(0,7kB)    (0,7 kB)

UWAGA: SKRÓTY do przytaczanej literatury zob.Literatura

Ozdobnik

E.
JEZUS
POWOŁUJĄCY

Ozdobnik

Jezus Król – Syn Boga

Stajemy zatem wobec faktu, że sam Jezus ani razu nie zostaje ‘powołany’ na stanowisko czy to ‘proroka’ czy ‘kapłana’, czy też ‘króla’. On jedynie sam wyzna w krytycznym momencie swego życia – przed sądem Piłata, że jest Królem:

„Piłat zatem powiedział do Niego: ‘A więc jesteś królem?’
Odpowiedział Jezus: ‘Tak, jestem Królem.
Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat,
aby dać świadectwo Prawdzie’ ...” (J 18,37).

Podobnie wyznał Jezus w dramatycznym momencie sądu pokazowego przed sanhedrynem, że jest Synem Bożym (J 19,7). Przypieczętowało to wydany na Niego wyrok śmierci przez ukrzyżowanie:

„Najwyższy kapłan (Kajfasz) rzekł do Niego:
‘Poprzysięgam Cię na Boga Żywego, powiedz nam:
Czy Ty jesteś Mesjasz (hebr. mashíach: Namaszczony; greckie: Christós: Namaszczony), Syn Boży?’
Jezus mu odpowiedział:
Tak, Ja nim jestem.
Ale powiadam wam: Odtąd ujrzycie Syna Człowieczego,
siedzącego na prawicy Wszechmocnego
i nadchodzącego na obłokach niebieskich’ (Jezus przytacza proroctwo Dn 7,13n).
– Wtedy najwyższy kapłan rozdarł swoje szaty i rzekł:
Zbluźnił! Na cóż nam jeszcze potrzeba świadków?
Oto teraz słyszeliście bluźnierstwo’
...” (Mt 26,63-65).

Ten właśnie Jezus Chrystus: Król, Syn Boży, na końcu życia ukrzyżowany – sam wielokrotnie wzywa i powołuje coraz innych ludzi do swojej bliskości. Chcielibyśmy w formie bodaj wyrywkowej przyjrzeć się którejś z sytuacji, kiedy to Jezus, ten Mistrz-Rab z Nazaretu, kogoś powołuje do bliskości z sobą. Pragniemy zarazem zwrócić uwagę na stosowane przez Jezusa ewentualne metody, względnie tajemne ‘chwyty’ w celu zwabienia do swej ‘grupy’ – w jakiejś analogii do metod szeroko stosowanych w neo-religiach i sektach.

Powołanie Jana i innych

(39 kB)
Rzym, Plac Piotrowy: Jan Paweł II: każdy z młodych pragnąłby dostąpić szczęścia podania dłoni Namiestnikowi Chrystusowemu. A Papież nie szczędzi słów i gestów wzajemności.

Oto okoliczności, w jakich do Jezusa przyłączył się Jan, późniejszy Jego uczeń umiłowany. Jan Apostoł był początkowo związany z ‘grupą’ Jana Chrzciciela, poważanego przez wszystkich jako wielkiego proroka. Tymczasem właśnie Jan Chrzciciel wyznaje w swej skromności i prawdzie, że nie jest on tym ‘oczekiwanym’: Mesjaszem. W swej pokorze umie odejść w cień, żeby Chrystus mógł wejść na widownię jako przyszły „Baranek Boży”, by spełnić misję „Sługi Bożego za grzechy świata”:

„Potrzeba, by On wzrastał (Jezus Chrystus),
a ja się umniejszał (słowa Jana Chrzciciela)(J 3,29).

W tej sytuacji Jan Chrzciciel nie waha się – z powołaniem się na objawiającego mu to Ducha Świętego – ukazać i tym samym proklamować Jezusa jako Syna Bożego:

„Nazajutrz zobaczył (Jan Chrzciciel) Jezusa, nadchodzącego ku niemu, i rzekł:
Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata. To jest Ten, o którym powiedziałem: po mnie przyjdzie Mąż, który mnie przewyższył godnością, gdyż był wcześniej ode mnie (preegzystencja Chrystusa w Trójcy Świętej: zob. J 1,18).
– ... Ten, który mnie posłał (Bóg), abym chrzcił wodą, powiedział do mnie:
Ten, nad którym ujrzysz Ducha zstępującego i spoczywającego nad Nim,
jest Tym, który chrzci Duchem Świętym
.
Ja to ujrzałem i daję świadectwo, że On jest Synem Bożym’ ...” (J 1,29-34).

Jan Ewangelista pisze w bezpośrednim ciągu dalszym:

„Nazajutrz Jan znowu stał w tym miejscu wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: Oto ‘Baranek Boży’.
Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem.
Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich:
Czego szukacie?’
Oni powiedzieli do Niego: ‘Rab! – to znaczy: Nauczycielu – gdzie mieszkasz?’
Odpowiedział im: ‘Chodźcie, a zobaczycie’.
Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego.
Było to około godziny dziesiątej (ok. 16.00 naszego czasu).
Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana (Chrzciciela) i poszli za Nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: ‘Znaleźliśmy Mesjasza’ – to znaczy: Chrystusa.
I przyprowadził go do Jezusa.
A Jezus wejrzawszy na niego rzekł:
Ty jesteś Szymon, syn Jana. Ty będziesz nazywał się Kefas’ – to znaczy: Piotr (Skała)(J 1,35-42).

Czy psychotechniki

Opis Ewangelii toczy się dalej. Mowa jest o dalszych powołaniach do najbliższego grona uczniów Chrystusa. Wypada podsumować narzucające się spostrzeżenia już tej cząstki przytaczanej relacji Janowej.

„... ‘Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą’.
Jezus odpowiedział: ‘Zaprawdę powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym’ ...” (Mk 10,28nn).

W oczekiwaniu na dobrowolną decyzję

Na tym tle widać diametralną różnicę metod werbowania i indoktrynacji stosowanych w sektach – a w powoływaniu do naśladowania siebie, stosowanym przez Mistrza z Nazaretu. Tu jest wszystko jednym wielkim odwołaniem się do wolności woli. W przypadku Jezusa, wewnętrzna wolność kandydata zostaje nie tylko w pełni uszanowana, ale od niej wszystko się zaczyna i na niej też się kończy.
– Jezus przez cały czas daje aż nadto wyraźnie do poznania, że nigdy nie dopuści do tego, żeby ktokolwiek miał się stać niewolnikiem w Jego służbie. Powołanie nie tylko w niczym nie uszczupli osobistej godności, lecz przeciwnie, staje się wyzwoleniem energii ku coraz dojrzalszemu rozkwitowi zdolności samo-stanowienia oraz coraz pełniejszego władania swoją samo-świadomością. Z tego względu trzeba nazwać podążanie śladami Jezusa jako najwyższej promocji ludzkiej osoby i szansy pełnego rozkwitu wszystkich ludzkich możliwości. Widocznym świadectwem tak pojętego pełnego rozwoju człowieczeństwa staną się wszyscy po kolei Święci Kościoła Chrystusowego.

