(0,7kB)    (0,7 kB)

UWAGA: SKRÓTY do przytaczanej literatury zob.Literatura


Kwiatek: 4 kB

E.   DECYZJA TRWANIA W CZYSTOŚCI

(6 kB)

1. Czy rzeczywiście bez żadnej pieszczoty?

Co z pozostałymi pieszczotami?

Powstaje kolejne pytanie. Czy z dopiero co ukazanych rozważań odnośnie do brzmienia Bożego przykazania: „Nie będziesz cudzołożył” i wobec tego bezpośrednio z tych słów płynącego wniosku, że wykluczona musi być w okresie narzeczeństwa wszelka pieszczota podejmowana na samych narządach płciowych, skoro ani on, ani ona – nadal (jeszcze) małżonkami nie są, wynikają także jakieś wnioski odnośnie do wielorakich innych pieszczot – nie genitalnych na etapie przed małżeństwem? Sposobności bowiem do podejmowania coraz to innych wyrazów czułości, a także pieszczot – chociażby z wyraźnym wykluczeniem pieszczot genitalnych, pojawia się stopniowo coraz więcej.

Pytanie o te inne wyrazy czułości w odniesieniu do narzeczeństw zdaje się nasuwać z dużą natarczywością. Tym bardziej, że niejeden przewodnik duchowy dorastającej młodzieży, a także niejeden kapłan może nawet w konfesjonale wypowiadać się w tej kwestii wcale nie jednoznacznie. Znajdą się być może przewodnicy duchowi, którzy wykluczając pieszczoty genitalne, jednocześnie jako w pełni ‘normalne’ uznają wiele innych pieszczot podejmowanych pomiędzy narzeczonymi.

Tymczasem piszący tu autor zajmuje i w tej sytuacji stanowisko nadal konsekwentnie takie samo, jak w odniesieniu do pieszczot ściśle genitalnych. Czy jest to tylko jego prywatna – trochę surowa ‘opinia’, czy też takie jest nauczanie Kościoła Chrystusowego?
– Kapłan odnosi się tutaj jeden raz więcej do sformułowania Bożego przykazania, które brzmi wciąż bezkompromisowo jednoznacznie. Ci dwoje nadal nie są dla siebie mężem, ani żoną.
– Nadal też w pełni aktualne jest stwierdzenie, że nigdzie w Słowie-Bożym-Pisanym nie znajdzie się jakiegokolwiek wskazania, które by pozwalało na wyprowadzenie chociażby tylko nieznacznie ‘poszerzonej’ wersji Bożego VI-go przykazania w nawiązaniu do wyrażania sobie czułości w postaci pieszczot innych – chociażby nie genitalnych. W grę wchodziłyby w tej chwili przede wszystkim dwa ich rodzaje: pieszczota na sercu-piersi, oraz pocałunki.

Czy rzeczywiście żadnych pocałunków?

Na temat ‘pocałunków’ w ich różnych odmianach była już mowa na niejednym miejscu naszej strony internetowej. Poprzednio ukazaliśmy kilka wewnętrznych linków do paru ważniejszych miejsc naszej strony, gdzie mowa była o ‘pocałunkach’ w sposób bardziej szczegółowy.

Jest jasne, że niezależnie od praktyk, jakie uprawiają inne pary, z etycznego punktu widzenia niemożliwe jest przyjęcie pocałunków namiętnych i roznamiętniających.
– A niezależnie od tego, gdyby całowaniu towarzyszyć miały podniecające dotykania.

Miłość – tak małżeńska, jak na wcześniejszym etapie miłość narzeczeńska, musi odznaczać się pełnią uszanowania dla godności osobowej: tak własnej, jak i tego drugiego. Nie można dopuścić do tego, żeby godność osoby ulec miała poniżeniu przez jej namiętne potraktowanie, tzn. jako seks-przedmiotu do wyżycia się na nim. Względnie w tym wypadku przez taki sposób podejmowania pocałunków, który kazałby np. innym osobom, świadkom obopólnych odniesień danej pary, odwrócić się od nich z poczuciem wstrętu, jeśli nie wręcz obrzydzenia.

Tym bardziej nie może być mowy o aprobowaniu pocałunku głębokiego. Do tego zagadnienia nawiązywaliśmy już parokrotnie – łącznie z podanym kryterium takiej oceny (zob. wyżej podane linki:  Garść linków wewnętrznych). Z tego względu nie ma obecnie potrzeby wracać ponownie do tego tematu. A poza tym, do kwestii ‘pocałunków’ niebawem jeszcze wrócimy – w nieco innym aspekcie rozważań.

Narzeczeni winni zakodować sobie w swej świadomości wciąż jasną wizję istoty samego małżeństwa. Małżeństwo naprawdę nie jest instytucją świecką, chociaż istnieje w społeczności świeckiej. Jest ono od samego początku swego zaistnienia dziełem stworzonym przez samego Boga. Małżeństwo jest „od początku” pra-sakramentem stworzenia, po czym – po dokonanym dziele odkupienia, Odkupiciel człowieka Jezus Chrystus podniósł je do godności jednego z świętych sakramentów Kościoła (tym zagadnieniom poświęcone będą dalsze rozdziały niniejszej cz.VI).

Małżeństwo winno tworzyć dla tych dwojga przez cały czas trwania ich komunii życia i miłości drogę do nieba. Taki jest najgłębszy sens małżeństwa: małżeństwa-sakramentu. Winno ono ułatwić w pierwszym rzędzie im obojgu szczęśliwe dotarcie na tej właśnie ‘drodze’, odbywanej przez cały czas ‘we dwoje’ – do „Domu Ojca”. Jednocześnie zaś, jako właśnie sakrament, staje się małżeństwo szczególnym wezwaniem dla nich obojga, by sobie wzajemnie przekazywali dary odkupienia – w ich dostosowaniu do komunii życia i miłości w ramach małżeństwa-rodziny. Wtedy też stają się ci dwoje zdolni do przekazywania tychże darów odkupienia kolejno pojawiającemu się ich potomstwu.

(6.6 kB)
Matka Boża z Guadalupe. Jest to określenie Matki Bożej, która objawiła się azteckiemu Indianinowi, św. Juan Diego Cuauhtlatoatzin na wzgórzu Tepeyac w okolicach dzisiejszego miasta Meksyk w Meksyku. W ostatnim dniu objawień, 12.XII.1531 r., w niewyjaśniony do dziś sposób powstał obraz Matki Bożej z Guadalupe. Jest to najstarsze objawienie Maryjne oficjalnie uznane przez Kościół katolicki.
– Bazylika Matki Bożej z Guadalupe jest aktualnie największym sanktuarium Maryjnym na świecie. Rocznie przybywa do Meksyku 12 milionów pielgrzymów. Dla porównania kolejnymi co do wielkości ruchu pielgrzymkowego Sanktuariami są: Lourdes - 6 mln, Fatima - 5 mln, Jasna Góra w Częstochowie - 4 mln pielgrzymów rocznie. – Na biurku Jana Pawła II znajdował się tylko jeden obraz: wizerunek Matki Bożej z Guadalupe. – Jan Paweł II odbył pięć Pielgrzymek Apostolskich do Meksyku: 1979, 1990, 1993, 1999 oraz 2002. Wtedy też dokonał kanonizacji św. Juana Diego.

Bóg wprowadzi osoby przygotowujące się do małżeństwa w chwili uroczystego wyrażenia sobie zgody małżeńskiej z całą pewnością również na teren ich obopólnej intymności. Tak to zrządził sam Stworzyciel człowieka – mężczyzny i kobiety, i tak właśnie brzmi VI-te przykazanie, którego treść Bóg wpisał w serce-sumienie każdego człowieka bez wyjątku. Wkraczanie na teren intymności płciowej jest dziedziną zastrzeżoną jedynie dla prawowitych małżonków – z wykluczeniem jakichkolwiek kontaktów intymnych czy to w okresie przed-małżeńskim, czy poza-małżeńskim.
– Nie może to nie dotyczyć charakterystycznego wyrażania sobie więzi i miłości m.in. poprzez pocałunki.

Jednocześnie zaś w chwili uroczystego zawierania małżeństwa-sakramentu, Bóg upoważnia daną parę jako męża i żonę do wyrażania sobie intymnej miłości w sposób godny tego miana. Małżeństwo nie przekształca się w chwili jego prawowitego zawarcia w upoważnienie dotychczasowych narzeczonych do odtąd bez-grzesznego uprawiania szału seksu-dla-seksu. Małżeństwo-sakrament nie ma nic wspólnego z ‘zalegalizowaniem rozpusty’, która dotąd była czymś grzesznym, podczas gdy odtąd grzechem być przestaje. Bóg obdarza małżonków darem i możnością stawania się m.in. najściślejszą jednością swych obojga osób. Widzimy, że na czołowe miejsce wysuwa się w małżeństwie wciąż osobowa struktura człowieczej natury, w tym wypadku tych dwojga: męża i żony, stanowiących z chwilą wyrażenia sobie zgody małżeńskiej najgłębsze przymierze komunii życia i miłości – w swoistym, im obojgu podarowanym naśladownictwie tajemnicy jedno-w-miłości samego Trójjedynego.

Tym samym jednak celem odtąd podejmowanych wyrazów małżeńskiej czułości i miłości nie będzie ‘zalegalizowane’ (wreszcie) wyżywanie się na swym ‘seksie’, lecz coraz głębsze stawanie się ‘jedno’ swych obojga osób.
– Znaczy to, że nacisk będzie położony nieustannie na tym jednym: jeśli to ma być ‘zjednoczenie’, musi to być prawdziwe ‘zjednoczenie’, a nie blokada zjednoczenia. Oboje będą musieli nieustannie czuwać nad sobą i zdążać w pierwszym rzędzie do tego, co ich łączy duchowo, mimo iż będzie to miało swoje głębokie odzwierciedlenie również we wzajemnym dopełnianiu się w charakterystycznym dla męża i żony wymiarze cielesnym.

Wzajemna miłość małżeńska, uroczyście zadeklarowana jako ślubowanie złożone w obliczu Boga i ludzi, będzie wyznaczała odtąd całkiem nowy etap ich duchowej pracy nad sobą. Ta zaś będzie wymagała ciągle się pogłębiającego otwierania się na Boga jako Miłości, na Boga jako pełnię Życia.

W parzy z tym musi iść u małżonków stała gotowość na przyjęcie z natychmiastową, serdeczną miłością każdego budzącego się nowego życia. Taka jest bezpośrednia konsekwencja wyrażanej sobie miłości zjednoczenia małżonków. Każde zjednoczenie płciowe męża i żony staje się wyrazem ich osobowej jedności-w-miłości dopiero wówczas, gdy mu towarzyszy pełna akceptacja otwierającej się w akcie ich zjednoczenia gotowości rodzicielskiej.

Tak też brzmią słowa wypowiadane i akceptowane przez nowożeńców w dniu ich ślubu sakramentalnego: „Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym Bóg was obdarzy” (LR 8)?

Co w tej sytuacji powiedzieć o pocałunkach? Pocałunki niewątpliwie bywają bardzo czyste, pobłogosławione, jak za chwilę jeszcze raz zobaczymy. Będą to pocałunki podobne do tych, jakie składają na sobie matka-ojciec-dziecko. Ale są też pocałunki ... bardzo grzeszne, a po ludzku mówiąc: obrzydliwe. Są one wówczas niemożliwe do pobłogosławienia przez Boga, który wtedy musi uchodzić z serca tak się całujących osób.

Co ci dwoje, dajmy na to: narzeczeni – wybiorą? Siebie-wzajemnie, ale w Chrystusie i Maryi? Czy też posłuchają i w tym wypadku ... raczej „Węża Starodawnego, który się zwie Diabeł i Szatan, zwodzącego całą zamieszkałą ziemię ...” (por. Ap 12,9)? Wybór ... nie zależy od Boga, lecz wyłącznie od tych dwojga ...

A pieszczota na piersi?

Przedstawiane w tej chwili rozważania, które winny dotyczyć podejmowania wyrazów miłości w pierwszym rzędzie nie-genitalnych, krążą nieustannie wokół samej istoty tego, czym winno być małżeństwo jako małżeństwo-sakrament. Innego przecież małżeństwa nie ma – i nigdy nie będzie, skoro małżeństwo jest ścisłą własnością i domeną samego Boga, jedynego źródła i Pana tak miłości, jak i życia. Narzeczeni zaś, którzy w sposób odpowiedzialny nastawiają się na prawdziwe małżeństwo w jego Bożym – i tak dopiero ludzkim rozumieniu, winni w okresie swego chodzenia-z-sobą coraz bardziej zgłębiać tajemnicę swego dwoje-jednym-ciałem jako rzeczywistości w pierwszym rzędzie duchowej: Bożej. Wszystko inne będzie im wówczas „dodane” (Mt 6,33).

Wszystko to można by ująć jeszcze inaczej. Na czołowe miejsce w małżeństwie winna wysuwać się zarówno w okresie intensywnego przeżywania narzeczeństwa, jak tym bardziej potem w małżeństwie – widzenie i ogarnianie osoby jednego i drugiego z nich obojga. Podejmowanie zjednoczenia w narządach kontaktowania płciowego zajmie mimo wszystko miejsce niejako dopiero wtórne, chociaż stanie się ono jedynym w swoim rodzaju przypieczętowaniem ich „dwojga-jednym-ciałem” : ciałem jako objawieniem ich niepowtarzalnej godności osobowej.

Wymagać to będzie ciągłego czujnego wzrastania w łasce sakramentu i otwierania się na Ducha Świętego. Bo On właśnie, wzywany tak jednoznacznie u progu zawieranego małżeństwa-sakramentu, jest Bożym ‘Mistrzem’ od jednoczenia różnych, zwykle bardzo przeciwstawnych osób – w kogoś ‘jednego’ (zob. do tego Ga 3,28). Duch Święty dokonuje tego dzieła, gdy ci dwoje wykażą się gotowością współpracy z Nim – mocą zasług wysłużonych przez odkupieńczą męką i zmartwychwstanie Syna Bożego, Jezusa Chrystusa (głębiej o Duchu Świętym dokonującym zjednoczenia dwojga zob. niż.: Duch Święty w małżeńskim „jedno-ciało”).

