(0,7kB)    (0,7 kB)

UWAGA: SKRÓTY do przytaczanej literatury zob.Literatura


Ozdobnik

C.
  SZCZEGÓŁOWE
WYMOGI ETYCZNE AKTU

Ozdobnik

Zjednoczenie w miłości
otwarte na rodzicielstwo

Każdorazowy akt współżycia staje się w bardzo szczególny sposób sprawdzianem osobowego oddania się sobie tych dwojga. Stworzyciel mężczyzny i niewiasty w ich godności i wezwaniu do zaślubin z Trójjedynym zabezpieczył – w zatroskaniu o jakość miłości – m.in. wewnętrzny ład aktu zjednoczenia małżeńskiego. Od dostosowania się do niego zależy, czy będzie on miłość budował, czy też stanie się „kamieniem obrazy(Łk 2,34; Ps 118/117,22), wiodącym do niszczenia i degradacji miłości. Oto jedna z wypowiedzi Magisterium Kościoła, które z woli Chrystusa w aspekcie spraw związanych z ostatecznym zbawieniem człowieka jest „jedynym autentycznym przewodnikiem Ludu Bożego(FC 31):

„Kościół wzywając ludzi do przestrzegania nakazów naturalnego prawa
[w znaczeniu: natury miłości osobowej między mężem a żoną; por. MiN 471; tamże 471-480],
... naucza, że konieczną jest rzeczą, aby każdy akt małżeński
zachował swoje wewnętrzne przeznaczenie
do przekazywania życia ludzkiego” (HV 11). (łac.: Ecclesia ... id docet necessarium esse, ut quilibet matrimonii usus ad vitam humanam procreandam per se destinatus permaneat).

Jeszcze wyraziściej określają wewnętrzny ład aktu współżycia dalsze słowa encykliki:

„Nauka ta [wewnętrzny ład aktu: uszanowanie tak miłości, jak otwartości na rodzicielstwo], wielokrotnie przez Nauczycielski Urząd Kościoła podana wiernym, ma swoją podstawę w ustanowionym przez Boga nierozerwalnym związku, którego człowiekowi nie wolno samowolnie zrywać – między dwojakim znaczeniem [odwołanie się do zdolności myślenia; por. MiN 459nn] tkwiącym w stosunku małżeńskim:
między oznaczaniem jedności [jedność]
i oznaczaniem rodzicielstwa [pozostawienie aktowi swobody dla rozwoju potencjalności rodzicielskiej].
(Tekst łac.: Huiusmodi doctrina ... in nexu indissolubili nititur, a Deo statuto, quem homini sua sponte infringere non licet, inter significationem unitatis et significationem procreationis, quae ambae in actu coniugali insunt).
– Albowiem stosunek małżeński z najgłębszej swojej istoty łącząc [ukierunkowanie na zjednoczenie] najściślejszą więzią męża i żonę,
jednocześnie czyni ich zdolnymi do zrodzenia nowego życia [dynamizm aktu, który w przeżyciu mężczyzny otwiera się na możność przekazania życia],
zgodnie z prawami zawartymi w samej naturze mężczyzny i kobiety [jak wyż.: naturą obojga jest godność osobowa odpowiadająca miłości w zawartym przymierzu].
– Jeżeli zatem zostaną zachowane te dwa istotne elementy stosunku małżeńskiego, a więc oznaczanie jedności i rodzicielstwa, to wtedy zatrzymuje on w pełni swoje znaczenie wzajemnej i prawdziwej miłości oraz swoje odniesienie do bardzo wzniosłego zadania, do którego człowiek zostaje powołany, mianowicie do rodzicielstwa” (HV 12)
(Tekst łac.: Etenim propter intimam suam rationem, coniugii actus, dum maritum et uxorem artissimo sociat vinculo, eos idoneos etiam facit ad novam vitam gignendam, secundum leges in ipsa viri et mulieris natura inscriptas.
Quodsi utraque eiusmodi essentialis ratio, unitatis videlicet et procreationis, servatur, usus matrimonii sensum mutui verique amoris suumque ordinem ad celsissmum paternitatis munus omnino retinet, ad quod homo vocatur. ...)
.

