(0,7kB)    (0,7 kB)

UWAGA: SKRÓTY do przytaczanej literatury zob.Literatura


(14 kB)

c. Czystość serca: warunek stawania się osobą-darem

Zauważamy, że omawiane słowo Jezusa o pożądliwym spoglądaniu na kobietę wniosło niemal rewolucyjną zmianę w dotychczasowe, skażone pojmowanie małżeństwa i wzajemnych odniesień mężczyzny i kobiety. Podczas gdy dotąd legalizm starotestamentalny sprzyjał traktowaniu żony jako części ‘własności-majątku’ męża, Jezus wskazuje na godność i wartość kobiety. Tak ukazane małżeństwo staje się podstawą do odzyskania właściwego miejsca dla miłości – jako daru osoby dla osoby. Podsumowaniem tej analizy są trafne słowa Jana Pawła II z jego katechezy środowej:

„... W Kazaniu na Górze [Chrystus] przypomina tylko przykazanie ‘Nie cudzołóż’, natomiast nie przeprowadza krytyki postępowania swoich słuchaczy w odniesieniu do tego przykazania ...
To, co powie w drugiej części swojej wypowiedzi ... [‘A Ja wam powiadam ...’] będzie czymś więcej niż polemiką z ‘uczonymi w Piśmie’, czyli z ‘moralistami’ Tory [= Prawa Mojżeszowego]. Będzie od razu przejściem do Nowego etosu.
– Chrystus jak gdyby pozostawia wszystkie spory prowadzone o etyczny sens cudzołóstwa na gruncie prawodawstwa oraz kazuistyki, gdzie istotna międzyosobowa relacja męża i żony zostaje w znacznej mierze przesłonięta przedmiotową relacją własności – i wchodzi w inny wymiar. Mówi:
‘A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już ... ją scudzołożył w sercu swoim’ [Mt 5,28]. ...
– Chodzi tutaj o akt czysto wewnętrzny i jednostronny. Tak więc ‘cudzołóstwo w sercu’ zostało poniekąd przeciwstawione ‘cudzołóstwu w ciele’. ...” (MiN 151n).

W nawiązaniu do tego słowa Chrystusa podkreśla Ojciec święty fakt, że Jezus nie wchodzi w szczegóły składające się na treść ‘pożądliwego spoglądania’, a natomiast zatrzymuje się na progu człowieka opanowanego pożądaniem:

„Jeszcze pożądanie nie zamieniło się w zewnętrzne działanie, ... jest jeszcze tylko wewnętrznym aktem serca, wyraża się we wzroku, w sposobie ‘patrzenia na kobietę’ a już można w pełni odkryć i zidentyfikować jego istotną treść i wartość. ...
Spojrzenie mówi o tym, co dzieje się w sercu. Wzrok wyraża poniekąd całego człowieka. ... Chrystus pragnie w tym wypadku uwydatnić, iż człowiek ‘patrzy wedle tego kim (i jakim) jest’ [łac.: intuéri sequitur esse = oglądanie jako wyraz tak formującego się bycia-człowiekiem]. Spojrzenie odsłania człowieka do pewnego stopnia na zewnątrz, wobec drugich; daleko bardziej jeszcze odsłania go ‘na wewnątrz’ (lub może raczej ‘DO wewnątrz’) – odsłania go przed nim samym (MiN 158n).

Tutaj właśnie, na progu tego, jakim w swym wnętrzu pragnie być dany człowiek – w tym wypadku człowiek poddający się świadomie pożądaniu, ujawnia się destruktywna istota pożądliwości. Ojciec święty mówi dalej:

„Chrystus więc uczy, ażeby zatrzymać się przy spojrzeniu, bo ono jest jakby progiem wewnętrznej prawdy. W ... spojrzeniu, w tym ‘jak patrzę’ – można w całej pełni zidentyfikować, czym jest ‘pożądanie’ ...
– ... ‘Pożądliwie patrzeć’ wskazuje na takie doświadczenie sensu ciała, w którym za sprawą właśnie pożądania przestaje ono być sensem oblubieńczym. Przestaje też być sensem rodzicielskim ...
– Gdy chodzi o małżeńskie zjednoczenie mężczyzny i kobiety, sens ten jest zakorzeniony w oblubieńczym sensie ciała, niejako organicznie wyłania się z niego.

... Człowiek ... ‘patrząc pożądliwie’ ... doświadcza odejścia od tego sensu ciała, który ... stoi u podstaw budowania komunii, czyli jedności osób ...
Doświadczenie oblubieńczego sensu ciała jest w sposób szczególny przyporządkowane do owego sakramentalnego wezwania, ale nie jest do niego ograniczone. Oblubieńczy sens ciała warunkuje wolność daru, która ... może się urzeczywistniać również inaczej niż przez małżeństwo [= stać się darem w dziewictwie ze względu na Chrystusa] ...” (MiN 159n).

Zauważamy, że we wnętrzu ludzkiego serca rozgrywa się w dziedzictwie grzechu pra-początku w raju zmaganie pomiędzy oblubieńczym sensem ciała, które miało stać się dla mężczyzny i kobiety drogą dostrzeżenia poprzez ciało w jego męskości i kobiecości osoby tego drugiego, zgodnie z zamysłem miłości wbudowanym w człowieczeństwo przez Stworzyciela człowieka – a redukcją tegoż drugiego do samego tylko płciowego wymiaru jego człowieczeństwa.
– Ujmuje to po mistrzowsku Jan Paweł II w dalszym ciągu swych rozważań środowych:

„Owo odwieczne wezwanie, ... odwieczna poniekąd fascynacja wzajemna mężczyzny kobiecością kobiety, a kobiety męskością mężczyzny – jest wezwaniem poprzez ciało, nie jest natomiast pierwotnie ‘pożądaniem’ ... [‘Kto pożądliwie patrzy...’].
– ‘Pożądanie’ ... oznacza swego rodzaju ‘redukcję’ [= okrojenie czegoś] tego, czym było ... owo wezwanie, owa wzajemna fascynacja.
– Odwieczne ‘kobiece’ ..., podobnie zresztą jak odwieczne ‘męskie’, ... stara się uchylić od pożądania – i szuka dla siebie miejsca na właściwym dla świata osób poziomie afirmacji. ...
Słowa Chrystusa z Kazania na Górze potwierdzają ten właśnie wymiar. ...

–... Czymś innym ... jest świadomość, że w całym tym bogactwie wartości, w jakim pojawia się dla człowieka-mężczyzny drugi człowiek właśnie przez swą kobiecość, tkwi zarazem wartość seksualna, poniekąd sama cielesna płciowość tego człowieka, a czymś innym sprowadzenie (czyli właśnie: ‘redukcja’) całego tego osobowego bogactwa kobiecości do tej jednej wartości, do samej płciowości jako przedmiotu możliwego zaspokojenia własnej płciowości. ...” (MiN 161)

W kontynuacji analizy owego sprowadzenia bogactwa drugiej osoby do samego tylko płciowego wymiaru wskutek poddawaniu się pożądliwości, wskazuje Jan Paweł II na wewnętrzne spustoszenie, dokonywane przez taki sposób kształtowanych wzajemnych odniesień:

„Pożądanie przyczynia się (naprzód na wewnątrz, czyli ‘w sercu’) do tego, że w polu widzenia człowieka owładniętego nim ... zaciera się osobowy sens ciała. Kobiecość dla męskości przestaje być nade wszystko wyrazem osobowego podmiotu, przestaje być swoistą mową ludzkiego ducha, traci wymowę znaku. ... Przestaje niejako dźwigać na sobie to wspaniałe znamię oblubieńczego sensu ciała. Przestaje być jego świadomościowym i przeżyciowym kontekstem.
– Zrodzone z samej pożądliwości ciała ‘pożądanie’ od pierwszej chwili ... zaistnienia ‘w sercu’, przechodzi niejako obok tego kontekstu (można by powiedzieć obrazowo, iż przechodzi po gruzach oblubieńczego sensu ciała i wszystkich jego podmiotowych komponent) i zmierza mocą swojej własnej intencjonalności aksjologicznej [dobrowolnie obranej skali wartościowania] wprost do jednego tylko celu: zmierza do zaspokojenia samej seksualnej potrzeby ciała jako do swego właściwego przedmiotu. ...” (MiN 162).

(7 kB)
Z Pielgrzymki Benedykta XVI do Polski: Ojciec Święty udziela Komunii świętej dziewczynce po pierwszej Komunii świętej. Z jakimż uszanowaniem dla świętości Eucharystii udziela Benedykt Komunii świętej zawsze jedynie do ust - i gdy osoba przyjmująca Eucharystię .. klęczy!

