(0,7kB)    (0,7 kB)

UWAGA: SKRÓTY do przytaczanej literatury zob.Literatura

Ozdobnik

Rozdział Trzeci

KOCHAMY SIĘ:
TYLKO  ŻE ... DZIECKO !
*       *       *
Ojcze! Co teraz ... !?

Ozdobnik

Słowo wprowadzające

W dwóch pierwszych rozdziałach niniejszej, trzeciej części: „Młodzieńczość a miłość”, próbowaliśmy przyjrzeć się sprawie powołania: czy to do życia w małżeństwie i rodzinie (rozdz. 1), czy też do kapłaństwa i życia zakonnego (rozdz. 2). Obecnie wypada wrócić do właściwej tematyki naszej strony: moralnych aspektów związanych z przeżywaniem wzajemnej bliskości w małżeństwie: sakramencie małżeństwa (tej tematyce poświęcony będzie szczególne rozdział ‘3’ w części VII: „Młodzieńczość w obliczu małżeństwa: sakramentu małżeństwa”). Trudno jednak nie nawiązać do etapu bezpośredniego przygotowania do małżeństwa, przede wszystkim zaś jedynego w swym rodzaju okresu życia: czasu narzeczeństwa.

Zgodnie z profilem naszej strony, rozważania krążą stale wokół etycznych aspektów obopólnych odniesień – w tym wypadku dwojga osób przeżywających okres swego narzeczeństwa. W poprzedniej części (cz. II) przedstawiliśmy uzasadnienie wiary, głęboko sprzężone z godnością człowieka jako osoby. Wiara każe nam przyjąć – i ukochać dziesięcioro Bożych przykazań. Zrozumieliśmy, że za przykazaniami stoi nie ‘Kościół’, lecz sam Bóg.

Tym bardziej zaś stwierdziliśmy, że ‘przykazania’ – to nie ślepe, bezduszne przepisy czy zarządzenia ‘prawa moralnego’! Za nimi kryje się Bóg, który jest Osobą, a tym bardziej: Ojcem. Jako właśnie Ojciec jest Bóg ‘ontologicznie’ niezdolny skrzywdzić jakiekolwiek stworzenie. A tym bardziej stworzenie swej szczególnej miłości. Natomiast Ojciec ten nieustannie mobilizuje swój „żywy Obraz”: mężczyznę i kobietę, by przerastał siebie samego, nabywając ‘podobieństwa’ nie do ‘materii’, lecz Tego, którego Wielkość i Świętość człowiek sobą nieustannie odzwierciedla – jako Obraz Trójjedynego.

Głębsze zastanowienie się nad człowiekiem jako osobą w jego wezwaniu do życia wiecznego – również w małżeństwie czy narzeczeństwie, pozwala przejść obecnie do aspektów bardzo praktycznych: etycznej oceny wzajemnych odniesień dwojga narzeczonych z punktu widzenia przykazania VI, względnie IX.

Zauważamy, że odwoływanie się do Bożych przykazań staje się co prawda przyłożeniem niejako pieczęci pewności na etycznej ocenie odniesień dwojga ludzi w aspekcie ‘ciała i płci’. Niemniej gdyby nawet wchodzące tu w rachubę dwa przykazania: VI i IX, nadal jeszcze nie doczekały się zapisu (Bóg przekazał Dziesięcioro Przykazań przez Mojżesza: działo się to ok. 1250 r. przed Chr.), w pełni by wystarczyła dokładnie taka sama ocena etyczna tychże odniesień, na ile ona wyrasta z godności mężczyzny i kobiety jako osób, czyli z antropologicznej rzeczywistości, jaką jest człowiek jako osoba (zob. dokładniej wyż.: Działania ‘CONTRA’. Gdzie tu człowiek. Ocena antropologiczna – cały ten rozdział). Będzie się ona ponad wątpliwość zawsze w pełni pokrywała z Bożą oceną ludzkich działań.

(6 kB)
Dziewczyno! Chłopcze! Z Bożą pomocą chciej zachować serce i ciało w czystości odzwierciedlającej piękno nieskażonej przyrody – i to rzeczywiście wprowadź w czyn. Nie jest to trudne, a tylko trzeba wzajemne odniesienia dokładnie określić: w oparciu o Boże przykazanie: Nie będziesz cudzołożył. Miłość jedynie zyska na wierności Bożemu przykazaniu i z nim będzie się harmonijnie pokrywała .

Po dwóch dalszych rozdziałach niniejszej części rysuje się następujący plan szczegółowych pytań i rozważań:

W niniejszym rozdziale: Współżycie przed-małżeńskie a realna możliwość poczęcia – pragniemy przyjrzeć się z dystansu pospolicie wysuwanym argumentom, które zdają się przemawiać ‘za’ podejmowaniem współżycia na etapie przedmałżeńskim. Wypada uwzględnić zróżnicowane aspekty tego zagadnienia, przede wszystkim natury psychologicznej i psychologiczno-fizjologicznej, które zdają się angażować ciało i płeć w pełni już na etapie „chodzenia ze sobą”.

Zebrany materiał powinien posłużyć ku lepszemu zrozumieniu i zawierzeniu Bożemu Słowu, któremu i tutaj przysługuje głos decydujący. Będzie to głos wymagający, a przecież trzeba będzie przyznać mu słuszność jako jedynie możliwemu do zaakceptowania w aspekcie dobra prawdziwie ludzkiego wszystkich tu zainteresowanych stron.

Przystępujemy zatem do problematyki typowo młodzieńczej: ‘gorącej’! Formułuje się ją zwykle następująco: Czy ‘wolno’, czy nadal ‘nie wolno’ współżyć przed ślubem? Problematyka ta pojawia się nierzadko w formie niezwykle ostrych dyskusji, często pełnych agresji, a przynajmniej żalów pod adresem Kościoła (a raczej: ... Boga), łącznie z całym arsenałem oskarżeń i sprzeciwu przeciw ‘księżowsko-papieskim’ przepisom w zakresie seksualizmu, które nie są zdolne stawić czoła potrzebom rozbudzonego dzisiejszego chłopca i dziewczyny.

Piszącemu te słowa wypada jeden raz więcej zwrócić się do Drogich Czytelników z serdeczną prośbą. Pisze tu kapłan – katolicki, który – jak mu Pan doda sił – nie wyprze się Ukochanego Mistrza i Pana, Jezusa Chrystusa: Boga-Człowieka. Kapłan ten (i zakonnik w jednej osobie) będzie tu przedstawiał ocenę oczywiście Bożą i tym samym Kościoła Katolickiego opisywanych zagadnień. Na pewno jednak nie będzie to pomyślane jako ‘siłowe’ nawracanie kogokolwiek na katolicyzm. Będzie to natomiast nadal serdeczna – i w jakimś sensie ‘kochająca’ prośba, by również Drogi Czytelnik zechciał się uśmiechnąć do jakoś tu chyba przezierającego osobowego Boga, który jest Miłością. Żeby – jeśli to możliwe – odnieść bodaj nieco dobra: dla siebie, a może dla wielu innych, z ukazywanej tu lektury.

A.
  W OBLICZU
MOŻLIWOŚCI
POCZĘCIA

Ozdobnik

Czy sięganie
po prawdziwe
DOBRO

Stawanie się „dwojga jednym ciałem” wiąże się w swej strukturze i dynamizmie nierozdzielnie z jego dwojaką celowością:
1. stopienie się darowujących się sobie osób w „jedno-w-miłości” (ukierunkowanie na miłość-zjednoczenie);
2. zjednoczenie dwojga ludzi w narządach płciowych jest nie-możliwe bez wyzwalającej się wtedy dynamiki aktu. W przeżyciu męża-mężczyzny stwarza ono podłoże, na którym może wzejść nowe życie człowiecze.

Przytoczymy ponownie poprzednio już rozpatrywane słowa z Humanae vitae Pawła VI (por. wyż.: Zjednoczenie w miłości otwarte na rodzicielstwo – wraz z dalszym kontekstem; oraz: Oddanie osoby wpisane w strukturę i dynamizm aktu – wraz z kontekstem):

„Nauka ta [wewnętrzny ład aktu] ... ma swoją podstawę w ustanowionym przez Boga nierozerwalnym związku – którego człowiekowi nie wolno samowolnie zrywać – między dwojakim znaczeniem tkwiącym w stosunku małżeńskim: między oznaczaniem jedności – i oznaczaniem rodzicielstwa.
– Albowiem stosunek małżeński z najgłębszej swojej istoty łącząc najściślejszą więzią męża i żonę, jednocześnie czyni ich zdolnymi do zrodzenia nowego życia, zgodnie z prawami zawartymi w samej naturze mężczyzny i kobiety” (HV 12; por. FC 32).

Papież mówi o współżyciu w już istniejącym małżeństwie. My zastanawiamy się nad podejmowaniem zbliżeń na etapie przed-małżeńskim. Poszukujemy bezstronnej odpowiedzi na pytanie, czy współżycie zdolne jest wyrazić w tych warunkach wzajemną miłość?