Pozostaje nawiązać w tej chwili do wyrażania sobie na etapie narzeczeństwa czułości i miłości poprzez pieszczotę na sercu-piersi. Piszący tu kapłan może nietrudno przypuszczać, jakie będą reakcje i protesty, gdy i tutaj wyrazi poważne restrykcje.
– Pieszczota na sercu: pogłaskanie, przytulenie, wzajemne objęcie się – zdaje się narzucać tym dwojgu jako jeden z najprostszych spontanicznych, w pełni naturalnych sposobów wyrażania sobie więzi i szczerej miłości.

Wśród poprzednio przypomnianych linków wewnętrznych znajdują się również miejsca, gdzie i ten aspekt doczekał się, względnie dopiero doczeka się szczegółowszego potraktowania (zob. dokładniej: Garść linków wewnętrznych. – Wprost o pieszczocie na sercu zob.: Jeszcze raz: podstawowe rodzaje pieszczoty – zob. cały ten §).

Można by postawić pytanie: czy piszący tu kapłan miałby powiedzieć, że podejmowanie pieszczot na piersi w przypadku dziewczyny i chłopca jako narzeczonych jest ich samo przez się należnym prawem, które tym samym cieszy się pełnią Bożego błogosławieństwa?
– Tymczasem i tutaj pojawia się natychmiast odpowiedź: Któż by był w stanie udzielić chociażby piszącemu tu autorowi pełnomocnictwa, by utworzył ‘unowocześnioną’, gruntownie zmodyfikowaną wersję Bożego VI-go przykazania, uwzględniającego aktualne realia rozseksualizowanego społeczeństwa, które dawno już przestało traktować piersi kobiece jako szczególnie chronioną tajemnicę małżeńskiej intymności, demonstrując je jako ponętny towar ile tylko i gdzie tylko się da?

Każdy rozumie, że pieszczota na piersi jest wyrazem niezwykle daleko posuniętej intymności – i śmiałości. Nie do przyjęcia byłoby przyjęcie zasady, iż każdy mężczyzna może pobawić się i pieścić pierś każdej pierwszej lepszej napotkanej kobiety. Gdyby ktoś chciał dotknąć w ten sposób jakąś kobietę, byłoby to słusznie poczytane jako zadany jej gwałt i napad, przy czym ona odpowiedziałaby w geście swej spontanicznej samoobrony przed agresorem najprawdopodobniej potężnym ‘lewym-sierpowym’, tak iżby napastnikowi odechciało się powtarzać podobne eksperymenty na jakiejkolwiek innej kobiecie.

Gdyby zaś chodziło o tego rodzaju odniesienia pomiędzy dziewczyną a chłopcem jako narzeczonymi, trzeba by ponownie jasno postawić zasadnicze pytanie: czy ona rzeczywiście jest już jego żoną, żeby mu wolno było sięgnąć po tak daleko posuniętą intymność kobiecą? Z kolei zaś czy on – jako dopiero, względnie ‘jeszcze’ jedynie jej narzeczony, czy wolno mu uważać siebie za jej już męża, a ją za swoją już małżonkę, by móc się odważyć na świadczenie jej tej intymności, zastrzeżonej ponad wątpliwość dla samych tylko męża i żony? Aktualnie bowiem ich obopólna więź nie doczekała się jeszcze przypieczętowania uroczystą zgodą małżeńską w obecności przedstawiciela zarówno Boga, jak i społeczności kościelnej i świeckiej, nie mówiąc już o tym, że oboje do samego ślubu są w pełni wolni i muszą mieć całkowitą swobodę wycofania się ze swego zaangażowania narzeczeńskiego.

Czy zatem piszącego tu autora nie trzeba będzie określić jako okrutnika, który nie znając się na ‘miłości’, usiłuje pouczać o ‘miłości’ i sposobach jej wyrażania? Czy nie zadaje on parom narzeczeńskim niewymowny ból, jednocześnie wprawiając ich sumienie w niewyobrażalne wyrzuty i skrupuły sumienia?

Tymczasem piszący tu autor usiłuje stale uświadamiać sobie oraz drogim czytelnikom z jasną wyrazistością brzmienie Bożego przykazania. Przypomina, iż jest tylko zwyczajnym człowiekiem, a w każdym razie nie Bogiem. Że nikt mu nie nadał władzy wprowadzania jakichkolwiek modyfikacji w Boże przykazanie.
– Przypomina też niestrudzenie, że i zza tego Bożego przykazania: „Nie będziesz cudzołożył ...!” spogląda wciąż z wielką ufnością sam ... Trójjedyny. Najpierw zawsze Bóg jako Osoba, a potem dopiero – niejako wtórnie, pojawia się w formie konkluzji stawania przed świętością tego, takiego Boga, narzucający się Boży wniosek odnośnie do zachowania etycznego.

Miłość musi być mocna! Nie ma miłości dla ‘mięczaków’! Miłość musi nieustannie zdawać egzamin z jakości siebie jako miłości „osoby dla osoby”. Osoba nie może być potraktowana jako igraszka ślepo funkcjonującej pożądliwości, która maskuje się jako serdeczna miłość, poszukując pod jej parawanem zaznania przyjemności zmysłowej. Miłość – przede wszystkim ta na etapie narzeczeństwa, a oczywiście tym bardziej w samym już małżeństwie, musi być wciąż czujnie uważna, by ślepo narzucające się ‘potrzeby’ wyrażenia czułości umieć odłożyć na czasy, gdy będzie się to mogło dziać z Bożym błogosławieństwem, sakramentalnie, w poczuciu pełnej wzajemnej przynależności do siebie w małżeństwie jako sakramencie, do którego w tej chwili oboje dopiero zmierzają.

Innymi słowy wierność Bożemu przykazaniu domaga się trzymania rąk przy sobie i czujnego nie-przechodzenia na żadne dotykanie, pieszczenie, całowanie.

Jeśliby chodziło o pocałunki, mogą zapewne pojawiać się między narzeczonymi pocałunki – pełne uszanowania, radości i miłości, ale – jak poprzednio wspomniano: pocałunki w rodzaju tych, jakie pojawiają się między matką czy ojcem – a dzieckiem. Czyli: pocałunki jedynie czysto zewnętrzne, krótkie w sensie zaledwie muśnięcia – i zawsze tylko powierzchowne. Czujnie wolne od jakiegokolwiek podniecającego dotykania, czy działania pod wpływem narastającego roznamiętnienia.
– W podobnym sensie byłoby do pomyślenia krótkie, nie przedłużone, lekkie, nie zmysłowe obopólne przytulenie, bez jakiegokolwiek zamierzonego pobudzania. Przeżywane każdorazowo z pełnią obopólnej szczerości odnośnie do ewentualnych poruszeń, które mogłyby stwarzać niepokój moralny.

2. Chęć czy decyzja

Czy nieodwołalny wybór

W ten sposób dochodzimy w nawiązaniu do utrzymującego się narzeczeństwa pytania, które staje się dla tych dwojga kwestią zasadniczej wagi.
– Zarówno dziewczyna, jak i chłopiec muszą sobie jasno odpowiedzieć: Czy Ci zależy na tym, by dojść do ślubu w czystości, takiej jakiej od ciebie i od was oczekuje Pan?

Jan Paweł II wyraża się o czystości – w sensie VI-go Bożego przykazania w głębokim, pięknym określeniu: czystość jest „chwałą ciała ludzkiego przed Bogiem” (MiN 227).

Niejedna dziewczyna niemal się zaklina, że dochowa czystości i dziewictwa do samego ślubu. Ale jej ‘chęć’ w tym względzie wcale nie jest ... decyzją.
– Są dziewczyny, które zajmują wobec ‘chłopca’ postawę wyczekującą. Czekają na rozwój sytuacji, a dokładniej: na pojawienie się ‘wreszcie’ jakiejś z jego strony propozycji. Gdy ten zacznie nalegać, by w imię jego gorącej ‘miłości’ dopuściła go do swej intymności, broni się ona początkowo – może bez większego przekonania. Po czym udostępnia mu się centymetr po centymetrze, właściwie bez żadnego dalszego oporu.
– Inna dziewczyna powiada – a jest takich niemało, że uległa w końcu z litości dla chłopca. Ten zaś umiał przedstawić w dramatycznych słowach męki swego napięcia seksualnego, błagając ją, by mu w imię ‘miłości bliźniego’ dopomogła i przyniosła ulgę w jego cierpieniu nie do zniesienia – przez zgodę na stosunek, albo chociażby tylko na petting.

‘Litość’ dziewczyny staje się w tej sytuacji oczywiście dokładnie anty-litością. Samozwańcze, od Bożego Słowa wyraźnie odcinające się zstępowanie do „źródeł życia i miłości” (por. HV 13) nie może przynieść błogosławieństwa. Sprowadza śmierć życia łaski i przebywania Trójjedynego w sercu. Taka jest jednak wola osoby czy osób, które działają po linii nie-posłuchania Bożego przykazania. Swym czynem wypraszają one Boga z swego serca – w założeniu: nieodwołalnie: ‘Nie chcę, Boże, żebyś w moim sercu był’ (por. wyż. np.: Przykazania nie zachowamy).

Bóg wtedy posłusznie ... natychmiast opuszcza dotychczasowy:

„... najtajniejszy ośrodek i sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam na sam z Bogiem,
którego głos w jego wnętrzu rozbrzmiewa ... nakazem: czyń to, tamtego unikaj ...” (DeV 43; GS 16).

Uaktywnienie intymności staje się grzechem osobistym osoby działającej. Ponadto jednak staje się grzechem ‘cudzym’ z racji namówienia, albo współdziałania z drugą osobą przy podejmowaniu czynu sprzecznego z Bożym przykazaniem.
– To co oboje chcieli nazwać i realizować jako obopólną ‘miłość’, staje się jej śmiercią: śmiercią miłości jako daru – i znieważeniem samej miłości. Ta bowiem jest czymś zupełnie innym, aniżeli udostępnieniem sobie ciała i płci.
– Równolegle do popełnionego grzechu zaznacza się postępujące zanikanie osoby z widnokręgu ich obojga: osoby swojej własnej oraz tego drugiego.

(16 kB)
Dwie dziewczynki z ‘favelas’.
– Favelas to mieszkania w najuboższych dzielnicach zwłaszcza na obrzeżach dużych miast. Mieszkania zbudowane z najtańszych materiałów: z rozbiórek, dykty, blachy. A przecież ci ubodzy są często swoiście szczęśliwi, gdy znajdą drogę do Boga.
– Jezus zapowiada następująco Sąd Ostateczny: „... Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: Pójdźcie, błogosławieni Ojca Mojego, weźcie w posiadanie Królestwo, przygotowane wam od założenia świata. Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie ... ”! (Mt 25,34-36).

Wszystko to dzieje się nierzadko w okolicznościach, gdy ani ona, ani on – nie doszli jeszcze wcale nawet do etapu dopiero narzeczeństwa. Nierzadko nie są oni w ogóle w stanie odpowiedzieć cokolwiek rzeczowego na najprostsze pytanie: czy istnieje między nimi jakakolwiek miłość. Tym częściej zdarza się, że ani on, ani ona nigdy dotąd ze sobą nie rozmawiali na temat ewentualnej wspólnej przyszłości w związku małżeńskim. W przeciwieństwie do tego zasadniczego braku dialogu na te dla nich istotne tematy, nie brak regularnie podejmowanych stosunków – najczęściej z odpowiednimi ‘zabezpieczeniami’, oczywiście ... poronnymi ..., bo innych nie ma.

W innych wypadkach sama dziewczyna wyraźnie przyspiesza inicjację intymnych kontaktów. Jednocześnie zaś, jak powiada, wcale ich nie pragnie. A może dokładniej: niby ich nie chcąc, przecież je całą sobą ... oczekuje. Swym zachowaniem naprowadza chłopca na coraz dalej postępujące jej zawłaszczenie. Nie jest wcale przypadkiem odosobnionym, że dziewczyna wyraźnie wyczekuje chwili, kiedy chłopiec potraktuje ją wreszcie jako kobietę, tzn. jako seks-obiekt. Czeka ona niecierpliwie na moment, aż „coś się wreszcie dziać zacznie”. Aż dojdzie do stosunku, którego się prawdę mówiąc – świadomie czy podświadomie, wbrew przeciwnym deklaracjom, ... spodziewała i jego całą sobą ... oczekiwała.

W tej sytuacji wypada, żeby oboje, ale tym bardziej dziewczyna, w końcu wyraźnie sobie powiedzieli: czego właściwie chcą i czego poszukują? Dziewczyna mocna Chrystusem i z kośćcem moralnym nie powinna się obawiać zarzutu, że jest dewotką i nie współczesna, gdy w obliczu wiadomych nalegań ze strony chłopca zachowa postawę jednoznaczną.
– Postawa taka jest nieodzowna również wtedy, gdy będzie się obawiała, iż chłopiec ją wobec tego porzuci i poszuka sobie innej: uległej. Takie obawy nasilają się niewątpliwie w miarę jak mijają lata pierwszej młodości i pojawia się widmo staropanieństwa. Nietrudno wtedy o zachowanie coraz bardziej nerwowe. Dziewczynie chodzi coraz bardziej o znalezienie wreszcie ‘chłopaka’ i o znalezienie jakiegoś sposobu, by go przytrzymać przy sobie, aniżeli o miłość jako podłoże pod upragnione małżeństwo.

Z korespondencji Krysi-Władka

Dopiero co przedstawiona ambiwalentna postawa wcale nie jest rzadkością. Świadczy ona o wewnętrznym niezdecydowaniu. Dotyczy to szczególniej dziewczyn. Dziewczyny być może chciałyby nie utracić Chrystusa z serca, a jednocześnie wyczekują z utęsknieniem chwili, kiedy je ktoś potraktuje poważnie jako kobietę: ... seks-obiekt. Ich związanie z Chrystusem jest nie ustabilizowane: nie pogłębione. Więź ta może lada moment nie wytrzymać naporu nawet niezbyt jeszcze silnego wystawienie na ... ‘pokuszenie’.