(7.3 kB)
Św. Matka Maria Teresa z Kalkuty – w służbie najuboższych i umierających. Otrzymała nagrodę Nobla. Współdziałała ściśle z Janem Pawłem II modlitwą i czynem.

Jezus nigdy nie przymusza do pójścia za sobą. Będzie zapewne nalegał, by przyjąć wezwanie do przyłączenia się do Jego grona. Nigdy jednak nie stanie się to za cenę manipulowanego wymuszenia zgody ze strony powoływanego.
– Z kolei zaś Jezus pozostawi każdemu pełną swobodę opuszczenia Go w każdej chwili.

Wyrazem tego jest chociażby Janowa relacja o reakcji wielu ze słuchaczy na słowa Jezusa zapowiadające ustanowienie Eucharystii: tajemnicy spożywania Jego Ciała i Krwi. Słowa Jezusowe stawały się nie tylko trudne same w sobie, ale odbiegały tak dalece od ‘normalności’, iż niektórzy posądzali Go o chorobę psychiczną (por. J 10,20; 7,5.12 ), podczas gdy inni rozgłaszali opinię, że jest On „opętany przez złego ducha” (J 7,20; 8,48.52; 10,20). Jedno i drugie twierdzenie musiało być dla Syna Człowieczego szczególnie dojmująco bolesne.

W tej sytuacji szeregi Jego uczniów zaczęły się mocno przerzedzać. Umiłowany Uczeń wspomina:

„Rzekł do nich Jezus: ‘Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie.. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym ...’ ...
– A spośród Jego uczniów, którzy to usłyszeli, wielu mówiło: ‘Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?’ ... Odtąd wielu uczniów Jego się wycofało i już z Nim nie chodziło.
– Rzekł więc Jezus do Dwunastu:
Czyż i wy chcecie odejść?’ Odpowiedział Mu Szymon Piotr:
Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia – Wiecznego! A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga (tytuł Mesjasza: por. Mk 1,24)’ ...” (J 6,53n.60.66-69).

Widzimy tu jednoznacznie: Jezusowy styl ‘werbowania’ do swego grona nie ma w sobie nic wspólnego z szantażem, zatrzymywaniem przy sobie na siłę, osaczaniem jego wolności, czy też manipulowanym zmienianiem jego podświadomości i świadomości dla uczynienia z niego bezwolnego narzędzia, które ślepo wykonuje rozkazy swego ‘guru’.

F.
RADYKALIZM
EWANGELII JEZUSA

Ozdobnik

Jezus – czy najbliżsi?

Tenże Jezus, który niezmiennie stawia na wolność powoływanych, nie ukrywa faktu, że znalezienie się w Jego bezpośrednim gronie zakłada decyzję na przyjęcie Ewangelii w całym jej radykalizmie. Niejedno sformułowanie etyczne brzmiało i nadal brzmi w ustach Mistrza z Nazaretu – powiedzieć by można – surowo: jako wymóg radykalny i niełatwy do wprowadzenia w czyn.
– Czy byśmy w tym wypadku mieli do czynienia z psychotechniką, która mniej lub więcej perfidnie dąży do zawładnięcia umysłowością i wolą człowieka? Przyjrzymy się – znów jedynie przykładowo – niektórym z radykalnie brzmiących warunków stawianych przez stającego przed nami Rab z Nazaretu. Dotyczą one zwykle wszystkich w ogóle ludzi, którzy pragną znaleźć się w zasięgu Jego błogosławionego promieniowania. Niemniej tym bardziej będą się one odnosiły do grona tych, których Jezus upatrzy sobie jako swoich niejako ‘mundurowych’: gwardię przyboczną. Jezus oczekuje wciąż całkowitości daru osoby, płynącego z najgłębszego przekonania i wyboru woli, która wie, co czyni i dlaczego na coś się decyduje.

Niejeden warunek, jaki Jezus stawia swym uczniom, może wydawać się zrazu niezwykle trudny do zrozumienia i naśladowania. Dotyczy to m.in. miejsca w swym życiu, jakie uczeń rezerwuje dla Jezusa – w zestawieniu z najbliższymi członkami własnej rodziny. Oto jedna z takich wypowiedzi Jezus. Dotyczy ona w tym wypadku wszystkich potencjalnych uczniów, czyli nie tylko tych z grona Dwunastu:

„A szły z Nim (Jezusem) wielkie tłumy. On zwrócił się i rzekł do nich:
Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści
swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego,
nie może być Moim uczniem’
...” (Łk 14,25n; zob. Mt 10,37).

Słowa te brzmią szokująco. Co to ma znaczyć: mieć ‘w nienawiści ...’? Mamy przed sobą jedno z typowych miejsc, gdzie dla właściwego zrozumienia tekstu trzeba uciec się do całokształtu orędzia Pisma świętego i Ewangelii, m.in. do wielu miejsc, w których Chrystus bardzo jasno stawia wymóg miłości Boga i bliźniego, a nawet nieprzyjaciół – jako podstawowy warunek przynależności i znak rozpoznawczy Jego uczniów (zob. J 13,34n; miłość nieprzyjaciół: Mt 5,44; Łk 6,27.35).
– Apostołowie, ale i w ogóle chrześcijanie bardzo dobrze zrozumieli ten wymóg Odkupiciela (zob. Rz 12,14.20; 1 P 3,9; 1 Tes 5,16). Obowiązująca jest zawsze tradycja apostolska, uwzględniająca analogię wiary i zmysł wiary (zob wyż.: W Poszukiwaniu Chrystusa dziś – wraz z dalszym kontekstem).

W przypadku omawianego tekstu, wyjaśnienie zrazu szokującego określenia jest nietrudne. Język hebrajsko-aramejski był ubogi w słownictwo. Do dyspozycji mamy wydanie jedynie greckie Ewangelii, będące już przekładem z języka aramejskiego, którym mówił Jezus. Tekst paralelny wypowiedzi Jezusa zapisany przez Mateusza w pełni wyjaśnia sens owych słów. Brzmi on w tym wypadku: „Kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien” (Mt 10,37).
Jezus wyraża tu osobowo to, co jest treścią innej Jego wypowiedzi:

„Starajcie się naprzód o Królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość,
a to wszystko będzie wam dodane” (Mt 6,33).

Uczniowie Chrystusa i Kościół pierwotny niebawem zrozumieją dokładniej, iż owo ‘Królestwo Boże’ – to sam Jezus Chrystus. Jezus mówi o sytuacjach, gdy uczeń Jego staje na rozdrożu i musi dokonać wyboru: ‘za’ czy ‘przeciw’ Chrystusowi czyli samemu Bogu i Bożemu przykazaniu. I tak, gdy ktoś wybierze popełnienie grzechu, np. żeby tylko nie urazić męża czy żonę, ojca czy matkę, narzeczonego czy narzeczoną itp. – odrzuca tym samym Boga i Boże przykazanie. Innymi słowy stawia on człowieka – chociażby tego najbliższego, ponad Jezusa. Tym samym dokonuje wyboru nie za życiem wiecznym, lecz potępieniem wiecznym. Zachowanie jego staje się wyparciem się, względnie ‘wstydzeniem się’ jednoznacznego stawania po stronie Chrystusa.