Partnerzy przedślubni mają na względzie niewątpliwie pierwszą z celowości stosunku: pragną stać się przynajmniej w jakimś sensie „dwoje jednym ciałem”. Pomijamy na razie pytanie, czy ci dwoje rzeczywiście zmierzają do jedności-w-miłości w znaczeniu darowania się sobie całościowo: ciałem i duszą – z zapatrzeniem się bez reszty w wielopoziomowe dobro tego drugiego – i swoje własne. Miłość z natury swej musiałaby być nierozerwalna i trwała, czyli nieodwołalnie przypieczętowana: małżeńska. Ci dwoje zaś małżeństwem nie są, chociażby twierdzili, że niebawem staną się nim na zawsze. Istotną cechą narzeczeństwa jest wolność w decydowaniu się na nie. Dopiero wraz z uroczyście sobie wyrażoną zgodą małżeńską wobec Boga i ludzi – więź tych dwojga otrzyma pieczęć aktu nieodwołalnego i nierozerwalnego.

Niezależnie od tego należy stwierdzić: dobrem rzeczywistym staje się coś dopiero wtedy, gdy mieści się w paśmie napromieniowanym światłem Bożych przykazań. Odwołamy się ponownie do wypowiedzi Namiestnika Chrystusowego, który człowiekowi współczesnemu, nierzadko zagubionemu w zamęcie panującego konsumpcjonizmu, przybliża same podstawy oceny moralnej czynów:

„O moralnej jakości czynów stanowi relacja między wolnością człowieka a prawdziwym dobrem. Dobro to ustanowione jest, jako odwieczne prawo, przez Mądrość Bożą, która każe każdej istocie zmierzać do jej celu ...
– Działanie jest moralnie dobre, kiedy wybory dokonywane przez wolność są zgodne z prawdziwym dobrem człowieka i tym samym wyrażają dobrowolne podporządkowanie osoby jej ostatecznemu celowi, to znaczy samemu Bogu: najwyższemu Dobru, w którym człowiek znajduje pełne i doskonałe szczęście ...
– Odpowiedź Jezusa (na pytanie z Mt 19,16: ‘Co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne’) i odwołanie się do przykazań oznacza też, że drogą do celu jest przestrzeganie Bożych praw, które chronią dobro człowieka. Tylko czyn zgodny z dobrem może być drogą wiodącą do życia ...
– Działanie jest moralnie dobre, gdy poświadcza i wyraża dobrowolne podporządkowanie osoby jej ostatecznemu celowi oraz zgodność konkretnego działania z dobrem człowieka, rozpoznanym w jego prawdzie przez rozum.
– Jeśli ten przedmiot działania nie współbrzmi z prawdziwym dobrem osoby, to wybór takiego działania sprawia, że nasza wola i my sami stajemy się moralnie źli, to znaczy, że sprzeciwiamy się naszemu ostatecznemu celowi i najwyższemu dobru – czyli samemu Bogu” (VSp 72).

Na tym tle wypada przypomnieć, iż istnieją czyny, których przedmiot z natury swej, tzn. sam z siebie i „wewnętrznie” – jest zawsze zły. Z tego względu żadne jakiekolwiek okoliczności, ani najlepsza intencja osoby działającej, nie są zdolne zmodyfikować obiektywnego „zła” owego czynu – jako samego w sobie złego:

„Pierwszym i decydującym elementem oceny moralnej jest przedmiot ludzkiego czynu, który decyduje o tym, czy można go przyporządkować ostatecznemu dobru i celowi, którym jest Bóg ...” (VSp 79).

„Dzięki świadectwu rozumu wiemy jednak, że istnieją przedmioty ludzkich aktów, których nie można przyporządkować Bogu, ponieważ są one radykalnie sprzeczne z dobrem osoby, stworzonej na Jego Obraz. Tradycyjna nauka moralna Kościoła mówi o czynach, które są ‘wewnętrznie złe’ : są złe zawsze i same z siebie, to znaczy ze względu na swój przedmiot, a nie zależnie od ewentualnych intencji osoby działającej i od okoliczności” (VSp 80).

Tutaj schodzi Jan Paweł II w przytaczanej encyklice Veritatis Splendor (1993 r.) wprost do odniesień płciowych, o których właśnie mówimy:

„Na temat czynów wewnętrznie złych, związanych z praktykami antykoncepcyjnymi, przez które akt małżeński zostaje z rozmysłem pozbawiony płodności, Paweł VI naucza:
– ‘W rzeczywistości... chociaż wolno niekiedy tolerować mniejsze zło moralne dla uniknięcia jakiegoś zła większego lub dla osiągnięcia większego dobra, to jednak nigdy nie wolno, nawet dla najpoważniejszych przyczyn, czynić zła, aby wynikło z niego dobro. Innymi słowy, nie wolno wziąć za przedmiot pozytywnego aktu woli tego, co ze swej istoty narusza ład moralny – a co tym samym należy uznać za niegodne człowieka – nawet w wypadku, jeśli zostaje to dokonane w zamiarze zachowania lub pomnożenia dóbr poszczególnych ludzi, rodzin lub społeczeństwa” (VSp 80).

Ojciec święty kończy ten fragment odesłaniem do Słowa-Bożego-Pisanego, tzn. do Pisma świętego, w którym Bóg wskazuje na szereg tego rodzaju „czynów wewnętrznie złych”, dodając do wyliczeń krótkie podsumowanie:

„... ‘Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą, ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy – nie odziedziczą królestwa Bożego (1 Kor 6,9n)’.
– Jeśli czyny są wewnętrznie złe, dobra intencja lub szczególne okoliczności mogą łagodzić ich zło, ale nie mogą go usunąć: są to czyny ‘nieodwracalnie’ złe, same z siebie i same w sobie niezdatne do tego, by je przyporządkować Bogu i dobru osoby” (VSp 81).

Miłość
czy
samozaspokajanie

Jeśli narzeczeni będą szczerzy, przyznają, że domaganie się „prawa do współżycia” budzi się pod naciskiem przymusu ciała, które zdąża do przyspieszonego doznawania przeżyć właściwych dopiero małżeństwu. Partnerzy przedślubni musieliby wyznać, że nie poszukują tych przeżyć jako bezinteresownego życzenia temu drugiemu dobra – doczesnego i wiecznego (kierunek OD-środkowy), lecz jako doznania własnej przyjemności przeżycia poprzez tego drugiego (dynamizm DO-środkowy). Ten „drugi” jest potraktowany jako narzędzie dla uzyskania dzięki niemu egoistycznie poszukiwanej satysfakcji.
– Tych dwoje łączy przeżycie seksualne, ale nie komunia miłości. Ta bowiem darowuje się obopólnie sobie nawzajem, świadoma samoposiadania siebie jako warunku wolności daru. Wbrew pozorom, ten drugi nie jest poszukiwany „dla niego samego”: jako on-serce, ona-serce. Intryguje wszystko ogarniająca płeć – dokładniej: przymus ciała, proponujący atrakcyjne przeżycie ... masturbacji-we-dwoje.

Dziecko 4 miesięczne
Mamusiu! Tatusiu! Jak się pokochacie, to za 4 miesiące będę miał taką buzię...! Dzięki waszemu dwoje-jednym-ciałem, Bóg obdarzył mnie swoim Obrazem i Podobieństwem: wezwaniem do życia: odtąd już nie wymazalnego, na zawsze: w Domu Ojca. Tam chciałbym znaleźć się wraz z tobą Mamusiu, z tobą Tatusiu, i pozostałym moim rodzeństwem!

Innymi słowy ci dwoje zmierzają w tej chwili nie do stanowienia „jedno w miłości” jako komunii osób, chociażby byli uczuciowo związani. Miłość prawdziwa i życzenie sobie rzeczywistego dobra definitywnego, otwartego na komunię z Bogiem Przymierza, schodzi na daleki plan – wobec możliwości zapewnienia sobie już teraz przyjemności seksualnej, przeżywanej jako obopólne siebie-zadowolenie.

Poza tym, ci dwoje nie przyjmują w tej chwili do wiadomości tej drugiej, z Bożego dzieła stworzenia nierozłącznie z pierwszą złączonej celowości aktu: jego dynamiki, która otwiera się na rodzicielstwo. Ich miłość nie chce słyszeć o uwiecznieniu ich jedności w postaci gotowości na przyjęcie potomstwa.

Tym samym jednak nie chcą oni być w tej chwili całkowitością daru dla siebie nawzajem (kierunek OD-środkowy).
– Tymczasem dynamizm aktu zjednoczenia płciowego, wyrażający się potencjalnością rodzicielską, jest wpisany weń jako rzeczywistość przerastająca ich kompetencje. Oboje przeżywają potencjalność rozrodczą stosunku, który w ich przypadku jest aktem ‘zagarniętym’, bo owocem ‘skradzionym’ – jako nie-pożądany aspekt poszukiwanych doznań seksualnych .

