(0,7kB)    (0,7 kB)

UWAGA: SKRÓTY do przytaczanej literatury zob.Literatura

Ozdobnik

C.
   PRZECIWRODZICIELSKIE
INGEROWANIE W „MOWĘ CIAŁA”

(4 kB)

„Mowie ciała”
narzucone zakłamanie

Wgląd w antropologiczny wymiar małżeńskiego aktu pozwala łatwiej zrozumieć, dlaczego działania przeciw-rodzicielskie są totalnie sprzeczne z tym, co z upoważnienia męża i żony wtedy „mówi” ich ciało. Działania przeciwrodzicielskie są kłamstwem narzuconym ‘siłowo’ tak strukturze, jak i dynamizmowi aktu płciowego.

<i>(9 kB)</i>
Ślubuję Ci miłość, wierność, uczciwość – prawdę w pożyciu; i że Cię nie opuszczę – aż do śmierci! Czy te słowa, tak uroczyście deklarowane w chwili zawierania przymierza małżeńskiej komunii życia-miłości, będą przez całe życie małżeńskie normą odniesień tych dwojga względem siebie?

Tymczasem ci dwoje uciekają się do techniki, by unicestwić możliwe ‘niepożądane skutki’ naturalnie rozwijającego się dynamizmu aktu. Zamierzonym celem zastosowanego środka jest przekreślenie ukierunkowania aktu na potencjalność rodzicielską. W ten sposób również tym razem dochodzi do siłowego zadania kłamu mowie ciała. Dochodzące do pełnego przeżycia ciało męża, ale i przyjmujące je ciało żony, pragnie wyrazić w imieniu obojga treść zgodną z wewnętrznym ładem zjednoczenia: gotowość rodzicielską – poprzez sam fakt aż tak daleko posuniętego zjednoczenia. Tymczasem ubezpłodnienie stosunku staje się siłowo narzuconym zafałszowaniem sensu aktu, począwszy od poziomu biologiczno-fizjologicznego.

Tym wyraziściej ujawnia się przeciw-rodzicielskie działanie jako zgrzyt przeciwny naturze, gdy uwzględnimy godność obojga jako osób. Odpowiedzialnym za jakość działania nie jest ciało, lecz ten ktoś: ci dwoje, którzy objawiają i oddają się sobie poprzez swą męskość i kobiecość. Powołani do komunii osób, tzn. do bycia bezinteresownym darem-‘dla’ siebie nawzajem, przystępują do pieczętowania tego ukierunkowania swego przymierza aktem aż tak daleko posuniętego stopienia się, by stać się niejako „jednym podmiotem”.

Dla osoby ludzkiej nie ma innego sposobu „odnalezienia siebie samej”, jak poprzez złożenie siebie w bezinteresownym darze dla drugiej osoby. Przed małżonkami staje do wyboru wiele sposobów składania się sobie w darze. Wszystkie inne – poza aktem współżycia – wyrażają całkowitość daru – bez angażowania jednak narządów płciowych. Tym razem jednak ci dwoje decydują się w swej wolności na dar całkowitości poprzez akt aż tak intymnej formy zjednoczenia. Ciało, które „mówi” imieniem obojga, świadczy strukturą i dynamizmem aktu, że oni rzeczywiście sobie się oddają. Z tym, że taki objaw miłości-daru z samej swej istoty wyraża nieodwołalnie i każdorazowo również gotowość rodzicielską. Małżonkowie wiedzą dobrze, że nie muszą wcale wyrazić sobie swej więzi tym razem poprzez tak daleko zaangażowaną całkowitość oddania. W swej wolności wybierają jednak ten znak, który przerasta pozostałe objawy czułości.

Nieprawdopodobne, by nie dało się zrozumieć, że przeciw-rodzicielska ingerencja w akt zjednoczenia staje się krzyczącym zaprzeczeniem tego, co w tej chwili potęgą całkowitości przeżycia mówi imieniem obojga ciało w wytrysku męża – oraz ciało przyjmującej go żony.
– Ciało męża mówi żonie sobą całym, że darowuje on jej naprawdę siebie całego. Świadczy o tym jego szczytowanie: „duchowy zryw materii”, którym pieczętuje oddanie swojej osoby – jej osobie, cały zapatrzony w jej prawdziwe dobro, a nie w swoje, egoistycznie poszukiwane przeżycie.
– Ona z kolei przyjmuje ten dar: nie tyle ciało, co jego osobę mówiącą poprzez to ciało. Przyjmuje go w tym zjednoczeniu w „dwoje jednym ciałem”. On wówczas zostawia jej siebie całego w tej swojej żywej cząstce, w której ona przyjmuje go do siebie na stałe. Odwzajemnia ona ten dar – darem podobnym, równie całkowitym, przyjmując go pełnią swej kobiecości i ogarniając darem swojej wzajemności.