Oto przykładowo list pewnej dziewczyny – nazwijmy ją Krysia. Ponieważ pierwsze lata po ukończeniu szkoły mijają, a ona nadal nie ma swego ‘chłopaka’, popada w panikę, iż staje się ‘starą panną’. Na horyzoncie pojawia się Władek. Oto wyznania Krysi:

(List 1: XI.1982) „Mam 22 lat, mieszkam na wsi ... i tutaj pracuję ... Mój chłopiec ma na imię Władek. Poznałam go na początku bieżącego roku ... Jego dom rodzinny jest daleko stąd ...
– Gdy zaczął przyjeżdżać ... rozpoczęliśmy podejmowanie współżycia płciowego. Trwa to już 5 miesięcy... Nigdy nie rozmawialiśmy poważnie o naszej przyszłości, chociaż zaszliśmy tak daleko. Raz kiedyś zapytał mnie, czy ... bym wyjechała stąd. Oczywiście odpowiedź była pozytywna. Ja przy nim staję się nieśmiała, trudno mi poruszać jakikolwiek temat, chociaż nieraz chciałabym poważnie porozmawiać.
– Jestem wychowana w rodzinie chrześcijańskiej i doskonale sobie zdaję sprawę z tego, co robię, ale jednak coś mnie do tego ciągnie. Jestem pewna, że go kocham, i dziękuję Bogu, że właśnie jego Bóg postawił na mojej drodze, i oczywiście modlę się za niego.
– Na razie wszystko dobrze się układa, bo nie doszło do poważnej rozmowy. Ale ja jednak zauważyłam, że on się zmienia. Jeszcze nie tak dawno prawił mi komplementy. Zauważał, gdy miałam coś nowego na sobie, powtarzał, że mnie kocha. Nie wiem, co może być powodem tej zmiany, bo tego teraz nie czyni. Kiedyś mówił mi, że jak dostanie urlop, zabierze mnie do domu, ale tego nie uczynił, chociaż był na urlopie. Zapewniał, że dziewczyny nie ma, ale czy tak jest naprawdę, tego nie wiem ...
– Jest z tego samego rocznika co ja. Obawiam się, że jeśli wyjdzie z wojska, ślad po nim zaginie, chociaż obiecuje, że pierwszy tydzień spędzi u mnie. Gdy przyjedzie do mnie na przepustkę, jest wspaniały, jest miły, uprzejmy, ładny tak w stosunku do mnie, jak i pozostałych członków rodziny. Wtedy zapominam o swoich kłopotach, o tym co mi leży na sercu. Albo też duszę to wszystko w sobie, aby tylko nasza znajomość trwała dłużej ... Mama często przy nim wspomina tamte moje poprzednie sympatie, z którymi coś mnie łączyło. Nie wiem, czy dobrze robi, ale ja się wtedy denerwuję.
– Jak już wspomniałam, współżyjemy ze sobą. Są to stosunki przerywane. Nie używamy środków antykoncepcyjnych. A może on przyjeżdża tylko po to, aby zaspokoić swoje potrzeby fizjologiczne? Sama nie wiem, co mam robić. Wszystkim podoba się, ale mama nie jest nim zachwycona. Również mnie się podoba. Proszę o radę: z jakiego punktu widzenia mam patrzeć na te sprawy i jak postępować, aby żyć w przyjaźni z Bogiem i być zadowoloną z przekazanego mi życia, być szczęśliwą, kochać go i nie utracić. Może to błędne rozumowanie?
– Nie wiem, czy zna Ksiądz sytuację dziewczyny mieszkającej na wsi i mającej 22 lat. ‘Przecież to już stara panna’ – powie opinia publiczna. ‘Przebierała wśród chłopaków, aż w końcu została sama’. Czy ja jestem temu winna, że jeszcze nie znalazłam tego przeznaczonego dla mnie? Ja oczywiście nie przejmuję się tym, co powiedzą ludzie. Gdyby nasza znajomość nie została pobłogosławiona przez księdza, ja bym się chyba załamała. A co na to powiedziałaby wieś! Jestem w nim zakochana. Gotowa jestem do poświęceń, oddałabym mu wszystko, bo przecież go kocham. Może to brzmi banalnie, ale tak jest. I kocham go za to, że jest właśnie taki, a nie inny, i nie miałabym chyba siły, aby rozglądać się wokoło za inną osobą.
– Często rozmyślam nad tym, dlaczego jest tak, a nie inaczej. Czemu człowiek kochający żyje niepewnością dnia jutrzejszego? Moja mama także chce, abym już wyszła za mąż i wszyscy wokoło pytają, kiedy zmienię stan cywilny ...
– Proszę mi odpisać, co mam dalej robić: czy czekać z założonymi rękami, aż przyjdzie ‘królewicz z bajki’ i poprosi o moją rękę? Co Ksiądz sądzi o całej tej naszej znajomości i jak mam postępować?”

List ujawnia nierzadko spotykaną, szaloną łatwość niektórych dziewczyn w oddawaniu się chłopcu niemal na oślep, bez zważania na brzemienne konsekwencje podjętego kroku. Byle mieć ‘chłopaka’! Również wtedy, gdy ten absolutnie nie ma zamiaru wiązania się z nią małżeństwem, a korzysta z jej taniej usługi gotowej na wszystko.

Niezwykle to ryzykowne, rozpoczynać przyjaźń od podejmowania stosunków – i to przerywanych. Pomijając już sprawę grzechu, stosunek przerywany jest nieomylnie jaskrawym wyrazem nie-kochania. Jest to rozwód w samym takim stosunku – już przed ślubem. Stosunek przerywany jest jedynie i wyłącznie ... uruchomieniem masturbacji, przeżytej w sposób bardziej atrakcyjny poprzez ciało kobiece.

Do małżeństwa zdąża w tym wypadku tylko jedno z nich: dziewczyna. Czyżby ona w swym zaślepieniu gołym okiem nie dostrzegała, że celem przy podejmowaniu stosunku przerywanego (a tym bardziej przy stosowaniu jakichkolwiek środków zapobiegania) jest jedynie egoistyczne zaznanie samogwałtu, który dla chłopca staje się bardziej urozmaicony, gdy do zamierzonego wyżycia się dochodzi poprzez ‘seks’ uprawiany z dziewczyną?
– Postawa takich dwojga, ale tym bardziej dla dziewczyny, staje się biciem na alarm, że nie tędy droga do małżeństwa. Już pomijając sprawę popełnianych wtedy grzechów ... ciężkich, zwielokrotnionych przez dodatkowe grzechy: stosunki przerywane, grzech cudzy itd.

Miłość a opinia środowiska

Budowanie miłości jest sprawą zbyt poważną, by sugerować się opinią środowiska. Nie wieś będzie kształtowała wewnętrzny klimat małżeństwa na co dzień! Do jego wytworzenia nieodzowna jest miłość dla osoby, przeżywana jako obopólny dar ku dobru – aż do tego ostatecznego włącznie.

Jest rzeczą samą w sobie sprzeczną szukać ‘miłości’ – po uprzednim wyproszeniu z serca obecności Boga Żywego. Tylko On ogarnia oboje promieniowaniem idącym od serca do serca – i pragnie je zespolić w Duchu Świętym w trwałe jedno-w-miłości. Miłość będzie sobą, gdy się będzie łączyła z wiernością w trwaniu po stronie Chrystusa.

Gdyby chłopiec na etapie ledwo zawiązującej się wspólnoty przechodził w szantaż: „To ci dziękuję! ... Poszukam mądrzejszej!”, odkryłby jedynie bezhonorowo swoje właściwe oblicze. Wykazałby, że jego jedynym dążeniem jest zagarnąć dla swojej egoistycznej przyjemności ‘seks’ dziewczyny – bez zamiaru jakiegokolwiek angażowania się w miłość.

Tymczasem miłość godna tego miana „jest cierpliwa ...” (1 Kor 13,4). Lepiej zostać starą panną, niż za cenę ‘dziewczyny łatwej’ – ‘połknąć’ bez większego oporu haczyk zarzuconej wędki ‘seksu’. Dziewczyna stałaby się przegraną rybą, która pozwala się wlec bezwolnie do małżeństwa i godzi się na związanie ślubem miłości, której jednak nie było ani przedtem, ani jej tym bardziej nie zacznie być potem.

Jest zaś bardzo prawdopodobne, że stanowcza a kochająca, zdecydowanym przekonaniem podyktowana postawa dziewczyny, jest przez chłopca odpowiedzią od początku podświadomie oczekiwaną. Chłopiec jest niewątpliwie zaintrygowany dostępem do intymności. Zaczyna jednak podziwiać dziewczynę i odkrywać ją coraz bardziej jako osobę – a nie obiekt do oglądania-wypróbowywania, gdy przy całej czułości pozostaje ona jednoznaczną. Jeśli właśnie na tym etapie życia – Boga za żadną cenę nie zdradzi. Gdy swoją postawą zaświadczy, iż nie na żarty stoi po stronie uczniów Odkupiciela ukrzyżowanego i zmartwychwstałego – w przekonanym związaniu niegdyś przyjętym sakramentem chrztu i bierzmowania.

Gdy dziewczyna tak dopiero przystępuje do angażowania swego dziewczęcego serca w ‘miłość’, zaczyna budzić szacunek do siebie i poczucie pewności, że nie zdradzi miłości, jaką będzie ślubowała w chwili zawierania sakramentu małżeństwa.

(6 kB)

3. Jeszcze raz:
wyrazy czułości-miłości

Wyrazy miłości i pieszczoty

Osoby kochające się i zakochane wyrażają sobie miłość i czułość na przeróżne sposoby. Na łamach naszej strony nawiązywaliśmy do tego zagadnienia już wiele razy – i do tej tematyki jeszcze szczegółowo przejdziemy (w cz. VII, rozdz.3).

Gdyby podjąć próbę ich ogólnego uporządkowania, narzuca się przede wszystkim ich podstawowy dwu-podział: na pieszczoty genitalne – i nie genitalne (zob. wyż.: Objaw więzi miłości czy ukierunkowania na rodzicielstwo; oraz: Wyrażanie sobie samej tylko więzi, a pieszczoty angażujące narządy płciowe – Zob. też: Etyczny wymiar mowy ciała – cały § B i C). Mamy na myśli oczywiście odniesienia układające się między osobami odmiennej płci, pomiędzy którymi zaistniała więź nie tylko sympatii i przyjaźni, ale miłość typu narzeczeńskiego, po czym małżeńskiego.

Wracamy jeszcze raz do ‘podziału’ wyrazów czułości-miłości – obecnie pod nieco innym kątem widzenia. Dopiero co przypomnieliśmy dwu-podział pieszczot: na genitalne oraz nie-genitalne. Poniżej wspomnimy o dobrze uzasadnionym trój-podziale pieszczot – w jego ocenie etycznej (zob. też dopiero co ukończone rozważania: Nieprzekraczalne bariery – wraz z całym dalszym ciągiem tego rozważania. – Oraz w cz.VII, rozdz. 3, tamże zwł.: Jeszcze raz: podstawowe rodzaje pieszczoty).

A oto jeszcze raz dwu-podział praktykowanych wyrazów czułości i pieszczoty:

(0,18 kB)  Pieszczoty bezpośrednio angażujące narządy płciowe.
– Te różnią się od wszystkich pozostałych wyrazów miłości i czułości swym zdecydowanym dynamizmem i ukierunkowaniem na potencjalność rodzicielską. Cecha ta – jako zastana – wiąże się z Bożego ustanowienia wprost ze strukturą i dynamizmem aktu płciowego, na który nikt nie ma wpływu.
– Tutaj też zaliczają się wszelkie wynaturzone formy uprawiania seksualizmu.

(0,18 kB)  Istnieją z kolei pieszczoty i wyrazy miłości, które nie uaktywniają wprost narządów płciowych, mimo iż wiążą się mniej lub więcej wyraźnie ze zróżnicowaniem płciowym, w tym wypadku osób przeżywających czy to przyjaźń narzeczeńską, czy będących już małżeństwem.
– Te objawy czułości i miłości wyrażają się np. w postaci miłego słownego, z jakim jedno zwraca się do tego drugiego, lub np. w postaci zachęcającego spojrzenia, które temu drugiem sprawia przyjemność i dodaje otuchy.
– Tutaj jednak należą również wyrazy czułości i miłości, które wyraźnie nawiązują do zróżnicowania płciowego, mimo iż nie są obliczone na wyzwolenie podniecenia. Będzie tu w tym wypadku chodziło np. o wyraz czułości w postaci pogłaskania, pocałowania, przytulenia, czułego uścisku itp.

A oto na co dzień spotykany trój-podział wyrazów miłości i czułości. Istnieje on w pewnej mierze równolegle do dopiero co wymienionego ich dwu-podziału, a okazuje się zarazem bardzo praktyczny – chociażby w razie potrzeby dokonania ich oceny etycznej:

(0,15 kB)  Pieszczoty genitalne
(0,15 kB)  Pocałunki
(0,15 kB)  Pieszczoty wyrażane na sercu-piersi.

Po wielokrotnym rozważaniu zagadnień związanych z etyczną oceną pierwszej z tych grup: pieszczot genitalnych – czemu dopiero co wyżej poświęciliśmy nieco uwagi, wypada przyjrzeć się jeszcze raz również tym pozostałym formom wyrażania więzi i miłości. Pragniemy zwrócić uwagę ponownie na zagadnienie pocałunku.

Pocałunek Judasza

Pocałunek to znak wielki. Pocałunek może i powinien stawać się każdorazowo znakiem z głębi wyrastającej więzi międzyosobowej. Tym stają się pocałunki wymieniane pomiędzy małżonkami, narzeczonymi, a także w przypadku oddanych sobie przyjaciół, szczególnie w chwili gdy się witają, względnie żegnają.

