(0,7kB)    (0,7 kB)

UWAGA: SKRÓTY do przytaczanej literatury zob.Literatura


(14 kB)

Rozdział Ósmy

ELEMENTY EWANGELII
RZUTUJĄCE NA TEOLOGIĘ MAŁŻEŃSTWA JAKO SAKRAMENTU

*       *       *
Zapraszamy, Jezu z Maryją, na stałe
do naszej komunii miłości i życia !

(9.3 kB)

Wstępnie do rozdz. 8

W poprzednich rozdziałach, skupionych na poszukiwaniu elementów Bożego objawienia, które by pozwoliły na dostrzeżenie i wypracowanie teologii sakramentalności małżeństwa, staraliśmy się zwrócić uwagę na charakterystyczne określenia Słowa-Bożego-Pisanego Starego Testamentu, w których Boża miłość do człowieka przedstawiana jest przy użyciu określeń zaczerpniętych z języka miłości narzeczeńskiej, a nawet wręcz małżeńskiej. Spokojne zastanowienie się nad tym chwilami szokującym ‘odkryciem’ pozwala je wystarczająco wyjaśnić. Niemożliwe, żeby mogły pojawić się ślady ‘miłości’ w uniezależnieniu od Boga. Bóg ‘miłości’ – nie ... ‘MA’ [jako rzeczy-przedmiotu: czegoś], On miłością ... JEST [jako Miłość-Osoba]!
– Wszelka międzyludzka miłość, w tym przede wszystkim miłość pomiędzy narzeczonymi i małżonkami, jest możliwa na tyle, na ile jest uczestniczeniem mężczyzny i kobiety w tajemnicy miłości, jaką Bóg – jest. Chociażby zainteresowani nie zdawali sobie z tego sprawy, względnie nie chcieli przyjąć tego do wiadomości.

Czy w tej sytuacji można się jeszcze dziwić, że wszelka prawdziwa miłość, pojawiająca się przede wszystkim na etapie narzeczeństwa i stabilizująca się w zawartym przymierzu małżeńskim staje się możliwa dlatego, że – przy uwzględnieniu dysproporcji pomiędzy Bogiem a stworzeniem oraz analogii ludzkiego wyrażania się o Bogu – tym pierwszym ‘Narzeczonym’ i ‘Małżonkiem’ jest sam przede wszystkim Bóg?

Przeglądnęliśmy już niemało świadectw ksiąg Starego Testamentu, tj. okresu jedynie przejściowego Przymierza, jakie Bóg zawarł z Ludem swego Wybrania, w których przedstawia On siebie w swej miłości oblubieńczej do człowieka: mężczyzny i kobiety. Jest z góry nieprawdopodobne, by tyle i tak konsekwentnie wyrażanych określeń odnośnie do wzajemnych odniesień pomiędzy Bogiem Przymierza a Jego Ludem, miało być wyrazem jedynie wzniosłej poezji, która by w każdym razie nie miała nic wspólnego z brutalną rzeczywistością. Bóg nie wprowadza swego Ludu – swojej Oblubienicy, w błąd. On prawdziwie jest – i chce być wiernym raz swemu żywemu Obrazowi na ziemi: mężczyźnie i kobiecie danemu słowu: ‘Kocham cię, ty moja, Oblubienico!’.

Znaczy to jednak również, iż jest wolą Bożą, by każde przede wszystkim małżeństwo samym swoim istnieniem przypominało i swoiście uobecniało zarówno tym dwojgu, jak całemu Ludowi Bożemu, że Bóg jest nie tylko Stworzycielem, ale tym bardziej Bogiem Przymierza Miłości – w Bożym tego słowa znaczeniu typu małżeńskiego. W imię zawartego Przymierza przynagla On swoją Umiłowaną, by weszła z Nim w komunię tego samego życia i tej samej miłości.

Rozpoczynający się 8-my rozdział niniejszej części VI podzielimy na kilka głównych działów tematycznych. Oto one:

A. Bóg miłości oblubieńczej ten sam czasów Starego i Nowego Testamentu
B. Zalążki sakramentu małżeństwa wyczytane z Ewangelii
B. Pośrednie nawiązania Ewangelii do małżeństwa
D. Motyw uczty weselnej w Ewangeliach
E. Bezpośrednie nawiązania Ewangelii do małżeństwa

(8 kB)

A.   BÓG MIŁOŚCI OBLUBIEŃCZEJ
TEN SAM CZASÓW
STAREGO I NOWEGO TESTAMENTU

(7 kB)

1. Małżeństwo – ziemia święta

Przekonaliśmy się, jak bardzo przedziwne są Boże zwierzenia objawienia staro-testamentalnego o miłości, jaką Bóg czuje się związany ze swym Ludem – i konsekwentnie z każdym ze swych żywych Obrazów wobec kosmosu: mężczyzną i kobietą.

Z jednej strony Stary Testament nie pozostawia cienia wątpliwości, że małżeństwo nie jest wynikiem przypadkowego spotkania mężczyzny i kobiety. Człowiek nie jest bezwolnie zdeterminowany do podejmowania kopulacji w przypływie na oślep funkcjonującego instynktu rozrodczego. Pozostaje on zawsze człowiekiem: istotą, która poprzez swe trzy niezbywalne przymioty: samo-świadomość, samo-stanowienie, zdolność podejmowania odpowiedzialności – nie jest skazana na kapitulację pod wpływem silnie zaznaczającego się wydzielania hormonów płciowych. Jako Boży żywy Obraz jest człowiek zawsze kimś wyższym od ‘przymusu ciała’ w dziedzinie płciowości.

(7.3 kB)
Oto migawka z audiencji generalnych Benedykta XVI na Placu św. Piotra w Rzymie. Ojciec święty kontynuuje styl prowadzenia katechez środowych i kontaktowania się z wiernymi poprzez okrążanie sektorów Placu Piotrowego. Na zdjęciu widać dających znać o sobie Polaków z flagą Polską oraz symbolem Radia Maryi.

Z kolei zaś małżeństwo nie jest wynikiem mniej lub więcej luźnej, tylko przejściowej więzi, jaką by dwoje ludzi z sobą się związało. Opis stworzenia człowieka jako mężczyzny i kobiety, który nie może nie pochodzić z objawiającego Bożego Słowa, ukazuje z perspektywy tysiącleci dziejów ‘chodzenia człowieka z Bogiem’ – prorocką interpretację faktów z pra-początku, która nie może wprowadzać w błąd w aspekcie spraw związanych ze zbawieniem w Chrystusie. Autor biblijny podkreśla w swym opisie dobitnie fakt wyboru przed decyzją związania się przymierzem małżeńskim. Tę rzeczywistość oznaczają słowa:

„... mężczyzna ... opuszcza swego ojca i swą matkę,
a lgnie do swej małżonki, i stają się jednym ciałem” (Rdz 2,24; por. Mt 19,4nn).

Fakt ten stawia w sposób zdecydowany kwestię dobrowolnie podjętej decyzji na związanie się dwojga osób w przymierzu małżeńskim. Decyzja ta nie może nie stać się tym samym rzeczywistością stanowienia z tą chwilą nieodwołalnej i nierozwiązalnej jedności, jaką ci dwoje będą odtąd tworzyli w zawartym przymierzu małżeńskim.

Z Bożego też ustanowienia, a nie z samych przypadkowych ludzkich ustaleń, przymierze to jest „od początku” ukierunkowane tak na wzajemną miłość, czyli osobowy, obopólny dar siebie całych męża i żony, jak z kolei na rodzicielstwo. W przymierzu małżeńskim bowiem:

„... małżonkowie, oddając się sobie, wydają z siebie nową rzeczywistość – dziecko,
żywe odbicie ich miłości, trwały znak jedności małżeńskiej
oraz żywą i nierozłączną syntezę ojcostwa i macierzyństwa” (FC 14).

W ten sposób przymierze małżeńskie dwojga osób staje się z woli Bożej, zaakceptowanej od początku przez określone dwie osoby wstępujące w związek małżeński – fundamentem pod spontanicznie wznoszoną budowlę rodziny. Tu dokonuje się w klimacie uczuciowego przylgnięcia do siebie i radości namaszczonej pokojem serca, pokojem który korzeniami tkwi poza światem widzialnym (por. J 14,27) – transmisja „z pokolenia na pokolenie”  tajemnicy tak miłości, jak i życia.

Innymi słowy małżeństwo jest od samego początku – z Bożego ustanowienia, instytucją publiczną: zarówno ludzką, jak tym bardziej Bożą. Tu nigdy nie chodziło o sprawy samej tylko fizjologii, ani o uprawianie ‘biologii’ tak zwanej ‘miłości-jako-seksu’. Niezależnie od tego, jak konkretni dwoje małżonkowie przeżywają swe przymierze małżeńskie z punktu widzenia etycznego.

Cała zdumiewająca, całokształt życia tych dwojga ogarniająca rzeczywistość małżeństwa i rodziny krąży nieustannie wokół wyżej wspomnianej tajemnicy, której na imię miłość i życie. A te są nieodwołalnie sprzężone z radością pokoju serca. Pokój ten świadczy o zjednoczeniu w sercu z Bogiem żywym. Zarówno miłość i życie, jak z kolei radość i pokój – istnieją co prawda na świecie, ale nie pochodzą z tego świata i nie mogą od niego pochodzić: z świata samej tylko materii.