Gdy ci dwoje wprowadzą w oblubieńcze zjednoczenie jakikolwiek środek wykluczający jego ukierunkowanie na rodzicielstwo, muszą tym samym zniszczyć dynamizm aktu. Zmuszają ciało do równoczesnego wyrażenia całkowitości daru – i jego brutalnego wycofania, a nawet zaprzeczenia.
– Ze składania siebie w darze wycofuje się oczywiście nie ciało, lecz osoba! Ciało zostaje przy użyciu siły zmuszone do mówienia nie-prawdy-w-prawdzie, czyli kłamstwa. Kłamie, rzecz jasna, nie ciało, lecz osoba: mąż, żona. Oboje zdają sobie z tego sprawę. Chcą też tego właśnie kłamstwa. Uświadamiają sobie także swoją poczytalność, której finałem będzie zdanie sprawy przed Kimś wyższym.

Refleksje te dotyczą nie tylko stosunku przerywanego i nie tylko stosowania wszelkich środków dla ubezpłodnienia aktu płciowego, ale również pettingu oraz innych form zastępczych. Zamierzone pobudzenie, albo i szczytowanie – bez stosunku, ewentualnie gdziekolwiek poza pochwą (np. przy seksie ‘oralnym’) – z obawy by właśnie tego dnia nie doszło do poczęcia, jest tylko inną formą ubezpłodnienia aktu współżycia. Petting itp. jest wyborem takiej formy – nie czułości, lecz przeżycia, które wprost angażuje genitalia. Jedynie po to, by wyzwolić orgazm i doznać przeżycia cielesnego; chociaż dzieje się to poza pochwą, by doznać przeżycia ‘seksu’ – bez obawy o ciążę.

We wszelkiego rodzaju samogwałcie we dwoje, w którym zatem nie dochodzi do stosunku, zakłamanie „mowy ciała” jest podwójnie totalne.
– Zburzone i zakłamane zostaje siłowo „mówienie” o gotowości rodzicielskiej: wytrysk następuje przecież nie w pochwie, ale poza nią.
– Równocześnie zaś ciało zostaje doprowadzone do mówienia o oblubieńczym zjednoczeniu i całkowitym darowaniu swojej osoby – ale w warunkach sprzecznych z tym, w jakich ci dwoje mogą i powinni prowadzić taki dialog. Partnerzy ostatecznie płciowo się nie jednoczą, a tylko doprowadzają się do szczytu – na przekór gruntownie wypaczonej struktury aktu.

Seksualne czyny
„złe same w sobie”

Autentyczną i autorytatywną, w imieniu Jezusa Chrystusa podaną ocenę działań przeciw-rodzicielskich ukazuje w szczegółowych wypowiedziach wiernym, a raczej całemu światu, stałe Nauczanie Kościoła. Podaliśmy je już poprzednio.

Nie znaczy to, że Kościół ‘wymyśla’ normy moralne i chce je narzucić światu jako ‘swoją’, ‘watykańską’ etykę. Powód wypowiadania się Kościoła w sprawach etyki – w tym wypadku małżeńskiej, jest znacznie głębszy. Łaska Boża i odkupienie jest ‘budowlą’ wyrastającą stale z prawa moralnego naturalnego, zapisanego w sercu każdego człowieka. Jan Paweł II przypomina, że podstawę rodziny stanowi „prawo naturalne, które łączy wszystkich ludzi i wszystkie kultury”.
– Stąd dalsze słowa Ojca świętego:

„Nierzadko nacisk Kościoła na sprawę etyki małżeństwa i rodziny bywa źle rozumiany, jak gdyby wspólnota chrześcijańska chciała narzucić całemu społeczeństwu perspektywę wiary obowiązującą wyłącznie wierzących” (Anioł Pański – Angelus, 19.VI.1994; KAI nr 61 [21.VI.1994] 10).

<i>(17 kB)</i>
Dziecko bezpiecznie się bawi z rodzinnym pieskiem, bo Mama i Tato trzymają je i czuwają nad jego bezpieczeństwem. Ileż radości w tej komunii rodziny, gdy przesycona jest żywą obecnością Trójjedynego w sercach - zwłaszcza samej Mamy i Taty.

Tymczasem wszelkie działania przeciw-rodzinne [np. ustawowe sankcjonowanie małżeństw homoseksualnych], które Kościół stanowczo potępia, podobnie jak wszelkie praktyki zapobiegania poczęciu i ciąży, są działaniami skierowanymi przeciw najbardziej podstawowym wartościom stworzenia jako takiego. Do nich będzie się odwoływał sam Odkupiciel, mówiąc w obliczu narostów kulturowych, które wypaczyły pierwotny Boży zamysł: „... Lecz od początku tak nie było” (Mt 19,8; VSp 51.53).