Każde zdanie przytoczonego fragmentu Humanae vitae (1968 r.) podkreśla najściślejszą jedność dwóch nierozdzielnie ze sobą sprzężonych zarówno ukierunkowań [przeznaczenie: destinatio], jak i znaczeń [sens: significatio] aktu: jedności-miłości – i gotowości rodzicielskiej.
– Gdy małżonkowie zapragną wyrazić sobie miłość poprzez zjednoczenie płciowe, przyjmują każdorazowo nieuchronnie również gotowość rodzicielską – i na odwrót. Ojciec święty stwierdza, że istnieje „związek nierozerwalny”, ustanowiony przez samego Boga, pomiędzy aktem na ile on wyraża jednoczenie się w miłości, a tymże aktem jako wyrażającym gotowość rodzicielską.

<i>(21 kB)</i>
Dziewczynka intensywnie trenująca kardiologa-specjalistę na ... psie-bokserze. Podziwiać cierpliwość tego skądinąd groźnego psa, że pozwala się obsłuchiwać panience i jak na razie - nie zanosi się na to, by ją miał ugryźć.

Małżonkowie otrzymują akt małżeński tak skonstruowany jako rzeczywistość zastaną. Na jej tak skonstruowany kształt nie mają żadnego wpływu. Nikt z ludzi nie stworzył aktu współżycia! I nikt też nie może go zmienić czy zniszczyć. Nierozdzielność więzi między jednoczesnym niejako dwu-aspektowym ukierunkowaniem-przeznaczeniem aktu (na budowanie jedności-miłości, ale jednocześnie i stanie się rodzicami); i z kolei równolegle: pomiędzy dwu-aspektowym znaczeniem, jakie akt ten już wyraża (że ci dwoje już się stali osobą-darem dla siebie [miłość] i że konsekwentnie przyjęli gotowość rodzicielską [życie]) – jest rzeczywistością wyjętą spod kompetencji kogokolwiek z ludzi.

Co prawda faktyczny styl pożycia małżonków oraz partnerów nie-małżeńskich zmierza często do obalenia tak przez Boga stworzonego ładu aktu współżycia. Bóg zostawia swemu Obrazowi wolność występowania nawet przeciw Sobie jako Bogu. Rzecz jasna, grzech nigdy nie doprowadzi do szczęścia. Pozostawia po sobie doznanie pustej, sztucznie wymuszonej zmysłowej przyjemności. Doświadczają tego niezaprzeczalnie odnośni partnerzy, chociażby nie chcieli przyznać się do porażki ‘uprawianej’ wedy ‘miłości’. Chwile grzechu przeżywają ostatecznie jako przyjemność pełną goryczy i płaską: przedsmak potępienia. Po tak przeżytym stosunku czują swe poniżenie, a doznanie orgazmu spowite jest zgrzytem sumienia oraz skrytym lękiem odnośnie do definitywnych konsekwencji swej samowoli. Oto następstwa odcięcia się w ‘kochaniu’ od Boga, jedynego źródła miłości rozradowanej dawaniem życia.

Zarówno Bóg, jak Kościół w Bożym imieniu, walczy o prawdę miłości. Miłość ma być „darem osoby dla osoby” (LR 11). Nie będzie miłości tam, gdzie się pojawi „zawłaszczenie płci do użytku własnego”, ani gdzie osoba będzie niedostrzegana, a jedynie „użyta-wykorzystana” jako przedmiot użycia-wyżycia-się. Chociażby się to dziać miało za obopólną zgodą. Kościół broni w ten sposób „człowieka przed człowiekiem”.
Kościół nawołuje do „cywilizacji miłości”, a ta jest jedynie swoistym innym mianem Chrystusowej miłości bliźniego:

„Cywilizacja miłości we współczesnym tego słowa znaczeniu czerpie natchnienie ze słów soborowej Konstytucji ...: ‘Chrystus... objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi i okazuje mu najwyższe jego powołanie’.
– Można więc powiedzieć, iż cywilizacja miłości rozpoczyna się wraz z objawieniem Boga, który ‘jest Miłością’ ...
Tego rodzaju cywilizacja jest głęboko związana z miłością, jaka ‘rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany’ [Rz 5,5](LR 13).