Stwierdzenie to samo przez się rzuca światło na jakość miłości tych dwojga. Przeżycie stosunku seksualnego nie jest już darem, a natomiast ... zagarnięciem cudzej: Bożej – własności.

Czy osobowe
‘jedno-w-miłości’

Partnerzy, którzy poddają się sile przymusu ciała i jemu ostatecznie dobrowolnie ulegają, zdają sobie sprawę z realnej możliwości poczęcia w następstwie podjętego aktu. Potencjalność rodzicielska, wpisana w stosunek płciowy, nie pochodzi z ustanowienia ani człowieka ani medycyny, lecz jest wyrazem Bożego stworzenia i „miłującej Wszechmocy Stwórcy” (DeV 33). A ta – doskonale się orientuje, co to znaczy: miłość.

Wypada nieustannie podtrzymywać w sobie świadomość, że – jak to już podkreślano – nikt nie jest właścicielem siebie samego, ani tym bardziej swojej płciowości. Człowiek, w tym również narzeczeni, a potem małżonkowie itd., zostaje powołany przez Boga, jedynego Właściciela i Pana miłości i życia, jedynie na odpowiedzialnego, w pełni poczytalnego zarządcę – czasowo mu w zarząd zaofiarowanej jego płciowości (zob. do tego na wielu miejscach naszej strony, m.in.: Nikt nie jest właścicielem siebiePonownie pytanie: właściciel a zarządcaPłciowość: powierzona małżonkom jedynie w zarządZarząd nad podarowaną sobie płciowościąKto Wam na to pozwoliłPonownie pytanie: właściciel a zarządca).

Ponieważ jednak ci dwoje – dajmy na to: narzeczeni (często nie jest to wcale pewne ...!) – na rodzicielstwo aktualnie się nie nastawiają, a zdążają do zapewnienia sobie przeżycia ‘seksu’, uciekają się zwykle do manipulacji przeciw-poczęciowych.

Jeśli podejmują stosunek pełny – bez antykoncepcji, dzieje się to bądź z głębokiej ignorancji, bądź krańcowego ignorowanie jakiejkolwiek odpowiedzialności;
– albo też działanie ich świadczy o tak daleko posuniętym zdominowaniu przez przymus ciała, że nie dopuszcza on do żadnego w ogóle myślenia. Ci dwoje stali się dobrowolnie ... niewolnikami nie tyle nawet ‘seksu’, co Tego, który jest ZŁY. I wmawiają w siebie, że dobrze im z tak pojmowaną i przeżywaną niewolą.
– Ich ‘miłość’, chociażby wmawiali sobie i innym, że się ‘kochają’, polega na zapewnieniu sobie instant-sexu, tzn. na udostępnieniu sobie – nie swoich osób (osoba domagałaby się dystansu i uszanowania swej godności jako wezwanej do życia wiecznego), lecz swych ... narządów płciowych (jako ‘rzeczy-do-wyżycia-się-na-niej’) – już teraz, natychmiast.
– Nic nie wskazuje na to, jakoby tym dwojgu chodziło wtedy o ... rzeczywiste, pokojowe zjednoczenie swych osób. Drastycznym tego wyrazem jest nietrudno wtedy spotykane użycie jakichkolwiek środków tzw. ‘zabezpieczających’. Gdy np. ściana prezerwatywy niemal krzyczy :Ja absolutnie cię nie kocham i w żaden sposób nie chcę być jedno-z-tobą. Zależy mi ... na masturbacji przy pomocy twego ciała płciowego’ ...

Boży dar
zjednoczenia małżeńskiego ...

Tymczasem Bóg obdarza jedynie i dopiero małżeństwo – możnością podejmowania aktu zjednoczenia osoby męża – z osobą małżonki. Chodzi o rzeczywistość całkowicie inną, aniżeli uaktywnienie samej tylko potencjalności seksualnej takich dwojga.

Narzeczonym (jeśli pominąć wszelkie inne partnerstwa seksualne), którzy przechodzą na ‘seks’ (nierzadko tak właśnie precyzyjnie to określają), w żaden sposób nie chodzi o stanie się ‘jedno’-swych-dwojga-osób. Ich dążność układa się w całkowitej sprzeczności w stosunku do daru, jaki Stworzyciel i Odkupiciel proponuje małżeństwu: sakramentowi małżeństwa.
– Partnerzy, a także narzeczeni którzy podejmują stosunek, poszukują siebie jako dwóch seksów. Wyraźniej mówiąc: im chodzi o obopólne przeżycie ... masturbacji. Wiąże ich obopólne udostępnianie sobie swego ciała płciowego: wspólnota w grzechu. Usiłują ją ‘uświęcić’ manipulowaną treścią wielkiego słowa ‘miłość’.

Natomiast Bóg wręcza małżonkom – i tylko prawowitym małżonkom – możność podejmowania aktu ‘dwoje-jednym-ciałem’ – jako rzeczywistości, która dokonuje się na poziomie wysokim: ich obojga osób. Osoba wraz ze swoją godnością jest skondensowana w tajemnicy sposób w człowieczym sumieniu i sercu. Tutaj mieści się osobowe i osobiste ‘ja’ i ‘ty’. Dokonujące się zjednoczenie małżonków zostaje co prawda dopełnione w tej chwili w pokojowym zjednoczeniu w ich płci, lecz uwaga obojga i zamierzenia ich działań winny skupiać się możliwie bardzo świadomie na zjednoczeniu swych osób.

Małżonkowie (zatem nie partnerstwa, ani narzeczeństwa, które aktualnie małżeństwem-sakramentem jeszcze nie są) są wezwani w swym powołaniu do małżeństwa do tego, by przy przeżywaniu wzajemnej bliskości nie dopuścić do zdominowania siebie seksem-jako-seksem – za cenę zatraty z widnokręgu godności swych obojga osób. Mąż i żona są w sakramencie nieodwołalnie wezwanni do bycia dla siebie wzajemnie darem odkupieńczym (tym jest każdy z sakramentów świętych) – ku życiu-na-zawsze w „Domu Ojca” (J 14,2n).

Stąd też Bóg mobilizuje w tych chwilach ich godność i powołanie jako związania w raz Bogu i ludziom ślubowanym przymierzu wiernej, nierozwiązalnie trwałej komunii życia-miłości. W trosce o to, by ‘miłość – miłością była’, zabezpiecza Bóg w swej stworzycielskiej miłości wewnętrzny ład małżeńskiego zjednoczenia: jego strukturę i nierozłącznie z nią sprzężony jego dynamizm. Bóg wpisuje je w sposób niezatarty w głębie ludzkiego sumienia.

W ten sposób Bóg wynosi również intymne odniesienia małżonków do poziomu godnego ich człowieczeństwa oraz przyjętego sakramentu. Jeśli ci dwoje otwartym sercem będą wsłuchiwać się w głos sumienia, tego „najtajniejszgo ośrodka i sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam z Bogiem, którego głos w jego wnętrzu rozbrzmiewa (...) nakazem: czyń to, tamtego unikaj” (zob. DeV 43), współpracując w ten sposób z łaską sakramentu, Bóg wesprze ich wrażliwość na tę łaskę, by również w chwilach przeżywanej intymności byli oni „... święci i nieskalani przed Jego Obliczem” (Ef 1,4).

Tak dopiero przeżywany akt małżeński ma szanse rzeczywistego zjednoczenia tych dwojga na poziomie ich obojga osób w łączącym ich Duchu Świętym. Podejmowane zjednoczenie będzie się wtedy cieszyło Bożym błogosławieństwem, gdyż będzie świadomym uaktywnieniem łaski sakramentu, podarowanego przez Odkupiciela takiego uczestnictwa w dziele odkupienia-na-krzyżu.

Przeżycie chwili zjednoczenia będzie przebiegało jako pełnia obopólnej subtelności – z wykluczeniem jakichkolwiek działań, które by były niegodne ich dziecięctwa Bożego i tym samym ich jako osób.
– Zjednoczenie będzie się utrzymywało możliwie jak najdłużej – z uwagą skupioną na wzajemnym poszukiwaniu i znajdywaniu swego ‘serca’: przybytku Ducha Świętego (1 Kor 6,15; 3,16).

Przeżwanie tak pojmowanego osobowego zjednoczenia będzie wiodło spontanicznie do wyrażenia wdzięczności sobie nawzajem, a tym bardziej Bogu: za możność tak ścisłego obopólnego bycia ‘jedno-w-miłości’. Otworzy się ono na oścież m.in. na modlitwę w intencjach zarówno ściśle małżeńskich, jak i rodzinnych. Wyrastają one spontanicznie z przyjętych zobowiązań wględem siebie, powstającej rodziny, Kościoła, Ojczyzny i całego społeczeństwa. (obszerniej na temat sakramentalnego przeżywania wzajemnej bliskości małżeńskiej zob. rozważania w cz.VI, zwłaszcza w jej ostatnim rozdziale: Sakrament małżeństwa: znak tajemnicy wcielenia i odkupienia)

Gdyby
zaistniało Dziecko ...