Jezus mówi o takiej sytuacji następująco:

„Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi,
przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie.
Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi,
tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie” (Mt 10,32n; por. Łk 9,26).

Chodzi tu nie tylko o perspektywę ewentualnego męczeństwa, kiedy sytuacja będzie wymagała gotowości złożenia świadectwa nawet krwi, lecz i o życie na co dzień układane zgodnie z przyjętymi Bożymi Przykazaniami.

Krzyż na co dzień

Innym bardzo radykalnie brzmiącym warunkiem, jaki Chrystus stawia przed tymi, którzy chcą znaleźć się w Jego bliskości, to decyzja wzięcia krzyża na siebie. Jest to warunek niewątpliwie niełatwy do zrozumienia, a jeszcze trudniej do wprowadzania go na co dzień w życie. A przecież jest to punkt wyjścia i cena znalezienia się w gronie uczniów Jezusa. Oto Jezusowe słowa:

„Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną,
nie jest Mnie godzien” (Mt 10,38).

Św. Łukasz przytacza te same słowa z nieco inną końcówką: „... nie może być moim uczniem” (Łk 14,27). Słowa te musiały działać na ówczesnych słuchaczy wstrząsająco. Zdawano sobie sprawę, co to znaczy: kaźń śmierci na krzyżu, łącznie z torturami, jakim skazańca poddawano zanim go w wykonaniu wyroku śmierci – w ‘ostatnim punkcie’ procedury przybijano do krzyża, ewentualnie potem ponadto jeszcze ‘dobijano’.

U ludzi tamtych czasów, a i współczesnych, pojawiało się zapewne pytanie: czyżby uczeń Chrystusa miał szukać krzyża, lub ogólniej: ‘cierpień dla cierpień’? Człowiek będzie się wzdrygał w obliczu takiej perspektywy. Czy jednak Jezus nie mówi bardzo jednoznacznie, że to ‘wzięcie swego krzyża’ ma oznaczać w pierwszym rzędzie ‘podążanie śladami Chrystusa’, czyli tymi, które On pierwszy przedeptał? W takiej perspektywie, ów ‘krzyż’ staje się natychmiast ‘lżejszy’.

(5.5 kB)
Żniwo wprawdzie wielkie, ale pracowników mało! Proście Pana żniwa, aby wyprawił pracowników na swoje żniwo (Łk 10,2).
– W ustach Jezusa jest to punkt wyjścia do uświadomienia Apostołom i uczniom konieczności modlitwy o nowych pracowników do posługi przy żniwie Bożym dusz ludzkich.

Nasuwa się jednak zaraz też dalsza refleksja: Jezus najmniejszym słówkiem nie każe kochać-szukać cierpień-dla-cierpień! Mamy natomiast zachowywać się tak, jak i On się zachowywał. Jezus nigdy cierpień nie szukał. On sam siebie nie ukrzyżował, lecz dał się ukrzyżować. W przypadku niesprawiedliwego potraktowania Go umiał się upomnieć o swoją godność, chociażby w chwili gdy został przed Sanhedrynem spoliczkowany (J 18,22n).

Tak umiał postąpić i św. Paweł (zob. np. Dz 16,37nn; 25,11). W przypadku jednak, gdy chodziło o danie świadectwa życia ze swej przynależności do Chrystusa, nie uchylał się Paweł od żadnych konsekwencji bycia uczniem Ukrzyżowanego. Sam powiada o sobie, iż był wielokrotnie więziony, chłostany, biczowany, kamienowany (2 Kor 11,24-33). Wie on co mówi, gdy pisze do swych umiłowanych Galatów o porywających – ale i dramatycznie trudnych konsekwencjach swego powołania na Apostoła:

„Co do mnie, nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego,
jak tylko z Krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa,
dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata ...
Odtąd niech już nikt nie sprawia mi przykrości:
przecież ja na ciele swoim noszę blizny, znamię przynależności do Jezusa” (Ga 6,14.17).

W tym samym Liście do gmin chrześcijańskich w Galacji, które są jego radością i bólem zarazem, wyznaje:

„Razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża.
Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus.
Choć nadal prowadzę życie w ciele,
jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego,
który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie.
Nie mogę odrzucić Łaski danej przez Boga” (Ga 2,19nn).

Zauważamy, że życie ucznia Chrystusowego staje się ciągłym zdawaniem ‘egzaminu’ z jakości miłości względem Boga i bliźnich.
– Wybór miłości względem kogoś bliskiego, chociażby tego najbliższego, jakim są małżonkowie dla siebie, dzieci dla rodziców i na odwrót itp. – bardziej niż miłości do Chrystusa, jest zawsze aktem anty-miłości, a nie miłości w właściwym znaczeniu. Bo i względem tego ‘bliźniego’, postawionego w tym wypadku dopiero na drugim miejscu, staje się ten dramatyczny wybór: najpierw Chrystus i Boże przykazania – wyrazem najwyższej właśnie miłości, która niesie Boże skarby łaski.

Kogo się bać

Inną radykalną perspektywę wyraża Jezus w znamiennych słowach, dotyczących tego: kogo i czego należy się bać – czy też nie bać. Jezus powiedział:

„Lecz mówię wam, przyjaciołom Moim:
Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a potem nic więcej uczynić nie mogę.
Pokażę wam, kogo się macie obawiać:
bójcie się Tego, który po zabiciu ma moc wtrącić do piekła.
Tak, mówię wam: Tego się bójcie” (Łk 12,4n; por. Mt 10,28).

Również ta wypowiedź dotyczy wszystkich uczniów Chrystusa, a nie samych tylko tych ‘wybranych’, ‘mundurowych’. Jezus ostrzega, a jednocześnie dodaje otuchy i zachęca do przetrwania w razie potrzeby nawet i śmierci. Ukazuje zarazem właściwą hierarchię wartości tego, co każdego spotyka. Nie sam w sobie ‘ból’ i cierpienie, choroba i nędza, ani nawet tortury i śmierć są największym złem! Prawdziwym złem stałaby się dopiero utrata życia wiecznego.
– Toteż Jezus mówi w innych okolicznościach:

„Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek,
choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł?
Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?
Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego ...
i wtedy odda każdemu według jego postępowania” (Mt 16,26n).

Końcówka przytoczonych słów Jezusa ukazuje zarazem Chrystusa jako Boga-Sędziego.

Taką samą hierarchię wartości ukazują słowa Jezusa z nocnej rozmowy z Nikodemem:

„Tak bowiem Bóg umiłował świat,
że Syna swego Jednorodzonego dał,
aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął,
ale miał życie wieczne”
(J 3,16).

Jezus wyraża tu najgłębszy motyw, dla którego przyszedł na ziemię – jako dany-wydany w tym właśnie celu przez Ojca Niebieskiego.
– Jako Boży Syn przebywał On dotąd w łonie Ojca. Z tej racji może „opowiedzieć” i zaświadczyć o tym, kto to jest Bóg, jaki On jest oraz z jakim Bóg nosi się zamysłem względem swego żywego Obrazu: mężczyzny i kobiety (por. J 1,18b).

