(0,7kB)    (0,7 kB)

UWAGA: SKRÓTY do przytaczanej literatury zob.:  Literatura


(26 kB)

Rozdział Czwarty


OCZEKIWANA
PRZEZ PANA
KRYSTALICZNA CZYSTOŚĆ

*       *       *
Poprzez
błogosławiony Trybunał Miłosierdzia
do Sakramentu Eucharystii


Porywająca synteza dla:
narzeczeństw, małżeństw,
oraz niezwiązanych małżeństwem

(12 kB)


Poniższy rozdział (cz.VII, rozdz.4) można ściągnąć w formacie ‘PDF’. Kliknij:
Oczekiwana przez PANA
krystaliczna czystość

(Stan: 9.V.2022)

Słowo wprowadzające

W osiem lat po ukończeniu tworzenia niniejszej strony internetowej zaczęła narzucać się coraz silnej myśl, by podjąć próbą jej kontynuacji. Tym razem intuicja skupiła się ponownie na tematyce narzeczeństwa. Mimo wszystko ‘po drodze’ zaczęły pojawiać się coraz inne intrygujące aspekty, których nie można było nie podjąć. Ostatecznie rozdział obejmuje tematykę co prawda narzeczeństwa, ale na równi również małżeństwa, a i osoby niezwiązane małżeństwem mogą odnieść niemało korzyści z lektury tego niewątpliwie porywającego rozdziału.

Na czoło wysunęło się zagadnienie czystości narzeczeńskiej – w rozumieniu VI-go Przykazania Bożego. Chodziło o postawę oczekiwaną, wręcz nakazaną, z jaką wtedy Bóg Ojciec i Syn, i Duch Święty staje przed dwojgiem osób, które poprzez zawiązującą się sympatię, potem przyjaźń i wreszcie okres w pełni rozwijającego się narzeczeństwa przygotowują się stopniowo do związania się małżeństwem: małżeństwem-SAKRAMENTEM.

Bóg oczekuje od takich Dwojga, by ich wzajemne odniesienia w ciągu tych zwykle dłuższych dni odznaczały się krystaliczną czystością, jeśliby wolno było użyć takiego określenia. Ale – jak zawsze: Bóg przenigdy nie łamie wolnej woli jakiejkolwiek osoby. Przenigdy nie odbiera komukolwiek wolności w podejmowaniu wolnych decyzji. Bóg czeka zawsze na kochającą akceptację swojego Przykazania. Mimo iż w najgłębszym zatroskaniu o właściwy wybór stworzenia swojego szczególnego umiłowania ostrzega wiążąco o niewyobrażalnych ostatecznych konsekwencjach w przypadku odrzucenia swojej – miłością nasyconej, naglącej propozycji.

Można by dopowiedzieć, że mimo iż zgodnie z brzmieniem tytułu, rozdział niniejszy dotyczy sytuacji narzeczeństwa, całość przedstawionych w nim rozważań odnosi się tym bardziej do osób żyjących już w stanie małżeńskim, a raczej nawet niezależnie od życia w małżeństwie. Poniższe rozważania ukazują postawę poszczególnej osoby w obliczu świadectwa sumienia, w którym bezustannie rozbrzmiewa głos Ducha Świętego. Również wtedy, gdyby ktoś ... w Boga nie wierzył (zob. DeV 43).

(6 kB)

A.   CZŁOWIEK I MAŁŻEŃSTWO:
WŁASNOŚĆ WYŁĄCZNIE BOŻA

bukiet9b (8 kB)

1. Człowiek dany sobie
w odpowiedzialny zarząd

(2.8 kB)

Myśleć perspektywicznie

O dobrego męża, dobrą żonę – trzeba się ufnie modlić; praktycznie już na wiele lat, zanim pojawią się myśli o związaniu się z kimś węzłem małżeńskim. Oby zarówno chłopiec, jak i dziewczyna zwrócili się z prośbą o pomoc modlitewną w tej intencji do swoich rodziców, a tym bardziej do swoich dziadków. Chociażby nawet ci nie byli zanadto związani z Bogiem.

(12.5 kB)
Grupa wędrownych grajków w budach

Kto ma oczy otwarte, nie może nie uświadamiać sobie, że związanie się węzłem małżeńskim jest wyborem jednorazowym, a przy tym ... dozgonnym; i inaczej być nie może. Nie ma innego małżeństwa poza tym jednym: „ŚLUBUJĘ ci miłość-wierność-uczciwość-małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci”. Ważne (w sensie spraw definitywnych) jest tylko małżeństwo-SAKRAMENT. Wszelkie inne związki partnerskie są w oczach Bożych (i nie tylko) jednym ciągiem cudzołóstwa: z wszelkimi tego konsekwencjami na życie ... wieczne. Stwierdzenie to dotyczy na równi osób wierzących i niewierzących. Boże Prawo (Przykazania) jest niewymazalnie wyryte jednakowo w sumieniu każdego człowieka: tak czasów przed-Chrystusowych, jak po-Chrystusowych, w sumieniu osób wierzących i niewierzących.

Pisze tutaj kapłan – katolicki. Kapłan – ponadto zakonnik (zob. Autor o sobie: http://lp33.de/pogotowie/pog2.htm ). Zwraca się w pierwszym rzędzie do osób, które zdążają dopiero do małżeństwa; ale i do małżonków oraz każdej innej Osoby dobrej woli.

Drogi Młodzieńcze, Droga Dziewczyno! Życie Twoje upływa aktualnie w środowisku, które niewątpliwie wywiera na Ciebie swój wieloraki wpływ, a może nawet narzuca Ci ‘na siłę’ szereg sobie właściwych rozwiązań: ku dobru, ale podstępnie być może i ku złu. Obyś w obliczu presji wywieranych na Ciebie nacisków w kierunku określonego stylu zachowań nie utracił jednoznacznego pionu duchowego! Pion ten zostaje wszczepiony każdemu człowiekowi w chwili poczęcia, gdy w powstałą ‘zygotę: Ciebie-Osobę’, Stworzyciel zaszczepił swój „OBRAZ i Podobieństwo” (Rdz 1,26n).

Z jakąż dozą ciepła miłości i wdzięczności wyraził to św. Jan Paweł II w swym Liście do Rodzin:

„Przecież od Niego tylko może pochodzić ‘OBRAZ i podobieństwo’,
które jest właściwe istocie ludzkiej, tak jak przy stworzeniu ...” (LR 9).

Obyś nie uległ złudnym perspektywom łatwych, a ponętnych rozwiązań – w poczuciu wywalczonej dla siebie ‘wolności’. Oby się ona nie okazała wolnością złudną.

Myśl skupia się w tej chwili na etycznym wymiarze życia. Wielu ... nie lubi zastanawiać się nad tym wymiarem. Oby mianowicie uzyskana ‘wolność’ nie okazała się w rzeczywistości wywalczoną dla siebie anty-wolnością. Tę cechuje systematyczne mówienie do Boga ... swojego ‘NIE’.

Nie pozwól sobie na zaniechanie, czy wręcz świadome ignorowanie myślenia perspektywicznego. Wyczuwasz dobrze, o jaką tu chodzi stawkę: o rozrachunek ostateczny z „uczynków dokonanych w ciele: złych lub dobrych” (2 Kor 5,10). Odpowiedzialność sprawozdawcza za własne czyny jest nieunikniona – i nie może być inaczej. Prędzej czy później każdy człowiek, tzn. również ja, ale i Ty – dojdzie do kresu podarowanego sobie czasu próby: podarowanego życia ziemskiego. Życie zostaje dane człowiekowi nie na własność, lecz w odpowiedzialny, poczytalny zarząd. Zarządca musi się w pewnej chwili rozliczyć. Czy odważyłby się ktoś podważyć słuszność zwięzłego stwierdzenia Słowa-Bożego-Pisanego:

„... A jak postanowiono ludziom raz umrzeć,
a potem sąd ...” (Hbr 9,27)?

Czyżby piszący tu ‘kapłan-zakonnik’ miał nie mieć dla swych Młodych Przyjaciół innego przesłania poza wytoczeniem od samego początku ciężkiej artylerii: zastraszania perspektywą definitywną?
– Może zechcesz odpowiedzieć sobie rzetelnie – co jest lepsze: ukazać rzeczywistość w jej realnej prawdzie, czy też złudnie ukrywać, albo po prostu ignorować ostateczne konsekwencje swego postępowania, czyli zawężać myślenie do tego, co widać jedynie na parę centymetrów? Czy świadome okłamywanie człowieka co do spraw definitywnych nie byłoby działaniem zbrodniczym, które sprowadziłoby wyrok potępienia przede wszystkim na tego, który będąc odpowiedzialnym za los doczesny i wieczny powierzonych sobie ‘owiec’, wprowadzałby je świadomie w zasadniczy błąd co do ich wyborów ostatecznych?

Przykazania: coś – czy ktoś

Postawiłbym zainteresowanym pytanie: czy zwróciłeś uwagę na fakt zastanawiający: Bóg zarówno Starego Testamentu, jak ten bliski-dotykalny w Synu Bożym Jezusie Chrystusie, który w swej wyłącznie Bożej OSOBIE jest jednocześnie Bogiem i Człowiekiem – zanim cokolwiek nakaże, ukazuje zawsze najpierw Siebie jako tego „JEDYNEGO DOBREGO” (Mt 19,17)? Innymi słowy staje On przed człowiekiem zawsze najpierw jako OSOBA-Miłość-Życie – i tak dopiero ukazuje pewne ‘normy’, które by pozwalały stanąć człowiekowi w obliczu Jego świętości i godności. Bóg nigdy nie wydaje ‘rozporządzeń-dla-rozporządzeń’  w rodzaju bezdusznego ‘kodeksu karnego’. Jeśli coś poleca, a nawet nagląco nakazuje, czyni to każdorazowo dlatego, że bardzo KOCHA: kocha człowieka-osobę. I jedynie dlatego wydaje takie czy inne polecenie-przykazanie – ku jego dobru definitywnemu.

(27 kB)
Wolontariat u Księży Orionistów

Bóg jest z istoty swej nie-zdolny do wyrządzenia komukolwiek krzywdy, względnie nakazania czegokolwiek, co by miało rzucić jakiś ‘cień’ na człowieka, stworzenie swego przecież szczególnego umiłowania. A tylko oceniając sprawy w swej Bożej perspektywie: wezwania człowieka do życia-w-wieczności w porywającym (por. Flp 3,12) zjednoczeniu ze swoją Bożą Miłością i swym Bożym Życiu-na-zawsze w „Domu Ojca” (J 14,2), odwołuje się do podarowanej każdej osobie wolności w podejmowaniu wolnych decyzji. Bóg prowokuje tę wolność, co więcej: Bogu nie jest ciężko uklęknąć w obliczu podarowanej człowiekowi wolności woli (por. J 13,4-9), by ten zechciał przyjąć z miłością zaproponowane przez Siebie rozwiązania, a odrzucił te, które człowiekowi niestrudzenie podsuwa Ten, który jest ZŁY: „geniusz podejrzeń” (DeV 37) i mistrz w „chytrym uwodzeniu” (2 Kor 11,3)całej zamieszkałej ziemi” (Ap 12,9) – w kierunku ... śmierci wiecznej (zob. Rz 6,23; Mdr 2,24).

Jak celnie ostrzega przed nim, tym ZŁYM – pierwszy papież, Piotr Apostoł:

„Trzeźwi bądźcie! Czuwajcie!
Nieprzyjaciel wasz, Diabeł, jak LEW ryczący
krąży szukając, kogo pożreć.
Jemu przeciwstawiajcie się mocni w wierze” (1 P 5,8).

Nie są to słowa jedynie symbolicznej, pięknie sformułowanej metafory. Chodzi o znak, pozwalający rozróżnić z daleka polecenia-przykazania Boga objawiającego siebie w swej PRAWDZIE – od zniewoleń-wymuszeń ze strony Tego, który jest ZŁY.

Szatan zagarnia ludzi w swoją sieć zwykle łatwo za pomocą prymitywnej ‘wędki’: krótkotrwałej, pięknie ubarwionej przyjemności, która w pierwszej chwili idzie w parze z samozadowoleniem wskutek odniesionego ‘zwycięstwa’ nad Bożym Przykazaniem: nad Bogiem, który ustępuje natychmiast ... przed decyzją wolnej woli.
– W anty-nagrodę za pójście na lep kolorowo wyglądającej pokusy, ten ZŁY – pożera swoją ofiarę: już za życia, a cóż dopiero po śmierci. ZŁY staje na głowie, by utrudnić, a raczej uniemożliwić człowiekowi pojednanie z Bogiem. W doprowadzeniu człowieka do grzechu przeżywa swój szatański anty-triumf. Radość ta dosięga szczytu z chwilą, gdy mu się uda otworzyć dla umierającego-w-stanie-grzechu-ciężkiego na oścież:

„... jezioro ognia. To jest śmierć druga – jezioro ognia.
Jeśli się ktoś nie znalazł zapisany w Księdze Życia,
został wrzucony do jeziora ognia” (Ap 20,14n).

Bóg PRAWDY Objawienia zawsze jedynie usilnie prosi, a nawet nakazuje dostosowanie się do swoich Przykazań. Ukazuje zarazem otwarcie wieczne konsekwencje w przypadku, gdyby ktoś odrzucił Boże rozwiązanie. Niemniej Bóg przenigdy nie wymusza na kimkolwiek posłuszeństwa swoim Przykazaniom. Bóg nie pozwoli sobie na posiadanie ... niewolników w niebie, zamiast spontanicznie kochających swoich dzieci: „synów przybrania” (por. Rz 8,14).
– Natomiast dobrowolnie, świadomie wybrany stan ‘ślepo-posłusznej-niewoli’ w służbie tego, który jest ZŁY, to inna nazwa piekła. Dostają się tam ci, którzy dokonali dobrowolnego wyboru za życiem i umieraniem w odcięciu od Boga-Miłości-Życia. Znaleźli się tam, gdzie za życia znaleźć się dobrowolnie chcieli: w piekle, gdzie „robak ich nie umiera i ogień nie gaśnie” (Mk 9,47n).

