklu obserwują podobne następstwo objawów na sromie. Mianowicie po zakończeniu miesiączki zewnętrzne narządy płciowe są początkowo z zasady suche, po czym pojawia się charakterystyczna wydzielina śluzowa, którą niektóre osoby uważały za objaw chorobowy. Za jakiś czas ów śluz znika, a srom jest do końca cyklu ponownie w zasadzie suchy.
– Ponieważ takie następstwo objawów: sucho-wilgotno-(mokro) – po czym w porządku odwrotnym: mokro-sucho, powtarza się niezmiennie z cyklu na cykl, nasuwa się podstawowe pytanie, czy ów śluz nie wiąże się z możliwością poczęcia w tym czasie?

Spostrzeżenia tych kobiet potwierdzały na swój sposób słuszność już poprzednio przez prof. Billingsa podjętych badań: by skoncentrować się na cyklicznym występowaniu i znikaniu charakterystycznej wydzieliny śluzowej w zewnętrznych narządach płciowych.

Niebawem potwierdziło się przypuszczenie, że objaw ten zauważają nie tylko niektóre kobiety, ale występuje on u każdej kobiety płodnej – mniej więcej w środkowych dniach cyklu. Wydzielina ta jest, jak się okazało, w odczynie zasadowa – w przeciwieństwie do kwaśnego środowiska pochwy; i co ważniejsze: jest ona w swej ultrastrukturze zmieniona (zjawisko możliwe do obserwacji jedynie z pomocą silnego powiększenia). Wydzielina ta jest wytwarzana w kryptach rozmieszczonych w górnej części kanału szyjki macicy. Pojawia się w ścisłej odpowiedzi gruczołów (krypt) szyjki na bodźce hormonalne jajnika, mianowicie na pojawienie się estradiolu wytwarzanego przez dojrzewający pęcherzyk jajnika.
– Dzięki swemu zasadowemu odczynowi wydzielina śluzowa chroni plemniki przed nieprzyjaznym środowiskiem pochwy, przedłuża ich żywotność, staje się dla nich środowiskiem odżywczym, eliminuje plemniki niewydolne, warunkuje dalszą wędrówkę plemników i bardzo prawdopodobnie uczestniczy w procesie kapacytacji, zwłaszcza w fazie wykształcającego się odczucia „śliskości” śluzu.

O śluzie tzw. „płodnym-niepłodnym” wiedziano w medycynie już ponad półtora wieku wstecz: ok. połowy 19-go wieku. Opisano również jego cechy charakterystyczne. Medycyna wiedziała, że bezcelowa jest np. inseminacja kobiety (zabieg zawsze nie-etyczny i niemożliwy do przyjęcia) w dniach pojawiającego się śluzu dni „niepłodności”.

Jest rzeczą paradoksalną, że zjawiska tego nie wykorzystano wcześniej dla wypracowania naturalnej metody regulacji poczęć. Powodem tego był m.in. zapewne fakt, że lekarzami ginekologami byli przede wszystkim mężczyźni, którym brak było – jeśli to tak określić – wyobraźni małżeńskiej. Gdy zaś w okresie emancypacji lekarzami zostawały również panie, z kolei one same nie zastanawiały się widocznie nad obserwowanymi u siebie zjawiskami, uprawiając „naukę dla nauki”  i przyjmując rodzicielstwo biernie, jako „taki już los” kobiety!

Wybór objawu śluzu szyjkowego, łatwo dostępnego w spontanicznej obserwacji kobiety, stał się trafieniem niejako w „dziesiątkę” w omawianym zakresie badań. Prof. Billings przekonał się niebawem, że ten właśnie objaw, a nie inny, jest objawem płodności ściśle specyficznym (istotnym, przesądzającym-decydującym) cyklicznej płodności względnie niepłodności. Stwierdził, że dopóki nie pojawi się śluz cechujący się określonymi tendencjami rozwojowymi, plemniki nie mają szans przedostawania się do dalszych odcinków dróg płciowych kobiety. Dalsze badania wykazały nawet, że w przypadku braku śluzu dni płodności – cykl pozostaje niepłodny, chociażby się potem okazało, że owulacja w tym cyklu z całą pewnością się odbyła (na podstawie monitorowania hormonalnego cyklu).


Stajemy u rodowodu nowej metody regulacji poczęć, jaką się stała „Metoda Owulacji”. Tak prof. John Billings nazwał wypracowaną przez siebie metodę.
– Nazwę tę uzasadnia w ten sposób, że metoda pozwala identyfikować w prostej obserwacji kobiety zarówno początek dni możliwości poczęcia, jak i szczyt płodności, a wreszcie definitywne zakończenie w danym cyklu dni możliwości poczęcia. Zarówno zaś obserwacje, jak i fakty w przebiegu cyklu związane z możliwością poczęcia, wiążą się bezpośrednio z dokonującym się procesem owulacji (jajeczkowania).

Początkowo zwracał się prof. Billings do współpracujących z nim par małżeńskich z prośbą, by prowadziły równolegle notatki według wszystkich metod łącznie: kalendarzowej i termicznej; a ponadto by kładły zasadniczy nacisk na notowanie obserwacji z zachowania się objawu śluzu.
– Zwrócił się też do małżeństw decydujących się na rodzicielstwo z prośbą, czy dla dobra innych byłyby gotowe podejmować zjednoczenie małżeńskie z wyraźnym zamiarem poczęcia w kolejnych cyklach „od tyłu”, od przypuszczalnego ostatniego dnia możliwości poczęcia z powrotem: w kierunku dnia owulacji.

W oparciu o uprzednie analizy naukowe ustalił prof. Billings wkrótce kilka prostych reguł, pozwalających wstępnie zakreślić czas możliwości poczęcia w nawiązaniu do spontanicznych obserwacji objawu śluzu.

(0,38 kB)  Niebawem dało się ustalić „Regułę SZCZYTU”: że możliwość poczęcia utrzymuje się jeszcze przez pierwsze 3 dni po szczycie objawu śluzu.
(0,38 kB)  Równie łatwo udało się ustalić początek dni możliwości poczęcia. Prof. Billings wiązał go z prostą obserwacją kobiety: „już nie sucho”.
(0,38 kB)  Dni poprzedzające, w których kobieta obserwuje u siebie „sucho = nic”, są wobec tego dniami niepłodności (przed-owulacyjnej).
(0,38 kB)  Również określenie podstawowej cechy dnia szczytu objawu śluzu:  śliskości – utrzymało się niezmiennie od początku po dziś dzień. Z biegiem dalszych badań określenie to doczekało się jedynie coraz głębszego uzasadnienia.

Pierwsze wydanie broszurki na temat nowej metody ukazało się w roku 1964 pt.: „The Ovulation Method” (Melbourne, Advocate Press). Szybko następowały jej dalsze wydania i wznowienia, a także przekłady na języki obce, począwszy od przekładu na język Chiński (1966 r.).

Naukowa weryfikacja „Metody Owulacji”

(15 kB)
Ciężka choroba nawiedziła ten samo-chód: przestał ... chodzić SAM! Oto jak cała RODZINA ... pomaga samo-chodowi, by zdołał ponownie ... chodzić SAM. Najwięcej pomaga w pchaniu samo-chodu ... to dzieciątko z lewej strony.

Opublikowanie pierwszego opracowania nowej metody stało się początkiem jej dynamicznego rozprzestrzeniania się po całym świecie. Żadna inna z dotychczasowych metod naturalnych nie doczekała się tak gruntownej i niepodważalnej weryfikacji zarówno klinicznej, jak i ściśle naukowo-laboratoryjnej, jak Metoda Billingsa.
– Mianowicie prof. John Billings nie ograniczał się nigdy do biernego zbierania samych tylko danych od współpracujących małżeństw. Od początku dbał usilnie o naukowe potwierdzenie podstawowych faktów w przebiegu cyklu – w zestawieniu ze spontanicznymi obserwacjami kobiet.
– Opatrznościowym zbiegiem okoliczności, prof. Billings zyskał w r. 1962 szczególnie oddanego współpracownika naukowego w osobie prof. James B. BROWN’a, kierownika katedry endokrynologii, słynnego już ze swych wcześniejszych prac badawczych, zwłaszcza nad wydzielaniem hormonalnym jajników.

Prof. Brown wypracował metodę szybkiego dokonywania pomiaru poziomów hormonów jajnika, co znacznie usprawniło porównywanie spontanicznych obserwacji wielu kobiet naraz – z funkcją wydzielniczą jajników. U licznych współpracujących kobiet kontynuowano monitorowanie hormonalne cyklów przez szereg lat z rzędu, aż do dłuższego czasu po menopauzie włącznie.