(17 kB)
Może z licznej rodziny – prędzej wyjdzie jakieś powołanie czy to do kapłaństwa, czy do życia zakonnego: u któregoś z chłopców, a może dziewcząt, która by poświęciła życie swoje w życiu klasztornym? Modlić się wciąż trzeba o powołania, bo sam PAN żniwa to gorąco sugeruje i o to wyraźnie prosi: by Bóg wysłał pracowników do swoich żniw.

Jezus nie przyszedł po to, by człowieka uwalniać z nędzy fizycznej, z chorób, biedy finansowej, struktur niesprawiedliwości społecznej. Te cele zawarte są w przyjściu Syna Bożego jedynie pośrednio. Natomiast zasadniczym celem Jego zstąpienia z nieba to pozytywny wydźwięk tego, co wyrażone jest w słowa:
„... aby nie zginął, ale miał – życie wieczne” (J 3,16).

W jeszcze inny sposób wyraził Jezus tę samą rzeczywistość w słowach:

„Bo kto chce zachować swoje życie
(gr. psyché; hebr. fesz: życie; moje ‘JA’ zamiennie zamiast zaimka osobowego),
straci je;
a kto straci swe życie z Mego powodu, znajdzie je” (Mt 16,25; por. J 12,25).

Sianie zgorszenia

Jeszcze inną, niezwykle radykalnie brzmiącą wypowiedzią Jezusa są Jego słowa w związku z odpowiedzialnością za ‘grzechy cudze’ oraz sianie zgorszenia. Jezus stawia tę sprawę niezwykle ostro:

„Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie,
temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza.
Biada światu z powodu zgorszeń! ...
– Otóż jeśli twoja ręka lub noga jest dla ciebie powodem grzechu,
odetnij ją i odrzuć od siebie.
Lepiej jest dla ciebie wejść do życia ułomnym lub chromym,
niż z dwiema rękami lub dwiema nogami być wrzuconym w ogień wieczny.
– I jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie.
Lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do życia,
niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła ognistego” (Mt 18,6-9).

Mamy przed sobą dwie nieco różniące się, bardzo radykalnie sformułowane wypowiedzi Jezusa.
– Pierwsza dotyczy kwestii grzechów cudzych oraz zgorszenia, jakie ktoś daje. Jako ofiary zgorszenia wymienione są dzieci, zwykle bezbronne w obliczu mechanizmów psychotechnicznych, jakimi są poddawane, gdy widzą zły przykład dorosłych, a także rodziców na co dzień.
– Problem ‘zgorszenia’ trzeba rozpatrzyć oczywiście na tle całokształtu wypowiedzi biblijnych w tym względzie. Chodzi niewątpliwie o ‘zgorszenie’ mniej lub więcej równoznaczne z kuszeniem do apostazji od Boga, tzn. odstępstwa od Boga, chociażby to nie było aż tak ostro i niedwuznacznie sformułowane. Tak zaś trzeba określić wszelkie kuszenie-namawianie do jakiegokolwiek grzechu.
(Zagadnienie zgroszenia – jako kuszenia do apostazji, zob. dokładniej w nawiązaniu do problematyki kuszenia do gender: Zgroszenie zwłaszcza dzieci: uczyć jak odejść od Boga).

Tego zagadnienia dotyczą niezwykle surowe wypowiedzi Jezusa o „fałszywych prorokach”, którzy przychodzą w „owczej skórze” (zob. Mt 7,15). Jezus nawiązuje do „proroków fałszu”, jakich nie brakowało w czasach Starego Testamentu: ludzi podających się za posłanych z określonym Słowem Bożym przez Boga, podczas gdy Bóg ich żadną miarą nie posyłał, a oni stali się narzędziami odstępstwa od Boga Prawdy (por. Jer 5,31; 14,14; 23,25; 29,8).

Postępowaniu wobec proroków fałszu poświęcony jest cały rozdział w Pentateuchu Mojżesza: Księgi Powtórzonego Prawa, rozdz. 13. Wydźwięk jego jest równie surowy, jak radykalnie brzmią słowa Jezusa. Proroka ‘fałszu’, który kusi do odstępstwa od Jahwe, należy według prawodawstwa Mojżeszowego zgładzić, tzn. ukamienować:Ponieważ usiłował cię odwieść od Boga twojego, Jahwe” (Pwt 13,2-12).
– Warto przeczytać cały ten rozdział Starego Testamentu (Pwt 13; zob. dopiero co wyżej podany link dotyczący indoktrynacji ideologii ‘gender’) – w obliczu dzisiejszego zalewu gorszących reklam i wszelkiego porno-biznesu rozpowszechnianego m.in. wśród dzieci i młodzieży.
– Tym bardziej dotyczy to faktów, gdy łamanie Przykazań Bożych i wszelkie zwyrodnienia przedstawia się jako sprawę ‘postępu-kultury’.

G.
PROMIENIOWANIE
BÓSTWEM

Ozdobnik

1. Przyciągnę wszystkich ...

Przyciąganie sercem

Mamy na względzie wciąż Jezusa jako powołującego do swej bliskości. Zauważamy, że Jezus przy całym radykalizmie wymogów, jakie stawia zapraszanym do naśladowania siebie, nie odstrasza, lecz przeciwnie – wywiera zdumiewające wewnętrzne przyciąganie. Trudno inaczej wytłumaczyć zbierające się wokół Jezusa tłumy, o których Ewangelie raz po raz wspominają.
– Pojawia się pytanie: Co sprawiało, że za Jezusem kroczyły owe tłumy, trwając przy Nim nieraz całymi dniami i chłonąc Jego słowa?

Wiedziano o Nim, że pochodzi z ubogiej rodziny w Nazarecie. Miejscowi ludzie znali dobrze Jego samego.
– Niewątpliwie doskonale sobie przypominano Józefa, męża Maryi. On już zapewne nie żył w momencie, gdy Jezus rozpoczynał działalność publiczną.

Wszyscy doskonale znali matkę Jezusa – Maryję. A także Jego krewnych. Trudno nie przyjąć, by kapłani Jerozolimscy za dni publicznej działalności Jezusa nie przypominali sobie dobrze tej nie tak jeszcze dawno wiodącej, nie narzucającej się dziewczyny: Miriám: Maryi, Matki Nazarejczyka. Była ona od swego Bożego Syna starsza o jakieś 12-13 lat – zgodnie z podówczas w tamtych stronach przyjętym wiekiem wychodzenia za mąż.
– Maryja zapewne służyła w swym dzieciństwie z bliska w świątyni w Jeruzalem. Chociażby poprzez jej bliskich krewnych: Zachariasza kapłana i jego żony Elżbiety, starszej cioci Maryi, którą Maryja na pewno bardzo kochała.

O krewnych Jezusa, tych znanych z Nazaretu, jest niejednokrotnie mowa w Ewangeliach. Krewni ci byli chwilami przerażeni, co ten Jezus ‘wyprawia’! Usiłowali odwieść Go od wystąpień nauczycielskich. Zdawali sobie dobrze sprawę, że są one niesłychanie ryzykowne. Zachowanie zaś ich krewnego, Jego czyny i niespotykane słowa oraz komentarze – odbiegały tak dalece od normalnego, spokojnego, religijnie bezkonfliktowego życia w Nazarecie, że działały na nich szokująco, wyzwalając często nietrudną do przewidzenia reakcję gniewu, a zapewne i zazdrości (por. J 7,5; Mt 13,53-58; Mk 6,2n).