Wybór wieczności w umieraniu

Los wieczny człowieka, czyli życie od progu śmierci biologicznej na ziemi wzwyż – jest każdorazowo wyborem nie Boga, lecz poszczególnego człowieka. Boże wywyższenie człowieka poprzez podarowany mu w chwili wywołania go z NIE-istnienia do istnienia Boży-OBRAZ-Podobieństwo jest zarazem przedziwną szansą. Człowiek może doprowadzić ten dar do rozkwitu w blasku dobrowolnej miłości, ale też – nie daj Boże, może ten dar doprowadzić świadomie do totalnego zniekształcenia przez anty-miłość.
– Wybór dokonany przez wolną wolę umierającego zostaje przez Boga w chwili umierania jedynie zatwierdzony jako wybór tym razem utrwalony: ostateczny i odtąd na wieczność już niezmienny.

Czy umiemy dostrzec tę właśnie rzeczywistość w przedstawionej przez trzech Ewangelistów rozmowie bogatego młodzieńca z Jezusem Chrystusem? Młodzieniec ten zwrócił się do Jezusa z celnie sformułowanym pytaniem odnośnie do osiągnięcia życia wiecznego. Jan Paweł II wyraża się w swym niezwykle ciepłym językiem ujętym „Liście do Młodych całego świata”, iż współczesny młody człowiek sformułowałby treść takiego samego pytania w charakterystycznie nieco innych słowach: „Co mam czynić, aby życie moje posiadało pełną wartość i pełny sens” (zob. LM-1985,3). Oto pytanie owego młodzieńca:

„Nauczycielu, co dobrego mam uczynić,
aby otrzymać życie wieczne”?

W odpowiedzi na to pytanie Jezus przechodzi najpierw na styl SAMO-objawienia siebie:

„Dlaczego Mnie pytasz o dobro?
JEDEN tylko jest DOBRY” (Mt 1917).

Ów młodzieniec najprawdopodobniej nie uchwycił do końca, iż stoi w tej chwili przed „Bogiem Prawdziwym z Boga Prawdziwego: zrodzonym, a nie stworzonym, współistotnym Ojcu ...”.
– Jezus podejmuje jego pytanie i odpowiada – wyraźnie odwołując się do wolnej woli młodzieńca:

„A jeśli CHCESZ osiągnąć ŻYCIE,
zachowaj Przykazania ...” (Mt 19,17).

Młodzieniec nie daje za wygrane i kontynuuje:

„Zapytał GO (Jezusa): ‘Które’...
– Jezus odpowiedział:
‘Oto te: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij,
nie zeznawaj fałszywie, czcij ojca i matkę
oraz miłuj swego bliźniego jak siebie samego’ ... ” (Mt 19,18n).

Właściciel – a zarządca

Co najmniej wielu spośród młodzieży marzy o małżeństwie jako o stanie, gdzie ‘bezgrzesznie’ i dowolnie będzie można uaktywniać ... ‘seksualny’  wymiar człowieka. Tutaj jednak pojawia się natychmiast problem jednoznacznie brzmiącego Przykazania Bożego (tzn.: NIE ‘kościelnego’): „Nie będziesz zabijał! Nie będziesz cudzołożył ...” (Wj 20,13n; Mk 10,19; itd.). Jezus przypomina te dwa Przykazania językiem jasnym oraz w takim właśnie porządku w dopiero co przytoczonym dialogu z bogatym młodzieńcem.

Podczas gdy dla jednych – wcale nie tak rzadkich, pierwsze z dopiero co przytoczonych Przykazań staje się punktem wyjścia do przeżywania narzeczeństwa w krystalicznej, radosnej czystości, dla innych samo brzmienie owego Przykazania staje się zmorą, która wywołuje oburzenie i gniew na Boga, na Kościół i księży ...! Jednocześnie zaś wyzwala ono niekończące się oskarżenia o zacofanie, nieuwzględnianie potrzeb młodych ludzi, łącznie z obwinianiem Boga i Kościoła, że jako zastygli w swych zastarzałych poglądach, nie chcą zrozumieć potrzeb ludzkiej ‘miłości’, albo co więcej: iż Bóg i Kościół to po prostu największy wróg wszelkiej ‘miłości’.

Warunkiem twórczego rozwiązania pojawiającego się dylematu owego dla wielu tak bardzo niewygodnego Przykazania jest uczciwe spojrzenie na zagadnienie podstawowo wstępne: czy jesteś właścicielem siebie samego? Tak sformułowane pytanie jest dla wielu osób tym bardziej problemem niewygodnym. Eliminują je z góry ze swej świadomości i nie zamierzają poświęcić mu jakiejkolwiek uwagi.

Taka postawa jest niestety wyrazem wyraźnego tchórzostwa w obliczu spojrzenia rzeczywistości w oczy. Co więcej, wiązałaby się ona z poważną przewiną moralną w sensie: ‘Nie podejmuję tego zagadnienia, bo wyczuwam jasno, iż jego przemyślenie zmusiłoby mnie do zmiany wielu dotychczasowych zachowań’.
– Zajęcie takiego stanowiska równałoby się jednak świadomemu wyborowi po linii tego, co w etyce określa się (po łacinie) jako ‘ignorantia affectata, supina = niewiedza świadomie zamierzona, podbudowana grubą podściółką tłuszczu’.

Z punktu widzenia moralnego – narzuca się w takiej sytuacji jednoznaczny wniosek: tak pielęgnowana ‘niewiedza’ nie tylko nie pomniejsza ‘winy’ z racji popełnionych w takim stanie złych czynów, lecz winę tę w obliczu Boga podwaja. Przyjęta postawa oznaczałaby bowiem: ‘Nie chcę poznać właściwej oceny moralnej zamierzonego czynu. Wyczuwam podskórnie, że musiałbym zrezygnować z planowanego czynu moralnie ... złego. Wolę lepiej nie wnikać głębiej w moralne aspekty tego czynu. Zaoszczędzę sobie przez to niewygodnych wyrzutów sumienia ... !’

Chodzi w tej chwili o sprawę zasadniczej wagi: być właścicielem – czy tylko zarządcą siebie samego – i konsekwentnie: swojej płciowości. Wbrew wszelkim opiniom i ideologiom (m.in. LGBTiQ), nikt nie jest właścicielem siebie samego, ani tym bardziej kogokolwiek innego. Nic nie pomoże prezentować tu odmienne zdanie. Chodzi o prawdę bytu – rzeczywistość samą w sobie niepodważalną.
– Zagadnienie to powraca wielokrotnie na obszernej stronie internetowej piszącego tu autora (zob. wyż.: Właściciel a zarządca. Oraz np.: Ponownie pytanie: właściciel a zarządca).

Za tym, że człowiek jest jedynie i tylko zarządcą, a nie właścicielem siebie samego i konsekwentnie: swojej płciowości, przemawia wiele niepodważalnych argumentów. Ich wymowie nie da się zaprzeczyć. Oto kilka z nich:

– Zaistnienie zostało mi podarowane jako dar. Znaczy to, że ‘życie’ nie jest moją własnością i nie mogę nim dysponować dowolnie. Właścicielem daru życia jest ktoś inny.
– U źródła mojego zaistnienia stanęło niewątpliwie dwoje ludzi: mężczyzna i kobieta jako mój ojciec i moja matka. Jednakże również oni nie byli, ani nie są ‘właścicielami’ swojego dziecka; z wszelkimi tego stwierdzenia konsekwencjami. Dziecko zostaje rodzicom jedynie czasowo zawierzone.
– Sam w sobie plemnik i komórka jajowa, które łączą się w chwili zaplemnienia-zapłodnienia, uprzednio już żyją. Gdyby je potraktować jako tylko wysoce zorganizowane białka chemiczne: ‘materia + materia’, ich połączenie nie byłoby w żaden sposób w stanie doprowadzić do powstania aż ... człowieka: człowiek bowiem jest OSOBĄ. Osoba zaś to duch-ciało naraz (FC 11).

– A oto podstawowe przymioty osoby jako osoby: samo-świadomość, samo-stanowienie, zdolność podejmowania odpowiedzialności-poczytalności. Przymioty te są podstawowym wyposażeniem ludzkiej natury – niezależnym od etapu rozwojowego, ani przytomności danej osoby.
– Ponadto zaś dalszym niezbywalnym przymiotem ludzkiej osoby jest: zdolność nawiązywania kontaktu z Bogiem wraz z wezwaniem przez Boga do nieśmiertelności w szczęśliwości wiecznej w „Domu Ojca”.
– Wszystko to zostaje powstałemu Poczętemu ... podarowane. Przez Kogo? Niemożliwe by tym darowującym był ktokolwiek inny prócz Boga. Znaczy to konsekwentnie, że sam tylko Bóg jest jedynym, niepodzielnym Właścicielem każdego człowieka – niezależnie od odmiennej ‘opinii’ kogokolwiek na ten temat.
– Tym samym zaś chociażby tylko z tego tytułu nikt nie może dysponować bezkarnie czy to swoim życiem (np.: samobójstwo), czy też życiem któregokolwiek innego człowieka (zabójstwo; wtrącenie w niewolę itd.).

Nasuwa się jeszcze cały dalszy ciąg podstawowych pytań. Wymagają one uczciwej odpowiedzi. Nikt nie może się od takiej odpowiedzi tchórzliwie uchylić.

– Nikt mnie nie pytał, czy mam w ogóle zaistnieć.

– Nikt mnie nie pytał, czy wolałbym przyjść na świat jako mężczyzna, czy jako kobieta.
Znaczy to tym samym, iż nie mogę nie wyznać, że wobec tego nie jestem właścicielem siebie samego. Bóg dał mi podarunek w postaci ‘mnie samego’ – jako mężczyzny, względnie kobiety. Moim zadaniem pozostaje gospodarować mądrze talentami, jakie zostały mi dane w podarunku. Nie wolno mi ich zaprzepaścić. Ale też z tego tytułu jedynym moim Właścicielem jest Bóg, a nie ja!

– Nikt mnie uprzednio nie pytał, kiedy i gdzie mam się narodzić. Fakt ten świadczy niezbicie o tym, że nie jestem właścicielem siebie samego. Jest widocznie Ktoś – może Nim być sam tylko Bóg, który JEST – Miłością. On wpisał mnie w swoją ‘Księgę Życia’ jako osobę, powołując mnie do istnienia w określonej epoce: w tym wypadku po już dokonanym dziele odkupienia – w tym konkretnym kraju, w ramach tej określonej kultury, w tej rodzinie. Podarował mi tę konkretną matkę, tego konkretnego ojca. On też najwidoczniej mi zaufał, że nie zawiodę Go w wypełnieniu zwierzonej mi misji.

(51 kB)
Rio de Janeiro – monumentalna figura Jezusa Chrystusa na szczycie góry

Każde z tych stwierdzeń nasuwa nieodmiennie taki sam wniosek, a jest on niezależny od przekonań, światopoglądu, wyznawanej religii:

– że mianowicie nikt nie jest, nie był i nie stanie się ‘właścicielem’ siebie samego.
– Właścicielem ‘człowieka’ jest sam tylko Bóg. On to podarował mnie – mnie samemu.
– Tym samym zaś nikt też nie jest i nie może stać się właścicielem jakiejkolwiek innej ludzkiej osoby – jako rzeczy-przedmiotu.
– Również mąż i żona, narzeczony i narzeczona – nie są właścicielami ani siebie samych, ani jedno drugiego. Właścicielem obojga pozostaje niezmiennie sam tylko Bóg.

Stąd płynie dalsza konsekwencja: z kolei rodzice nie stają się nigdy właścicielami swego potomstwa. Dziecko zostaje małżonkom jedynie czasowo zawierzone w odpowiedzialny zarząd. Z tego zarządu będą w pewnej chwili rozliczeni.

– Z tym faktem wiąże się bezpośredni wniosek, jeśli chodzi m.in. o coraz inne działania przeciw-rodzicielskie, o stosowanie środków poronnych, względnie decyzję na ... aborcję. Bóg nie może nie upomnieć się o swoją Własność odnośnie do każdej z osobna ludzkiej osoby, chociażby tej, a raczej tych wielu osób, które zostają poczęte w ramach zabiegów ‘InVitro’, po czym zygoty ‘nadliczbowe’ niezbyt ‘udane’ zostają przez technika-od-InVitro jako już niepotrzebny ‘towar’ ... zniszczone: zabite.

– Na nic nie zda się żywić w tym względzie jakikolwiek odmienny pogląd. W grę wchodzi prawda bytu. A ta istnieje jako prawda rzeczywistości niezależnie od czyjejkolwiek wiedzy, ani czyjegokolwiek przyzwolenia.

Chrystus – Właściciel człowieka jako Odkupiciel

W całkiem szczególny sposób Właścicielem każdego człowieka jest Odkupiciel człowieka – Jezus Chrystus. Jest On naszym Bogiem jako Stworzyciel, będąc Drugą Osobą Trójcy Przenajświętszej.

Jednakże z całkiem nowego tytułu „nabył” nas On dla siebie jako Odkupiciel człowieka. Jako zapłatę za ‘nabycie’ człowieka-zagrożonego-potępieniem-wiecznym rzucił Jezus Chrystus na szalę cenę nieskończonej wartości z racji swojej OSOBY wyłącznie Bożej: Drugiej Osoby Trójjedynego. Ceną tą stało się Jego ŻYCIE, zatorturowane w przerażającej męce poprzedzającej Jego śmierć poniesioną nie nawet na ziemi, lecz niejako w kosmosie, w powietrzu: na Krzyżu hańby. Jej niezaprzeczalnym znakiem stała się „Krew-i-Woda” wypływająca z Jego przebitego boku na Krzyżu Odkupienia (Łk 22,19n; Mt 26,26nn; 1 Kor 6,20; 7,23; 1 P 1,18n; Ap 5,9; 14,3n).