W następstwie takiego spoglądania: pożądliwego, dalekiego odstępstwa w swym wnętrzu od Bożego zamysłu związanego ze „swoistą odmiennością i oryginalnością osobową mężczyzny i kobiety” (por. MuD 10) w ich „jedności dwojga” (tamże: MuD 10), dochodzi do całkowitego wypaczenia Bożego dzieła stworzenia człowieka jako Bożego Obrazu.

Wszystko to dokonuje się na poziomie najpierw poznania, czyli świadomości. Żeby się ‘pożądliwe spoglądanie’ wyraziło z całą swą destruktywną dynamiką, musi obecnie wkroczyć wola. Jan Paweł II mówi w dalszym ciągu:

„Sama intencjonalność poznawcza nie stanowi jeszcze o opanowaniu ‘serca’. Dopiero wówczas, kiedy ... redukcja intencjonalna wciąga w swój zacieśniony horyzont wolę, kiedy wywołuje w niej decyzję odniesienia do drugiego człowieka ... wedle tej skali wartości, która właściwa jest dla ‘pożądania’, wówczas dopiero można powiedzieć, iż ‘pożądanie’ to opanowało również ‘serce’ ..., staje niejako u źródła chcenia, wyboru i rozstrzygania ...” (MiN 164).

W zakończeniu swych rozważań wykazuje Jan Paweł II, że Chrystusowe słowo piętnujące ‘pożądliwe spoglądanie na kobietę’ dotyczy nie tylko mężczyzny żonatego w stosunku do obcej kobiety, nie będącej jego żoną, ale wszelkiego spoglądania podyktowanego samą tylko pożądliwością. Jezus formułuje swoją wypowiedź ogólnie:
Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa” (Mt 5,28).

Na takie rozumienie Jego słów wskazuje cały kontekst. Jezus mówi wyraźnie, iż nie przyszedł „znieść Prawo ... ale wypełnić” (Mt 5,17), czyli doprowadzić je do pełni i doskonałości. Przez samo w sobie napiętnowanie ‘cudzołożenia w sercu’ ukazuje Chrystus drogę dla wypełnienia sensu przykazania Bożego „Nie cudzołóż”. Ten dopiero przestrzega tego przykazania, kto pielęgnuje czystość serca, zgodnie z jednym z Błogosławieństw Kazania na Górze:Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą” (Mt 5,8).

Ten sam również kierunek: wymóg czystości serca, które nie pozwala się opanować pożądliwości, potwierdza z kolei bezpośrednio następujący kontekst. Jezus podkreśla w nim radykalizm etosu Ewangelii, który przedkłada wszystkim odkupionym przez swoje przyjście na świat. Nie waha się użyć bardzo mocnych słów, w których ukazuje jednoznaczność stawianych wymagań:

„Jeśli więc prawe twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało być wrzucone do piekła.
I jeśli prawa twoja ręka jest ci powodem do grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało iść do piekła” (Mt 5,29n).

W ten sposób:

„Chrystus ... uczy, że przykazanie wypełnia się przez ‘czystość serca’, która udziałem człowieka nie staje się inaczej jak tylko za cenę stanowczości w stosunku, do wszystkiego, co bierze swój początek z pożądliwości ciała.
– ‘Czystość serca’ osiąga ten, kto umie od swego ‘serca’ konsekwentnie wymagać. Od swego ‘serca’ i od swego ‘ciała’ ...” (MiN 173n).


W omówionym, mocnym słowie o ‘pożądliwym spoglądaniu na kobietę’, Chrystus nie wypowiada się wprost o samym w sobie małżeństwie, ani tym bardziej małżeństwie jako sakramencie Kościoła. To zaś jest aktualnie przedmiotem naszych dociekań: staramy się śledzić aluzje i zapisy Ewangelii, które mogłyby stanowić punkt wyjścia dla wypracowania teologii małżeństwa jako sakramentu.

A jednak trzeba nam przyjąć z wielką wdzięcznością tę całkiem nową, Bożą wizję, dotyczącą wzajemnych odniesień mężczyzn i kobiet. Zauważamy, że Jezus wynosi je bez wielkich uprzednich zapowiedzi niejako jednym ruchem natychmiast na poziom pierwotnej, Bożej wizji godności mężczyzny i kobiety jako Bożego żywego Obrazu.

Gdy między nimi Bóg znajdzie się na pierwszym miejscu, wszystko inne też zaczyna być w pełnej wzajemnej harmonii na sobie właściwym miejscu. W sercu tak mężczyzny, jak kobiety, zaczyna panować czystość, która przywraca wzajemne widzenie siebie „wewnętrzną pełnią widzenia człowieka w Bogu, to znaczy wedle miary Obrazu Boga” (MiN 53). Wtedy oboje „widzą ... i ogarniają siebie z całym pokojem wewnętrznego wejrzenia, który właśnie stwarza pełnię osobowej intymności ...” (MiN 54).

W tej sytuacji sprawdza się spontanicznie uprzednie słowo Chrystusa: „Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane” (Mt 6,33). Gdy wzajemne odniesienia mężczyzny i kobiety będą kształtowane zgodnie z Bożym zamysłem miłości, wzajemne relacje będą się układały po linii postrzegania drugiego człowieka jako osoby – w całym jej bogactwie wezwania do bycia wzajemnym darem „osoby dla osoby”.

Wtedy też pojawi się właściwe podłoże dla podejmowania odwiecznego wezwania człowieka do związania się z osobą odmiennej płci w przymierzu małżeńskim. Z nim zaś Bóg jako Stworzyciel związał szczególne dary swych łask, właściwych małżeństwu jako wyrazowi sakramentu stworzenia. W jego kontynuacji i dzięki jego wyniesieniu na poziom odpowiadający dziełu odkupienia, ustanowi Chrystus małżeństwo jako sakrament Kościoła.

Z drugiej strony ukazuje Chrystus przez swe zdecydowane słowo równolegle możliwość realizacji swego powołania jako daru „osoby dla osoby” niezależnie od wiązania się przymierzem małżeńskim – w stanie bezżennym. Dokładniej nawiąże Chrystus do tej możliwości, jako swoistej „absolutnej nowości Ewangelicznej” w stosunku do tradycji Starego Przymierza (MiN 296) – w swej wypowiedzi o bezżenności dla królestwa niebieskiego” (Mt 19,12).

Ostateczne powołanie mężczyzny i kobiety jest wciąż takie samo: stać się na wzór samego Boga darem „osoby dla osoby”. A tylko drogi do jego realizacji bywają zróżnicowane: w małżeństwie, w życiu konsekrowanym, w kapłaństwie, czyli celibacie ‘dla Królestwa Niebieskiego’, dokładniej mówiąc: dla samego Chrystusa.

Natomiast w omówionym słowie, w którym Jezus tak zdecydowanie piętnuje ‘pożądliwe spoglądanie na kobietę’, Chrystus wyraźnie oczyszcza teren serca pod dalszy rozwój objawienia w tym zakresie. Znajdzie się tu miejsce zarówno dla małżeństwa jako sakramentu Nowego Przymierza, jak i dla pozostałych rozwiązań wezwania mężczyzny i kobiety do stawania się „bezinteresownym darem z siebie samego” (GS 24).

(8 kB)

D.   MOTYW UCZTY WESELNEJ
W EWANGELIACH

(7 kB)

1. Komunia małżeńsko-rodzinna
przy wspólnym stole według ST

(6,9 kB)

(0,39 kB)  Stajemy przed kolejną grupą wypowiedzi Ewangelii, które mogą mieć jakiś związek z małżeństwem jako sakramentem. Tym razem pragniemy zwrócić uwagę na powtarzające się wzmianki o gromadzeniu się przy wspólnym stole małżeństwa i rodziny.
– Można by sądzić, że samo w sobie zasiadanie do stołu, by się posilić i porozmawiać, jest czymś tak zwyczajnym i pospolitym, że trudno tu dopatrzeć się zalążku, który by mógł posłużyć do wypracowania teologii małżeństwa jako sakramentu Kościoła. Głębsze spojrzenie na motyw gromadzenia się przy stole może jednak ukazać ukryte w tym codziennie uruchamianym fakcie aspekty, które rzutują na istotę komunii, jaka istnieje i powinna istnieć między mężem a żoną w małżeństwie, a konsekwentnie w rodzinie.

Pragnieniem każdej pary małżeńskiej w Izraelu było doczekać się pięknego wieńca dzieci, które by się mogły gromadzić przy jednym stole. Tutaj okazywało się w sposób sam przez się zrozumiały, że głową domu jest ojciec [hebr.: Bá‘al Bét]. On jest ‘panem’ domu , podczas gdy jego małżonka to matka domu, matka rodziny. Stół rodziny stawał się rozrastającym się miejscem, gdzie wszyscy znajdowali swe miejsce i nie tylko spożywali wspólny posiłek, ale wzrastali w tradycji tak rodowej, albo i narodowej, ale tym bardziej religijnej: wiary w tego samego Boga, tej samej religii, tego samego rodu-narodu, tego samego kraju.