Taki też jest pierwotny i podstawowy sens małżeństwa: trwałego związku mężczyzny i kobiety – a nie dwóch mężczyzn czy dwóch kobiet, którzy zobowiązują się zawartym przymierzem wspólnoty miłości i życia do składania się sobie nawzajem jako dar – otwarty na życie. Jeśli przymierze wiążące dwoje osób ma być „otwarte na potencjalność rodzicielską”, musi to być przymierze między mężczyzną a kobietą, a nie pomiędzy dwiema osobami tej samej płci. Tak pojęte małżeństwo i rodzina:

„... nie jest wartością tylko chrześcijan, ale pierwotną wartością stworzenia ...
Zagubienie prawdy o tym nie stanowi problemu wyłącznie wierzących, lecz jest zagrożeniem dla całej ludzkości ...
– Dzisiaj, gdy szerzy się relatywizm i wyraża się powątpiewanie w istnienie prawdy obiektywnej, słychać znów pytanie, jakie Piłat postawił Jezusowi: ‘Czymże jest prawda’ ? Sceptycyzm ten prowadzi do fałszywego pojęcia wolności, nie znającej żadnych ograniczeń etycznych i próbującej według własnego widzimisię formułować na nowo najbardziej oczywiste dane natury ...
– Umysł nasz jest w stanie pojąć prawdę rzeczy, przynajmniej gdy chodzi o te podstawowe wartości, które umożliwiają istnienie jednostek i społeczeństwa ...
– Wartości te narzucają się sumieniu każdego i stanowią wspólne dziedzictwo ludzkości ...
– Czyż nie do tego odwołuje się wspólne sumienie, gdy potępia zbrodnie przeciwko ludzkości, nawet jeżeli są usankcjonowane przez niektórych prawodawców?..." (tamże, Angelus, 19.VI.1994; s. KAI Nr 61 [21.VI.1994] 10).

W obliczu wspomnianych tendencji współczesności dobrze będzie przywołać do świadomości głębsze racje, wyjaśniające zdawać by się mogło surowe stanowisko Magisterium Kościoła w sprawie działań przeciw-rodzicielskich przy przeżywaniu intymności płciowej.

Poszukujemy wciąż racji rozumowych, wyrastających z antropologii personalistycznej, ocenianych jednak stale w świetle Bożego objawienia. Z wdzięcznością korzystamy z bogatego nauczania papieskiego, przedstawionego w tym wypadku zwłaszcza w encyklice Veritatis Splendor (Blask Prawdy: 1993 r.) i Evangelium Vitae (Ewangelia Życia: 1995 r.). Trzeba mianowicie nawiązać do zagadnienia „czynów-działań z istoty swej złych”. Do takich zaś należą wszelkie działania zmierzające do ubezpłodnienia współżycia płciowego.

Ojciec święty omawia to zagadnienie stosunkowo obszernie (VSp 71-83; por. EV 50.58-77). Oto zasadnicze etapy jego nauczania:

„Działanie jest moralnie dobre, kiedy wybory dokonywane przez wolność są zgodne z prawdziwym dobrem człowieka i tym samym wyrażają dobrowolne podporządkowanie osoby jej ostatecznemu celowi, to znaczy samemu Bogu: najwyższemu Dobru, w którym człowiek znajduje pełne i doskonałe szczęście.
– Pierwsze pytanie, zadane przez młodzieńca Jezusowi: ‘Co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne?’ (Mt 19,16) – zwraca od razu uwagę na istotną więź między moralną wartością czynu, a ostatecznym celem człowieka. Jezus ... potwierdza to przeświadczenie rozmówcy: spełnianie dobrych czynów, nakazanych przez Tego, który ‘jeden tylko jest Dobry’, stanowi niezbędny warunek wiecznej szczęśliwości i drogę do niej ...
– Odpowiedź Jezusa i odwołanie się do przykazań oznacza też, że drogą do celu jest przestrzeganie Bożych praw, które chronią dobro człowieka. Tylko czyn zgodny z dobrem, może być drogą wiodącą do życia” (VSp 72).