Z powyższych stwierdzeń płynie cały splot wniosków, które dla człowieka są wiążące. Mianowicie wywołując mnie z nie-istnienia do istnienia, Bóg wręczył mi zarząd nad podarowanym mi człowieczeństwem. Zarządca nigdy nie stanie się właścicielem powierzonych sobie dóbr: pozostaje tylko i tylko ... ich zarządcą.
– Właściciel udziela zarządcy określonych kompetencji. Zakreśla wyraźnie ich granice. W końcu zaś wezwie on zarządcę do złożenia sprawozdania ze zawierzonego sobie zarządu oraz przekazania owoców sprawowanego zarządu.

Bóg wpisał w sumienie każdej osoby perspektywę jej ostatecznego celu. W głosie sumienia, w którym Bóg przemawia jednakowo do człowieka wierzącego i niewierzącego (por. DeV 43), zakreślił On udzielone danej osobie kompetencje oraz podstawowe zobowiązania względem Boga, siebie samego oraz bliźnich. Ich wyrazem jest Dekalog: Dziesięcioro Bożych Przykazań. Zapis tych Przykazań należy do podstawowego wyposażenia człowieczej natury. Istnieje on niezależnie od ludzkiej wiedzy i woli; ani od tego, czy dany człowiek jest chrześcijaninem, czy ateistą lub poganinem; czy życie jego przypada przed epoką Chrystusa, czy żyć mu wypadło już po dokonanym odkupieniu (por. Rz 2,15). Jako jedynie zarządca, nikt z ludzi nie może bezkarnie przekraczać granic udzielonych mu kompetencji.

Płciowość zawierzona jedynie w zarząd

W całkiem szczególny sposób dotyczą powyższe stwierdzenia dziedziny płciowości. Ta bowiem wiąże się tajemniczą więzią z samą istotą Tego, KIM i JAKIM jest sam Bóg jako MIŁOŚĆ i ŻYCIE. Bóg zakreślił kompetencje człowieka w tym zakresie jednoznacznie w dwóch Przykazaniach: w Przykazaniu VI i IX. Samo w sobie uaktywnienie intymności płciowej związał Bóg z ważnie zawartym małżeństwem: czy to PRA-Sakramentem Stworzenia, czy też w Nowym Testamencie – z małżeństwem jako jednym z siedmiu Sakramentów Kościoła.

– Pełnomocnictwa, jakich Bóg udziela samym tylko małżonkom w ramach ich ważnie zawartego ślubu-małżeństwa nie znaczą, jakoby Bóg przestał być jedynym Właścicielem człowieka i jego płciowości. Człowiek pozostaje nadal jedynie zarządcą również tego powierzonego sobie, szczególnego Bożego daru.
– Nadejdzie chwila, gdy z zawierzonego zarządu w zakresie płciowości każdy będzie szczegółowo rozliczony.

Z tych prostych, a niepodważalnych stwierdzeń płynie fałsz wszelkich ideologii w rodzaju LGBTIQ oraz feministek, podburzanych zwykle przez ... świat zdeprawowanych mężczyzn. Wykrzykują one wojowniczo nie-prawdę bytu: „Mój brzuch ... jest moją własnością”.
– Tymczasem ten ‘mój brzuch’ ani nie był, ani nie stanie się kiedykolwiek ‘moją’ własnością ...! Na nic nie przyda się groźne wykrzykiwanie, że „Boga nie ma”  itp. Każdy, nawet najbardziej zagorzały ateista czy anty-teista stanie dokładnie przed tym właśnie Jezusem Chrystusem, „Sędzią żywych i umarłych” (zob. np. J 5,22.28n;2 Tm 4,1; Rz 2,16; Dz 10.42; 17,31; 1 P 4,5; itd.), o Którym wykrzykiwał: „Boga NIE MA ! Bo ... mnie się tak podoba ...!”

Kompetencje udzielone przez Boga w chwili ważnie zawieranego małżeństwa-Sakramentu upoważniają małżonków (a nie osoby jednopłciowe !) m.in. do wkraczania na teren intymności płciowej. Nie znaczy to, że Bóg przestał być jedynym Właścicielem człowieka i jego płciowości.

Bóg wpisuje w sumienie każdego Poczętego dodatkowo m.in. wewnętrzny ŁAD uaktywniania i przeżywania intymności małżeńskiej. Innymi słowy z kolei również małżonkom przyjdzie rozliczyć się szczegółowo przed ich jedynym Właścicielem ze zawierzonego im zarządu czasowo podarowanej im płciowości.

2. Przykazanie a czystość

(2.8 kB)

Okres przygotowawczy do sakramentu małżeństwa

Uświadomienie sobie powyższego stanu faktycznego stwarza podstawę do podjęcia tematu wzajemnych odniesień narzeczonych w aspekcie czystości narzeczeńskiej. Temat ten jest dla jednych radością ich świadomości, że odnoszą bezustannie zwycięstwo nad własną ciekawością i pobudliwością erotyczną, rozradowaną krystalicznie pielęgnowaną czystością ‘dla Chrystusa, ale i dla tego Drugiego’ w okresie przygotowywania się do zawarcia przymierza małżeństwa-Sakramentu. Dla innych zaś zachowanie czystości narzeczeńskiej (nie mówiąc o czystości w planowanym małżeństwie) staje się terenem bezustannie toczącej się trudnej walki o zachowanie swojej godności, która u obojga doznaje raz po raz głębokiego poranienia przez powtarzające się upadki, chociaż i wzloty w zakresie VI, niekiedy ponadto IX Przykazania.

Jak porywająco działa spotkanie szczerą radością tryskających takich dwojga, co skądinąd wcale nie tak rzadko się zdarza, gdy przystępują oni np. już do spowiedzi świętej przedślubnej – pierwszej albo i drugiej – i wyznają z dziecięcą szczerością w pełnej zgodności z prawdą, iż umówili się od początku narzeczeństwa, że cały zakres intymności oraz podejmowanie jakichkolwiek pieszczot przekładają świadomie na czas dopiero po zawartym ślubie-Sakramencie! Ich promieniujące rozradowanie z tego powodu udziela się mimo woli kapłanowi-spowiednikowi, który buduje się szczerze ich postawą bezwzględnej wierności względem Chrystusa i Maryi. Ci dwoje stwierdzają z całą prostotą, że starają się po prostu wprowadzać w czyn przyrzeczenia Chrztu świętego, które w swym życiu niejednokrotnie odnawiali i które jako SŁOWO dane Bogu traktują niezwykle poważnie, a przecież ... radośnie.

Albo w innym wypadku: jak bardzo dla kapłana-spowiednika budująca jest postawa chociażby takich dwojga, którzy po przeżyciu w oczekiwanej od Chrystusa czystości narzeczeńskiej – przygotowują się do tej przełomowej chwili w ich życiu: wejścia w sakrament małżeństwa – przez przyjmowanie codziennie Komunii świętej przez 3 ostatnie miesiące, czyli swoistą nowennę 90 Komunii świętych bez przerwy (zob. wyż.: Ania i Bartek: nowenna 90 dni Komunii świętej). Ileż to wymaga heroizmu u jednego i drugiego z nich obojga, gdy zajęcia czy to na uczelni, czy już w pracy, a z kolei codzienne obowiązku w domu rodzinnym wcale nie ułatwiają uczestnictwa dzień w dzień we Mszy św. i przyjmowania każdego dnia Komunii świętej. A jednak – tacy dwoje potrafią sprostać tej niezwykle godnej wszelkiego zalecenia praktyce bezpośredniego przygotowania do rozpoczęcia w bliskiej już przyszłości – życia w Sakramencie małżeństwa, które przekształci się niebawem w rodzinę.

Kursy przedmałżeńskie

Wypadałoby przejść do praktycznych aspektów zagadnienia czystości w okresie ‘chodzenia ze sobą’. Można by ubolewać nad wcale nie rzadko zdarzającymi się przypadkami, gdy niektóre pary narzeczeńskie traktują ‘kursy przygotowawcze przedmałżeńskie’ jako swoiste zło konieczne, korzystając z nich przede wszystkim dla uzyskania samego tylko podpisu od osoby, która je prowadzi. Wiele par narzeczeńskich nie ma niemal żadnego pogłębionego wyobrażenia o powadze małżeństwa-Sakramentu. A i treść owych ‘kursów’ bywa wcale nie zawsze na poziomie godnym rzeczywistości, do której ci Młodzi się wybierają. W iluż wypadkach kursy ograniczają się praktycznie do przekazania mniej lub więcej dokładnie samej tylko ogólnikowo ukazanej jednej z metod ‘naturalnego’ planowania poczęć, nierzadko metody w zasadzie przestarzałej, której skądinąd tylko niewiele osób naprawdę dobrze się nauczy. W iluż innych wypadkach konferencje dotyczące zapobiegania ciąży są utrzymane na zbyt niskim poziomie, niewystarczającym do sprostania złożonej problematyce etycznych odniesień intymnych w samym już przeżywanym małżeństwie. Nie wspominamy już o parach narzeczeńskich, gdzie niedługo oczekiwany jest ... poród.

Tym bardziej zaś niewystarczające bywają konferencje dotyczące samej sakramentalności małżeństwa i jej bezpośredniego związku z dziełem Chrystusowego Odkupienia na Krzyżu. Tymczasem małżeństwo jest sakramentem właśnie dlatego, że z Woli Boga, jedynego Pana i Właściciela człowieka oraz małżeństwa – jest dostosowanym do warunków życia w małżeństwie i rodzinie przeniesieniem, a nawet uobecnieniem tajemnicy KRZYŻA w przelanej Krwi Odkupienia – dla tych dwojga jako męża i żony, a poprzez nich na ich potomstwo, w dalszej zaś kolejności na całą Rodzinę Człowieczą. Przez małżeństwo i rodzinę dzieło, dokonane za tak wielką, przerażającą cenę, będzie mogło owocować i być przekazywane „z pokolenia na pokolenie”.

Samo w sobie małżeństwo zostało podniesione przez Syna Bożego Odkupiciela do godności sakramentu niejako dopiero wtórnie. Bóg zaplanował je jako łatwe do odczytania uwidzialnienie tajemnicy przymierza, jakie Syn Boży zawarł w swej odkupieńczej Męce z Kościołem. Kościół ten jest jako Mistyczna Oblubienica Chrystusa, Kościołem DUŻYM, ale tym samym i Kościołem MAŁYM: domowym małżeństwa i rodziny. Dzięki małżeństwu bowiem i rodzinie dzieło Odkupienia znajduje naturalne środowisko, które pozwala przekazywać je poprzez kolejne ogniwa pokoleń ku wzrostowi zarówno Ludu Bożego Kościoła, jak i Rodziny Ludzkiej całej.

Dosłowne brzmienie Przykazania

Jak już wspomniano, pary narzeczeńskie, a może już związane zaręczynami, są coraz bardziej zainteresowane wzajemnymi odniesieniami w swej intymności. Jest to zrozumiałe: przygotowują się przecież do życia w małżeństwie, gdzie na co dzień będą odnosili się do siebie jako mąż i żona. W tym wymiarze będą uaktywniali oczywiście również swoją intymność. Tę zaś wręczy im w chwili wyrażonej zgody małżeńskiej sam jedyny Pan i Właściciel człowieka, Właściciel również intymności płciowej.

Zatrzymujemy się aktualnie na etapie przeżywanego narzeczeństwa. Ileż par przystępuje do sakramentu spowiedzi świętej i w swej rozbrajającej szczerości stawia kapłanowi-spowiednikowi wyraziste pytanie w kwestii, która zaczyna stwarzać im coraz poważniejszy problem natury etycznej: jak daleko wolno posuwać okazywaną sobie wzajemnie czułość, ewentualnie podejmować pieszczoty narzeczeńskie, poczynając od tych, które zdają się narzucać spontanicznie jako wyraz coraz ściślejszego przynależenia do siebie?

(27 kB)
Dziewczynka w myślach co do swej przyszłości
się ... gubi

Kapłan – czy to spowiednik, czy chociażby ten tutaj piszący, upoważniony jest do udzielenia tylko jednej, jednoznacznej odpowiedzi:

Dziecko Boże, znasz brzmienie Przykazania Bożego, to znaczy nie jedynie ‘kościelnego’: „Nie będziesz cudzołożył” (Wj 20,13n). Jego treść jest wiążąca. Rozumiesz, że żadna władza: ani państwowa, ani międzynarodowa, nikt z papieży czy biskupów i kapłanów – nie jest władny zmienić, rozwodnić, zmodyfikować któregokolwiek z Bożych Przykazań.
– Nigdzie też w Piśmie świętym, ani w nie krótkich dziejach Kościoła, który zobowiązany jest do strzeżenia wiążącej go dogmatyczno-moralnej Tradycji i Praktyki Apostolskiej, nie znajdziesz najmniejszej wzmianki o tym, jakoby to Boże Przykazanie cieszyło się jakąś wersją ‘łagodniejszą, swobodniejszą’, przystosowaną do etapu narzeczeństwa, chociażby to dotyczyć miało chwil już tuż-tuż przed zawarciem samego ślubu.

Tym samym zaś również tutaj piszący, kolejny prosty Sługa Chrystusa, którego PAN Winnicy Bożej raczył obdarzyć władzą Pasterską oraz upoważnił do składania Ofiary Eucharystycznej, a także uobecniania Chrystusa-Odkupiciela w sakramencie Pojednania-Pokuty – nie jest upoważniony do wprowadzenia jakichkolwiek zmian, modyfikacji czy rozwodnień w dosłownym brzmieniu tego przykazania jako Przykazania Bożego: „Nie będziesz cudzołożył”.

