(0,7kB)    (0,7 kB)

UWAGA: SKRÓTY do przytaczanej literatury zob.Literatura


(13 kB)

4. Nieposzlakowana chluba Pawła
w jego odniesieniach do kobiety

W niniejszym rozdziale i tej VII części naszej strony internetowej staramy się uchwycić wśród wypowiedzi Nowego Testamentu te elementy, które by mogły rzucić jakieś światło na głębsze rozumienie rzeczywistości małżeństwa i rodziny jako ‘Kościoła Domowego’. W samym zaś bieżącym fragmencie chcielibyśmy zdać sobie sprawę z wzajemnego wpływu na siebie dwóch podstawowych sakramentów Kościoła Chrystusowego: sakramentu kapłaństwa – oraz małżeństwa w ich współistnieniu i wzajemnym oddziaływaniu.

Dopiero co rozważany tekst św. Pawła:

„Czyż nie wolno nam brać ze sobą niewiasty-siostry,
podobnie jak to czynią pozostali Apostołowie
oraz bracia Pańscy i Kefas?” (1 Kor 9,5),

stwierdza po prostu, że poszczególni Apostołowie, zmuszeni zapewne koniecznością, poruszali się nierzadko jako swoista ‘ekipa’ paru osób. Oraz że w ich skład wchodziła również jedna, albo nawet parę kobiet. Krzątały się one wokół codziennych potrzeb związanych z utrzymaniem Sług Słowa.

Nietrudno zrozumieć, że Apostołom i kapłanom, którzy czynnie pełnili posługę Słowa Bożego, trudno było zajmować się jednocześnie pracą zarobkową na swoje utrzymanie. Posługa związana ze sprawowanym urzędem pasterskim wiązała się każdorazowo ze starannym przygotowaniem oraz głębokim przemodleniem wygłaszanego Słowa Bożego. Ponadto zaś ściśle z głoszeniem Słowa Bożego związane było sprawowanie wielorakich posług Liturgii Sakramentów, co samo przez się również było czaso- i energochłonne.

Niedościgłym wzorem odniesień do kobiet czy to Apostołów, czy dalszych uczniów Chrystusa poprzez wieki – w stylu odpowiadającym Bożej wizji stworzenia oraz Ewangelii, był i pozostaje na zawsze sam Syn Boży i Człowieczy: ukrzyżowany i zmartwychwstały Odkupiciel Człowieka, Syn Ojca Niebieskiego, ale i rzeczywisty Syn Maryi. Mówiliśmy o tym już niejednokrotnie – przede wszystkim w oparciu o List Apostolski Jana Pawła II ‘Mulieris Dignitatem’ (zob. m.in. wyż.: Rola kobiety w Kościele Domowym).


Nie ulega wątpliwości, że zarówno Apostołowie, jak w szczególności Paweł – odnosili się do towarzyszącej im kobiety, względnie paru kobiet, z najwyższym uszanowaniem w obliczu ich godności i powołania – przy uwzględnieniu ich odmienności jako człowieka-kobiety. Nie dopiero dziś, lecz i w tamtych czasach, wierni ponad wątpliwość bacznie obserwowali, czy dany sługa Słowa odnosi się do kobiety, również tej będącej ‘siostrą’ w sensie szerokim jako kuzynki, czy dalszej krewnej, względnie ogólniej: którejkolwiek z kobiet, która obecnie stała się uczennicą Chrystusa i w dowód swej wdzięczności względem Boga posługiwała obecnie Sługom Słowa – z Bożym dystansem uszanowania dla jej godności jako kobiety oraz jej specyficznego kobiecego powołania.

Jest pewne, że jakiekolwiek uchybienie etyczne w tym zakresie nie mogłoby ujść wyostrzonej uwagi Ludu Bożego. Nie daj Boże, żeby którykolwiek ze Sług Słowa – zaczął ulegać zewnętrznemu powabowi usługującej jemu, czy całej ekipie – kobiety. W tym zakresie nie da się ukryć nawet najlżejszych ludzkich słabości. Malują się one natychmiast na obliczu człowieka: w sposobie jego spoglądania i zachowania. W nieuchronnej konsekwencji niezbyt przejrzystej intencji, tzn. spojrzenia ‘serca’ odtąd już nieprześwietlonego łaską, ujawniałaby się stopniowo wewnętrzna zmiana dokonująca się w sumieniu: przechodzenie z traktowania określonej kobiety coraz mniej jako osoby i Bożej własności – w przedmiot mniej lub więcej maskowanego pożądania. To zaś pociąga za sobą gwałtownie się zaznaczający spadek skuteczności wygłaszanego Słowa Bożego.

Zarówno sami Apostołowie, jak i tym bardziej Paweł – działali w tym względzie z najwyższym wyczuciem Ducha Chrystusowego – po linii ‘analogii wiary’ oraz ‘zmysłu wiary’ – w postawie pełnej odpowiedzi Słowu Bożemu.

O takiej wewnętrznej postawie mówi Paweł m.in. w Liście do Filipian w fragmencie o kenozie Chrystusa [wyniszczeniu się i wyzucie z należnych praw – aż do przyjęcia postawy ukrzyżowanego Sługi]:

„Jeśli więc jest jakieś napomnienie w Chrystusie
[= odwołanie się do Syna Bożego],
jeśli – jakaś moc przekonująca Miłości
[= aluzja do Ojca Niebieskiego],
jeśli jakiś udział w Duchu
[= odniesienie do Ducha Świętego],
jeśli jakieś serdeczne współczucie
[= nawiązanie do uczuć Filipian względem Pawła]
dopełnijcie mojej radości przez to, że będziecie mieli te same dążenia: tę samą miłość i wspólnego ducha, pragnąc tylko jednego, a niczego nie pragnąc dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały... Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich.
– To dążenie niech was ożywia: ono też było w Chrystusie Jezusie”.
(Flp 2,1-5).

Nie na darmo znajdujemy w Listach Pawłowych pisanych do jego młodszych współpracowników, wskazówki dotyczące odnoszenia się m.in. do kobiet. Świadczą one o przejrzystości jego własnego sumienia. Paweł nie byłby zdolny przedkładać tego rodzaju zaleceń komukolwiek innemu, gdyby nie wcielał ich w życie najpierw sam. Oto przykładowo niektóre z takich jego wskazań.

(0,35 kB) Paweł przedkłada różnego rodzaju porady Tymoteuszowi, swemu młodemu, pełnemu zapału Chrystusowego, chorowitemu, bezwzględnie wiernie oddanemu towarzyszowi podróży apostolskich oraz współpracownikowi. Paweł wyświęcił go w swoim czasie na kapłana, a potem ustanowił go biskupem.

Już na początku swego Pierwszego Listu do Tymoteusza wyraża troskę o przekazywanie samej tylko czystej nauki wiary. Wskazuje na docelowy punkt wszelkiego nauczania i praktyki wiary, mianowicie na „miłość” w jej Bożym znaczeniu:

„Celem zaś nakazu
[paraggelías; zob. w.3: tego co jest nakazem-przykazaniem]
jest miłość, płynąca z czystego serca
[agápe ek katharás kardías - zaangażowana miłość z czystego-przejrzystego serca],
dobrego sumienia [syneidéseis agathés]
– i wiary nieobłudnej ...” (1 Tym 1,5).

(13.1 kB)
Palestyńczycy uciekają z rannymi dziećmi po kolejnym nalocie bombowym Izraelczyków. Ziemia Święta, Chrystusowa jest nieustannie widownią krwawych zamachów, ataków, nalotów i wojen.

Słowa Pawła świadczą o jego własnej wrażliwości duchowej oraz przejrzystości sumienia w obliczu ludzi, a tym bardziej Boga. On sam stara się – w naśladowaniu samego „Zbawiciela naszego, Boga, który pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania Prawdy(1 Tm 2,3n), o pełną wolność serca w służbie samemu Chrystusowi. Czyni wszystko, żeby nie stawać pomiędzy Chrystusem a Ludem Bożym do którego zostaje posłany – jako przeszkoda, lecz niejako jak przezroczyste szkło, które pozwala oglądać poprzez siebie – samego Jezusa Chrystusa.

Jego to dane jest Apostołowi – i każdemu powołanemu kapłanowi-apostołowi – uobecniać w sposób sakramentalny:

„Tak więc w imieniu Chrystusa
[gr.: hypér Christoú = mocą powagi Chrystusa, z Jego nakazu]
spełniamy posłannictwo
[presbeúomen: presbeúo = pełnić misję legata]
jakoby Boga samego
[hos toú Theoú = jakby to był sam Bóg],
który przez nas udziela zachęty
[parakaloúntos di’ hemón = (Boga) zachęcającego przez nas].
W imię Chrystusa
[gr.: hypér Christoú = mocą powagi Chrystusa, z Jego nakazu]
błagamy was
[gr.: deómetha, od: déomai = błagam, upraszam]:
dozwólcie, byście mogli zostać pojednani
[katallágete: pozwólcie, byście mogli zostać pojednani...]
z Bogiem ...” (2 Kor 5,20).

Słowa te są niezwykle nośne z punktu widzenia teologii sakramentalnego uobecniania Chrystusa przez kapłana, ilekroć sprawuje on któryś z Sakramentów. Teologia ujęła tę rzeczywistość w zwięzłych słowach:
Agere in persona Christiwystępować-działać w [sakramentalnym uobecnieniu] Osoby Chrystusa” (zob. wyż.: Sakramentalne uobecnienie Chrystusa).

(0,36 kB)  W dalszym ciągu swego Pierwszego Listu do Tymoteusza zwraca Paweł Tymoteuszowi uwagę na kolejne cnoty, jakimi powinni się odznaczać zarówno wierni, jak i apostoł-pasterz. O mężczyznach i kobietach pisze ogólnie:

„Chcę więc, by mężczyźni modlili się na każdym miejscu, podnosząc ręce czyste, bez gniewu i sporu.
Podobnie kobiety – w skromnie zdobnym odzieniu, niech się przyozdabiają ze wstydliwością i umiarem, nie przesadnie zaplatanymi włosami albo złotem czy perłami, albo kosztownym strojem, lecz przez dobre uczynki, co przystoi kobietom, które się przyznają do pobożności ...” (1 Tm 2,8nn).

Paweł najwyraźniej apeluje do kobiet, żeby się nie obnosiły i nie zachowywały prowokująco, lecz z czystą intencją:
„... w skromnie zdobnym odzieniu” (1 Tm 2,9).

(0,35 kB)  Z kolei wskazuje Paweł na przymioty, jakimi odznaczać się winni powołani na biskupów, kapłanów, diakonów, a równolegle kobiety oddające się posłudze Kościoła, m.in. zapewne te kobiety, jakie towarzyszyły sługom Słowa, o których wspomniał w 1 Kor 9,5 (zob. wyż.: Zabieranie z sobą kobiety-siostry-chrześcijanki). Oto fragmenty owych wskazań:

„Biskup więc powinien być nienaganny .... przyzwoity,
gościnny.... niekłótliwy,
niechciwy na grosz... – z całą godnością. ...
– Powinien też mieć dobre świadectwo ze strony tych, którzy są z zewnątrz [= nie chrześcijan],
żeby się nie naraził na wzgardę i sidła diabelskie” (1 Tm 3,2-7).