W jakiś czas potem do prac badawczych dołączył prof. Henry BURGER, podejmując analogiczne badania nad poziomami gonadotropin, by z jeszcze większą precyzją ustalić dzień odbywającej się owulacji.
Pod kierunkiem prof. Billingsa wykorzystywano wszelkie inne nowoczesne osiągnięcia medycyny dla zweryfikowania reguł metody.

Na swój sposób osiągnął ten cel prof. Thomas W. HILGERS w USA. Prowadził on m.in. badania nad krystalizacją śluzu szyjkowego oraz kanalikami układającymi się wzdłuż poszczególnych strużek śluzu. Badania te potwierdziły jeden raz więcej od początku przez prof. Billingsa podkreślaną całkowitą zbędność wewnętrznego sprawdzania obecności śluzu przez samą kobietę. Okazało się, że najlepszy test krystalizacji, z największą ilością kanalików, przypada na dzień określany w Metodzie Owulacji jako dzień „SZCZYTU objawu śluzu”, który kobieta łatwo identyfikuje u siebie w swojej najzwyczajniejszej zewnętrznej obserwacji – zwykle już w pierwszym cyklu obserwacyjnym.

W dalszych latach zastosowano do weryfikacji reguł metody m.in. ultrasonografię (USG). Metoda ta, nie inwazyjna, pozwala obserwować na bieżąco m.in. dokonującą się owulację (por. do tego np. 4 zdjęcia jajeczkującego pęcherzyka Graafa, w: JB-OM 1983, 54: pęcherzyk średnicy 25 mm).
Wszystkie specjalistyczne badania potwierdzały niezmiennie, że prosta obserwacja kobiety, pouczonej o identyfikowaniu swego szczytu objawu śluzu (ostatniego dnia z występującym odczuciem śliskości po dniach poprzedniego rozwoju objawu śluzu) w pełni pokrywa się z wszystkimi najbardziej wyrafinowanymi badaniami laboratoryjnymi (obszerniej zob. np.: JB-OM 10-19.44-58.99-125).

W końcu wkład w weryfikację reguł „Metody Owulacji Billingsa” wniósł swymi nieprawdopodobnie specjalistycznymi badaniami biofizycznymi prof. Erik ODEBLAD z Szwecji, uniwersytetu Ulmeå. Przeniósł on swój warsztat pracy częściowo z Szwecji do Melbourne. Jego badania doprowadziły m.in. do wyodrębnienia trzech głównych typów śluzu. Dwa z nich wiążą się z wydzielaniem estrogenowym.
– Śluz ten pochodzi z górnych krypt szyjki: śluz L (loab – bochenek) oraz śluz S (strings = nitki, śluz elastyczny). Śluz L i S warunkuje penetrację plemników, przy czym śluz L odprowadza plemniki niewydolne.
– Trzeci typ śluzu szyjkowego, to śluz G (gestagenowy). Wiąże się on z wydzielaniem gestagenowym (progesteronu). Powstaje on w kryptach dolnej części szyjki. Zadaniem jego jest m.in. blokowanie penetracji plemników.

Prof. Odeblad uwydatnia również istotną rolę manganu w przepływie wydzieliny śluzowej przez dolną część pochwy.
– Prowadził on również szczegółowe badania w związku z funkcją sromu jako swoistego narządu umożliwiającego precyzyjną obserwację odczuwania obecności względnie nieobecności wydzieliny śluzowej w jej różnych fazach rozwojowych.

Szczególne zalety Metody Billingsa

Szczególną zaletą Metody Owulacji jest fakt, że jej kilka łatwo zrozumiałych wskazań-reguł-zaleceń stosuje się jednakowo we wszelkich odmianach cyklów oraz sytuacjach życia rozrodczego kobiety. Innymi słowy Metodę Owulacji stosuje się jednakowo – niezależnie od regularności czy nieregularności cyklów oraz faktu, czy cykle są owulacyjne czy bezowulacyjne; i niezależnie od tego, czy kobieta jest ginekologicznie zdrowa czy chora.

Podstawowym, szczególnie cennym „odkryciem” prof. Billingsa stało się precyzyjne opisanie rzeczywistości dotyczącej niepłodności w przed-owulacyjnej części cyklu. Profesor nazwał je Podstawowym Modelem Niepłodności (PMN; ang.: Basic Infertile Pattern: BIP). ‘Model’ ten występuje w zasadzie w dwóch zasadniczych odmianach:

(0,2 kB)  dni „suchych” (BIP of dryness);
(0,13 kB)  względnie dni z nie zmieniającą się na razie wydzieliną (BIP of discharge).

Do zdefiniowania tej „drugiej” odmiany „Podstawowego-Modelu-Niepłodności” przyczyniła się w sposób zasadniczy małżonka Profesora, dr Evelyn L. Billings.

Dzięki zidentyfikowaniu-rozpoznaniu aktualnie u siebie występującego Podstawowego Modelu Niepłodności uzyskują małżonkowie na bieżąco prostą, wiążącą informację odnośnie do nadal utrzymującej się niemożności poczęcia niezależnie od tego, czy w tym cyklu dojdzie w ogóle do owulacji czy nie.
– Dzięki temu Metoda Billingsa stała się pierwszą w dziejach medycyny metodą naturalną, która w najprostszy, a przecież wiążący sposób przezwycięża podstawową trudność, niepokonalną dla wszelkich pozostałych dotychczasowych metod naturalnych. Mianowicie Metoda Owulacji pozwala nie tyle ustalać-wyznaczać, ani obliczać, lecz rozpoznawać-identyfikować zarówno utrzymującą się niepłodność przed-owulacyjną, jak i pierwszy sygnał rozpoczynającej się możliwości poczęcia, a wreszcie początek niepłodności po-owulacyjnej.

W ten sposób Metoda Owulacji okazała się prostą metodą do usług małżeństw, metodą zarazem naukowo niepodważalną, zweryfikowaną na wszelkie sposoby w coraz innych ośrodkach badawczych po szerokim świecie.
– Poprzednio wspomniany prof. Thomas W. Hilgers (Creighton University, Stan Nebraska, USA; jest to późniejszy twórca tzw. NaProTechnologii: wspomagania małżeństw niepłodnych; niestety poprzez wykorzystaną, a zarazem gruntownie po swojemu zniekształconą Metodę Billingsa!) wyraził się o „Metodzie Billingsa” na sympozjum międzynarodowym w 1978 r. (w Melbourne) w słowach:

„Metoda Owulacji Billingsa doczeka się jeszcze w historii medycyny uznania jej za jedno z największych odkryć naszego stulecia”   (NFP 5 [1978/1] s. 8).

(4 kB)

Stanowisko WHO – Troska o autentyczny przekaz Metody

Łatwo zrozumieć, że dzieło rozwijające się w Melbourne budziło coraz żywsze zainteresowanie ośrodków zarówno naukowych, jak i kościelnych po całym świecie. Wyrazem tego stało się m.in. zaproszenie, jakie Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), najwyższa komórka w resorcie Służby Zdrowia przy ONZ, wystosowała do prof. Johna Billingsa pod koniec lat 70-tych. Powierzono mu zorganizowanie badań sondażowych nad możliwością zrozumienia i akceptacji „Metody Owulacji”, a także nad współczynnikiem jej zawodności w zróżnicowanych środowiskach geograficznych, kulturowych i socjologicznych po całym świecie.

Badania te zostały szczęśliwie ukończone z początkiem lat 80-tych. Prof. Billings podsumowuje je w udokumentowanym stwierdzeniu, że niezawodność Metody Owulacji w przypadku zamiaru odłożenia poczęcia wynosi powyżej 99%. Żadna z metod zapobiegania ciąży, nie wyłączając hormonalnej ani nawet sterylizacji, nie może poszczycić się podobnym stopniem pewności (por. „Billings Atlas of the Ovulation Method”, 5 wyd., początek 15-go rozdz.).

Podobne badania podjęte zostały w latach 90-tych zakończonego tysiąclecia w Chinach – przy współudziale blisko 157 tys. małżeństw. Badania te przeprowadzone zostały pod kierunkiem prof. Shao-Zjen QIAN, przy współpracy naukowej wielu innych specjalistów. Wśród małżeństw biorących czynny udział w badaniach znalazła się grupa specjalna: ok. 3.300 par małżeństw bezdzietnych, które pragnęły doczekać się potomstwa dzięki Metodzie Billingsa.