Czyżby narzeczeni mieli stanąć w pewnej chwili sam-na-sam wobec Boga i wyrwać Mu – jako NIE-kompetentnemu – orzekanie o tym, co jest dobrem, a co złem moralnym w aspekcie ostatecznego celu życia osoby Bożego OBRAZU, a tym samym co służy właściwie pojętemu dobru samych owych dwojga osób na etapie poprzedzającym oficjalne zawarcie ślubu? Innymi słowy czy pary narzeczeńskie miałyby ogłosić siebie Bogiem w miejsce Boga prawdziwego, by Go zdetronizować, po czym przystąpić do samozwańczego stanowienia o tym, co jest, a raczej winno być dobrem-złem w sensie spraw definitywnych w ich mniemaniu?

Wciąż odbijają się głębokim echem w sercu jednoznaczne słowa Jana Pawła II:

„Pan Bóg dał człowiekowi taki rozkaz:
Z wszelkiego drzewa tego ogrodu możesz spożywać według upodobania; ale z drzewa poznania dobra i zła nie wolno ci jeść, bo gdy z niego spożyjesz, niechybnie umrzesz’ (Rdz 2,16n).
– Poprzez ten obraz, Objawienie poucza nas, że władza decydowania o dobru i złu nie należy do człowieka, ale wyłącznie do Boga.
Człowiek oczywiście jest wolny od chwili, kiedy może pojąć i przyjąć Boże przykazania. Cieszy się wolnością niezwykle rozległą, może bowiem jeść ‘z wszelkiego drzewa tego ogrodu’.
– Nie jest to jednak wolność nieograniczona:
musi się zatrzymać przed ‘drzewem poznania dobra i zła’,
została bowiem powołana, aby przyjąć prawo moralne, które Bóg daje człowiekowi.
– W rzeczywistości właśnie przez to przyjęcie prawa moralnego,
ludzka wolność naprawdę i w pełni się urzeczywistnia.
Jeden tylko Dobry’  wie bowiem doskonale, co jest dobre dla człowieka
i dlatego z miłości doń dobro to mu nakazuje w przykazaniach” (VSp 35).

Jedno jest jasne: do samiutkiego ślubu małżeńskiego Ty, Dziewczyno, żoną jeszcze nie jesteś; ani Ty, Młodzieńcze, nadal mężem jeszcze się nie stałeś. Rozumiesz więc, co znaczą te jednoznaczne słowa: „Nie będziesz cudzołożył”?

Bóg, który JEST Miłością – wie i rozumie aż nadto dobrze, co to znaczy ‘miłość’. Jedynie dlatego zastrzegł uaktywnianie całego zakresu intymności na czas rozpoczynający się dopiero od ważnie zawartego małżeństwa-Sakramentu.
– Piszący tu kapłan Chrystusa, który go powołał do tej godności kapłaństwa, nie jest Bogiem, żeby znaczenie Bożego nakazu-zakazu modyfikować. Biada by mu było, gdyby Lud Boży miał wprowadzać w błąd co do wiary lub postępowania moralnego!
– Takie samo ‘biada’ dotyczyłoby jednak na równi każdego innego, kto by w poczuciu swej złudnej wielkości wmawiał sobie i innym, że stać go na pojedynek z Bogiem, zawłaszczenie Bożej kompetencji i detronizację Boga Prawdy Objawienia. Jako kapłan może ten tutaj piszący wyznać jedynie za sugestią samego Chrystusa:

„Tak mówcie: Słudzy nieużyteczni jesteśmy;
wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać” (Łk 17,10).

Cel podarowanej wolnej woli

Jasne, jednoznaczne, radykalne brzmienie tego Bożego Przykazania wywołuje u niektórych osób żywiołowe oburzenie. Przekształca się łatwo w agresję. Trzeba by stwierdzić: oburzenie i agresję ... na kogo?

Wypada zadać sobie trud poszukania rzetelnej odpowiedzi na pytanie: czy ci, którzy na własny rachunek przystępują do ustalania tego, co jest, a raczej (w porywie owładającego ich roznamiętnienia) – powinno być dobrem-złem, działają po linii podarowanej im w chwili stworzenia władzy samo-stanowienia: wolności woli? Na szeregu miejscach obszernej strony piszącego tu autora (lp33.de) powtarzają się wnikliwsze rozważania o wolnej woli – w oparciu o nauczanie Namiestnika Chrystusowego, św. Jana Pawła II. Dar ‘wolności woli’ jest mianowicie darem jedynie funkcjonalnym, instrumentalnym (zob. np. p6_3j.htm#am1. - Lub: Wolność – Boży dar: funkcyjno-narzędny).

Znaczy to, że Bóg nie obdarował tym darem po to, żeby osoba mogła cieszyć się m.in. i tym jeszcze, niewątpliwie chlubnym, a zarazem niezwykle ryzykownym darem swej człowieczej natury. Dar ten jest pomyślany przez Boga jako dar jedynie instrumentalny. Powinien on spełniać rolę swoistej ‘odskoczni’, niezbędnej do osiągnięcia przerastającego go, wyższego, właściwie zamierzonego celu: żeby dzięki władzy samo-stanowienia (= wolnej woli) mogła w świecie osób pojawić się ... miłość: ku Bogu, a z kolei do współ-człowieka. Chodzi oczywiście o ‘miłość’ w jej Bożym rozumieniu: jako osoba-dar, ukierunkowany na tworzenie dobra, które by się liczyło ku życiu wiecznemu.

Niejedni Młodzi, przede wszystkim pary narzeczeńskie, mogliby odeprzeć natychmiast: ‘My właśnie wyrażamy sobie przez wzajemną pieszczotę szczerą miłość, czyli realizujemy dokładnie to, co jest przez Boga zamierzonym celem podarowanej nam władzy samo-stanowienia’.

W tym momencie powstaje kolejne pytanie, które domaga się pilnej odpowiedzi w zgodności z prawdą bytu: co jest wyrazem prawdziwej miłości? Czyli jakie muszą być spełnione warunki, żeby można było zakwalifikować jakiś czyn jako czyn dobry? W dopiero co wyżej ukazanym wyjaśnieniu Bożego rozumienia daru ‘miłości’ znalazł się dopisek: ‘... tworzenie dobra, które by się liczyło ku życiu wiecznemu’. Czyżby to miało być dopowiedzeniem arbitralnym, czystym wymysłem piszącego tu autora-kapłana?

Warunki czynu dobrego

Z pomocą przychodzi ponownie bardzo charakterystyczna, wiążąca wypowiedź św. Jana Pawła II z jego encykliki „Veritatis Splendor – Blask Prawdy”. Słowa Papieskie wymagają niemało uwagi, ale niosą w zamian jasną odpowiedź na dopiero co postawione pytanie:

„Tylko czyn zgodny z dobrem może być drogą wiodącą do życia
(nawiązanie do Jezusowych słów: Mt 19,17 - rozmowa z młodzieńcem).
... Działanie jest moralnie dobre, gdy poświadcza i wyraża dobrowolne podporządkowanie osoby jej ostatecznemu celowi oraz zgodność konkretnego działania z dobrem człowieka, rozpoznanym w jego prawdzie przez rozum.
– Jeśli ten przedmiot działania nie współbrzmi z prawdziwym dobrem osoby, to wybór takiego działania sprawia, że nasza wola i my sami stajemy się moralnie źli, to znaczy, że sprzeciwiamy się naszemu ostatecznemu celowi i najwyższemu dobru – czyli samemu Bogu” (VSp 72).

Dopełnieniem tego określenia jest dalszy ciąg tej samej encykliki, zwłaszcza w odniesieniu do dobrej intencji, z jakiej według wielu Młodych płyną podejmowane pieszczoty narzeczeńskie:

„Powodem zaś, dla którego nie wystarczy dobra intencja, ale musi za nią iść prawidłowy wybór czynów, jest fakt, że ludzki czyn zależy od swego przedmiotu, to znaczy od tego, czy może on zostać skierowany ku Bogu, ku temu, ‘który sam jest dobry’, i czy w ten sposób prowadzi osobę ku doskonałości.
– Czyn jest dobry, jeśli jego przedmiot odpowiada dobru osoby przez to, że uwzględnia dobra, które są dla niej istotne z punktu widzenia moralnego ...
– Ludzki czyn, dobry ze względu na swój przedmiot, jest zarazem przyporządkowany ostatecznemu celowi.
Ten sam czyn osiąga następnie swą ostateczną i istotną doskonałość, gdy wola rzeczywiście zwraca go ku Bogu poprzez miłość.
– W tym sensie patron moralistów i spowiedników naucza: ‘Nie wystarczy spełnić dobre uczynki, trzeba jeszcze spełniać je dobrze ... by podobać się Bogu’ [św. Alfons] ...” (VSp 78).

Jan Paweł II uwydatnia z całą mocą, że niezależnie od najlepszej nawet dobrej intencji – czyn doczeka się kwalifikacji jako czynu dobrego dopiero wtedy, gdy „może on zostać skierowany ku Bogu jako Temu ‘Jednemu Dobremu’ ...”. Wtedy dopiero będzie on spełniał warunek, który pozwoli określić go jako „przyporządkowany ostatecznemu celowi”  ludzkiego istnienia.

Nie koniec jednak na tym. W grę musi wejść obecnie wolna wola, która zwróci ów czyn ku Bogu jako akt podjęty z miłości ku Niemu.
– Znaczy to zatem, że wcale nie tak łatwo podjąć czyn jako w pełni ‘dobry’. Nie wystarczy być dajmy na to ‘filantropem’, który rozdaje pieniądze ubogim, żeby im ulżyć. Czyn sam w sobie dobry ze względu na swój przedmiot musi być ponadto świadomie skierowany na Boga jako akt płynący z miłości ku Niemu.

3. Z rozważań kard. Karola Wojtyły

(2.8 kB)

Przeżycia miłosne: miłość prawdziwa czy złudna

Zakochani poszukują przy podejmowaniu pieszczot upragnionego doznania przyjemności. Nietrudno spotkać osoby, które bronią zawzięcie stanowiska, iż ‘to co przyjemne, w żaden sposób nie może być grzechem’.

Jesteśmy uzbrojeni w dopiero co przytoczone nauczanie Papieskie. Nie może ono nie być wyrazem Tradycji i Praktyki Apostolskiej. Te zaś są wiążącym zobowiązaniem Bożego Objawienia dla Kościoła wszystkich czasów. Stąd też wystarczy przystawić do owych na razie jedynie ogólnie wzmiankowanych pieszczot – podstawowy wymóg wszelkiego czynu ‘dobrego’: czy pieszczoty takie spełniają warunki, by można było przyporządkować je ostatecznemu celowi ludzkiego istnienia?
– Odpowiedź narzuca się sama przez się. Boże Przykazanie, które nie może nie być wyrazem zatroskanego Bożego życzenia ku definitywnemu dobru osoby, brzmi jako zdecydowane ‘NIE’:

Nie będziesz cudzołożył ...”.

Jeśli zakochani podejmą mimo wszystko takie pieszczoty, będzie to oznaczało, że odrzucają wyraźnie Przykazanie tego Boga, który „Jeden jest DOBRY”. Bóg dobrze wie, dlaczego – ku dobru definitywnemu tych dwojga, ustalił barierę: „Ten owoc zastrzeżony jest dla samego dopiero ważnie zawartego małżeństwa-Sakramentu”. Owoc ten nie jest zatem dostępny dla jedynie zakochanych, którzy w każdym razie nie są (jeszcze) małżeństwem.
– Jeśli dane działanie polega na zdecydowanym odrzuceniu Bożego Przykazania, jest rzeczą niemożliwą, by układało się na linii wiodącej do osiągnięcia szczęśliwości wiecznej. Nie mówiąc o tym, że tym bardziej niemożliwą rzeczą byłoby skierować takie działanie ku Bogu jako wyraz miłości ku Niemu.

(24 kB)
Matka całuje z czułością swe dziecko

Wzmianka o ‘przyjemności’ związanej z pieszczotą nasuwa jednak potrzebę dalszej, głębszej refleksji. Wiedzie ona ku mniej lub więcej ukrytym jej powiązaniom z władzą samo-stanowienia, tzn. z wolną wolą i jej rzeczywistą, czy też jedynie urojoną ‘wolnością’. Gdyby się zaś okazało, że chlubnie prezentująca się ‘wolna wola’ ludzkiej osoby ulega podstępnie zniewoleniu, nasunie się konieczność tym pilniejszego przyjrzenie się ukrytym siłom – nie anonimowym, lecz osobowym, które stoją za faktycznym zniewoleniem rzekomo wolnej woli ludzkiej osoby.

Z pomocą przychodzi ponownie Jan Paweł II. Oto kilka charakterystycznych wypowiedzi z jego „Miłość i Odpowiedzialność”. Chodzi w tej chwili o czystość w sensie dosłownego zaakceptowania i ukochania Bożego Przykazania VI – również w nawiązaniu do sytuacji zakochanych-narzeczonych. Należy mianowicie stwierdzić, że czystość – pozytywna strona negatywnie brzmiącego Bożego Przykazania – nie jest w żadnym wypadku przeszkodą w rozwoju miłości pomiędzy oblubieńcami. Wręcz przeciwnie, dopiero czystość w jej Bożym, i tak dopiero ludzkim rozumieniu, staje się podłożem, na którym rozkwita prawdziwa miłość oblubieńcza. Czystość nie jest sztywno narzuconym przepisem administracyjnym dla par narzeczeńskich po to, by niweczyć samą w sobie ‘miłość oblubieńczą’, lecz warunkiem, by mogła ona zaistnieć.

Zrozumienie ciągu myślowego byłego arcybiskupa Krakowa Karola Wojtyły będzie wymagało skupionej uwagi, ale trud ten przyniesie owoc pogłębionego zrozumienia oblubieńczej miłości w jej ludzkiej, bo Bożej – przejrzystości. Oto słowa arcybiskupa Wojtyły:

„... Trzeba uwalniać się od tych wszystkich ‘przeżyć miłosnych’, które nie mają pokrycia w prawdziwej miłości, czyli w odniesieniu wzajemnym mężczyzny i kobiety opartym o dojrzałą afirmację wartości osoby ...
– Słowo ‘czystość’ mówi o uwolnieniu od tego wszystkiego, co ‘brudzi’. Miłość musi być niejako przeźroczysta: przez wszystkie przeżycia, przez wszystkie uczynki, które w niej mają swoje źródło, zawsze musi być dostrzegalne takie odniesienie do osoby drugiej płci, które płynie z rzetelnej afirmacji jej wartości.
– Skoro zaś u podłoża zmysłów oraz związanych z nimi uczuć wyrastają takie przeżycia i uczynki, które odbierają miłości tę przeźroczystość, potrzeba osobnej cnoty, aby od tej strony zabezpieczała jej prawdziwy charakter i obiektywny profil” (MiO 120).