Nie wystarczy więc mieć samą tylko ‘dobrą intencję’. Są partnerzy, którzy usiłują wmówić sobie nawzajem i innym – jako usprawiedliwienie swych grzechów małżeńskich (ewentualnie przed-małżeńskich itd.): „My wyrażamy sobie w taki właśnie sposób miłość...”. Mówią tak o uprawianiu stosunków przerywanych, zapewnianiu sobie przyjemności przez petting itp.
– Tymczasem sam przede wszystkim przedmiot działania musi odpowiadać prawdziwemu dobru człowieka. O nim zaś decyduje godność człowieka jako osoby i Bożego Obrazu, wezwanego do życia wiecznego jako „uczestnictwa w Boskiej naturze” (2 P 1,4). Toteż Ojciec święty mówi:

„Działanie jest moralnie dobre, gdy poświadcza i wyraża dobrowolne podporządkowanie osoby jej ostatecznemu celowi oraz zgodność konkretnego działania z dobrem człowieka, rozpoznanym w jego prawdzie przez rozum.
– Jeśli ten przedmiot działania nie współbrzmi z prawdziwym dobrem osoby, to wybór takiego działania sprawia, że nasza wola i my sami stajemy się moralnie źli, to znaczy, że sprzeciwiamy się naszemu ostatecznemu celowi i najwyższemu dobru – czyli samemu Bogu” (VSp 72).

Ocena tego, czy jakiś czyn odpowiada celowi ostatecznemu, nie może zależeć od subiektywnego widzimisię osoby działającej, lecz od tego, czy czyn odpowiada normie obiektywnej. O niej zaś dowiadujemy się niezmiennie z Bożych przykazań:

(Przyporządkowanie czynów celowi ostatecznemu) zakłada..., że czyny te same w sobie mogą zostać przyporządkowane owemu celowi dzięki swej zgodności z autentycznym dobrem moralnym człowieka, chronionym przez przykazania.
O tym... przypomina... Jezus...: ‘Jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowaj przykazania’ ...” (VSp 73).

Na samą w sobie jakość moralną czynu składają się zatem trzy elementy: intencja działającego – okoliczności – oraz sam przedmiot działania (VSp 74).
– Jeśli już pominąć głos prawego sumienia, to z Bożego objawienia dowiadujemy się niedwuznacznie, iż istnieją ‘absolutnie zakazane sposoby postępowania, czyli takie, które w każdych okolicznościach i w każdej kulturze sprzeciwiają się’ wartościom moralnym (VSp 75). W takich przypadkach ‘dobra intencja’ nie jest w stanie zmienić kwalifikacji czynu – złego z samej swej istoty.

Właściwe rozeznanie kwalifikacji moralnej poszczególnych czynów zapewnia wierzącym i całemu światu Urząd Nauczycielski Kościoła. Nie działa on nigdy samozwańczo, lecz w imieniu i w ramach wyraźnie sobie zleconej misji swego Bożego Założyciela: „Kto was słucha, Mnie słucha” (Łk 10,16) (zob. DV 8.10; VSp 25nn). Wierni są w sumieniu zobowiązani (VSp 110.66; FC 51.33.34; AdTuF) do przyjęcia nauczania moralnego Kościoła w „posłuszeństwie wierze” :

„Wierni mają obowiązek uznawać i zachowywać szczegółowe normy moralne, ogłoszone i nauczane przez Kościół w imię Boga, Stwórcy i Pana ...
Miłość Boga i miłość bliźniego jest nieodłączna od zachowywania przykazań przymierza odnowionego przez krew Chrystusa i przez dar Ducha Świętego. Chrześcijanie szczycą się tym, że słuchają raczej Boga niż ludzi (Dz 4,19; 5,29), co gotowi są poświadczyć nawet męczeństwem ..., ponieważ (męczennicy) woleli oddać życie raczej, niż dokonać jakiegoś czynu sprzecznego z wiarą lub cnotą” (VSp 76).

Za Katechizmem Kościoła Katolickiego (nr 1761) przypomina Jan Paweł II:

„Istnieją konkretne zachowania, których wybór jest zawsze błędem, ponieważ prowadzi do nieporządku woli, to znaczy do zła moralnego...
– Ludzki czyn zależy od swego przedmiotu, to znaczy od tego, czy może on zostać skierowany ku Bogu, ku Temu, ‘który sam jest dobry’, i czy w ten sposób prowadzi osobę ku doskonałości. Czyn jest zatem dobry, jeśli jego przedmiot odpowiada dobru osoby przez to, że uwzględnia dobra, które są dla niej istotne z punktu widzenia moralnego ...
– Etyka chrześcijańska... uznaje, że dążenie do dobra jest prawdziwe tylko pod warunkiem poszanowania istotnych elementów ludzkiej natury. Ludzki czyn, dobry ze względu na swój przedmiot, jest zarazem przyporządkowany ostatecznemu celowi. Ten sam czyn osiąga następnie swą ostateczną i istotną doskonałość, gdy wola rzeczywiście zwraca go ku Bogu poprzez miłość ...” (VSp 78).