„Diakonami tak samo winni być ludzie godni
[gr. semnoús, od: semnós = czcigodny, poważny, myślący poważnie; w odniesieniu do kobiety: skromnie się nosząca],
... nie chciwi brudnego zysku, lecz utrzymujący
tajemnicę wiary w czystym sumieniu
[en kathará syneidései – w sumieniu czystym-przejrzystym].
I oni niech będą najpierw poddawani próbie,
i dopiero wtedy niech spełniają posługę, jeśli są bez zarzutu” (1 Tm 3,8nn).

„Kobiety również – skromnie się noszące
[przekł. popr.: gynaíkas ... semnás, zob. w.8],
nie skłonne do oczerniania, trzeźwe, wierne we wszystkim” (1 Tm 3,11).

„... Ci bowiem
[diakoni, którzy przeszli okres próby; ale m.in. i kobiety-pomocnice]
zdobywają sobie zaszczytny stopień i ufną śmiałość w wierze
[pollén parresían en pístei: parresía = radosna śmiałość, pełna zawierzenia Bogu],
która jest w Chrystusie Jezusie” (1 Tm 3,13).

(0,38 kB)  W tym kontekście dodaje Paweł jeszcze uzasadnienie przedstawionych zaleceń:

„... Gdybym zaś się opóźniał
[ma nadzieję rychłego przybycia],
byś wiedział, jak należy postępować w Domu Bożym,
który jest Kościołem Boga Żywego, filarem i podporą Prawdy ...”.
(1 Tm 3,15).

Z tych słów wynika jeden raz więcej jego świadomość Sługi, oddanego powołującemu go Jezusowi Chrystusowi bez zastrzeżeń – dla budowania Jego Kościoła. Ten zaś jest jedynym, przez samego Chrystusa ustanowionym „... filarem i podporą Prawdy”  Bożej, czyli: całego Bożego Objawienia. Cały zaś sens Bożego Objawienia skupia się na niesieniu człowiekowi: mężczyźnie i kobiecie – Odkupienia, dokonanego za cenę Krwi Syna Bożego.

(0,37 kB)  Przy okazji ostrzega Paweł przed osobami mającymi „własne sumienie napiętnowane” (1 Tm 4,2) – na kształt wybitego na czole znamienia, którzy „obłudnie kłamią” (tamże).
Ludzie tacy – nauczyciele fałszu w obliczu Prawdy Objawienia, m.in. „... zabraniają wchodzić w związki małżeńskie, nakazują powstrzymywać się od pokarmów ...” (1 Tm 4,3).
Tymczasem „wszystko, co Bóg stworzył, jest dobre, i niczego, co jest spożywane z dziękczynieniem, nie należy odrzucać. Staje się bowiem poświęcone przez Słowo Boże i przez modlitwę” (1 Tm 4,4n).

(0,37 kB)  W dalszych słowach tego samego fragmentu przedkłada Paweł Tymoteuszowi jeszcze raz, tym razem wprost do niego skierowane wskazania:

„Niechaj nikt nie lekceważy
[kataphroneíto = niech nie pogardza]
twego młodego wieku, lecz wzorem
[týpos = wyryty obraz; przykład]
bądź dla wiernych w mowie, w obejściu
[en anastrophé = sposób życia, zachowania, obejścia z otaczającymi],
w miłości, w wierze, w czystości
[en agneía = w czystym życiu, zgodnie z VI i IX Przykazaniem].
... Przykładaj się do czytania, zachęcania, nauki. Nie zaniedbuj w sobie charyzmatu, który został ci dany za sprawą proroctwa i przez włożenie rąk kolegium prezbiterów ... Aby twój postęp widoczny był dla wszystkich ...”.
(1 Tm 4,12nn).

(0,37 kB)  Zaraz dalej wraca Paweł jeszcze raz do kwestii odniesień Tymoteusza do osób różnego wieku, m.in. do kwestii czystości w obejściu z kobietami:

„Starszego wiekiem nie strofuj, lecz nakłaniaj prośbą jak ojca,
młodszych – jak braci,
starsze kobiety – jak matki;
młodsze – jak siostry, z całą czystością
[hos adelphás en pásy agneía – jak siostry z wszelką czystością: agneía = życie zgodnie z cnotą czystości](1 Tm 5,1n).

Nieznacznie dalej dodaje jeszcze – w nawiązaniu zwłaszcza do młodych wdów:

„... Ta zaś, która rzeczywiście jest wdową,
jako osamotniona złożyła nadzieję w Bogu
i trwa w zanoszeniu próśb i modlitw we dnie i w nocy.
Lecz ta, która żyje rozpustnie, [za życia] umarła.
I to nakazuj, ażeby były nienaganne
[hína anepílymptoi hósin = od: epilambánomai: ganię; być nienagannym, bez winy]
(1 Tm 5,5nn. – Zob. też polecenia odnośnie do młodych wdów w dalszych wierszach: 1 Tm 5,11-16).

(0,36 kB)  Zauważamy, że Paweł jest słusznie uwrażliwiony na problematykę czystości odniesień pomiędzy sługami Słowa – a kobietami, szczególniej młodszymi. Nic jednak dziwnego. Wszelkie zarzuty w dziedzinie właśnie czystości pociągały za sobą przez wszystkie wieki dojmujące szkody w dziele ewangelizacji i rzutowały nie tylko na osobę określonego sługi Ołtarza, lecz na cały Kościół Chrystusowy.

(12 kB)
Ruiny i totalne zniszczenia po kolejnym kataklizmie tsunami i trzęsienia ziemi w Samoa-Tonga: wrzesień 2009 r.

Z kolei jednak Paweł poleca nie przyjmować pochopnie oskarżeń na kapłana, mając na myśli zapewne właśnie zakres czystości jego odniesień, chociaż oczywiście nie wyklucza innych zakresów zachowań etycznych:

„Przeciwko prezbiterowi nie przyjmuj oskarżenia, chyba że na podstawie dwu lub trzech świadków.
Trwających w grzechu upominaj w obecności wszystkich [= prezbiterów], żeby także i pozostali przejmowali się lękiem” (1 Tm 5,19n).

(0,37 kB)  W kolejnym fragmencie wraca Paweł ponownie m.in. do kwestii cnoty czystości w znaczeniu VI i IX Przykazania:

„Na nikogo rąk pospiesznie nie wkładaj
[= dotyczy to bądź pochopnego rozgrzeszania, bądź udzielania Sakramentu Kapłaństwa],
ani nie bierz udziału w grzechach cudzych.
Siebie samego zachowaj czystym
[gr. agnós = czysty w znaczeniu VI i IX Przykazania] ...
– Grzechy niektórych ludzi są wiadome wszystkim
wyprzedzając wydanie wyroku,
za niektórymi zaś idą w ślad
[= wyjdą na jaw prędzej czy później].
Podobnie też wiadome są czyny dobre;
a i te, które inaczej się przedstawiają,
nie mogą pozostać w ukryciu” (1 Tm 5,24n).

Gdyby jeden raz więcej nawiązać do zdarzających się co jakiś czas nieprzejrzystych odniesień szczególnie któregoś z kapłanów do kobiet, jest rzeczą pewną, że sprawa ta nie ukryje się i stanie się prędzej czy później tematem publicznym.
– Chociażby z tego powodu – osoba powołana do posługi Słowu i sprawowania sakramentów nie może sobie pozwolić na jakiekolwiek dwuznaczności w tym względzie.
– Motywem wiodącym w czuwaniu nad sobą nie może oczywiście stawać się wzgląd ludzki, lecz świadomość swej całkowitej przynależności do powołującego Jezusa Chrystusa.

(0,37 kB)  Przypieczętowaniem tych wskazań jest końcowa zachęta Pawłowa do Tymoteusza:

„Ty natomiast, o człowiecze Boży, uciekaj od tego rodzaju rzeczy,
a podążaj za sprawiedliwością, pobożnością, wiarą, miłością, wytrwałością, łagodnością ...
Walcz w dobrych zawodach o wiarę, zdobądź życie wieczne ...
Nakazuję w obliczu Boga, który ożywia wszystko, i Chrystusa Jezusa ...
ażebyś zachował Przykazanie
[gr. tén entolén = przykazanie: całokształt Bożego Objawienia; całość Ewangelii Chrystusa]
nieskalane [áspilon; áspilos = bez skazy-zmazy; nieskalany],
bez zarzutu aż do objawienia się naszego Pana, Jezusa Chrystusa”.
(1 Tm 6,11-14).


(0,38 kB)  W Drugim Liście do Tymoteusza, pisanym z więzienia Mamertyńskiego prawdopodobnie niedługo przed swą śmiercią męczeńską, zachęca Paweł Tymoteusza jako „swoje umiłowane dziecko” (2 Tm 1,2) przede wszystkim do nie-wstydzenia się swej misji sługi Ewangelii Chrystusowej – pomimo grożącego z tego tytułu niebezpieczeństwa utraty życia.
– Mimo wszystko jednak jeszcze i teraz kładzie Tymoteuszowi na sercu zalecenie:

„Uciekaj zaś przed młodzieńczymi pożądaniami,
a zabiegaj o sprawiedliwość, wiarę, miłość, pokój –
wraz z tymi, którzy wzywają Pana czystym sercem
[ek katharás kardías = z serca czystego: katharos = czysty, szczery, przejrzysty; nie podstępny](2 Tm 2,22).

(0,36 kB)  W kolejnych wskazaniach ostrzega Paweł Tymoteusza przed przewrotnościami „dni ostatnich” (2 Tm 3,1). Nastaną wtedy „... ludzie samolubni, chciwi, wyniośli ..., bez serca, bezlitośni ... –
Będą okazywać pozór pobożności, ale wyrzekną się jej mocy. I od takich stroń.
Z takich bowiem są ci, co wślizgują się do domów
i przeciągają na swą stronę kobietki obciążone grzechami,
powodowane pożądaniami różnego rodzaju...” (2 Tm 3,2-6).

W obliczu tych wypaczeń Prawdy Bożej umacnia Paweł Tymoteusza do odważnego głoszenia Ewangelii:

„Zaklinam cię wobec Boga i Chrystusa Jezusa ...:
Głoś naukę, nastawaj w porę, nie w porę,
w razie potrzeby wykaż błąd, poucz,
podnieś na duchu z całą cierpliwością, ilekroć nauczasz.
Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili ...
Ty zaś czuwaj we wszystkim, znoś trudy,
wykonaj dzieło Ewangelisty, spełnij swe posługiwanie”.
(2 Tm 4,1-5).

Trzeba z góry stwierdzić, że takich słów Paweł by nie mógł napisać, gdyby wpierw sam nie praktykował ich treści. Jego sumienie musiało być przez cały czas pozostawania w służbie Jezusowi Chrystusowi, który go „sobie zdobył” (Flp 3,12), na wskroś przezroczyste i nieskalane w obliczu tak Boga, jak ludzi.
– Ale też dlatego słowa jego ewangelizacji odznaczały się tak wielką płodnością – w mocy Ducha Świętego, który użyźniał zasiew wygłaszanego przez niego Słowa Bożego (por. 1 Kor 3,6n; 2 Tes 3,1).