W normalnych okolicznościach nikt z partnerów narzeczeńskich nie nastawia się na dziecko. Zwykle brak mieszkania i nie ma warunków do wychowania potomstwa. Więź partnerska jest często nader nie ustabilizowana. Oboje zachowują wolność odejścia w każdej chwili. Nierzadko wiek obojga jest bardzo młody.
– Często się zdarza, że młodzi od dawna już współżyją, tymczasem ani razu nie porozmawiali o możliwości związania się ... małżeństwem. Niekiedy ani jedno ani drugie nie potrafi powiedzieć, czy tego drugiego w ogóle kocha, ani tym bardziej określić, co to właściwie znaczy: ‘miłość’.

Chcą oni wszystkiego innego, ale nie dziecka. Domagają się udostępnienia sobie sfery genitalnej (narządów płciowych), która działa jako przemożnie narzucająca się magia i atrakcja.
– A chociaż radykalnie odcinają się od samej w ogóle myśli, żeby mogło dojść do ciąży, raz po raz u partnerów przed-ślubnych i poza-ślubnych następuje niezamierzone poczęcie. Również u tych, którzy twierdzą, że czują się w tej dziedzinie całkiem pewni i ciąża nie zdoła ich zaskoczyć.

Zaistnienie dziecka w warunkach przed-małżeńskich wiąże się zwykle z perspektywą wielorakiej klęski: tak dla dziecka, jak dla matki, a na swój sposób dla męskiego partnera. Ci dwoje mogą stanąć nagle wobec radykalnej zmiany swego statusu życiowego. Z nie skrępowanego kawalera i panny, poszukujących siebie jako ‘kochanków-lalek’, mogą ku swemu przerażeniu stać się w jednej chwili panieńskimi rodzicami ...

(22 kB)
Ojciec wielodzietnej rodziny, liczącej 10 dzieci: ta córka UKRADŁA serce Taty: Tata jest cały w niej zakochany, a córeczka potrafi to doskonale wygrywać!

Trudno zaprzeczyć, że dziecko ma prawo, by zostało poczęte i urodzone w ustabilizowanym małżeństwie. Łamanie tego prawa nie może nie być ciężkim przewinieniem moralnym przeciw jego godności. Dziecko powinno być miłowane przez rodziców „dla niego samego”.

Tymczasem ci dwoje chcieli wtedy tylko ‘się’ pokochać: dla pofolgowania swemu seksualnemu egoizmowi. Nie nastawiali się absolutnie na ... jakiekolwiek ... dziecko.

Niemożliwe, by szok dziewczyny po zorientowaniu się, że stała się matką, nie wyraził się niekorzystnie na biopsychice dziecka. Doznałoby ono od matki i ojca wszystkiego innego, a nie miłości: ci dwoje, jego ‘rodzice’ – jego przecież w żaden sposób ... nie chcieli!


Dla dziewczyny panieńskie macierzyństwo staje się stresem niezwykle trudnym do rozegrania. Któraż dziewczyna wolałaby w takich okolicznościach nie być znamionowana podjętym stosunkiem, serdecznie pragnąc, by z tego właśnie powodu ... dziecka ‘nie było’!? Wpływ jaki jej psychika wywiera w tej chwili na całą jej fizjologię zmierza w kierunku zdecydowanego ‘NIE’ wobec poczętego. Wyraża się to mimowolną agresją względem niego – jako na wskroś „nie-pożądanego”! Mimo iż zdarzają się szczęśliwe fakty, gdy dziewczyna w ciąży, nawet ciąży z gwałtu, dziecko poczęte całą miłością swego dziewczęcego serce pokocha, urodzi i ... z miłością wychowa.

Jeśli zatem uwzględnić dobro i prawa dziecka poczętego w takich warunkach, trudno podważyć wniosek, że współżycie przedmałżeńskie z samego tego tytułu nie może nie być ciężkim przestępstwem przeciw miłości względem nawet tylko potencjalnego potomstwa. Partnerzy zgotowaliby mu warunki przyjścia na świat w nie-miłości.

Stwierdzenia tego nie można rozpatrywać jako wyrazu przesady oratorskiej. Sam wzgląd na możliwość poczęcia wskutek wyzwolonego mechanizmu działań ukierunkowanych na rodzicielstwo każe stwierdzić, że nie ma szans, by chociażby tylko jedno jedyne współżycie przed ślubem mogło stać się wyrazem miłości jako bycia bezinteresownym darem-‘dla’. Cechą miłości jest życzyć komuś dobra „dla niego samego”: tego umiłowanego. Stosunek przedmałżeński jest każdorazowo świadectwem postawy przeciw-miłości.

Skoro więc działanie takich dwojga miłości nie buduje, znaczy to, że ją burzy. Chociażby to stwierdzenie kogoś oburzało – jako ingerowanie w sprawy „prywatno-intymne”.

Nasuwa się jednoznaczny wniosek natury psychologicznej, antropologicznej, biologicznej i humanitarnej: nie wolno podejmować współżycia, dopóki związek dwojga osób nie doczeka się przypieczętowania w postaci zawartego ślubu małżeńskiego. Inaczej po prostu być nie może. Nie ma szans przekucia stosunku płciowego na etapie poprzedzającym małżeństwo – w wyraz miłości-daru. Nie może on nie być każdorazowo złem w sensie obiektywnym – chociażby właśnie ze względu na wrogą postawę względem potencjalnego potomstwa.

Nazwanie współżycia podejmowanego przed zawarciem małżeństwa – pomimo wszystko jako wyrazu ‘miłości’ jest sofistyką, za którą trudno nie rozpoznać Złego. Szatanowi udaje się w tej z kolei dziedzinie często niezwykle łatwo „zwodzić” (Ap 12,9) ludzi młodych, ale i tych starszych; zarówno mężczyzn, jak i niezmiernie łatwo ... kobiety.

Są oczywiście i tacy, którzy odbywają stosunki w świadectwie swego cynizmu wobec Boga oraz Nauczania Kościoła. Ich obchodzi jedynie instant-sex, chociażby on miał być osiągany w sensie dosłownym po zwłokach ‘jednego poczętego za drugim poczętym’: zaistniałych wtedy jednego dziecka za drugim ... w następstwie uprawianego przez nich seksu, tj. systetematycznej NIE-miłości.

Dziewczyna-matka
i niezamierzone ojcostwo

Jeżeli możliwość poczęcia wiąże się z dramatem dla dziecka, dotyczy to szczególnie dziewczyny-matki. Jej nie-chciane macierzyństwo niebawem się ujawni. Stanie się to źródłem jej granicznie trudnych przeżyć. Niektórzy, może sami nie wolni od winy, wytykają z przekąsem dziewczynę ciężarną. Cieszą się złośliwie z jej ‘wpadki’: że to zasłużona ‘kara’! Może to i słuszne. Ale jedynie w sensie ujawnienia jej kontaktów seksualnych, bo grzechu jej partnera ... nie widać ...

W Turcji i innych krajach mahometańskich dochodzi łatwo do ukamienowania dziewczyny w ciąży, chociażby ciąża była wynikiem gwałtu. Wykonawcami ‘okrutnego shariatu’ stają się wtedy łatwo członkowie rodziny: rodzeństwo (zob. np. ‘Kurier der Christlichen Mitte’ (miesięcznik: Kurier Centrum Chrześcijańskiego. Niemcy wg Bożych Przykazań), Marzec 2004/3,3: ‘Frauen-Morde in der Türkei’ (Mordy na kobietach w Turcji): 15-letnia Kadriye Demirel ukamienowana przez swego brata z powodu zajścia w ciążę w następstwie jej zgwałcenia). Wiele kobiet popełnia w takiej sytuacji samobójstwo ...

Sytuacja kobiety świadczy wtedy jeden raz więcej o krzycząco niesprawiedliwej dominacji seksualizmu męskiego. Mężczyzna sprowadza kobietę do rzędu żywego narzędzia do eksploatowania jej potencjalności seksualnej dla swojej przyjemności. Te swoje doznania seksu osiągane z pomocą jej ciała określa dla zmylenia jej czujności mianem ‘miłości’.