W rozważaniu przyszłego papieża pojawia się słowo o pożądliwości, jaka rodzi się na podłożu zróżnicowania płciowego człowieka, a w omawianym wypadku ze związania się mężczyzny i kobiety w perspektywie małżeństwa. Arcybiskup Wojtyła pisze dalej:

„... Odrębność ... płci jest momentem, który rodzi szczególny problem moralny. Osoba bowiem, dlatego że jest osobą, winna być przedmiotem miłości. Płeć natomiast, która przede wszystkim zaznacza się w ciele i jako właściwość ciała podpada pod zmysły, stwarza możliwość pożądliwości.
– Pożądliwość ciała jest najściślej związana ze zmysłowością. ... Zmysłowość reaguje na wartości seksualne związane właśnie ‘z ciałem’.
... [Poprzez ‘zainteresowanie’ i ‘zaabsorbowanie’ wartościami seksualnymi] ... bardzo łatwo przejść do następnego [etapu] , którym jest już pożądanie. ... Ta dobrze wyczuwalna łatwość przejścia ... od zainteresowania do pożądania, od pożądania do chcenia – jest źródłem wielkich napięć w życiu wewnętrznym osoby; w nich to mieści się cnota wstrzemięźliwości” (MiO 121).

Arcybiskup wskazuje na związek pomiędzy zmysłowością a pożądliwością:

„Reakcje zmysłowości posiadają charakter kierunkowy – nie tylko od strony przedmiotu, gdzie pożądliwość ciała nie zatrzymuje się w obrębie zmysłowej władzy pożądawczej..., ale udziela się woli i usiłuje jej narzucić właściwe sobie odniesienie do przedmiotu: ... Kierunek reakcji wskazuje po pierwsze na ‘ciało i płeć’, a po drugie – na ‘użycie’ (jako ‘przedmiotu’, a nie osoby).
Ku temu też zmierza pożądanie zmysłowe, a wraz z nim ‘miłość cielesna’. Szuka ona zaspokojenia w ‘ciele i płci’ przez używanie ... (= użycie płci jako ‘przedmiotu’ do egoistycznego samo-zadowolenia).
– Zmysłowość ‘wyżywa się’ w pożądaniu. ... Pożądliwość ciała idzie w kierunku ‘wyżycia się’, po którym cały stosunek do przedmiotu pożądania urywa się.
– W świecie zwierzęcym, gdzie instynkt rozrodczy prawidłowo zestrojony z potrzebą zachowania gatunku reguluje życie seksualne, takie zamknięcie reakcji pożądawczej jest zupełnie wystarczające.
W świecie osób natomiast wyłania się tutaj poważne niebezpieczeństwo natury moralnej” (MiO 122n).

Jeden raz więcej ujawnia się nieprzebyta przepaść między światem zwierząt, gdzie potrzeby seksualne podlegają regulacjom instynktu ukierunkowanego na utrzymanie gatunku – a światem osób, które są współprzenikającym się ciałem-duchem, z charakterystycznym dla osoby życiem ducha.
– U człowieka jako osoby a nie zwierzęcia, odruchy zmysłowości i pożądania winny podlegać wielkości i godności jego wolnej woli czyli władzy samo-stanowieniu, władzy samo-świadomości, tzn. rozumu, oraz odpowiedzialności-poczytalności za jakość własnego działania. Arcybiskup Wojtyła wyjaśnia dopiero co zasygnalizowane niebezpieczeństwo: wpływu pożądliwości na władze typowo człowiecze, tzn. osobowe, następująco:

„Niebezpieczeństwo [= ukierunkowanie zmysłowości na pożądliwość, a tej na wolę] to jest ściśle związane z problemem miłości, a więc z odniesieniem do osoby.
Miłość cielesna’, która wyrasta z samej pożądliwości ciała, nie zawiera w sobie tej wartości, jaką powinna zawierać miłość osoby. Pożądliwość ciała zmienia bowiem przedmiot miłości, którym jest osoba, na inny – mianowicie na ’ciało i płeć’, związane z jakąś osobą.
– Reakcja zmysłowości nie odnosi się ... do osoby, ale tylko do ‘ciała i płci’ jakiejś konkretnej osoby – i to właśnie ‘jako do możliwego przedmiotu użycia’.
Siłą faktu więc w polu widzenia pożądania płynącego z pożądliwości ciała, osoba drugiej płci staje nie jako osoba, ale jako ‘ciało i płeć’.
– Na miejsce istotnej dla miłości wartości osobowej wysuwa się sama wartość seksualna – ona też staje się ośrodkiem krystalizacji całego przeżycia. Ponieważ zaś przeżyciu temu towarzyszy zmysłowe uczucie miłości, przeto pożądanie nabiera charakteru przeżycia miłosnego, i to mocnego, intensywnego, bo opartego mocno na reakcjach seksualnych ciała i na zmysłach. ... ‘Uczucie’ oznacza w tym wypadku stan zmysłowy wywołany najpierw pożądaniem ‘ciała i płci’ jako tego, co odpowiada samej zmysłowości, a następnie zaspokojeniem tego pożądania przez ‘miłość cielesną’ ...” (MiO 123).

‘Miłość’ która miłością nie jest

Oto kompetentna filozoficzno-etyczna analiza niełatwych do opisania przeżyć miłości zmysłowej, którą dzieli daleka droga do miłości na poziomie człowieka jako osoby. Tę zaś zarówno ludzie młodzi, jak i małżonkowie łatwo mylą z autentyczną, ‘gorącą’ miłością. Oto dalszy ciąg rozważań Arcybiskupa:

„Widać teraz, na czym polega niebezpieczeństwo moralne związane z pożądliwością ciała. Prowadzi ona do ‘miłości’, która NIE jest miłością, wyzwala bowiem przeżycia miłosne na kanwie samego pożądania zmysłowego oraz jego zaspokojenia – przeżycia te mają za przedmiot osobę drugiej płci, a równocześnie nie dorastają do osoby, zatrzymują się bowiem tylko na ‘ciele i płci’ jako na swojej właściwej i jedynej treści.
– Stąd płynie dezintegracja [= rozkład] miłości. Pożądliwość ciała pcha, i to z wielką siłą, do zbliżenia cielesnego, do współżycia seksualnego, ale zbliżenie to i współżycie wyrosłe na samej pożądliwości ciała nie jednoczy mężczyzny i kobiety jako osób, nie ma wartości zjednoczenia osobowego, nie jest miłością w jej właściwym (tj. etycznym) znaczeniu. Przeciwnie, zbliżenie i współżycie seksualne wyrosłe z samej pożądliwości ciała jest zaprzeczeniem miłości osób, u podstaw jego stoi bowiem ta znamienna dla czystej zmysłowości reakcja kierunkowana na ‘ użycie’ ...” (MiO 123).

(77 kB)
Ikona Jezusa Chrystusa wykonana z pereł

Przytoczone rozważania przyszłego papieża zakładają koncentrację umysłu i wolę rozumienia ukazywanego toku myślowego. Niemniej całość wywodu doskonale wykazuje, jak złudną rzeczywistością może się okazać określanie działań miłosnych (tzn. pieszczot) między chłopcem-dziewczyną jako wyrazu ‘gorącej miłości’.
– Uwaga skupia się w takim wypadku nie na godności osoby – ani swojej, ani tego drugiego, lecz na ‘płci i ciele’. Wyzwalana pieszczota wiąże się z zasady z silnymi reakcjami ciała i ducha, które ci dwoje usiłują kwalifikować jako wyraz żaru wzajemnej miłości. Tymczasem w rzeczywistości oboje zaspokajają wtedy swoje egoistycznie przeżywane pożądanie zmysłowe, które nie dorasta do miłości zjednoczenia na poziomie ich obojga jako osób. Przeżycie takich dwojga staje się typowym uprawianiem ‘seksu’.

Kopulacja typu ‘seksu’ nie ma nic wspólnego z tym, co małżeństwu-Sakramentowi darowuje Stworzyciel małżeństwa-Sakramentu. Mianowicie Bóg wprowadza na teren intymności nie dla wzajemnego ‘seksowania-się-jako-seksowania’, lecz podejmowanie małżeńskiego zjednoczenia ich obojga jako dwojga osób, które związały się nierozerwalnym, wyłącznym i dozgonnym przymierzem swego JEDNO-w-życiu-miłości.
– W tym drugim, Bożym znaczeniu uwaga obojga przebija się nieustannie niejako o jedno ‘piętro’ wyżej: do widzenia siebie jako osób, mimo iż oboje wiążą się również w swoim ciele. Ich zjednoczenie staje się z Woli Bożej tajemniczym odzwierciedleniem wiecznego Przymierza, jakie Bóg zawarł w Krwi swego Ukrzyżowanego Syna Jezusa Chrystusa z Kościołem-Oblubienicą, a poprzez Kościół z Rodziną Człowieczą całą.

‘Miłość zakłamana’: ‘ciało i płeć’ w zamian za osobę

Czy się dziwić, że do takiej sytuacji: zawężenia uwagi do ciała-i-płci – odnoszą się wciąż aktualne słowa Syna Bożego Jezusa Chrystusa:

„Słyszeliście, że powiedziano: Nie cudzołóż.
A Ja wam powiadam:
Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę,
już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa” (Mt 5,27n).

Jezus Chrystus, który jest „Bogiem Prawdziwym z Boga Prawdziwego”, wskazuje tu na fakt, że grzech zostaje popełniony zawsze najpierw w sercu: w sumieniu – zanim ktokolwiek przejdzie następnie do popełnienia samego w sobie czynu grzesznego. W słowach tych przemawia Bóg, który stał się człowiekiem „dla nas ludzi i dla naszego zbawienia” (Credo Mszalne). Zna On na wskroś ludzkie serce (zob. J 2,25). Jako prawdziwy Bóg w swej tylko jednej, Bożej Osobie, mimo iż przyjął do niej drugą jeszcze naturę: człowieczą – jest On niezdolny do wyrażania się w sposób przesadny, czyli niezgodny z rzeczywistym stanem rzeczy; ani tym bardziej do wprowadzenia kogokolwiek z Rodziny Człowieczej w błąd co do spraw ostatecznych.

Jeśli więc chłopiec i dziewczyna przechodzą na uprawianie pieszczot na etapie poprzedzającym małżeństwo, zdają sobie dobrze sprawę, jaka jest Boża ocena ich zachowań. Podejmowane pieszczoty stają się w oczach Bożych jednym ciągiem cudzołóstwa, chociażby do współżycia nie dochodziło.

W oparciu o przytoczone analizy przyszłego papieża wypadałoby określić te działania jako typową zamianę rzekomo poszukiwanej ‘miłości’ określonej osoby – na koncentrowanie się na anonimowo przeżywanym ‘ciele i płci’: swojej własnej oraz tego drugiego. Działania takie wyzwalają intensywne doznanie przyjemności seksualnej. Wyrasta ono na pożywce obopólnego udostępniania się w swej męskości i kobiecości, które ci dwoje określają chętnie jako wyrazy świadczonej sobie ‘gorącej miłości’. Wmawiają sobie i innym, że skoro takie zachowania wyzwalają przyjemność, nie może tu być mowy o .... ‘grzechu’!

Tymczasem tego rodzaju doznania skażone są miłością zakłamaną. Uwaga obojga nie podejmuje wysiłku wzniesienia się do poziomu godności i powołania swych osób, a poprzestaje na zredukowaniu swej człowieczej wielkości do samego tylko ‘ciała i płci’.

Dynamizm rzekomej ‘miłości’ wykazuje kierunek odwrotny, aniżeli dynamizm, jakim cechować się winna miłość prawdziwa. Chlubną cechą prawdziwej miłości jest jej ukierunkowanie OD-środkowe: ode mnie ‘do’ (Boga, albo i człowieka). Owocuje ono tworzeniem DOBRA: dobra dla siebie oraz dobra dla tego drugiego. Z zastrzeżeniem, że dobro to musi być proporcjonalne do ostatecznego kresu człowieka w „Domu Ojca” (J 14,2).

Przeciwnie zaś: dynamizm miłości rzekomej jest każdorazowo DO-środkowy (= egoizm). Zmierza do zaspokojenia swojego samolubnie przeżywanego ‘ja’ i nie tworzy żadnego dobra, z góry zarazem blokując myśl o „Domu Ojca”. Przyjemność zmysłowa, jakiej doznają oboje, układa się na poziomie wspólnie popełnianego grzechu ich dwojga egoizmów seksualnych. Nie ma tu śladu świadczonej sobie jakiejkolwiek ‘miłości-ku-dobru’. Ani jedno, ani drugie nie bierze pod uwagę dobra w aspekcie „ostatecznych przeznaczeń, jakie człowiek ma w Bogu samym” (LM 5).

Jeszcze raz: czyn dobry

Wyżej uprzytomniliśmy sobie przymioty, jakimi odznaczać się winien czyn, żeby można było określić go mianem czynu dobrego. Dobrym musi być:

a) sam w sobie czyn: „Czyn jest dobry, jeśli jego przedmiot odpowiada dobru osoby przez to, że uwzględnia dobra, które są dla niej istotne z punktu widzenia moralnego”.
b) czyn ten musi „zarazem być przyporządkowany ostatecznemu celowi”.
c) czyn ten „wola musi zwrócić ku Bogu przez miłość, by mógł podobać się Bogu” (VSp 78).