Tak dopiero mógł nawiązać do swej pracy ewangelizacyjnej jako do swoistego ‘rodzicielstwa’ w Duchu Świętym; a raczej swojego niejako ‘macierzyństwa’ w stosunku do tych, do których został posłany przez Chrystusa jako Apostoł. Wyraża to znamiennie w swym Liście do Galatów, tak bardzo obałamuconych przez ‘żydujących’, którzy niweczyli cały jego trud Apostolski:

„... Dzieci moje, oto ponownie w bólach was rodzę,
aż Chrystus w was się ukształtuje.
Jakże chciałbym być w tej chwili u was
i odpowiednio zmienić swój głos,
bo nie wiem, co z wami począć ...” (Ga 4,19n).


Jakżeż w tym kontekście nie przytoczyć głębokiego rozważania Jana Pawła II, nawiązującego do tych właśnie słów Pawłowych. Słowa Papieskie są tu o tyle bardzo znamienne, że dotykają wprost rozważanego właśnie aspektu wzajemnych odniesień Sakramentu małżeństwa i kapłaństwa, i tym samym małżeństwa-rodziny jako ‘Kościoła Domowego’ :

„Ewangelia odsłania i pozwala zrozumieć ten właśnie osobowy porządek ludzkiego bytowania. Pomaga ona każdej kobiecie i każdemu mężczyźnie żyć według niego i spełniać w ten sposób siebie. Istnieje bowiem dogłębne ‘równouprawnienie’ wobec darów Ducha Świętego, wobec ‘wielkich dzieł Bożych’ [Dz 2,11].
– ... Wobec tych właśnie ‘wielkich dzieł Bożych’ Apostoł-mężczyzna czuje potrzebę odwołania się do tego, co istotowo kobiece, aby wyrazić prawdę o swym apostolskim posługiwaniu. Tak właśnie czyni Paweł z Tarsu, gdy zwraca się do Galatów ze słowami: ‘Dzieci moje, oto ponownie w bólach was rodzę’ [Ga 4,19].
– W Pierwszym Liście do Koryntian [1 Kor 7,38] Apostoł głosi wyższość dziewictwa nad małżeństwem, co jest trwałą nauką Kościoła w duchu słów Chrystusowych zapisanych w Ewangelii św. Mateusza [Mt 19,10nn], nie przesłaniając znaczenia macierzyństwa fizycznego i duchowego. Owszem, dla określenia podstawowej misji Kościoła nie znalazł lepszego wyrazu, jak odwołanie się do macierzyństwa” (MuD 22).

(6.2 kB)

5. Dalsze wskazania Apostolskie
o odniesieniach sług SŁOWA
do małżeństwa

(0,39 kB)  Z podobnymi poleceniami, jak tymi do Tymoteusza, zwraca się Paweł do swego innego młodego współpracownika – Tytusa, którego ustanowił biskupem na Krecie (Tt 1,5). Również jemu kładzie Paweł na sercu nieodzowne przymioty, jakimi odznaczać się powinien kandydat na biskupa i prezbitera. Co więcej, domaga się, by dzieci kandydata na sługę Ołtarza sprawowały się nienagannie:

„... jeśli ktoś jest nienaganny, mąż jednej żony, mający dzieci wierzące,
nieobwiniane o rozpustę lub niekarność ...” (Tt 1,6).

Zdarza się oczywiście, że rodzice wychowują dzieci w karności, a dziecko wymyka się spod ich wpływu wychowawczego. Niemniej w tym wypadku: gdyby dzieci kandydata na sługę Ołtarza były „rozpustne, niekarne”, mogłoby się to łatwo stać oskarżeniem samego ojca i matki, że nie potrafią dzieci należycie wychować. Tym samym trudno, żeby taki ojciec miał sięgać po godność przewodzenia Ludowi Bożemu jako pasterz-kapłan.

(0,39 kB)  W swej polemice z ‘żydującymi’, którzy „całe domy skłócają, nauczając, czego nie należy, dla nędznego zysku” (Tt 1,11), wymyka się Pawłowi jedno z jego znamiennych stwierdzeń:

(11 kB)
Jak to dobrze, gdy tato jednakowo ze swoją małżonką przebywa przy dzieciach i z dziećmi! Wtedy mogą go kochać: gdy żyje on nie dla kumpli, ale dla rodziny i jest w przyjęte na siebie małżeńsko-rodzicielskie zobowiązania w pełni, radośnie zaangażowany.

„Dla czystych wszystko jest czyste, dla skalanych zaś i niewiernych nie ma nic czystego,
lecz duch ich i sumienie są zbrukane. Twierdzą, że znają Boga,
uczynkami zaś temu przeczą, będąc ludźmi obrzydliwymi, zbuntowanymi
i niezdolnymi do żadnego dobrego czynu ...” (Tt 1,15n).

Są to jeden raz więcej słowa, których by Paweł nie mógł sformułować, gdyby sam nie miał przejrzystego sumienia.

Bezpośrednio potem przechodzi jednak Paweł do kolejnych ogólnych wskazań, przeznaczonych dla coraz innego stanu i ludzi w zróżnicowanych przedziałach wieku.
– W odniesieniu do kobiet wyraża się podobnie jak w swych uwagach do Tymoteusza:

„Podobnie starsze kobiety winny być
w zewnętrznym ułożeniu jak najskromniejsze ...,
uczyć innych dobrego.
Niech pouczają młode kobiety, jak mają kochać mężów,
dzieci, jak mają być rozumne,
czyste [hagnás, od hagnós = wstydliwy, czysty],
... aby nie bluźniono słowu Bożemu” (Tt 2,3nn).

Po czym zwraca się wprost do Tytusa:

„We wszystkim dawaj wzór dobrych uczynków własnym postępowaniem,
w nauczaniu okazuj prawość,
powagę, mowę zdrową, wolną od zarzutu,
ażeby przeciwnik ustąpił ze wstydem,
nie mogąc nic złego o nas powiedzieć” (Tt 2,7n).

Jest pewne, że Paweł nie kieruje się względem ‘ludzkim’, tzn. obłudnie skrywaną właściwą intencją działania na poklask. Jest on świadom monolitycznego ukierunkowania swego życia:

„Dla mnie żyć – to Chrystus,
a umrzeć – to zysk” (Flp 1,21).

Wie też, że Jezus Chrystus go nie zawiedzie:

„Bo wiem, komu uwierzyłem,
i pewien jestem, że mocen jest ustrzec mój depozyt
aż do owego dnia” (2 Tm 1,12).

Jedynie dlatego postępuje w każdej chwili z całą przejrzystością swego sumienia: wobec siebie, Boga – i ludzi wierzących i niewierzących (por. 2 Tes 3,2).


(0,39 kB)  Jeśli u św. Pawła wyszukaliśmy w jego paru Listach Apostolskich garść szczegółowych wskazań w nawiązaniu do kwestii czystości odniesień między konsekrowanym Sługą Słowa a niewiastami, nie może ulegać wątpliwości, że wskazaniami tymi kierował się w pierwszym rzędzie sam Paweł.
– Nieprawdopodobne jednak, żeby dokładnie tak samo nie postępowali pozostali Apostołowie. Wystarczy wspomnieć na wskazania odnośnie do zachowań międzyosobowych chociażby św. Piotra. Również on pisze:

„Umiłowani! Proszę, abyście jak obcy i przybysze [pobyt na ziemi, w przeciwieństwie do Ojczyzny w Niebie] powstrzymywali się od cielesnych pożądań, które walczą przeciwko duszy. Postępowanie wasze wśród pogan niech będzie dobre, aby przyglądając się dobrym uczynkom wychwalali Boga w dniu nawiedzenia za to, czym oczerniają was jako złoczyńców. ... Taka bowiem jest Wola Boża, abyście przez dobre uczynki zmusili do milczenia niewiedzę ludzi głupich ...” (1 P 2,11n.15).

Nie dziw zatem, że po takim wstępie, z kolei Piotr zachęca kobiety do nie prowokującego ubierania się i zachowania (zob. do tematu ubierania się kobiet, dokładniej poniż.: Dziewczyna-kobieta a jej sposób ubierania się):

„Tak samo żony niech będą poddane swoim mężom, aby nawet wtedy, gdy niektórzy z nich nie słuchają nauki [= odmawiają przyjęcia Ewangelii], przez samo postępowanie żon zostali dla wiary pozyskani bez nauki, gdy będą się przypatrywali waszemu, pełnemu bojaźni, świętemu postępowaniu.
Ich ozdobą niech będzie nie to, co zewnętrzne: uczesanie włosów i złote pierścienie ani strojenie się w suknie, ale wnętrze serca człowieka o nienaruszalnym spokoju i łagodności ducha, który jest tak cenny wobec Boga ...” (1 P 3,1-4).

„A z łagodnością i bojaźnią Bożą zachowujcie czyste sumienie
[syneídesin ... agathén = dobre sumienie],
żeby ci, którzy oczerniają wasze dobre postępowanie w Chrystusie,
doznali zawstydzenia właśnie przez to, co wam oszczerczo zarzucają ...”.
(1 P 3,16).

„Wystarczy bowiem, żeście w minionym czasie pełnili wolę pogan
i postępowali w rozwiązłościach, żądzach, nadużywaniu wina ...
Temu też się dziwią, że wy nie płyniecie razem z nimi
w tym samym prądzie rozpusty,
i źle o was mówią” (1 P 4,3n).

Wśród dalszych napomnień i zaleceń nawiązuje Piotr do znanych już ze Starego Testamentu ‘proroków fałszu’, którzy „wypierają się Władcy”, tj. Chrystusa (2 P 2,1.10) i kończą na ukazywaniu dróg rozpusty (2 P 2,1n).
Tym samym gotują sobie los, jaki spotkał Sodomę i Gomorę (2 P 2,6), ilekroć „idą za ciałem w nieczystej żądzy”  (2 P 2,10).
– Piotr kreśli bardzo realistycznie ich zachowania po linii żądz cielesnych (2 P 2,13). Owi prorocy fałszu „... wolność im głoszą [pod pretekstem wolności wdrażają swobodę seksualną], a sami są niewolnikami zepsucia. Komu bowiem kto uległ, temu też służy jako niewolnik ...” (2 P 2,19).

Tym bardziej jaskrawo o rozpuście, wprowadzanej nawet na uczty wspólnotowe chrześcijańskie, czyli urządzane ‘agapy’, wyraża się Juda Apostoł (Jud 12).


(0,38 kB)  Zdajemy sobie sprawę, że uwagi czy to z przytoczonych Listów Apostolskich, czy też pozostałych Apostołów, po których nie dochowały się żadne pisma, nie są w najmniejszej mierze skierowane przeciw małżeństwu i rodzinie, ani też przeciw kobiecie-jako-kobiecie. W poprzednich rozważaniach mieliśmy już niemało sposobności, by przyjrzeć się stanowisku Chrystusa i praktyki apostolskiej odnośnie do małżeństwa (zob. wyż.: Start Praktyki Apostolskiej Kościoła Pierwotnego w zakresie Małżeństwa – oraz cały ciąg dalszy tego paragr.).

Troska pasterska dotyczyła jedynie tego, żeby małżeństwo, mimo iż początkowo nie istniała jeszcze jasna świadomość, iż jest ono jednym z ‘sakramentów’ Kościoła, było zarówno zawierane, jak i przeżywane na co dzień „w Panu” (1 Kor 7,39). Jest to precyzyjne określenie na miarę czasów Kościoła pierwotnego tej rzeczywistości, którą późniejsza teologia określi jako sakrament małżeństwa.