Gromadzenie się przy tym samym stole małżeńsko-rodzinnym stawało się radością całego ‘domu’. Zaliczali się do niego nie tylko małżonkowie, ale ich dzieci, a ponadto słudzy i niewolnicy, których traktowano jako przynależących do tego samego domu w szerszym, a przecież bardzo realnym znaczeniu.

Z jakąż radością przeżywali Izraelici chwile przeżywane wspólnie przy tym samym stole! Świadczą o tym chociażby słowa Psalmu:

„Błogosławiony każdy, kto boi się Jahwéh, który chodzi Jego drogami!
Bo z pracy rąk swoich będziesz pożywał, szczęście osiągniesz i dobrze ci będzie.
Małżonka twoja jak płodny szczep winny – we wnętrzu twojego domu.
Synowie twoi jak sadzonki oliwki – dokoła twojego stołu.
Oto takie błogosławieństwo dla męża, który boi się Jahwéh ...” (Ps 128 [127],1-4).

Gromadzenie się przy wspólnym stole było od zawsze uważane za jeden z wyrazów budowanej komunii życia i miłości przymierza małżeńskiego, jaki z sobą zawarli dwoje małżonkowie-rodzice. Przyjmowali oni w chwili wyrażania sobie zgody na stanie się przymierzem małżeńskim nie tylko siebie wzajemnie jako dar ‘osoby dla osoby’, ale i związane z oblubieńczo-małżeńskim dwoje-jednym-ciałem ukierunkowanie na rodzicielski sens ciała. Wyrażało się ono w przyjmowaniu każdego po kolei dziecka.
– Płodność małżeńska uchodziła od zawsze za szczególne świadectwo Bożego błogosławieństwa – w przeciwieństwie do bezdzietności, którą małżonkowie przeżywali z niezwykłym bólem serca.

(0,39 kB)  W innym wypadku Psalmista doznaje szczególnej radości, że może urządzić ucztę biesiadną na przekór swym przeciwnikom i nieprzyjaciołom. Sądzili on, że nieszczęścia, jakie spotkały owego człowieka, są znakiem Bożej nie-łaski względem niego.

Tymczasem człowiek ten zawierzył Jahwéh, modląc się z żarliwą wiarą:
„Jahwéh jest moim Pasterzem, nie bak mi niczego ...” (Ps 23 [22],1).
Mimo wszelkich doświadczeń, w jakie obfitowało jego życie, Bóg go wciąż wspierał. Toteż mógł on w końcu powiedzieć:
„Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną ...” (tamże, w. 4).
– Znakiem Bożej łaski stała się w końcu możliwość zgromadzenia rodziny – i zapewne osób życzliwych – przy wspólnym stole:

„Stół dla mnie zastawiasz – wobec mych przeciwników;
namaszczasz mi głowę olejkiem; mój kielich jest przeobfity ...” (Ps 23 [22],5).

(9 kB)
Dla samego Benedykta XVI całość Pielgrzymki do Polski nie oznaczała bynajmniej miłego relaksu, ale była ogromnym trudem: fizycznym i tym bardziej psychicznym. Widzimy, jak Papież skrycie ociera pot, a na twarzy rysuje się wyraźne zmęczenie. W sercu jednak panuje niewątpliwie wdzięczność Bożej Opatrzności za pokrzepienie, jakim stała się dla niego Pielgrzymka do ziemi ojczystej swego poprzednika Jana Pawła II. Jednocześnie zaś pielgrzymka ta przyczyniła się do umocnienia wiary Ludu Bożego odwiedzanego kraju.
– Z szczególnym wzruszeniem przeżył Benedykt XVI Mszę św. odprawianą na Błoniach Krakowskich. Benedykt XVI powiedział: TUTAJ wielokrotnie sprawował Mszę św. Ojciec Święty Jan Paweł II podczas swych niezapomnianych podróży apostolskich do ojczystego kraju. Spotykał się z Ludem Bożym podczas liturgii w każdym niemal zakątku świata, ale nie ma wątpliwości, że odprawianie Mszy świętej na Krakowskich Błoniach było dla niego za każdym razem wyjątkowym przeżyciem.

Również tutaj możność zgromadzenia się przy wspólnym stole wiąże się zgodnie z kontekstem – z życiem małżeńsko-rodzinnym. Wrogowie ojca, głowy domu, tzn. ojca rodziny, są również wrogami całej rodziny. Tymczasem Bóg najwidoczniej błogosławi temu domowi, tak iż wszyscy zasiadają nadal przy stole hojnie zastawionym. Budzi to oczywiście zazdrość i gniew u wrogów.

Inna rzecz, że w przypadku tego właśnie Psalmu wzmianka końcowa przytoczonego wiersza: „Namaszczasz mi głowę olejkiem, mój kielich jest przeobfity” (Ps 23 [22],5) nosi wydźwięk mesjański. Bo i Chrystus zapowiada w swych mowach eschatologicznych ucztę, na której będą mogli zasiąść wszyscy zbawieni (zob. Łk 22,30; Ap 2,7; 3,20; itd.).

(0,38 kB)  Nasuwa się z kolei charakterystyczny fragment o trudnych wydarzeniach z życia proroka Jeremiasza. Jahwéh zaproponował mu życie trudne – samotne. Polecił mu, żeby nie zakładał małżeństwa i rodziny. Wbrew jego osobistym, gorącym pragnieniom:

„Jahwéh oznajmił mi następujące słowo: ‘Nie weźmiesz sobie żony
i nie będziesz miał na tym miejscu ani synów, ani córek’ ...” (Jr 16,1n).

Bezżenność Jeremiasza, spragnionego spokojnego życia – z kochającą żoną i w gronie całego wiana dzieci, miała się stać znakiem prorockim dla ówczesnego Izraela. Bóg zapowiada, że wszyscy którzy się tutaj – w Jeruzalem, narodzą, pomrą w nadchodzącej wojnie i nieszczęściach, jakie przyjdą na to pokolenie, gdyż „... zawiesiłem swoją przychylność dla tego narodu ..., cofnąłem łaskę i miłosierdzie” (Jr 16,5).

Przekonujemy się, że i w tym wypadku: nie spełnionego pragnienia proroka Jeremiasza, podłożem jego bólu serca zapewne nie była lubieżność, ale naturalne pragnienie po linii ‘małżeństwa-jako-sakramentu-stworzenia’, wraz z jego radościami, a tym bardziej obowiązkami i poczuciem służby Narodowi i społeczeństwu. Małżeństwo służyło przecież tworzeniu rodziny. A ta była z pokolenia na pokolenie budowaniem według Bożych ustaleń: komunii miłości i życia, z świadomością, że dary te pochodzą bezpośrednio od Boga, dawcy pokoju, radości, miłości i wszelkiego błogosławieństwa. Małżeństwo przekształcające się w rodzinę, gdzie mąż i małżonka wzajemnie się kochają i budują własną komunię osób, stawało się zawsze tytułem do uzyskiwania szczególnego Bożego błogosławieństwa dla spełniania przyjętych zobowiązań małżeńsko-rodzinnych, a z kolei tytułem do radości z posiadania błogosławionej liczby dobrych dzieci, chluby ojca i matki.

(0,38 kB)  Trzeba podkreślić, że możność gromadzenia się przy wspólnym stole w małżeństwie i rodzinie przeżywano od zawsze jako akt głęboko religijny. Toteż przed i po spożywaniu wspólnego posiłku nie mogło zabraknąć modlitwy uwielbienia i dziękczynienia, wraz z zawierzeniem się Bożej Opatrzności. Wspólne spożywanie posiłku stawało się przeżywaniem łaski stworzenia w jej wyrazie małżeństwa jako sakramentu stworzenia.

Całkiem szczególnego charakteru nabywała w tym wymiarze uczta paschalna. Miała ona z pokolenia na pokolenie uobecniać zbawcze dzieło Jahwéh, który spełniając uroczyście obietnice dane Patriarchom Narodu, „wyciągniętym ramieniem” (Wj 6,6) wyprowadził Hebrajczyków z Egiptu po paruwiekowym życiu w sponiewieraniu i niewolniczej służbie.
– Tym samym jesteśmy na tropie ‘kapłańskiej’, nauczycielskiej i prorockiej funkcji małżeństwa już też jako pra-Sakamentu (por. FC 38.50.55.59n.63.66).