W ten sposób przymierze małżeńskie staje się przez sam fakt swego istnienia uwidzialnieniem w rzeczywistości mężczyzny i kobiety jako Bożego żywego Obrazu wobec kosmosu – tego, który jest Niewidzialny. Od Niego pochodzi dar miłości i dar życia. On bowiem Miłością-Życiem ... JEST. On też nieustannie zaprasza każdego mężczyznę i kobietę do uczestnictwa w tym, Kim sam jest jako Osoba-MIŁOŚĆ i Osoba-ŻYCIE:

„Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg Jest Miłością.
W tym objawiła się Miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat,
abyśmy Życie mieli dzięki Niemu.
W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował
i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy ...
Nikt nigdy Boga nie oglądał [Bóg z istoty swej, jako Duch, nie może nie być niewidzialny: por. J 4,24. Tenże Bóg stał się widzialny i dotykalny w Jezusie Chrystusie, Synu Bożym Wcielonym].
Jeżeli miłujemy się wzajemnie, Bóg trwa w nas
i miłość ku Niemu jest w nas doskonała ...” (1 J 4,8-12).

W ten sposób w małżeństwie i rodzinie krzyżują się nierozdzielnie od zawsze ze sobą sprzężone rzeczywistości: ludzka i Boża. Zupełnie niezależnie od tego, co konkretni ludzie o tym sądzą i jak na co dzień etycznie postępują.
– Z jawnego zaś ignorowania Boga jako jedynego dawcy daru życia i miłości oraz układania życia tak, jakby Boga ‘nie było’, nie wynika zupełnie nic w aspekcie pionu: Bóg a człowiek.

Znaczy to, że Bóg nie istnieje ‘z łaski’ myślenia o Nim przez człowieka. Dotyczy to m.in. ‘naukowców’, którzy doprowadzają np. do połączenia gamet, w wyniku czego zaczyna istnieć człowiek powołany z tą chwilą do życia wiecznego.
– Ci ‘naukowcy’ jednak o życiu wiecznym nie myślą i myśleć o nim nie chcą. Im chodzi w tych eksperymentach jedynie o to, by uzyskać komórki rozrodcze jako ‘tworzywo biologiczne’ dla sobie wiadomych celów. Po czym Małego Człowieka – jako obecnie już ‘nie-potrzebne-tworzywo’ – zabijają.

Tymczasem Bóg oczywiście istnieje. I jest Sędzią żywych i umarłych niezależnie od tego, czy człowieka raczy lub nie raczy uznać swą całkowitą zależność od Boga, przed którym każdemu kiedyś przyjdzie stanąć (por. Rz 14,10; 2 Kor 5,10).

Wciąż aktualne jest słowo pierwszego papieża, św. Piotra:

„Nie zwleka Pan z wypełnieniem obietnicy –
bo niektórzy są przekonani, że Pan zwleka.
Ale On jest cierpliwy w stosunku do was.
Nie chce bowiem niektórych zgubić [potępienie wieczne],
ale wszystkich doprowadzić do nawrócenia ...” (2 P 3,9).

Musimy uznać jako fakt, który nie może ulegać wątpliwości ani dyskusji: małżeństwo jest zbyt wielkie i zbyt święte, dokonują się tu też zbyt wielkie sprawy – dla tych dwojga małżonków, ewentualnie ponadto rodziców oraz pojawiającego się z ich komunii miłości i życia potomstwa, by miało ono Boga ‘nie obchodzić’, względnie by Bóg miał je wystawić na ślepy bieg wypadków.

Nie może ulegać wątpliwości, że tu wciąż Bóg jest tym Pierwszym i Ostatnim (por. Iz 41,4; Ap 1,17).
– I że przy całej ułomności i grzeszności małżonków jako tylko ludzi, jest to teren święty i uświęcający: teren sakramentu, począwszy od małżeństwa jako wyrazu pra-sakramentu stworzenia.
– Nie można stąpać po nim inaczej, jak tylko z żywą wiarą w stałą bliskość Pana – w duchu Prawdy objawienia przyjmowanej z czynną miłością ku Bogu i ku ludziom.

(6.2 kB)
Ujęcie zdjęcia Benedykta XVI z bliska, gdy udziela błogosławieństwa Apostolskiego i jednocześnie wita zgromadzonych.

W zastosowaniu do zagadnienia małżeństwa i rodziny, gdzie w grę wchodzi nieustannie czyn – czyn podejmowany w miłości, można by tu przytoczyć słynne sformułowanie św. Pawła z jego Listu do Efezjan:

„... Kierując się w czynie – prawdą w miłości ...”
tekst łac.:veritatem autem facientes in caritate ...”
(Ef 4,15; zob. uwaga poniżej.).

Małżeństwo i rodzina są ziemią świętą, tak iż po tym terenie chodzić trzeba z najgłębszą wiarą i czcią uwielbienia. Na podobieństwo wydarzenia, jakie pewnego dnia przeżył Mojżesz, gdy wypasał stado swego teścia Jetry na Synaju (Wj 3,1). W tych okolicznościach Mojżeszowi objawił się Bóg: Jahwéh – jako Bóg żywy, wybawiający.
– Mojżesz zobaczył wtedy „krzew, który płonął ogniem, a nie spłonął od niego ...” (Wj 3,2). Bóg objawił Mojżeszowi w ten sposób siebie samego oraz swój zbawczy zamysł względem Ludu swojego Wybrania.

Gdy Mojżesz chciał zbliżyć się z ciekawości do oglądanego zjawiska, usłyszał głos objawiającego się mu Jahwéh:

„... ‘Mojżeszu, Mojżeszu’! On zaś odpowiedział: ‘Oto jestem’.
Rzekł mu [Jahwéh]: ‘Nie zbliżaj się tu! Zdejm sandały z nóg,
gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą’ ...” (Wj 3,4n).


UWAGA filologiczna do Ef 4,15. Jest to jeden z tekstów, z którym trudno poradzić sobie tłumaczom Pisma świętego na języki współczesne. Tekst oryginalny grecki brzmi: „aletheuóntes de en agápe ...”. Łac. przekł. Vulgaty: „veritatem autem facientes in caritate”. Dosłowny przekład polski powinien brzmieć: ‘działając, podejmując czyny – według prawdy w miłości ...’ [prawda: wyrażenie ściśle biblijne. Chrystus – JEST Prawdą: Prawdą-Osobą, nie rzeczą !].
Współczesne przekłady polskie myśl oryginalną niestety zaprzepaszczają i zniekształcają. Np. BT: „Natomiast żyjąc prawdziwie w miłości ...”.
Nowy naukowy przekł. NT według Edycji Świętego Pawła, Częstochowa 2005: „Bądźcie natomiast szczerzy w miłości ...”.
– W obliczu tych przekładów można tylko wykonać głębokie westchnienie i pomyśleć sobie: jakżeż daleko przekłady te odchodzą od tekstu natchnionego i tym samym przekręcają jego znaczenie !

(7 kB)

2. W kontynuacji
oblubieńczej miłości Boga okresu
Przymierza przed-Chrystusowego

(6,9 kB)

Jakżeż miałby nie nawiązywać do małżeństwa i rodziny Syn Boży Wcielony, Jezus Chrystus! Zechciał On zaistnieć w środowisku prawdziwego małżeństwa Józefa z Maryją [zob. do tego List Apostolski Jana Pawła II ‘Redemptoris Custos’ – 1989 r.].
– A przecież nie począł się On ze zjednoczenia małżeńskiego Maryi z Józefem. Jako istniejący od zawsze w łonie Trójcy Przenajświętszej [Druga Osoba Trójcy: Syn-Słowo], „Bóg z Boga, Światłość ze Światłości, Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego, zrodzony a Nie stworzony” (Wyznanie Wiary) – w najprawdziwszym znaczeniu jedynie „zstąpił z nieba” (zob. J 6,38.41n). Tak to sam precyzyjnie wyraził. Został poczęty jako Bóg-Człowiek za sprawą Ducha Świętego w łonie Maryi, swej Matki-Dziewicy.

Czy tym samym Chrystus nie potwierdził Bożej instytucji małżeństwa i rodziny, podkreślając zarazem Bożą pieczęć, która przez wszystkie czasy znaczy godność i posłannictwo małżeństwa i rodziny?
– Tutaj właśnie krzyżują się nieustannie sprawy bardzo ludzkie, ale tym bardziej Boskie. Nic dziwnego, że Sobór Watykański II, a potem Jan Paweł II w swym Liście do Rodzin (1994 r.) podkreśli:

„Rodzina bierze początek w miłości, jaką Stwórca ogarnia stworzony świat, co wyraziło się już ‘na początku’ w Księdze Rodzaju [Rdz 1,1], a co w słowach Chrystusa w Ewangelii znalazło przewyższające wszystko potwierdzenie: ‘Tak (...) Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał’ [J 3,16].
– Syn Jednorodzony, współistotny Ojcu, ‘Bóg z Boga i Światłość ze Światłości’ wszedł w dzieje ludzi poprzez rodzinę: ‘przez Wcielenie swoje zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem. Ludzkimi rękoma pracował, (...) ludzkim sercem kochał, urodzony z Maryi Dziewicy, stał się prawdziwie Jednym z nas, we wszystkim do nas podobny oprócz grzechu’.
Skoro więc Chrystus ‘objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi’ [GS 22], czyni to naprzód w rodzinie i poprzez rodzinę, w której zechciał narodzić się i wzrastać ...” (LR 2; GS 22).