Małżeństwo i wywodząca się z niego rodzina stwarzały od początku naturalne środowisko dla rozwoju ‘Kościoła Domowego’, zasilając spontanicznie Kościół Chrystusowy ‘wielki’ coraz nowymi członkami.
– Widzimy też, że i sam Syn Człowieczy zechciał zstąpić z Nieba i pojawić się wśród synów człowieczych nie inaczej, jak poprzez małżeństwo – w tym wypadku: małżeństwo Maryi, swej dziewiczej Matki, oraz Józefa, którzy wraz z Nim stanowili Świętą Rodzinę.

Tym samym zrozumiałe stają się zastosowania przykazania Bożego VI i IX do sytuacji przed- i poza-małżeńskich. Są one ponadto głęboko wyryte w sumieniu bez wyjątku każdego człowieka jak Boże Prawo etyczne naturalne, doprowadzone przez Ewangelię jedynie do doskonałości.
– ‘Ewangelia’ zaś to sama przede wszystkim Osoba Jezusa Chrystusa. Jezus dobrze „wiedział, co w człowieku się kryje” (J 2,25). Tutaj mają swoje uzasadnienie wszelkie ostrzeżenia i wskazania etyczne czy to Pawła Apostoła, czy pozostałych Apostołów – odnośnie do wzajemnych odniesień sakramentu kapłaństwa – a małżeństwa. Jednym z uszczegółowionych odcinków tych odniesień są wszystkie zalecenia, dotyczące m.in. nie prowokującego sposobu zachowania i noszenia się ze strony kobiet: czy to młodszych, czy też już starszych (odsyłamy ponownie do obszerniejszego omówienia kwestii ubierania się kobiet poniż.: Dziewczyna-kobieta a jej sposób ubierania się).


Wszystko to dotyczy w pełni oczywiście dokładnie tak samo świata mężczyzn. Stanowisko swoje, tj. Boże – dał w tym względzie jasno do zrozumienia sam Jezus Chrystus – chociażby wtedy, gdy przywleczono do Niego niewiastę schwytaną na cudzołóstwie (J 8,2-11; zob. też wyż.: Przyprowadzona kobieta schwytana na cudzołóstwie. – Zob. też Jan Paweł II, MuD 14).
– Innymi słowy dla mężczyzn nie istnieje w tym zakresie w najmniejszej mierze coś w rodzaju ‘taryfy ulgowej’ – wbrew tradycji rabinistycznej [a tym bardziej zakorzenionemu prawu zwyczajowemu wielu kultur], która usiłowała narzucić i w życie wcielać szereg ustępstw po linii męskiej pożądliwości – na przekór jasno sformułowanego Bożego Przykazania VI i IX .

Mieliśmy już po wielokroć razy sposobność przyjrzeć się jasnemu stanowisku w kwestii etyki odniesień małżeńskich i ogólniej: płciowych – ze strony samego Syna Człowieczego. Jezus Chrystus nie wdawał się w nie kończącą się kazuistykę nad manipulowanym Słowem-Bożym-Pisanym. W takiej zaś manipulacji celowali faryzeusze i uczeni w Piśmie. Jezus odwoływał się w takich sytuacjach od razu do Bożego dzieła stworzycielskiego i tym samym Prawa Bożego etycznego, jakie istniało „na początku” (zob. Mt 19,4.8).

Wszelkie kwestie związane z „grzechami cudzymi”  w tym zakresie, związane czy to z poddawaniem się pożądliwości myśli-oczu-czynu, czy z kolei z prowokowaniem i wyzwalaniem pożądliwości przez nieprzyzwoite zachowania i sposób ubierania się, sprowadzał Nauczyciel z Nazaretu jednoznacznie do samych podstaw zagadnienia, mianowicie do grzechu popełnionego już uprzednio – na poziomie serca, czyli sumienia.

Z tego względu wypada jeden raz więcej zakodować głęboko w swej świadomości słowa, w jakich Jezus Chrystus ujął samą istotę omawianego zagadnienia wzajemnych odniesień etycznych mężczyzn a niewiast, a tym samym odniesień dwu Sakramentów – kapłaństwa a małżeństwa:

„Słyszeliście, że powiedziano: ‘nie cudzołóż’.
A Ja wam powiadam: każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę,
już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa” (Mt 5,27n).

Szczegóły związane z podstawami tak przedstawionych zagadnień, zostały omówione już dostatecznie na niejednym miejscu poprzedzających rozważań naszej strony (zob. m.in.: Kto pożądliwie patrzy na kobietę ...” – oraz cały ciąg dalszy tego paragrafu: Czystość serca: warunek stawania się osobą-darem).

(6.2 kB)

6. Nieskazitelność sług Ołtarza
w obliczu Sakramentu małżeństwa
na przykładzie Pawła

Rozważane fragmenty z Listów Apostolskich pozwalają podjąć w dojrzalszy sposób poprzednio postawione pytanie – odnośnie do wzajemnego oddziaływania na siebie, w najlepszym słowa tego znaczeniu, współistniejących ze sobą sakramentów: kapłaństwa i małżeństwa-rodziny (zob. wyż.: Wzajemne oddziaływanie Sakramentu kapłaństwa i małżeństwa. – Oraz: MuD 14). Nie analizujemy tego zagadnienia przekrojowo poprzez całokształt dziejów Kościoła, a ograniczamy się do skąpych, lecz wymownych świadectw pism Apostolskich.

Nie ulega wątpliwości, że św. Paweł, Apostoł Narodów, którego życie, działalność i zachowania są nam najlepiej znane, był sobie aż nadto świadom swego powołania na Apostoła Jezusa Chrystusa. Od momentu, kiedy to – jak się sam o sobie wyraża: „... bo i sam zostałem zdobyty przez Chrystusa Jezusa” (Flp 3,12), oddał się w swej totalności temu, który go dla siebie „zdobył”, i któremu – jak się okazuje – Paweł pozwolił siebie „zdobyć”:

„Ale to wszystko, co było dla mnie zyskiem, ze względu na Chrystusa uznałem za stratę. – ...
Nawet wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego.
– Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w NIM – nie mając mojej sprawiedliwości, pochodzącej z Prawa [Mojżeszowego: obrzezania itd.], lecz Bożą sprawiedliwość, otrzymaną przez wiarę w Chrystusa, sprawiedliwość pochodzącą od Boga, opartą na wierze – przez poznanie Jego: zarówno mocy Jego zmartwychwstania, jak i udziału w Jego cierpieniach – w nadziei, że upodabniając się do Jego śmierci, dojdę jakoś do pełnego powstania z martwych ...” (Flp 3,7-11).

Gdy obserwujemy życie Pawła – czy to w oparciu o jego liczne osobiste relacje autobiograficzne, czy też te z Dziejów Apostolskich Łukasza, który był bezpośrednim świadkiem wielu Pawłowych podróży Apostolskich, a w końcu gdy uwzględnimy wzmiankę Piotra o pismach Pawłowych: „... jak to również umiłowany nasz brat Paweł, wedle danej mu mądrości napisał do was ...” (2 P 3,15n), nie możemy nie zadumać się nad dosłowną totalnością jego daru siebie całego bez jakichkolwiek skrytych zastrzeżeń – do dyspozycji Chrystusa.
– Jak przedtem totalnością siebie całego prześladował Chrystusa w Jego uczniach, tak od momentu olśnienia przez Chrystusa pod Damaszkiem (Dz 9,3) zrozumiał, co – albo raczej: kto odtąd ma być treścią jego życia.

(8.5 kB)
Ale rozweselona panienka - z krajów Wschodu! Boże Dobroci, Maryjo, Matko Odkupionych: gromadźcie wszystkie Dzieci Boże w jednej Owczarni, pod Jednym Pasterzem!

Dopiero co przytoczone słowa (zob. wyż.: Co było zyskiem, uznałem za stratę ...” [Flp 3,7-11]), jakie Paweł skierował do swej tak bardzo serdecznie umiłowanej gminy uczniów w Filippach, wyrwały mu się z samych głębin serca. Paweł dobrze wie co pisze, gdy się wyraża:

„Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus,
a umrzeć – to zysk” (Flp 1,21).

Wie z własnego życia i ponoszonych wielu tortur dla Imienia Chrystusa, co pisze, gdy wspomina w Liście do Galatów:

„... Przecież ja na ciele swoim noszę blizny,
znamię przynależności do Jezusa” (Ga 6,17).

Oraz:

„Co do mnie, nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego,
jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa, Chrystusa,
dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie,
a ja dla świata” (Ga 6,14)!

Jeśli Paweł świadczy o sobie samym:

„Razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża.
Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. ...
Obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego,
który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie” (Ga 2,19n),

a w podsumowaniu swego życia w Drugim Liście do Tymoteusza wspomina w obliczu swej – tym razem szybko się zbliżającej śmierci męczeńskiej za Chrystusa:

„... Albowiem krew moja już ma być wylana na ofiarę ...
W dobrych zawodach wystąpiłem,
bieg ukończyłem, wiarę ustrzegłem” (2 Tm 4,7),

możemy być pewni, że czuwał on pilnie nad odruchami swego ciała. Ponad wszelką wątpliwość odcinał się Paweł z jasną świadomością od wszystkiego, co by mogło przynieść jakąkolwiek ujmę jego – oraz cudzej godności jako osoby. Obejmuje to wszystkie zakresy życia i wiary, nie wyłączając zakresu m.in. seksualizmu, w tym przede wszystkim wszelkich odniesień do kobiety jako kobiety.

A przecież tenże Paweł był sobie w pełni świadom swych zobowiązań wobec tak wielu właśnie kobiet ! Obserwując totalność osobistego poświęcenia się na rzecz Chrystusa i Ewangelii u Pawła, niejedna kobieta spontanicznie poczuwała się do obowiązku wspierania go na swój kobiecy sposób w zaspokajaniu codziennych potrzeb, na które nie starczało mu sił, czasu, a nierzadko po prostu środków finansowych.

Tym bardziej, gdy Paweł przenosił się z miejsca na miejsce nie sam, lecz często z gronem paru współpracowników, którzy wspomagali go w głoszeniu Ewangelii Jezusa Chrystusa. Tego rodzaju wędrówki – w nieznane, w świadomości że w każdej chwili może paść ofiarą czy to żywiołów przyrody, czy zwierząt, a tym bardziej ze strony niedobrych ludzi, jak zbójców, a z kolei ze strony Żydów, to znowu z strony lokalnych władz imperium Rzymskiego, zazdrości i gniewu rozjątrzonych dotychczasowych wyznawców Prawa Mojżeszowego – bywały z zasady w najwyższym stopniu ryzykowne i wymagały niezwykłego hartu ducha i głębi przekonania wiary w Chrystusa jako Syna Bożego i Odkupiciela świata.

Niezależnie od wszystkiego innego, każda wyprawa Apostolska wiązała się siłą rzeczy z niekiedy poważnymi wydatkami finansowymi, jak chociażby dla pokrycia przejazdów okrętami i ogólnie: utrzymaniem siebie wraz z całą ekipą apostolską.
Nie na darmo wspomina Paweł – i to jeden raz więcej właśnie w swym Liście do ukochanych Filipian:

„Czyńcie to, czego się nauczyliście, co przejęliście, co usłyszeliście i co zobaczyliście u mnie,
a Bóg pokoju będzie z Wami.
– Także bardzo się ucieszyłem w Panu, że wreszcie rozkwitło wasze staranie o mnie, bo istotnie staraliście się, lecz nie mieliście do tego sposobności.
Nie mówię tego bynajmniej z powodu niedostatku: ja bowiem nauczyłem się wystarczać sobie w warunkach, w jakich jestem. Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować. Do wszystkich w ogóle warunków jestem zaprawiony: i być sytym, i głód cierpieć, obfitować i doznawać niedostatku. Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia ...” (Flp 4,9-13).