Nic dziwnego, że szczególnie w tę właśnie coroczną ucztę, pełną symboliki, gromadziła się rodzina cała dla spożycia baranka wielkanocnego. Jego krwią były wtedy, owego 12-go dnia miesiąca Abíb, naznaczone na polecenie samego Jahwéh drzwi i domy Hebrajczyków. Doznali tej nocy cudu uwolnienia z Egiptu.
– Rodzina i współuczestniczący w owej uczcie paschalnej musieli być przyodziani tego dnia w określony strój i zajmować określoną postawę. Miało to być upamiętnieniem pośpiesznego wyjścia z Egiptu w tę tajemniczą, cudowną noc. Dla Egipcjan stała się ona nocą przeprowadzonego przez Jahwéh „sądu nad wszystkimi bogami Egiptu” (Wj 12,12). Natomiast dla Hebrajczyków była ona nocą politycznie i socjologicznie niewytłumaczalnego cudu wyjścia i ocalenia całego narodu z Egiptu.

Rytuał uczty paschalnej zawierał wyraźne polecenie, zgodnie z którym jedno z dzieci – zapewne jedno z młodszych dzieci, miało w pewnej chwili postawić ojcu, panu domu, zasadnicze pytanie odnośnie do znaczenia tej przedziwnej uczty. Osoba męża, ‘głowy-domu’ pełniła w tej sytuacji zaszczytne zadanie przekazywania Tradycji dogmatycznej Bożego objawienia z pokolenia na pokolenie. Charyzmat ten związany był wprost z przymierzem małżeństwa, jakim ‘pan-domu’, ojciec, związał się ze swą małżonką, matką domu. Jego mocą nie tylko w rodzinie chrześcijańskiej epoki po-Chrystusowej, ale już też w małżeństwie i rodzinie jako wyrazie sakramentu stworzenia, małżonkowie-rodzice stawali się „pierwszymi głosicielami Ewangelii wobec dzieci ...” (FC 39).

Działo się to w chwili, gdy cały dom zasiadał do wspólnego stołu. Wszyscy razem tworzyli wtedy w najprawdziwszym znaczeniu komunię miłości i życia. Umacniały się wielorakie więzi małżeńskie i rodzinne. Nieprawdopodobne, żeby Bóg, Stworzyciel małżeństwa i rodziny, nie udzielał małżonkom całkiem szczególnych łask i błogosławieństw do tym godniejszego spełniania ich powołania jako małżonków i rodziców – mocą zawieranego małżeństwa jako już w okresie Starego Testamentu swoistego pra-sakramentu małżeństwa, tego szczególnego wyrazu sakramentu stworzenia.

(0,38 kB)  W poszukiwaniu światełek i zalążków porozrzucanych w Biblii, które posłużyłyby do utworzenia i rozwinięcia teologii sakramentu małżeństwa, należałoby nawiązać z kolei do księgi Przysłów Starego Testamentu. Jest to jedna z ksiąg tzw. Mądrościowych. W Księdze tej przemawia wielokrotnie Mądrość przybierająca postać Mądrości-Osoby. Z perspektywy pełni Bożego objawienia nietrudno powiązać te personifikacje z Drugą Osobą Trójcy Świętej: Synem-Słowem i Mądrością Ojca.

W całkiem szczególny sposób przemawia owa Mądrość w długim wywodzie w rozdziale Prz 8. Zaprasza wszystkich do podążania za jej radami. W końcu ujawnia się jakoby sam Jahwéh, który ją – „stworzył ... przed swymi czynami ... nim ziemia powstała” (Prz 8,22n). Będąc przy Stworzycielu, Mądrość mówi:

„Ja byłam przy Nim mistrzynią, rozkoszą Jego dzień po dniu,
cały czas igrając przed Nim, igrając na okręgu ziemi,
znajdując radość przy synach ludzkich” (Prz 8,30n).

Tak siebie samą przedstawiająca Mądrość, w której z perspektywy dokonanego odkupienia widzimy nietrudno Drugą Osobę Trójcy Przenajświętszej, zaprasza w bezpośrednim dalszym ciągu na ucztę przy obficie zastawionym stole:

„Mądrość zbudowała sobie dom i wyciosała siedem kolumn,
nabiła zwierząt, namieszała wina i stół zastawiła.
Służące wysłała, by wołały z wyżynnych miejsc miasta:
Prostaczek niech do Mnie tu przyjdzie’.
Do tego, komu brak mądrości, mówiła:
Chodźcie, nasyćcie się moim chlebem, pijcie wino, które zmieszałam.
Odrzućcie głupotę i żyjcie, chodźcie drogą rozwagi’
...” (Prz 9,1-6).

Nie wchodzimy tu w egzegezę tego tekstu, ani nawet w zagadnienie szczegółów użytej tu czy to personifikacji, czy już wyraźnie zasygnalizowanego zarysu dalszego rozwoju Bożego objawienia, w tym wypadku tajemnicy Trójcy Przenajświętszej. Nikt nie zaprzeczy, że tym właściwie zwołującym jest tu sam Bóg. Nawołuje wszystkich „prostaczków, ... tego komu brak mądrości”, czyli tych, których Jezus nazwie w Kazaniu na Górze „ubogimi w duchu, ... cichymi, łaknącymi i pragnącymi sprawiedliwości, wprowadzającymi pokój” (por. Mt 5,3.5n.9), żeby zechcieli przyjść na ucztę, którą ona – Mądrość, obficie zastawiła, zapraszając do wspólnego stołu.

Nie ma tu co prawda wzmianki o małżeństwie i rodzinie, czyli o tym, co w niniejszym rozdziale jest przedmiotem poszukiwań, chociażby w formie jedynie aluzji, które by dostarczyły jakichś punktów wyjściowych dla wypracowania teologii małżeństwa jako sakramentu. Niemniej występuje tu bardzo wyraźne nawiązanie do motywu uczty i jej uczestników, zgromadzonych wokół jednego stołu. Wspólny stół i spożywanie potraw przy tym samym stole stwarzał od zawsze uprzywilejowany moment, który zdecydowanie sprzyjał umacnianiu się komunii osób, które się na tę ucztę zgromadziły. Uczty takie przeżywano z całą pewnością zawsze głęboko religijnie: z modlitwą uwielbienia i dziękczynienia przed – i po jedzeniu.
– Już wtedy sprawdzał się ten sam styl Bożego działania, o jakim kiedyś wyraźnie powie Jezus:

„Bo gdzie są dwaj lub trzej zebrani w imię Moje,
tam jestem pośród nich” (Mt 18,20).

Z tego względu jest rzeczą zrozumiałą, że Stary Testament jest pełen wzmianek o ‘ucztach Bożych’. Tego rodzaju uczty były zresztą praktykowane również w pogaństwie. Z perspektywy dokonanego Odkupienia widzimy obecnie jasno, że poglądy związane z wszelkimi ucztami Bożymi jako poszukiwania zmierzały w prawidłowym kierunku. Chodziło o dostąpienie przez nie ścisłej komunii z samym Bogiem, względnie bóstwem (zob. np. relacja o Uczcie Bożej przy zawieraniu Przymierza z Bogiem pod Synaj; prócz Mojżesza z Aaronem było 70 ‘Starszych’ Izraela: ‘Potem jedli i pili ...’ – Wj 24,11). Pogaństwo błądziło natomiast w tym, iż sądziło, że ‘Boga’ może ‘stworzyć’, albo nawet wyprodukować – sam człowiek.

Przeciwnie zaś, wszelkie uczty urządzane z okazji składania ofiar dla Jahwéh niewątpliwie przyczyniały się do umacniania komunii z Bogiem Objawienia. Kiedyś sam Bóg Ojciec Niebieski wyprawi Odkupionym ucztę – bezprecedensową. Pokarmem stanie się Ciało i Krew Syna Bożego, Odkupiciela człowieka. Tam dopiero dokona się prawdziwe, najgłębsze zjednoczenie w komunii miłości i życia z samym Trójjedynym.

Odniesienia zaś na linii: Trójjedynego do Ludu Bożego Wybrania – stają się według całej Tradycji dogmatycznej ST i NT jednym wielkim wzorem dla kształtowania odniesień w komunii miłości i życia, jakie winny rozwijać się pomiędzy małżonkami. Potwierdzeniem tego stanie się zwłaszcza Słowo-Boże-Pisane z Listu św. Pawła do Efezjan (zwł. Ef 5,21-33). Do tego przejdziemy jeszcze poniżej (w następnym rozdziale: r. 9).