(16 kB)
Ochrzczonemu kilka lat wcześniej, biednemu pięćdziesięcioletniemu Indianinowi Juan Diego, objawia się Matka Boża 9 grudnia 1531 roku. Było to w 10 lat po podboju Meksyku przez Hermana Cortesa, i 39 lat po odkryciu Ameryki przez Krzysztofa Kolumba, w bardzo trudnym okresie pierwszej ewangelizacji. Wyznawcy miejscowej pogańskiej religii praktykowali kanibalizm i składanie bogom ofiar z ludzi. Aztekowie dokonywali gigantycznych rytualnych zbrodni. I tak na przykład w 1487 roku w stolicy Azteków, na nowej wielkiej piramidzie, zamordowano kilkadziesiąt tysięcy jeńców wojennych, których później zjedzono podczas rytualnej uczty. Pierwsze nawrócenia Azteków nastąpiły około 1524 r. Do czasu objawienia się Matki Bożej w 1531 roku, ochrzczeni Aztekowie stanowili bardzo małą i nie liczącą się grupę społeczności Indian. Dopiero objawienia na wzgórzu Tepeyac dały początek masowym nawróceniom Azteków na chrześcijaństwo. Zakonnik Toribio de Benavente pisze, że w ciągu zaledwie pięciu dni, czternaście i pół tysiąca osób przybyło do jego misji i zostało ochrzczonych. W latach od 1532 do 1538, aż osiem milionów Indian przyjęło chrzest: W ciągu zaledwie kilku lat po objawieniach Matki Bożej dokonała się chrystianizacja całego Meksyku. Dało to początek ewangelizacji całej Ameryki Łacińskiej. Jest to zjawisko niezwykłe dlatego, że cały naród nawrócił się w sposób zupełnie spontaniczny, a nie pod groźbą przemocy czy działalności misjonarzy. Jest to niewytłumaczalne z socjologicznego punktu widzenia. Miliony Indian spontanicznie pragnęło przyjąć chrzest. Zaistniała nagląca potrzeba, ażeby misjonarze masowo przyjeżdżali do Meksyku.
– Wczesnym rankiem 9.XII.1531 r. pięćdziesięcioletni wieśniak, Indianin Juan Diego, idąc do kościoła zobaczył na szczycie wzgórza Tepeyac przepiękną kobiecą postać. Była to młoda, o cudownej piękności, mniej więcej czternastoletnia meksykańska dziewczyna. Powiedziała do Juana Diego: Drogi Synku, kocham cię. Chcę, byś się dowiedział, kim jestem. Jestem Maryja, zawsze Dziewica, Matka Prawdziwego Boga, który daje i zachowuje życie. On jest Stwórcą wszechrzeczy, jest wszechobecny. Jest Panem nieba i ziemi. Chcę mieć świątynię w miejscu, w którym okażę współczucie swemu ludowi i wszystkim ludziom, którzy szczerze proszą mnie o pomoc w swojej pracy i w swoich smutkach. Tutaj zobaczę ich łzy. Ale uspokoję ich i pocieszę. Idź teraz i powiedz biskupowi o wszystkim, co tu widziałeś i słyszałeś.
– Maryja była ubrana w różową tunikę i błękitny płaszcz. Była opasana czarną wstęgą, co dla Azteków oznaczało, że spodziewała się dziecka. Biskup Meksyku Juan de Zumarraga początkowo bardzo sceptycznie potraktował relacje Juana Diego o objawieniu Matki Bożej. Poddał go wielokrotnym przesłuchaniom, próbując znaleźć sprzeczności w tym co opowiadał. W końcu biskup zaproponował, aby Juan Diego poprosił Maryję o jakiś znak, który by udowodnił, że to naprawdę jest Ona. W czasie kolejnego spotkania z Juanem Diego, Maryja kazała mu wejść na szczyt wzgórza, gdzie zobaczył rzecz niewiarygodną: pomimo zimowej pory i mrozu rosły przepiękne kastylijskie róże. Maryja nakazała mu nazbierać całe naręcze tych kwiatów i schować je do tilmy (strój powszechnie noszony przez Azteków, opuszczony z przodu jak peleryna, a z tyłu podwiązany na kształt worka). Juan z pośpiechem napełnił swoją tilmę egzotycznymi różami. Maryja sama starannie poukładała zebrane róże i powiedziała: Widzisz, synku, to jest znak, który wysyłam biskupowi. Powiedz mu, że teraz, kiedy już otrzymał znak, powinien wybudować w tym miejscu świątynię, tak jak tego pragnę ... Pamiętaj, synku, że jesteś moim zaufanym posłańcem, a tym razem biskup uwierzy we wszystko, co mu powiesz.
– Juan bez wahania z pośpiechem udał się do biskupa i w jego obecności rozwiązał rogi swojego zgrzebnego płaszcza. Kwiaty wysypały się na podłogę. Nagle biskup i wszyscy obecni uklękli u stóp Juana Diego w modlitewnym zachwycie, ponieważ zobaczyli na rozwiniętym płaszczu wizerunek Maryi. Następnie biskup wstał i delikatnie rozwiązał węzły płaszcza i zaniósł go do swej prywatnej kaplicy. W kilka dni później ten zgrzebny płaszcz, na którym w nadprzyrodzony sposób został odbity wizerunek Matki Bożej, został wniesiony w uroczystej procesji do katedry. Wszyscy mieszkańcy miasta zebrali się żeby zobaczyć cudowny obraz i modlić się do Matki Bożej. Od tamtej pory klękają przed nim miliony ludzi w postawie pokornej wiary i miłości.
– Maryja prosiła, aby nazwać Jej wizerunek: ŚWIĘTA MARYJA Z GUADALUPE. Dla Azteków słowo: de Guadalupe -- oznaczało: ZDEPTANY KAMIENNY WĄŻ. Indianie zrozumieli, że Matka Boża pokonała straszliwego boga, czczonego przez nich w postaci węża, któremu składano w ofierze niezliczoną ilość ludzi. Doskonale odczytali wymowę wizerunku Matki Bożej. Pokorna młoda Niewiasta przynosi w swoim łonie Zbawiciela całego świata. Nie trzeba już przelewać krwi dla bogów, składać im ludzi w ofierze. Ona jest naszą Matką, a my wszyscy jej ukochanymi dziećmi.
– Gdy rozeszła się wieść wśród Indian o tym objawieniu, o cudownym obrazie i o obietnicy matczynej miłości, współczuciu i pomocy, że to Matka Boża zdeptała głowę węża, wtedy Aztekowie masowo przyjmowali chrześcijaństwo, odwracając się dobrowolnie od kultów pogańskich (zob.: http://pustkow.host.sk/fatima/guadalupe.php ).

Wiadomo jednak, że pocałunki bywają wielorako bardzo różne. Są pocałunki, wyrażające głębię więzi przyjacielskiej ze znajomymi i ich rodzinami.
– Bywają pocałunki ‘polityczne’, mniej lub więcej szczere, niekiedy wyraźnie jedynie zdawkowe. Tak bywa w gronie polityków i osób zrzeszonych w jakimś związku czy stowarzyszeniu. Mają one wyrazić więź, jaka łączy zrzeszone osoby i ugrupowania polityczne, ideologiczne, czy też innego typu zrzeszenia skądinąd osób, które poza tym są sobie obce.
– Są też pocałunki wyraźnie jedynie grzecznościowe. Pojawiają się one przede wszystkim w gronie zebranych zaprzyjaźnionych osób – z początku i na zakończenie spotkania.
– Wyjątkowo zdarza się pocałunek zdradziecki: fałszywy. Przeczy on obłudnie wymowie tego znaku, który z natury swej kojarzy się z uczuciem głębokiej więzi międzyosobowej. Każdy oceni odpowiednio w aspekcie etycznym wymowę tego rodzaju pocałunku fałszu, czy nawet zdrady.

Takim anty-pocałunkiem wydał Judasz swego Mistrza, Boga-Człowieka Jezusa Chrystusa w ręce żołdaków świątynnych i zgrai. Działo się to w noc z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek. Żołdacy ci przyszli wtedy do Ogrojca z wyraźnym zamiarem pojmania i stracenia Jezusa Chrystusa. Znakiem rozpoznawczym dla najętych żołdaków miał się stać ... pocałunek. Donoszą o tym wszyscy czterej Ewangeliści. Oto fragment relacji Mateusza:

„Zdrajca (= Judasz) zaś dał im taki znak: ‘Ten, którego pocałuję, to On; Jego pochwyćcie’.
Zaraz też przystąpił do Jezusa, mówiąc: ‘Witaj, Rabbí’ – i ... pocałował Go.
A Jezus rzekł do niego: ‘Przyjacielu, po coś przyszedł’? ...” (Mt 26,48nn).

Łukasz Ewangelista – Grek, z zawodu lekarz – uzupełnia tę relację dodając:

„Jezus mu rzekł:
Judaszu, pocałunkiem wydajesz Syna Człowieczego’? ...” (Łk 22,48).

Można się zdumieć w obliczu subtelności Odkupiciela względem Judasza. W chwili, gdy Jezus go swego czasu wezwał-powołał do godności swych najbliższych towarzyszy, którym miał zamiar przekazać zarząd nad założonym przez siebie Kościołem, umiłował go niewątpliwie i obdarzył tym samym swym szczególnym zaufaniem. Jezus stanął wtedy przed jego wolną wolą i zaproponował mu, podobnie jak pozostałym Apostołom, swoje mobilizujące, pełne zaufania: „Pójdź za Mną ! Uczynię cię rybakiem ludzi” !
– Jakiż odruch zrozumiałego obrzydzenia musiał wzbudzić u Jezusa złożony w tej chwili na Jego ustach ten właśnie pocałunek Judasza!

Jezus zdawał sobie aż nadto sprawę z wewnętrznego odwrócenia się Judasza od Niego, jego Boskiego Mistrza. Nie zrażając się tym, stwarzał Judaszowi z pełnią swej Bożo-Ludzkiej subtelności tym bardziej coraz inną sposobność do opamiętania i odwrotu od obranej drogi zguby: dla Jego Mistrza, ale tym bardziej zguby i swojej własnej (zob. np.: postawa Judasza w czasie uczty w Betanii, gdy pewna kobieta namaściła Jezusa drogim olejkiem: J 12,4-7; por. Mt 26,7-13; Łk 7,38). Judasz jednak udawał, że nie zauważa tych sygnałów i brnął coraz dalej w kierunku zerwania z Mistrzem.
– Sam Jezus zaś nie uchylił się w tej chwili – w ogrodzie Oliwnym – od przyjęcia tego pełnego obłudy i zdrady znaku miłości. Co więcej, Jezus ofiaruje Judaszowi po raz kolejny – i niemal ostatni – jeszcze jedną szansę nawrócenia ...

Wiemy dobrze, ‘ile’ się Judasz ‘dorobił’ na wydaniu swego Boskiego Mistrza (zob. Mt 26,15: „30 srebrników”. Wypada to zestawić z poleceniem, jakie Arcykapłani PO zmartwychwstaniu Ukrzyżowanego wydali żołnierzom rzymskim, chcąc ich wyraźnie przekupić i każąc im rozpowiadać, iż Apostołowie ‘wykradli’ ciało Jezusa, gdy oni – urzędowa straż przy Jego grobie – spali. Ewangelista relacjonuje: Mt 28,11-15, zob. w.11: „... A po naradzie dali żołnierzom sporo pieniędzy i rzekli: Rozpowiadajcie tak: ...”).

Znamy finał życia Judasza. Samo w sobie to wydarzenie nie przesądza oczywiście o jego losie wiecznym (por. Mt 27,3nn, Dz 1,16-19). Między śmiercią niejako ‘kliniczną’ człowieka a jego śmiercią rzeczywistą jest jeszcze cała ‘wieczność’. Nie ulega żadnej wątpliwości, że Odkupiciel podejmuje w chwili rzeczywistego przechodzenia poszczególnego z odkupionych na ‘drugi brzeg’ jeszcze jedną, tym razem już ostatnią, ostateczną próbę uratowania go od śmierci łaski w potępieniu wiecznym.

Na tym tragicznym przykładzie widać tylko jeden raz więcej, jak to nawet najświętsze znaki mogą być użyte ku dobru, ale też ku najgorszemu złu. Ust, które mają służyć m.in. do składania pocałunku dla pieczętowania również w taki sposób najgłębszej więzi osobowej, można użyć również do obrzydliwych sprosności, do jakich nie jest zdolne zwierzę ...

Sprawdza się jeden raz więcej stwierdzenie, że zarówno świętość i heroizm, jak z kolei grzech i największe niziny upodlenia człowieczego – świadczą na swój sposób o godności i wielkości człowieka. Tylko człowiek, Boży żywy Obraz, zdolny jest do heroizmu podyktowanego świadomym wyborem, owocem jego wolnej woli. Ale też tylko człowiek może ściągnąć na siebie poczytalność za obrzydliwości swego niewyobrażalnego, dobrowolnie obranego upodlenia w oczach ludzkich, a z kolei wobec całego świata widzialnego i świata Duchów Światłości – ale i Duchów upadłych: szatanów.

Duchy złe-upadłe, podporządkowane swemu przywódcy, „Władcy tego świata” (por. Mt 9,34; Łk 11,15; J 12,31; 14.30; 16,11; Ef 2,2; itd.), najpierw kuszą człowieka do najobrzydliwszych zwyrodnień. W chwili zaś ich popełniania niejako odwracają się z najwyższą pogardą od tego skuszonego, m.in. od widoku popełnianych przez człowieka zwyrodnień seksualnych, na jakie daje się ‘nabrać’ Boży żywy Obraz. W nienasyconości swych zwyrodnień – potrafi człowiek upadły użyć do realizowania swych obrzydliwości m.in. również swych ust, które winny służyć do wyrażania czułości i miłości.

Można by się zastanowić nad tym, co w takich chwilach dzieje się ... u Trójjedynego, którego człowiek – mężczyzna i kobieta, są żywym Obrazem wobec kosmosu? Można by posłuchać jeden raz więcej Słowa-Bożego-Pisanego. Stwierdza ono między innymi – tym razem w nawiązaniu do grzechów homoseksualizmu i zapewne nie wymienionych tutaj po imieniu kontaktów lesbijskich:

„Skarga na Sodomę i Gomorę głośno się rozlega,
bo występki ich mieszkańców są bardzo ciężkie ...” (Rdz 19,13; oraz 18,20; itd.).

Jest to jedno z miejsc biblijnych, na podstawie którego przyjęło się wyodrębnianie czterech rodzajów „grzechów wołających o pomstę do Nieba” (zob. wyż.:  Grzechy głośno krzyczące do Boga).

Przywołanie na tym miejscu pamięci o pełnym fałszu pocałunku Judasza, budzącego odruch najwyższej odrazy, każe przyjrzeć się z kolei jakości i duchowi towarzyszącemu pocałunkom między osobami, które się ... ‘kochają’. Bo i między małżonkami, a z kolei partnerami seksualnymi – wcale nie tak trudno o pocałunki budzące najwyższe obrzydzenie. Mogą one mianowicie być pełne jednoczesnej pogardy i zdrady miłości, której pocałunek miał być wyrazem.

Pocałunek jako znak miłości i jego nadużycie

Wypada uświadomić sobie odpowiedzialność za jakość składanego – i przyjmowanego pocałunku. Pocałunkiem nie można szafować na prawo i na lewo, obdarzając nim lekkim sercem coraz inną osobę.
– Zupełnie inny jest pocałunek składany na znak przywitania czy pożegnania ze znajomymi, a zupełnie inny charakter przybiera pocałunek wymieniany z kimś uczuciowo bliskim sercu. W takim właśnie wypadku tak on, jak ona – powinni być czujni na wszystko, co się z całowaniem wiąże. Jeśli pocałunek ma być naprawdę pocałunkiem, musi on płynąć ze szczerego serca i odznaczać się najwyższą subtelnością jako wyrazu miłości-daru, która przebija się do dostrzegania nie seksu, lecz w pierwszym rzędzie osoby tego drugiego.