W dalszym ciągu przypomina Ojciec święty:

<i>(29 kB)</i>
W nieoczekiwanych odwiedzionach u S. Teresy – odwiedziny z Indonezji: Tenny-ks. PL-Michelle-Francis-Isabel-S. Teresa-Faustina-Teresa: 2017.

„Pierwszym i decydującym elementem oceny moralnej jest przedmiot ludzkiego czynu, który decyduje o tym, czy można go przyporządkować ostatecznemu dobru i celowi, którym jest Bóg. To przyporządkowanie rozum dostrzega w samym bycie człowieka, rozpatrywanego w świetle całej prawdy o nim, czyli w jego naturalnych skłonnościach, jego dążeniach i celach, mających zawsze także wymiar duchowy: to właśnie one stanowią treść prawa naturalnego...” (VSp 79).

I dalej:

„...Istnieją przedmioty ludzkich aktów, których nie można przyporządkować Bogu, ponieważ są one radykalnie sprzeczne z dobrem osoby, stworzonej na Jego obraz. Tradycyjna nauka moralna Kościoła mówi o czynach, które są ‘wewnętrznie złe’ (intrinsece malum): są złe zawsze i same z siebie, to znaczy ze względu na swój przedmiot, a nie zależnie od ewentualnych intencji osoby działającej i od okoliczności.
– Dlatego... Kościół naucza, że ‘istnieją akty, które jako takie, same w sobie, niezależnie od okoliczności, są zawsze wielką niegodziwością ze względu na przedmiot’...” (VSp 80; por. RP 17).

Przykładowo wymienia Ojciec święty, za Soborem Watykańskim II, szereg takich czynów:

„‘Wszystko, co godzi w samo życie, jak wszelkiego rodzaju zabójstwa, ludobójstwa, spędzanie płodu, eutanazja i dobrowolne samobójstwo; wszystko, cokolwiek narusza całość osoby ludzkiej, jak okaleczenia, tortury zadawane ciału i duszy, wysiłki w kierunku przymusu psychicznego; wszystko, co ubliża godności ludzkiej, jak nieludzkie warunki życia, arbitralne aresztowania, deportacje, niewolnictwo, prostytucja, handel kobietami i młodzieżą; a także nieludzkie warunki pracy, w których traktuje się pracowników jak zwykłe narzędzia zysku, a nie jak wolne, odpowiedzialne osoby:
wszystkie te... sprawy i praktyki... są jak najbardziej sprzeczne ze czcią należną Stwórcy’...” (VSp 80; GS 27; EV 3; itd.).

Bezpośrednio potem nawiązuje Ojciec święty do zagadnienia, które jest przedmiotem naszych dociekań, mianowicie działań przeciw-rodzicielskich przy współżyciu płciowym jako czynów z istoty swej złych:

„Na temat czynów wewnętrznie złych, związanych z praktykami antykoncepcyjnymi, poprzez które akt małżeński zostaje z rozmysłem pozbawiony płodności, Paweł VI naucza:
– ‘W rzeczywistości... chociaż wolno niekiedy tolerować mniejsze zło moralne dla uniknięcia jakiegoś zła większego lub dla osiągnięcia większego dobra, to jednak nigdy nie wolno, nawet dla najpoważniejszych przyczyn, czynić zła, aby wynikło z niego dobro.
– Innymi słowy, nie wolno wziąć za przedmiot pozytywnego aktu woli tego, co ze swej istoty narusza ład moralny – a co tym samym należy uznać za niegodne człowieka – nawet w wypadku, jeśli zostaje to dokonane w zamiarze zachowania lub przymnożenia dóbr poszczególnych ludzi, rodzin lub społeczeństwa’...” (VSp 80; HV 14).

W końcu zaś Ojciec święty odwołuje się do nauczania Pisma świętego na temat czynów „wewnętrznie złych”. Wystarczy przypomnieć niezwykle mocno sformułowane słowa św. Pawła z Pierwszego Listu do Koryntian:

Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą, ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy, nie odziedziczą Królestwa Bożego” (1 Kor 6,9n; VSp 81).

Papież dopowiada już tylko:

„Jeśli czyny są wewnętrznie złe, dobra intencja lub szczególne okoliczności mogą łagodzić ich zło, ale nie mogą go usunąć:
są to czyny ‘nieodwracalnie’ złe, same z siebie i same w sobie niezdatne do tego, by je przyporządkować Bogu i dobru osoby” (VSp 81).