Innymi słowy nie wystarczy mieć najlepszą nawet intencję-zamiar, np. by sprawić przyjemność zmysłową sobie i temu drugiemu, którą ci dwoje na swój użytek nazwą jako wyrazy świadczonej sobie, ‘gorącej miłości’. Uprawianie miłości zmysłowej przed ślubem jest wyraźnie sprzeczne z „celem ostatecznym i najwyższym dobrem, czyli samym Bogiem” (VSp 72).
– Skoro więc „przedmiot działania (tutaj: uprawianie ‘miłości przedślubnej’) nie współbrzmi z prawdziwym dobrem osoby, wybór takiego działania sprawia, że nasza wola i my sami stajemy się moralnie źli, to znaczy, że sprzeciwiamy się naszemu ostatecznemu celowi i najwyższemu dobru, czyli samemu Bogu” (VSp 72).

Okazuje się, że doznania przyjemności zmysłowej, która w tym wypadku stoi w oczywistej sprzeczności z Przykazaniem tego Boga, który nie wydaje bezdusznych nakazów-przepisów kodeksu karnego, lecz prosi o przyjęcie TEGO, co proponuje On jako ten „Jeden Dobry” (Mt 19,17), nie da się w żadnym wypadku określić jako działania bez-grzesznego – wbrew spotykanemu powiedzonku wielu, że ‘to co jest przyjemne, nie może być grzechem’.

Uprawiana ‘miłość’ a niezamierzony Poczęty

Można by w tej sytuacji drążyć sprawę jeszcze dalej w głąb. Czy tacy dwoje, którzy przechodzą na mniej lub więcej zaawansowane ‘uprawianie miłości’ na etapie chodzenia-z-sobą, działają w tej chwili w ramach podarowanej im w chwili stworzenia wolności wolnej woli? Niewątpliwie wmawiają oni sobie, iż ich zachowania są właśnie świadczeniem sobie wzajemnej miłości.

Nie daj Boże, że dziewczyna będzie musiała się w pewnej chwili spostrzec, że z tej ‘czułości’ wynikło ... dziecko. Dotąd on, ten Ukochany, deklarował ciągle, że kocha ją z wielką żarliwością. Wyznawał, że dla niej podejmuje tak wiele trudu miłości. Czyni wszystko, żeby i ona zaznała coś z uprawianej miłości. Skarżył się, że ilekroć wzbrania się przed udostępnieniem mu siebie, jest wobec tego ‘bez serca’. Oskarżał ją nawet, że w tej sytuacji ona właśnie jest winna jego czynów masturbacji. Bo będąc w stanie permanentnego napięcia seksualnego, musi je w końcu rozładowywać sam na sobie, a ona tym się w ogóle nie przejmuje.

Teraz jednak, z chwilą gdy dotarło do niego, że w następstwie uprawianych ‘niewinnych pieszczot’ doprowadził ją do panieńskiego macierzyństwa, znika bez śladu, zostawiając ją samej sobie. Ona zaś zaczyna teraz dopiero ... uaktywniać podarowaną sobie władzę samo-świadomości: rozumu-myślenia. Z głębi jej serca wyłania się w tej chwili gorzkie wyznanie, a właściwie rozpacz bezsilności:

Ja cały czas łudziłam się, że on mnie kocha. On zaś kochał ... nie mnie: mnie jako osobę z którą zwiąże się w dozgonnym przymierzu na dobre i złe dni życia w małżeństwie i rodzinie. Jemu zależało jedynie na skutecznym dostępie do kobiecej intymności – ostatecznie wszystko jedno – której z kobiet. Byle się na niej wymasturbować i zaspokoić swoją żądzę. To nie miało nic wspólnego z jakąkolwiek miłością ...”.

Dopiero teraz zaczyna widzieć, jak bardzo słusznie Bóg zabezpieczył dostęp do intymności swym Przykazaniem: VI i IX. Dotąd oboje oskarżali Boga o bezduszność i nie-rozumienie potrzeb młodzieńczej miłości ... ! Jakże niesprawiedliwie !

B.   TEN ZŁY: GENIUSZ W UWODZENIU

bukiet9b (8 kB)

1. Ten ZŁY

(2.8 kB)

U źródeł nałogu: COŚ – czy KTOŚ-osoba

Skorzystanie z dogłębnych rozważań Kard. Karola Wojtyły pozwala podjąć przerwany wątek: czy działanie dwojga, którzy wbrew Bożemu Przykazaniu, podyktowanemu przez Tego, który jest „Jeden DOBRY”, przechodzą na coraz śmielej uprawiany ... ‘seks’ (a nie miłość) – jest wyrazem ich rzeczywistej ‘wolności’? Jak łatwo coraz częściej uprawiana masturbacja, a we dwoje – praktykowany petting itp. wiedzie do uzależnienia i utrwalającego się nałogowego ulegania tym praktykom. Nałóg zaś staje się doświadczeniem coraz trudniejszym do opanowania, pozostawiającym po sobie gorycz upodlenia. Wiedzie do coraz jaśniej sobie uświadomionej niemocy wyzwolenia się spod tego przecież dobrowolnie na siebie nałożonego jarzma, czyli doświadczanej nie-wolności. Wszelki nałóg ujawnia coraz bardziej jaskrawo swój charakter wymuszania określonych działań na podobno wolnej woli człowieka-osoby. Uwolnienie się z nabytego nałogu zaczyna graniczyć z ... cudem.

A przecież tak on – narzeczony, jak ona – narzeczona, cieszą się nadal od poczęcia podarowanym im uzdolnieniem do samo-stanowienia, czyli darem wolnej woli. Dar ten wchodzi w skład podstawowego wyposażenia natury człowieczej – w istotnym odróżnieniu od natury świata zwierząt. Czemu ktoś, kto popadł w nałóg – zwłaszcza uczynków popełnianych przeciw VI Przykazaniu, jęczy pod tym jarzmem, a zerwanie z nimi okazuje się sprawą niezwykle trudną? Jak trudne i krępujące bywa wówczas zdecydowanie się na przystąpienie do szczerego wyznania swojej nędzy moralnej w sakramencie Pojednania, bez czego nie ma mowy o uzyskaniu pokoju serca? Zarówno chłopiec, jak dziewczyna wyznają z rozbrajającą szczerością: „COŚ mnie porwało, nie mogliśmy się oprzeć pokusie – i znowu upadłem; upadliśmy oboje” !

Takiej wypowiedzi nie można puścić płazem. Trzeba się zatrzymać i nie pozwolić sobie na unik rzetelnego przemyślenia sytuacji do końca. Co to mianowicie znaczy: „COŚ mnie – względnie: nas oboje – porwało! Nie mogliśmy się oprzeć zaistniałej pokusie. Ulegliśmy ... kolejny raz. Mimo wznawianych postanowień ... dopuściliśmy się dokładnie takiego samego grzechu”.
– Człowiek jest osobą, czyli winien działać z chwili na chwilę jako samo-świadomy, samo-stanowiący, podejmujący odpowiedzialność, bo w pełni poczytalny. Tymczasem ten chłopiec, ta dziewczyna – wiążą popełniony czyn grzeszny z irracjonalnym, a przede wszystkim charakterystycznie anonimowo określonym: „COŚ”. Przyznają szczerze, że w zaistniałej sytuacji nie działali pod wpływem wyróżniającej ich człowieczą naturę chlubnej zdolności samo-stanowienia, lecz pod przymusem owego zniewalającego ich ... ‘COŚ’. Innymi słowy byli oni w tej chwili ... NIE-wolni.

Takie wyjaśnienie jest oczywiście wyrazem absurdu. Co więcej, i on i ona nie mogą nie przyznać się do uniku w podjęciu trudu głębszego przemyślenia sytuacji. Psychologicznie biorąc, łatwo zrozumieć ‘usprawiedliwianie’ swego złego, w tym wypadku: grzesznego czynu. Człowiek podejmuje rozpaczliwe wysiłki, by przerzucić na zewnętrzne okoliczności winę za swoją klęskę moralną, oraz winę z racji świadomego przyzwolenia na tę hańbiącą porażkę.

Zresztą – pierwszy okazał tę właśnie cechę: przerzucania winy za świadomie sprowadzoną na siebie klęskę – sam Lucyfer z zastępami współupadłych Aniołów. Mści się on za swoją osobistą klęskę na całej przyrodzie, na wszystkim co się tylko da, mimo iż nikt w kosmosie nie ma nic wspólnego z jego upadkiem. Słowo-Boże-Pisane ostrzega tylko:

„Biada ziemi i biada morzu,
bo zstąpił na was diabeł, pałając wielkim gniewem ...” (Ap 12,12) .

Ten Ktoś: ZŁY ...

Trzeba zdobyć się na jasne wyznanie, że człowiek ulega w swym grzesznym działaniu nie jakiemuś anonimowemu ‘COŚ’, lecz OSOBIE Tego, który jest ‘ZŁY’. Należy zaś zauważyć, że Ten ZŁY bardzo nie lubi, by go ktoś ujawnił i nazwał go po imieniu jako „Tego ZŁEGO”. Syn Boży, Jezus Chrystus, ujawniał go niejednokrotnie w czasie swojej krótkiej, 2-3 letniej działalności publicznej.

a) Ewangeliści wspominają o kuszeniu Syna Bożego przez ZŁEGO, zwanego DIABŁEM – u początku Jego działalności publicznej. Święty Łukasz nazywa go po imieniu:

„Pełen Ducha Świętego, powrócił Jezus znad Jordanu
i 40 dni przebywał w Duchu Świętym na pustyni,
gdzie był kuszony przez DIABŁA” (Łk 4,1n).

Na kolejne etapy owego kuszenia odpowiadał Jezus ZŁEMU jednoznacznymi słowami zaczerpniętymi ze Słowa-Bożego-Pisanego. Diabeł w końcu nie wytrzymał i ujawnił swoje ostateczne zamierzenie w podejmowanym kuszeniu. Szatanowi chodzi o zdetronizowanie Boga po to, by samemu zająć miejsce Boga – oczywiście jedynie jako bóg sztuczny:

„Jeśli więc upadniesz i oddasz mi pokłon,
wszystko będzie Twoje ...” (Łk 4,8).

Św. Łukasz kończy relację o kuszeniu Jezusa uwagą: „Gdy diabeł dokończył całego kuszenia, odstąpił od Niego aż do czasu ...” (Łk 4,13). Mianowicie Szatan przystąpił do ponownego, krańcowego kuszenia Syna Bożego, wysługując się oddanymi sobie sługami-ludźmi – w zadanych Jezusowi mękach, aż do zabicia Syna Bożego włącznie w Jego ludzkim Człowieczeństwie.

Oby każdy uczeń Chrystusa zapamiętał, jakie jest ostateczne zamierzenie wszelkich pokus szatana: „Jeśli więc upadniesz i oddasz mi pokłon ...” !

b) Gdy Apostołowie prosili Jezusa, żeby ich nauczył modlić się, przekazał On w siódmej, ostatniej prośbie modlitwy „Ojcze nasz ...”  słowa:

„... I nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie,
ale nas zachowaj ode ZŁEGO” (Mt 6,13).

Jezus nie wskazuje tu na ‘zło’ rozumiane jako przymiotnik (np. zła pogoda, nieszczęścia-katastrofy, choroby itd.), lecz na osobę Tego, który jest ZŁY: szatana. Mamy się zatem modlić: „Ojcze ... I nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj ode Tego, który jest ZŁY: szatana”

c) Kiedy indziej określa Jezus szatana mianem „Władcy tego świata”. Tak wyraża się np. w dialogu po Ostatniej Wieczerzy:

„Już nie będę z wami wiele mówił,
nadchodzi bowiem Władca tego świata.
Nie ma on jednak nic swego we Mnie” (J 14,30; oraz zob. J 12,31; 16,11).

d) Wprost określeniem ‘diabeł’ posługuje się Jezus w swej zaciętej dyskusji z ówczesnymi uczonymi w Prawie, faryzeuszami i saduceuszami, zapisanej przez św. Jana w 8 rozdziale jego Ewangelii:

„... ‘Teraz usiłujecie Mnie zabić, człowieka,
który wam powiedział prawdę usłyszaną u Boga.
Tego Abraham nie czynił. Wy pełnicie czyny ojca waszego’.
– Rzekli do Niego: ‘Myśmy się nie urodzili z nierządu. Jednego mamy Ojca – Boga’.
Rzekł do nich Jezus: ‘Gdyby Bóg był waszym ojcem, to i Mnie byście miłowali...
Dlaczego nie rozumiecie mowy mojej? Bo nie możecie słuchać mojej nauki.
– Wy macie diabła za ojca i chcecie spełniać pożądania waszego ojca.
Od początku był on zabójcą i w prawdzie nie wytrwał, bo prawdy w nim nie ma.
Kiedy mówi kłamstwo, od siebie mówi,
bo jest kłamcą i ojcem kłamstwa...’ ...” (J 8,40nn.43n).

e) Określeniem ‘diabeł’ i ‘szatan’, a ponadto w nawiązaniu do opisu z Księgi Rodzaju o kuszącym ‘Wężu’ w raju (Rdz 3,1), posługuje się św. Jan w Apokalipsie:

„I nastąpiła walka na niebie: Michał i jego aniołowie mieli walczyć ze SMOKIEM.
I wystąpił do walki SMOK i jego aniołowie, ale nie przemógł,
i już się miejsce dla nich w niebie nie znalazło.
I został strącony wielki SMOK, Wąż starodawny, który się zwie DIABEŁ i SZATAN,
zwodzący całą zamieszkałą ziemię,
został strącony na ziemię, a z nim strąceni zostali jego aniołowie ...” (Ap 12,7nn).

Występujące tu wyrażenie o „zwodzeniu całej zamieszkałej ziemi” powtarza się również na innych miejscach Pisma świętego (zob. Ap 13,14; 20,3.7.9; 2 Kor 11 3).

f) Charakterystyczne jest mocno sformułowane ostrzeżenie przed diabłem, czyli Kimś-Osobą, jakiego użył pierwszy papież, św. Piotr Apostoł:

„Trzeźwi bądźcie! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł,
jak LEW ryczący krąży, szukając, kogo pożreć.
Jemu przeciwstawiajcie się, mocni w wierze (1 P 5,8).