Czy wobec tego się dziwić, że Jezus, Syn Człowieczy (jak On lubił przedstawiać samego siebie) – przez sam fakt, iż Jego Osoba nie jest człowiecza, lecz Boża (skoro w jej miejsca weszła w chwili Wcielenia Jego Osoba Boża z całą swą nieskończoną godnością jako Boga), objawia nieustannie MIŁOŚĆ samego Boga do rodziny ludzkiej? Zaś w bardzo szczególny sposób działo się to poprzez Jego życie i wzrastanie w rodzinie nazaretańskiej, a potem Jego odwoływanie się do małżeństwa i rodziny.

Niezależnie od tego zauważamy ze zdumieniem, że w szeregu okolicznościach zreferowanych przez Ewangelistów i w Listach Apostolskich, Chrystus przedstawia siebie domyślnie, a nawet otwarcie – jako Boga-Oblubieńca swojego Ludu i każdego z osobna odkupionego. Z tym że ‘poślubienie’ swego Ludu wyrazi się w Jego przypadku poprzez złożenia siebie w ofierze odkupieńczej na Krzyżu – „za życie świata” (J 6,51) oraz „na odpuszczenie grzechów” (Łk 26,28) swej Mistycznej Oblubienicy – mężczyzny i kobiety.

Jezus uświadomi w ten sposób jako Bóg-Człowiek, czym jest najgłębszy sens miłości i samego małżeństwa. Nie jest nim zaznanie własnej korzyści i przyjemności, lecz nieustanne zapatrzenie się w dobro tego drugiego, umiłowanego w znaczeniu dosłownym: ponad własne życie.
– Stąd tak mocno przez Jana Pawła II podkreślana, z samego Bożego Objawienia wyczytana definicja rzeczywistości, jaką jest i powinna być ‘miłość’. Miłować znaczy stać się żywym darem-‘dla’ – tego drugiego, umiłowanego. Ku jego, a nie tyle własnemu – dobru. Zmierza ono do tego, by umiłowany poprzez tę miłość osiągnął życie – wieczne.

Życie to stanie się udziałem nie tylko współmałżonka, ale poprzez współ-pracę ich obojga z samym Bogiem, dawcą tak życia jak miłości – ponadto wzbudzonego przez nich oboje, ‘po drodze’ ich oblubieńczego wzajemnego poznania-oddania, ich potomstwa. W dziecku doznaje utrwalenia w sposób niezmazalny i na wieczność chwila małżeńskiego jedno-w-miłości tych dwojga.
– Sprawdzi się w sensie dosłownym, że miłość to wieczność. Miłość to Bóg darowujący się swemu stworzeniu poprzez zaproszenie do uczestnictwa w swej własnej miłości i swym własnym życiu – na zawsze. Oczywiście pod warunkiem ich świadomego i dobrowolnego otwarcia się i wsłuchania we wszystko, co im proponuje i czego od nich oczekuje Pan:

„W swej najgłębszej rzeczywistości miłość jest istotowo darem,
a miłość małżeńska, prowadząc małżonków do wzajemnego ‘poznania’,
które czyni z nich ‘jedno ciało’ [Rdz 2,24], nie wyczerpuje się wśród nich dwojga,
gdyż uzdalnia ich do największego oddania,
dzięki któremu stają się współ-pracownikami Boga,
udzielając daru życia nowej osobie ludzkiej ...” (FC 14).

Jeśli Jezus ujawni siebie w czasie swej odkupieńczej działalności publicznej jako Oblubieńca, nie powinno to w zasadzie zanadto dziwić. On to – jako Syn-Słowo, Druga Osoba Trójcy Przenajświętszej – objawia Boga od pra-początku i mówi w Słowie-Bożym-Pisanym już Starego Testamentu o Bogu, sam Bogiem będąc.
– Pismo święte to przecież On sam: Jego Słowo jako Bóg-Słowo – objawione i objawiające. On jako również w takiej postaci wciąż ze swym Ludem obecny i dostępny Bóg.

Jeśli zatem uświadamialiśmy sobie pełni zdumienia na podstawie chociażby w poprzednich rozdziałach przytoczonych, coraz innych fragmentów Starego Testamentu, iż Jahwéh jest nie tylko Bogiem Przymierza, tzn. dokładniej mówiąc: Przymierza ‘Małżeńskiego’, jakim wiąże się ze swym Ludem,
– ale ponadto iż jest w Bożym tego słowa znaczeniu „MAŁŻONKIEM” swojego Ludu Izraela, a precyzyjniej: swej najczęściej arogancko wiarołomnej Oblubienicy-Cudzołożnicy, którą usiłuje z nie gasnącą cierpliwością oczyszczać, podnosić i uświęcać,
– rozumiemy już bez większego dalszego zdziwienia, iż jako Syn Boży i Syn Człowieczy zarazem mówi Jezus o sobie jako Oblubieńcu Kościoła, swej mistycznej Oblubienicy Nowego Przymierza.
– Jest to przecież wciąż ten sam Bóg, który przedstawiał siebie już w Starym Testamencie jako Małżonek swej Msxałżonki – Ludu swego Wybrania:

„Nie lękaj się, bo już się nie zawstydzisz,
nie wstydź się, bo już nie doznasz pohańbienia [jako żywa ‘wdowa’, którą mąż odsunął za jej ciągłe wiarołomstwa] ...
Bo MAŁŻONKIEM ci jest twój Stworzyciel, któremu na Imię – Jahwéh Zastępów;
Odkupicielem twoim – Święty Izraela, nazywają Go Bogiem całej ziemi.
Zaiste, jak niewiastę porzuconą i zgnębioną na duchu [stęsknioną za Jedno-w-miłości z mężem],
wezwał cię Jahwéh ...” (Iz 54,4nn. – zob. jeszcze raz wyż.: Bóg ‘Małżonek’ Izraela (Iz 54)).

Gdy zatem w Nowym Testamencie usłyszymy, jak Jezus wskaże na siebie jako Oblubieńca, znajdziemy w Jego słowie jedynie potwierdzenie, iż mamy przed sobą dokładnie tego samego Boga, który poprzednio „mówił przez Proroków” [Wyznanie Wiary Mszy św.] Starego Testamentu. W swej niczym nie powstrzymanej miłości, która w Nim samym jest odwiecznie jedną wielką oblubieńczością, nie ‘wytrzymywał’ On już też wówczas: w epoce dopiero tymczasowego przymierza małżeńskiego ze swym Ludem, by o tej swojej miłości typu oblubieńczo-małżeńskiego nie wyrażać się wprost i bez żadnej dwuznaczności.

Wyznania te, czyli Boże zwierzenia z wytęsknionej bliskości ze swą jakżeż często niezwykle oporną i wciąż pełną nieufności umiłowaną, stają się w epoce „Nowego i Wiecznego Przymierza” (por. Mt 26,28; Łk 22,20; Hbr 9,15; 13.20) jedynie niezniszczalnym potwierdzeniem tej samej ‘linii’ objawienia, jaką i w tym względzie zdumiewająco otwarcie przedstawiał już też Bóg Starego Testamentu.

(8 kB)

B.   ZALĄŻKI SAKRAMENTU MAŁŻEŃSTWA
WYCZYTANE Z EWANGELII

(7 kB)

1. Światełka Bożej wizji małżeństwa
w zapisach Ewangelii

(6,9 kB)

Wypada prześledzić porozrzucane po Ewangeliach wypowiedzi Jezusa Chrystusa, w których Syn Boży nawiązuje pośrednio lub bezpośrednio do małżeństwa i rodziny i wzajemnych odniesień w małżeństwie – w ich korelacji do miejsca Boga w małżeństwie i rodzinie. Z kolei zaś jest też szereg wypowiedzi Jezusa, w których stwierdza On sam o sobie, iż Jest Oblubieńcem, tj. Bogiem-Oblubieńcem.

Wypowiedzi te jako pochodzące od Syna Człowieczego, który w łonie Trójcy Świętej Jest Synem-Słowem, niosą same przez się Prawdę Bożego Objawienia. Objawiają, Kim jest Bóg-Miłość, a z kolei jakie miejsce w zamyśle Boga: zbawienia żywego Obrazu Boga: mężczyzny i kobiety, zajmuje tak małżeństwo, jak rodzina – w ciągłej korelacji z Bogiem-Małżonkiem swego Ludu.
– Staramy się zebrać wspomniane dane jako światełka, które stają się swoistym punktem wyjścia dla wypracowania wizji małżeństwa jako sakramentu Kościoła.

Wspomniane wypowiedzi można by ująć w kilka wątków tematycznych. Ujmują one zróżnicowane aspekty życia w małżeństwie i rodzinie – w ich krzyżowaniu się z miejscem Boga w ludzkiej rzeczywistości małżeństwa-rodziny. Zarówno bowiem cały Stary Testament, jak tym bardziej Ewangelie uwrażliwiają wyraziście na stałe przecinanie się we wzajemnych odniesieniach małżeńsko-rodzinnych – „wielkich spraw” Bożych (por. Łk 1,49) z ludzką rzeczywistością małżonków i rodziny.