Z tego też względu wykluczone są tzw. „grzechy usprawiedliwione” (VSp 81). A także wszelkie „łagodniejsze potraktowanie pastoralne” omawianych działań, jakie proponują niekiedy, względnie zdają się swoiście aprobować „ze względu na szczególnie trudną sytuację” zainteresowanej osoby, niektórzy duszpasterze, a niekiedy nawet pewni biskupi, którzy dystansują się od swej więzi w nauczaniu dogmatu i moralności od nauczania Stolicy Apostolskiej. Ojciec święty konkluduje:

„Tak więc okoliczności lub intencje nie zdołają nigdy przekształcić czynu ze swej istoty niegodziwego ze względu na przedmiot, w czyn ‘subiektywnie’ godziwy lub taki, którego wybór można usprawiedliwić” (VSp 81).

I jeszcze o „dobrej intencji” jako pozornym usprawiedliwieniu czynu z istoty swej złego:

„Intencja zresztą jest dobra, gdy ma na celu prawdziwe dobro człowieka, widziane w perspektywie jego ostatecznego celu. Natomiast czyny, których przedmiot nie może być przyporządkowany Bogu i jest ‘niegodny ludzkiej osoby’, zawsze i w każdym przypadku sprzeciwiają się temu dobru.
– W tym sensie przestrzeganie norm, które zakazują tych czynów i obowiązują semper et pro semper (zawsze i na zawsze), to znaczy nie dopuszczają żadnych wyjątków, nie tylko nie ogranicza dobrej intencji, ale stanowi wręcz jej fundamentalny wyraz” (VSp 82).

Etyczna ocena zakłamania
„mowy ciała”

W przypadku działań zmierzających do ubezpłodnienia aktu płciowego, ci dwoje decydują się na czyn, którego w żaden sposób nie da się przyporządkować godności ich osób i godności Boga. Bóg nieustannie wzywa do życia wiecznego – za cenę jednak przestrzegania przykazań: „A jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowaj przykazania:.. – Nie zabijaj, nie cudzołóż...” (Mt 19,17n). Sięganie po środek dla wyeliminowania potencjalności rodzicielskiej ma jedno na celu: doprowadzić do radykalnego zakłamania „mowy ciała”. Działanie to zmierza zatem nie ku dobru, ani też do miłości w prawdzie. Dzieje się to wskutek uprzednio świadomie dokonanego odrzucenia zasadniczej właściwości, w jaką Stworzyciel wyposażył ludzką osobę. Człowiek zostaje wezwany-uzdolniony do „panowania sobie samemu”. Z daru tego będzie rozliczony. Panowanie sobie samemu jest na co dzień cenąposiadania siebie samego”. A to jest warunkiem, żeby móc „złożyć siebie w darze”.

Panowanie sobie samemu” nie jest tylko chlubnym ideałem. Jest to wciąż na nowo nakładane zadanie, przez które Bóg wzywa swój żywy Obraz: mężczyznę i kobietę – do nieustannego wzrastania i przerastania siebie samego, by stawać się „bezinteresownym darem-‘dla’.

(23 kB)
Tarnów, starożytna ul. Wałowa: pomnik POETÓW siedzących na kwadratowym podmurowaniu.

Poglądowym tego przykładem jest biblijne opowiadanie o Kainie, który zmagał się ze sobą przed decyzją zamordowania brata. Bóg przemówił do niego, gdy oblicze jego odzwierciedlało zabójczą nienawiść do brata:

„Jahwéh wejrzał na Abla i na jego ofiarę; na Kaina zaś i na jego ofiarę nie chciał patrzeć. Smuciło to Kaina bardzo i chodził z ponurą twarzą.
– Jahwéh zapytał Kaina: ‘Dlaczego jesteś smutny i dlaczego twarz twoja jest ponura? Przecież gdybyś postępował dobrze, miałbyś twarz pogodną; jeżeli zaś nie będziesz dobrze postępował, grzech waruje i łasi się do ciebie, a przecież ty masz nad nim panować” (Rdz 4,4-7; zob. EV 7-12.18.21.25; itd.).

Słowo Boże kreśli finezyjnie obraz sumienia, które daje się zdominować „pożądliwości ciała, oczu i pychy tego życia” (por. 1 J 2,16). Daje do zrozumienia, że górować w człowieku winna nie namiętność, lecz osoba, wezwana do panowania nad odruchami roznamiętnienia.
– Już pierwszy człowiek dobrze wiedział, że niezbywalne przymioty swej godności (samo-świadomość, samo-stanowienie, zdolność odpowiadania) utrzyma za cenę działania wedle zasady prymatu ducha nad ciałem.