Zdaje się nie ulegać wątpliwości, że w takim właśnie przypadku: gdy chodzi o osoby zakochanych, szczególnie czujną przy całowaniu i przyjmowaniu pocałunków powinna być dziewczyna. Pocałunek – owszem! Ale na etapie rzeczywiście zaangażowanej przyjaźni zmierzającej ku narzeczeństwu-małżeństwu. Nienormalne by było narzeczeństwo, gdyby się między tymi dwojgiem nigdy nie pojawił ... pocałunek. A przecież nie ulega wątpliwości, że szczególnie dziewczyna powinna uważnie czuwać nad jakością i sposobem podejmowanych pocałunków.

Pocałunki bywają bowiem różne. Bardzo różne też mogą być pocałunki pomiędzy dziewczyną a chłopcem, gdy przeżywają już okres narzeczeństwa w właściwym tego słowa znaczeniu, a potem małżeństwa. Przy ocenie pocałunku nasuwa się niemal natychmiast przede wszystkim sam motyw podejmowania pocałunku. W parze zaś z całowaniem uruchamiają się spontanicznie niemal zawsze dotyki, których jakość etyczna może być bardzo zróżnicowana.

Nie chcielibyśmy omawiać w tej chwili ponownie zwyrodniałych obrzydliwości seksualnych, jakie w niektórych środowiskach nagminnie praktykowane są u pewnych grup mężczyzn i kobiet – starszych i bardzo młodych. ‘Seksowi oralnemu’ poświęciliśmy już, względnie poświęcimy jeszcze niemało uwagi na innych miejscach naszej strony (zob. np. poniżej: Jeszcze raz: seks oralny; oraz: Kryteria przedmiotu czynu a seks oralny i pocałunek głęboki). Resztki ludzkiego myślenia koncentrują się u takich osób wyłącznie wokół genitaliów, poza którymi zdają się nie być zdolni widzieć żadnych innych wartości. Działania takich partnerów nie mają nic wspólnego z jakąkolwiek ‘miłością’. Czegoś podobnego nie spotka się w świecie zwierząt.

Jeśliby ktoś szukał kryterium, które by pozwoliło w łatwy sposób odróżnić pocałunek czysty od grzesznego, najprościej odwołać się do pocałunków, jakimi obdarzają się matka czy ojciec – a tulące się do nich dziecko. Na tę sytuację powoływaliśmy się w naszych rozważaniach już parokrotnie. Ileż przy takim obejmowaniu się rodziców i dziecka czy dzieci wyzwala się promiennej radości i niewymuszonego uśmiechu szczęścia! Dziecko obejmuje wtedy matkę całą swoją szczęśliwą miłością, na jaką je stać, jednocześnie ją całując w swej spontanicznej odpowiedzi na jej pocałunki jako matki czy ojca. Ileż radości we wspinaniu się dziecka, które próbuje sięgnąć do głowy, buzi, oczu ojca, matki – i obcałowuje ich, ciesząc się wraz z nimi! Są to najprawdziwsze pocałunki, a przecież nie znajdziesz w nich nawet cienia seksualizmu czy grzechu.

Podobnie też narzeczeni, a potem małżonkowie – mogą wymieniać między sobą subtelne pocałunki, które z pewnością będą mogły cieszyć się Bożym błogosławieństwem. Będą one przeżywane ku niemal dziecięcej radości i miłości ich obojga, a nie ku wzajemnemu wzbudzaniu podniecenia i zaspokajaniu rodzącej się pożądliwości.

Bywają bowiem pomiędzy dziewczyną a chłopcem, a potem małżonkami – pocałunki namiętne, pełne seksu a nie miłości: pocałunki wręcz obrzydliwe – i krzycząco grzeszne.
– Ale i pocałunki na poziomie ust mogą wyrażać wszystko inne, a nie miłość. Pocałunki przekształcają się w pewnych wypadkach raczej we wzajemne lub jednostronne wygwałcanie za pomocą ust, kontynuowane długimi minutami, mikrometr po mikrometrze. Takie ‘pocałunki’ nie mają nic wspólnego z wewnętrznym ładem pocałunku czystego, jaki obserwujemy w odniesieniach: matka-ojciec a ich małe dziecko.

W niejednym środowisku młodzieżowym, ale i u starszych, rozpowszechniona jest praktyka pocałunków ‘głębokich’ : z wsuwaniem języka do ust. Taki sposób całowania zwykle nie jest już pocałunkiem, lecz mniej lub więcej jawnie uprawianym seksualizmem. Wystarczy zapytać zainteresowanych, czy przy takim całowaniu: ‘głębokim’, czują się spokojni? Czy też pocałunek taki wyzwala pobudzenie, a w każdym razie wyraźnie do jego pojawienia się zmierza? Okazuje się jeden raz więcej: nie tędy droga! (zob. do tego tematu dokładniej: ‘Pocałunek głęboki’).

Gdyby w tej sytuacji zaczęło pojawiać się m.in. pomiędzy narzeczonymi naleganie, żeby w taki właśnie sposób wyrażać swoje związanie, nie pozostaje nic innego, jak podjąć męską, jednoznaczną decyzję: takiego całowania u nas nie będzie. Ani w narzeczeństwie, ani potem w małżeństwie. Chociażby takie wskazanie bardzo się komuś nie podobało i ktoś by je interpretował jako w szczegóły osobistej intymności schodzące ingerowanie w szczerą miłość. Całowania z niespokojnie w ustach zachowującym się językiem w żaden sposób nie da się zakwalifikować jako wyrazu miłości. To już pocałunkiem ... nie jest. Z samej swej definicji jest pocałunek czymś wyłącznie zewnętrznym, podejmowanym każdorazowo z dystansem dla godności osobowej – własnej osoby tego drugiego. W przypadku wsuwania języka do buzi ... jest to działaniem o jakiejkolwiek innej nazwie, ale już w żaden sposób nie – pocałunkiem.

Nie ulega też wątpliwości, że jest grzechem ciężkim domagać się, by czy to dziewczyna, czy potem już żona miała ujmować narządy płciowe partnera swoimi ustami i by TAK następować miało wzajemne pobudzenie, włącznie ze szczytowaniem (zob. do tego jeszcze raz wyż.: Seks oralny; oraz: niż: Jeszcze raz: seks oralny). To samo dotyczy mężczyzny, gdyby obejmując ustami narządy płciowe dziewczyny-żony, doprowadzał do pobudzenia i orgazmu: siebie i ją. Byłby to typowy petting przeprowadzony w sposób wysoce wyrafinowany i zwyrodniały.
– Taki sposób ‘całowania’ ubliża godności osobowej tak męża, jak i żony, a tym bardziej dwojga narzeczonych. Pomijamy w tej chwili wzgląd, że przed ślubem podstawowym grzechem ciężkim byłoby wtedy samo w ogóle uaktywnianie zakresu płciowego.

Zasadniczym zaś punktem wyjścia do oceny etycznej takiego zachowania jest wymóg Bożego pochodzenia, że szczytowanie może następować między małżonkami – nigdy zaś jedynie narzeczonymi – wyłącznie w pochwie. Każdy stosunek płciowy musi być z Bożego ustanowienia na oścież otwarty na potencjalność rodzicielską. Ta zaś może być zrealizowana jedynie w pochwie, a nie gdzie indziej.

Osoby praktykujące ‘seks oralny’ nie mogą się uchylić od przyznania, że w grę wtedy nie wchodzi żadna jakakolwiek miłość, a jedynie wyrafinowane wyzwolenie pobudzenia, aż do orgazmu włącznie.
– Pomijamy tu całkiem ocenę takiej praktyki z punktu widzenia ściśle medycznego. Coraz więcej pojawia się doniesień z dobrze udokumentowanymi faktami, że seks oralny może być prostą drogą do powstawania choroby nowotworowej krtani i gardła (zob. do tego jeszcze raz wyż.: Seks oralny powoduje raka – oraz zob. np.: Seks oralny przyczyną zachorowań na raka krtani i przełyku). Pogwałcona w ten sposób ‘natura’ krzyczy do wielkiego człowieka o opamiętanie i powrót do ładu moralnego.

Subtelność miłości a dotyki

Miłość godna tego miana musi się odznaczać subtelnością i skromnością. Cechy te są niezastąpionym wyrazem uszanowania w obliczu godności osoby – zarówno osoby działającej, jak i godności osoby do której działanie to jest skierowane. Postawa ta nakaże tym samym kierowanie się czujnym umiarem i podporządkowaniem swych odruchów władzy ducha, a nie ciała. Za tę cenę miłość nabywa głębi uczucia i pozwala jaśniej dostrzec osobę – swoją własną oraz osobę tego drugiego.

Pocałunki pojawiające się pomiędzy narzeczonymi nie mogą uchodzić za godne miłości, jeśli ci dwoje jednocześnie podniecająco się dotykają. Szczególniej kobiecie zwierzona jest w takich chwilach troska o czystą postawę swoją własną, i jej ukochanego. Ręce i cała postawa obojga powinny przy całowaniu pozostawać bardzo spokojne: naprawdę czyste. Postawa ta powinna być wyrazem czystości intencji ich obojga, pielęgnowanej zarówno przy całowaniu, jak i kształtowaniu pozostałych wzajemnych odniesień. Oboje powinni sobie jasno uświadomić i tego się trzymać: wykluczamy jakiekolwiek podniecające dotyki pomiędzy sobą. W rzeczywistym dochowaniu wierności takiej decyzji powinni oboje służyć sobie wzajemnie czujną pomocą.

Znaczy to, że zarówno chłopiec, jak i jego narzeczona powinni również przy podejmowaniu pocałunków stale oczyszczać swoją intencję i składać pocałunek – zawsze tylko pełen subtelności – jako wyraz miłości, a nie seksualizmu. Będą to zatem każdorazowo pocałunki jedynie krótkie i powierzchowne – nigdy głębokie, podejmowane jako samo tylko niejako muśnięcie. W swoistym naśladownictwie dziecka, gdy chce ukochać i obcałować matkę czy ojca. Bezwzględnie powinni narzeczeni – a także późniejsi małżopnkowie – wykluczyć wprowadzania języka do buzi. I oczywiście dotyki, których by przebywający w ich sercu Trójjedyny nie mógł pobłogosławić.

Takie całowanie ma szansę stawania się wyrazem miłości czystej. Będzie ono mogło doczekać się błogosławieństwa ze strony Odkupiciela małżeństwa. Jezus Chrystus wyzwala wtedy u oblubieńców – w Duchu Świętym – „ukryte promieniowanie prawdy i miłości” (DiM 6). Tak przeżywana miłość przyczyni się do upowszechnienia „cywilizacji miłości” (zob. LR 6-17) oraz kształtowania komunii, ukierunkowanej na przymierze miłości i życia, zakorzenionego w Bożym Sercu i Niepokalanym Sercu Maryi. Sam zaś pocałunek staje się wtedy „owocem i znakiem potrzeby głęboko ludzkiej”, którą Bóg „przyjmuje, potwierdza, oczyszcza i podnosi” w Chrystusie, by powstającą komunię „prowadzić do doskonałości w sakramencie małżeństwa” (FC 19).

(7,6 kB)

F.   DALSZE PRZYKŁADY ZMAGAŃ O CZYSTOŚĆ

(6 kB)

Z korespondencji Agnieszki-Krzysia

Wyżej przytoczyliśmy już kilka wyznań i świadectw od osób, które przeżywały okres zawiązującej się, względnie już zaawansowanej miłości ukierunkowanej na małżeństwo. Świadectwa takie przytaczaliśmy tu i ówdzie już w poprzednich częściach, ale tym bardziej w niniejszej, VI części naszej strony.

(19 kB)
Przyjechali na Mszę św. i ślub w katedrze w Lublinie specjalną, wielką limuzyną. Oby przez całe życie trwali w raz Bogu i ludziom danym SŁOWIE: Ślubuję miłość-wierność-uczciwość małżeńską, oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci! Sam Bóg przyjmuje - i nieodwołalnie pieczętuje wyznanie-zgodę tych dwojga.

W tej chwili przedstawimy fragment zwierzeń kolejnej dziewczyny – nazwijmy ją Agnieszka, zakochanej w Krzysiu. Oboje weszli rychło na drogę zaawansowanych pieszczot, z którymi im obecnie trudno zerwać:

(List: 9.IV.1984) „Nie wiem, czy Ksiądz przypomina sobie to spotkanie w czasie Pielgrzymki ... Uzyskałam wówczas ... dużo interesujących wskazówek ... Po odejściu od kapłana czułam się bardzo szczęśliwa. Pamiętam, że przed tą rozmową bałam się chwili, w której będę mówiła o moich słabościach.
– Mówiłam do Krzycha, że nie potrafię się z tego wyspowiadać, że będę czuła wstyd i obawę przed słowami kapłana ... Jednak jak łatwo i szybko pozbyłam się tego ciężaru, kiedy kapłan zaczął ze mną rozmowę ...
– Dostałam wtedy od Księdza ... broszurkę na temat okresów cyklów według Metody Owulacji Billingsa, i obrazek z Panem Jezusem, z którym nigdy się nie rozstaję (‘Jezu ufam Tobie’ z tekstem Koronki do Bożego Miłosierdzia) ...
– Ja mam w tej chwili 19 lat i rok nauki przed sobą. Krzych jest 3 lata starszy, i również jeszcze się uczy. Ostatnio między nami coś się popsuło. Niedawno Krzysiu przyszedł do mnie i powiedział, że jest mu jakoś smutno, że nie czuje obecności Boga, nie potrafi modlić się tak jak dotychczas. Zaczął przeklinać, do mnie odnosi się z dystansem ... Zaczęłam gorąco modlić się, zachęcałam jego do modlitwy i - udało się! Znowu jest taki jaki był. Zawsze wierzyłam, że modlitwa jest jedyną najdoskonalszą bronią przeciw złu.
– Jednak w niektórych sprawach przegrywamy. Jesteśmy słabi, a wydaje mi się, że szczególnie ja jestem bardzo słaba. Tego co istnieje między nami, nie można chyba nazwać pełnym współżyciem, chyba poprawna byłaby nazwa: zabawa. Sama nie wiem, jak o tym napisać. Doszliśmy do wniosku, że pomimo iż nieraz sami tego bardzo chcemy, to później czujemy się winni, nie możemy popatrzeć sobie w oczy, wszystko wydaje nam się złe. Właśnie teraz, gdy piszę ten list, między nami panuje okres tzw. ‘ciszy’. Chcielibyśmy z tym skończyć, nie chcemy aby nasza przyjaźń wynikała z chęci pogoni za ciałem ...”.