Pierwsze badania sondażowe z Chin nad Metodą Billingsa pochodzą z r. 1990. Akceptacja MOB wzrosła znacznie, odkąd Ministerstwo Zdrowia Chin wprowadziło Metodę Billingsa jako metodę szczególnie zalecaną przez Rząd Chin – czy to dla odłożenia poczęcia, czy też dla doczekania się potomstwa. Wspomniane badania sondażowe przeprowadzone zostały we wszelkich możliwych środowiskach społecznych Chin: wśród biedoty, analfabetów, wśród par małżeńskich osób wykształconych, u osób zdrowych i chorych, u których stosowanie np. jakichkolwiek środków farmakologicznych antykoncepcyjnych było ze względów ściśle medycznych przeciwwskazane.

W konkluzji przeprowadzonych badań, które decydująco wpłynęły na postawę rządu Chin, trzeba było stwierdzić, iż MOB jest przyjmowana przez małżeństwa w Chinach z pełną otwartością – niezależnie od pochodzenia kulturowego i ekonomicznego danych kobiet i małżeństw oraz niezależnie od wykształcenia zainteresowanych, ani stanu zdrowotnego odnośnych kobiet.
– Wskaźnik tzw. ‘zawodności’ MOB wyniósł wśród uczestniczących małżeństw ok. 0.5%, przy czym jednak wszystkie owe małżeństwa, u których doszło do niezbyt zaplanowanego poczęcia, przyznawały, że zdawały sobie sprawę, iż w danym wypadku nie stosowały się ściśle do dobrze sobie znanych wskazań-zaleceń MOB. Chodziło więc w tym wypadku o świadomie nieścisłe stosowanie metody, a nie o błąd samych zasad metody.
– Wspomniany ‘wskaźnik niezawodności’ przewyższał zarazem znacznie wyniki najczęściej w Chinach stosowanej spirali przeciw-ciążowej o nazwie ‘TCu220c’, gdzie rozwój ciąży notowano u 2% małżeństw.
– Natomiast spośród wspomnianych ok. 3.300 małżeństw ‘niepłodnych’, ok. jedna trzecia doczekała się szczęśliwie własnego potomstwa. Kliniki Leczenia Niepłodności, gdzie przeprowadzano tego rodzaju badania z pomocą MOB, doczekały się od owych uszczęśliwionych małżeństw jednogłośnie miana „Klinik Billingsa.


Dokumentacja zob.: Atlas Billingsa – Metody Owulacji, wyd. 5, początek rozdz. 15.
– Ponadto zob.: http://www.thebillingsovulationmethod.org – wygłoszony 8.IX.2000 r. w Rzymie na Katolickim Uniwersytecie Sacro Cuore referat prof. S.Z. Qian z Shanghai: Evaluation of the Effectiveness of a Natural Fertility Regulation Programme in China. – Tekst osiągalny również za zamówieniem u WOOMB. Zob. też na stronie internetowej dopiero co podanej – dalsze doniesienia naukowe o kontynuowanych badaniach nad MOB w CHINACH, których nie można ‘posądzać’ o uleganie wpływom np. kultury chrześcijańskiej.


Począwszy od końcowych lat 60-tych, oboje Billingsowie zaczęli udawać się w podróże do coraz innych krajów na wszystkich kontynentach z prelekcjami na temat wypracowanej przez siebie metody. Biorą też raz po raz zaangażowany udział w międzynarodowych kongresach, sympozjach i innych spotkaniach międzynarodowych.


Rozpowszechnianie się Metody Owulacji rodziło coraz bardziej nagląco zagadnienie autentycznego przekazu metody, wypracowanej i udokumentowanej przez prof. Johna Billingsa.

Szczególnie łatwo skłonni są wprowadzać w Metodę Owulacji arbitralne zmiany promotorzy metody termicznej w jej różnych modyfikacjach. Wielu z nich, nie umiejąc przyjąć do wiadomości udokumentowanego obecnie, specyficznego charakteru objawu śluzu (w przeciwieństwie do nie specyficznego charakteru przebiegu temperatur), próbuje doszukiwać się w Metodzie Billingsa jedynie nieco udoskonalonej odmiany metody termicznej, według której podstawowym kryterium dla oceny dni niepłodności i płodności pozostaje nadal przebieg temperatur.

Mając to na względzie, grupa ekspertów Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) przyjęła w listopadzie 1976 r. rezolucję, mocą której ta metoda, którą wypracował i udokumentował prof. John J. Billings wraz z gronem swych współpracowników, będzie nosiła odtąd nazwę utworzoną od nazwiska jego autora.
– Oficjalna, prawnie zastrzeżona nazwa nowej metody brzmi odtąd: „Metoda Owulacji Billingsa” (ang.: The Billings Ovulation Method; lub równie poprawnie: The Ovulation Method – Billings).

(0,2 kB)  Stąd też niepoprawne jest określenie: „Metoda owulacyjna”. Nie metoda jest „owulacyjna”, lecz jest ona osnuta wokół wydarzenia owulacji.
(0,13 kB)  Niepoprawne jest z kolei określenie: „Metoda Billingsów”. Sam bowiem tylko prof. John J. Billings jest odpowiedzialny za ostateczne wnioski z badań przeprowadzanych pod jego kierunkiem. I sam tylko on jest odpowiedzialny za ustalenie reguł metody wraz z ich wieloraką weryfikacją.

Znaczy to także, że wprawdzie każdemu ‘wolno’ wypracować jakąś nową metodę regulacji poczęć, chociaż – jak się okazuje – nie jest to wcale takie proste i zakłada nieprawdopodobnie rozbudowane zaplecza naukowe, łącznie z współpracującymi setkami i tysiącami par małżeńskich.
– Istnieje też wiele różnych metod śluzu szyjkowego. Ale jedna tylko jest „Metoda Owulacji” (zob.: NFP 6 [1979/4] 12; 8 [1981/2] 13; itd).

(6.6 kB)

Sprawa poprawności przekazu metody leżała obojgu Billingsom od początku bardzo na sercu. Prof. Billings nie chciałby dopuścić, by jego metodę spotkać miał los podobny do tego, jaki dotknął Metodę Kalendarzową oraz Termiczną w ich różnych modyfikacjach. Wszelkie tzw. „zawody” przypisywano zwykle samym owym ‘metodom’, tzn. biologii – bez uwzględniania jakości ich przekazu, niejednokrotnie bardzo zniekształconego i nie przypominającego pierwotnego brzmienia reguł.

Z tą myślą założył prof. Billings w sierpniu 1976 r. „Ośrodek Badawczy i Studyjny Metody Owulacji (The Ovulation Method Research and Reference Centre of Australia), w którym wychodzi m.in. kwartalnik: „Biuletyn Naturalnego Planowania Rodziny – Ośrodek Victoria” (Bulletin of the Natural Family Planning – Council of Victoria. – Całość łatwo dostępna na wyżej podanej Stronie Internetowej WOOMB: https://www.woomb.org ).

(21 kB)
Manifestacja ZA ŻYCIEM RODZINY. Niech żyje ŻYWA RODZINA, ciesząca się dziećmi, Bożymi skarbami, przyszłością narodu i Kościoła.

W r. 1976 został uruchomiony w Los Angeles w Kalifornii „Międzynarodowy Instytut Metody Owulacji Billingsa” (International Institute of the Ovulation Method Billings), gdzie co roku odbywają się międzynarodowe sympozja.

W styczniu 1977 r. powołana została do istnienia „Światowa Organizacja Metody Owulacji Billingsa” (World Organisation of the Ovulation Method Billings: WOOMB).

W tym samym czasie zaczęto zaopatrywać poważniejsze publikacje na temat Metody Owulacji Billingsa w swoistą sygnaturę-LOGO „aprobaty” jej autentycznego wykładu w postaci zapisu: „Tekst zatwierdzony przez WOOMB” (Text Approved by: World Organisation of the Ovulation Method/Billings). Taka aprobata udzielona została również ukazanemu wyżej zarysowi Metody Billingsa (zob. wyż.: Uwierzytelnienie przez prof. John J. Billingsa). W obecnie przyjętej praktyce – w LOGO ‘Metody Billingsa’ zaopatruje się jedynie dzieła publikowane wprost przez ‘WOOMB’ (zob. wyż.: Zatwierdzenie tekstu: ‘Wprowadzenie do Metody Billingsa’).