W przypadku ubezpłodnienia stosunku płciowego człowiek pozwala pożądliwości ciała, a raczej Złemu wysługującemu się pożądliwością, odebrać sobie „władanie sobie samemu”. Tak zaś człowiek postąpić ani nie musi, ani nie powinien. Wyraża to fragment Księgi Syracha:

„Pan nienawidzi wszystkiego, co wstrętne...
On na początku stworzył człowieka
i zostawił go własnej mocy rozstrzygania.
Jeżeli chcesz, zachowasz przykazania:
a dochować wierności jest (Jego) upodobaniem.
Położył przed tobą ogień i wodę,
Co chcesz, po to wyciągniesz rękę.
Przed ludźmi życie i śmierć,
co ci się podoba, to będzie ci dane.
Ponieważ wielka jest mądrość Pana,
potężny jest władzą i widzi wszystko.
Oczy Jego patrzą na bojących się Go –
On sam poznaje każdy czyn człowieka.
Nikomu On nie przykazał być bezbożnym
i nikomu nie zezwolił grzeszyć...” (Syr 15,13-20; por. VSp 102).

Do zachowania panowania sobie samemu pobudza człowieka wszczepiony mu przez Boga inny jeszcze dar: niezbywalne uzdolnienie do odpowiedzialności za „prawdę mowy ciała”. Ilekroć będzie chodziło o „zjednoczenie osób..., ‘mowa ciała’ musi być sądzona wedle kryteriów prawdy” (MiN 473)!

Cyniczne zadanie kłamu rzeczywistości, jaką mowa ciała wyraża w akcie współżycia, nie może nie uchodzić za ciężkie przewinienie moralne. Obciąża ono radykalnie poczytalność działających tu osób. Ci dwoje nie mogą powiedzieć, że o tej odpowiedzialności nic nie wiedzą. Jeśli nie głos Kościoła, to odzywa się wtedy każdorazowo głośno głos sumienia: „...A mianowicie ich myśli na przemian ich oskarżające lub uniewinniające” (Rz 2,15).
– Przy ubezpłodnieniu stosunku następuje zamierzone zafałszowanie gestu darowania się osoby. Poczytalność wzrasta o tyle, że obrany gest sięga szczytów ludzkich możliwości wyrażania miłości. Szczyty zdobywa się za cenę niemniej szczytową. Tutaj: radykalnej otwartości na rodzicielstwa.

Nie chodzi tu o sprawy odniesień do świata rzeczy martwych, które można by zbagatelizować jako niegodne poważniejszej refleksji. Omawiany czyn dotyczy ludzkiej osoby. Podejmując działanie przeciw-rodzicielskie, małżonkowie redukują siebie – chociażby za obopólną zgodą – do rzędu rzeczy do wyeksploatowania. Tymczasem nikt i nic nie zdoła zmienić prawdy bytu, że nie są oni ‘rzeczą’, lecz osobą – osobami. Celem, do jakiego wtedy zmierzają, nie jest wyrażanie sobie miłości, lecz dostęp do utylitarystycznie pojmowanego „ciała i płci”: by doznać przeżycia jako przeżycia, całkiem ignorując ukrytą pod osłoną „ciała-płci” osobę. Ubezpłodnianie stosunku jest w ten sposób radykalnie sprzeczne z prawdą bytu. Dlatego jednak działania te są zawsze burzeniem miłości – swojej i bliźniego.

Bliźnim są względem siebie ci dwoje, związani miłością ślubowaną. Ubezpłodnienie aktu staje się przekreśleniem przymierza miłości. W miejsce miłości-daru wkracza egoizm seksualny. Do tych zagadnień powraca wielokrotnie Jan Paweł II. Np.:

„Całkowity dar z ciała byłby zakłamaniem, jeśliby nie był znakiem i owocem pełnego oddania osobowego, w którym jest obecna cała osoba, również w swym wymiarze doczesnym. Jeżeli człowiek zastrzega coś dla siebie lub rezerwuje sobie możliwość zmiany decyzji w przyszłości, już przez to samo nie oddaje się całkowicie” (FC 11; por. KKK 2370).

Nieco dalej Papież dodaje:

„Kiedy małżonkowie, uciekając się do środków antykoncepcyjnych, oddzielają od siebie dwa znaczenia, które Bóg Stwórca wpisał w naturę mężczyzny i kobiety i w dynamizm ich zjednoczenia płciowego, zajmują postawę ‘sędziów’ zamysłu Bożego i ‘manipulują’ oraz poniżają płciowość ludzką, a wraz z nią osobę własną i współmałżonka, fałszując wartość ‘całkowitego’ daru z siebie.
– W ten sposób naturalnej ‘mowie’, która wyraża obopólny, całkowity dar małżonków, antykoncepcja narzuca ‘mowę’ obiektywnie sprzeczną, czyli taką, która nie wyraża całkowitego oddania się drugiemu; stąd pochodzi nie tylko czynne odrzucenie otwarcia się na życie, ale również sfałszowanie prawdy miłości małżeńskiej, powołanej do całkowitego osobowego daru” (FC 32).