W nawiązaniu do tej bogatej tradycji dogmatycznej już też czasów Starego Testamentu, mówi prorok Izajasz proroczo o uczcie, jaką sam Jahwéh przygotuje kiedyś, w czasach dokonanego odkupienia:

„Jahwéh Zastępów przygotuje dla wszystkich ludów na tej Górze [= Syjon; przyszła Golgota]
Ucztę tłustego mięsa, z najwyborniejszych win.
Zedrze On na tej Górze zasłonę, zapuszczoną na twarzy wszystkich ludów,
i całun, który okrywał wszystkie narody.
Raz na zawsze zniszczy śmierć.
Wtedy Jahwéh Pan otrze łzy z każdego oblicza ...
I powiedzą w owym dniu: Oto nasz Bóg, ten, któremuśmy zaufali, że nas wybawi;
oto Jahwéh, w którym złożyliśmy naszą ufność:
Cieszmy się i radujmy z Jego zbawienia! ...” (Iz 25,6-9).

(7 kB)

2. Uczty przy wspólnym stole
w Nowym Testamencie

(6,9 kB)

a. Wielka uczta wyprawiona przez powołanego Mateusza-Lewiego

O wyprawieniu ‘wielkiej uczty’ wspominają trzej Ewangeliści w związku z powołaniem Mateusza-Lewiego do grona Apostołów (zob. Łk 5,27-32; Mt 9,8-13; Mk 2,13-17). Tylko Ewangelia Mateusza wymienia go po imieniu jako ‘Mateusza’. Pozostali dwaj Ewangeliści używają jego drugiego imienia: Lewi. Był on wtedy urzędnikiem na usługach Rzymskiego okupanta, pobierając od ludzi nałożone cło. Nic dziwnego, że samo określenie ‘celnik’ nasuwało ówczesnym ludziom najgorsze skojarzenia. Celnik uchodził w powszechnej opinii za człowieka całkiem upadłego i podłego, którego wszyscy publicznie piętnowali.

(4.5 kB)
Mamusiu, czy widzisz tę ładną trawkę? Jaka ona piękna! Mogę ci ją dać w podarunku? – Z Psalmów: „POSŁUCHAJ, mój Ludu, chcę przemawiać i świadczyć przeciw tobie, Izraelu: Ja jestem Bogiem, Bogiem TWOIM. Nie oskarżam cię o twe ofiary, bo twoje całopalenia zawsze są przede Mną. NIE chcę przyjmować cielca z twego domu, ni kozłów ze stad twoich, bo do Mnie należy cała zwierzyna po lasach, tysiące zwierząt na moich górach... SKŁADAJ Bogu ofiarę z DZIĘKCZYNIENIA, wypełniaj swoje ŚLUBY wobec Najwyższego. Wtedy wzywaj Mnie w dniu utrapienia: Ja cię uwolnię, a ty Mnie uwielbisz” ! (Ps 50[49],7-15).

Najpełniej przedstawia powołanie Mateusza do grona Apostołów Łukasz. Oto jego słowa:

„Potem wyszedł [Jezus] i zobaczył celnika, imieniem Lewi,
siedzącego w komorze celnej. Rzekł do niego: ‘Pójdź za Mną’.
On zostawił wszystko, wstał i poszedł za Nim.
Potem Lewi wyprawił dla Niego wielkie przyjęcie u siebie w domu; a była spora liczba celników oraz innych, którzy zasiadali z nimi do stołu. Na to szemrali faryzeusze i uczeni ich w Piśmie i mówili do Jego uczniów: ‘Dlaczego jecie i pijecie z celnikami i grzesznikami?’.
Lecz Jezus im odpowiedział: ‘Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników’ ...” (Łk 5,27-32).

Relacja o tej uczcie ukazuje wyraziście jedną z podstawowych funkcji wszelkiej ‘uczty’. Na uczcie gromadzą się zaproszeni przez gospodarza, którym jest ‘pan domu’ [hebr.: bá‘al-bet]. Jest on z zasady związany przymierzem małżeństwa, i tak dopiero jest konsekwentnie głową domu, czyli całej rodziny.
– Zaproszeni goście powinni by być – teoretycznie biorąc, ludźmi ‘sprawiedliwymi’ w znaczeniu biblijnym. Tak jednak wcale nie zawsze się dzieje. W tym określonym przypadku zaproszonymi są ‘koledzy-po-fachu’ Mateusza-Lewiego, chociaż nie brak było zapewne i innych znajomych Mateusza. Tym samym uczta, jaką zapewne z wielką radością wyprawił tak nieoczekiwanie przez Mistrza z Nazaretu powołany do grona Apostołów Mateusz-Lewi, zgromadziła sporo osób – w Bożej ocenie: ‘sprawiedliwych’, ale i grzeszników.

Chociaż zaproszeni nie zdawali sobie z tego jasno sprawy, zgromadzili się wokół ... Boga-Człowieka, Jezusa Chrystusa. Podjęli co prawda zaproszenie idące od wewnętrznie rozpromienionego Mateusza, ale ten owego ‘wielkiego przyjęcia u siebie w domu’ (Łk 5,29) by nie wyprawił, gdyby pierwej jemu ‘uczty weselnej’ – Bożej uczty, nie wyprawił sam Syn Człowieczy, Odkupiciel świata.

Czy to „wielkie przyjęcie u siebie w domu, a była spora liczba celników oraz innych ...” (Łk 5,29) – ma coś wspólnego z sakramentalnością małżeństwa? To zaś jest aktualnie przedmiotem naszych dociekań. Jan Paweł II napisze w Liście Apostolskim ‘Mulieris Dignitatem’ (1988 r.) niezwykle znamiennie o Eucharystii, która jest Bożą ucztą – ucztą weselną Bożego Baranka ze swą odkupioną Oblubienicą, tj. z Kościołem i każdym z osobna z odkupionych:

„... Chrystus jest Oblubieńcem Kościoła jako Odkupiciel świata. Eucharystia jest Sakramentem naszego Odkupienia. Jest Sakramentem Oblubieńca i Oblubienicy. Eucharystia uobecnia i – w sposób sakramentalny – na nowo urzeczywistnia odkupieńczy czyn Chrystusa, który ‘tworzy’ Kościół, jego Ciało. Z tym ‘Ciałem’ Chrystus zjednoczony jest jak Oblubieniec z Oblubienicą. To wszystko zawiera się w Liście do Efezjan ...” (MuD 26).

Wszystko to dzieje się na ... uczcie: na Bożej uczcie! Gospodarzem tej uczty jest ostatecznie nie tyle Mateusz, który – rozradowany doznaną Bożą łaską, wyprawił „dla Niego [= Jezusa] wielkie przyjęcie u siebie w domu” (Łk 5,29). Jest nim w pierwszym rzędzie Bóg-Człowiek: Odkupiciel swego żywego Obrazu wobec kosmosu.

On jest przez cały czas ośrodkiem, wokół którego skupia się uwaga gości, a tym bardziej ‘gospodarza’: Mateusza. On też, Jezus Chrystus, prowadzi wszystko, co się tutaj dzieje, do określonego celu. On właśnie w tajemniczy, sobie tylko znany sposób toruje sobie ścieżki i drogi do serca każdego z uczestników tej ‘uczty’. Każdy z nich jest Mu bardzo drogi. Każdego przecież odkupi niedługo „za wielką cenę” (1 Kor 6,20): swego Bożo-Ludzkiego Ciała i swojej Krwi. Za tę cenę pragnie każdego z zaproszonych ze sobą ... poślubić. Celem owego ‘zaślubienia’ jest zaofiarowanie każdemu szansy do najściślejszego uczestnictwa w swym Bożo-ludzkim Życiu i w swojej Bożo-ludzkiej Miłości.

Wszystko to dokonuje się w formie analogicznej do zjednoczenia osób w małżeństwie. W nim dwoje osób staje się jednym ciałem. Również tutaj wielość osób staje się przez działanie Ducha Świętego, który Syna Bożego nieustannie prowadzi (por. Mt 4,1; Hbr 9,14; itd.) – kimś jednym: Oblubienicą „Baranka Niepokalanego i bez zmazy” (1 P 1,19).
– A dzieje się to na ... uczcie: przy stole hojnie zastawionym daniami bezcennymi: Najdroższego Ciała i Najdroższej Krwi Odkupiciela, Oblubieńca dusz ludzkich, mimo iż aktualnie podawane potrawy są dopiero zdalną zapowiedzią tego Bożego ‘Dania’ i Bożego Stołu.

Wyprawione przez Mateusza-Lewiego „wielkie przyjęcie” miało charakter wybitnie weselny, mimo iż uczta nie była wystawiona dla nowożeńców. Trudno zaprzeczyć, że dominował nastrój radości i ‘odnalezienia się’ uczestników w Bogu.