(8.8 kB)
Krzyżujące się priorytety oblubieńczej miłości Bożej, a ludzkiej. Mąż tęskni za żoną i na odwrót: oboje nie mogą żyć bez siebie, stanowiąc komunię miłości i życia. Dla nich samych, ale i dla całego Ludu Bożego, powinna ta wzajemna tęsknota stawać się nieustannym przypomnieniem i znakiem tego, jak nieutulona musi być tęsknota Boga, który Miłością JEST, za swą Mistyczną Oblubienicą: swym żywym Obrazem: mężczyzną i kobietą, którzy przez Ducha Świętego są kimś jednym: oblubienicą Bożą, wezwaną do oblubieńczości w życiu-na-zawsze z samym Trójjedynym.

W formie wyprzedzającej konkluzji można by już w tej chwili wskazać na stale pojawiający się obraz swoistego krzyża. Znamionuje on wszystkie międzyludzkie odniesienia, szczególniej zaś odniesienia międzyosobowe zachodzące w małżeństwie i rodzinie – w ich korelacji do Boga jako Miłości-Życia i Oblubieńca swego Ludu, swej mistycznej Oblubienicy.

Z jednej strony będzie chodziło o wzajemny stosunek między mężem a żoną, oraz stosunek obojga małżonków-rodziców do swych dzieci. Będzie zatem chodziło o relacje dotyczące niejako poziomu, czyli belki poziomej ‘krzyża’. Oznacza ona wzajemną miłość małżeńską na płaszczyźnie ich ludzkiej więzi: stanowienia dla siebie nawzajem osoby-daru ku dobru otwierającemu się ku życiu – wiecznemu, chociaż dzieje się to poprzez całą rzeczywistość doczesną.

Z drugiej strony przy dokonywaniu wyborów po linii miłości – właśnie tej małżeńskiej (i już też narzeczeńskiej) pojawia się nieustannie, chwilami wręcz dramatycznie kwestia hierarchii tejże miłości. Z ludzką miłością rozwijającą się między oblubieńcami krzyżuje się stale Miłość Boga ku nim obojgu oraz ich miłość względem Boga. W ten sposób w rzeczywistość miłości małżeńskiej i rodzinnej przeżywaną na co dzień, wkracza stale pion: Bóg – a człowiek, Boża Oblubienica.

Powstaje zarys krzyża.
– Belka pionowa obrazuje wzajemne odniesienia Bożej oblubieńczej miłości do człowieka. Bóg proponuje ją przecież każdemu człowiekowi.
– Z pionową belką krzyżuje się nierozłącznie belka pozioma. Przedstawia ona wewnętrzną więź pary małżeńskiej. Wyraża ona wzajemną ludzką oblubieńczą miłość, którą ci dwoje podjęli w następstwie oczekiwanej przez Boga ich dobrowolnej decyzji na dozgonne obopólne przymierze miłości i życia, w którym jednak pierwsze miejsce będzie zajmował zawsze Bóg.

W pełni aktualna pozostaje zawsze zasada: Wtedy ‘wszystko jest na swoim miejscu, gdy pierwsze miejsce zajmuje Bóg’ – i miłość ku Niemu.

Na swój sposób wyrazi to Syn Człowieczy w kontekście Kazania na Górze:

„Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość,
a to wszystko będzie wam dodane ...” (Mt 6,33).

Z analiz filologiczno-egzegetycznych, ukazanych już też przez nas (zob. wyż. np.: Dla Królestwa Bożego – Dla Chrystusa) wynika, że wspomnianym tu ‘królestwem Boga’ jest sama Osoba Jezusa Chrystusa. On to jest owym Królestwem Boga, które już się przybliżyło (zob. np. Mk 1,15) i które „nie przyjdzie dostrzegalnie ... Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest” (Łk 17,20n).

Wybór miłości osoby współmałżonka itp. (to samo dotyczy narzeczonych; Bóg a rodzina itd.) za cenę odrzucenia miłości Boga – będzie się mógł wydawać pozornie jako nakazany podjętymi zobowiązaniami, a niekiedy jako wybór po linii ludzkiej litości [np. uczucie do osoby rozwiedzionej, porzuconej itp.]. Niemniej z perspektywy spraw definitywnych, czyli ilekroć w grę będzie wchodził wybór dotyczący zachowania etycznego, ewentualnie w obliczu Bożej propozycji powołania życiowego, będzie to każdorazowo wybór przeciw dobru tegoż ukochanego – i oczywiście przeciw dobru swojemu własnemu.

Wspomniane wątki z Ewangelii nawiązujące do wyboru rzeczywistości małżeńsko-rodzinnej w jej skrzyżowaniu z miłością do Boga, można by uszeregować w:

a) nawiązania do odniesień życia w małżeństwie i rodzinie;
b) gromadzenia się przy stole i na uczcie;
c) bezpośrednie wzmianki o małżeństwie-rodzinie;
d) wyraźne objawienie się Syna Człowieczego jako Oblubieńca.

(7 kB)

2. Rodzina Święta:
Maryja-Józef i Jezus

(6,9 kB)

a. Małżeństwo Maryi-Józefa a Wcielenie Syna Bożego

Ewangelie dostarczają cały szereg znamiennych nawiązań do życia w małżeństwie i rodzinie – w korelacji do Bożej wizji małżeństwa i wezwań pod adresem człowieka. W poprzednich częściach przytaczaliśmy już niektóre z wypowiedzi Chrystusa z tego zakresu tematycznego. Niektóre takie Jego wypowiedzi zdają się brzmieć bardzo surowo, a w każdym razie niezwykle wymagająco (zob. na ten temat wyż. np.: Radykalizm Ewangelii Jezusa).

Zauważamy, że wcielenie Syna Bożego jest osłonięte intymnością życia małżonków Józefa z Maryją. Ich związek stał się środowiskiem, które przekształciło się w Rodzinę Świętą w Nazarecie.

Trzeba sobie uświadomić, że Syn Boży nie był niczym zdeterminowany, gdy jako Bóg zadecydował, iż zstąpi na ziemię dla odkupienia człowieka. Mógł pojawić się wśród ludzi w sobie wiadomy sposób – niezależnie od jakiegokolwiek małżeństwa i rodziny.
– Tymczasem wybór Jego padł na małżeństwo, które przez Jego przyjście do komunii dwojga – przekształciło się w rodzinę: Rodzinę Świętą.

Zasadnicze posługi przy Jezusie jako niemowlęciu pełniła wtedy Maryja, Jego Dziewicza matka-karmicielka. Jakżeż wciąż wymowne są słowa napisane przez Jana Pawła II w encyklice Matka Odkupiciela:

„... Postać Maryi z Nazaretu rzuca światło na kobietę jako taką przez sam fakt, że Bóg w tym wzniosłym wydarzeniu Wcielenia Syna zawierzył się wolnej i czynnej posłudze niewiasty ...
W świetle Maryi Kościół widzi w kobiecie odblaski piękna, które odzwierciedla najwznioślejsze uczucia, do jakich zdolne jest serce ludzkie: całkowitą ofiarę miłości, moc, która potrafi znieść największe cierpienia, bezgraniczną wierność, niestrudzoną aktywność, umiejętność łączenia wnikliwej intuicji ze słowem pociechy i zachęty” (RMa 46).

„Macierzyństwo Maryi, przeniknięte do głębi oblubieńczą postawą ‘Służebnicy Pańskiej’, stanowi pierwszy i podstawowy wymiar owego pośrednictwa, które w odniesieniu do Niej [Maryi] Kościół wyznaje i głosi i ‘stale zaleca sercu wiernych’ w sposób szczególny i wyjątkowy, gdyż pokłada w nim wielką nadzieję.
– Należy wszakże przyznać, że przede wszystkim sam Bóg, Ojciec Przedwieczny, zawierzył Dziewicy Nazaretańskiej, oddając Jej swego Syna w tajemnicy Wcielenia. To Jej wyniesienie do najwyższego urzędu i godności matki Syna Bożego ... odnosi się do samej rzeczywistości zjednoczenia obu natur w Osobie Słowa [unia hipostatyczna: osobowa] ...” (RMa 39).

Początkiem przedziwnego wkroczenia samego Trójjedynego w życie Maryi, ale tym samym Józefa, jej prawdziwego męża, stał się fakt, iż w sposób przez nią nie oczekiwany stała się matką swego Stworzyciela, Drugiej Osoby Trójcy Przenajświętszej – w chwili dokonującej się tajemnicy Wcielenia. Działo się to w dniach pomiędzy jej oficjalnym poślubieniem Józefa – a zamieszkaniem ich obojga razem jako publicznie uznanego ich małżeństwa:

„... PO zaślubinach matki Jego [Chrystusa], Maryi, z Józefem,
wpierw nim zamieszkali razem,
znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego ...” (Mt 1,18).

Wydarzenia związane ze zwiastowaniem Archanioła Gabriela Dziewicy Nazaretańskiej i tajemnicą Wcielenia były już parokrotnie przedmiotem naszych rozważań, toteż nie chcielibyśmy ich tu powtarzać (zob. wyż.: Zwiastowanie Maryi – wraz z kontekstem. – Maryja – Matka w Dziewictwie za sprawą Ducha Świętego. – Maryja przyjmująca Boga Wcielonego. – Wraz z Maryją ‘Niewiastą Eucharystii’.