O wiele jaśniej nawiązuje Paweł do przeżytych prześladowań, zniesionych tortur, a z kolei do swej misji apostolskiej w:

„pracy i umęczeniu, czuwaniu w głodzie i pragnieniu,
w licznych postach, w zimnie i nagości ...”

w swym Drugim Liście do Koryntian (por. 2 Kor 11,23-27). Słowa te pisze nie w ramach swoistego ‘samochwalstwa’, lecz ponieważ sami Koryntianie prowokowali go do tego swymi niekończącymi się podejrzeniami, zmuszając go jeden raz więcej do apologii swej misji jako Apostoła powołanego przez samego Jezusa Chrystusa.

W takim to świetle należałoby pochylić się jeszcze raz nad wyżej przytoczonym, filologicznie poprzednio pokrótce już omówionym tekstem 1 Kor 9,5 (zob. wyż.: Zabieranie z sobą kobiety-siostry-chrześcijanki):

„... Czyż nie wolno nam brać ze sobą niewiasty-siostry,
podobnie jak to czynią pozostali Apostołowie oraz bracia Pańscy i Kefas?”

Nie ulega wątpliwości, że ani Pawłowi, ani tej czy tym kobietom-siostrom nie przeszłoby przez myśl, by spoglądać na siebie w sposób pożądliwy, względnie prowokować siebie wzajemnie swymi świadomymi lub może niezbyt uświadomionymi sposobami bycia na co dzień. Sumienie Pawła było zbyt delikatne i wrażliwe na głos Boga, oczekującego jego pełnej odpowiedzi, by miał skalać jego przejrzystość grzechem pożądliwości ciała:

„Niech więc uważają nas ludzie za sługi Chrystusa
i za szafarzy
tajemnic Bożych. ...
Mnie zaś najmniej zależy na tym, czy będę osądzony przez was
[mówi jeden raz więcej do bardzo podejrzliwych, krytycznych Koryntian],
czy przez jakikolwiek trybunał ludzki
[chodzi o posądzanie go, iż w pracy apostolskiej szuka własnej chwały i korzyści].
Co więcej, nawet sam siebie nie sądzę.
– Sumienie nie wyrzuca mi wprawdzie niczego, ale to mnie jeszcze nie usprawiedliwia.
PAN jest moim sędzią. Przeto nie sądźcie przedwcześnie, dopóki nie przyjdzie Pan,
który rozjaśni to, co w ciemnościach ukryte, i ujawni zamiary serc ...” (1 Kor 4,1.3nn).

W dalszym ciągu swego wywodu ucieka się Paweł w pewnym sensie do sarkazmu względem Koryntian, jednocześnie jeden raz więcej wspominając o bezmiarze cierpień, jakie przyszło mu już ponosić dla Chrystusa:

„Tak więc już jesteście nasyceni, już opływacie w bogactwa.
Zaczęliście królować – bez nas! Otóż tak! ...
Wydaje mi się bowiem, że Bóg nas, Apostołów, wyznaczył jako ostatnich, jakby na śmierć skazanych. Staliśmy się bowiem widowiskiem światu, aniołom i ludziom;
my głupi dla Chrystusa, wy mądrzy w Chrystusie; my niemocni, wy mocni; wy doznajecie szacunku, a my wzgardy. Aż do tej chwili łakniemy i cierpimy pragnienie, brak nam odzieży, jesteśmy policzkowani i skazani na tułaczkę, i utrudzeni pracą rąk własnych.
Błogosławimy, gdy nam złorzeczą, znosimy, gdy nas prześladują;
dobrym słowem odpowiadamy, gdy nas spotwarzają.
Staliśmy się jakby śmieciem tego świata i odrazą dla wszystkich aż do tej chwili ...” (1 Kor 4,8-13).

Musimy jednoznacznie stwierdzić, że ilekroć Paweł przenosił się wraz z całą ekipą – zwykle nie sam, ale wraz z paroma innymi sługami Słowa, a niekiedy zapewne przynajmniej wraz z jedną pomagającą im jakąś kobietą, był zarówno on sam, jak i towarzyszące mu osoby ścisłych współpracowników i współpracownic urzeczeni i oddani samemu Jezusowi Chrystusowi. Tak dopiero stawał Paweł w obliczu rzeczywistych, czy też dopiero potencjalnych uczniów Chrystusa.

W tej sytuacji nie było mowy o zachowaniu z jego strony względnie towarzyszących mu osób, które by mogło budzić jakiekolwiek podejrzenie w zakresie VI czy IX przykazania Bożego.
– Gdyby u kogokolwiek z grupy zaznaczyła się chociażby najmniejsza dwuznaczność w tym względzie, nie byłby zdolny ani on, ani jego współtowarzysze – głosić Dobrą Nowinę i ponosić dla Chrystusa trudy, ani tym bardziej wystawiać się nieustannie na gotowość składania świadectwa Prawdzie wygłaszanych słów poprzez dar własnego życia.

Tutaj po prostu nie mogło być mowy o jakimkolwiek zachwianiu postawy bezwzględnej wierności Chrystusowi, wyrażającej się m.in. w pełnym godności osobowej wzajemnym odnoszeniu się do siebie w duchu Chrystusowej miłości bliźniego. Słudzy Słowa związali się przecież z tym Chrystusem, który dla każdego ze swych uczniów stał się w Bożo-Ludzkim znaczeniu ‘Oblubieńcem-z-Krzyża’.

Jakżeż wymownie podkreśla tak właśnie przeżywaną swoją więź z Chrystusem – ukrzyżowanym, a przecież zmartwychwstałym – sam przede wszystkim Paweł. Jako autentyczny Żyd wiedział on, co dla Żyda znaczyły słowa o ‘ukrzyżowaniu’ ! Był on przecież osobiście „... starannie wykształcony u stóp Gamaliela(Dz 22,3). Mógł się szczycić swym pochodzeniem jako „Hebrajczyk z Hebrajczyków, w stosunku do Prawa – faryzeusz ...” (Flp 3,5). Jemu nie trzeba było tłumaczyć, co to znaczy: hańba i przekleństwo krzyża. Ani tym bardziej, co prawowitemu Żydowi kojarzyło się z faktem, że ktoś musiał zawisnąć na krzyżu (zob. Pwt 21,23; Ga 3,13)!

Ale też dlatego Paweł wie z całą jasnością swej świadomości, czego dokonał Syn Boży właśnie na krzyżu, stając się nie gdzie indziej, a na nim – Oblubieńcem-z-Krzyża swego Ludu: swojej ‘Umiłowanej’. Bo właśnie na Krzyżu Syn Boży Jezus Chrystus na swój Boży sposób poślubił założony przez siebie Kościół: tę swoją, nad własne życie – Umiłowaną! Tę ‘swoją’ Chrystus – wisząc na krzyżu, nabył dla siebie przez przelaną za Nią swoją Krew.

W ten sposób Syn Boży tę ‘swoją’, Kościół – „oczyścił dla siebie” przez „obmycie wodą, któremu towarzyszy Słowo, aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, niemający skazy czy zmarszczki ..., lecz aby był święty i nieskalany” (Ef 5,26).

(6.2 kB)

7. Kapłani – a małżeństwa
w sakramentalnej wierności
temu samemu
powołującemu Chrystusowi

(7.7 kB)

a. Kapłani – a małżeństwa
wierni powołującemu ich Chrystusowi

Rozważania nad indywidualnymi odniesieniami pomiędzy sługami Słowa, tj. Apostołami i dołączającymi do nich coraz dalszymi pokoleniami kapłanów i biskupów, a często być może posługującymi im z dobrego serca niewiastami (zamężnymi lub nie) – prowadzą stopniowo do zasygnalizowanego, głębszego aspektu tego zagadnienia: wzajemnego teologicznego oddziaływania na siebie osób wiodących życie w dwóch różnych sakramentach: kapłaństwa – a małżeństwa.

W poprzednich rozważaniach braliśmy pod uwagę z zasady odniesienia indywidualne – sług Słowa w stosunku przede wszystkim do kobiety, względnie ogólniej: do kobiet – niezależnie od tego, czy dana kobieta była zamężna, czy niezamężna. Chodziło o nieskazitelność obopólnych odniesień. Najpierw trzeba było stworzyć niejako wolne, czyste pole, które by umożliwiło podjęcie obecnie dalszego ciągu rozważań.

Przechodzimy mianowicie do ogólniejszego aspektu współistniejących dwóch stanów i zarazem sakramentów: kapłaństwa – a małżeństwa. Pragniemy przyjrzeć się wzajemnemu wpływaniu przedstawicieli owych dwu sakramentów – w najbardziej pozytywnym, a przede wszystkim teologicznym tego słowa znaczeniu.

Z jednej strony widzimy kapłanów i biskupów, których wybierał sobie bezpośrednio Pan Żniwa i zaproponował im „pójście za Sobą”. Wielu z nich było prawdopodobnie związanych węzłem małżeństwa, albo i miało już swoją rodzinę. Dotyczy to szczególnie pierwszego okresu świeżo założonego, dopiero wzrastającego i umacniającego się Kościoła. Celibat „dla Królestwa Niebieskiego”, tzn. dla samego Jezusa Chrystusa jako Oblubieńca-z-Krzyża, jak się z biegiem czasu coraz wyraźniej okazywało, przebijał się w mentalności ludzi wolno. Powszechnie panowało przekonanie, że związanie się małżeństwem i jego przekształcenie w możliwie liczną rodzinę jest samym przez się zrozumiałym celem życia na ziemi, a posiadanie dzieci – znakiem wyraźnego Bożego błogosławieństwa.

Nie ulega jednak wątpliwości, że równolegle do tego, coraz więcej sług Słowa oddawało się tak dalece do dyspozycji powołującemu ich Jezusowi Chrystusowi jako Panu żniwa dusz, że wszelka myśl o małżeństwie i rodzinie schodziła na bardzo dalekie horyzonty. Na czoło wysuwało się niepodzielne oddanie się do dyspozycji Synowi Bożemu po linii słów Pawła:

„... Nawet wszystko uznaję za stratę
ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego.
Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci,
bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim ...” (Flp 3,7n).

Nie-wiązanie się małżeństwem nie było w żadnym wypadku wyrazem postawy pogardy dla rzeczywistości życia w małżeństwie i rodzinie. Mimo zaznaczających się co jakiś czas – łagodniej lub ostrzej formułowanych przeciwnych tendencji myślowych, szerzonych w szeregu sektach, które małżeństwo, szczególnie zaś samo pożycie małżeńskie, piętnowało jako ‘nieczystość’ niegodną Boga i człowieka.
– Przeciwnie zaś, wybór życia w celibacie stawał się dla uczniów Jezusa Chrystusa nierzadko wynikiem praktycznej niemożności pogodzenia obowiązków życia małżeńsko-rodzinnego i konsekwentnie całkowitego poświęcenia się swym najbliższym w rodzinie – z domagającym się tym bardziej całkowitego oddania sprawie Chrystusa w głoszeniu Słowa Bożego i sprawowaniu świętych Sakramentów.