Radość ta była niezaprzeczalnie bardzo podobna do tej, opisanej przez tego samego Ewangelistę – Łukasza, w nawiązaniu do kobiety, która w poszukiwaniu „zgubionej jednej drachmy” (por. Łk 15,8) nie wahała się „zapalić światło, wymieść dom i szukać starannie, aż ją znajdzie” (por. Łk 15,8). Łukasz dodaje, cytując słowa tego samego Jezusa, który tym razem ‘znalazł Mateusza-Lewiego’, a z nim – całe mnóstwo innych ‘zgubionych owiec-drachm’:

„... A znalazłszy ją [zgubioną jedną drachmę], sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi:
‘Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zagubiłam’ ...” (Łk 15,9).

Uczta Mateusza, pełna radości typu ‘weselno-ślubnego’, jest w sposób nie ukrywany cała odkupieńcza. Zmierza wyraźnie do zbawienia człowieka, który się ‘zgubił’. Raduje się Jezus. Radują się grzesznicy i celnicy, zaproszeni na przyjęcie przez Mateusza – za najwyraźniejszą aprobatą głównego gościa: Jezusa Chrystusa. Rozradowania doznać musiało całe niebo. Tam przecież:

„... Większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia” (Łk 15,7).

Oburzeni byli i gorszyli się kontaktami Jezusa z ‘celnikami’ jedynie „faryzeusze i uczeni w Piśmie” (Łk 5,30). Ich uwaga koncentrowała się wciąż tylko na zewnętrznych manierach przy stole oraz normach odniesień społeczno-religijnych usankcjonowanych przez tradycją rabinistyczną. Ta zaś bez zmrużenia oka „znosiła przykazanie Boże ze względu na tradycję” (por. Mt 15,6).
– Jezus, który dobrze dosłyszał (zob. Mk 2,17) groźne pomruki obecnych, pilnie Go obserwujących przedstawicieli wiodącej warstwy religijnej: faryzeuszów i uczonych w Piśmie. Odpowiedział im – broniąc jednocześnie swym słowem Dwunastu, których poprzednio „przywołał do siebie, ... aby Mu towarzyszyli, by mógł wysyłać ich na głoszenie Nauki, i by mieli władzę wypędzać złe duchy” (Mk 3,14n). Jezus dał następującą odprawę owym faryzeuszom, którzy mieli na względzie wszystko inne, a nie zbawienie człowieka:

„Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają.
Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników” (Mk 2,17; zob. Łk 5,31; Mt 9,12).

Zdajemy sobie sprawę, że Ewangeliści nie wspominają w opisie wyprawionego przez Mateusza „wielkiego przyjęcia u siebie w domu” (Łk 5,29) o małżeństwie. Wypadałoby powiedzieć, że aluzją do małżeństwa jest – prócz samego faktu wyprawionego ‘wielkiego przyjęcia’, nastrój wewnętrznego rozradowania, typowy dla domu miłości małżeństwa-rodziny.
– Jedynie faryzeusze nie są w stanie odnaleźć się w jakiejkolwiek radości-z-bliskości Pana. Widać, że im nie zależy na czystości ‘serca’. Tymczasem Jezus wciąż podkreśla:

„... Nie rozumiecie, że wszystko, co wchodzi do ust, do żołądka idzie i wydala się na zewnątrz.
Lecz to, co z ust wychodzi, pochodzi z serca, i to czyni człowieka nieczystym.
Z serca bowiem pochodzą złe myśli, zabójstwa, cudzołóstwa, nierząd, kradzieże,
fałszywe świadectwo, przekleństwa. To właśnie czyni człowieka nieczystym ...” (Mt 15,17-20).

Styl kształtowania odniesień do Boga i do bliźniego w całej swej głębi jest każdorazowo sprawą serca, rozradowanego jak w czasie uczty weselnej – z współudzielania sobie miłości i życia, które się jednoczy ze swym Odkupicielem.
– Najgłębszym zaś sensem przymierza małżeńskiego jest co prawda dar „osoby dla osoby”. Darowanie się sobie osób staje się jednak wtedy dopiero prawdziwym darem – ku dobru, gdy staje się przekazywaniem sobie Bożego Życia i Bożej Miłości. To zaś dzieje się w stopniu niezwykłym w czasie uczty, jaką z radością serca wyprawił dla swych gości Mateusz-Lewi, dotychczasowy celnik.

(6,9 kB)

b. Wproszenie się Jezusa
do domu Zacheusza

Łukasz wspomina jeszcze o paru innych przyjęciach połączonych z ucztą. Znamienne stało się przyjęcie, jakie Jezusowi zgotował w swym domu Zacheusz. Był on „zwierzchnikiem celników i bardzo bogaty” (Łk 19,2). W dzisiejszej terminologii określono by go jako dyrektora-prezesa urzędu celnego.

Również w tym opisie brak wzmianki o ‘małżeństwie’, która by rzutowała na teologię małżeństwa jako sakramentu Nowego Testamentu. Mimo to jesteśmy tu jeden raz więcej świadkami charakterystycznego wewnętrznego nastroju oraz zbawczego wydźwięku, jakie się kojarzy ze spotkaniem z osobą Odkupiciela.

Widzimy przede wszystkim szczerą radość, z jaką Zacheusz wyprawił tę ucztę dla Jezusa. Zacheusz zaprosił na nią niewątpliwie wielu kolegów ‘po fachu’, tj. innych urzędników celnych. Jezus zaś jeden raz więcej podkreśla, że „przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło” (Łk 19,10).

(5.7 kB)
Nosorożec mały i duży. Jak MAMA tu DZIECKO swoje szanuje, i wprawia je w chodzenie krok-w-krok, noga w nogę, ramię w ramię, cielsko w cielsko! Ile cierpliwości rodzicielskiej i czułości, by małego wszystkiego nauczyć, co mu będzie potrzebne do życia i przeżycia! – Ze Słowa Bożego: „ZBYT CZYSTE oczy Twoje, by na zło patrzyły, a nieprawości pochwalać nie możesz. Czemu jednak spoglądasz na ludzi zdradliwych i milczysz, gdy bezbożny połyka uczciwszego od siebie? ...” (Ha 1,13).

Tej właśnie rzeczywistości ma służyć uwidzialnienie Bożej odkupieńczej miłości przez widzialność małżeństwa, gdzie obopólna miłość męża i żony oraz wielorakie współudzielanie się sobie winno służyć odzwierciedleniu w ich ludzkiej komunii – komunii Boga Miłości i Życia, który stałe darowuje się człowiekowi, stworzeniu swego umiłowania.

Łukasz przedstawia bardzo ‘ludzką’ okoliczność, w jakiej doszło do wproszenia się Jezusa u Zacheusza. Jezus znalazł się sam raz w Jerycho i przechodził już przez miasto. Ciekawością wiedziony, chciał Go koniecznie zobaczyć z bliska również Zacheusz, bogaty zwierzchnik celników. Realizację tego zamiaru utrudniał mu niski wzrost. Trudno mu też było przedrzeć się przez gęsty tłum. Łukasz pisze:

„... Pobiegł więc [= Zacheusz] naprzód i wspiął się na sykomorę [= dziko rosnące drzewo figowe], aby móc Go ujrzeć ...
– Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego:
‘Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu’.
– Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany.
A wszyscy, widząc to, szemrali: ‘Do grzesznika poszedł w gościnę’!
Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: ‘Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim,
a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie’.
Na to Jezus rzekł do niego: ‘Dziś zbawienie stało się udziałem tego Domu,
gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł
szukać i zbawić to, co zginęło’ ...” (Łk 19,4-10).

Głębokie rozważanie temu wydarzeniu poświęcił Jan Paweł II w jednym ze swych ostatnich Listów do Kapłanów na Wielki Czwartek – na rok 2002 (zob. LK-02, 4-8). Fragmenty tego rozważania przytaczaliśmy już przy omawianiu sakramentu spowiedzi świętej (zob. wyż.: Fragmenty Listu do Kapłanów 2002 r.: wraz z kontekstem poprzedzającym i następującym).

Jan Paweł II nazywa to spotkanie Jezusa z Zacheuszem ‘biblijną ikoną’ (LK-02,4) szczególnego dialogu zbawienia, który wiedzie do sakramentu pojednania-miłosierdzia. Ojciec święty podkreśla, że to zdawać by się mogło bardzo przypadkowe spotkanie Mistrza z Nazaretu z Zacheuszem – nie może być uważane za czysty przypadek: „Nic jednak, co pochodzi od Boga, nie jest dziełem przypadku ...” (LK-02,5).

Również obecność na uczcie może wydawać się w powierzchownej ocenie dziełem przypadku. Wszystko rozstrzygnie się w owym nieoczekiwanym spojrzeniu, jakim Jezus ogarnia tego określonego człowieka. Człowiek ten mógł się w swym życiu zagubić, mógł zaniechać praktyki religijne i nie kierować się już religijnym przeżywaniem niegdyś podjętych obowiązków życiowych – m.in. tych w małżeństwie i rodzinie. Zaistniało jednak to znamienne skrzyżowanie się jego wzroku – ze wzrokiem Odkupiciela. Ono to wyzwoliło nie przewidywaną przemianę w jego wnętrzu.