Znaczy to zarazem, że pismo, na którym nie widnieje taka właśnie sygnatura, może nie przedstawiać autentycznego wykładu metody. Mianowicie co jakiś czas pojawiają się w różnych krajach opracowania przedstawiające rzekomo „Metodę Owulacji Billingsa”, które jednak bądź przemilczają istotne aspekty autentycznej metody, bądź wyraźnie wypaczają jej podstawowe zasady, a często przedstawiają arbitralną mieszaninę-kombinację, szczególnie metody termicznej – z wybranymi elementami Metody Billingsa, przedstawianą jednak pod nazwą wprowadzającą w zasadniczy błąd, jako: „Metoda Owulacji Billingsa”.

Takie postępowanie jest oczywiście głęboko nieuczciwe. Przede wszystkim zaś wiąże się to z odpowiedzialnością za konsekwencje nauczania i stosowania tak preparowanej „metody”. Tego rodzaju postępowanie staje się dogłębną krzywdą zarówno dla autora metody, jak tym bardziej tych, którzy pragną kierować się metodą w jej autentycznej postaci, a nie zdają sobie sprawy, że zostają wprowadzeni w zasadniczy błąd. Ta właśnie sprawa jest jednym z zasadniczych motywów wznawianych podróży obojga Billingsów do krajów, gdzie metodzie grozi wypaczenie.

Ozdobnik

Stanowisko Kościoła Katolickiego – MOB w Europie Środkowej

Nie trzeba się dziwić, że z najwyższym zainteresowaniem w kierunku Melbourne zaczęły zwracać się również oczy przedstawicieli Kościoła Katolickiego.
– W r. 1969 został prof. John Billings odznaczony przez papieża Pawła VI orderem komandorskim św. Grzegorza za swe niestrudzone wysiłki na rzecz małżeństwa.
– W dalszych latach oboje Billingsowie bywali niejednokrotnie przyjmowani przez tegoż Papieża.

Jedno z ostatnich osobistych spotkań obojga Billingsów z papieżem św. Pawłem VI  miało miejsce w lecie 1976 r. (śmierć Pawła VI: dnia 6.VIII.1978 r.). Ojciec święty, doskonale zorientowany w szczegółach dzieła rozwijającego się w Melbourne, pobłogosławił wtedy wszystkim po całym świecie współpracującym z dr Billingsem w upowszechnianiu wypracowanego przez niego sposobu rozpoznawania dni płodności i niepłodności małżeńskiej. Papież obiecał też szczególną modlitwę o powodzenie tego dzieła. Na końcu dodał:

txtr14
„...Dziękuję (panu Profesorowi) za podjęte trudy – nie tylko w imieniu moim własnym, lecz także w imieniu samego Pana naszego Jezusa Chrystusa”
(z listu prof. John Billingsa do ks. PL, Melbourne, z 10.VI.1976 r.)

Podobne stanowisko, pełne zachęcającej życzliwości, okazywał obojgu Billingsom wielokrotnie papież św. Jan Paweł II, począwszy od swego pierwszego z nimi spotkania w grudniu 1978 r.

Swoistą wymowę posiada fakt, że Jan Paweł II wybrał oboje Billingsów imiennie (spośród jedynie 16 par małżeńskich z całego świata) na audytorów V-go Synodu Biskupów (IX-X.1980 r.), poświęconego zagadnieniu Rodziny Chrześcijańskiej w Świecie Współczesnym (jej owocem jest adhortacja apostolska: Familiaris Consortio – 1981 r.).

Sam za siebie mówi też fakt, że pani dr Evelyn L. Billings została powołana przez Ojca świętego Jana Pawła II w r. 1994 na członka „Papieskiej Akademii Życia. Od tego czasu oboje Billingsowie brali regularnie udział przede wszystkim w dorocznych zebraniach plenarnych tejże Papieskiej Akademii Życia.


Do Polski, a konsekwentnie stopniowo do krajów sąsiadujących wokoło, zawitała Metoda Owulacji dnia 3 maja 1973 r. Jest to data pierwszego listu-odpowiedzi prof. John Billings‘a na uprzednio do niego skierowany list (przez ks. PL). Począwszy od następnego miesiąca: czerwca 1973 r., grupa pierwszych współpracujących małżeństw w Polsce przystąpiła do systematycznego prowadzenia notatek według nowej metody.

Zasadniczą przeszkodą w upowszechnianiu się metody w Polsce, a tym bardziej w uchronieniu jej autentycznej postaci, stały się trudności z drukiem rzetelnej informacji na jej temat. Nieduże notatki, jakie ukazywały się o niej przez pierwszych ok. 15 lat jej istnienia w Polsce, były zwykle zbyt skąpe i ogólnikowe, bez informacji dotyczących jej stosowania w trudniejszych okolicznościach.
– O zainteresowaniu samych Billingsów Polską świadczy fakt, że na przestrzeni lat 1981-1994 bawili w Polsce 7-krotnie, występując wówczas z prelekcjami roboczymi w coraz innych ośrodkach medycznych, państwowych i kościelnych.

Za obojgiem Billingsów trzeba jednocześnie wyraźnie podkreślić, że sama w sobie „metoda” nie jest metodą tzw. „katolicką”. Znaczy to, że nie jest ona w żaden sposób „własnością” Kościoła katolickiego. Metoda jedynie informuje – w tym wypadku z niezwykłą precyzją, o początku i końcu dni płodności, jak i o utrzymującej się niepłodności zarówno dni przed-owulacyjnych, jak i po owulacji. Informacja ta jest jednak z istoty swej w pełni a-religijna. Chodzi po prostu o niepodważalną informację biologiczną. Inaczej mówiąc: metoda ‘Billingsa’ to metoda DIAGNOSTYCZNA w odniesieniu do możności-niemożności poczęcia w rozwoju cyklu kobiecego..

Dopiero w następnym etapie wyłania się problem etyczny: odpowiedzialności sprawozdwczej przed sobą samym, rodziną, społeczeństwem i oczywiście Bogiem. Chodzi o to, jak skorzystać z uzyskanej informacji: czy dla uchylenia się od rodzicielstwa, dla czasowego odłożenia poczęcia, albo i dla świadomego zaplanowania poczęcia; ktoś jeszcze inny wykorzysta tę informację do ... popełnienia grzechu w poczuciu, że tego dnia poczęcie jest biologicznie wykluczone ...

Prof. Billings wystrzegał się pilnie bezpośredniego wiązania metody z jakąkolwiek religią, w tym również z Kościołem Katolickim. Metoda jest dobrem ogólnoludzkim, żadną miarą nie zastrzeżonym dla wierzących, ani tym bardziej katolików. Znamienne, że na metodę otwierają się z pełną akceptacją mahometanie oraz wyznawcy innych wielkich i mniejszych religii. Dotyczy to również krajów tzw. ateistycznych, m.in. na terenie Azji i Europy Wschodniej. Coraz powszechniejsze i w pełni akceptowane staje się korzystanie z MOB w ... Chinach, gdzie oboje Billingsowie bywali przez wiele lat rokrocznie – w coraz innych częściach tego wielkiego imperium. To samo dotyczy upowszechniania się MOB w ... Japonii!

Wspomniane kultury i kraje – niechrześcijańskie, wyczuwają instynktownie, że metoda ta nie poniża godności ludzkiej osoby, nie wymaga żadnych wydatków finansowych, że zdecydowanie wyzwala dialog pomiędzy obojgiem małżonków, oraz że w niczym nie narusza przebiegu aktu zjednoczenia małżeńskiego, zdecydowanie promując „prawdę mowy ciała”. Stawia ona męża i żonę w obliczu wciąż na bieżąco rozpoznawanej możności względnie niemożności poczęcia. To zaś wymaga jedynie podejmowania z dnia na dzień wyraźnych decyzji, godnych małżonków jako związanych przymierzem miłości i życia.

Metoda Owulacji jest jednocześnie metodą godną zalecenia ze względów ściśle medycznych. Nie przynosi żadnego uszczerbku na zdrowiu fizycznym i psychicznym – w przeciwieństwie do antykoncepcji oraz form zastępczych.
– Za jej przyjęciem przemawiają względy ekologiczne: ustrzeżenia zwłaszcza kobiety przed manipulacją jej cyklu poprzez preparaty hormonalne. Dzięki temu metodę cechuje znamię głębokiego humanizmu.