A przecież ten właśnie syn „cieśli” (Mk 6,3), o którego wykształceniu nikt nic nie wiedział (por. J 7,15), promieniował zdumiewającą wiedzą i bystrością w sprawach – jak sam mawiał – „Ojca swego” już jako 12 letni młodzieniec (por. 2,46;52). Co prawda gdy u progu swej działalności ‘publicznej’, po jej inauguracji w Judei po chrzcie od Jana, wrócił na krótko do rodzinnego Nazaretu, Jego pierwsze wystąpienie w tamtejszej synagodze jedynie ‘cudem’ nie skończyło się zamordowaniem Go przez strącenie z góry (Łk 4,16-30). Stało się to za sam fakt, iż po lekturze proroka Izajasza powiedział: „... Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli” (Łk 4,21). Ewangelista notuje jednak, że początkowo wszyscy byli pod urokiem tego – zdawałoby się – niczym dotąd nie wyróżniającego się ich rodaka: „A wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym wdzięku słowom, które płynęły z ust Jego” (Łk 4,22).

Nieodparty autorytet

Sądząc nawet tylko po ludzku, Jezus musiał wywierać nieodparty urok swoją osobowością. Ludzie nie umieli jej precyzyjnie określić. Któż by się ośmielił wysunąć myśl, że osoba, z którą się spotykają, jest OSOBĄ Boga!? Ludzie wyczuwali natomiast niezaprzeczalnie, że od tego Rab z Nazaretu bije niezwykły autorytet. Narzucał się on nieodparcie z każdego słowa i każdego zdania, jakie Jezus wypowiadał – chociażby w swej „Magna Charta ewangelicznej moralności” (VSp 15), jak Jan Paweł określi Jezusowe „Kazanie na Górze” (Mt 5-7). Któż z ludzi zdobyłby się na odwagę, by przemawiać z tak zdumiewającym, a niepodważalnym autorytetem, wydając niezwykłe, wiążące i ostateczne oceny, a raczej bezwzględnie konieczne korekty do narostów, jakie ówcześni duchowi przywódcy narodu pododawali do Bożych zaleceń i przykazań!

Jezus przesiewa niejako przez pryzmat odnowionego Bożego zamysłu przepisy Starego Testamentu, których właściwy sens ówcześni przywódcy Izraela swymi arbitralnymi modyfikacjami w pewnych wypadkach totalnie wypaczyli. Niemożliwe, żeby Jego słowa nie wzbudzały zdumienia, a może i przerażenia w przewidywaniu reakcji faryzeuszów i saduceuszów, do których one ponad wątpliwość docierały. Niemożliwe było zignorować spontanicznie pojawiające się pytanie: Kim w końcu jest ten człowiek? Skąd ten autorytet, jakim On przemawia? Jezus zaś bije jak młotem o kowadło:

„Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków.
Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. (...)
– Słyszeliście, że powiedziano przodkom:
Nie zabijaj ... – A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata ...
Słyszeliście, że powiedziano: Nie cudzołóż ... –
A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę ...
Powiedziano też: Jeśli kto chce oddalić swoją żonę ... –
A Ja wam powiadam: Każdy, kto oddala swoją żonę ...
Słyszeliście, że powiedziano:
Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził.
A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół ...! ...” (Mt 5,17.21.27.31.43).

Słowa te musiały działać jak grom z jasnego nieba. Kapłani świątynni i inni strażnicy próbowali niejednokrotnie interweniować: każdym razem jednak bez skutku.

Jezus nie mógł znieść, że z Domu Jego Ojca zrobiono „targowisko” (J 2,16). Skręconym biczem powypędzał baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły ich powywracał. Można sobie wyobrazić, jaki wtedy powstał krzyk i jakie były natychmiastowe reakcje zainteresowanych.
– W odpowiedzi na wysunięte żądanie o jakiś ‘znak’, mocą którego ośmiela się tak postępować, wskazał na swoje Ciało, określając je jako świątynię, którą w trzech dniach odbuduje (J 2,13-22).

Przeciwnicy Jego raz po raz musieli stwierdzić z zażenowaniem, że nie są w stanie sprostać Jego kontr-pytaniom w odpowiedzi na ich pytania – zgodnie z podówczas przyjętym sposobem argumentowania. Nie pomagało wysyłanie coraz innej ekipy wysłańców z przemyślanymi, podchwytliwymi pytaniami, które miały tego Rab z Nazaretu wprowadzić w ‘ślepy zaułek’ i zakłopotanie.

Tak było np. w przypadku zadanego Mu pytania o pochodzenie ‘chrztu Janowego’ (Mt 21,23-27).

(12 kB)
Druga Boża Osoba: Jezus Chrystus – w dwóch naturach: ludzkiej i Bożej, sprzęgniętych JEDNĄ jedyną Osobą: Osobą Bożą. Boża natura jest TĄ SAMĄ: Ojca i Syna, i Ducha Świętego.

Innym razem, niedługo przed Jego męką, obecni w dyskusji arcykapłani i faryzeuszu zorientowali się niebawem, że przypowieść Jezusa o przewrotnych dierżawcach winnicy (Mt 21,33-44) dotyczy właśnie ich – dyskutantów. Mateusz zapisuje:

„... Poznali, że o nich mówi.
Toteż starali się Go pochwycić, lecz bali się tłumów,
ponieważ miały Go za proroka” (Mt 21,45n).

Podobny był finał podchwytliwie Jezusowi zadanego pytania o płacenie podatku (Mt 22,15-22).

Jakże miał nie wzruszać i nie przyciągać ten Rab z Nazaretu, który:

„... obchodził wszystkie miasta i wioski.
Nauczał w tamtejszych synagogach, głosił Ewangelię Królestwa
i leczył wszystkie choroby i wszystkie słabości.
A widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi,
bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza” (Mt 9,35nn).

Musiał On wywierać niezwykłe wewnętrzne promieniowanie, skoro tłumy lgnęły do Niego, trwając przy Nim i chłonąc Jego pouczenia, tak iż Ewangelista notuje:

„Lecz Jezus przywołał swoich uczniów i rzekł:
Żal Mi tego tłumu. Już trzy dni trwają przy mnie,
a nie mają co jeść.
Nie chcę ich puścić zgłodniałych, żeby kto nie zasłabł w drodze’
...” (Mt 15,32).

Sami Jego przeciwnicy, dodatkowo zazdrośni w związku z niebywałym autorytetem Jezusa z Nazaretu, musieli oddać hołd wewnętrznej sile przyciągania, jaka z Niego biła. Tak było chociażby wtedy, gdy Jezus przemawiał w Święto Namiotów, pół roku przed swą śmiercią i coraz więcej ludzi uznawało Go za Mesjasza. Ewangelista mówi:

„Kapłani więc wraz z faryzeuszami wysłali strażników celem pojmania Go ... Niektórzy chcieli Go nawet pojmać, lecz nikt nie odważył się podnieść na Niego ręki. Wrócili więc strażnicy do kapłanów i faryzeuszów, a ci rzekli do nich: ‘Czemuście Go nie pojmali?’
Strażnicy odpowiedzieli: ‘Nigdy jeszcze nikt nie przemawiał tak jak ten człowiek przemawia’ ...” (J 7,32.44-46).