Zwierzenia Ani i Wiesława

Podobne problemy, a może poważniejsze, przeżywała inna para narzeczonych, dajmy im imiona: Ania i Wiesław. Kapłan spotkał się z nimi przypadkowo w pociągu, jadąc na pracę rekolekcyjną:

(List 1: 21.IV.1985) „Zapewne Ksiądz pamięta dwie młode osoby, które Ksiądz spotkał w pociągu, i którym Ksiądz podarował małą broszurkę i obrazki z Koronką do Miłosierdzia Bożego. Jedną z tych osób byłam ja – Ania, 19-letnia dziewczyna ... Drugą osobą był mój chłopiec – Wiesław, 18-letni ... Nasza krótka rozmowa z Księdzem wywarła na mnie duże wrażenie. Nigdy nie miałam bezpośredniej możliwości porozmawiania z osobą duchowną na temat współżycia młodych ludzi ... Chcę ... prosić o radę, o ocenę naszego postępowania ... Zapewne Bóg chciał mnie ostrzec przed kompletną ruiną.
– Wiesława poznałam w noc Sylwestrową (1983-84) ... Nam się wydaje, że znamy się od urodzenia ... Znam jego cechy dodatnie i ujemne. Jest dobry, opiekuńczy, nie pije i nie pali (to ja wtedy paliłam, nie on!) ... – Moi rodzice go zaakceptowali. Wydawałoby się, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby nasza miłość dalej pięknie kwitła. A jednak.
– Niedawno podjęliśmy ważną dla nas oboje decyzję. Dotyczyła ona współżycia. Z pierwszym razem nie mieliśmy kłopotów: nie byłam dziewicą. Wcześniej zostałam w ohydny sposób zgwałcona. Od tego czasu byłam zimna w stosunku do rodzaju męskiego. On to przełamał. Rozpalił we mnie ogień, którego przedtem nie było... Mieliśmy już kilkanaście stosunków. Pierwsze były dla mnie czymś obojętnym ... Teraz tak nie jest. Za każdym razem osiągam dużą satysfakcję i on też ...
– Zdaję sobie z tego sprawą, że zbyt wcześnie zaczęliśmy. Kiedyś zemści się to na nas i boję się, że nam to spowszednieje, a wtedy zostanie wokół nas pustka, której się niczym nie wypełni ... – Wiem też, że grzeszymy, i to bardzo. Taka miłość jest tylko dla małżonków, a my małżeństwem nie jesteśmy. Czy Bóg nam wybaczy?
– Często przystępuję do sakramentu pokuty, i spowiadam się z tego, ale czy ma to sens, jeżeli wiem, że i tak się to powtórzy? Pewien Ksiądz powiedział mi, że on może nie dać mi rozgrzeszenia. Czy to prawda? ... Ja wiem, że nie ma dla mnie usprawiedliwienia i czeka mnie kara. Może Ksiądz zada pytanie: a co byłoby, gdybym zaszła w ciążę? ... Taka sytuacja nie mogłaby się zdarzyć. Oboje szliśmy zawsze za głosem rozsądku, a nie serca. Mój cykl jest regularny, co bardzo nam ułatwia sprawę. Posługujemy się właśnie metodą Billingsa. Nigdy nie używaliśmy innych środków antykoncepcyjnych, dlatego że jest to zabronione przez Kościół. Chociaż w ten sposób chcemy pomniejszyć naszą winę ...
– Mam wyrzuty sumienia, oboje wiemy, że nasze postępowanie jest niezgodne z zasadami wiary chrześcijańskiej, ale jakoś nie możemy temu zapobiec ... Czyżby nas to tak bardzo wciągnęło?
– Proszę Księdza o pomoc, o radę i wskazówki, jak mam postępować, aby nie obrażać Boga, a być w porządku z prawidłowym funkcjonowaniem organizmu ludzkiego, który raz na jakiś czas musi w ten sposób wyładować zdobytą energię.
– Chciałam jeszcze zaznaczyć, że jak Ksiądz powiedział w pociągu, to my panujemy nad popędem seksualnym, a nie on nad nami! ... Ja już jestem zagubiona w tym wszystkim i nie mogę znaleźć żadnego dobrego i rozumnego rozwiązania ...”.

Ostatnie wyznania świadczą jeden raz więcej o rozpowszechnionym, a nieprawdziwym poglądzie-przesądzie, jakoby Boga trzeba było „poprawiać” w Jego stworzycielskim dziele i samemu wyzwalać rozładowywanie wytwarzanego napięcia. Ania pisze też, że to „oni oboje panują nad popędem ...!” Jej następny list nadszedł po niecałych 3 latach:

(List 2: 20.XII.1987) „Nie zapomniał Ksiądz o mnie ... Tyle jest dziewczyn takich jak ja! ... Bóg jest dla mnie miłosierny ... Nie wiem, co Chrystus ześle mi później, ale teraz bardzo Mu dziękuję za otrzymane łaski ...
– Zdałam maturę ... Ujrzałam, że wyuczony zawód nie odpowiada mi zupełnie... Mój charakter i temperament wymagał czegoś innego, żywszego. Chciałam bardzo być wśród dzieci z Domu Dziecka, pomagać im, zastępować im matkę ... Złożyłam papiery na Studium Nauczycielskie. Teraz już jestem nauczycielką ... Tutaj odnalazłam siebie ... Jestem też na I-szym roku studiów zaocznych ... Może i tym razem Jezus pomoże mi, o co się gorąco modlę.
– A teraz druga strona mojego życia. Nie jestem zamężna. Nie jestem matką. Nie jestem samotna. Jest ze mną ten sam chłopak ... Nasza miłość dalej trwa i uważamy się już za narzeczonych ... Mamy zamiar się pobrać, gdy wyjdzie do cywila.
– Bardzo często czytałam ten ‘długachny’ list od Księdza – i on spowodował to, że między nami jest teraz inaczej. Było wiele przyrzeczeń, że już nie będzie, nie dojdzie między nami do zbliżenia – i było wiele upadków. Miał Ksiądz wtedy rację, iż to popęd kieruje nami, a nie my nim! Jak byłam głupia, pisząc że jest odwrotnie.
– Ksiądz otworzył mi oczy i Bogu niech będą dzięki za zesłanie Księdza na naszą drogę życia. Teraz jest inaczej. Spotykamy się ze sobą nie po to, aby się ‘kochać’, ale po to, aby się kochać miłością czystą. Może ona nie jest tak zupełnie czysta, bo nie wyrzuciliśmy z niej ‘małych’ pieszczot, tych niewinnych. Jeszcze zanim poszedł do wojska, to pół roku wcześniej nie mieliśmy żadnego zbliżenia. Teraz z utęsknieniem czekamy na dzień, w którym założymy sobie obrączki. Zaznaczam, że nie pożądanie pcha nas do tego, bo wiemy, że możemy bez tego wytrzymać. Czasem jest bardzo, bardzo trudno, ale staję się wtedy stanowcza i nieubłagana. Chciałabym Księdzu bardzo podziękować za nawrócenie nas na właściwą drogę. Gdyby nie Ksiądz, nie wiem, jak teraz wyglądałoby moje życie.
– Chciałam się jeszcze zapytać: dlaczego ludzie nie biorą ślubów w miesiącu maju? Wiem, że jest to miesiąc Maryi ... Mnie miesiąc maj bardzo się podoba ... Chciałabym właśnie wtedy ... Czy to będzie coś złego ...”?

I tym razem poprzednie upadki, za łaską Odkupiciela i Jego Matki, zakończyły się zwycięstwem. Teraz p. Ania już by nie powiedziała, że młodzi muszą „pomagać” Bogu w rozładowaniu gromadzących się energii. Jest szczęśliwa z odnalezionej drogi życiowej: czystości przed-ślubnej i zjednoczenia z Panem, który ją otwiera na przyszłego męża oraz szczególnie na dzieci, w których Ania pragnie posługiwać Chrystusowi.

(7,6 kB)

G.   POSŁUSZEŃSTWO CHRYSTUSOWI
A ZDROWIE PSYCHOFIZYCZNE

(6 kB)

W obawie o prawidłowości fizjologiczne

Niektórzy podnoszą trudność, że nierozładowywanie seksualne pociąga za sobą ujemne skutki dla zdrowia fizycznego i psychicznego. Poglądy te utrzymują się zarówno wśród chłopców, jak i dziewcząt, jak to widać np. w dopiero co przytoczonych wyznaniach Ani-Wiesław (zob. wyż.: Rozładowanie seksualne ...). Co więcej, zdarzają się lekarze, a z kolei psychologowie i doradcy małżeńscy, którzy wręcz zachęcają pacjentów, względnie ogólniej: osoby zgłaszające się do poradni – młodocianych, a także starszych, żeby odbywali co jakiś czas stosunek, a przynajmniej zapewnili sobie ‘ulgę’ poprzez samogwałt jako ‘lekarstwo’ na wytwarzające się napięcia seksualne oraz w przypadku doznawanych trudności w tym zakresie. Dziewczętom wmawia się ponadto, że rozpoczęcie współżycia wpływa dodatnio na urodę i wyraża się korzystnie na całokształcie ich zdrowiu.

W nawiązaniu do zdrowia fizyczno-psychicznego można by udzielić jakiejś odpowiedzi natychmiast. W pewnej mierze tak istotnie bywa, mianowicie w warunkach ustabilizowanego małżeństwa. Ci dwoje przynależą wtedy definitywnie do siebie i mogą przeżywać swoją bliskość pokojowo, w rytmie podejmowania i dobrowolnego odkładania zbliżeń. Tego czynnika nigdy nie będzie w warunkach narzeczeństwa. Czynnikiem wyzwalającym wewnętrzne wyciszenie, a pośrednio: lepszy wygląd zewnętrzny, jest w przeżywanym już małżeństwie nie samo współżycie, co ustabilizowany etap życia. Oznacza to znalezienie się w łożysku wyznaczonego sobie powołania życiowego i tym samym wyciszenia tego, co dotąd układało się mniej lub więcej burzliwie.

Przeszkodą uniemożliwiającą pokojowe przeżywanie wspólnoty płciowej na etapie narzeczeńskim, a wskutek tego udaremniającą dodatnie wyrażanie się współżycia na zdrowiu, stanowi niestabilność więzi i świadomość nie przypieczętowanej przynależności do siebie. Współżycie w takich warunkach burzy wewnętrzny ład serc i pokój sumienia. Tym samym zaś kontakty płciowe przed-małżeńskie nie tylko nie przynoszą efektów pozytywnych dla ciała i duszy, lecz przyczyniają się do rozstroju psychiki i niegodnego zaniżenia miłości. Tym bardziej, że istota okresu narzeczeństwa polega m.in. na tym, że ci dwoje – jako jeszcze nie małżeństwo, muszą mieć całkowitą wolność pokojowego rozejścia się i zakończenia dotąd istniejącej między nimi więzi.

Z burzliwej korespondencji p. Celiny

Zdarza się, że ktoś powołuje się uparcie na wzgląd zdrowotny i potrzebę fizjologiczną, by uzasadnić nie tylko stosowność, lecz wręcz konieczność współżycia płciowego już przed małżeństwem. Ilustracją takiego stanowiska mogą być fragmenty długiej korespondencji, prowadzonej z inną osobą – dajmy jej na imię p. Celina. Pisze ona po przeglądnięciu jednej z pierwszych wersji tekstu fragmentów niniejszej strony internetowej:

(List 2: VII.1982) „... Jeżeli chodzi o pierwszy zarzut, jaki stawiam pracy Księdza (wcześniejsza redakcja książkowa niniejszej strony): czy to grzech, czy nie, to opierając się na tłumaczeniu tego zagadnienia występującym w pracy – mogę, a nawet muszę stwierdzić, że określenie tego czynu jako grzechu jest bezpodstawne. Ksiądz tłumaczy to tym, że Bóg nas kocha, a więc nie można przed ślubem.
– Że Bóg nas kocha, to się zgadza, bo przecież stworzył nas takich, a nie innych. A więc: jeżeli jesteśmy pobudzeni, i to tak mocno, że nas aż boli, to nie można powiedzieć ‘nie’ – jeżeli oczywiście nie miłość ‘fizyczna’, ale głównie psychiczna łączy dwoje ludzi. Bóg mógł przecież stworzyć nas tak, że dopiero po ślubie zaczęłyby działać narządy rodne, ale wtedy nie istniałoby pojęcie małżeństwa, ślubu ...
– Bo każdy wie ..., że najpierw chłopakowi podoba się sposób poruszania dziewczyny, jej kształty (chwali się nimi, pobudzają jego wyobraźnię), sposób jej mówienia, czy nawet ubierania. A to przecież wszystko oparte jest na tle seksualnym ... Dopiero później, w trakcie ‘chodzenia ze sobą’, pojawia się prawdziwe uczucie miłości, którego podłoże tkwi głęboko w psychice człowieka. Kiedy ta druga strona głęboko ‘wyryje się’ w psychikę człowieka, ogarnia jego serce, wtedy dopiero możemy mówić o prawdziwie wielkiej miłości, która bez tzw. ‘konieczności’ prowadzi obydwoje do Ołtarza ...
– Odpowiedź Księdza jaką uzyskałabym w czasie, gdy nie byłam kochana i nie kochałabym, zadowoliłaby mnie zupełnie ... Lecz gdy kocham i jestem kochana ..., nie zadowala mnie ona, denerwuje mnie ... – Odpowiedź ta nie była i nadal nie jest tym, czego oczekiwałam; jest wydeklamowaniem wyuczonych reguł, a życia w regułkę ująć się nie da ...
– Zaczęłam szukać potwierdzenia (odpowiedzi Księdza) w życiu... i go nie znalazłam. Pytałam się, nawet księży, aby w procentach określili mi ilość dziewcząt w stanie błogosławionym, ilość ślubów zawieranych z konieczności. Podane procenty zaskoczyły mnie. Nie myślałam, że aż tyle jest narzeczonych, którzy nie czekają na ślub, a współżyją ... – Czy ci ludzie nie kochają Boga? Czy ich Bóg nie kocha? Nie, oni kochają Boga, bo przystępują do Jego Ołtarza!