Równolegle zaś do tego, wybór życia w celibacie stawał się coraz częściej świadomym wyborem po linii posłuszeństwa wewnętrznemu głosowi Bożemu, który powoływał wyraźnie do dziewictwa „dla Królestwa Bożego”. Duch Święty wprowadzał Kościół, Oblubienicę Chrystusa, w coraz głębsze rozumienie tajemnicy szczególnego rodzaju oblubieńczości, do jakiej powołanych do posługi Słowa wzywała w Synu Bożym cała Trójca Przenajświętsza.
– Do tego „zrozumienia” ze strony tych, „którym to jest dane” (Mt 19,11n), nawiązywał już sam Chrystus za swego ziemskiego życia, gdy sprawa ta została w pewnej chwili przedstawiona jako wyraźny przedmiot dyskusji.

(7.7 kB)

b. Heroizm małżonków-rodzin wiernych Chrystusowi mimo prześladowań

Z drugiej strony widzimy na podstawie nierzadkich wzmianek rozsianych po Pismach Apostolskich coraz to inne, znamiennie przez Słowo-Boże-Pisane uwydatnione, szlachetne pary małżeńskie, zatem ten drugi sakrament w jego praktycznym przeżywaniu. Wspominani w Pismach Apostolskich, a potem na przestrzeni wszystkich wieków historii Kościoła – małżonkowie kontynuowali w pełni normalnie, szczęśliwie i z miłością – życie w swym przymierzu małżeństwa, z zasady przekształcającym się prędko w rodzinę. Z tym jednak, że przeżywali to przymierze z wyrazistą świadomością jako uczniowie Chrystusa. Małżeństwo swoje zawarli i przeżywali „w Panu” (1 Kor 7,39).

(5.5 kB)
Jak widać: przedziwna jest ta miłość kota, który nawet łapką sobie pomaga, żeby powąchać-pocałować swego wielkiego przyjaciela - psa. Jak przedziwna bywa jedność-w-sprzecznościach, których zdawać by się mogło, nie sposób powiązać!

Znali aż nadto dobrze treść Słowa Bożego, które stało się dla ich życia drogowskazem na co dzień:

„We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem
i łoże nieskalane ...” (Hbr 13,4).

Żyli w przekonaniu wiary, że taka jest w stosunku do nich dwojga wola Ojca Niebieskiego: taką im dwojgu zaproponował Bóg drogę uświęcenia, która zaprowadzi ich wraz z rodziną do „Domu Ojca”.
– Swe życie w małżeństwie i rodzinie wiedli w świadomości, że jako powołani do stanu małżeńskiego, powinni na tej cząstce jednej i tej samej Bożej Winnicy wcielać w życie zarówno Dziesięcioro Bożych Przykazań, jak i żyć duchem Chrystusowego Kazania z Góry Błogosławieństw. Z Bożą pomocą to im się udawało.

Małżonkowie ci zdawali sobie aż nadto jasno sprawę z radykalizmu Ewangelii Chrystusa. Wiedzieli, że prędzej czy później pojawią się i w ich małżeńsko-rodzinnym życiu sytuacje, gdy i względem Chrystusa będzie wymagała od nich dokonania wyrazistego wyboru wiary po linii hierarchii miłości, według której Bóg zajmuje zawsze bezwzględnie pierwsze miejsce w zestawieniu z wszelkimi tylko ludzkimi miłościami i przywiązaniami, a z kolei w obliczu gróźb pozbawienia ich życia z racji opowiadania się po stronie Chrystusa. Wiedzieli, że jako uczniowie Jezusa Chrystusa – Boga Ukrzyżowanego ale Zmartwychwstałego, również oni są wezwani do złożenia w razie potrzeby daru własnego życia dla przypieczętowania wierności raz Bogu danemu Słowu – z góry przebaczając prześladowcom i błogosławiąc im ku ich zbawczemu dobru (zob. np. Łk 6,27n; Mt 5,44).

Znali też aż nadto dobrze słowo Syna Bożego, który zasadę tę wyraził w jednoznacznych – trudnych, a przecież wyzwalających słowach: „Kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien ...” (Mt 10,37. – Cały tekst zob. wyż.: Kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien” [Mt 10,37nn: tekst]).
Nie dziś dopiero doświadczali tacy małżonkowie – i każdy z osobna uczeń Chrystusa, że jeśli Boga postawią w swym życiu na pierwszym miejscu, wszystko inne ułoży się w pełni pokojowo i z błogosławieństwem, a radykalizm hierarchii miłości zaowocuje jedynie tym większym pogłębieniem samej w ogóle ‘miłości’.

Do dawania zaś świadectwa swej przynależności do Chrystusa, równoznacznej z potwierdzaniem na co dzień wyboru za Chrystusem jako Synem Bożym i Odkupicielem – nierzadko wbrew własnej doraźnej korzyści, przyjemności, a nawet bezpieczeństwu osobistemu, swego małżeństwa i rodziny, nadarzały się w obfitości coraz inne sytuacje.

Nie ulega wątpliwości, że i owe szlachetne małżeństwa przeżywały chwile napięć we wzajemnym zrozumieniu i uzgadnianiu stanowisk. Ponad wątpliwość i im także zdarzały się wewnętrzne małżeńskie trudności, jak to bywa w sposób niemal nieunikniony w każdym małżeństwie i rodzinie, czy też we współistnieniu z sąsiedztwem.

Gdy tego rodzaju trudności znajdowały twórcze rozwiązanie w świetle przebaczającej i podnoszącej miłości Odkupiciela-z-Krzyża, pojawiały się ponad wątpliwość trudności być może o wiele poważniejsze, ściśle związane z wyznawaną wiarą i swą nieukrywaną przynależnością do tego Boga, który uczniom swoim nigdy nie obiecywał życia łatwego, a natomiast bez łudzenia populistycznymi obietnicami zapowiadał trud, prześladowania, niekiedy zaś nawet śmierć:

„Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie pierwej znienawidził. Gdybyście byli ze świata, świat by was miłował jako swoją własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, bo Ja was wybrałem sobie ze świata, dlatego was świat nienawidzi.
– Pamiętajcie na słowo, które do was powiedziałem:
Sługa nie jest większy od swego pana’ [zob. Mt 10,24; J 13,16; 16,33].
Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować. Jeżeli Moje słowo zachowali, to i wasze będą zachowywać. Ale to wszystko wam będą czynić z powodu Mego Imienia ...” (J 15,18-21).

Jak bardzo dosłownie sprawdzały się te słowa Mistrza z Nazaretu! Pierwsze zaciekłe prześladowania ze względu na Imię Jezusa pojawiły się bardzo krótko po Zesłaniu Ducha Świętego. Najpierw wybuchły w Jeruzalem i Judei. Wkrótce jednak potem iskra nienawiści do Chrystusa zaczęła się przenosić w coraz inne zakątki ówczesnego Imperium Rzymskiego i na cały świat. Tak dzieje się nieprzerwanie po dziś dzień. Tak też będzie dalej – aż do skończenia świata.

Z szczególną zajadłością i okrucieństwem wybuchło powszechne prześladowanie uczniów Chrystusa począwszy od roku 64. Tego roku cesarz Neron zrzucił winę za ogromny pożar Rzymu na chrześcijan. Owa pierwsza fala przerażających prześladowań, wyrażających się obłędnie wyrafinowanymi torturami, jakim poddawano wyznawców Chrystusa, przycichła dopiero z chwilą ukazania się Edyktu Mediolańskiego w r. 313 (zob. wyż.: Uwaga historyczna: Neron – Edykt Mediolański).

Wspomniane prześladowania dotykały nie tylko osób indywidualnych, ale siłą rzeczy całych małżeństw i rodzin. Trudno było wyznawcom Chrystusa udawać radość wśród tortur, a chociażby z kolei w raz po raz zdarzających się sytuacjach grabieży całego mienia jedynie dlatego, że ci dwoje – małżonkowie, oraz ich rodzina, przyznawali się w sposób nieukrywany do Chrystusa.

Jakżeż niełatwo było w tej sytuacji zarówno Apostołom, jak ich następcom – czy to w owym pierwszym wieku chrześcijaństwa, czy też poprzez kolejne wieki i tysiąclecia dziejów Kościoła – dodawać otuchy owym heroicznie wiernym małżeństwom i ich rodzinom. A trzeba było w Imię Chrystusa umacniać je do nieugiętego trwania w wyznawanej wierze, gdy oznaczało to praktycznie z chwili na chwilę zdawany egzamin z rzeczywistego zawierzenia Synowi Bożemu: ukrzyżowanemu ale zmartwychwstałemu, łącznie z odważnym wyznawaniem swej wiary w obliczu niemal pewnej śmierci w torturach z samego tylko tego powodu.

Jakże wymowne są w takim kontekście słowa chociażby Piotra, Pierwszego Namiestnika Chrystusowego, oraz zachęta z Listu do Hebrajczyków:

„Dlatego radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń. Przez to wartość waszej wiary okaże się wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które przecież próbuje się w ogniu, na sławę, chwałę i cześć przy objawieniu Jezusa Chrystusa ...” (1 P 1,6n).

Nie oddawajcie złem za złe, ani złorzeczeniem za złorzeczenie.
Przeciwnie zaś, błogosławcie. Do tego bowiem jesteście powołani ...
– Kto zaś będzie wam szkodził, jeżeli gorliwi będziecie w czynieniu dobra? Ale jeżelibyście nawet coś wycierpieli dla sprawiedliwości, błogosławieni jesteście. Nie obawiajcie się zaś ich gróźb i nie dajcie się zaniepokoić. Pana zaś Chrystusa miejcie w sercach za Świętego i bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest.
A z łagodnością i bojaźnią zachowujcie czyste sumienie, ażeby ci, którzy oczerniają wasze dobre postępowanie w Chrystusie, doznali zawstydzenia właśnie przez to, co wam oszczerczo zarzucają. Lepiej bowiem – jeżeli taka wola Boża – cierpieć dobrze czyniąc, aniżeli czyniąc źle” (1 P 3,9.13-17).

W podobnych słowach zwraca się z zachętą wiary również List do Hebrajczyków:

„Przypomnijcie sobie dawniejsze dni, kiedyście to po oświeceniu wytrzymali wielką nawałę cierpień, już to będąc wystawieni publicznie na szyderstwa i prześladowania, już to stawszy się uczestnikami tych, którzy takie udręki znosili.
Albowiem współcierpieliście z uwięzionymi, z radością przyjęliście rabunek waszego mienia,
wiedząc, że sami posiadacie majętność lepszą i trwającą ...” (Hbr 10,32nn).

(7.7 kB)

c. W wewnętrznym przynagleniu
do ufnej ewangelizacji

Z kolei jednak pełne radości i wzajemnego całkowitego oddania przeżywanie „w Panu” (1 Kor 7,39) swej więzi małżeńskiej i życia w rodzinie nie przeszkadzało tym szlachetnym małżonkom w najmniejszej mierze, by na co dzień dawać świadectwo swego nie mniej radosnego, promiennego oddania Chrystusowi na odcinku ewangelizacji otoczenia. Świadomi, że stanowią żywą cząstkę Kościoła Chrystusowego i są „owcami Jego pastwiska” (zob. np. Ps 79,13), czuli się wręcz przemożnie przynagleni do rozsiewania Dobrej Nowiny wszędzie tam, gdzie ich postawiła Boża Opatrzność.