Pomimo radykalizmu głoszonego Słowa Bożego, wszyscy wyczuwali, że ten Rab nie uprawia demagogii! On nigdy nikogo nie zniewalał. Przeciwnie: wyzwalał w przedziwny sposób miłość do Boga i miłość do bliźniego, ani przez moment nie przesłaniając widoczności Boga. Ci którzy szczerym sercem Go słuchali, dostrzegali Jego gorące, kochające serce, w którym nie było miejsca na jakąkolwiek – na co dzień u ówczesnych przywódców narodu spotykaną obłudę. Wyczuwano Jego wciąż przejrzystą intencję, za którą kryła się miłość bezinteresowna, nie oglądająca się na ludzki wzgląd (por. Mt 22,16), ani na własną korzyść. Wszyscy byli niemal na co dzień świadkami, jak ten Mistrz z Nazaretu ‘narażał się’ na najgorsze – w imię miłości dla Boga, którego nazywał swoim osobistym Ojcem; ale i w obronie swych bliźnich. Był to niezbity argument za bezinteresownością Syna Człowieczego.

Nic dziwnego, że tylko ten Rab mógł powiedzieć o sobie: „Kto z was udowodni Mi grzech?(J 8,46). I tylko On mógł zapowiedzieć o sobie, w nawiązaniu do rodzaju śmierci, a raczej dobrowolnego daru swego życia: „A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie” (J 12,32).

2. To jest ... BÓG !

Przezierająca Boża Osoba

Nadal zastanawiamy się nad Jezusem powołującym do swej bliskości. Ówcześni ludzie, spotykający się z tym Rab z Nazaretu, widzieli przed sobą oczywiście człowieka jako człowieka. Zapewne i do Apostołów wcale nie tak łatwo i nie tak prędko docierała świadomość, że ten ich Mistrz – to nie tylko prawdziwy jedynie człowiek, lecz tym bardziej prawdziwy Bóg. Tymczasem właśnie dlatego: jako prawdziwy Bóg-Człowiek – mógł On przemawiać autorytetem, któremu nikt nie był w stanie się przeciwstawić.

Któż by sądził, że coś takiego będzie możliwe, żeby prawdziwy Bóg przybrał postać prawdziwego człowieka? Choć cały Stary Testament, to jedno wielkie przygotowanie pod taki etap Bożego objawienia – łącznie z przygotowaniem nieodzownego do tego słownictwa teologicznego i biblijnego. Potrzeba było tylko jeszcze pojawienia się Osoby Jezusa Chrystusa, żeby te dotąd niejako ‘luźno’ krążące wątki objawienia starotestamentalnego scalić w jedno.

Jezus sformułował swoją misję i przedstawił siebie w nocnej rozmowie z ówczesnym teologicznie wykształconym dostojnikiem – faryzeuszem Nikodemem. Jezus powiedział wtedy o sobie: „Ten bowiem, kogo Bóg posłał, mówi Słowa Boże ...” (J 3,34). Wypowiadane przez Niego słowa nie tylko wyjaśniały dotychczasowe Boże słowa i Boże czyny-Ingerencje, lecz rzeczywiście BYŁY – Bożym Słowem, wypowiadanym ‘ludzką mową’ (por. DV 12a.13b).

Jest rzeczą jasną, że Jezus nie mógł przemawiać i działać inaczej, jak tylko jako Bóg-Człowiek naraz. Podłożem, na którym wyrasta działanie, jest zawsze natura. Jezus działa w dwóch naturach: Bożej i Ludzkiej. Obie one są jednak ‘sprzęgnięte’ jedną jedyną – Jego Bożą Osobą. Dlatego Jego działania, podobnie jak i Jego słowa, będą zawsze Bożo-Ludzkie (do tego zagadnienia przejdziemy jeszcze dokładniej w części V, rozdz. 5).

Któż by jednak mógł przypuszczać, iż ten przedziwny Rab z Nazaretu jest naprawdę zarówno Bogiem, jak i człowiekiem?! Trzeba będzie dopiero zmartwychwstania Jezusa Chrystusa – w półtorej doby po Jego okrutnym zamordowaniu na krzyżu, żeby nawet Apostołowie naprawdę uwierzyli, iż ten ich Mistrz i Pan – to aż Bóg! I dopiero dalszego tygodnia trzeba będzie, żeby z kolei ‘niewierny Tomasz’ znalazł się w sam raz w Wieczerniku wraz z pozostałymi Apostołami, żeby z całego jego jestestwa, przytłoczonego widokiem tak kochająco do niego się zwracającego Chrystusa, wypłynęło jego spontaniczne wyznanie wiary: „Pan mój i Bóg mój !” (J 20,28).

Niemniej w ciągu publicznej działalności Jezusa raz po raz dochodziło do sytuacji, kiedy to niemożliwe było nie uznać Jego Bóstwa. Mimo iż umysły otaczających Go tłumów trzymane były niejako na uwięzi, tak iż słuchający Jezusa – wniosku tego nie wyprowadzali formalnie ‘aż do końca’. Fakt iż ten Rab z Nazaretu mógłby być aż Bogiem, był czymś tak bardzo nieprawdopodobnym i zdawał się tak bardzo sprzeciwiać wierze w jedyność Boga, który jest przecież jednym Bogiem, ale w swych Trzech Osobach, że współcześni na samą myśl o takim raz po raz nasuwającym się wniosku uznawali go za straszliwe bluźnierstwo – i bali się formułować ten wniosek wyraźnie.

A oto wyrywkowo parę tego rodzaju sytuacji, z których nie mógł wynikać wniosek inny, jak tylko ten: iż Jezus Chrystus jest Bogiem – choć zarazem jak najbardziej prawdziwym, pełnym człowiekiem.

Ojciec mój ...

Od swej wczesnej młodości wyraża się Jezus o Bogu tak jednoznacznie jako o swoim Ojcu, że wypowiedzi te nie mogły budzić wątpliwości, jak On to rozumie. Świadczy o tym chociażby relacja Łukaszowa o pełnym bólu dla Maryi i Józefa zgubieniu 12 letniego Jezusa i Jego znalezieniu. Działo się to w świątyni w Jeruzalem, gdzie wokół młodego Jezusa zgromadziła się ówczesna elita duchowa narodu. Jezus zwraca się do swych krańcowo wyczerpanych rodziców ze zdumiewającymi słowami:

„Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym,
co należy do Mego Ojca?” (Łk 2,49).

Faryzeusze i ‘nauczyciele’ – Jego dyskutanci, puścili tę nie do przyjęcia wypowiedź młodzieńczego Jezusa – tym razem ... ‘płazem’. Chyba jedynie ze względu na jego młody wiek. Jezus jednak drastycznie jednoznacznie daje do poznania, że nie Józef jest Jego ojcem!
– Ale ponadto, że Świątynia, ‘własność’ i domena Jego Ojca – jest tym samym Jego ‘własnością’ i Jego domeną.