W związku z aktualnie podejmowanym zagadnieniem: poszukiwania ‘światełek’ porozrzucanych po Ewangeliach, które by dopomogły w dostrzeżeniu Bożej wizji małżeństwa jako sakramentu, wypada uświadomić sobie jeszcze raz niemal rozpaczliwie trudną sytuację, w jaką Trójjedyny wstawił młodziutką dziewczynkę Maryję na jej przełomie dzieciństwa i młodzieńczości (miała ona wtedy bardzo prawdopodobnie ok. 12-13 lat: wieku wychodzenia za mąż dziewcząt w tamtym klimacie: już dojrzałych). Boża propozycja, jaką jej przedstawił Gabriel, była sama w sobie niebotycznie zachwycająca. Jednakże w jej sytuacji: dopiero co już zaślubionej, choć jeszcze nie przeprowadzonej do domu Józefa, była ona czymś krańcowo niezręcznym i dramatycznym. – W najgorszym wypadku groziło Maryi ukamienowanie „w drzwiach domu ojca” (Pwt 22,20n), gdyby wyszło na jaw, że rozwijające się w jej łonie dziecię nie jest dzieckiem Józefa. Oto cena, jaką Maryi, tej młodziutkiej dziewczynce-pannie, przyszło zapłacić za zgodę na Boże życzenie: przyjęcia macierzyństwa Syna Bożego „z Ducha Świętego”.

Bardzo podobną do swej małżonki Maryi próbę przeżył w tych tygodniach i miesiącach z kolei Józef, mąż swej oblubienicy-małżonki Maryi. Zaistniałe macierzyństwo pociągnęło za sobą nie kończące się cierpienie ich obojga: tak Józefa, jak Maryi.

Co by miała powiedzieć Maryja Józefowi i jak się przed nim wytłumaczyć? Józef musiał się zorientować bardzo rychło, że jego małżonka Maryja stała się matką – przecież nie z jego małżeńskiego ‘poznania’. Usta miała zamknięte tak Maryi, jak z kolei na swój sposób także Józef.
– Skąd on miał wiedzieć, że Maryja ... z nikim go nie zdradziła? Wyczytywał on niewinność z jej oczu. Dotąd jednak nigdy coś podobnego się nie zdarzyło, żeby dziewczyna mogła stać się matką ... aż z Ducha Świętego! Co Józef miał myśleć o tym wszystkim? Czy zniknąć z horyzontu i zostawić Maryję samej sobie – jako ‘samotną matkę-z-dzieckiem’?

Józef był już bliski takiego właśnie rozwiązania nierozwiązalnej dla siebie serii faktów. Zaingerował sam Bóg, sprawca tego Bożego macierzyństwa. Pisze Jan Paweł II:

„W tych okolicznościach ‘mąż jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić jej na zniesławienie, zamierzał oddalić ją potajemnie’ [Mt 1,19]. Józef nie wiedział, jak ma się zachować wobec ‘cudownego’ macierzyństwa Maryi. Szukał zapewne odpowiedzi na to dręczące go pytanie, ale nade wszystko szukał wyjścia z tej trudnej dla siebie sytuacji.
– Gdy więc ‘powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój Lud od jego grzechów’ [Mt 1,20n] ...
– Zwiastun zwraca się do Józefa jako do ‘męża Maryi’, do tego, który w swoim czasie ma nadać takie właśnie imię synowi, który narodzi się z poślubionej Józefowi dziewicy nazaretańskiej. Zwraca się więc do Józefa, powierzając mu zadanie ziemskiego ojca w stosunku do syna Maryi.
– ‘Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił Anioł Pański: wziął swoją małżonkę do siebie’ [Mt 1,24]. Wziął ją razem z całą tajemnicą jej macierzyństwa, razem z synem, który miał przyjść na świat za sprawą Ducha Świętego.
– Okazał w ten sposób podobną jak Maryja gotowość woli wobec tego, czego odeń żądał Bóg przez swego zwiastuna” (RCu 3).

Jakież napięcia wytworzyło zwiastowanie przez Anioła u obojga – małżonków w najprawdziwszym słowa tego znaczeniu! Wzajemna tęsknota za sobą Józefa i Maryi i najszczersza obopólna miłość narzeczeńska i małżeńska stanęła w tym momencie przed zdawać by się mogło niepokonalną próbą na jakość tej miłości, tęsknoty, zawierzenia sobie nawzajem, wzajemnej ufności.

Zdajemy sobie sprawę, że małżeństwo stało się sakramentem we właściwym tego słowa znaczeniu dopiero z chwilą, gdy Jezus Chrystus założył swój Kościół. Dotąd było ono również już niezniszczalnym wyrazem – jednakże tylko sakramentu stworzenia. Jeśli zatem małżeństwo jest sakramentem, niesie ono przez sam fakt swego zaistnienia obfitość nieodzownych łask, mocą których ci dwoje stają się zdolni sprostać przyjętym obowiązkom małżeńskim, a potem rodzicielskim. Dotyczyło to oczywiście również małżeństwa Maryi z Józefem.

Widzimy, że łaska ‘sakramentu małżeństwa’ bynajmniej nie oznacza podarowania tym dwojgu życia łatwego. Można by powiedzieć – po ludzku się wyrażając, że Maryja z Józefem mieli ‘najświętsze prawo’, by poskarżyć się Bożej Opatrzności z powodu goryczy skrajnie trudnych warunków, w jakich im przyszło układać swoje małżeństwo. Trudy te można by wyliczyć – przynajmniej w sensie tego, o czym dowiadujemy się, względnie się domyślamy ze skąpych zapisów Ewangelii:

(0,2 kB)  Najpierw przeżyli oboje pierwszą, niemal śmiertelną próbę, jakiej poddana zostało ich wzajemne zaufanie małżeńskie. Powodem stał się sam fakt Boskiego macierzyństwa.

(0,2 kB)  Niedługo potem pojawiły się trudy związane z nader uciążliwą wędrówką ich obojga z Nazaret do Betlejem. Były to dni, gdy Maryja oczekiwała ‘na dniach’ przyjścia na świat dziecięcia Jezus. Oboje mieli się zgłosić w Betlejem, gdyż tam znajdował się ich ‘matecznik’: miejsce skąd wywodził się ród, do którego należeli: ród Dawida.

(8 kB)
Obrazek rzeczywistości z Afryki. Panuje tu nadal ustrój klanowy. Wszyscy są braćmi i siostrami. Rodziny są liczne - i bardzo kochają DZIECI. Bieda im zanadto nie przeszkadza. Zawierzają siebie na teraz i przyszłość Bożej DOBROCI, starając się jednocześnie pracą swoją wypraszać Boże błogosławieństwo dla życia i przeżycia.

Działo się to na rozkaz władz okupacyjnych, które zarządziły przeprowadzenie spisu ludności. Nie ulega wątpliwości, że ogół ludności Żydowskiej buntował się, spełniając rozkazy władzy z Rzymu ze zgrzytaniem zębami. Zarządzenie było wydane przez cezara Rzymu, Augusta (30 przed Chr. do 14 po Chr.). Jak zwykle w takich przypadkach, celem spisu było ponad wątpliwość jedno: władza centralna Rzymu chciała się dowiedzieć, jakie powinny być wpływy fiskalne do kasy państwowej z podległych prowincji Imperium.
– Cóż cezar August, czciciel mnóstwa bogów Rzymu, albo i kompletny agnostyk, mógł wiedzieć o tym, że w Bożym zamyśle stał się narzędziem, dzięki któremu Druga Osoba Trójcy Przenajświętszej Wcielona – wpisana zostanie dzięki spisowi w oficjalny rejestr ludzkości? Oto słowa Jana Pawła II:

„Udając się do Betlejem z powodu spisu ludności, stosownie do zarządzenia prawowitej władzy, Józef spełnił wobec dziecka ważne i znamienne zadanie, by oficjalnie wpisać do rejestrów cesarstwa imię ‘JEZUS, Syn Józefa z Nazaretu’ [por. J 1,45]. Zapis ten ukazywał w sposób jawny, że Jezus należy do rodzaju ludzkiego, że jest człowiekiem pośród ludzi, obywatelem tego świata, podległym prawom i instytucjom państwowym, ale także ‘zbawicielem świata’ ...” (RCu 9).

Jan Paweł II przytacza w tym miejscu ubogacające wyjaśnienie Orygenesa (185-254 r.: biblista, pisarz, naukowiec):

„Teologiczny sens tego historycznego faktu... dobrze ujmuje Orygenes:
‘Pierwszy spis ludności całej ziemi został przeprowadzony za panowania cesarza Augusta i pośród wszystkich innych także Józef dał się zapisać z poślubioną sobie Maryją, która była brzemienna, jako że Jezus przyszedł na świat, zanim spis zakończono. Kto wnikliwie to rozważy, dostrzeże pewną tajemnicę ukrytą w fakcie, iż tym spisaniem całej ziemi objęty został także Chrystus.
– Skoro wszyscy zostali zapisani, wszystkich mógł oświecić; skoro cała ziemia została spisana, ziemię dopuścił do komunii z sobą, po czym wszystkich ludzi wpisał do Księgi Żyjących, z niej zaś ci, co w Niego uwierzyli, zostali następnie zapisani w Niebie, pośród świętych tego, któremu chwała i panowanie na wieki wieków!’ ...” (RCu 9).