W dalszym ciągu mówi Ojciec święty:

„Jeżeli prawda o wolności, o komunii osób w małżeństwie i rodzinie odzyska swój blask, wówczas cywilizacja miłości może się urzeczywistniać...
Dlaczego ‘blask prawdy’ jest tak ważny? Ważny jest przez kontrast, gdyż rozwój współczesnej cywilizacji pozostaje związany z postępem naukowo-technicznym w sposób często jednostronny. Chodzi o charakter czysto pozytywistyczny tego rozwoju. Owocem [jego: tego pozytywizmu]... jest w dziedzinie działania i moralności: utylitaryzm ...
– Utylitaryzm – to cywilizacja skutku, użycia – cywilizacja ‘rzeczy’, a nie ‘osób’, cywilizacja, w której osoby stają się przedmiotem użycia, podobnie jak używa się rzeczy.
– Tak więc – na gruncie cywilizacji użycia kobieta bywa przedmiotem dla mężczyzny. Dzieci stają się przeszkodą dla rodziców. Rodzina staje się instytucją ograniczającą wolność swoich członków.
– Aby się o tym wszystkim przekonać, wystarczy przyglądnąć się choćby pewnym programom wychowania seksualnego, które wprowadzane bywają w szkołach, często mimo sprzeciwu, a nawet protestów ze strony wielu rodziców. A dalej cały trend ‘proaborcyjny’, który usiłuje się ukryć poza pojęciami ‘prawa wyboru’ (pro choice)... ze strony obojga małżonków, a w szczególności kobiety...” (LR 13; por. EV 25.28; itd.).

Rozumiemy, że nieustępliwość Kościoła, wypowiadającego się w imieniu i z polecenia swego Bożego Założyciela Jezusa Chrystusa – ma jedno na celu: żeby ‘miłość’ była miłością, a oddanie małżeńskie naprawdę oddaniem. Niemożliwe jest jego realizowanie we współżyciu płciowym inaczej, jak tylko poprzez przyjęcie „aż do końca” ludzkiego i Bożego wewnętrznego ładu aktu, tak jak zostaje on tym dwojgu podarowany przez Boga.

Próba na jakość miłości

Bóg, który zaprasza małżonków do jedności w miłości poprzez stawanie się w akcie współżycia „dwoje jednym ciałem”, wręcza im ten dar w najgłębszym zatroskaniu, by ci dwoje podejmowali wtedy miłość jako rzeczywiście całkowity dar swoich osób, łączących się w miłości – i ku miłości.

Akt zjednoczenia płciowego winien stawać się z Bożego ustanowienia każdorazowo streszczeniem-skondensowaniem najgłębszego sensu małżeństwa: jako trwałej wspólnoty-komunii dwojga osób, ukierunkowanej na przekazanie życia. Istotne są wciąż dwa aspekty małżeńskiej rzeczywistości: jedność w miłości dwojga osób – oraz ich otwartość rodzicielska. Takim jest małżeństwo, toteż takie same powinny też być dwie podstawowe cechy znamionujące jego najzwięźlejsze streszczenie w chwilach małżeńskiego „dwoje jednym ciałem”.

Tu jednak okazuje się Bóg właśnie jako ... Bóg. Bóg niejako ‘popycha’ człowieka do nieustannego przerastania siebie samego. Tylko wtedy człowiek jest ‘sobą’, gdy się rozwija: gdy wciąż wciela w życie zasadę prymatu ducha nad materią. Taki jest dynamizm prawdziwej miłości: staje się ona ‘sobą’ dopiero poprzez bezinteresowny dar swojej osoby dla osoby kogoś drugiego. Dlatego właśnie Bóg sprawił, że to, co w małżeństwie jest oczekiwane jako swoiste ‘święto’: oddanie się sobie w zjednoczeniu małżeńskim, staje się każdorazowo próbą na jakość miłości.
– W chwilach współżycia płciowego okazuje się przejrzyście, czy miłość tych obojga jest darem, czy też jedynie atrapą seksualnego egoizmu i miłości siebie samego.

Bóg nie może nie wstawiać swego żywego Obrazu w sytuację próby.
– Sam też człowiek ma prawo wobec samego siebie: by móc się sprawdzać w okolicznościach zarówno łatwiejszych, jak i trudniejszych: czy mu zależy na życiu wiecznym, które jest ostatecznym finałem istnienia człowieka, tzn. również małżonków.
– Sam zaś Bóg ma tym większe prawo do sprawdzenia człowieka i tych dwojga, czy nadal podtrzymują decyzję „miłowania Boga z całego serca, a bliźniego jak siebie samego”.

Akt małżeński winien z Bożego ustanowienia dawać tym dwojgu pełnię satysfakcji poprzez samo tak ścisłe wzajemne bycie-z-sobą i w-sobie. Wyzwalające się w tych chwilach przyjemne doznania wiążą się jednak z pewnym trudem, będącym swoistym ‘kolcem’ na tej pięknej róży. Miłość w akcie współżycia bywa zwykle wystawiona na ogniową próbę: zweryfikowania jej jakości.