Jan Paweł II piętnuje tę niesprawiedliwość w nawiązaniu do opisu Ewangelii o kobiecie przyłapanej na grzechu (J 8):

„Jezus mówi w końcu do niej samej: ‘Więcej nie grzesz’, ale przedtem wywołuje świadomość grzechu u mężczyzn, którzy ją oskarżają, aby ją ukamienować; wyraża w tym swą dogłębną zdolność widzenia w prawdzie – sumień i czynów ludzkich. Jezus zdaje się mówić oskarżycielom: czyż ta kobieta wraz ze swoim grzechem nie jest równocześnie i przede wszystkim potwierdzeniem waszych przestępstw, waszej ‘męskiej’ niesprawiedliwości, waszych nadużyć?
– Jest to prawda, która ma ogólnoludzki zasięg. Wydarzenie zapisane w Janowej Ewangelii może się powtórzyć w nieskończonej liczbie sytuacji analogicznych w każdej epoce dziejów. Kobieta jest pozostawiona samotnie pod pręgierzem opinii ze ‘swoim grzechem’, podczas gdy za tym ‘jej’ grzechem kryje się mężczyzna jako grzesznik, winny ‘grzechu cudzego’, co więcej, jako zań odpowiedzialny. Jednak jego grzech uchodzi uwagi, zostaje zamilczany: on zdaje się nie ponosić odpowiedzialności za ‘grzech cudzy’! Czasem staje się on wręcz oskarżycielem, jak w wypadku opisanym, niepomny swego własnego grzechu. Ileż razy w sposób podobny kobieta płaci za swój grzech (może nawet i ona winna jest niekiedy grzechu mężczyzny jako ‘grzechu cudzego’) – płaci jednak ona sama i płaci samotnie! Ileż razy zostaje samotna ze swoim macierzyństwem, gdy mężczyzna, ojciec dziecka, nie chce przyjąć odpowiedzialności? ...” (MuD 14).

Wypada przytoczyć tu jeszcze inny fragment z Jana Pawła II – z jego Listu do Rodzin. Dotyczy on co prawda małżeństwa, ale tym bardziej sytuacji partnerów przedmałżeńskich czy poza-małżeńskich. Ojciec święty nawiązuje w tym momencie do aktu zjednoczenia płciowego:

„Moment zjednoczenia małżeńskiego jest najbardziej szczególnym doświadczeniem tego właśnie daru (bezinteresowności, oraz bycia-darem). Mężczyzna i kobieta, w całej ‘prawdzie’ swej męskości i kobiecości, stają się w tym momencie wzajemnym darem dla siebie.
– Całe życie w małżeństwie jest darem, ale odnosi się w sposób szczególny do tego właśnie momentu, kiedy małżonkowie oddając się sobie wzajemnie w miłości, urzeczywistniają to spotkanie, które czyni z nich dwojga ‘jedno ciało’ (Rdz 2,24).
– Jest to równocześnie moment... szczególnej odpowiedzialności ze względu na potencjalne rodzicielstwo związane z aktem małżeńskim. Oto w tym właśnie momencie mogą stać się ojcem i matką, dając początek procesowi nowego ludzkiego istnienia, które z kolei dokonuje się w samej kobiecie.
– To ona jako pierwsza wie, że stała się matką, a dzięki jej świadectwu mężczyzna, z którym łączyła ją ‘jedność w ciele’, uświadamia sobie z kolei, że stał się ojcem.
– Za to potencjalne, a następnie zaktualizowane rodzicielstwo, on jest odpowiedzialny wspólnie z nią. Nie może nie uznać, czy też nie przyjąć tego, do czego on sam również się przyczynił. Nie może mówić: ‘nie wiem’, ‘nie chciałem’, ‘ty chciałaś’.
– Zjednoczenie małżeńskie w każdym przypadku angażuje odpowiedzialność obojga. Jest to odpowiedzialność potencjalna, trzeba jednak, ażeby potwierdziła się ona jako aktualna w konkretnych okolicznościach. Odnosi się to w sposób szczególny do mężczyzny, dlatego że on będąc także sprawcą rodzicielstwa, równocześnie jest od niego biologicznie oddalony. Ten proces w całości dokonuje się w kobiecie. Czyż jednak mężczyzna może pozostać obojętny? Za nowe, wzbudzone przez nich życie mężczyzna i kobieta są wspólnie odpowiedzialni wobec siebie samych i wobec innych ludzi” (LR 12).


Jeśli partnerzy stosunków płciowych przeżywają w chwili uprawiania intymności seksualnej jakiś lęk, dotyczy on często, niestety, nie tyle ich odpowiedzialności wobec Boga, którą często świadomie spychają i zagłuszają, co przed ludzkimi konsekwencjami grzechu. Uwydatnia to już autor biblijny:

„Człowiek popełniając cudzołóstwo
mówi swej duszy: ‘Któż na mnie patrzy?
Wokół mnie ciemności, a mury mnie zakrywają,
nikt mnie nie widzi: czego mam się lękać?
Najwyższy nie będzie pamiętał mych grzechów’.
Tylko oczy ludzkie są postrachem dla niego,
a zapomina, że oczy Pana
nad słońce dziesięć tysięcy razy jaśniejsze,
patrzą na wszystkie drogi człowieka
i widzą zakątki najbardziej ukryte ...” (Syr 23,18n).

Uprawiania seksualizmu na tym etapie życia Bóg nie może błogosławić. Bóg stworzył oboje jako osoby i pragnie przebywać w ich sercu na stałe. Skoro oni – osobami być nie chcą, a sprowadzają siebie do roli rzeczy do wykorzystania, Bóg odchodzi z ich serc, zgodnie z ich czynem wyrażonym życzeniem – w założeniu: bezpowrotnie.

Oczywiście oboje nadal nieodstępnie pozostają osobami! Łącznie z niezbywalną odpowiedzialnością sprawozdawczą, m.in. z racji nieuprawnionego wkraczania na teren będący domeną ściśle Bożą.

Sama ciąża nie jest ‘karą’. Bóg i w tym wypadku posłusznie dostosowuje się do działań tych dwojga, tym razem ich działań grzesznych. I ponad wątpliwość obdarzy życiem osobowym powstałego nowego człowieka. Sam On, Stworzyciel – tego nowego, dopiero co poczętego człowieka oczywiście miłuje „... dla niego samego” – wbrew działaniu jego niegodnych rodziców, którzy dziecka zdecydowanie mieć nie chcą. Życie jest zawsze Bożym darem, chociaż tenże Bóg będzie dogłębnie oburzony z racji roszczenia do dysponowania źródłami życia i miłości na przekór Jego woli.

Znów nasuwa się pytanie podsumowujące: Czy narażenie dziewczyny na perspektywę ciąży można nazwać mianem miłości – jeśli już nie względem potencjalnego dziecka, to względem niej jako potencjalnej matki?


Pozostaje chłopiec. I on może uświadomić sobie nieoczekiwanie fakt, który staje przed nim jak grom z jasnego nieba: że został ... ojcem! Wskutek nie-panowania-sobie-samemu, albo i pogardy w obliczu swej niezbywalnej odpowiedzialności. Przeraża niedojrzałość psychiczna niejednego młodzieńca na widok dziewczyny. Jej ciało działa na niego nie jako objawienie jej osoby, lecz jako obiekt: płeć. Spogląda na nią w sposób krańcowo zawężony, nie myśląc o tym, by ją ogarnąć miłością całościowo. Zawęża uwagę do jej ciała jako magicznej siły seksu, którego poszukiwanie maskuje kryptonimem „dowodów miłości”.

Chłopiec nierzadko bardziej niż dziewczyna, nie zastanawia się nad możliwością poczęcia. Chce zaspokoić swoje roznamiętnienie, wzmagające się w bliskości z dziewczyną. Serce jego i jego zamierzenie-intencja jest opanowane wszystkim innym, a nie miłością. Zapewnianie o „dowodach miłości” i przynaglanie, by mu się udostępniła, są wyrazem jego – a może i jej – (poczytalnej) niedojrzałości psychicznej i ignorowania odpowiedzialności, jeśli już nie bezhonorowego okłamywania w żywe oczy rzekomą miłością. Nie kocha w tej chwili ani jej, ani potencjalnego potomstwa, a oczywiście ani siebie samego.

Wmawiając sobie w poczuciu swojej autonomii, że stać go na zrzucenie jarzma niewygodnego „przykazania”, zgadza się dobrowolnie, by zniewolił go przymus ciała i płci.
– Gdy ci dwoje decydują się na intymność na tym etapie życia, dają wyraz swej nie-wolności. Gdyby byli wolni, wiedzieliby, że współżyć nie muszą. I odpowiednio do tego by się zachowywali.

Prowokacyjne zachowania
dziewczyn-kobiet

Wypada uświadomić z kolei dziewczętom i kobietom wieloraką odpowiedzialność, jaka się wiąże z takim czy innym ubieraniem się i zachowaniem w aspekcie seksu (zob. do temat ubioru gruntowniej w cz. VII, rozdz. 3, § K: Dziewczyna-kobieta a jej sposób ubierania się). Kobiety – zarówno młode, jak i starsze – ubierają się nagminnie bardzo prowokacyjnie, jeśli nie wręcz bezwstydnie. Dziewczyna i kobieta dobrze wie, czemu kupuje taki, a nie inny detal swego stroju. Chociażby zaś aktualnie panowała jakaś określona super-moda, zakupy odzieży nie są wynikiem ‘musu’, lecz świadomego i dobrowolnie dokonywanego wyboru. Czyżby kobieta właśnie w tym zakresie miała przestać być wolną? I miała „płynąć nurtem mody jak już nie-żywa ryba”?