Coś podobnego może się stać rzeczywistością również w życiu małżeńskim i rodzinnym – z chwilą, gdy małżonkowie dosłyszą w pewnej chwili głos wpraszającego się Odkupiciela i otworzą Mu drzwi domu, zapraszając Go do swojej komunii miłości i życia. Ojciec święty pisze o Zacheuszu – a wszystko to można bez obawy zniekszałcenia w czymkolwiek przesłania biblijnego tego opisu odnieść do sakramentalnego zaproszenia Chrystusa do komunii miłości i życia w małżeństwie:

„W przypadku Zacheusza wszystko, co się mu przydarza, jest zadziwiające. Jeśli nie byłoby w pewnym momencie ‘niespodziewanego’ spojrzenia Chrystusa, pozostałby on niemym widzem, obserwującym Jego [= Jezusa] przejście ulicami Jerycha. Jezus przeszedłby obok, a nie wkroczyłby w jego życie. On sam nie przypuszczał, iż ciekawość, która popchnęła go do wykonania tak osobliwego gestu [= wdrapania się na sykomorę], była już owocem miłosierdzia, jakie go poprzedzało, pociągało i wkrótce miało go zmienić w głębi serca” (LK-02,5).

Chodzi na razie o momenty poprzedzające spotkanie w samym sakramencie. Będzie to dotyczyło ponad wątpliwość również sytuacji dwojga osób, przygotowujących się do małżeństwa, względnie już tworzących komunię przymierza małżeńskiego. Bo i oni mogą zaprosić Odkupiciela do siebie, ale mogą też nie zauważyć Jego przejścia obok swego domu. Jak w przypadku Zacheusza, spotkanie z Odkupicielem może się wydawać zrazu niezbyt przygotowane i jedynie bardzo przypadkowe. A jednak:

„... dzięki zadziwiającej łasce Bożej może [to spotkanie] być tym ‘miejscem’ w pobliżu sykomory, w którym Jezus zwrócił swe oczy na Zacheusza. Nie potrafimy ocenić, jak głęboko oczy Chrystusa przeniknęły duszę celnika w Jerychu. Wiemy jednak, że są to te same oczy, które kierują wzrok [Jego, Chrystusa] na każdego [człowieka] ...
– Musiało to być dla Zacheusza wstrząsające doświadczenie, kiedy został zawołany po imieniu. Jego imię w ustach wielu współmieszkańców było obarczone pogardą. Teraz słyszał je wymawiane z łagodnością, która nie tylko wyrażała zaufanie, ale też serdeczność, niemal potrzebę przyjaźni. Tak, Jezus zwraca się do Zacheusza jak do starego przyjaciela, może trochę zapomnianego, z którego jednak w swojej wierności nie zrezygnował i dlatego, posługując się delikatnym przymusem uczucia, wchodzi w życie i w dom odnalezionego przyjaciela: ‘Zejdź prędko, albowiem DZIŚ muszę się zatrzymać w twoim domu’ ...” (Łk 19,5) (LK-02,5).

Charakterystyczne jest to delikatne, bardzo osobiste, wprost do Zacheusza skierowane słowo, które w brzmieniu dosłownym powinno być przetłumaczone: „Jest konieczne dla Mnie, abym się dziś zatrzymał w twoim domu” (Łk 19,5; LK-02, 6). Rzecz jasna, łaska która spotyka Zacheusza, musi znaleźć u niego przyjęcie i rzeczywistą gotowość naprawienia wyrządzonego zła, o które nie było trudno na piastowanym stanowisku. Niezaprzeczalnie jednak Boża łaska daleko wyprzedziła wszystkie podjęte w tym względzie jego poczynania: Boże „... miłosierdzie kieruje go na drogę nawrócenia” (LK-02,6).

Jan Paweł podkreśla, że Jezusowe słowa: „Dziś muszę się zatrzymać w twoim domu” (Łk 19,5) są w swej istocie „ogłoszeniem realizacji planu przewidzianego przez Boga [Ojca](Lk-02,7). Bóg stawia warunki nieodzowne do uzyskania łaski Miłosierdzia. Musi nastąpić nawrócenie, które oznacza zerwanie z więzami grzechu. Boża delikatność wychodzi naprzeciw ludzkiej słabości, by mu „... pomóc ... w dostrzeżeniu miłosiernej wyrozumiałości Boga, który wyciąga ku niemu rękę nie po to, aby go zranić, lecz by ocalić” (LK-02, 7).

Ojciec święty nawiązuje tu w związku z relacją o Zacheuszu m.in. wprost do wymagającej problematyki etycznej małżeństwa. Dostosowanie życia małżeńskiego, a ogólniej – chrześcijańskiego do tych wymogów jest utrudnione szczególnie w naszych czasach:

„... Jest tak w przypadku wielu problemów etyki seksualnej i rodzinnej, bioetyki, moralności zawodowej i społecznej, ale także w przypadku obowiązków związanych z praktyką religijną i z uczestnictwem w życiu Kościoła” (LK-02,7).

Właśnie tutaj ponownie szczególniejszą pomocą służy Łukaszowa relacja o Zacheuszu. Mianowicie zanim mowa zejdzie na temat Bożych przykazań – jako czegoś w pewnej mierze ‘odrębnego’ od samego Boga Miłości, pojawia się Zacheuszowi na pierwszym planie Jezus, który jest „Bogiem przykazań”. Pierwsze miejsce zajmuje zawsze Bóg-Osoba. A ta jest cała Miłością. Niejako dopiero wtórnie wyłaniają się wymogi, odpowiadające godności zarówno Boga, jak i człowieka: mężczyzny i kobiety – jako Bożego żywego Obrazu wobec kosmosu, wezwanego do stania się „uczestnikami Boskiej natury” (2 P 1,4). Zacheusz głęboko przeżył skierowane do siebie wezwanie Jezusa jako dar wobec siebie samego, płynący od Jezusa jako Osoby Boga. Jan Paweł II dopowiada:

„Kiedy spotyka się Jezusa jako dar, wówczas najbardziej wymagające oczekiwania Prawa nabierają tej ‘lekkości’, jaka płynie z łaski – zgodnie z tą nadprzyrodzoną dynamiką, która pozwoliła św. Pawłowi powiedzieć:
‘Jeśli jednak pozwolicie się prowadzić Duchowi, nie znajdziecie się w niewoli Prawa [Ga 5,18]’ ...” (LK-02,7).

Tym tłumaczy się fakt, że podjęcie wpraszającego się Odkupiciela wywołuje w duszy grzesznika, a na swój sposób m.in. u dwojga zapraszających Chrystusa do swojej komunii miłości i życia przymierza małżeńskiego:

„... ten sam wybuch radości, jaki spowodowały słowa Chrystusa w Zacheuszu,
który zszedł (...) z pośpiechem i przyjął Go rozradowany [Łk 19,6](LK-02,7).

W doświadczalnie przeżytym poczuciu, że jest osobiście kochany przez Boga, odpowiada pełną gotowością do pełnienia Bożej Woli, której wyrazem są Boże przykazania:

„Czując się traktowanym jak ‘syn’, zaczyna on myśleć i zachowywać się jak syn i pokazuje to na nowo, odnajdując braci. Pod wpływem pełnego miłości spojrzenia Chrystusa – jego serce otwiera się na miłość bliźniego.
– Od zamknięcia w sobie, które prowadziło go do wzbogacenia bez zwracania uwagi na cierpienia innych, przechodzi do postawy pełnej otwartości, która wyraża się w faktycznym ‘rozdaniu’ swojego majątku: ‘połowy dóbr’ dla ubogich. Niesprawiedliwości przejawiającej się w oszukiwaniu braci, uczyni zadość w czwórnasób...
– Dopiero w tym momencie miłość Boża osiąga swój cel i dokonuje się zbawienie: ‘Dziś Zbawienie stało się udziałem tego domu’ [Łk 19,9] ...” (LK-02,8).

Łukasz opisuje, jak Zacheusz po owym wstępnym dialogu błyskawicznie zeszedł z drzewa i „przyjął Go [Jezusa] rozradowany” (Łk 19,6). Oto pierwszy z widomych owoców spotkania Jezusa z owym ‘dyrektorem departamentu cła’: Zacheusz czuje się tak bardzo uszczęśliwiony, że nie posiadając się z radości, nie tylko zaprosił Jezusa do swego domu, ale uruchomił natychmiast wszystkie nieodzowne mechanizmy dla wyprawienia niemal ‘weselnego’ przyjęcia swemu dostojnemu gościowi.