Sprawdzianem jakości miłości w akcie płciowym staje się najczęściej, choć nie wyłącznie, drugie nieodłącznie z dokonującym się zjednoczeniem związane jego ukierunkowanie: na potencjalność rodzicielską. Małżonkowie pragną niejednokrotnie stać się „dwoje jednym ciałem”, ale nie chcą – albo nawet nie mogą nastawiać się aktualnie na kolejne rodzicielstwo. Jeśli miłość tych dwojga nie jest w pełni szczera, tzn. nie jest całkowitym byciem-darem-dla-tego-drugiego, lecz egoizmem seksualnym pod parawanem ‘miłości’, może dojść nietrudno do wystąpienia przeciw nierozerwalnej więzi między ukierunkowaniem aktu płciowego na zjednoczenie – a jego równoczesnym otwarciem na potencjalność rodzicielską.

Jeśli pominąć dokonujące się wówczas gwałtowne zerwanie ze Stworzycielem, równoznaczne z buntem przeciw ustanowionemu przez Niego ładowi aktu, pociąga to za sobą zniszczenie obydwu ukierunkowań aktu naraz: zarówno na jedność w miłości, jak na potencjalność rodzicielską. Podeptana wtedy zostaje brutalnie prawda daru miłości „osoby dla osoby”. W Liście do Rodzin mówi Ojciec święty Jan Paweł II:

„...Mężczyzna i kobieta w momencie małżeńskiego zjednoczenia są równocześnie odpowiedzialni za dar, jakim dla siebie wzajemnie się stali przez sakramentalne przymierze. Logika całkowitego daru z siebie dla drugiego człowieka otwiera ich potencjalnie na rodzicielstwo. W ten sposób małżeństwo ma urzeczywistnić się jeszcze pełniej jako rodzina.
– Oczywiście celem wzajemnego daru mężczyzny i kobiety nie jest tylko rodzenie dzieci, lecz również wzajemna komunia miłości i życia. Trzeba jednak, ażeby została zabezpieczona wewnętrzna prawda tego daru.
– ‘Wewnętrzna’ to nie znaczy tylko ‘subiektywna’. ‘Wewnętrzna’ to znaczy odpowiadająca obiektywnej prawdzie tego i tej, która przekazuje dar. Osoba nie może być nigdy środkiem do celu, środkiem ‘użycia’ – musi być sama celem działań. Tylko wtedy działanie odpowiada jej prawdziwej godności” (LR 12).

Ład
STRUKTURY i DYNAMIZMU aktu

Sam w sobie akt zjednoczenia płciowego, tak jak jest podarowany małżonkom przez „miłującą Wszechmoc”  Boga, można rozpatrywać z dwojakiego punktu widzenia: jego struktury oraz dynamizmu.

Zarówno struktura, jak i dynamizm aktu pochodzą w całości od stwarzającego Boga. Oba te aspekty stawania się „dwoje jednym ciałem” stanowią z Bożego ustanowienia nierozerwalną całość. Bóg wręcza ten szczególny swój podarunek tym dwojgu: możność aż tak daleko posuniętego niejako „stopienia-się-z-sobą” – w chwili gdy składają oni ślubowanie małżeńskie.

Struktura aktu małżeńskiego polega z Bożego ustanowienia na tym, że ci dwoje rzeczywiście płciowo w tej chwili z sobą się łączą. Mąż wkracza poprzez swoje narządy płciowe – do przyjmującego go łona, tj. pochwy małżonki. Sama tylko pochwa jest tym miejscem szczególnym i właściwym w ciele kobiety, gdzie z woli Boga winno dokonywać się zjednoczenie płciowe małżonków. Tylko tu może się wyrazić – zgodnie z prawdą osoby i miłości – ukierunkowanie aktu zarówno na zjednoczenie, jak i każdorazowo w takim momencie uaktywniającą się gotowość rodzicielską.