(28 kB)
Jak to dobrze, gdy Tata i Mama się kochają – a dzieci mogą wzrastać w rodzinie w poczuciu wewnętrznego bezpieczeństwa. Takie małżeństwo-rodzina spontanicznie staje się najlepszym podłożem pod Kościół Domowy: Jezus jest do tej Kany zaproszony na stałe.

Z prowokacyjnego sposobu ubierania się kobiety czy dziewczyny wypływa jednoznaczny wniosek: „Proszę bardzo! Jestem gotowa! Staję ... otworem! Czekam!”  Tego jej głośnego, choć słownie nie formułowanego wniosku, nie zdoła zmylić żadne, pozornie usprawiedliwione, jej tłumaczenie się. Rzeczywistość, o jakiej ona całą sobą świadczy, trzeba określić trafnym wyrażeniem pochodzącym z łaciny – w całym jego źródłowym znaczeniu filologicznym (językowym): kobieta ta prezentuje się jako ‘prostytutka’. Takie jest podstawowe znaczenie łacińskiego czasownika: prostítuo: pro, jestem ‘dla’; prô-sto, względnie dokładniej: pro-stí-tuo znaczy: wystawiam się na kupno-sprzedaż; jestem gotowa do bycia-użytą dla uprawiania nierządu.

Kobiety nie wytłumaczą się w oczach Bożych z „grzechów cudzych”, których stały się powodem przez sam swój strój i konsekwentnie: związane z ubieraniem się zachowania w aspekcie seksu (zob. też niż.: Argument grzechów cudzych). Są to grzechy wyzwalane przez świadomie dobierany, prowokacyjny sposób perfidnego zasłaniania i charakterystycznego odsłaniania znamion swej kobiecości. Owych grzechów cudzych może być w tej sytuacji setki, tysiące i miliony, ilekroć kobieta wystawia się jako „żywy obiekt” do oglądania na ekranach, w magazynach czasopism ilustrowanych i w kontaktach towarzyskich. Kobieta intuicyjnie wie, jak podsycać pożądliwość seksualizmu męskiego, grając w sposób przemyślany na jego słabości moralnej, prowokując jego pożądliwe spoglądanie, nasuwając podniecające wyobrażenia, jeśli już nie wprost prowokując dotykanie i oczekiwane działanie.

Czy nie-myślenie o tych wszystkich konsekwencjach ‘grzechów cudzych’ zdoła zmniejszyć w oczach Bożych, ale i ludzkich – poczytalność, która obciąża sumienie nieprzeliczonych rzesz kobiet?
– Rzutuje to oczywiście wprost m.in. na ważność niejednej spowiedzi świętej, chociażby tylko z racji nie-wyznania tych grzechów, czyli grzechów ‘zatajonych’.

Nie może to nie dotyczyć niekiedy odrażająco nieprzyzwoitego stroju kobiet, gdy przychodzą do kościoła. Dla kapłana – publiczne zwracanie uwagi na temat stroju kobiet w kościele, jest sprawą niezwykle żenującą i niezręczną. Kobiety same powinny wiedzieć, co wypada – a co nie wypada mieć na sobie w kościele, gdzie człowiek staje w Obliczu najgłębszych tajemnic Boga jako Stworzyciela oraz dokonanego dzieła Odkupienia „za wielką cenę: krwi Syna Bożego – na odpuszczenie grzechów”.

Strój niektórych kobiet przychodzących do kościoła jest autentycznie bezwstydny. Gdyby się to działo w Bazylice św. Piotra w Rzymie, Szwajcar by takich pań do wnętrza Bazyliki nie wpuścił. Jeśli spódnica czy suknia jest skrojona równo z kroczem, nie pomoże jej nieustanne naciąganie przy siedzeniu w ławce. To samo dotyczy spódnic długich aż do podłogi, ale z rozcięciem niemal aż do centrum brzucha. A cóż dopiero powiedzieć i jak ocenić nierzadko wyraźnie prowokacyjne demonstrowania swego biustu w kościele i przy przyjmowaniu Eucharystii ...

Niektóre kobiety bywają bardzo ‘łatwe’, a może po prostu chętne, do stawania w charakterze obiektu do oglądania, czy nawet obmacywania. Po tej linii układa się rozpętany obłęd urządzania konkursów i eliminacji „Miss Piękności”. Wielu lekarzy potwierdza, że owe ‘miski’ są najlepszym, w pełni gotowym materiałem do uprawiania prostytucji – z wszelkimi tego konsekwencjami.

Prawo
do nieskazitelnej przeszłości
rodziców

Staramy się ograniczać rozpatrywaną argumentację w miarę możności do aspektów głównie antropologiczno-psychologicznych miłości – jako wyrazu życzenia dobra dla tego umiłowanego. W zasadzie pomijamy poprzednio już poruszane, nieuniknione teologiczne wydźwięki omawianej tematyki (zob. wyż. z części II: Ład i pokój aktu zjednoczenia – cały rozdział 1-szy; i z kolei: Działania ‘CONTRA’: Gdzie tu człowiek? Ocena antropologiczna – cały rozdział; ponadto zaś z cz.VII, rozdz.3, § F: Jeszcze raz z rozważań papieża Wojtyły na temat miłości; itd.).

Nic nie zmieni faktu, że oboje partnerzy są niezmiennie wezwani do otwierania się na przymierze z Bogiem. Właścicielem człowiekowi podarowanej płciowości jest niezbywalnie sam tylko Bóg. Nikt nie wezwany nie ma prawa wkraczać na ten teren, który Bóg zastrzegł dla samego tylko ważnego małżeństwa.

Stale budzi się nieuniknione pytanie: czy uwzględnienie możliwości poczęcia w następstwie podjętego współżycia przed ślubem – zdolne jest przekuć stosunek w wyraz miłości? Z którego by punktu widzenia na nie nie spojrzeć dochodzimy do niezmiennego stwierdzenia: podejmowanie stosunków płciowych przed ślubem jest działaniem skierowanym wprost przeciw miłości pojmowanej jako dar. Niszczy ono miłość – zarówno w pionie: Bóg a ci dwoje, jak i w poziomie: wzajemna miłość tych dwojga, oraz miłość dla potencjalnego potomstwa.

Do powyższych refleksji dochodzi jeszcze jeden wzgląd. Dziecko, chociażby tylko potencjalne, ma prawo do nieskazitelnej przeszłości rodziców. Czy partnerom przedślubnym wolno twierdzić bez zmrużenia oka, że to co się między nimi obojgiem rozgrywa, jest ich prywatną sprawą, która nie może obchodzić kogokolwiek, nie wyłączając ich przyszłych dzieci?

Niepodobna, by dziecko nie przeżyło głębokiej rozterki, gdy sobie uświadomi, że jest dzieckiem ... przed-ślubnym, tj. nie-ślubnym, chociażby rodzice uznali je potem za swoje. Dziecko stanie wobec tego faktu jako dojmującego upokorzenia swej godności i wyrządzonej sobie krzywdy, gatunkowo bez wątpienia ciężkiej. Ono nie chce mieć takich rodziców: niegodnych powołania do rodzicielstwa; i ma prawo do tego. Dziecko dozna kiedyś rumieńca wstydu za rodziców, że zostało poczęte w okolicznościach niegodnych ich samych – oraz jego, owocu ich ówczesnej nie-miłości. Nie zasłużyło ono na tę krzywdę. Sprawa ta zaś ujawni się prędzej czy później, przede wszystkim wtedy, gdy dorosłe dziecko zacznie kompletować dokumenty przed ważnymi decyzjami swego dalszego życia.

Omówione względy prowadzą wciąż do tego samego wniosku: trudno ze spokojnym sumieniem podtrzymywać zdanie, jakoby stosunki przed-małżeńskie mogły nie być ciężkim przewinieniem przeciw miłości bliźniego, gdy za tego bliźniego uznać potencjalne potomstwo. Przynajmniej z tego względu należy nazwać uprawianie ‘seksu’ na tym etapie życia po imieniu: jako wyrazu wielorakiej przeciw-miłości.

B.
ZWIĄZEK
A MOŻE DZIECKO
„NA PRÓBĘ” ?

Ozdobnik

Całkowitość
daru siebie samego
„na próbę”

Wielu odwołuje się do opinii, że przed ślubem muszą „poznać” siebie wzajemnie seksualnie. Chcą się upewnić, czy współżycie w przyszłym małżeństwie przyniesie im satysfakcję. Co by to było, gdyby się okazało, że stosunki z tym partnerem w ogóle się nie udają! Lepiej zmienić partnera za wczasu, niż żyć w utrwalonym niedobraniu.

Istotnie, nietrudno znaleźć chłopców i dziewczęta, którzy układają się w coraz inne pary. Przelatują z kwiatka na kwiat, próbując współżycie z coraz inną osobą. Czasem proponują małżeństwo, by niebawem przejść do kolejnego kogoś innego, łudząc i oszukując kogoś coraz innego podobną propozycją małżeństwa.