W okresie Jego publicznej działalności podobnych, a raczej coraz bardziej jednoznacznych wypowiedzi, wciąż jedynie przybywa. Jezus przeprowadza ostro odcinające się rozróżnienie między Bożym ojcostwem względem siebie – a pozostałych ludzi.
– Chociażby np. w owej zaciętej dyskusji z ówczesnymi przywódcami narodu, którą relacjonuje Jan w rozdz. 8, kiedy to chciano Jezusa na miejscu ukamienować za Jego utożsamianie się z Bogiem:

„Jeżeli Ja sam siebie otaczam chwałą, chwała moja jest niczym.
Ale jest Ojciec Mój, który Mnie chwałą otacza,
o którym wy mówicie: ‘Jest naszym Bogiem’, ale wy Go nie znacie.
Ja Go jednak znam. Gdybym powiedział, że Go nie znam,
byłbym podobnie jak wy – kłamcą.
Ale Ja Go znam i Słowo Jego zachowuję ...” (J 8,54n).

Podobne ostre rozróżnienie między Ojcostwem Boga w stosunku do Jezusa i pozostałych ludzi ukazuje Jezus w modlitwie, której nas nauczył na prośbę Apostołów:

„Wy zatem tak się módlcie:
Ojcze nasz, który jesteś w niebie, niech się święci Imię Twoje ....
– Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj ... – Przebacz nam ...
– Nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie ...” (Mt 6,9.11nn; por. Łk 11,2-4).

Spontaniczne wypowiedzi Jezusa o Bogu jako „swoim” Ojcu były zgodnie z pojmowaniem Boga przyjętym w ówczesnym nauczaniu uczonych w Prawie nie do przyjęcia. A Jezus ani razu nie tylko z nich się nie wycofuje, lecz przeciwnie, tym bardziej potwierdza swą jedność w Bóstwie z Ojcem. Oto wyrywkowo przykłady tego rodzaju wypowiedzi Tego, o którym w takich chwilach mówiono: ‘Czy to nie jest Jezus, syn Józefa, którego ojca i matkę my znamy? Jakże może On teraz mówić: ‘Z nieba zstąpiłem’ ...” (J 6,42):

„... ‘Ojciec Mój działa aż do tej chwili – i Ja działam’.
– Dlatego więc usiłowali Żydzi tym bardziej Go zabić, bo nie tylko nie zachowywał szabatu,
ale nadto Boga nazywał swoim Ojcem, czyniąc się równym Bogu” (J 5,17n).

„Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam:
Syn nie mógłby niczego czynić sam od siebie, gdyby nie widział Ojca czyniącego.
Albowiem to samo, co On czyni, podobnie i Syn czyni.
Ojciec bowiem miłuje – Syna i ukazuje Mu to wszystko, co On sam czyni ...
Albowiem jak Ojciec wskrzesza umarłych i ożywia, tak również i Syn ożywia tych, których chce.
Ojciec bowiem nie sądzi nikogo, lecz cały sąd przekazał Synowi ...
Kto słucha Słowa Mego i wierzy w Tego, Który Mnie posłał, ma życie wieczne
i nie idzie na sąd, lecz ze śmierci – przeszedł do Życia ...” itd. (J 5,19-24).

„Wszystko, co Mi daje Ojciec, do Mnie przyjdzie, a tego, który do Mnie przychodzi, precz nie odrzucę,
ponieważ z nieba zstąpiłem nie po to, aby pełnić swoją wolę, ale wolę Tego, który Mnie posłał.
To bowiem jest Wolą Ojca Mego, aby każdy, kto widzi Syna i wierzy w Niego, miał życie wieczne.
A Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym” (J 6,37-40).

„Kto spożywa Moje Ciało i Krew Moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim.
Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca,
tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie.
To jest Chleb, który z nieba zstąpił ...” (J 6,56nn).

„Oto Ja sam wydaję świadectwo o sobie samym
oraz świadczy o Mnie Ojciec, Który Mnie posłał.
Na to powiedzieli Mu: ‘Gdzie jest Twój Ojciec?’
Jezus odpowiedział: ‘Nie znacie ani Mnie, ani Ojca Mego.
Gdybyście Mnie poznali, poznalibyście i Ojca Mego’
...” (J 8,18n).

„Czyny, których dokonuję w Imię Mojego Ojca, świadczą o Mnie.
Ale wy nie wierzycie, bo nie jesteście z moich owiec.
Moje owce słuchają Mego głosu, a Ja je znam.
Idą one za Mną, i Ja daję im życie wieczne.
Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki.
Ojciec Mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich.
I nikt nie może ich wyrwać z ręki Mego Ojca.
Ja i Ojciec – Jedno jesteśmy’.
– I znowu Żydzi porwali kamienie, aby Go ukamienować ...” (J 10,25-31).

W konkluzji stwierdza Jan Ewangelista:

„Chociaż jednak uczynił On (Jezus) przed nimi tak wielkie znaki,
nie uwierzyli w Niego ...
Niemniej jednak i spośród przywódców wielu w Niego uwierzyło,
ale z obawy przed faryzeuszami nie przyznawali się,
aby ich nie wyłączono z synagogi.
Bardziej bowiem umiłowali chwalę ludzką aniżeli chwałę Bożą ...
– Jezus zaś tak wołał: ‘... A jeżeli ktoś posłyszy słowa Moje,
ale ich nie zachowa, to Ja go nie sądzę ...
Kto gardzi Mną i nie przyjmuje słów Moich,
ten ma swego sędziego:
Słowo, które powiedziałem, ono to będzie go sądzić
w dniu ostatecznym.
Nie mówiłem bowiem sam od siebie, ale Ten, który Mnie posłał, Ojciec, On Mi nakazał, co mam powiedzieć i oznajmić.
A wiem, że przykazanie Jego jest życiem wiecznym’ ...” (J 12,37.42-44.47-50).

Takich słów nikt z ludzi użyć nie może. Jezus wypowiada je, angażując w tym momencie niezwykle mocno podkreślaną samo-świadomość odnośnie do ich prawdy. Potwierdza je zarazem dokonywanymi „znakami”, które oznaczają z reguły to, co dzisiaj określamy mianem ‘cudu’.

Samo-objawienie siebie jako Boga

Jezus nie przyjął stylu samo-objawiania siebie jako Boga poprzez zapowiedź uroczystego zebrania ludzi, na którym by siebie przedstawił jako Syna Bożego. Przyjął styl bardzo skromny, zgodnie z zapowiedziami chociażby Izajasza o Mesjaszu, który wyraża się o Jego przyjściu:

„Nie będzie się spierał ani krzyczał ...
Trzciny zgniecionej nie złamie ...” (Iz 42,1-4; zob. Mt 12,19n).

Jezus mówi – i działa. Siebie i swoją misję objawia jako apel skierowany pod wolną wolę. Daje jej szansę, by się domyśliła, że jest rzeczą niemożliwą, by tak mówić i działać mógł jedynie człowiek, a nie Bóg działający w Jego Człowieczeństwie.
– Oto na wyrywkę parę takich sytuacji.

„... ’Nauczycielu Dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?’
Jezus mu rzekł: ‘Czemu nazywasz Mnie Dobrym?
Nikt nie jest Dobry, tylko sam Bóg’ ...” (Mk 10,17n).