Jest to drugie tego rodzaju wielkie przyjęcie wystawione ku czci Jezusa przez dotychczasowego pracownika powszechnie znienawidzonego ‘fiskusa’. Znamienne, że Jezus znajduje kandydatów na urząd Apostoła właśnie wśród tych, których warstwa sztywnych, duchowych przywódców narodu z góry potępiała.
– Trzeba być Bogiem, by w sercu człowieka dostrzec perłę, lśniącą blaskiem pod pokrywką otaczającej je ludzkiej pogardy: „Jahwéh Zastępów, Ty, który doświadczasz sprawiedliwego, patrzysz na nerki i serce ...” (Jr 20,12).

Serce Zacheusza jest tak bardzo rozradowane, że nie wie, co by dać Mistrzowi z Nazaretu w zamian za doznane, nie zasłużone i nie przewidywane wyróżnienie. Pochylił się On nad nim tak głęboko. Wywołał go po imieniu własnym. Był pierwszym, który nie odsądził go od czci i wiary za sam fakt piastowanego urzędu na cle.

Zacheusz prawdopodobnie nie myślał aż tak ‘ostro’ w swym nie-wykształceniu teologicznym, by zdać sobie sprawę, że ten Mistrz z Nazaretu jest aż „Bogiem prawdziwym z Boga prawdziwego, zrodzonym, a nie stworzonym, współistotnym Ojcu” (Wyznanie Wiary). Mimo to wszystkie podjęte przez niego działania i następujące decyzje etyczne nie mogły nie być równoważnym wyrazem wzbudzonych przez niego aktów wiary, nadziei i miłości, tzn. cnót teologalnych koniecznych do przyjęcia darów odkupienia.

Bezpośrednim wyrazem tego wewnętrznego rozradowania, które nie umiało pomieścić się w sercu własnym, stało się wyprawienie owej uczty dla Jezusa: uczty merytorycznie podobnej do przyjęcia weselno-ślubnego. Łukasz co prawda nie wspomina wyraźnie, że Zacheusz sprosił na to przyjęcie kogo się tylko dało. Z kontekstu relacji wynika jednak niedwuznacznie, że musiała to być uczta wielka, suto zastawiona – z dużą ilością zaproszonych, zajmujących zapewne poważne stanowiska w życiu społeczno-politycznym.

Świadczy o tym kolejne nawiązanie Łukasza do zgorszenia, jakie charakter przyjęcia wywoływał u faryzeuszów: „A wszyscy, widząc to, szemrali:Do grzesznika poszedł w gościnę’ ...” (Łk 19,7). Jeden raz więcej jesteśmy świadkami niejako wrodzonej niezdolności cieszenia się darami odkupienia, a raczej gniewu z tego powodu u owej często wymienianej warstwy duchowych przywódców narodu.
– Im najwyraźniej wszystko inne leżało na sercu, ale nie zbliżenie kogokolwiek do Boga.

Nietrudno wyobrazić sobie wewnętrzny ból Jezusowego Serca na widok raz po raz napotykanej, skamieniałej zatwardziałości serc owych duchownych, którzy ‘z zawodu’ winni byli ‘wypasać owce’ i wieść je do Bożej „jednej owczarni” (por. J 10,16).
– Musiał przyjść dopiero On, „Dobry Pasterz! Dobry Pasterz daje życie swoje za owce” (J 10,11). I tym razem Jezus ‘nastawia własną głowę’ i staje w obronie Zacheusza, podobnie jak poprzednio stanął w obronie Mateusza-Lewiego i z góry przez faryzeuszów potępionych celników: „Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu ...” (Łk 19,9).
– Do faryzeuszów musiał niestety zwrócić się z trudnym stwierdzeniem:

„Zaprawdę powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do Królestwa Niebieskiego.
Przyszedł bowiem do was Jan [Chrzciciel] ..., a wyście mu nie uwierzyli.
Celnicy zaś i nierządnice uwierzyli mu.
Wy patrzyliście na to, ale nawet później nie opamiętaliście się, żeby mu uwierzyć” (Mt 21,31n).

Oraz:

(29 kB)
Cudownie rozkwitające coraz inne drzewa owocowe z milionem całych kiści kwiecia zapylanego przez pracowite pszczoły. Z niepozornych drobnych pyłków przenoszonych przez owady względnie po prostu wiatr – powstaje nowe życie. A wszstko mocą sił witalnych, zaszczepionych w każdy gatunek nieco inaczej – przez jednego i tego samego Stworzyciela, który dla człowieka stał się Odkupicielem.

„Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy,
bo zamykacie królestwo niebieskie przed ludźmi.
Wy sami nie wchodzicie i nie pozwalacie wejść tym,
którzy do niego idą” (Mt 23,13).

Przedziwny jest zbawczy wydźwięk przedstawionej tu, kolejnej uczty. Jesteśmy jeden raz więcej świadkami tego, że w radosnym zaskoczeniu, niemal natychmiastowo zorganizowane wielkie przyjęcie ‘weselne’ nie jest zwykłym, świeckim przyjęciem, gdzie goście będą mogli najeść się do syta wyszukanych potraw i spijać drogie trunki aż do nieprzytomności. Tutaj wszystko obraca się wokół osoby gościa wybranego, którego ‘pan domu’: Zacheusz, nigdy by nie miał odwagi zaprosić sam od siebie. On to – Odkupiciel mężczyzny i kobiety, zapukał do tego Domu. Głos Jego został nie tylko dosłyszany, ale dom został dla Niego natychmiast na oścież otworzony:

„Oto stoję u drzwi i kołaczę:
jeśli kto posłyszy Mój głos i drzwi otworzy,
Wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną” (Ap 3,20).

Opis uczty wystawionej przez Zacheusza nie zawiera oczywiście żadnej bezpośredniej aluzji do małżeństwa. A przecież przyjęcie to było naznaczone na wskroś charakterem odkupieńczym. Widzimy, jak Jezus Chrystus, o którym Paweł napisze, że jest „Głową Kościoła: On – Zbawca Ciała” (Ef 5,23), karmi tenże Kościół, swoją Mistyczną Oblubienicę, sobą samym; na razie sobą jako Bożym Słowem.
– Dzieje się to przy stole obficie zastawionym Jego słowem, które niebawem stanie się Jego Ciałem i Krwią – wydanym i wylaną „na odpuszczenie grzechów” (Mt 26,28).

Tutaj Jezus „buduje” swój Kościół (EdE,1), tak iż – jak napisał Jan Paweł II w swej pierwszej Encyklice:
„... Nie ma Kościół innego życia poza tym, jakim obdarza go Jego Pan i Oblubieniec” (RH 18).
– Na uczcie, na której tym pierwszym zaproszonym jest Chrystus, następuje na Bogu wiadomy sposób „;stawanie się uczestnikami Boskiej natury” (por. 2 P 1,4). Bóg udziela zasiadającym do niej swojego życia i swojej miłości, jednocześnie budując w Duchu Świętym Boże więzi łączące ich pomiędzy sobą.

To zaś może i winno się dokonywać w sposób najbardziej naturalny i zrozumiały w komunii życia i miłości, do jakiej wezwani są każdorazowo mąż i żona, wiążący się z sobą w przymierzu małżeństwa. Warunkiem zaistnienia tak pojętego nasycania się Bożą Miłością i Bożym Życiem jest otwieranie się tych dwojga w swym sercu i w urządzaniu swego domu-rodzinie na komunię, jaką im niezłomnie wiernie ofiaruje w swoim Synu sam Trójjedyny.
– Na tym będzie się skupiało przymierze małżeńskie jako sakrament Kościoła.

Kwiat (6 kB)

RE-lektura: część VI, rozdz. 8c
Stadniki, 3.V.2015.
Tarnów, 5.VI.2022.


(0,7kB)        (0,7 kB)      (0,7 kB)

Powrót: SPIS TREŚCI



c. Czystość serca: warunek stawania się osobą-darem

D. MOTYW UCZTY WESELNEJ W EWANGELIACH

1. Komunia małżeńsko-rodzinna przy wspólnym stole według ST

2. Uczty przy wspólnym stole w Nowym Testamencie
a. Wielka uczta wyprawiona przez powołanego Mateusza-Lewiego
b. Wproszenie się Jezusa do domu Zacheusza


Obrazy-Zdjęcia

Ryc.1. Benedykt XVI: Udziela Komunii świętej
Ryc.2. Wyczerpanie i koncentracja uwagi: wyraża się potem na twarzy
Ryc.3. Czy przyjmiesz ten kwiatuszek?
Ryc.4. Przykładne razem-bracia-razem
Ryc.5. Drzewa stają się cudownym dywanem kwiecia