Partnerzy ci nie usiłują przyjąć do wiadomości, że nie stosunki płciowe, lecz czułość nie angażująca sfery genitalnej daje w nadmiarze wgląd w erotyczne ‘dopasowanie’ w przyszłym małżeństwie.

Sytuacja narzeczonych jest w tym względzie podobna do małżonków w dniach cyklu, kiedy to chociażby ze względu na potrzebę dystansowania poczęć nie powinni współżyć, odnosząc się wtedy do siebie powściągliwie – i bez uciekania się do form zastępczych.

Nawiązuje do tego Jan Paweł II. Słowa jego dotyczą wprawdzie małżeństwa, ale tym bardziej narzeczeństwa. Ojciec święty wskazuje na pozytywne skutki, jakie na rozwój czułości wywiera okresowe zaniechanie współżycia:

„Wybór rytmu naturalnego bowiem (tj. okresowej powściągliwości płciowej, w przeciwieństwie do sięgania po środki zapobiegania), pociąga za sobą akceptację cyklu osoby, to jest kobiety, a co za tym idzie, akceptację dialogu, wzajemnego poszanowania, wspólnej odpowiedzialności, panowania nad sobą ...
– Para małżeńska doświadcza, że ich wspólnota małżeńska ubogaca się takimi wartościami, jak czułość i serdeczność, które są czynnikami głęboko ożywiającymi płciowość ludzką, również w wymiarze fizycznym.
– W ten sposób płciowość zostaje uszanowana i rozwinięta w jej wymiarze prawdziwie i w pełni ludzkim, nie jest natomiast ‘używana’ jako ‘przedmiot’, który burząc jedność osobową duszy i ciała, uderza w samo dzieło stwórcze Boga w najgłębszym powiązaniu natury i osoby” (FC 32).

Samo współżycie płciowe nie jest w stanie dostarczyć pewności co do wzajemnego dopasowania seksualnego. Sytuacja narzeczonych zmieni się radykalnie, gdy staną się małżeństwem. Dopiero po ślubie doświadczą istotnej różnicy w przeżywaniu wymiaru płciowości w małżeństwie – a stosunków podejmowanych być może już przed ślubem.

Powstaje zaś pytanie: o co chodzi młodym, którzy natarczywie domagają się wypróbowania się seksualnego? Czy celem tych eksperymentów jest istotnie znalezienie godnego partnera na całe życie? W przystępie szczerości wyznaliby prawdopodobnie, że ostatecznie chodzi o zapewnienie sobie – póki czas i łatwa okazja – doznań seksualnych, z wyraźnym uchylaniem się od jakiejkolwiek odpowiedzialności rodzicielskiej.

Koncentrowanie uwagi na przyjemnościach, wraz z dawaniem upustu przymusowi ciała, ujawnia tendencję egoistyczną popędu: jego dynamizm DO-środkowy (ważne, żebym przeżycia doznał ‘ja’; twoją rzeczą jest, żeby to uznać za wyraz mojej wielkiej ... ‘miłości’!).
– Tak użyte ciało-seks nie stwarza komunii osób, lecz pociąga za sobą rozchodzenie się obojga na poziomie serca. Pozostaje samo ciało i płeć – jako żywe narzędzia do ich wyeksploatowania oraz ich „użycia aż do zużycia”, a nie budowania komunii. Na płaszczyźnie osobowej dokonuje się burzenie, a nie budowanie więzi, chociażby ci dwoje nie byli łaskawi uznać tego faktu.

(24 kB)
Rzadkie odwiedziny w kraju pochodzenia: chwileczka podarowana przez Boga, by zamienić choć parę słów serdeczności z rodzoną siostrą – w towarzystwie gości z Indonezji.

Wypróbowywanie się seksualne przed ślubem nie zamieni się nagle w świadczenie sobie miłości. Jej bowiem istotnym znamieniem jest stawanie się darem zmierzającym ku dobru – aż do tego definitywnego włącznie. Tutaj zaś celem podejmowanych działań jest anonimowe wypróbowywanie ciała jako „obiektu-narzędzia” do wyżywania się seksualnego, a nie budowanie więzi na poziomie osoby. Uwaga koncentruje się z założenia ... na genitaliach i ich możliwościach eksploatacyjnych, na pewno zaś nie – na osobie: własnej i tego drugiego.

Pytanie zaś zasadnicze w przypadku wspominania o konieczności uprzedniego ‘wypróbowania się’ brzmi: czy można kochać ... ‘na próbę’? Czy we współżyciu można oddać komuś siebie samego w całkowitości daru – ale na razie tylko ‘na próbę’?

Celem współżycia jest „zgodnie z pierwotnym dynamizmem obdarowanie ‘całkowite’, bez manipulacji i zniekształceń” (por. FC 32). Jego istotą jest nieodwołalne darowanie sobie wzajemnie swych osób. Nie ma małżeństwa jako komunii życia i miłości jedynie ‘na próbę’. Tym bardziej zaś nie ma ślubu miłości jedynie ‘na próbę’. Ślub jest czymś bezwarunkowym i nieodwołalnym, zawieranym z określoną – jedną jedyną osobą. I nie może być inaczej. Z całym ryzykiem losów owej miłości, która w najgorszym wypadku może się spotkać z cynizmem, a nawet sadystycznym zabijaniem początkowo proklamowanej miłości.

Zawieranie małżeństwa „na próbę” staje się w niektórych środowiskach, albo i krajach, niemal plagą. U Boga oczywiście „ilość” grzechów nie-liczenia się z Bożym przykazaniem nigdy nie przejdzie w ich odmienną „jakość” – jakoby wobec tego grzech wreszcie przestał być grzechem – z powodu jego nadmiaru i powszechności jego występowania. Do tego zagadnienia nie mógł nie nawiązać Namiestnik Chrystusa – Jan Paweł II:

„... Pierwszą nieprawidłową sytuację stwarza tzw. ‘małżeństwo na próbę’, które wielu ludzi chciałoby dzisiaj usprawiedliwić, przypisując mu pewne zalety.
– Już sam rozum ludzki podsuwa niemożliwość jego akceptacji wykazując, jak mało jest przekonywające ‘eksperymentowanie’ na osobach ludzkich, których godność wymaga, aby były zawsze i wyłącznie celem miłości obdarowania, bez jakichkolwiek ograniczeń czasu czy innych okoliczności” (FC 80).

Ojciec święty rozwija swój wywód w świetle orędzia Ewangelii:

„Ze swej strony Kościół, ze względu na ostateczne, pierwotne, wypływające z wiary zasady, nie może dopuścić do takiego rodzaju związków.
– Z jednej strony bowiem, dar ciała we współżyciu fizycznym jest realnym symbolem głębokiego oddania się całej osoby; oddanie takie nie może w obecnym stanie człowieka urzeczywistnić się w całej swej prawdzie bez współdziałania miłości z ‘caritas’ (z miłością-darem-całkowitym), daną przez Jezusa Chrystusa (miłość to dar dany ostatecznie od Boga).
– Z drugiej strony, małżeństwo dwojga ochrzczonych jest realnym symbolem zjednoczenia Chrystusa z Kościołem, zjednoczenia nie czasowego czy ‘na próbę’, ale wiernego na całą wieczność; pomiędzy dwojgiem ochrzczonych nie może więc istnieć inne małżeństwo, aniżeli nierozerwalne(FC 80).

Miłość nie jest sobą, jeśli nie wyraża się całkowitym darem siebie. Prawdziwa miłość cechuje się dynamizmem OD-środkowym: obdarowaniem sobą – osoby umiłowanej „dla niej samej” (GS 24; RH 13; FC 32.37; itd.). Szczerości „bezinteresownego daru z siebie” zaczyna sprawdzać powolne obumieranie sobie, zdolne przebaczać i miłować pomimo być może swego wielorakiego ukrzyżowania.

Tak tajemnicę tego, czym jest miłość, objawił Jezus Chrystus, który „sam... wie, co w człowieku się kryje” (J 2,25). Zakatowany na krzyżu – nadal niezłomnie kocha, a nawet usprawiedliwia niewierną Oblubienicę przed Ojcem. Kocha „aż do końca” (J 13,1), gdy Umiłowana zabija Go i krzyżuje (Hbr 6,6). Cały przecież Lud Boży: człowiek mężczyzna i kobieta, dzieci Jego stworzycielskiego umiłowania i ... odkupienia, stanowi w Duchu Świętym jednoczącym wszystkich w „Kogoś jednego” (zob. Gal 3,28) – Mistyczną „Oblubienicę” Chrystusa (zob. Ef 5,25; 2 Kor 11,2; Ap 212nn; 22,17; dokładniej zob. cz. VI, rozdziały 4-9; cz. VII, rozdz.1). Ona to ... Jego, Boga-Stworzyciela i Odkupiciela ... krzyżuje. A On – nadal kocha, pragnąc Jej odkupienia, jeśli tylko ona ... je przyjmie. W szczytowym momencie spotkania się oko w oko Miłości z grzechem woła przecież Chrystus: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34; zob. do tego: cz.VII, rozdz.1: o Oblubieńcu-z-krzyża).