Sama w sobie Metoda Owulacji nie ma w sobie nic wspólnego z antykoncepcją. Tym bardziej zaś nie można jej określać jako tzw. „katolicką metodę zapobiegania ciąży”! Pozwala ona jedynie rozpoznawać aktualnie utrzymującą się lub nie – możność względnie niemożność poczęcia. Nie narusza w niczym naturalnego przebiegu aktu małżeńskiego, ani tym bardziej samej w sobie zdolności przekazywania życia. Jej celem jest dopomóc małżonkom w rozkładaniu czasu poczęć. Opowiada się cała „za życiem”.
– Jedną z jej wspaniałych kart, nieporównalną z żadną inną metodą naturalną, jest fakt, że dzięki niej do około 50% małżeństw pozornie niepłodnych doczekało się własnego potomstwa.

Czy się przestawić z Metody Termicznej ?

Nie ukrywamy tu wyraźnie zaznaczanej preferencji względem Metody Owulacji Billingsa. Zagadnienie właściwego wyboru jednej z naturalnych metod, którą należałoby przekazywać osobom przychodzącym po poradę w tym względzie, jest jednym z podstawowych zadań osób zatrudnionych w ośrodkach Poradnictwa Małżeńskiego. W pełni i niezmiennie podkreślamy pełną wolność w dokonywaniu wyboru tej metody, jaka im odpowiada z takich czy innych względów.

Wstępnie wypada dokonać istotnego rozróżnienia czy podziału:

(0,24 kB)  na pary małżeńskie, które dotąd dobrze znały test termiczny (lub: objawowo-termiczny) i nim rzeczywiście się kierowały;

(0,24 kB)  oraz takie pary, które startują praktycznie od „zera”.

Praktyka wykazuje, że małżeństwom, które dotąd stosowały „Metodę (Sympto)-Termiczną”, ewentualnie którąś z metod wielowskaźnikowych, zwykle niezmiernie trudno przestawić się na jakąś nowszą metodę naturalną.

Jest prawdziwą zagadką, że kolejno powstające punkty temperatury zdolne są niemal zauroczyć osobę, albo dosadniej się wyrażając: ją całkiem „otumanić”. Wykres termiczny potrafi tak bardzo przykuć uwagę, że kobieta wpatruje się w niego na oślep, chociażby z niego nic, lub prawie nic nie wynikało.
– Oczywiście: wykres nadaje są do pokazania go mężowi jako tzw. ‘dowód rzeczowy’, względnie ‘obiektywny’, który będzie domagał się odpowiednich zachowań małżeńskich – nawet wtedy, gdy żona sama nic z niego wyczytać nie potrafi.

Kurczowe trzymanie się zapisu temperatur zdolne jest skutecznie odwrócić uwagę od koncentrowania się na obecności względnie nieobecności śluzu szyjkowego w zewnętrznych narządach płciowych. Albo przynajmniej kobieta prowadzi wprawdzie notatki swego objawu śluzu, lecz ze względu na wmówioną jej fałszywą ‘wyższość’ sprawdzianu przebiegu temperatur, minimalizuje znaczenie objawu śluzu i jemu niedowierza.

Tymczasem ten właśnie objaw: śluzu szyjkowego – i tylko on, jest objawem specyficznym. Warunkuje on rozpoznawanie samej w ogóle płodności małżeńskiej. Niestety ten właśnie objaw: śluzu, a tym bardziej jakość odczuć-ze-sromu, tak zasadniczo podkreślana w Metodzie Billingsa, określa się (względnie określano) w instruktażu Metody Termicznej nierzadko mianem objawu „subiektywnego”, pomimo iż jego charakter jest zdecydowanie obiektywny!

Niezależnie od tego, objaw śluzu nie doczekał się w ramach metody termicznej nigdy głębszej analizy. W jej dalszej modyfikacji: metodzie objawowo-termicznej, zostaje co prawda uwzględniony objaw śluzu, lecz śluzu w znaczeniu jedynie ogólnikowym. Wskutek tego jest on opisywany i notowany według metody termicznej w sposób zdecydowanie niewystarczający – bez uwzględniania jego istotnych cech, a zwłaszcza dynamiki jego występowania-zachowania.
– Notowanie w metodzie termicznej objawu s jako jedynie ogólnie pojętego „śluzu” (a nie: „śliski”, jak to jest według MOB) nie uwzględnia specyficznego charakteru tego objawu.

Ponadto zaś Metoda Objawowo-Termiczna przywiązuje wciąż zasadniczą uwagę do cechy rozciągliwości śluzu (tak przede wszystkim w modyfikacji wypracowanej przez dra Józefa Rötzera, dopóki nie zapożyczył on wybranych elementów z MOB, zwracając uwagę odtąd ponadto na śluz białka jaja kurzego, względnie śluz szklisty). Tymczasem objaw rozciągliwości śluzu jest objawem tylko drugorzędnym, zdecydowanie nie najważniejszym objawem fazy płodności, i który ponadto może stać się objawem bardzo zwodniczym i wprawiającym jedynie w błąd.

Zasadnicza jednak różnica pomiędzy metodą termiczną (oraz sympto-termiczną i wielowskaźnikową), a Metodą Billingsa polega na tym, że promotorzy metody termicznej zdają się nie być zdolni uznać śluzu szyjkowego za objaw specyficzny. Tymczasem właśnie ten objaw warunkuje samą w ogóle płodność i niepłodność cyklu. Fakt ten został wielorako zweryfikowany zarówno klinicznie, jak i ściśle naukowo – i jest z tego względu niepodważalny.

NIE-akceptowanie specyficznego charakteru objawu śluzu można sobie wytłumaczyć względami psychologicznymi. Wiąże się to zapewne z nawykami myślowymi, które zarazem wyjaśniają niepokonalne opory psychologiczne w przestawieniu się ‘na nowe’.
– Kobietom, które dotąd stosowały test termiczny wydaje się, że gdyby obecnie zaniechały mierzenia temperatury, znajdą się w swoistej próżni, tzn. będą pozbawione zasadniczego sprawdzianu płodności czy niepłodności, którym jest w ich mniemaniu wykres temperatur. Nie przemawia do nich ponad wątpliwość udowodniony fakt, że przebieg temperatur nigdy nie był – i nie stanie się specyficznym objawem płodności czy niepłodności. Wzrost zaś termiczny po-owulacyjny zdolny jest dostarczyć informacji jedynie z dosyć dużym stopniem prawdopodobieństwa: o już odbytej owulacji.

Poza tym przebieg temperatur i wzrost PO-owulacyjny nie muszą wcale pokrywać się z obserwacjami zachowania się śluzu szyjkowego.
– Zdarza się, że wzrost termiczny zaznacza się już przed owulacją, pomimo iż nadal utrzymuje się odczucie obecności śluzu. Kierowanie się wtedy samym wykresem termicznym może łatwo prowadzić do zainicjowania niezbyt planowanej ciąży.
– Z kolei zaś wzrost termiczny może się opóźnić, mimo iż objaw śluzu przemawia już od szeregu dni za ponad wątpliwość ustabilizowaną niepłodnością po-owulacyjną.
– Pomijamy już sytuację wieku przejściowego, okresu poporodowego, po odstawieniu tabletki hormonalnej itd., kiedy metoda termiczna i sympto-termiczna zwykle nie jest w stanie dostarczyć żadnej w ogóle wiążącej informacji, a jedynie narzuca przedłużającą się abstynencję płciową w przypadku nienastawiania się na poczęcie .

(6.6 kB)

Metoda termiczna (oraz sympto-termiczna i wielowskaźnikowa) nie jest w stanie udzielić wiążącej odpowiedzi przede wszystkim w kilku charakterystycznych sytuacjach, które z kolei nie przedstawiają problemu dla Metody Billingsa:

(0,38 kB)  Sama przez się metoda termiczna nie jest zdolna dostarczyć w pełni wiążącej odpowiedzi na temat charakteru krwawienia: czy to jest miesiączka (krwawienie cykliczne), czy krwawienie przełamujące, a może obfite krwawienie owulacyjne itp. Sam w sobie wzrost termiczny poprzedzający wystąpienie owego krwawienia może być symptomem złudnym.

(0,37 kB)  Metoda termiczna nie jest w stanie dostarczyć jakiejkolwiek informacji w przypadku cyklów anowulacyjnych, nakładając jedynie niepotrzebną abstynencję płciową.

(0,36 kB)  Całkowicie przerasta możliwości metody termicznej dostarczenie informacji w coraz częściej zdarzających się przypadkach hormonalnego uszkodzenia górnych krypt szyjki, w wyniku czego gruczoły szyjki nie odpowiadają na wzrastający poziom estradiolu i tym samym nie wytwarzają śluzu warunkującego możliwość poczęcia. Owulacja może się wtedy odbywać – i przebieg temperatur będzie dwufazowy na znak, że owulacja się odbywa. A przecież cykl pozostaje wtedy niepłodny, zaś współżycie podjęte nawet w samym dniu hormonalnie zweryfikowanej owulacji nie jest wtedy zdolne doprowadzić do poczęcia.