Bóg tak stworzył narządy płciowe mężczyzny i kobiety i tak je uzdolnił do skondensowania w chwili współżycia całych ich obojga osób, że wkroczenie męża do łona kobiety – warunek stania się obopólnym osobą-darem w tym wyjątkowym świadectwie miłości: akcie zjednoczenia małżeńskiego, nie może dokonać się bez uprzednich przygotowawczych pieszczot, które od strony fizjologicznej – z Bożej woli – wyzwalają pokojowo narastające podniecenie płciowe. W następstwie tego coraz bardziej do głosu dochodzi zamierzone przez Boga i podarowane obojgu szczytowe przeżycie obopólnego zjednoczenia. W nim wyraża się dramatycznie dynamizm stawania się aż tak daleko posuniętym „dwoje jednym ciałem”.

Same w sobie określenia: struktura oraz dynamizm aktu zaczerpnięte są z wielu wypowiedzi występujących w tym kontekście w nauczaniu św. Jana Pawła II. Oto kilka podstawowych:

„ ... ażeby uszanowane były struktura i cel aktu małżeńskiego” (FC 35).

„ ... Bóg Stwórca wpisał w naturę mężczyzny i kobiety
i w dynamizm ich zjednoczenia płciowego ...” (FC 32).

„ ... [małżonkowie] ‘korzystają’ z płciowości
zgodnie z pierwotnym dynamizmem obdarowania ...” (FC 32).

Do rzeczywistości „dynamizmu” przy przeżywaniu zjednoczenia małżeńskiego nawiązuje Jan Paweł II w całkiem szczególny sposób, być może po raz pierwszy w dziejach Kościoła w sformułowaniu tak bardzo niedwuznacznym – w swej Adhortacji o małżeństwie chrześcijańskim we współczesnym świecie pt. Familiaris Consortio (1981 r.). Ojciec święty pisze w pewnej chwili:

„Szczególna jest także treść uczestnictwa [małżonków] w życiu Chrystusa;
miłość małżonków zawiera jakąś całkowitość, w którą wchodzą wszystkie elementy osobyimpulsy ciała i instynktu, siła uczuć i przywiązania, dążenie ducha i woli.
– Miłość zmierza do jedności głęboko osobowej, która nie tylko łączy w jedno ciało, ale prowadzi do tego, by było tylko jedno serce i jedna dusza.
– Wymaga ona nierozerwalności i wierności w całkowitym wzajemnym obdarowaniu i otwiera się ku płodności ...
Jednym słowem chodzi o normalne cechy charakterystyczne każdej naturalnej miłości małżeńskiej, ale w nowym znaczeniu, gdyż sakrament nie tylko je oczyszcza i wzmacnia, ale wynosi tak, że stają się wyrazem wartości prawdziwie chrześcijańskich” (FC 13).

Słowa tego fragmentu nauczania Papieskiego wymagają poważnego zastanowienia. Zauważamy, że Ojciec święty ukazuje tu głębię sakramentu małżeństwa w jego analogii z Chrystusem, Bożym-Oblubieńcem-z-krzyża – w całkowitości Jego daru dla nabytej przez siebie swojej Oblubienicy – Kościoła i każdego z osobna człowieka. Jak Bóg pozwoli, wrócimy do tego zdumiewającego tematu obszerniej, gdy wypadnie zastanowić się nad przymierzem małżeńskim jako jednym z sakramentów ustanowionych przez Jezusa Chrystusa (zob. w cz.VI, rozdz.9, § D, pkt 3: Sakrament małżeństwa: znak tajemnicy wcielenia i odkupienia). W tej chwili sygnalizujemy tylko wskazaną w przytoczonym fragmencie całkowitość osobowego wzajemnego darowania się sobie małżonków duszą i ciałem, obejmującą m.in. wyraźnie również „impulsy ciała i instynktu, siłę uczuć i przywiązania, dążenie ducha i woli...” (FC 13).

Dynamizm aktu współżycia jest przeżyciem nie ciała, lecz całej osoby. Stąd też ogarnia on co prawda całe ciało i psychikę, ale tym bardziej sumienie tak męża, jak żony.
– Szczytowanie mężczyzny-męża wyraża się jednak dodatkowo złożeniem w przyjmującym go łonie małżonki nasienia, które z natury swej może, choć nie musi aktualnie, stać się podłożem pod zaistnienie życia nowej ludzkiej osoby. Czy istotnie dojdzie do zainicjowania nowego człowieka, zależy w zasadniczej mierze od tego, na który dzień cyklu miesiączkowego kobiety-żony przypada akt zjednoczenia.
– W ten sposób Bóg niejako ‘rozdzielił’ udział w rodzicielstwie: jego i jej, obdarzając jedną jej cząstką, tą poniekąd mniejszą, mężczyznę, a znacznie większą – kobietę. Ona to w swoim łonie poczyna dziecko, nosi je, donosi i wydaje na świat, a potem karmi i wychowuje w znacznie bardziej intensywnej mierze, aniżeli mąż-mężczyzna (por. MuD 14; oraz LR 12).