Radość ze znalezienia bezcennego „skarbu” (por. Mt 13,44nn), którym okazywała się Osoba Syna Bożego Jezusa Chrystusa – Odkupiciela, stała się dla nich czymś tak wielkim i wewnętrznie ich tak bardzo rozpierała, że świadomości doznanego zbawienia nie mogli zatrzymywać dla siebie samych.
– Co więcej, pary te żyły żywą świadomością, że właśnie jako para małżeńska, a nie tylko indywidualnie: sam mąż względnie sama żona – mają w Obliczu Boga, ale i Kościoła, a z kolei ze zdumieniem ich obserwujących małżeństw, rodzin i ludzi nie ochrzczonych (zob. wyż. np.: Z Listu do Diogneta) – zaszczytny obowiązek składania świadectwa temu, co Jan Paweł II określi kiedyś w swojej Adhortacji Apostolskiej Familiaris Consortio (1981) jako „promieniowanie radością miłowania ...”:

„Rodzina chrześcijańska, zwłaszcza dzisiaj, jest szczególnie powołana do świadczenia o przymierzu Paschalnym Chrystusa
[= jest to na krzyżu przez Chrystusa zawarte ‘Ślubne’ Przymierze Boga-Człowieka, oddającego siebie swojej Oblubienicy: Kościołowi – jako jej ‘Oblubieniec-z-Krzyża’],
poprzez ustawiczne promieniowanie radością miłowania i pewnością nadziei, z których ma zdać sprawę ...” (FC 52; por. LG 35).

Radość ta była dla nich czymś bez porównania wyższym, aniżeli wszystkie realne zagrożenia, jakie się wiązały z publicznym zdeklarowaniem swej przynależności do Chrystusa. Byle móc komuś jeszcze innemu udostępnić podobne „znalezienie się w Nim [Chrystusie]...” (Flp 3,8), skoro Jezus Chrystus „... pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania Prawdy” (1 Tm 2,4).

Życie „w Chrystusie” (zob. Rz 8,1; 16,3-10; 1 Kor 1,2; 15,18; 16,24; Ga 2,16; Ef 1,12; Flp 1,13; itd.) było dla tych uczniów Chrystusa – w tym wypadku mężów i żon jako par małżeńskich, którzy „... wiedzieli o samych sobie, że Jezus Chrystus JEST w nich” (por. 2 Kor 13,5) – czymś tak samo przez się zrozumiałym, a przy tym tak porywającym, że radości ze „... znalezienia się w Nim” (por. Flp 3,9) niejako nie mogli pomieścić w sobie.

Tu rodziło się roztaczające się od nich promieniowanie znalezionym „skarbem” na całe otoczenie. Tutaj też brało początek wewnętrzne przemożne przynaglenie w Duchu Świętym, by dzielić się z otoczeniem owym „znalezieniem się w Chrystusie” (por. Flp 3,9), który i dla nieznających Boga Prawdy umarł i zmartwychwstał, aby i oni „przeszli ze śmierci do życia” (por. J 5,24).

Jego to ci małżonkowie wraz z całą swoją rodziną-domem, jako świadomie przeżywany ich „Kościół Domowy” – nad życie własne umiłowali. Z wdzięczności za bezmiar łaski doznanego Odkupienia – ci dwoje jako „głowa rodziny-domu” – Jezusa Chrystusa do swego małżeństwa i domu – jak niegdyś nowożeńcy z Kany – wyraźnie i na stałe zaprosili (zob. J 2,2), i Nim się z innymi spontanicznie dzielili.

(6.2 kB)

8. Zafascynowanie par małżeńskich
bezkompromisowym oddaniem
Sług Słowa

Obserwujemy zatem od pierwszych chwil zaistnienia Kościoła Chrystusowego równolegle się rozwijające, odmienne, a przecież ściśle komplementarne dwa stany i zarazem dwa wyraźnie się różniące powołania: stan kapłański – i stan małżeński. Stany te nie tylko nie są sobie przeciwstawne, ani nie stoją w sprzeczności ze sobą. Przeciwne – jedno zakłada drugie, jedno też nie obejdzie się bez drugiego.

Kościół rozszerzał się co prawda przez głoszenie Słowa Bożego. Gdyby jednak nie było małżeństwa i rodziny, Kościół zniknąłby w niedługim czasie z widnokręgu dziejów. Bo i dla Kościoła – ‘wiosną’ i zapowiedzią jego dalszego istnienia jest ... małżeństwo i rodzina, a w niej całkiem szczególnie dzieci i młodzież, chociaż oczywiście tym bardziej dorośli: małżonkowie i pokolenie starsze.

Co więcej, również przyszli kapłani, biskupi, a także papieże ... pojawiają się w Kościele po przejściu przez fazę swego zaistnienia i wzrastania w małżeństwie i rodzinie. Oto sens „Rodziny Bogiem silnej” (zob. Jan Paweł II, Trzecia Pielgrzymka do Ojczyzny [1987], Szczecin-Jasne Błonia, 11.VI.1987, p. 8): małżonków i rodzin, która czynią wszystko, by sprostać swej misji: wznoszenia „Kościoła Domowego”.

Jak to cudowne, że Jezus Chrystus wyniósł małżeństwo do poziomu jednego z siedmiu sakramentów ustanowionego przez siebie Kościoła: swej Mistycznej Oblubienicy! Zarówno sakrament kapłaństwa, podarowany przez ukrzyżowanego-zmartwychwstałego rodzinie człowieczej dla żywego pośredniczenia w dostarczaniu nadprzyrodzonego ‘Pokarmu i Napoju’ poprzez sprawowaną przez kapłanów Eucharystię, jak z kolei sakrament małżeństwa, w ramach którego przychodzą na świat przyszli członkowie Kościoła Chrystusowego – mieszczą się bez reszty w dziele oblubieńczego odkupienia – jako ‘sakramentu Kościoła’.

Chrystus bowiem zostawił w dziedzictwie Odkupienia po sobie – do dyspozycji człowieka: mężczyzny i kobiety, jeden wielki sakrament: Kościół święty. Wzniósł go na fundamencie Piotra. W nim, tj. w Kościele jakoby Bożo-ludzkim kondensacie, zawartych jest siedem odrębnych sakramentów. Są to przez wszystkie wieki Bożo-Ludzkie nośniki łask Odkupienia, dostosowane do podstawowych stanów i sytuacji, w jakich przyjdzie przeżywać pozostawanie w Bogu – Mistycznej Oblubienicy, którą sobie Chrystus nabył za niewymowną cenę swojej krwi. Za taką bowiem uznaje Syn Boży założony przez siebie Kościół (temat sakramentów świętych: Stworzenia, a potem Kościoła – był przedmiotem szczegółowszych rozważań wyż. – cz.VI: Małżeństwo jako pra-sakrament sakramentu stworzenia – oraz tamże, następne rozdziały: 6-7-8-9).

Wspomniane dwa podstawowe sakramenty: kapłaństwa i małżeństwa siłą rzeczy wciąż na siebie oddziałują, wzajemnie się obejmują i siebie przyciągają. Jednocześnie nigdy nie tracą swej specyficznej tożsamości i odrębności-w-jedności tego samego Kościoła. Chodzi wciąż o ten jeden, święty, apostolski i powszechny (= katolicki) Kościół, który:

„... jest w Chrystusie niejako sakramentem,
czyli znakiem i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem
i jedności całego rodzaju ludzkiego” (LG 1).

W poprzednich rozważaniach można było niejako dotknąć z bliska dzieła ewangelizacji, jakie na coraz innym miejscu geograficznym podejmowali czy to Apostołowie, czy inni Słudzy Słowa. Można było przekonać się, jak intensywne musiało być ich oddziaływanie nie tylko na pojedynczych uczniów Chrystusa oraz tych, którzy teraz właśnie porzucali dotychczasowe wierzenia politeistyczne i przechodzili na wyzwalającą wiarę w Jezusa Chrystusa, ale i na już utwierdzone w wierze coraz inne pary małżeńskie. Pary te kontynuowały swoje raz wyrażone opowiedzenie się po stronie Chrystusa, przeżywały je jednocześnie z całą szczerością we dwoje – jako przymierze małżeńskie zawarte „w Panu” (1 Kor 7,39).

Nie ulega wątpliwości, że to spontaniczne, niereżyserowane oddziaływanie osób powołanych do kapłaństwa, było owocem szczególnego działania Ducha Świętego, chociaż oczywiście również ich rzeczywistej współpracy z powołującym ich Bogiem. Duch Święty użyźniał zasiew ich Słowa – spulchnianiem gleby serc poprzez dar skruchy i rosę swej łaski, która wzbudzała życie Boże (zob. np. Dz 2,37nn; 4,28-31; łaska nawrócenia Szawła: Dz 9; itd.).

Samo w sobie podejmowanie polecenia misyjnego Chrystusa: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody ...” (Mt 28,19) stawało się wyrazem przekładania wewnętrznej, zaangażowanej wiary sług Chrystusa – w Słowo Boże wygłaszane, równoważne z wprowadzaniem go ufnie i z miłością w czyn. Osoby słuchające tego Słowa wyczuwały intuicją wiary, że słowa te nie są czczą retoryką, ale bije od nich autentyzm. Słowa te niosły życie wieczne każdemu, kto się na nie otwierał (zob. Mk 16,16).

Sama już odwaga nieustraszonego głoszenia Słowa Bożego wśród ludzi wcale nie zawsze otwartych na jego słuchanie, a często nader łatwo się zmieniających z początkowo zaciekawionych – w jego zaciekle wrogich przeciwników (zob. np. Dz 14,8-20: ukamienowanie Pawła w Listrze; 16,16-24: w Filippi; itd.), którzy w jednej chwili mogli bezkarnie zlinczować każdego, kto ośmielał się naruszyć dotychczasowy status ich dochodowego kultu politeistycznego, pozostawiała trwały ślad w sumieniu i osobowościach tych wszystkich, którzy Słowo to przyjmowali i cieszyli się każdym wzrostem „najwyższej wartości poznania Chrystusa Jezusa” (Flp 3,8).

(23 kB)
Miejsce upamiętniające męczeństwo tych którzy ginęli w katuszach za wolność swej Ojczyzny: Pielgrzymka Jana Pawła II na Litwę - Wzgórze Krzyży.

Całkiem szczególnym motywem otwierania się serc na głoszone przez Sług Chrystusa Słowo Boże była bijąca od nich niekłamana przejrzystość intencji. Na ich obliczu malowało się bezinteresowne ciepło najgłębszego przekonania wiary. Tu nie było mowy o łudzeniu słuchaczy tanimi obietnicami, z jakimi sam przede wszystkim Chrystus nigdy nie występował.

Z drugiej strony żar ich słowa z góry rozpraszał wszelką myśl o ewentualnej chęci ‘dorobienia się’ na dziele ewangelizacji. W głoszonym Słowie Bożym nie było śladu jakichkolwiek ‘chwytów propagandowych’, ani ‘werbowania’ na siłę za cenę zniewolenia potencjalnych adeptów – w przeciwieństwie do metod werbowania typowo stosowanych w sektach (zob. do tego aspektu wyż.: Psychotechniki werbowania: zob. cały ten paragraf).