W tych słowach nie ma ani cienia przesady. Chodzi o Tego, który jest „ZŁY”. Ten ZŁY, „Władca tego świata”, dysponuje potężną, przerażającą mocą. Łatwo się o tym przekonać chociażby na podstawie opisu Ewangelistów o uwolnieniu przez Jezusa opętanego w krainie Gerazeńczyków. Na rozkaz Jezusa złe duchy odpowiedziały, że jest ich „Legion” (Mk 5,9: całość: 5,1-17; zob. Mt 8,28-34; Łk 8,26-39). Jezus dał się ubłagać złym duchom przebywającym w opętanym człowieku i pozwolił im wejść w stado pasących się świń nad Jeziorem Genezaret. Świnie w liczbie 2000 – pędem ruszyły po urwistym stoku do jeziora i potonęły w nim (Mk 5,13) – ku przerażeniu świadków i osiedlonych tam mieszkańców. Ewangeliści podają przerażające szczegóły o owym opętanym:

„Mieszkał on stale w grobach i nawet łańcuchem nie mógł go już nikt związać. Często bowiem wiązano go w pęta i łańcuchy; ale łańcuchy kruszył, a pęta rozrywał, i nikt nie zdołał go poskromić. Wciąż dniem i nocą krzyczał, tłukł się kamieniami w grobach i po górach ...” (Mk 5,3nn).

Działanie ZŁEGO

Ojciec święty Jan Paweł II podejmuje wątek ukrytych, poza-człowieczych mocy grzechu w swoim „Reconciliatio et Poenitentia – Pojednanie i Pokuta”. Oto jego znamienna wypowiedź:

„... Grzech jest bez wątpienia aktem wolności człowieka; ale pod jego warstwą ludzką działają czynniki, które stawiają go poza człowiekiem, na pograniczu, tam gdzie ludzka świadomość, wola i wrażliwość stykają się z siłami ciemności, które według św. Pawła działają w świecie i niemal go opanowują” (RP 14).

(24 kB)
Jak malować – to wszystko zamalować

Słowa te zdawałyby się wskazywać na ukryte źródło grzechu jako na rzeczywistość anonimową: Ojciec święty wyraża się tutaj o „siłach ciemności”, którym poddany zostaje człowiek w grzechu.

Dokładniej podejmuje Jan Paweł II rzeczywistość grzechu i jego źródeł w encyklice o Duchu Świętym. W niej wskazuje wyraźnie na osobę szatana jako tego, który podejmuje niestrudzone wysiłki, by oderwać człowieka od zaofiarowanego mu przez Boga przymierza z Sobą. Mianowicie w kontekście słów o jednym z zasadniczych zadań Ducha Świętego, którego Chrystus wyśle od Ojca za cenę swego uprzedniego „odejścia” poprzez swą odkupieńczą Mękę, i którego „poda (Apostołom) jakby w ranach swojego Ukrzyżowania” (DeV 24), wyraża się on następująco o szatanie:

„Przekonywanie o grzechu (słowa Jezusa: J 16,7n) i sprawiedliwości ma na celu zbawienie świata, zbawienie ludzi. Właśnie to zdaje się uwydatniać stwierdzenie, że ‘sąd’ odnosi się tylko do ‘władcy tego świata’, czyli do szatana
do tego, który od początku wykorzystuje dzieło stworzenia
przeciw zbawieniu,
przeciw przymierzu
i zjednoczeniu człowieka z Bogiem;
jest on też ‘już osądzony’ od początku.
– Jeżeli Duch-Pocieszyciel ma o tym właśnie ‘sądzie’ przekonywać świat, to w tym celu, ażeby kontynuować w nim Chrystusowe dzieło zbawienia” (DeV 27).

Cały Boży ‘wysiłek’ wyrażający się w dziele odkupienia człowieka za cenę Krwi Syna Bożego, stwarza odkupionemu człowiekowi stającą przed jego wolną wolą szansę znalezienia się na drodze wiodącej do „Domu Ojca” (J 14,2):

„Cała zaś ta zbawcza ekonomia Boża odcina niejako człowieka od ‘sądu’, czyli od potępienia, jakim porażony został grzech szatana, ‘Władcy tego świata’, który przez swój grzech stał się ‘Rządcą świata tych ciemności’ (por. Ef 6, 12) ...” (DeV 28).

Ojciec święty podkreśla w tych słowach typowy styl odnoszenia się Boga do ludzkiej osoby jako obdarzonej niezbywalnym uzdolnieniem samo-stanowienia: wolną wolą. Odkupienie jest szansą, nigdy zaś ‘musem’. Bóg nie szczędzi SIEBIE, przyjmując w Synu Bożym nawet zatorturowanie na okrutną śmierć swego Jednorodzonego Syna-Boga, byle człowiek, zwodzony przez Tego, który jest ZŁY – nie musiał zginąć w potępieniu wiecznym.
– Niemniej Odkupienie pozostaje wciąż tylko szansą – czyli nie musem. Zbawi się jedynie ten człowiek, który dobrowolnie otworzy się na dzieło odkupienia. Stąd każdorazowo Boże pytanie skierowane do wolnej woli, znane z opisu Ewangelistów o charakterystycznym spotkaniu-dialogu Jezusa z bogatym młodzieńcem: „A jeśli CHCESZ osiągnąć życie ...” (Mt 19.17).


W dalszym ciągu encykliki o Duchu Świętym wyraża się Jan Paweł II o szatanie w nawiązaniu do „pierworodnego wymiaru grzechu ... w świadectwie początku, zapisanym w Księdze Rodzaju” (Dev 33) w bardzo charakterystycznych słowach:

„... Zostaje bowiem zakłamana prawda o tym, kim jest człowiek, jakie są nieprzekraczalne granice jego bytu i jego wolności.
– Ta ‘przeciw-Prawda’ jest możliwa dlatego, że równocześnie zostaje dogłębnie ‘zakłamana’ prawda o tym, kim jest Bóg.
– Bóg-Stwórca zostaje postawiony w stan podejrzenia, głębiej jeszcze: w stan oskarżenia w świadomości stworzeń.
– Po raz pierwszy w dziejach człowieka dochodzi do głosu przewrotny ‘geniusz podejrzeń’. Stara się on ‘zakłamać’ samo Dobro, absolutne Dobro – wówczas, kiedy w dziele stworzenia objawiło się ono jako niewypowiedzianie obdarowujące, jako bonum diffusivum sui, jako stwórcza Miłość” (DeV 37).

Tutaj wymienia Jan Paweł II już po imieniu osobę Tego, który bezustannie „zwodzi całą zamieszkałą ziemię”. Określa go jako mianem „geniusza podejrzeń”. Szatan bowiem podejmuje niestrudzone wysiłki, by w świadomości człowieka, żywego OBRAZU Boga, podważyć, albo wręcz zakłamać Boga jako Miłość-Życie.

Oto dalsze słowa przytaczanej encykliki. Ojciec święty przechodzi na dokładniejsze scharakteryzowanie wysiłków Tego, który jest ZŁY:

„Oto bowiem, wbrew całemu świadectwu stworzenia oraz zbawczej ekonomii z nim związanej, ‘duch ciemności’ (por. Ef 6, 12; Łk 22, 53) potrafi ukazać Boga jako przeciwnika swego stworzenia, a przede wszystkim przeciwnika człowieka, jako źródło niebezpieczeństwa i zagrożenia dla człowieka.
– W ten sposób zostaje zaszczepiony przez szatana w psychice człowieka bakcyl sprzeciwu wobec Tego, który ‘od początku’ ma być przeciwnikiem człowieka – a nie Ojcem. Człowiek został wyzwany, aby stawał się przeciwnikiem Boga” ! (DeV 38).

Naciski szatana, „geniusza przewrotności i podejrzeń” będą zmierzały coraz silniej w kierunku ogłoszenia ‘śmierci’ Boga, czyli całkowitego wyeliminowania Boga z życia człowieka – w znaczeniu: ‘Boże, jeśli w końcu jakoś istniejesz, żyj sobie w zaświatach, a ja – człowiek, poradzę sobie znakomicie bez Ciebie! Sam będę dyktował, co jest i winno być dobrem, a co złem. Wara Ci, Boże, mieszać się w moje ludzkie sprawy’:

„... W tym procesie myślenia i działania historyczno-socjologicznego odrzucenie Boga doszło aż do ogłoszenia Jego ‘śmierci’. Niedorzeczność pojęciowa i słowna! Ale ideologia ‘śmierci Boga’ zagraża człowiekowi ...
– Ideologia ‘śmierci Boga’ łatwo może się w skutkach okazać na płaszczyźnie teoretycznej i praktycznej ideologią ‘śmiercią człowieka’... ” (DeV 38; zob. też tamże, nr 56n: alienacja człowieka ...).

2. Z dziejów buntu Lucyfera

(2.8 kB)

Upadek szatana

W upadku człowieka w grzech widzimy w całej jaskrawości podstępne działania Tego, który jest ZŁY. Jako z natury swej duch – nie zna on ‘zmęczenia’. W swej śmiertelnie urażonej pysze odprysnął on od Boga-Miłości-Życia, któremu przeciwstawił się swoim: „Nie będę Ci służyć” (por. Jer 2,17). Chciał zdetronizować Boga.

Nie znamy bliższych okoliczności jego upadku. Mimo to wolno z dużym prawdopodobieństwem sądzić, że w poczuciu swej wielkości jako „LuciFer – Niosący Światło”, jaką obdarzyła go Boża stworzycielska Miłość, wzbił się w pychę i zaczął uznawać podarowane sobie dary za swoją zasługę i podstawę osiągniętej niezależności od Boga. Jednakże w tej właśnie chwili Bóg Ojciec ukazał mu najprawdopodobniej swojego Jednorodzonego Syna w Jego umęczonym Człowieczeństwie – zbitego, zeszpeconego, skrwawionego, a w końcu ukrzyżowanego:

„Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi,
mąż boleści, oswojony z cierpieniem...
Dręczono Go, lecz sam się dał gnębić ...” (Iz 53,3.7).

Ojciec Niebieski dał jemu, tak bardzo umiłowanemu Aniołowi do zrozumienia, że ten „wzgardzony, opluty...”  – to jego Bóg i Pan: Jego ... Stworzyciel ! Jemu należy się uwielbienie i miłość. Na to jednak Lucyfer w poczuciu swej wielkości i blasku swego wywyższenia w żaden sposób przystać nie umiał. W swej pysze ... wzgardził ‘TAKIM’ Bogiem i pokłonowi adoracji ‘TAKIEMU’ Bogu całym sobą się przeciwstawił.

W tejże chwili utracił swoje uprzywilejowane miejsce: najwyższego rangą wśród Aniołów. W ślad za nim poszedł ponadto cały zastęp współ-Aniołów, którzy równie jak on, ‘Lucyfer’, ich przywódca – wzgardzili ukazanym im Synem Człowieczym Ukrzyżowanym: „Bogiem Prawdziwym z Boga Prawdziwego ...”.

Do tajemnicy tego dramatycznego wydarzenia u początku Bożego dzieła stworzenia „rzeczy widzialnych i niewidzialnych” (Credo mszalne) nawiązuje w pewnej chwili sam Syn Człowieczy, Jezus Chrystus. Na tej właśnie podstawie opiera się przedstawiany tu prawdopodobny przebieg wydarzeń w niebie. Mianowicie któregoś dnia wrócili wysłani przez Jezusa Apostołowie ze swoistej ‘wyprawy misjonarskiej’. Jezus zaczął zaprawiać ich do aktywnego udziału w dziele Ewangelizacji. Byli oni rozradowani odniesionymi sukcesami. Zaczęli przechwalać się przed Jezusem:

Panie, przez wzgląd na Twoje Imię, nawet złe duchy nam się poddają!
Wtedy rzekł do nich: ‘Widziałem szatana, spadającego z nieba jak błyskawica.
Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach,
i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi.
Jednak nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają,
lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie” (Łk 10,17-20).

Czy występujące tu słowa Jezusa: „Widziałem szatana, spadającego z nieba jak błyskawica” nie są jeden raz więcej wyrazem samo-objawienia swojej pre-egzystencji i świadectwa tego, czego świadkiem stał się, gdy w chwili owej walki na niebie „widział”, jak szatan „spadł z nieba jak błyskawica”?

Do dopiero co wspomnianej dramatycznej walki na niebie w chwili próby, jakiej poddana została jakość miłości Aniołów do Boga i siebie wzajemnie, nawiązuje wyraźnie w jednej z wizji św. Jan Apostoł w Księdze Apokalipsy:

„... I nastąpiła walka na niebie: Michał i jego aniołowie mieli walczyć ze Smokiem.
I wystąpił do walki Smok i jego aniołowie, ale nie przemógł,
i już się miejsce dla nich w niebie nie znalazło.
I został strącony Wielki Smok,
Wąż starodawny, który się zwie diabeł i szatan,
zwodzący całą zamieszkałą ziemię,
a z nim strąceni zostali jego aniołowie.
...
Biada ziemi i biada morzu – bo zstąpił na was diabeł,
pałając wielkim gniewem,
świadom, że mało ma czasu ...” (Ap 12,7nn.12).

Przy całym dramatyzmie grozę budzącego wydarzenia z ‘dziejów nieba’  jesteśmy chcąc nie chcąc ponownie świadkami Bożego stylu odnoszenia się do stworzonych przez siebie OSÓB: świata Aniołów – a w dalszej kolejności: świata człowieczego. Jak już parokrotnie przypomniano, ‘osoba’ to taka istota, która w odróżnieniu od świata zwierząt i pozostałego stworzenia obdarzona jest zdolnością samo-świadomości (= rozum), samo-stanowienia (= wolna wola), podejmowania odpowiedzialności-poczytalności przed Bogiem (i ludźmi) – oraz uzdolnieniem do kontaktowania się i zjednoczenia w przymierzu z BOGIEM w pełni Jego Miłości i Życia, a z kolei z innymi osobami-ludźmi. Bóg tych uzdolnień stworzonym osobom nigdy nie odbierze: w przeciwnym razie musiałby zniszczyć swoje własne dzieło stworzenia.