Zadanie kłamu mowie ciała jest zbyt dogłębnym naruszeniem prawdy, by mogło być kwalifikowane jako grzech o jedynie niedużym ciężarze gatunkowym. Chodzi o prawdę związaną z wymiarem bytu (ontycznym) osoby męża i żony.
– Nieprawdopodobne, by osoby te działały, nie zdając sobie doskonale sprawy ze swej anty-odpowiedzialności. Ci dwoje dobrze wiedzą, że praktyki przeciw-rodzicielskie burzą bezinteresowność daru. Zamieniają dar miłości w egoizm seksualny, chociażby za obopólną zgodą w złu.

Wspólnota w grzechu dogłębnie poniża godność własną i tego drugiego, rodząc pogardę i oddalenie w sercu. Nie pojawi się tu czyste spoglądanie na siebie „wzrokiem samej tajemnicy Stworzenia” (MiN 53). Złączyć w miłości zdolna jest tylko tężyzna duchowa. Grzech stwarza jedność pozorną: anty-solidarność w obopólnym zamachu na ciało.

Pogwałcone ciało, a raczej pogwałcona osoba, swoiście krzyczy o zaistniałym fałszu. Wyrazi się to płytkim odnoszeniem się do siebie. Zaniechanie samoposiadania siebie na rzecz dobrowolnego zniewolenia pożądliwością prowadzi nieuchronnie do anty-daru: obopólnego zawłaszczenia, poniżenia i upokorzenia.

PODSUMOWANIE

W podsumowaniu wypada jeszcze raz uprzytomnić sobie, że omówione działania-czyny wiążą się ściśle z zasadniczymi wymiarami godności człowieka jako osoby – i Bożego Obrazu: prawdy – oraz miłości w podarowanej człowiekowi wolności. Tylko przez miłość, która jest „cierpliwa..., łaskawa..., nie zazdrości..., nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego,... nie pamięta złego..., współweseli się z prawdą, wszystko znosi..., we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma” (1 Kor 13,4-7), buduje się „cywilizację – pięknej miłości”:

„Hymn o Miłości z Pierwszego Listu do Koryntian pozostaje Wielką Kartą cywilizacji miłości. Chodzi w nim ... przede wszystkim o zaakceptowanie definicji człowieka jako osoby, która ‘urzeczywistnia się’ przez bezinteresowny dar z siebie samej. Dar jest – oczywiście – darem dla drugiego, ‘dla innych’: jest to najważniejszy wymiar cywilizacji miłości.
– Wchodzimy tu w sam rdzeń ewangelicznej prawdy o wolności. Osoba objawia się przez wolność w prawdzie. Nie można rozumieć wolności jako swobody czynienia czegokolwiek. Wolność oznacza nie tylko dar z siebie, ale oznacza też wewnętrzną dyscyplinę daru. W pojęcie daru wpisana jest nie tylko dowolna inicjatywa podmiotu, ale też wymiar powinności. To wszystko zostaje z kolei urzeczywistnione w ‘komunii osób’. W ten sposób znajdujemy się w samym sercu każdej rodziny” (LR 14).

Ozdobnik

RE-lektura: część II, rozdz. 4c.
Stadniki, 5.XI.2013.
Tarnów, 23.V.2023.

(0,7kB)        (0,7 kB)      (0,7 kB)

Powrót: SPIS TREŚCI



C. PRZECIWRODZICIELSKIE INGEROWANIE W „MOWĘ CIAŁA”

„Mowie ciała” narzucone zakłamanie
Petting jako zakłamanie ‘mowy ciała’
Seksualne czyny „złe same w sobie”
Homoseksualizm itd: ocena Kościoła dotyczy wszystkich ludzi
Intencja – okoliczności – przedmiot czynu
Czyn dobry: przedmiot skierowany na Boga
Działania przeciw-rodzicielskie jako czyny z istoty złe
Grzechy rzekomo ‘usprawiedliwione’
Etyczna ocena zakłamania „mowy ciała”
Działania przeciw-rodzicielskie jako grzechy ciężkie

PODSUMOWANIE

Obrazy-Zdjęcia

Ryc.1. Szczęśliwi nowożeńcy
Ryc.2. Mama-tata-uśmiechnięte małe-dziecko głaskające pieska
Ryc.3. W spotkaniu gości z Indonezji z S. Teresą - 2017 r.
Ryc.4. Tarnów: Zadumani poeci na starożytnej ulicy Wałowej