Sam więc Bóg skojarzył nierozerwalnie miłość [struktura aktu] – z życiem [dynamizm aktu]. Bo i On jest najwyższą radością miłości: jednością Trzech Osób współistotnych sobie w jednym jedynym Bóstwie. Owa jedność-w-miłości, jaką jest Trójjedyny, jest jednak cała źródłem życia i obdarowywania sobą. Zarówno w łonie samej Trójcy, jak i obdarowania istnieniem ‘poza’ Bogiem, które wyraz swój znajduje w stwarzaniu kosmosu i życia ludzkiego.
– Prawdziwa miłość jest zawsze tylko inną nazwą życia. Z kolei zaś życie kiełkuje jedynie na podłożu miłości. Miłość i życie są rzeczywistością zamienną. Tak jest u Boga – i tak jest w przypadku Bożego Obrazu: mężczyzny i kobiety.

Małżonkowie zdają sobie sprawę, że współżycie płciowe nie jest im dane jedynie dla miłego przeżycia w dokonującym się wtedy sprzężeniu ‘ciała z ciałem’. Sens współżycia polega na tym, że jest ono szczególnym sposobem darowania się sobie nawzajem w całkowitości swoich osób. Zatem nie tylko ciał, lecz tym bardziej ducha. Jednocześnie zaś Bóg wręcza ten dar nie jako konieczność współżycia, lecz możność tak ścisłego obopólnego bycia-darem-dla-siebie-nawzajem.

W swojej miłości ustanawia Bóg również wewnętrzny ład – Boży i ludzki – tegoż aktu. Ład ten będzie stanowił o jego porządku moralnym oraz warunkach, w jakich przeżycie aktu będzie się wyrażało pokojem serca i wzajemnym „promieniowaniem radością”  w Duchu Świętym. Przestrzeganie tego ładu stanie się ceną wzrastania wtedy w swym człowieczeństwie oraz nasycenia Bożym błogosławieństwem i łaską, właściwą małżeństwu jako sakramentowi.


Cokolwiek wychodzi z Bożej ręki, cechuje się dobrem i pokojem, niosąc właściwe sobie szczęście. Podkreśla to w ciepłych słowach Jan Paweł II:

„Porządek moralny, właśnie dlatego, że ujawnia i przedstawia zamysł Boży, nie może być czymś, co utrudnia życie człowiekowi i co nie odpowiada osobie;
wręcz przeciwnie, odpowiadając najgłębszym potrzebom człowieka stworzonego przez Boga, służy jego pełnemu człowieczeństwu z tą samą subtelną i wiążącą miłością, z jaką sam Bóg pobudza, podtrzymuje i prowadzi do właściwego mu szczęścia każde stworzenie” (FC 34).

Akt zjednoczenia małżeńskiego staje się dla tych dwojga źródłem doświadczenia „pełni”, gdy jest świadectwem całkowitego, bezinteresownego darowania sobie swych osób. Warunkiem tego jest jednak przyjęcie i realizowanie za każdym razem – ze strony męża i żony, tak jednej, jak drugiej rzeczywistości małżeńskiego aktu.

Małżonkowie powinni uszanować przede wszystkim strukturę aktu. Jeśli zamierzają zaangażować w wyrażenie sobie miłości swoje narządy płciowe, powinni rzeczywiście zjednoczyć się ze sobą poprzez narządy płciowe – w pochwie, a nie gdzie indziej. Ma to być możliwie długo trwające przeżycie zjednoczenia: rzeczywiste bycie jedno-w-zjednoczeniu-miłości.
– Ponadto zaś oboje powinni pozwolić rozwinąć się z całą swobodą dynamizmowi stopniowego jednoczenia się – aż do samoistnego wygaśnięcia przeżycia. Tym samym jednak wypada ponownie podkreślić: zjednoczenie małżeńskie powinno być zjednoczeniem maksymalnie przedłużonym w czasie: po prostu ... naprawdę zjednoczeniem – ich obojga osób. Wtedy to chwile współżycia mogą stać się przeżyciem doświadczanym nie tylko na poziomie ciała, ale i ducha: przeżyciem sakramentu.