Jeśli zatem dany akt stwórczy Boga ma dotyczyć stworzenia osoby (tzn. ‘KOGOŚ’, a nie ‘CZEGOŚ: rzeczy’), nie może ona nie byćwolna’ : samo-stanowiąca. Z tym że dar ‘wolności’ jest darem zawsze tylko funkcyjnym: zostaje podarowany jako odskocznia dla osiągnięcia właściwie zamierzonego, wyższego celu. Jest nim utworzenie przestrzeni, na której będzie mogła wyrosnąć miłość: miłość wdzięczności, którą osoba wyrazi Bogu, a z kolei miłość-dar świadczona współ-ludziom. Wszelka miłość może wyrastać jedynie jako wybór wolnej woli. ‘Miłowanie’ wymuszone groźbą lub sankcjami byłoby znienawidzoną pańszczyzną-ze-zgrzytaniem-zębami. Na taką ‘miłość’ Bóg nigdy sobie nie pozwoli. Niebo jest jedynym miejscem w kosmosie, gdzie trafiają same tylko osoby prawdziwie wolne.

Tym samym jednak zauważamy ponownie: że jeśli Bóg obdarza czy to Aniołów, czy kiedyś ludzi – darem wolnej woli, nie może nie poddać ich ‘próbie’. Osoba musi się wykazać szczerością w swej decyzji kochania, a tym bardziej wiernym trwaniem w miłowaniu – zarówno w okolicznościach łatwiejszych, jak i trudniejszych, nie wyłączając sytuacji niezmiernie trudnych.

Jak wynika z relacji Słowa-Bożego-Pisanego, część Aniołów pod wodzą Lucyfera, „Wielkiego Smoka, Węża Starodawnego, który się zwie diabeł i szatan” (Ap 12,8n), nie zdała próby, wobec której stanęli. Lucyfer, wraz z zastępem sobie oddanych Aniołów, przeciwstawił się Bogu i Jego Miłości. W poczuciu złudnej pewności siebie nie ugiął się przed Bogiem: chciał się przed Bogiem wykazać swym uniezależnieniem od Niego.

W tejże chwili spełniło się to, czego pragnął: NIE-uczestnictwa w zaofiarowanej sobie Bożej Miłości, ani w równie sobie zaofiarowanym życiu w szczęściu zjednoczenia z Bogiem Życia-Miłości na zawsze. Lucyfer, wraz z zastępami równie zbuntowanych Aniołów, zostali sami-dla-siebie. A tylko: ponieważ Bóg stworzył Aniołów jako duchów czystych do nieśmiertelności, będą oni żyli nadal – bez końca, z tym że jako kłębek bólu ognia wiecznego, w nienawiści do Boga i wszystkiego, co Boga przypomina.

Bóg w uszanowaniu aktu wolnej woli

W wydarzeniu upadłych Aniołów, napawającym świętą bojaźnią – jesteśmy na bieżąco świadkami Bożego uszanowania i dystansu w obliczu godności stworzonej przez siebie osoby oraz decyzji jej wolnej woli. Bóg Nieskończony respektuje decyzję osoby. Nie podejmie On nigdy decyzji zamiast czy to osoby anioła, czy osoby człowieka. Przenigdy też Bóg nie zaingeruje w uaktywnianie wolnej woli swego stworzenia. Również wtedy, gdy wybór będzie oznaczał odrzucenie Bożego oczekiwania i tym samym dopuszczenia się niegodziwości i zbrodni.

Tu tkwi transcendentne wyjaśnienie wszelkiego zła, zbrodni, okrucieństwa i niesprawiedliwości na świecie. Bóg Nieskończony cofa się każdorazowo w obliczu wyboru wolnej woli, opuszczając z bólem – ale natychmiast serce (czy to Anioła, czy potem człowieka), które decyzją swego samo-stanowienia nie życzy sobie, żeby Bóg w nim nadal przebywał. Również w sytuacji, gdy ten wybór będzie ociekał ... krwią niewinnych. Bóg nie wymusi nigdy posłuszeństwa względem swoich Przykazań. W głosie sumieniu będzie On ostrzegał i głośno nawoływał do nawrócenia. Niemniej będzie to wciąż jedynie apel do wolnej woli, a nie wymuszenie na niej, by dostosowała się do rozwiązania, jakie proponuje, a nawet nakazuje.

Sama zaś osoba, która w swej wolności sprzeciwia się Bogu, odczuje niebawem skutki swej tragicznej decyzji. Pociągnie ona za sobą każdorazowo wymiar ... kosmiczny. Jan Paweł II napisze:

„Grzech, jako zerwanie z Bogiem, jest aktem nieposłuszeństwa stworzenia, które, przynajmniej w sposób pośredni, odrzuca Tego, od którego pochodzi i który utrzymuje je przy życiu; jest to zatem akt samobójczy.
– Ponieważ przez grzech człowiek odmawia podporządkowania się Bogu, zburzeniu ulega również jego wewnętrzna równowaga, w jego wnętrzu wybuchają sprzeczności i konflikty. Zraniony w ten sposób człowiek niejako nieuchronnie narusza tkankę łączącą go z innymi ludźmi i ze światem stworzonym” (RP 15).

(26 kB)
Ptaki zorientowały się w smakołyku zaprzyjaźnionego zwierzaka

Wszystko to sprawdziło się już na upadłych Aniołach. Bóg jest w stosunku do stworzonej przez siebie osoby zbyt delikatny, by miał zmusić ją do „umiłowania Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem” (Mt 22,37). A że Anioł jest czystym duchem, raz podjęta decyzja jego wolnej woli staje się decyzją odtąd już utrwaloną: niezmienną i nieodwołalną na wieki wieków. Na tym polega wieczność piekła ..., ale i nieodwracalny dramat upadłych Aniołów !

Nie Bóg strącił upadłych Aniołów do piekła! Oni sami wybrali je, uzyskując to, czego w swej utrwalonej w złym wyborze podarowanej im władzy samo-stanowienia zapragnęli: życia w wiecznym zagorzałym odrzuceniu Bożej Miłości i Bożego Życia – przy zachowanym istnieniu na wieki wieków w nigdy już nie ustającym bólu cierpienia krańcowo przeżywanej nienawiści do Boga oraz do świata ludzkich osób, które są żywym przypomnieniem „OBRAZU-Podobieństwa” znienawidzonego przez nich Boga.

Kosmiczna zemsta szatana za swą dobrowolną klęskę

Łatwo zrozumieć, że diabeł i szatan w wybranym przez siebie stanie NIE-miłości i NIE-życia w Bożej łasce (ŻYCIE i MIŁOŚĆ to nieodstępna własność samego tylko Boga) – stał się w tej samej chwili osobą-nienawiścią w stosunku do wszystkiego, co przypomina tegoż Boga. Szatan jest sobie świadom, że aktem swej wolnej woli sam siebie skazał na swój wieczny los: „... jeziora ognia. To jest śmierć druga – jezioro ognia ...” (Ap 20,14n).

Podobnie jak w przypadku ludzi, tak i Anioł upadły – wściekły z powodu nieszczęścia jakie sam na siebie sprowadził, szuka zapamiętale winnych swego losu wszędzie indziej, tylko nie u siebie. Stąd niszczycielskie działanie szatana w stosunku do wszystkiego co przypomina miłość i życie: nieodstępne przymioty Boga. Fakt ten wyjaśnia szatańskie ataki już nie tylko na samego Boga, ale z kolei na człowieka i na cały kosmos.

Widząc mianowicie ludzi, których Bóg stworzył jako swój żywy OBRAZ i Podobieństwo, będzie z nienawistną zazdrością ścigał i niszczył każdego człowieka, któremu Bóg proponuje (a nie zmusza!) – podobnie jak i jemu – szansę znalezienia się u kresu życia ziemskiego w „Domu Ojca”. „Wąż Starodawny” będzie stawał na głowie, by każdą osobę oderwać od Bożej Miłości i Bożego Życia. Tutaj tkwią źródła „Tajemnicy Bezbożności” (2 Tes 2,7), która odbija się wyrazistym echem w kosmosie. Stąd te słowa, które wyżej już przytoczono (zob. wyż.: Jezioro ognia):

„Biada ziemi i biada morzu – bo zstąpił na was diabeł,
pałając wielkim gniewem, świadom, że mało ma czasu” (Ap 12,12).

Słowa te nawiązują do bezustannie uintensywnianego, przewrotnego działania Tego, który jest ZŁY – w stosunku do człowieka: mężczyzny i kobiety, a nawet całego nie-osobowego kosmosu – za własną klęskę i jako wyraz zemsty na Bogu, który w żaden sposób nie jest ‘winien’ jego wiecznej klęski.

Celem przewrotnych działań Szatana w stosunku do człowieka będzie szydercze wykazywanie Bogu, że Jego odkupieńczy zamysł w stosunku do człowieka jest chybiony. Ci ‘rzekomo odkupieni’ podążają przecież masowo za nim: tym ZŁYM. Jemu oni ślepo w grzechu ‘zawierzają’. Jezus, Syn Boży, łudzi się sądząc, że jako „Dobry Pasterz ... (oddał) Życie swoje za owce swoje” (por. J 10,11). Te odkupione ‘owce’ pędzą przecież gromadnie za nim: tym ZŁYM, a nie za „Dobrym Pasterzem”!

Tymczasem On – ten ZŁY, nagradza sobie oddanych ‘niewolników’ przehojnie tym, czym dysponuje:

a) Teraz i zaraz – zezwalając im na wszelkie przyjemności i obrzydliwości. Wręcz zachęcając do zadeptywania i zabijania innych ludzi, byle dostąpić własnej satysfakcji.
b) Natomiast po śmierci nagradza ich tym hojniej: wiecznie zaciskającą się pętlą utrwalonej niewoli w przygotowanym dla nich ogniu wiecznego potępienia. Niestety ‘owce te’ poczytywały je za swego życia ziemskiego za szczyt swego wyzwolenia się ‘od niewygodnego Boga’ ...

bukiet6c (9 kB)

Utworzono: cz.VII, rozdz. 4a.
Tarnów, 12.III.2020.
Re-Lektura:
Tarnów, 6.VI.2022.


(0,7kB)        (0,7 kB)      (0,7 kB)

Powrót: SPIS TREŚCI



Rozdz. Czwarty.

OCZEKIWANA PRZEZ PANA KRYSTALICZNA CZYSTOŚĆ
NARZECZENSKA. Poprzez błogosławiony Trybunał
Miłosierdzia do Sakramentu Eucharystii


Słowo wprowadzające

A. CZŁOWIEK I MAŁŻEŃSTWO: WŁASNOŚĆ
WYŁĄCZNIE BOŻA


1. Człowiek dany sobie w odpowiedzialny zarząd
Myśleć perspektywicznie
Przykazania: coś – ktoś
Trzeźwi bądźcie!: 1 P 5,8
Jezioro ognia: Ap 20,14
Wybór wieczności w umieraniu
Młodzieniec i Jezus: Mt 19
Właściciel – a zarządca
Chrystus – Właściciel człowieka jako Odkupiciel
Płciowość zawierzona jedynie w zarząd

2. Przykazanie a czystość
Okres przygotowawczy do sakramentu małżeństwa
Kursy przedmałżeńskie
Dosłowne brzmienie Przykazania
Stop przed drzewem poznania: VSp 35
Słudzy nieużyteczni: Lk 17,10
Cel podarowanej wolnej woli
Warunki czynu dobrego
Warunki czynu dobrego: VSp 72
Intencja czynu dobrego: VSp 78

3. Z rozważań kard. Karola Wojtyły
Przeżycia miłosne: miłość prawdziwa czy złudna
Miłość przezroczysta: MiO 120
Pożądliwość: MiO 121
Ukierunkowanie na ciało-płeć, użycie: MiO 121n
Wartość osobowa czy seksualna: MiO 123
‘Miłość’ która miłością nie jest
‘Miłość zakłamana’: ‘ciało i płeć’ w zamian za osobę
Pożądliwe spoglądanie: Mt 5,27n
Jeszcze raz: czyn dobry
Uprawiana ‘miłość’ a niezamierzony Poczęty

B. TEN ZŁY: GENIUSZ W UWODZENIU

1. Ten ZŁY
U źródeł nałogu: COŚ – czy KTOŚ-osoba
Ten ZŁY ...
Szatan ojciec kłamstwa, zabójca: J 8,40nn
Działanie ZŁEGO
Szatan wykorzystuje dzieło stworzenia: DeV 27
Odkupienie: odcinanie człowieka od sądu: DeV 28
Szatan geniusz podejrzeń: DeV 37
Człowiek: przeciwnik Boga: DeV 39
Ogłoszenie Śmierci Boga: DeV 38

2. Z dziejów buntu Lucyfera
Upadek szatana
Walka Michała z Wężem: Ap 12,7-12
Bóg w uszanowaniu aktu wolnej woli
Grzech: akt samobójstwa: RP 15
Kosmiczna zemsta szatana za swą dobrowolną klęskę


Obrazy-Zdjęcia

Ryc.1. Grupa wędrownych grajków w budach
Ryc.2. Wolontariat u Księży Orionistów
Ryc.3. Rio de Janeiro – monumentalna figura Jezusa Chrystusa na
szczycie góry

Ryc.4. Dziewczynka w myślach co do swej przyszłości
się ... gubi

Ryc.5. Matka całuje z czułością swe dziecko
Ryc.6. Ikona Jezusa Chrystusa wykonana z pereł
Ryc.7. Jak malować – to wszystko zamalować
Ryc.8. Ptaki zorientowały się w smakołyku zaprzyjaźnionego
zwierzaka