– ... Drugi aspekt tej pracy: że dziewczyna traci coś drogiego, najdroższego, nie przekonuje mnie. Bo czy dziewictwo jest czymś najdroższym dla dziewczyny? Można w to wątpić. Najdroższą cechą, jaką każdy chłopak ceni w dziewczynie, jest przecież jej miłość, dobroć, opiekuńczość ... Zgadzam się, że dziewczyna, która jest dziewicą i straci to, ryzykuje że inny jej do ołtarza już może nie zaprowadzić. Jest jednak wątpliwe, aby dziewictwo było atutem małżeństwa. Ile dziewczyn ryzykuje ..., a mimo to wychodzą za mąż! ... Może i one oprócz miłości kierują się rozsądkiem i uważają, że należy ulec, że przyniesie to więcej korzyści, aniżeli twarde chronienie dziewictwa.
– Może Ksiądz skrytykuje mnie za brak wiary, ale ja oprócz wiary (serca) – również myślę (mam rozum). Każdy, choć trochę inteligentny człowiek orzeknie, że nie ma rozumu bez serca, i serca bez rozumu. Jestem już osobą dojrzałą (NB.: 20 lat) i chyba mogę przemyśleć moje postępowanie. Stąd też zgadzam się z Księdza pracą, gdy rozpatruję ją z punktu widzenia wiary. Ale gdy skonfrontuję ją z życiem, jest to wielki niewypał.

– Nie mogę znęcać się moralnie i fizycznie nad kochaną mi osobą, nad kochającą mnie osobą. Jest przecież przykazanie: o dbaniu o własne zdrowie. Człowiek ten (narzeczony) przecież pobudza się nie tylko na mój dotyk, ale i na dźwięk głosu, a nawet obserwując mnie. Czy mam mu wszystkiego zabronić, gdy on oddaje mi się całkowicie, podporządkowuje się mej woli, jednym słowem sam wchodzi ‘pod pantofel’? – Nie, nie wolno mi tego robić! Ból nabrzmiałych nasieniowodów, obolałych jąder – jest nie do zniesienia! Wprowadziłabym go w onanizm, lub co gorsza, aby uległ jakiejkolwiek innej kobiecie. Muszę mu pomóc, jeżeli chcemy i mamy żyć razem. Choćby miał mnie nawet porzucić (w co wątpię), muszę mu pomóc. Ja go kocham i nie mogę patrzeć, jak on się męczy. To nie jest godne osoby, która kocha Boga! Bo Bóg sam powiedział, że jeżeli pomożecie jednej z tych istot, to Mnie pomożecie. Ja oprócz człowieka muszę w nim widzieć i Boga. A czy ścierpiałaby osoba wierząca mękę Boga? Nie, i jeszcze raz nie!
– Mój przyszły małżonek oprócz mąk cielesnych doznaje i duchowe. Nieraz spotykam go we łzach, gdy nie chciałam mu pomóc. Tłumaczył to, że uznaję go nie za najdroższą osobę, ale jako chuligana z ulicy, który przyszedł załatwić swoje potrzeby, za które zapłaci i odejdzie. Nie, tak nie można!
– Dlatego – wbrew radom Księdza, i dobrym tłumaczeniom z punktu widzenia religii – uległam. Może mnie Ksiądz potępi, ale czy Bóg mnie potępi, tego nie wiem. Bóg przecież wszystko widzi i wie, że tutaj nie było innego wyjścia ...”.

Próba zajęcia stanowiska na zarzuty p. Celiny

Umyślnie przytoczyliśmy szereg drastycznych fragmentów listu p. Celiny. Pozwalają one zorientować się w jej zdumiewającym pojmowaniu ‘miłości’: miłości Boga i miłości bliźniego. Bezpośrednio chodzi nam w tej chwili o jedno z jej sformułowań.

(12 kB)
Żubr wybiegł z lasu – na żer. Takiemu ... lepiej zanadto się nie narażać!

P.Celina nawiązuje m.in. do bólów, jakich doznaje chłopiec pobudzony w jej obecności.
W rozumowaniu p. Celiny zauważamy ‘jak na dłoni’ pełno sofistyki myślowej. Jej myślenie jest zdominowane zaangażowaniem uczuciowym, a jeszcze bardziej seksem jako wartością autonomiczną.
Nie do przyjęcia jest mieszanie miłości Boga z miłością bliźniego pojmowaną antagonistycznie w stosunku do wyraźnych przykazań tegoż Boga-Miłości, w tym wypadku przykazania VI: „Nie będziesz cudzołożył”.
P. Celina mówi o ‘pomocy’, jakiej powinna udzielić chłopcu przez rozładowywanie jego pobudzenia, nazywając to ‘miłością świadczoną bliźniemu-Chrystusowi’.
Mówi o tych, którzy współżyją, że ‘kochają Boga, bo przystępują do Jego Ołtarza’ !

Z tego, że ktoś współżyje – a przystępuje do Eucharystii, nie wynika zupełnie nic. Komunię św. można przyjmować świętokradzko ...
Zdarza się, że ktoś zatai grzechy ciężkie przy spowiedzi świętej.
Bóg mówi w Piśmie świętym jednoznacznie: „Sam bowiem szatan podaje się za anioła światłości” (2 Kor 11,14).
A w nawiązaniu do Eucharystii mówi Słowo-Boże-Pisane:

„Dlatego też kto spożywa Chleb i pije Kielich Pański niegodnie, winny będzie Ciała i Krwi Pańskiej.
Niech przeto człowiek baczy na siebie samego, spożywając ten Chleb i pijąc z tego Kielicha.
Kto bowiem spożywa i pije nie zważając na Ciało (Pańskie), wyrok sobie spożywa i pije” (1 Kor 11,27nn).

Z kolei nasuwa się sprawa ‘ilości’ narzeczeństw, zawierających sakrament małżeństwa, przy czym ‘regułą’ w ich przypadku jest nagminne łamanie VI-go przykazanie.

Ten aspekt zagadnienia omawialiśmy na naszej stronie już parokrotnie (zob. np. nieco wyż.: Statystyka grzechów a Boże Przykazanie). Przykazanie Boże – jest po prostu Boże, a nie ‘Kościelne’. W sprawach normy moralnej – czy to prawa moralnego naturalnego, czy sformułowanego potem w dekalogu, ‘ilość’ popełnianych grzechów i ostentacyjnego łamania Bożego Prawa nigdy nie jest w stanie przekształcić się w ‘jakość’ ich odmiennej oceny – w sensie: „wziąwszy pod uwagę nagminne nieliczenie się z etykąnarzuconą’ przez ‘Kościół’, a raczej przez ‘Boga’, bądźmy realistami i przyjmijmy, że odtąd przykazanie Boże – przestaje być ‘przykazaniem’! ...”.

Jan Paweł II sformułował Boży punkt widzenia w jego jednocześnie najgłębszym ‘humanizmie’ w słowach:

„... Ale przykazania moralne negatywne, to znaczy zakazujące pewnych czynów i zachowań jako z natury złych,
nie dopuszczają żadnych uprawnionych wyjątków; nie pozostawiają żadnej możliwości
– która byłaby do przyjęcia z moralnego punktu widzenia – dla ‘tworzenia’ norm z nimi sprzecznych.
– Gdy w konkretnym wypadku zostanie rozpoznany rodzaj moralny czynu zakazanego przez uniwersalną zasadę,
to jedynie aktem moralnie dobrym jest posłuszeństwo prawu moralnemu i powstrzymanie się od tego, czego ono zakazuje” (VSp 67).

Obopólne wyzwalanie napięcia

Pomijając dopiero co przedstawiony aspekt wysuwanych trudności (statystyczny problem grzechów), poruszany zresztą już na innych miejscach naszej strony, wypada nawiązać do wspomnianego ‘bólu’ powodowanego napięciem seksualnym chłopca – a także u niej. – P.Celina wspomina bowiem o podobnych stanach w swej korespondencji również w odniesieniu do siebie samej (zob. wyż.: Bół nabrzmiałych nasieniowodów ...). Dotąd nie przytoczyliśmy tu wcześniejszych fragmentów jej listu, w których wspomina o swym własnym napięciu seksualnym w obecności chłopca. Oto fragment jej listu:

„... Rozum mi mówi, że jeżeli ślub jest ustalony, jeżeli ci dwoje się bardzo kochają i miłość ... kieruje ich życiem, to przecież Bóg nie potraktuje tego postępku jako grzechu, gdyż wyraźnie powiedział, że należy kochać ... Sam Bóg nas przecież bardzo miłuje i zna naszą mękę, gdy ciała całe pulsują, lecz wszystko psuje czarna, koszmarna myśl: ‘Nie, nie wolno, bo popełnicie grzech’ ... Ja już dłużej nie potrafię! W psychice rodzi się uczucie wrogości dla mego przyszłego męża, bo to pod jego wpływem staję się napięta ...”, itd.

Zauważamy, że tym dwojgu bardzo by była przydatna przyjazna dłoń kogoś, kto by im wyjaśnił głębię prawdziwej miłości, która winna się stać rzeczywiście, a nie złudnie – darem od osoby do osoby. Miłość taka musi być otwarta na dobro obiektywne. Z góry wykluczona jest sprzeczność między Bogiem stwarzającym ład miłości – a ład zdrowia fizyczno-psychicznego. Nawiązuje do tego Jan Paweł II:

„Kościół ... jest bowiem przekonany, że nie może zachodzić prawdziwa sprzeczność
pomiędzy prawami Bożymi co do przekazywania życia, a obowiązkiem
pielęgnowania autentycznej miłości małżeńskiej ...” (FC 33; tamże, 34).

Narzeczeni, podobnie jak każdy inny człowiek, nie mogą doprowadzać się rozmyślnie do pobudzenia – w znaczeniu uprawiania np. pettingu (samogwałtu we dwoje), czy podniecających pieszczot, chociażby nie doprowadzanych do szczytu. Jeśli ciągle się podniecają roznamiętniającymi pocałunkami, dotykają się podniecająco itp., nic dziwnego, że są non-stop w stanie krytycznego napięcia, które może wyrażać się bólem narządów układu rozrodczego. Takie kształtowanie odniesień sprzeciwia się jednak barierze, jaką ci dwoje powinni byli sobie ustalić na samym początku narzeczeństwa. Jeśli bowiem pielęgnują miłość, której świadectwem jest życie „wedle Ducha Świętego” (Ga 5,16), potrafią się również przebijać do twórczego kształtowania swych odniesień. Postawa ta pozwala wypracować motywację dla radosnego bycia-z-sobą, nacechowanego ukochaniem czystości – jako Bożej drogi do sakramentu małżeństwa.

Szkoda, że ci dwoje: Celina i jej narzeczony, dźwigają Chrystusowe przykazanie czystości przedmałżeńskiej ponuro – jako ciężar, zamiast przyjąć go jako rzeczywistość, która wyzwala „promieniowanie radością miłowania” (FC 52). Miłość godna ucznia Chrystusowego jest nietrudna do rozwinięcia. Warunkiem tego jest jednak rzeczywisty kontakt z Chrystusem i Maryją.
– Wielką pomocą w odnalezieniu drogi do takiej, twórczo przeżywanej miłości, stałoby się oczywiście również pośrednictwo kogoś, kto by takim dwojgu to wszystko wytłumaczył bardziej po Bożemu. Musiałaby jednak również znaleźć się dobra wola ze strony tych obojga.

W swej dalszej korespondencji zaczęła jednak p. Celina przechodzić niestety na wyraźne pogróżki pod adresem kapłana, gdyby miał nadal jeszcze mówić o czystości przedślubnej i naturalnym planowaniu rodziny w już zawartym małżeństwie. Zaczęła wyraźnie grozić odwetem ze strony męża ...

Innymi słowy, u p. Celiny zaczęła się przejawiać coraz wyraźniej ‘zła wola’, która z góry odrzuca jakiekolwiek rozwiązanie po linii Bożych oczekiwań. Właściwie od początku korespondencji nie szukała ona Prawdy, lecz przeforsowania swojej subiektywnej opinii, ewentualnie jej potwierdzenia przez kogoś niezależnego. Z chwilą gdy tego potwierdzenia nie znajdywała, zaczęła wszystkich ‘innych’ traktować jako wrogów, poczynając od Bożych przykazań i Kościoła.
– Tymczasem kapłan nie jest autorem normy moralnej. Ani Bóg, ani tym bardziej Kościół i sam kapłan, nie wymuszają przestrzegania przykazań pod ‘karabinem’! A jedynie mówią o konsekwencjach nie-posłuchania Bożego przykazania, których ci dwoje nie zdołają uniknąć. Chyba żeby się przed śmiercią nawrócili i poprosili Boga, którego tak ciężko znieważali i uznawali Go za nie-kompetentnego, o przebaczenie im wszystkich zniewag – w imię odkupieńczej męki Jezusa Chrystusa.

W wezwaniu do czystości narzeczeńskiej

Czystość przedmałżeńska stoi otworem przed każdą parą dwojga zakochanych. Ceną jej osiągnięcia jest jednak uległe, kochające podporządkowanie się głosowi Chrystusa. Za tę cenę pojawia się uśmiech szczęścia i czystej radości. Znika wtedy samoistnie wszelki ‘ból’ w obrębie narządów płciowych. Wraca zdrowie fizyczne i psychiczne. Umacnia się ono w miarę otwierania się na Chrystusowe:

„Weźcie Moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem,
a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych.
Albowiem jarzmo Moje jest słodkie, a Moje brzemię lekkie” (Mt 11, 29n).

Ewentualny nadmiar wytwarzanych substancji rozładowuje się poprzez samoistnie funkcjonujące mechanizmy fizjologii. Działają one niezależnie od wiedzy i woli człowieka. Bóg, Stworzyciel człowieka w jego męskości i kobiecości, byłby sprzeczny sam ze sobą, każąc pielęgnować czystość w zakresie VI i IX przykazania, równocześnie zsyłając ‘chorobę’ za zachowanie tejże czystości. Do takiego samego stwierdzenia dochodzili dawniej i dziś rzetelni lekarze, seksuolodzy i psychiatrzy – wierzący i niewierzący.