Czy Jezus nie podpowiada tu młodzieńcowi konkluzji, jaka się sama przez się nasuwa? Jezus uświadamia młodzieńcowi po linii jego własnego myślenia: Ty sam, chłopcze, stwierdzasz, że z natury swej Dobrym jest sam tylko Bóg. Ty zaś zwracasz się do Mnie: Nauczycielu Dobry... ! Otwórz oczy! Otwórz serce! Stoisz właśnie przed ... Bogiem! Tym jedynym: Dobrym!

Czy wspomniany młodzieniec wniosek taki wyprowadził? Każdy z trzech Ewangelistów, którzy o tym wydarzeniu donoszą, wspomina, iż pomimo że „Jezus spojrzał z miłością na niego” (Mk 10,21) w odpowiedzi na jego wyznanie, iż przez całe dotychczasowe życie przestrzegał Bożych przykazań (w. 20), reakcją na ukazaną mu bardziej zaangażowaną doskonałość, o co zresztą młodzieniec właśnie prosił, stało się:
Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości” (Mk 10,22).
Nieprawdopodobne, by chłopiec ten nie odczuł w swym sumieniu, iż w tej chwili rozmija się dobrowolnie z Bogiem – bliskim na ‘wyciągnięcie dłoni’!

„Zaraz ... przynaglił uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, zanim odprawi tłumy. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na Górę, aby się modlić. (...) Łódź zaś była ... miotana falami, bo wiatr był przeciwny. Lecz o czwartej straży nocnej (3.00-6.00 nad ranem) przyszedł do nich, krocząc po jeziorze. Uczniowie (...) ze strachu krzyknęli. Jezus zaraz przemówił do nich:
‘Odwagi! To JA JESTEM, nie bójcie się!’
– Na to odezwał się Piotr: ‘Panie, jeśli to Ty JESTEŚ, każ mi przyjść do siebie po wodzie!’
A On rzekł: ‘Przyjdź !’
– Piotr wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie, podszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął:
Panie, ratuj mnie!’
Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: ‘Czemu zwątpiłeś, człowiecze małej wiary?’
– Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył.
Ci zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: ‘Prawdziwie jesteś Synem Bożym’ ...” (Mt 14,22-33).

(10 kB)
Przełożona Sióstr Dobrego Pasterza wśród najuboższych na misjach w cieniu wulkanu Mayon, południowe Filipiny. Podtrzymywanie na duchu małżeństw w trudnościach (Schweizerisches Katholisches Sonntagsblatt, nr 39 (30.IX.2001) str. 23).

Czy tu jeszcze trzeba komentarza? Nawet Apostołowie, jeśli pominąć tłumy słuchające Jezusowego nauczania, nie mogli nadążyć w swych sercach i umysłach za wydarzeniami, które przerastały ich pojętność. Ponad wątpliwość jednak wskazywały one na wciąż narzucający się wniosek: Ten ‘Człowiek’ – to Prawdziwy Bóg i Człowiek zarazem !

„Niech się nie trwoży serce wasze.
Wierzycie w Boga? – I we Mnie – wierzcie.
W Domu Ojca Mego jest mieszkań wiele. ...
Idę przecież przygotować wam miejsce.
A gdy odejdę – i przygotuję wam miejsce,
przyjdę powtórnie – i zabiorę was do siebie,
abyście i wy byli tam, gdzie JA JESTEM ...” (J 14,1-3).

Czy zauważamy, że w pierwszych przytoczonych słowach Jezus domaga się aktu wiary w siebie jako Boga? Takich słów nikt z ludzi wypowiedzieć nie może! Żeby je wyrazić, trzeba być: „Bogiem prawdziwym z Boga prawdziwego ...”!

Uzdrowienie stało się ‘sensacją’. Faryzeusze wszczynają urzędowe dochodzenie i przesłuchania. Domagają się od uzdrowionego, żeby uznał Jezusa za ‘grzesznika’, gdyż działo się to ... w szabat (J 9,14). Jan precyzuje zaraz:

„...Żydzi bowiem już postanowili, że gdy ktoś uzna Jezusa za Mesjasza,
zostanie wyłączony z synagogi” (J 9,22).

Chodzi o ekskomunikę, praktycznie równoznaczną z wyrokiem śmierci.
Uzdrowiony, który dotąd utrzymywał się jako żebrak, przyzwyczajony do ciętych odpowiedzi, doprowadza przesłuchujących go faryzeuszów swymi mądrymi, teologicznie zdumiewająco poprawnymi odpowiedziami – do pasji:

„Cały urodziłeś się w grzechach, a śmiesz nas pouczać? –
I precz go wyrzucili (rzucili na niego ekskomunikę-klątwę)(J 9,34).

A oto ciąg dalszy wydarzenia:

„Jezus usłyszał, że wyrzucili go precz, i spotkawszy go rzekł do niego:
Czy ty wierzysz w Syna Człowieczego?’
On odpowiedział:
A Któż to jest, Panie, abym w Niego uwierzył?’
Rzekł do niego Jezus:
Jest Nim Ten, którego widzisz i Który mówi do ciebie’.
On zaś odpowiedział: ‘Wierzę, Panie!’ – i oddał Mu pokłon” (J 9,35-38).

Występujący tu czasownik: ‘oddał Mu pokłon’ brzmi w oryginale greckim: pros-ekýnesen. Oznacza dosłownie: upadł na kolana i złożył hołd uwielbienia.
– Nie ulega wątpliwości, że Jezus objawił uzdrowionemu swoją godność Boską. On zaś odpowiedział na to samo-objawienie Chrystusa aktem najgłębszej wiary w obliczu Boga, któremu zarazem dziękuje za dar uzyskanego wzroku.

Ozdobnik

RE-lektura. Część III, rozdz.2:
Stadniki, 9.XI.2013.
Tarnów, 2.VII.2023.

(0,7kB)        (0,7 kB)      (0,7 kB)

Powrót: SPIS TREŚCI



E. JEZUS POWOŁUJĄCY
Jezus Król – Syn Boga
Powołanie Jana i innych
Czy psychotechniki
W oczekiwaniu na decyzję

F. RADYKALIZM EWANGELII JEZUSA
Jezus – czy najbliżsi ?
Krzyż na co dzień
Kogo się bać
Sianie zgorszenia

G. PROMIENIOWANIE BÓSTWAEM
1. Przyciągnę wszystkich ...
Przyciąganie sercem
Nieodparty autorytet
2. To jest ... BÓG !
Przezierająca Boża OSOBA
Ojciec mój ...
SAMO-objawienie siebie jako BOGA


Obrazy-Zdjęcia

Ryc.1. Jan>Paweł II - Plac Piotrowy wypełniony młodzieżą
Ryc.2. Św. Maria Teresa z Kalkuty wsłużbie najuboższym
Ryc.3. Żniwo wprawdzie wielkie, ale pracowników mało!
Ryc.4. Liczna rodzina: czy wyda powołanie do służby Bożej?
Ryc.5. Dwie natury a JEDNA Osoba u Jezusa Chrystusa
Ryc.6. Siostra doktor w posłudze na Filipinach