(0,2 kB)  Dla samych Józefa i Maryi, którzy być może nie zdawali sobie w pełni sprawy, jak wielkie sprawy Boże również przez te wydarzenia się dokonują, wszystko to wyrażało się przede wszystkim ogromem niewygód, trudu pokonywania parodniowej wędrówki, najprawdopodobniej przedłużonej z powodu konieczności odbywania drogi nie na skróty poprzez Samarię [Samarytanie zwykle nie pozwalali Żydom przechodzić przez swe terytorium], ale od wschodniej strony Jordanu.

(0,2 kB)  Po przybyciu zaś do Betlejem spotykało ich jedno rozczarowanie i upokorzenie za drugim. Któż by chciał przyjąć w gościnę kobietę na rozwiązaniu, wymagającą wielorakiej opieki lekarsko-położniczej, nie mówiąc o oddaniu do takiego użytku własnego mieszkania?

U obojga zaś – tak Maryi jak i Józefa, w sercu brzmiały ciągle słowa królewskich zapowiedzi Gabriela, które mogły stwarzać wrażenie, że doczekają się najwyższego komfortu, wygód i honorów, należnych królowi:

„Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię: Jezus. Będzie On Wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan – Bóg, da Mu tron Jego ojca Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca ...” (Łk 1,31nn).

Tymczasem napotykana rzeczywistość była – po ludzku mówiąc – brutalna. Rozpytywanie Józefa u ... przecież ‘krewnych’ – z tego samego rodu Dawida, nie dało żadnego rezultatu. Ponieważ dzieciątko dawało sygnały, że chce się urodzić tuż-tuż, oboje zadecydowali, że wycofają się do skalistych grot. Tam przyszedł na świat:

„... Król królujących i Pan panujących,
jedyny, mający nieśmiertelność, który zamieszkuje światłość niedostępną,
którego żaden z ludzi nie widział ani nie może zobaczyć ...” (1 Tm 6,15n).

(0,2 kB)  Kolejnym etapem niepewności jutra, biedy i strachu – stała się nagła ucieczka do Egiptu: bez jakichkolwiek zabezpieczeń na życie. Było to niebawem po wizycie królewskiej, jakiej rodzina święta dostąpiła – tym razem już w jakimś ‘domu’ (tj. już nie w grocie!; zob. Mt 2,11) – ze strony Mędrców.
– Ci zaś w prostocie serca powiedzieli Herodowi: „Ujrzeliśmy bowiem jego gwiazdę we Wschodach i przybyliśmy oddać mu pokłon” (Mt 2,2). Gdy Mędrcy weszli do Domu, w którym przebywała rodzina święta, złożyli tam swoje dary, jednocześnie oddając hołd Osobie małego Jezusa: „... upadli na twarz i oddali Mu [dziecięciu Jezus] pokłon ...” (Mt 2,11).
– Rodzina święta zapewne spieniężyła te dary w jakiejś mierze, wdzięczna Bożej Opatrzności za nadesłaną pomoc materialną.

(0,18 kB)  Następuje jednak nieoczekiwany finał wizyty Magów-Mędrców. Otrzymali oni Boże ostrzeżenie, żeby nie wracać do Heroda. Ewangelista podaje, że w tej sytuacji Magowie „... inną drogą udali się do ojczyzny” (Mt 2,12).

(0,17 kB)  Równolegle zaś Bóg powiadamia tajemniczo Józefa i Maryję o śmiertelnym, niczym nie zasłużonym zagrożeniu życia małego Jezusa:

„Gdy oni odjechali, oto Anioł Pański ukazał się Józefowi we śnie i rzekł:
‘Wstań, weź Dziecię i jego matkę i uchodź do Egiptu; pozostań tam, aż ci powiem;
bo Herod będzie szukał dziecięcia, aby je zgładzić’.
On wstał, wziął w nocy dziecię i jego matkę i udał się do Egiptu ...” (Mt 2,13n).

Znowu mogło nietrudno pojawić się zwątpienie w Bożą Dobroć i Opatrzność. Wraz z zasadniczym pytaniem, jakie w takich okolicznościach zdaje się cisnąć do umysłu i serca: Boże, za co nas tak karzesz? Uciekać znienacka nocą, udać się w drogę zupełnie nieznaną ...!
– Wszystko stwarzało dodatkowe powody do obawy i strachu: trzeba się było bać ludzi, strach było spotkać dzikie zwierzęta, nie było się gdzie schronić przed zmienną pogodą i zimnymi nocami ...! Gdy zaś dotarli do Egiptu, pojawiło się kolejne pytanie: Gdzie zamieszkać? Za co żyć? Gdzie znaleźć pracę? Jak utrzymać ... niemowlę i siebie samych? Czy to naprawdę aż syn Boży, skoro okoliczności zdają się sprzysięgać, żeby zapewnieniom Anioła ... nie wierzyć?

Rozważania te snujemy nie dla poetyckiego rozrzewniania nad nędznym losem rodziny świętej, ale by spojrzeć na te wydarzenia z punktu widzenia małżeństwa jako sakramentu: czy to epoki przed-Chrystusowej, tj. pra-sakramentu stworzenia, czy już sakramentu Kościoła Chrystusowego.

(0,3 kB)  Zasadniczą cechą sakramentu jest to, że musi to być jakiś ‘znak widzialny’. Tym ‘znakiem’ jest w przypadku małżeństwa od pra-początku ciało-osoba jednego i drugiego z małżonków – w tym wypadku Maryi i Józefa.

(0,3 kB)  Mocą wyrażonej przez oboje i zaakceptowanej decyzji-zgody związania się przymierzem małżeństwa, ich związek, wyrastający z komunii miłości i życia między nimi obojgiem, staje się nie ustającym podłożem, na którym wyrasta łaska sakramentu ku uświęceniu tych dwojga poprzez więź małżeńską, która dla nich staje się drogą do nieba. Jednocześnie zaś zaistniała więź miłości i życia staje się dla męża i żony podłożem, mocą którego mają oni prawo oczekiwać i otrzymywać od Bożego Miłosierdzia łaski szczególne – dla jak najlepszego wypełniania podjętych zadań małżeńskich i rodzinnych.

Na przykładzie jednak rodziny świętej – bez wątpienia rodziny Naj-świętszej z możliwych, stwierdzamy, że Boże zapewnienia i obietnice udzielania nieodzownych mocy Ducha Świętego do godnego sprostania przyjętym na siebie małżeńsko-rodzinnym zobowiązaniom dotyczą stale zupełnie innego wymiaru życia, aniżeli by się w uproszczonej wizji małżeństwa wydawać mogło.
– Bóg poza wątpliwością udziela małżonkom wszelkich możliwych, nieodzownych darów i łask. Nie oznacza to jednak w żaden sposób darmowego ułatwienia życia i odsunięcia od małżonków wszelkich trosk, biedy materialnej i mieszkaniowej, odjęcia problemów zdrowotnych i grozy przeżywanego prześladowania czy konieczności natychmiastowego opuszczenia dotychczasowego, ustabilizowanego sposobu życia.


Na tym tle zauważamy tym jaśniej, jak bardzo dosłownie – nieustannie przecinają się w małżeństwie – zarówno w tym pra-sakramencie stworzenia, jak tym będącym już sakramentem Kościoła – drogi Boże z drogami ludzkimi. Precyzyjniej się wyrażając należałoby stwierdzić, że przed dwojgiem – ludzkimi oblubieńcami, staje z chwili na chwilę Bóg Trójjedyny i przedkłada im wybór, a przynajmniej proponuje potwierdzenie już dokonanego wyboru:
za ich miłością oblubieńczą względem Boga, który wychodzi do nich w Osobie Jezusa Chrystusa,
czy też wyboru przeciw oblubieńczemu oczekiwaniu ze strony Chrystusa.

W przypadku małżeństwa Maryi z Józefem rzeczywistość ta jawi się w sposób niezwykle wyrazisty. Już w chwili Zwiastowania będzie chodziło o to, która z ‘miłości’ przeważy:

(0,15 kB)  ta jedynie ludzka, dotycząca tego drugiego w małżeństwie,

(0,15 kB)  czy też przy pełnym czynnym zachowaniu wiernej, dozgonnej, ślubowanej miłości dla tego drugiego, pierwsze miejsce w hierarchii miłości zajmował będzie każdorazowo od nowa potwierdzany wybór za tym bardziej oblubieńczą miłością – „całym sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem” (Mt 22,37) dla Boga – w Chrystusie, Bożym Oblubieńcu-z-Krzyża; a dopiero na drugim miejscu miłość również dla tego drugiego w małżeństwie i rodzinie.

W omawianym właśnie przypadku małżeństwa: Józefa z Maryją, widać nieustannie wyżej ukazane przesilanie się dwóch – zdawać by się mogło chwilami sprzecznych ze sobą miłości: małżeńskiej miłości ludzkiej – a nie mniej oblubieńczej miłości Boga do tych dwojga oraz ich wzajemnej miłości do Boga-Oblubieńca.
– Życie tych dwojga małżonków: Maryi i Józefa, przy całym ich wątpliwości nie ulegającym wzajemnym oddaniu jako osoby-daru-‘dla’ tego drugiego w małżeństwie, było jednym wielkim przekreślaniem własnej korzyści i przyjemności – w dramatycznej służbie Bogu-Oblubieńcy, który w owym kruchym dziecięciu oczekiwał od swych rodziców-opiekunów pożywienia, poczucia bezpieczeństwa, ale tym bardziej ... serca-miłości.