Osoby które dotąd stosowały test termiczny, a chciałyby przestawić się na Metodę Billingsa, mogą oczywiście nadal prowadzić wykres termiczny. W takim wypadku zaleca się jednak stanowczo, żeby zupełnie odrębnie, na innej karcie, prowadziły rzetelny zapis według Metody Billingsa – z szczególnie zaznaczonym naciskiem na notowanie odczuć-ze-sromu, a nie tyle wyglądu występującej wydzieliny.
– W praktycznym kierowaniu się notatkami dla celów planowania poczęć, o „płodności” czy „niepłodności” danego dnia decyduje jednak nie przebieg temperatur, lecz dynamika objawu śluzu. On jedynie jest objawem specyficznym, gdyż warunkuje wędrówkę plemników. W związku z tym mierzenie temperatur okazuje się czynnością po prostu ... zbyteczną, a raczej ... daremną !

Ostatecznie wypada zwrócić się do par małżeńskich, które dotąd kierowały się metodą termiczną w jej różnych modyfikacjach – z gorącą zachętą, by zechciały przestawić się na Metodę Owulacji – oczywiście w jej autentycznej wersji. Jest to z serca płynąca propozycja – jedynie ku prawdziwemu dobru zainteresowanych. Prędzej czy później nadejdą lata przejściowe. Coraz częstsze będą przypadki zachwiania regularności cyklów, kiedy metoda termiczna nie udzieli żadnej, lub niemal żadnej odpowiedzi. Dotychczasowe objawy płodności staną się coraz bardziej nikłe lub w ogóle znikną. Jeśli małżonkowie nie nauczyli się rozpoznawać utrzymującą się niemożność poczęcia całkiem niezależnie od przebiegu temperatur, mogą przeżywać wtedy duże, a niepotrzebne trudności.

Pierwszy kontakt z jakąkolwiek ‘metodą’

Zupełnie inaczej potraktować należy osoby, które startują praktycznie od „zera”: zarówno pary narzeczeńskie, jak i małżeńskie. Takim parom wypada przekazać od razu i wyłącznie informację o Metodzie Billingsa. Metoda Billingsa jest pierwszą na horyzoncie pojawiającą się metodą, która jest perspektywiczna, nie nastawiona na jakiekolwiek ‘obliczanie’, a ponadto nie wymagająca żadnego jakiegokolwiek „wsparcia” – np. przez dodatkowo prowadzony wykres temperatur.

Metoda Owulacji jest aktualnie jedyną metodą informującą na bieżąco, dzień po dniu, o aktualnie utrzymujących się lub nie – możliwościach wzbudzenia życia. Jest wyrazem prawdziwej miłości bliźniego i posługi na wskroś humanitarnej, by nie komplikować sprawy przez prowadzenie takich par przez szczeble: „od starożytności aż po czasy nowożytne, wdrażając je najpierw w metody już przezwyciężone czyli historyczne, by w jakiś czas potem dostarczać im stopniowo informacji nowszej na temat rzeczywistego, korzystnego dla nich rozwoju nauki w tym względzie, który jest darem dla współczesnego pokolenia nie medycyny, lecz Boga.

Nie należy sztucznie opóźniać dystrybucji Bożego daru na „dziś”. Wdrażanie w metodę owulacji poprzez metodę termiczną niezwykle wikła sprawę. Wsącza nieuchronnie nieufność do objawu śluzu – wbrew jego naukowo i praktycznie zweryfikowanemu charakterowi. Doświadczenie zaś wykazuje, że raz zaszczepioną nieufność (tutaj: względem objawu śluzu jako miarodajnej informacji w tym względzie) niezwykle trudno wyeliminować.
– Tymczasem Metoda Billingsa w jej czystej, nie zniekształconej postaci będzie służyła zainteresowanym nie tylko w cyklach normalnych i u kobiet zdrowych, lecz i we wszelkich, nawet bardzo powikłanych okolicznościach, a ponadto w każdej fazie życia kobiety-żony. Tego nie można powiedzieć ani o metodzie termicznej, ani sympto-termicznej, ani też o metodzie wielo-wskaźnikowej.

Metody „kombinowane”

Pozostaje argument, na który powołuje się wielu promotorów metody termicznej i sympto-termicznej. Powiadają, że ‘większy stopień pewności’ co do niepłodności danego odcinka cyklu uzyskuje się mając do dyspozycji więcej sprawdzianów, aniżeli sam tylko objaw śluzu szyjkowego.
– Prowadzi to tu i ówdzie po świecie do powstawania kolejnej „mody” w tym zakresie – jeśli to tak określić: promowania metod wielowskaźnikowych, jak np. Metody Birmingham, względnie Metody S. i J. Kippley'ów, itp.
– Nie wspominamy tu nawet o różnych rzekomo „naturalnych metodach” z zastosowaniem współczesnej techniki, jak np. małego komputerka dla diagnozowania poziomu stężeń hormonalnych, np. z śliny itd.
– Tego rodzaju ‘metody’ trzeba z góry wykluczyć z grupy metod „naturalnych”, chociaż nie są to metody antykoncepcji. Ich przydatność i stopień oczekiwanej ‘pewności’ będą z góry zależne od firmy produkującej dany preparat chemiczny względnie przyrząd, wskutek czego same owe „metody” mogą prowadzić do bardzo zróżnicowanych wniosków.

Na przedstawiony w tej chwili argument o łącznie wziętych dopiero wielu wskaźnikach, które mają przemawiać za płodnością względnie niepłodnością, wielokrotnie wypowiadał się sam prof. John Billings (zob. m.in.: JB-OM 88n). Zwolennicy metod wielowskaźnikowych (tzn. wielu objawów łącznie wziętych) twierdzą, że w przypadku poważnej potrzeby odłożenia poczęcia małżonkowie powinni powstrzymywać się od wszelkich kontaktów genitalnych aż do chwili, gdy wszystkie parametry różnych metod naturalnych zejdą się (pokryją się) i przemówią zgodnie za obecnie z całą pewnością już minionym okresem płodności.

W odpowiedzi na to należy stwierdzić za prof. Billingsem, że gdyby wszystkie parametry różnych metod zawsze zgadzały się pomiędzy sobą, konieczny byłby wobec tego tylko jeden z nich. W przypadku zaś, gdy brak pełnej zbieżności pomiędzy nimi, budzi się pytanie: któremu z owych wskaźników ostatecznie zaufać? Jeśli małżonkowie będą się kierowali objawem ‘mniej pewnym’, może łatwo dojść przy stosowaniu metody wielowskaźnikowej do nieplanowanego poczęcia. Jeśli się zaś nakłada przedłużającą się abstynencję płciową, aż wszystkie parametry nałożą się na siebie i przemówią wreszcie zgodnie za ustabilizowanymi dniami niepłodności, zainteresowani ulegną zniechęceniu i mogą zarzucić samą w ogóle ideę naturalnego planowania rodziny.

Metoda Owulacji Billingsa wskazuje na objaw wprawdzie jeden jedyny, ale za to ściśle specyficzny. Znaczenie wszystkich pozostałych objawów blednie wobec objawu tego jednego, od którego zależy sprawa zasadnicza: czy plemniki będą mogły przedostawać się dalej, czy nie. Wszystkie pozostałe objawy okazują się wobec tego jednego po prostu zbędne.
– Kto chce, może je oczywiście notować. Ale w aspekcie planowania poczęć znacznie ich jest wtedy praktycznie zerowe, jeśli nie mniej lub więcej zwodnicze, gdyby je ktoś chciał interpretować przeciw  wymowie objawu śluzu w jego dokumentacji ukazanej przez MOB.

Zarzuty pod adresem prezentowanej tu opinii

Niektórzy sądzą, że z kolei postawa prezentowana w niniejszym wykładzie: by wdrażać wyłącznie w Metodę Billingsa, trąci sekciarstwem i brakiem tolerancji względem innych możliwych metod naturalnego planowania rodziny. Sądzimy jednak, że o preferencji nie powinny decydować względy emocjonalne, lecz argumenty rzeczowe, dokładniej: prawda.
– Jeśli mianowicie Metoda Billingsa została wielokrotnie i na przeróżne sposoby zweryfikowana ściśle naukowo i klinicznie, i jeśli jej podstawy zarówno naukowe, jak i praktyczne są niepodważalne, byłoby rzeczą irracjonalną podejmować wysiłki w celu powstrzymywania toczącego się koła historii. Podobnych badań nigdy nie przeprowadzano w odniesieniu do którejkolwiek innej z dotychczasowych metod naturalnych, nie wyłączając metod termicznych.