Wyrazem tej przejrzystości intencji, zmierzającej nagląco do przekazania bezcennego Dobra: życia wiecznego, było jasne formułowanie wcale nie najłatwiejszych do wprowadzenia w czyn wymogów Ewangelii Jezusa Chrystusa oraz treści Jego Ośmiu Błogosławieństw (Mt 5-7). Wymogi te stały z zasady w całkowitej sprzeczności z dotąd przyjmowanym utylitarystycznym stylem życia, jakie praktykowało wielu wyznawców politeizmu.

Opowiedzenie się za Chrystusem oznaczało nierzadko raczej bolesne zerwanie zarówno z grzeszną przeszłością, jak i powiązaniami osobowymi, które skutecznie odwodziły od tego, co niósł ze sobą Syn Boży: Wcielony, Ukrzyżowany, Zmartwychwstały. On zaś, będąc jednocześnie Bogiem i Człowiekiem, nie może nie być dla człowieka jedyną „Drogą i Prawdą, i Życiem” (por. J 14,6). Okazywało się z jasnością oczywistości, że tylko Chrystus-Droga może zaprowadzić do „Domu Ojca” (J 14,2n). Bo: „Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie” (J 14,6).

Tak głosił Prawdę Bożego Objawienia w pierwszym rzędzie Paweł, Apostoł Narodów. Gdyby nawiązać jeszcze raz do apologii, do której zmuszali go „fałszywi apostołowie” (2 Kor 11,13), wypada przypomnieć słowa, które w tym kontekście skreślił on o sobie w Liście do Koryntian. Podkreśla, iż nigdy nie uszczuplał żadnego aspektu Prawdy Objawienia, przekazując ją w jej pierwotnym, surowym brzmieniu bez – kunsztownych upiększeń, czy też jakiegokolwiek jej ‘rozwodnienia’:

„Lecz Bogu niech będą dzięki za to, że pozwala nam zawsze zwyciężać w Chrystusie i roznosić po wszystkich miejscach woń Jego poznania ...
Dla jednych jest to zapach śmiercionośny – na śmierć, dla drugich zapach ożywiający – na życie. ...
– Nie jesteśmy bowiem jak ci liczni
[przekł. poprawiony na podst. gr.: hos hoi polloí = jak ci wielu = ci konkretni, dobrze nam znani],
którzy kupczą
[gr.= kapyleúontes = dosł.: ci którzy cudzołożą Słowem Bożym: nie żenują się przyjąć zapłaty z racji ‘cudzołóstwa’ popełnianego na Słowie Bożym, byle zdobyć zysk]
Słowem Bożym, lecz ze szczerości, jak od Boga – mówimy w Chrystusie przed Bogiem” (2 Kor 2,14.16n).

„... Unikamy postępowania ukrywającego sprawy hańbiące
[= praktyki pewnych ‘apostołów’ fałszujących niektóre aspekty Ewangelii rzekomo hańbiące],
nie uciekamy się do żadnych podstępów ani nie fałszujemy
[gr. medé doloúntes ton lógon tou Theóu = od: doloúo = zniekształcam, chytrze-podstępnie dezinformuję. Czyli: ani podstępnie nie zniekształcając]
Słowa Bożego, lecz okazywaniem Prawdy przedstawiamy siebie samych
w obliczu Boga osądowi sumienia każdego człowieka ...
– Nie głosimy bowiem siebie samych, lecz Chrystusa Jezusa jako Pana,
a nas – jako sługi wasze przez Jezusa ...” (2 Kor 4,2.5).

Taka postawa Kapłana-Apostoła – i każdego prawowitego, sakramentalnego następcy Apostołów, nie mogła nie oddziaływać przyciągająco. Dobro – swoiście zamienne z bytem, wzajemnie w siebie przechodzą. Prawda Objawienia sama przez się przyciąga i sama się ‘obroni’. Z tym tylko, że ktoś pojedynczy może świadomie i dobrowolnie Prawdy Objawienia nie przyjąć. Taka sytuacja byłaby jednak równoznaczna z najwyższym zagrożeniem własnego losu wiecznego ...


W takich okolicznościach stawały wobec siebie niejako ‘oko-w-oko’ dwa omawiane sakramenty: z jednej strony sakrament kapłaństwa sług Słowa, a z drugiej osoby słuchaczy, wśród których w sposób zasadniczy wyróżniały się całe pary małżeńskie – jako „w Panu” (1 Kor 7.39) przeżywany sakrament małżeństwa. Nie jako konfrontacja, ani walka, ale jako dwa równoległe, w najwyższym stopniu harmonijnie ze sobą się splatające dwa sposoby intensywnie przeżywanego tego samego Jezusa Chrystusa, Syna Bożego ukrzyżowanego – zmartwychwstałego. Jako Syn Boży zaproponował On człowiekowi oblubieńczość, sam stając się Oblubieńcem-z-Krzyża dla Kościoła, swej Mistycznej Oblubienicy.

Zarówno owi indywidualni słuchacze, jak całe pary małżeńskie zasłuchane w głoszone i w czyn wprowadzane Słowo Boże owych na życie i na śmierć oddanych sług Chrystusa, byli pełni podziwu w obliczu owych kapłanów, dla których – podobnie jak dla Pawła – sensem życia i śmierci stało się: „Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk(Flp 1,21). Przykład Pawła – i coraz dalszych Sług Chrystusa „według Serca Bożego” (por. Jr 3, 15; PasDV 1), działał przyciągająco – w najlepszym tego słowa znaczeniu. Bezkompromisowe oddanie się sług Słowa Bożego Chrystusowi stawało się decydującym motywem do przyjęcia zarówno tej samej wiary, jak i takiej samej postawy: bezkompromisowego wcielania w czyn treści Dobrej, wymagającej Nowiny Syna Bożego.

Widzieliśmy już w poprzednich rozważaniach, że zarówno Dzieje Apostolskie, jak i wiele z Listów Apostolskich – wymieniają cały szereg par małżeńskich wyróżniających się gorliwością zarówno w kwestii utrzymania czystego przekazu wiary, jak i życia w pełni zgodnego ze wskazaniami Jezusa Chrystusa.

Wśród nich niewątpliwie wybijali się małżonkowie Akwila i Pryscylla. Pisma Apostolskie wspominają o tej parze małżeńskiej szereg razy. Są oni parokrotnie wymienieni po imieniu – jako z całym oddaniem zaangażowani w wielorakiej posłudze na rzecz rozwijającego się Kościoła Bożego.
– Działo się to w trudnych, jeśli nie ryzykownych okolicznościach ówczesnych środowisk, gdzie za opowiedzenie się za Chrystusem można łatwo było narazić swe życie na jego utratę.

Ci dwoje – jako para małżeńska, przeżywająca swoje życie małżeńskie jak najbardziej normalnie dalej, ale stale „w Panu” (1 Kor 7,39), udostępniali swój dom dla potrzeb rodzącego się Kościoła w paru miastach, gdzie im wypadało żyć i rozwijać się, zależnie od sytuacji polityczno-religijnej. Obserwujemy, jak małżonkowie ci musieli – zapewne z całą rodziną – przenosić się coraz to gdzie indziej: mieszkali w Rzymie, potem w Koryncie, następnie w Efezie, a potem prawdopodobnie ponownie w Rzymie.

Nie ulega wątpliwości, że oboje małżonkowie byli w bardzo pozytywnym znaczeniu zafascynowani osobowością Pawła, Apostoła Narodów, a także jego współpracowników w dziele Ewangelizacji. Zarówno ta para małżeńska: Akwila z małżonką Pryscyllą, jak i inne zaangażowane pary małżeńskie, mogli na bieżąco podziwiać życie dla Ewangelii czy to Tymoteusza, czy Sylwana, czy Tytusa, i zapewne wielu innych, których zaangażowanie w pracy apostolskiej oraz życie prywatne mogli obserwować z bliska niemal na co dzień. O każdym z nich mógł Paweł napisać to samo, co skreślił w ostatnim Liście przed swą męczeńską śmiercią do „Tymoteusza, swego umiłowanego dziecka(2 Tm 1,2):

„Ty natomiast poszedłeś śladem mojej nauki, sposobu życia, zamierzeń, wiary, cierpliwości, miłości, wytrwałości, prześladowań, cierpień, jakie mnie spotkały w Antiochii, w Ikonium, w Listrze.
Jakież to prześladowania zniosłem – a ze wszystkich wyrwał mnie Pan! I wszystkich, którzy chcą żyć zbożnie w Chrystusie Jezusie, spotkają prześladowania ...” (2 Tm 3,10nn).

Wszystkie te prześladowania i tortury znosił Paweł – i jakże wielu innych uczniów Chrystusa przez wszystkie wieki istnienia Kościoła, jedynie „dla Imienia Jezus”:

„Ty więc, moje dziecko, nabieraj mocy w łasce, która jest w Chrystusie Jezusie, a to, co usłyszałeś ode mnie za pośrednictwem wielu świadków, przekaż zasługującym na wiarę ludziom, którzy też będą zdolni nauczać i innych. Weź udział w trudach i przeciwnościach jako dobry żołnierz Chrystusa Jezusa ...
– Pamiętaj na Jezusa Chrystusa, potomka Dawida. On według Ewangelii mojej powstał z martwych.
Dla niej znoszę niedolę aż do więzów jak złoczyńca.
Ale: Słowo Boże nie uległo skrępowaniu. Dlatego znoszę wszystko przez wzgląd na wybranych,
aby i oni dostąpili zbawienia w Chrystusie Jezusie razem z wieczną chwałą ...
– Jeśli trwamy w cierpliwości, wespół z Nim też królować będziemy ...
– Jeśli my odmawiamy wierności, On wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć siebie samego” (2 Tm 2,1nn.8nn.12.13).

(11.8 kB)

RE-Lektura: cz.VII, rozdz. 2-e.
Stadniki, 24.V.2015.
Tarnów, 5.VI.2022.

(0,7kB)        (0,7 kB)      (0,7 kB)

Powrót: SPIS TREŚCI



4. Nieposzlakowana chluba Pawła w jego odniesieniach do
kobiety

5. Dalsze wskazania Apostolskie o odniesieniach Sług Słowa
a Małżeństwa

6. Nieskazitelność Sług Ołtarza w obliczu Sakramentu
Małżeństwa na przykładzie Pawła

„Co było zyskiem, uznałem za stratę ...” (Flp 3,7-11). Tekst
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (Flp 4,13)
7. Kapłani – a Małżeństwa w sakramentalnej wierności temu
samemu powołującemu Chrystusowi

a. Kapłani – a małżeństwa wierni powołującemu ich
Chrystusowi

b. Heroizm małżonków-rodzin wiernych Chrystusowi mimo
prześladowań

c. W wewnętrznym przynagleniu do radosnej Ewangelizacji
8. Zafascynowanie par małżeńskich bezkompromisowym
oddaniem Sług Słowa


Obrazy-Zdjęcia

Ryc.1. Palestyńczycy uciekają z rannymi dziećmi przed bombami
Izraelczyków

Ryc.2. Tsunami i trzęsienie ziemi w Samoa-Tonga
Ryc.3. Tato ze trójką dzieci, które go bardzo kochają i z nim
się bawią

Ryc.4. Rozweselona mała dziewczynka z Chin
Ryc.5. Niespotykana przyjaźń psa z kotem
Ryc.6. Jan Paweł II z pielgrzymką na Litwie: Wzgórze Krzyży