Wypada ponownie sięgnąć do Listu do Rodzin Jana Pawła II:

„Nie ma prawdziwej miłości bez świadomości, że Bóg przede wszystkim ‘jest Miłością’ – oraz że człowiek jest tym jedynym stworzeniem, którego Bóg powołał do istnienia ‘dla niego samego’. Ten zaś stworzony na obraz i podobieństwo Boga człowiek nie może się w pełni ‘urzeczywistnić’ inaczej jak tylko przez bezinteresowny dar z siebie samego.
– Bez takiego pojęcia człowieka, osoby oraz ‘komunii osób’ w rodzinie nie może być cywilizacji miłości. Ale też takie pojęcie osoby i komunii osób niemożliwe jest bez cywilizacji miłości.
– Rodzina z pewnością stanowi podstawową ‘komórkę’ społeczeństwa, trzeba jednak Chrystusa ‘winnego szczepu’, z którego ‘latorośle’ czerpią soki, ażeby komórka ta nie była zagrożona od wewnątrz i od zewnątrz cywilizacyjnym wykorzenieniem.
Oto bowiem jeśli z jednej strony istnieje ‘cywilizacja miłości’, to równocześnie też zachodzi możliwość ‘anty-cywilizacji’ destrukcyjnej ... ” (LR 13).

W ukierunkowaniu na miłość

Uszanowania ze strony obojga małżonków wymaga nie tylko dynamizm aktu. Małżonkowie dokonują tego przez nie-przeszkadzanie w niczym pokojowemu rozwojowi obopólnego przeżycia – z wytryskiem następującym w pochwie. Owo stanie się „dwoje jednym ciałem” otwiera się w tym momencie na oścież na potencjalność rodzicielską.
– Jednakże równie pełnego i serdecznego uszanowania wymaga z kolei pierwsze podstawowe ukierunkowanie aktu: na miłość. Przeżycie zjednoczenia w ciele winno w tej chwili stać się rzeczywistym bezinteresownym darem „od osoby do osoby” (GS 49; por. LR 11; EV 13.23.88.97n.).

W następnych rozdziałach niniejszej drugiej części będzie mowa o zakłamaniu prawdy małżeńskiego aktu. Zastanowimy się nad działaniami przeciw-rodzicielskimi i ich etycznymi wydźwiękami. Wspomniane działania dotyczą najczęściej ukierunkowania aktu na potencjalność rodzicielską. Pragniemy zwrócić uwagę na konieczność kształtowania w chwilach współżycia również rzeczywistej miłości, przeżywanej jako obopólny dar. Zjednoczenie obojga w akcie współżycia winno zmierzać do przekazania wraz ze swoją osobą – dobra nieograniczonego, aż do życia wiecznego włącznie.

Współżycie małżeńskie nie może zejść do rzędu instrumentalnego, użytkowego wykorzystywania narządów i znamion płciowych dla wyżycia się na nich do maksimum. Oboje powinni czuwać nad tym, by w ich działaniu wysuwała się w tych chwilach na czoło stale osoba cała tego drugiego – oraz osoba swoja własna, bez jednostronnego zawężania uwagi do samych jedynie doznaniowych aspektów „ciała i płci”. Miłość, która staje się całkowitym darem siebie samego, dąży niestrudzenie do rzeczywistego dobra tego drugiego – oraz swojego własnego. Tym rzeczywistym dobrem jest w pierwszym rzędzie Bóg-Miłość: Dobro ostateczne. Niemniej po drodze do osiągnięcia tego dobra jest porozstawionych wiele dóbr innych, pomniejszych. Boża Dobroć przygotowała je, by zachęciły małżonków i pomogły obojgu osiągnąć dobro definitywne: życie wieczne.

<i>(12 kB)</i>
Dziecko w swoim schowku. Mamo, czy będziesz się ze mną bawić?

Stąd wyrasta wymóg etyczny, by zarówno mąż, jak żona byli dla siebie naprawdę żywi w chwilach przeżywanego zjednoczenia małżeńskiego. Chwile intymności małżeńskiej muszą się odznaczać szczególną obopólną subtelnością i wczuwaniem się we wzajemne życzenia. Jeśli współżycie ma się stać świadczeniem miłości jako daru, oboje powinni pilnować czujnie, by nie zawładnęła nimi pożądliwość. Ta bowiem niszczy darowanie się sobie, przekształcając miłość w zaborczość seksualną. Małżonkowie nie mogą dopuścić do rutyny, która zabija uczucie i czułość.