(13 kB)
Obrazek życia rodziny – tym razem małego dziecka z dużym, przyjaznym cierpliwym psem, który lubi tulić do siebie małego człowieka, jakby swojego szczeniaka.

Prezentowana tu postawa jest zarazem w pełni otwarta na dalszy rozwój nauki. Gdyby mianowicie w międzyczasie ukazała się metoda jeszcze prostsza, zdolna dostarczyć oczekiwanej informacji z jeszcze większą precyzją, należałoby zaakceptować ją w tejże chwili otwartym sercem, porzucając bez żalu Metodę Billingsa.

Jeśli zaś zachęcamy, żeby już nie podejmować uczenia Metody Termicznej i Sympto-Termicznej, a nawet wyraźnie zalecamy, by zaprzestać uczenia tych metod (z wyjątkiem gdyby jakaś para wyraźnie sobie tego życzyła), nie jest to bynajmniej wyrazem pogardy dla tych metod, a jedynie konsekwencją obiektywnego stwierdzenia, że metoda termiczna w swych różnych modyfikacjach spełniła już swoje zadanie i doszła do zenitu swych możliwości rozwojowych. Na obecnym etapie historii została zdystansowana przez nowszą metodę. Ta nowsza metoda jest przede wszystkim specyficzna, a zarazem prostsza, chociaż wymagająca, bo zakłada „panowanie sobie samemu”, jeśli zainteresowani pragną ją stosować dla odłożenia poczęcia. Metoda Billingsa wymaga wtedy w dniach możliwości poczęcia rzeczywiście i dosłownie całkowitej powściągliwości; nie tylko ze względów etycznych, ale i ściśle biologicznych (przesięk w następstwie pieszczot).

Testu termicznego całkowicie nie odrzucamy. Można go nadal stosować w przypadkach szczególnych trudności w identyfikowaniu objawu śluzu. Dotyczy to jednak przypadków niezwykle rzadkich. Trudności w nauczeniu się Metody Billingsa wiążą się wtedy niemal z zasady z jej niekompetentnym przekazem. Tak dzieje się częściej, niż się na ogół przypuszcza.

– Jest to zrozumiałe, gdy uwzględnimy często w naszym kraju, i nie tylko u nas, spotykaną dezinformację właśnie w odniesieniu do Metody Billingsa. Sygnalizował to raz po raz również sam autor metody w swym „Biuletynie Naturalnego Planowania Rodziny(NFP). Jakże często był on zmuszony wskazywać na coraz inne książki zatytułowane wprawdzie jako „Metoda Owulacji Billingsa”, które jednak miały niewiele wspólnego z autentycznym wykładem metody, względnie przedstawiały ją z istotnymi przemilczeniami, jeśli nie wręcz wypaczeniami.

– Jednym z ostatnich tego rodzaju przykładów całkowitego prze-inaczenia samej w ogóle ‘Metody Billingsa’ stały się pod koniec życia prof. John Billingsa – publikacje jednego z byłych ścisłych współpracowników prof. John Billingsa, mianowicie prof. Thomas J.Hilgersa z USA, Creighton University. Opublikował on pod mianem ‘Metody Billingsa’ swoją własną metodę, jednocześnie gruntownie wypaczając autentyczną ‘Metodę Billingsa’ i ignorując jej dalszy rozwój wraz z jej kolejnymi doprecyzowaniami. Wypaczenia te wypunktował na kilka lat przed swą śmiercią jeszcze sam prof. John Billings wraz ze swoją małżonką dr Evelyn Billings, w słynnym artykule, który udostępniamy w formacie ‘PDF’ na naszej stronie internetowej (Zob. z naszej strony: „Some Clarifications Concerning NaProTECHNOLOGY and the Billings Ovulation Method (BOM)”, Dr Evelyn Billings and Dr John J Billings, April, 2006). Artykuł pisany po angielsku).
– Uwagi te dotyczą utworzonej przez prof. Hilgers'a tzw. „Creighton-Method”, której stosowanie stanowczo odradzamy. Natomiast – jak wyżej wspomnieliśmy (zob. wyż.: Naprotechnologia a MOB), można w pełni korzystać z wypracowanej przez prof. Thomas Hilgers’a „NaProTechnology”. Metoda ta skierowana jest do lekarzy, którzy w przypadku niepłodności małżeńskiej zajmują się analizami naukowymi i badaniami, mającymi na celu ustalenie przyczyn niepłodności danego małżeństwa i stosują etycznie możliwe do przyjęcia leczenie, zmierzające do spontanicznego doczekania się własnego dziecka.


Nierozumienie Metody Owulacji, względnie fakt, iż sam doradca-instruktorka nie rozumieją jej „do końca” – dotyczy zwłaszcza jej kluczowego komponentu, który zarazem warunkuje rozpoznawanie utrzymującej się niemożności poczęcia w przed-owulacyjnej części cyklu. Chodzi o sprawę „Podstawowego Modelu Niepłodności” (PMN).

Dla przykładu: wiele osób, nawet po ukończeniu studium w „Instytutach Rodziny”, wciąż używa określenia: śluz „nie-płodny” względnie „płodny”. Tymczasem prof. Billings podkreśla od lat z dużym naciskiem, że nie da się stwierdzić na podstawie żadnej próbki śluzu, chociażby nawet pobranego u samej szyjki, czy to jest śluz „płodny” czy „niepłodny” (zob. do tego wyżej :  „Podstawowy Model Niepłodności-Wydzieliny  oraz cały ciąg dalszy).
Z tego względu prof. Billings dawno już wykreślił ze swej terminologii określenie: śluz „płodny” czy „niepłodny”.

Jeśli ktoś uważnie czyta niniejszy wykład MOB, nie może nie zauważyć, iż używamy tu terminologii precyzyjnej, m.in.: ‘śluz DNI płodności’ – względnie ‘nie-płodności’. Taka terminologia jest w pełni uzasadniona. Nie ‘śluz’ jest płodny czy nie-płodny, lecz są dni, które w następstwie występowania tego czy innego objawu na zewnątrz, są dniami: płodności, względnie nie-płodności.
– Jeśli sam nauczyciel czy doradczyni metody rzekomo Billingsa – problemu tego nie rozumie „do końca”, powstają łatwo zasadnicze nieporozumienia i zamieszanie, począwszy od samego już wprowadzania w Metodę Billingsa, szczególnie w odniesieniu do przed-owulacyjnej części cyklu.

Lub inny przykład. Nietrudno usłyszeć z ust przedstawicieli poradnictwa, którzy ostatecznie nie poznali dobrze samej metody (chociażby osoby te twierdziły coś przeciwnego) następujące stwierdzenie – wbrew jasnemu wykładowi autora Metody Owulacji w tym względzie: że śluz „lepki-nieprzejrzysty” przed-owulacyjny jest śluzem „nie-płodnym”.
– Tymczasem w rzeczywistości właśnie te konkretne cechy: lepki-nieprzejrzysty – mogą świadczyć o wysokiej już możliwości poczęcia (zob. do tego wyż.:  Zdradliwa ‘lepkość’).

Innym punktem, w którym instruktaż wciąż jest narażony na dezinformację, to sama w ogóle definicja dnia szczytu objawu śluzu (zob. wyż.:  SZCZYT objawu śluzu – oraz kontekst poprzedzający-następujący).

Jeszcze innym przykładem zdecydowanej dezinformacji w związku z autentycznym instruktażem MOB jest nierzadko spotykane w pewnych oficjalnych ośrodkach poradnictwa nieomal obłędne zalecanie wewnętrznego sprawdzania jakości wydzieliny śluzowej. Praktyka ta jest tak dalece sprzeczna z autentyczną Metodą Billingsa, że mocą ustalenia Komitetu Wykonawczego WOOMB, dawno już podjęta została jednogłośnie uchwała wykluczenia z listy metod naturalnych wszelkich metod zalecających badanie wewnętrzne u samej szyjki (zob. NFP 9 [1982/1] 25; JB-OM 57n. – Oraz zob. wyż.: Obserwacja wyłącznie zewnętrzna).

Do wspomnianych zagadnień przejdziemy jeszcze niebawem niżej – w nawiązaniu do docierających od Drogich Czytelników pytań i podejmowanych przez nas prób znalezienia rozsądnej odpowiedzi (zob. niż. część I, rozdz. 3, paragrafy: C-D-E).