Odkupiciel nawiązuje do wierności w miłowaniu m.in. w zwierzeniach, jakimi zaszczycona została św. S. Faustyna Kowalska:

„Miłość czysta daje duszy moc w samym konaniu.
Kiedy konałem na krzyżu, nie myślałem o sobie, ale o biednych grzesznikach
i modliłem się do Ojca za nimi” (DzF 324).

Słowa te uświadamiają, że Jezus Chrystus, „Świadek... ostatecznych przeznaczeń, jakie człowiek ma w Bogu samym” (LM 5), ukochał odkupionych nie jedynie „na próbę” ! Jezus pozostaje wierny miłości rzeczywiście „do końca” (J 13,1), a raczej ‘poza koniec’. Próba ta kosztowała Go niezwykle drogo, jak to wyraża św. Jan w parokrotnie już cytowanej charakterystyce:

„On bowiem jest ofiarą przebłagalną za nasze grzechy
i nie tylko za nasze, lecz również za grzechy całego świata” (1 J 2,2).

„... ponieważ Bóg sam pierwszy nas umiłował” (1 J 4,19).

Oto Miłość! Ona nigdy nie poświęca kogoś, lecz składa w darze dla ukochanych siebie samą. Małżeństwo jest instytucją zbyt poważną, by można było zakładać je ‘na próbę’, względnie pokochać w formie oddania szczytowego – ale jedynie ‘na próbę’.

Poczęcie
„na próbę”

To samo dotyczy chociażby tylko jednorazowego uruchomienia dotąd jeszcze nie funkcjonującego dla tych dwojga ich łącznego rytmu płodności. Gdy ci dwoje podejmą współżycie, chcąc nie chcąc wyzwalają energię, która dotąd drzemała jako siła utajona.

Każdorazowe współżycie staje się czynem wyrażoną zgodą na wyzwolenie jego konsekwencji rodzicielskich. Gdy nastąpi zapłodnienie, zaistnieje człowiek, chociaż na razie dopiero jednokomórkowy. Jest to jednak indywidualność odrębna od osoby ojca i matki.
– Ten Ktoś, Nowy, jest wyposażony od początku w pełny kod genetyczny, określający już w tym momencie wszystko, co się dopiero rozwinie: wygląd zewnętrzny, kolor oczu, konstytucję psychosomatyczną, wzrost i inne cechy fizyczne i psychiczne, a nawet charakterologiczne. Przy całej dynamice rozwojowej w okresie życia płodowego – aż do późnej starości, powstały przy zapłodnieniu kod genetyczny będzie wyrażał zawsze tę samą indywidualność, która jest od razu w pełni i wyłącznie ludzką. Przed i po porodzie rozwinie się jedynie to, co w tej pierwszej chwili zostało zapoczątkowane jako człowiek – i człowiekiem pozostanie (zob. do tego parę urywków filmu z życia małego człowieka w łonie matki – kliknij tutaj: W 11 tygodniu życia – jak i parę następnych ujęć filmu-zdjęć, tamże).

Jezus Chrystus, Syn Ojca Przedwiecznego, który stał się Człowiekiem w łonie swej dziewiczej Matki Maryi, stał się nim nie dopiero po urodzeniu, lecz w pierwszym momencie swego doczesnego zaistnienia: gdy „Słowo (Druga Osoba Boża) stało się ciałem” (J 1,14). Z tym tylko, że w tym jedynym przypadku poczęcie dokonało się bez udziału mężczyzny. Słowo przecież jedynie zstąpiło z nieba! Poczęcie zaś sprawił w sposób Bogu wiadomy Duch Święty:

„Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię.
Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym” (Łk 1,35; por. MuD 17).

(29 kB)
Spotkanie rodzinne – Indonezja a Bieruń Stary, 2016 r. W towarzystwie gości z Indonezji.

Niezależnie od tego, czy partnerzy przyjmą to do wiadomości, rozpoczęcie współżycia płciowego przecina wstęgę i wyzwala energię, która całym dynamizmem zdąża ku wzbudzeniu życia. Z tą chwilą zaczyna wybijać dla nich ich rytm płodności, wyrażający się płodnością sprzężoną: jego i jej.
– Dziecko oczekuje od rodziców, że możliwość jego zaistnienia wezmą pod uwagę. Pragnie widzieć w nich rodziców, którzy założyli rzeczywiste gniazdo – z ustabilizowaną własną więzią małżeńską. Chciałoby ono móc stwierdzić, że matka i ojciec prawdziwie się kochają, a nie tylko ‘korzystają’ ze swego ciała. A także, że kochają je – ich potencjalne dziecko. Pragnęłoby móc zobaczyć kiedyś rzeczywisty dzień swego rodowodu zanotowany na karcie obserwacyjnej cyklu swojej matki, z którego odczyta rytm płodności matki i ojca, a także jakość ich więzi. Już to tylko potencjalne dziecko pragnie postawić im pytanie, czy je z miłością poczynają, czyli czy oddając się sobie, są otwarci na możliwość jego zaistnienia.

Kościół nigdy nie występuje ‘przeciw’ człowiekowi, względnie przeciw ‘miłości’, gdy o ‘miłość’ będzie się dopominał i o niej przypominał. To nie nawet Kościół jest tu tym pierwszym wołającym o opamiętanie i odpowiedzialność, lecz „prawe sumienie”: prawo moralne naturalne, głęboko wypisane w świadomość każdego – i każdej. Miłość będzie ‘sobą’ jedynie wówczas, gdy będzie odpowiadała prawdzie: będzie kochała kogoś „dla niego samego”. Tak bowiem, a nie inaczej, każdego z osobna „chce” sam Stworzyciel:

„W miłość małżeńską i rodzicielską wpisuje się ta prawda o człowieku, którą tak zwięźle ... wyraził Sobór (Watykański II) mówiąc, że Bóg ‘chce człowieka dla niego samego’.
Trzeba, ażeby w to chcenie Boga włączało się ludzkie chcenie rodziców; aby oni chcieli nowego człowieka, tak jak go chce Stwórca. Ludzkie chcenie zawsze poddane jest prawu czasu, prawu przemijania. Boże – jest odwieczne” (LR 9).

Na tym tle ujawnia się z całą ostrością fakt, w obliczu którego nie mogą pozostać obojętni partnerzy decydujący się chociażby tylko na jednorazowe współżycie. Dziecko nie zaistnieje ... „na próbę” ! Gdy nastąpi poczęcie, człowieka tego nie wymaże z historii już żadna siła na niebie i na ziemi.

Tym samym jednak żadna okoliczność nie zwolni partnerów przedślubnych od dopracowania się wyczerpującej odpowiedzi na pytanie: czy wolno im posunąć się do aktu współżycia, a nawet kontaktu tylko niepełnego? Wtedy bowiem może nastąpić poczęcie – na pewno nie „na próbę”.

Jeśli ci dwoje wbrew oczywistym argumentom uparcie tę możliwość ignorują, a jednocześnie uruchomiają ich odtąd sprzężnie funkcjonujący rytm płodności, trudno przyjąć, by ich współżycie miało nie być moralnie złe. Nie może ono nie być grzechem – obiektywnie ciężkim, bo skierowanym przeciwko miłości względem siebie, potencjalnego potomstwa, oraz Boga.

Ozdobnik

Re-lektura. Część III, rozdz.3a:
Stadniki, 9.XI.2013.
Tarnów, 4.VII.2023.

(0,7kB)        (0,7 kB)      (0,7 kB)

Powrót: SPIS TREŚCI



Rozdz. 3. KOCHAMY SIĘ – TYLKO ŻE ... DZIECKO!
!empt (0 kB)Ojcze! Co teraz ...?


Słowo wprowadzające

A. W OBLICZU MOŻLIWOŚCI POCZĘCIA

Czy sięganie po prawdziwe dobro
Miłość czy samozaspokojenie
Czy osobowe ‘jedno-w-miłości’
Jeszcze raz: właściciel-zarząda
Boży dar zjednoczenia małżeńskiego ...
Gdyby zaistniało dziecko ...
Dziewczyna-matka i nie zamierzone ojcostwo
Prowokacyjne zachowania dziewczyn-kobiet
Prawo do nieskazitelnej przeszłości rodziców

B. ZWIĄZEK – A MOŻE DZIECKO – „NA PRÓBĘ” ?
Całkowitość daru siebie samego „na próbę”
Poczęcie „na próbę”


Obrazy-Zdjęcia

Ryc.1. Czystość przyrody – czystość serca
Ryc.2. Tak będę wyglądał w 4 miesiące życia
Ryc.3. Kolejna córeczka skradła rodzinie z 10 dziećmi serce Taty
Ryc.4. Rodzina na etapie rozwojowym
Ryc.5. PAN pozwolił rodzeństwu ponownie się spotkać
Ryc.6. To samo spotkanie - z dwóch krańców świata