‘Dziwakiem’ można być zarówno będąc starym kawalerem czy starą panną, jak i kolei prowadząc życie w małżeństwie. Skądinąd zaś można pozostać zawsze świeżym i bardzo żywotnym tak w małżeństwie, jak w celibacie. Wierność co najmniej zdecydowanej większości kapłanów, zakonników czy zakonnic dobrowolnie przyjętemu celibatowi nikogo z nich ‘nie rozrywa’, ani nie doprowadza z tego tytułu do odchyleń psychicznych. Ponadto zaś celibat nie wyobcowuje wcale od pozostawania w samym centrum życia. Nie stępia też wrażliwości na nędzę fizyczną i moralną. Przeciwnie, życie w celibacie „dla królestwa Bożego”  zdolne jest wysubtelnić sługę Bożego i uczynić go znacznie bliższym życia, niż się to wydaje w uproszczonej ocenie życia religijnego niezbyt przychylnej Kościołowi.

(v kB)
Zaopuszczone dziecko w Jordanii. - Oto życie na co dzień ubogiej ludności w wielu krajach tzw. Trzeciego świata. Nie ma mowy o nauce, o czytaniu, pisaniu. Pozostaje wzrastanie na łonie natury i zdobywanie pokarmo nierzadko drogą siłową: by zaspokoić podstawowe potrzeby życia i prze-życia.

Wymownymi tego przykładami są współcześni święci. Zarówno ci wyniesieni do czci Ołtarza, którzy pracowali w samym wirze życia, jak i ci, którzy nadal żyją pośród nas. Ich rozumienie ludzkich wzlotów i ludzkiej nędzy, nie wyłączając w zakresie płciowości, grzechów i świętości związanych z życiem małżeńskim oraz problematyką narzeczeństwa, wprawia postronnych w zdumienie. Wystarczy przyjrzeć się rozległej działalności skądinąd skrajnie ubogiej św. Matki Teresy z Kalkuty (1910-1997; kanonizacja: 4.IX.2016 r.). Święci ci, jak wszyscy oddani Słowu Chrystusa, nie tylko nie uchylają się od bycia przy potrzebujących wsparcia, lecz wychodzą im naprzeciw. Wywołują podziw znajomością palących problemów oraz umiejętnością ich ludzkiego i Bożego rozwiązywania. Szczególnym tego przykładem jest życie papieża Karola Wojtyły, którego Jezus Chrystus ustami papieża Franciszka ogłosił 27 kwietnia 2014 r. jako świętym (* 18.V.1920, + 2.IV.2005).

Chrześcijanin, który poprzez „zmysł wiary” (LG 12.35.52; FC 5.73) otwiera się na dar Ducha Świętego, rozumie też, dlaczego osoby zagubione, a jednocześnie poszukujące – akceptują Chrystusa i Jemu zawierzają. Nawiązuje do tego Jan Paweł II, m.in. w Liście do Kapłanów na Wielki Czwartek 1979 r., gdy pisze, że kapłan powinien być „bliski wszystkich ludzkich spraw ... ‘po kapłańsku’ ...” (LK-1979 7).

Człowiek nie popadnie w żadną chorobę, gdy Chrystusowe przykazanie wprowadzi w czyn – z miłością. Czystości nie tak trudno dochować również w narzeczeństwie! Czystość myśli, słów i czynów nadaje szczególnego blasku młodzieńczości i temu jedynemu w swym rodzaju etapowi życia: narzeczeństwa.

(7,6 kB)

H.   W WALCE
O WIERNOŚĆ W CZYSTOŚCI

(6 kB)

1. Zgłębianie wiedzy
o rodzicielstwie i miłości

Na etapie narzeczeństwa, czyli okresu życia ukierunkowanego z całą powagą na małżeństwo i rodzinę, trzeba w szczególniejszy sposób zgłębiać tematykę miłości, rodzicielstwa i związanych z tym szczegółów. Będzie się to działo w dużej mierze przez studiowanie odpowiedniej lektury, dyskutowanie tych zagadnień i intensywne dokształcanie. Byle się to działo w sposób godny, z uszanowaniem tej szczególnie chronionej Bożej domeny: tajemnicy zarówno życia, jak i miłości.

Jedną z zasadniczych spraw związanych z małżeństwem, w których trzeba się dokształcić z całą odpowiedzialnością, jest nie tylko przeczytanie, ale gruntowane opanowanie jednej z naturalnych metod planowania poczęć. Wiadomości z tego zakresu mają służyć w małżeństwie nie do systematycznego uchylania się od rodzicielstwa, lecz słusznego rozkładania czasu kolejnych poczęć (FC 33).

Jan Paweł II kończy swe ogólne zalecenia w tym względzie uwagą o chrześcijańskiej wizji cnoty czystości. Chodzi o autentyzm miłości jako miłości:

„W chrześcijańskiej wizji czystość nie oznacza bynajmniej odrzucenia czy też pogardy dla płciowości ludzkiej:
oznacza raczej energię duchową, która potrafi bronić miłości przed niebezpieczeństwami
ze strony egoizmu i agresywności oraz potrafi kierować ją ku pełnemu urzeczywistnieniu” (FC 33; oraz nr 35).

Słowa papieskie określają też stanowisko Kościoła w kwestii badań naukowych podejmowanych m.in. w zakresie studium nad problematyką rytmu płodności. Kościół zdecydowanie popiera rzeczowe badania medyczne w tej dziedzinie, „pozwalające określić dokładniej rytm płodności kobiety” (FC 35; EV 97). Celem tych badań jest niesienie „skutecznej pomocy małżeństwom”, by mogły przeżywać swą miłość „tak, aby uszanowane były struktura i cel aktu małżeńskiego, który ją wyraża” (FC 35) Zob. do tego wyż.: Akceptacja czy podeptanie struktury i dynamizmu aktu – oraz: Szczegółowe wymogi etyczne aktu – Tematyka ta występowała już wielokrotnie na naszej stronie).
– Poparcie Kościoła dla badań nad metodami naturalnymi wiąże się z możliwością korzystania z wiedzy o biologicznym rytmie płodności w aspekcie planowania małżeńskiego rodzicielstwa. Pozwala to zharmonizować splecione ze sobą ukierunkowania aktu: stawanie się „dwoje jednym ciałem” oraz nierozłącznie z nim sprzężoną jego potencjalnością rodzicielską.

Na tym kończy się kompetencja Magisterium Kościoła w tym zakresie. Kościół gorąco zachęca do korzystania z rytmu płodności jako daru Stworzyciela. W wielu przypadkach rzeczywiste stosowanie wiedzy o rytmie płodności będzie kwestią sumienia, tzn. będzie wiązało sumienie pod grzechem, stając się warunkiem uzyskania rozgrzeszenia.
– Urząd Nauczycielski nie może jednak zobowiązywać do stosowania którejś szczegółowej metody naturalnej – i tego też nigdy nie czyni (zdarza się jednak, że ktoś pracujący w poradnictwie małżeńskim przy Kościele ... wbrew wyraźnemu nauczaniu papieskiemu, wyrządza tak Kościołowi, jak i osobom przychodzącym po poradę krzywdę, twierdząc w sposób nieuzasadniony, że ‘wolno mu’ przekazywać przychodzącym informację jedynie o tej, czy innej spośród metod naturalnych). Świadome zaś przeżywanie cyklu i umiejętność dobierania nie tylko roku, ale i dnia dla zapoczątkowania potomstwa – w pełni odpowiada godności małżonków, jako „wolnych i odpowiedzialnych współpracowników Boga-Stwórcy”  (HV 1).

Dawniejsze małżeństwa nie miały takich szans poznania metod naturalnych, co żyjące obecne. Oto jedno z wyznań w tym względzie pewnej matki z dwójką dzieci:

(List: III.1983) „Piszę do Księdza w związku z MOB (Metodą Owulacji [wg prof.] Billingsa). Mam lat 29. Jestem mężatką od 8 lat i mamy 2 dzieci (2 i 7 lat). W ub.r. był Ksiądz w naszej parafii, udało mi się zdobyć skrypt „Okresy cyklu według MOB”. Do tamtej chwili stosowaliśmy środki antykoncepcyjne i kierowaliśmy się również kalendarzykiem małżeńskim. Od tego czasu jak otrzymałam skrypt MOB zaczęłam codziennie notować. Na początku wydawało mi się to bardzo trudne, ale z czasem okazało się, że nie jest tak źle. – Próbowałam żyć według wyżej wymienionej metody, ale jeszcze z pewną niepewnością i od czasu do czasu jeszcze stosujemy środki antykoncepcyjne. Nie chcielibyśmy mieć już więcej dzieci ... Myślę, że gdybym miała szerzej opisaną tę metodę, lepiej byłoby nam ją stosować. Nie mam do kogo z tym się zwrócić i byłabym wdzięczna ... Chciałabym tak zrozumieć MOB, aby nie stosować już więcej środków antykoncepcyjnych i nie popełniać grzechu ciężkiego, bo to w większości przypadków nie pozwala mi przyjąć Komunii św. Z wyrzutami sumienia i wielkim wstydem przepraszam Jezusa i tak dobrą Matkę Boską, prosząc o wybaczenie. Helena ...".

Może się zdarzyć, że lektura podjęta w celu dokształcanie się w sprawach związanych z fizjologią cyklu, rodzicielstwem i współżyciem, wywoła niezbyt pożądane skutki na wyobraźnię i ciało. Jeśliby się okazało, że skądinąd pożyteczna lektura, łącznie ze studium załączonych rycin, mimo odpowiedzialnej intencji zadziała podniecająco, najlepiej odłożyć jej kontynuowanie na teraz. Do dalszego studium można się zabrać po pewnej przerwie – po wewnętrznym wyciszeniu mimo woli budzącego się pewnego podniecenia i ponownym oczyszczeniu intencji.

Nie można jednak wystawiać się na rozmyślne podniecenie przez roznamiętniającą lekturę, obliczoną nie dla studium, lecz dla zasypania wyobraźni nieprzyzwoitymi ujęciami. Dotyczy to zarówno uruchomiania filmów czy magazynów porno, jak i książek tego rodzaju, a z kolei żeglowania po internecie i otwieraniu stron z obrazami czy scenami porno. To samo dotyczy przeglądania filmów telewizyjno-video-porno.

Postulat nie-oglądania i nie-przeglądania tego rodzaju lektur oraz obrazów-filmów itp. obowiązuje w sumieniu nie tylko ludzi młodych, ale na tej samej zasadzie również osoby dorosłe. Bóg nie może nie upomnieć się o godność zarówno samego człowieka: mężczyzny i kobiety, jak i o godność miłości, która winna być darem osoby, a nie sponiewieranym ‘towarem’, obliczonym na podniecający eksport ludzkiego tworzywa. Wszelkie pożądliwe przypatrywanie się i zamierzone oglądanie tego rodzaju scen czy ujęć jest z zasady obiektywnie grzechem ciężkim. Łatwo też może prowadzić do samogwałtu w następstwie wzmagającego się podniecenia.

Czym innym jest jedynie ‘zobaczyć’ niechcąco nieprzyzwoity obraz – bez świadomie podtrzymywanego przypatrywania się jemu. A czym innym jest sytuacja, gdy od pewnego momentu włącza się świadomość i wola oglądania nieprzyzwoitego obrazu. Dopiero od tej chwili pojawia się możliwość popełnienia grzechu przeciw VI czy IX przykazaniu.
UWAGA. Porno itd. Problematyce pornografii i etycznej ocenie oglądania czy to pornografii czy erotyki – poświęconych jest szereg fragmentów niniejszej strony internetowej. Zob. do tego m.in.: PORTAL naszej strony (lp33.de), w SPISIE dział ‘B-17-1’: słynny, bardzo starannie napisany List Pasterski bpa FINN z USA poświęcony zagadnieniu pornografii: „Błogosławieni czystego serca”. Oraz bezpośrednio dalej tamże: Droga do piekła. – Zob. ponadto: Małżeństwo a przeglądanie ‘porno’. – I jeszcze: Erotyka i porno – oraz: Obrazy porno a oglądanie siebie wedle miary Bożego Obrazu
Od strony pozytywnej, zob. książeczkę piszącego tu autora, w formacie ‘PDF’: „Małżeństwu ku pomocy”, PALLOTTINUM, Poznań 2021 (7 zł). Można ściągnąć z PORTALU (lp33.de) – u samej góry.

(14 kB)

RE-lektura: część VI, rozdz. 1d.
Stadniki, 8.II.2014.
Tarnów, 23.V.2022.

(0,7kB)        (0,7 kB)      (0,7 kB)

Powrót: SPIS TREŚCI



E. DECYZJA TRWANIA W CZYSTOŚCI

1. Czy rzeczywiście bez żadnej pieszczoty?
Co z pozostałymi pieszczotami?
Czy rzeczywiście żadnych pocałunków?
A pieszczota na piersi?

2. Chęć czy decyzja
Czy nieodwołalny wybór
Z korespondencji Krysi-Władka
Krysia-Władei: Korespondencja
Miłość a opinia środowiska

3. Jeszcze raz: wyrazy czułości-miłości
Wyrazy miłości i pieszczoty
Pocałunek Judasza
Pocałunek jako znak miłości i jego nadużycie
Subtelność miłości a dotyki

F. DALSZE PRZYKŁADY ZMAGAŃ O CZYSTOŚĆ

Z korespondencji Agnieszki-Krzysia
Zwierzenia Ani i Wiesława
Doprowadzanie do rozładowania energii ...

G. POSŁUSZEŃSTWO CHRYSTUSOWI A ZDROWIE PSYCHOFIZYCZNE

W obawie o prawidłowości fizjologiczne
Z burzliwej korespondencji p. Celiny
Współżycie nie może być grzechem
Dziewictwo nie jest czymś najdroższym
Obolałe jądra ...
Próba zajęcia stanowiska na zarzuty p.Celiny
Obopólne wyzwalanie napięcia
W wezwaniu do czystości narzeczeńskiej

H. W WALCE O WIERNOŚĆ W CZYSTOŚCI

1. Zgłębianie wiedzy o rodzicielstwie i miłości
Słowo p. Heleny o biologicznym rytmie płodności


Obrazy-Zdjęcia

Ryc.1. Zrestaurowana bazylika w Guadalupe
Ryc.2. Dwie dziewczyny brazylijskie z favela
Ryc.3. Matka Boska z Guadalupe (tekst pod spod.))
Ryc.4. Tuż przed ślubem małżeńskim, Lublin 2011 r.
Ryc.5. Groźny żubr wyszedł z lasu poskubać trawy ...
Ryc.6. Zaniedbany nagi chłopiec z Jordanii