Zarzuty ze strony Adresatów

Powodem zdarzających się utyskiwań ze strony słuchających pouczenia o Metodzie Billings (MOB) bywa brak rzeczywistej woli nauczenia się metody.
W trakcie wykładu nietrudno chwilami odnieść wrażenie, że pytający sami nie bardzo wiedzą, czego ostatecznie chcą: czy im zależy na osiągnięciu pewności w tym zakresie, czy też nie.

Kobieta czasem nie umie sobie nawet odpowiedzieć, czy w jej przypadku istnieją powody NIE-nastawiania się na dziecko, czy też powodów takich właściwie nie ma.
Małżonkowie po prostu nie rozmawiają ze sobą na temat swego pożycia małżeńskiego.
Unikają systematycznie poczęcia, np. przez stosunki przerywane, stosują prezerwatywę (wiedząc lub nie wiedząc, że jest to jeden z środków poronnych!), albo inne środki przeciwciążowe itp., bo się do tego po prostu przyzwyczaili ...
Albo też spychają jasne postawienie sobie tego pytania na peryferie spraw nigdy nie potraktowanych poważnie.
Jednocześnie zaś trudno dopatrzyć się w ich przypadku jakichkolwiek naprawdę poważnych powodów, by nie mogli mieć więcej dzieci ...

Gdy zaś zaistnieje konieczność oszczędniejszego przekazywania życia, często nie zadają sobie żadnego w ogóle trudu, by sobie jasno uświadomić, czy im zależy na realnym osiągnięciu pewności co do tego, w którym dniu poczęcie staje się biologicznie niemożliwe.
– Wielu małżonków woli w takim wypadku nieustannie „ryzykować”, nie przejmując się właściwie rzeczywistymi zagrożeniami dla zdrowia, czy nawet życia, nie mówiąc już o życiu ... wiecznym.
– Stąd też nierzadko małżonkowie nie odpowiadają sobie wcale na istotne dla nich pytanie, czy się decydują na rzeczywiste wyłączenie kontaktów w dniach możliwości poczęcia, czy też – spychając jakiekolwiek „myślenie” na ten temat, podejmują wtedy pełnowymiarowo pieszczoty genitalne, które praktycznie uniemożliwiają rozpoznawanie właściwej sytuacji (bo: pojawia się przesięk, czyli objawy podobne do śluzu dni płodności!).

Tym częstsze zaś są zapewne przypadki, gdy małżonkowie stosują jednocześnie np. Metodę Owulacji (lub tak przynajmniej twierdzą ...), a w dniach płodności przechodzą na zapobieganie ciąży zakładając prezerwatywę, podejmując stosunki przerywane, a nawet sięgając po typowe środki typowo poronne itp. Można by powiedzieć, że tak właśnie postępuje ogromna ilość par małżeńskich – i nie małżeńskich.
– Jednakże takie postępowanie: by w tym samym cyklu kierować się rzekomo którąś z metod naturalnych, a jednocześnie uaktywniać ponadto zapobieganie w jego zróżnicowanych odmianach – jest nie do pogodzenia. Jeśli tacy małżonkowie próbują twierdzić, że stosują „naturalne planowanie rodziny”, jest to z ich strony jednym wielkim zakłamaniem i obłudą: względem siebie samych, jak tym bardziej innych par małżeńskich, jeśli już pominąć Boga: „Boże, Ty znasz moją głupotę i występki moje nie są zakryte przed Tobą ...” (Ps 69 [68] 6).

Jeśli tacy małżonkowie rozgłaszają następnie, że zaistniała ciąża jest następstwem „zawodu metody naturalnej”, a nawet „Metody Billingsa”, którą przy okazji całkowicie dyskredytują, obwinienie to jest dogłębnie nieuczciwe i wyrządza m.in. ‘metodzie’ dojmującą krzywdę, a raczej niesprawiedliwość, która oczywiście domaga się rzeczywistego zadośćuczynienia – jako wstępnego warunku uzyskania Bożego przebaczenia.
– W jeszcze innych wypadkach kobiecie najzwyczajniej nie chce się prowadzić żadnych w ogóle obserwacji i notatek, gdyż jest ... zbyt leniwa. Albo też prowadzi notatki tak niestarannie i niesystematycznie, że polegać na nich nie można.

Małżonkowie powinni w takiej sytuacji wygospodarować sobie czas i wreszcie porozmawiać ze sobą poważnie. A raczej: małżonkowie powinni sobie w ogóle ustalić takie chwile dialogu małżeńskiego i nawet zmusić siebie nawzajem do rozmawiania na tematy ściśle małżeńskie. W ramach zaś takich rozmów powinni dojść względem siebie nawzajem do jasnych wniosków, żeby w końcu dokładnie ustalić, na czym im zależy: na rzeczywistym uzyskiwaniu pewności w omawianym zakresie, czy też im wszystko jedno, czy dojdzie do poczęcia, czy nie.

A może małżonkowie wolą autentycznie grzeszyć, podejmując kontakty z zasady zawsze rozmyślnie ubezpłodnione, jednocześnie systematycznie spychając nauczenia się którejś z metod naturalnych?
– Konsekwentnie zaś nie chcą wcale podjąć starania o umiłowanie cnoty czystości małżeńskiej? Nie podejmują też żadnych realnych wysiłków w celu odzyskania swej ludzkiej i Bożej godności, sponiewieranej przez podejmowanie współżycia niemal systematycznie grzesznego.
– W ten sposób czynią wrażenie, jakoby im ostatecznie wszystko było jedno, czy zdążają do życia wiecznego, czy też już teraz wybierają – równie wieczne, ale potępienie ...?

W przypadku rzeczywistych trudności, np. w sytuacji nasilonych upławów, po zabiegach chirurgicznych uszkadzających samą szyjkę macicy (np. głębokiej konizacji szyjki) stosowanie testu termicznego może być wskazane na krótki czas i jedynie przejściowo. Celem jednak, który powinien przyświecać tak instruktorce, jak zainteresowanej kobiecie, powinno być jak najrychlejsze całkowite uniezależnienie się od termometru.

A zresztą informacja uzyskiwana w tym przypadku w oparciu o przebieg temperatur jest niemal zawsze z góry nie-miarodajna. Narzuca też zwykle abstynencję płciową w o wiele wyższym wymiarze, aniżeli gdyby doradczyni dopomogła kobiecie w rzeczywistym zidentyfikowaniu jej ‘Podstawowego Modelu Niepłodności’, co by się stało punktem wyjścia dla odzyskania pewności przy układaniu wzajemnych odniesień między mężem a żoną.

W takiej sytuacji można jednak dodać małżonkom otuchy i odwagi, że nawet po bardzo głębokiej konizacji oraz po innych zabiegach uszkadzających szyjkę – naturalne funkcje szyjki prędzej czy później „same przez się” się goją i wracają do pierwotnego stanu. Bóg jest litościwy: najlepszym Lekarzem, jeśli tylko dzieci Boże – Jemu siebie zawierzają ...

(9 kB)

RE-lektura: część I, rozdz. 2c.
Stadniki, 2.XI.2013.
Tarnów, 10.VI.2023.

(0,7kB)        (0,7 kB)      (0,7 kB)

Powrót:SPIS TREŚCI



E. Z DZIEJÓW METODY OWULACJI (wg prof.) BILLINGSA

Praca badawcza nad Metodą Kalendarzową
Prace nad Metodą Termiczną
Rodowód Metody Owulacji
Weryfikacja naukowa Metody Owulacji
Szczególne zalety Metody Billingsa
Stanowisko WHO – Troska o autentyczny przekaz Metody
MOB jedno z największych odkryć 20 w. Tabela
Notatka: Współczynnik ‘zawodności’ MOB w oparciu o najnowsze badania w Chinach
Stanowisko Kościoła Katolickiego – MOB w Europie Środkowej
Dziękuję Panu w imieniu samego Jezusa Chrystusa. Tabela
Czy się przestawić z Metody Termicznej?
Pierwszy kontakt z jakąkolwiek metodą
Metody kombinowane
Zarzuty pod adresem prezentowanej tu opinii
Prof.Thomas Hilgers: naprotechnologia jako zniekształcone wydanie MOB
Zarzuty ze strony adresatów


Obrazy-Zdjęcia

Ryc.1. Gdy samochód RODZINY ... przestaje chodzić SAM
Ryc.2. Pochód Dnia ŻYCIA Rodzin
Ryc.3. Małe dziecko lubi bawić się z dużym psem