Dla małżonków Maryi i Józefa sprawdzało się w sensie najdosłowniejszym z możliwych to, co kiedyś ich Boskie Dziecko powie:

„Zaprawdę powiadam wam:
wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych,
Mnieście uczynili” (Mt 25,40).

Czy małżonkowie Maryja i Józef – po ludzku się wyrażając – coś ‘stracili’, ilekroć zamiast własnej wygody, nie szemrząc przeciw Bożej Opatrzności, nie narzekając na warunki życia przeżywanego w ciągłej niepewności, byli jednym żywym darem-osobą ‘dla’ tego dziecięcia, które – jak wierzyli, a ta ich wiara nie była bynajmniej łatwa – było i jest aż „Bogiem prawdziwym z Boga prawdziwego, zrodzonym a nie stworzonym”  i które przygotowuje się do dzieła odkupienia, jakiego ma dokonać, to znaczy do swej śmiertelnie krwawej, trudnej funkcji: stania się Oblubieńcem-z-krzyża?

Bieżące życie w skrajnych warunkach życiowych, ciągłym zmienianiu miejsca życia i pracy, w bezdomności i bezrobociu – będzie się mogło wydawać w ludzkiej ocenie jako jedna wielka ‘przegrana’ życiowa.
– Tymczasem gdy wśród tych trudnych okoliczności ci dwoje nieugięcie trwają w raz przyjętej postawie, że przy całej wzajemnej miłości oblubieńczej i małżeńskiej pierwsze miejsce zajmuje jednak ani mąż, ani żona, lecz tym pierwszym, nad życie własne ukochanym pozostaje niezmiennie Bóg – nie tylko niczego nie tracą, lecz oboje zyskują wszystko: niebo-na-ziemi, mimo wszelkich utrapień.

Wtedy sprawdza się w perspektywie spraw definitywnych to, co lapidarnie wyraził Sobór Watykański II, i co tak bardzo lubił przytaczać Jan Paweł II, prawdopodobnie autor m.in. tego właśnie zapisu Soborowego:

„To podobieństwo [synów Bożych zespolonych w prawdzie-miłości z jednością Bożych Osób]
ukazuje, że człowiek będąc jedynym na ziemi stworzeniem,
którego Bóg chciał dla niego samego,
nie może odnaleźć się w pełni inaczej,
jak tylko poprzez bezinteresowny dar
z siebie samego” [por. Łk 17,33] (GS 24).

(6,9 kB)

b. Niedopilnowanie Jezusa dwunastoletniego ...

Małżonkowie ze stażem w swym zawierzeniu Bogu

(28 kB)
Jak ta małpeczka zgadza się z bawiącą się z nią dziewczynką! Stworzonko ... podobne jest z ludzkim dzieckiem ... młodym wiekiem. Bo i dziecko przerasta nieskończenie każde stworzenie, nawet zdawać by się mogło najbardziej inteligentne. Bo jedynie człowiek, tzn. również dziecko, wyposażony jest w wolną wolę, samo-świadomość, zdolność podejmowania odpowiedzialności. A tym bardziej: tylko człowiek wezwany jest do życia wiecznego w zjednoczeniu oblubieńczym z samym Trójjedynym.

Kolejnym dramatycznym wydarzeniem, rzutującym na małżeństwo w ogóle, a w szczególności małżeństwo Maryi z Józefem, stało się zgubienie Jezusa w chwili, gdy doszedł do wieku na pograniczu dziecięctwa i młodzieńczości. Rodzina nazaretańska wybierała się właśnie wraz z licznymi innymi z Galilei w drogę powrotną po zakończeniu dorocznej pielgrzymki pieszej do Jeruzalem.
– Nie jest wykluczone, że małżonkowie Maryja z Józefem zabrali swego Bożego Syna do Jeruzalem tego roku dopiero po raz pierwszy.
– Również temu wydarzeniu, zapisanemu przez św. Łukasza (Łk 2,41-50) poświęciliśmy już poprzednio nieco uwagi (zob. wyż.: Jezus dwunastoletni).

Chcielibyśmy i w tym, dla obojga małżonków Maryi i Józefa krańcowo bolesnym przeżyciu, dostrzec jakieś światełko, zdolne rzucić blask na wzajemne sakramentalne odniesienia małżonków.
– W tym wypadku w grę wejdzie tym bardziej dramatyczne krzyżowanie się ich miłości wzajemnej – z wymagającą miłością Boga, który jest zawsze tym Pierwszym, odnoszącym się oblubieńczo do stworzenia swojego umiłowania – mężczyzny i kobiety.

Maryja i Józef są w tym wypadku małżeństwem z dobrze już ugruntowanym stażem swego życia w małżeństwie-rodzinie. Mają swego syna liczącego już 12 lat, czyli są z sobą już niemal 13 lat. Przeżyli już tyle trudów, nieustannej biedy materialnej, mieszkaniowej. Wiedzą dobrze, co to znaczy ucieczka, dławiący strach. Mają żywą świadomość odnośnie do tych kilkudziesięciu drobnych dzieci zamordowanych w okolicach Betlejemu przez Heroda po odjeździe mędrców-magów ze Wschodu. Śmierć tych niemowląt stała się w jakimś sensie ceną ocalenia ich Boskiego Dziecięcia Jezusa Chrystusa.
– Nieprawdopodobnie, by te skrajne wydarzenia nie wyraziły się na rysach ich twarzy: tak Józefa, któremu Boża Opatrzność zawierzyła troskę o Maryję i jej Dziecię Jezusa, jak i na obliczu samej Matki-Dziewicy Maryi.

Zdawać by się mogło, że ich aktualnie życie w jakiejś mierze się ustabilizowało. Po powrocie z Egiptu zamieszkali na wyraźne Boże polecenie, przekazane im jak zwykle w przypadku Józefa: na proroczym śnie – jak poprzednio w Nazarecie w Galilei (zob. Mt 2,22n).

Tamtejsi mieszkańcy dobrze znali tę rodzinę. Znajdzie to swój wyraz tu i ówdzie w zapisach Ewangelii, które po imieniu wymienią tak Maryję, jak i Józefa, którego całe pokrewieństwo uważało za naturalnego ojca Jezusa (zob. np. J 6,42; Mt 13,55; Mk 6,3).

Życie zaś na co dzień układali ci dwoje: Maryja i Józef poza wszelką wątpliwością tak, by w duchu głęboko przeżywanej wiary – zajęcia codzienne przesycać modlitwą. Taki styl życia przekuje kiedyś w znaną formułę i wskazanie św. Benedykt: „Ora et labora – módl się i pracuj!”  Pod tym względem oboje stanowią w obliczu Boga zdecydowanie jedność. Ich oblubieńcza obopólna miłość jest nieustannie w pełni otwarta tak na człowieka, jak i na Boga. I chłonie całą sobą Miłość, jaka do nich dociera od Boga. Jego też Miłość odwzajemniają swym pełnym oddaniem do Jego dyspozycji na każdą chwilę tak Maryja, jak Józef.

Również tym razem, przez dni dorocznej pielgrzymki do Jeruzalem, widzimy oboje małżonków: Maryję i Józefa – w ścisłej jedności małżeńskiej i rodzinnej. Swą komunię małżeńską i rodzinną przeżywa cała rodzina głęboko religijnie. Józef z Maryją starają się również spełniać swój obowiązek religijny pielgrzymowania w wyznaczonym czasie do świątyni w Jeruzalem, oczywiście uwzględniając dużą odległość dzielącą Nazaret od Jeruzalem. Pielgrzymka taka wymagała zabrania z sobą jedzenia i wszelkich nieodzownych rzeczy na jakieś dobre dwa tygodnie.
– Samo zaś Jeruzalem: cel ich pielgrzymowania, to Miasto Dawida! Nic dziwnego, że z miastem tym czują się oboje, jako wywodzący się z rodu Dawida – z pobliskiego Betlejem (ok. 8 km na południe od Jeruzalem), wielorako związani: rodowo, uczuciowo, religijnie, narodowo. Mieli tam też zapewne niejednych znajomych i krewnych.

Z samego faktu przez Łukasza wspomnianego ich pielgrzymowania do Jeruzalem widać, że rodzina ta stawiała Boga na co dzień zawsze na pierwszym planie – niezależnie od ‘powodzenia’ czy nie-powodzenia ich życia małżeńsko-rodzinnego. Głęboka wiara i bezgraniczne zawierzenie Bożemu prowadzeniu w ich życiu nie jest dla nich teorią, lecz na co dzień przeżywaną praktyką. Oboje prowadzili życie wewnętrzne intensywnego rozmodlenia. Starali się przesycać całą rzeczywistość świadomie przeżywaną obecnością Boga.
– Boga zaś mieli oni wyjątkowo blisko. Mieli Go na wyciągnięcie dłoni. Było Nim przecież to ‘ich’ Dziecko: Jezus, który w tej chwili zdecydowanie już wyrastał z dzieciństwa.

Czy stała świadomość, że ten Jezus to prawdziwie aż Syn Boży: sam Bóg – była dla nich czymś bezproblemowym i łatwym? Jezus nigdy nie przyjmował stylu afiszowania się swym bóstwem! W Nazarecie zaś zachowywał się dotąd jako po prostu dziecko: chłopak! Nie różnił się od innych dzieci w niczym – „z wyjątkiem grzechu” (Hbr 4.15). Wydaje się, że i oni oboje – tak Maryja, jak Józef jej czysty małżonek, musieli się do tej wiary nieustannie przebijać. Również Maryja:

„... Błogosławiona Dziewica szła naprzód w pielgrzymce wiary i utrzymywała wiernie swe zjednoczenie z Synem aż do krzyża, przy którym nie bez postanowienia Bożego stanęła [J 19,25], najgłębiej ze swym Jednorodzonym współcierpiała i z ofiarą Jego złączyła się matczynym duchem, z miłością godząc się, aby doznała ofiarniczego wyniszczenia żertwa z Niej narodzona; a wreszcie przez tegoż Jezusa Chrystusa, umierającego na krzyżu oddana została jako Matka uczniowi tymi słowy: ‘Niewiasto, oto Syn twój’ [J 19,26n] ...” (LG 58; por. RMa 5n).

Maryja całą sobą zawierzyła Słowu, jakie owej niezapomnianej chwili zwiastowania skierował do niej Bóg przez Gabriela. Przyjęła w bezgranicznym oddaniu siebie całej do dyspozycji Boga – takie znaczenie wypowiedzianych do niej Bożych słów, jakie z nimi wiązał Bóg – a nie koniecznie ona.

Takie właśnie znaczenie wiąże się z biblijno-teologicznym określeniem ‘wiara-zawierzenie-uwierzyć’. Brzmi ono po hebrajsku [w języku zatem Starego Testamentu] w formie rzeczownikowej: (h)émeth = stałość, nieugiętość w trwaniu w tej samej przyjętej postawie; wierność która ponad wątpliwość się nie wycofa.
– Taką rzeczywistość oznacza rzeczownikowe: émeth = prawda-wierność, ilekroć rzeczownik ten będzie miał dotyczyć Boga. Chodzi wtedy o Bożą stałość-wierność raz mężczyźnie i kobiecie danemu słowu:

‘Kocham cię, Dziecko! Ty Moja, Ukochana! Oblubienico! Wszystko dla ciebie uczynię, byś mogła żyć – na zawsze:
w Domu Mego Ojca!’

Odpowiedzią wiary na Bożą émet = prawdę-wierność, powinna być ze strony człowieka oczekiwana przez Boga treść hebrajskiego czasownika [w konjug. hifil]: he’emín. Forma ta oznacza merytorycznie:
oprzeć się całym sobą na owej nieugiętej-skalnej-stabilnej rzeczywistości, jaką jest Bóg, ufając-zawierzając, że na tej trwałej skale człowiek nie tylko nie zginie, ale zazna ocalenia (zob. też wyż., np.: Bóg Wierny – Boża Prawda – oraz tym bardziej: hebr. émet. ‘Prawda-Wierność’: rozważanie filologiczno-merytoryczne).

Tak właśnie kształtowała się wiara-zawierzenie dziewczynki Miriám-Maryi w chwili zwiastowania. Taki styl zawierzenia Bogu przekazywała ona też z całą pewnością swemu małżonkowi – Józefowi, z którym ją wiązało najgłębsze uczucie miłości i oblubieńczej otwartości serca. Nie ulega wątpliwości, że w najgłębszym przekonaniu wiary w małżeństwo jako sakrament stworzenia, Maryja i Józef zanosili nieustanne modły do Bożej Dobroci i Miłosierdzia o stałe światło – z powoływaniem się na zawarte przymierze małżeńskie – o wszystkie nieodzowne łaski do jak najlepszego wywiązywania się z podjętych zobowiązań zarówno obopólnej komunijnej miłości, jak również ich obojga jako rodzicom zawierzonego im przez Boga Ojca – Syna Bożego, Jezusa.

Tę postawę: zawierzenia całą sobą powołującemu ich oboje do stanu małżeńskiego i rodzinnego, podtrzymywała Maryja nieugięcie wiernie przez całe swoje dalsze życie.
– Wiemy, że przełomowym finałem tej jej postawy zawierzenia stanie się jej obecność z Woli Ojca Przedwiecznego pod Krzyżem jej Boskiego Syna.
– Po Jego zaś zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu będzie ona nadal pełniła przyjętą w „posłuszeństwie wierze” (Rz 1,5; 16,26) swą misję aż do wypalenia się jej ziemskiego życia jak stopniowo gasnącej świecy.

Po wniebowstąpieniu swojego Boskiego Syna pełniła Maryja zadanie matki w stosunku do założonego przez Niego Kościoła – zgodnie ze zwierzonym jej przez Niego zadaniem: miała być matką – obecnie dla Kościoła oraz każdego mężczyzny i każdej kobiety jako swych dzieci w porządku łaski.

Jakżeż trafnie ujął postawę tej jej wiary Jan Paweł II w swej encyklice Maryjnej:

„Jeśli chodzi o wiarę Maryi oczekującej Chrystusa [od momentu Zwiastowania], zwiastowanie jest z pewnością momentem przełomowym, ale zarazem jest także punktem wyjścia, od którego zaczyna się całe ‘itinerarium [podróżowanie] ku Bogu’: cała jej droga wiary. Na tej zaś drodze w sposób niezwykły, zaiste heroiczny – owszem, z coraz większym heroizmem wiary – będzie się urzeczywistniać owo ‘posłuszeństwo’, które wyznała wobec słowa Bożego Objawienia ...
– ... Maryja w ciągu całej drogi swego uległego, macierzyńskiego fiat [‘niech mi się stanie...’], będzie potwierdzać, iż ‘wbrew nadziei uwierzyła nadziei’ ...
– Uwierzyć – to znaczy ‘powierzyć siebie’ samej istotnej prawdzie słów Boga Żywego, znając i uznając z pokorą, ‘jak niezbadane są Jego wyroki i niezgłębione Jego drogi’ [Rz 11,33]. Maryja ... poddaje się w półcieniu wiary, przyjmując całkowicie i z sercem otwartym to wszystko, co było przewidziane w planie Bożym” (RMa 14).

„... Chociaż – przez wiarę – poczuła się w tej chwili [= zwiastowania] matką ‘Mesjasza-Króla’, to przecież odpowiedziała: ‘Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa!’ [Łk 1,38].
Od pierwszej chwili dała wyraz przede wszystkim ‘posłuszeństwu wiary’, zdając się na takie znaczenie powyższych słów zwiastowania, jakie nada im ten, od kogo słowa te pochodzą: jakie nada im sam Bóg” (RMa 15).

Wypada zatem zdać sobie sprawę, że wiara na co dzień wcale nie była dla Maryi rzeczą najłatwiejszą. Dotyczyło to tym bardziej Józefa. Maryja musiała być nieustannie zapatrzona sercem i wolą w Oblicze samego Boga, zawierzając siebie i wszystkie swoje jakżeż trudne i często niezwykle ryzykowne sprawy Bożemu prowadzeniu: Duchowi Świętemu, którego przewodnictwu całkowicie się powierzyła.
– Ileż razy musiała przyjąć postawę pełnego wiary milczenia – również wobec swego małżonka Józefa, któremu przecież nie mogła się zwierzyć z zaistniałego zwiastowania Anielskiego, dopóki sam Bóg nie wyjaśnił mu tajemnicy, w którą ją wprowadził.

Kwiat (6 kB)

RE-lektura: część VI, rozdz. 8a
Stadniki, 2.V.2015.
Tarnów, 4.VI.2022.


(0,7kB)        (0,7 kB)      (0,7 kB)

Powrót: SPIS TREŚCI



Rozdz.8. ELEMENTY EWANGELII RZUTUJĄCE NA TEOLOGIĘ
MAŁŻEŃSTWA JAKO SAKRAMENTU.
Zapraszamy, Jezu z Maryją, na stałe do naszej komunii miłości i życia !


Wstępnie do rozdz. 7

A. BÓG MIŁOŚCI OBLUBIEŃCZEJ TEN SAM CZASÓW STAREGO I NOWEGO TESTAMENTU

1. Małżeństwo – ziemia święta
Uwaga filologiczna do Ef 4,15

2. W kontynuacji oblubieńczej miłości Boga okresu przymierza przed-Chrystusowego

B. ZALĄŻKI SAKRAMENTU MAŁŻEŃSTWA WYCZYTANE Z EWANGELII

1. Światełka Bożej wizji małżeństwa w zapisach Ewangelii

2. Rodzina święta: Maryja-Józef i Jezus
a. Małżeństwo Maryi-Józefa a wcielenie Syna Bożego
Dziewicze poczęcie Jezusa
b. Niedopilnowanie Jezusa dwunastoletniego ...
Małżonkowie ze stażem w swym zawierzeniu Bogu
Tabela: Kocham cię, Dziecko!


Obrazy-Zdjęcia

Ryc.1. Benedykt XVI na Placu Piotrowym
Ryc.2. Benedykt XVI wita i błogosławi
Ryc.3. Grafika: Oblubieńcza miłość Boga – a oblubieńcza miłość małżonków
Ryc.4. Jedna z rodzin w buszu Afryki
Ryc.5. Dziewczynka bawi się grzecznie z pomocą małpiątkai