Tym samym jednak ponownie na czołowe miejsce wysuwa się wymóg maksymalnie przedłużonego trwania w swym obopólnym zjednoczeniu. Bóg darowuje tym dwojgu naprawdę akt zjednoczenia ich obojga osób. Winno ono być zjednoczeniem, a nie przeżyciem seksu-dla-seksu. Jego bowiem charakterystyczną cechą jest krótkotrwałe skorzystanie ze swego – zaborczo i egoistycznie dla siebie zagarniętego ciała płciowego, z uwagą skoncentrowaną nie na osobie, lecz na ... aspekcie ‘seksu’.

Nie jest to możliwe bez dialogu małżeńskiego – m.in. wyraźnie na temat sposobu przeżywania wzajemnej intymności, łącznie z otwartym formułowaniem swoich życzeń i oczekiwań.
– Kobiecie może się wydawać, że mąż powinien dobrze wiedzieć, jakie są jej oczekiwania. Tymczasem on ostatecznie żony swojej po prostu nie zna! Kobieca psychika jest niezwykle złożona. Żona mówi do męża często językiem, którego on w końcu nie rozumie. Jej się wydaje, że wyraża się jasno. Tymczasem on nawet nie podejrzewa, o czym ona właściwie myśli. Choć oboje żyją ze sobą długie lata, jedno pozostaje dla drugiego nieprzenikniętą tajemnicą.
– Z kolei zaś mąż, ze swoją być może o wiele mniej wykształconą psychiką, może nawet nie podejrzewać, że żona czegoś, i czego właściwie, od niego oczekuje. I na odwrót.

Innym warunkiem szczęśliwszego przeżywania wzajemnej intymności jest podporządkowanie się w swych odniesieniach płciowych biologicznemu rytmowi płodności: przez naprzemienne odnoszenie się do siebie ‘dziewicze’ – i ‘małżeńskie’. Tym bardziej jednak chodzi przy przeżyciu zjednoczenia o przesycanie tych chwil duchem modlitwy-daru. Bez nasycenia ich duchową głębią trudno oczekiwać obdarowywania siebie rzeczywistym dobrem naturalnym i jednocześnie nadprzyrodzonym: Niebem – obecnością Chrystusa żywego, który by przechodził z ‘jej’ serca do ‘jego’ serca – i na odwrót.

Stanowczo sprzeczne z ładem miłości w chwilach intymności byłoby wymuszanie współżycia. Niecierpliwe wyrażanie chęci współżycia i gniewne odnoszenie się do tego drugiego, gdy ten dąży w tej chwili do dobra odwrotnego, np. tylko bycia-ze-sobą i samego tylko przytulenia, bez zjednoczenia w płci, przeradza się łatwo w mniej lub więcej ukryty szantaż: „Musisz mi się oddać! Mam prawo do twego ciała!... To pójdę do innej”, itp.

Jest rzeczą jasną: współżycie wymuszone stałoby się zaprzeczeniem daru siebie samego. Byłoby jaskrawym ujawnieniem właściwej postawy: dążenia do zaspokojenia za wszelką cenę swojego, typowo egoistycznie przeżywanego roznamiętnienia, które nie miałoby nic wspólnego z obdarowaniem sobą, ani tym bardziej niebem. Nerwowość męża w obliczu serdecznej prośby małżonki, żeby „dzisiaj współżycia nie podejmować”, byłaby świadectwem tego, że jemu zależało jedynie na ... masturbacji poprzez jej ciało, a nie na małżeńskim zjednoczeniu – zgodnie ze złożonym ślubem miłości.

Miłość winna być „darem osoby dla osoby” (LR 11). Szantaż jest z góry nie do pogodzenia z byciem-darem-‘dla’! Ujawniłby dynamizm DO-środkowy wymuszanego aktu. Taka zaś postawa sprzeciwia się diametralnie OD-środkowemu dynamizmowi właściwemu prawdziwej miłości (zob. do tego rycinę: DO-środkowy i OD-środkowy dynamizm miłości). Konsekwentnie zaś takie współżycie stałoby się łatwo grzechem ciężkim: przeciw ślubowanej miłości.

Szantaż i wymuszanie jest równoznaczne z upokorzeniem tego drugiego i traktowaniem go jako rzeczy-narzędzia. Ten działający zdąża w tej sytuacji do posłużenia się tym drugim egoistycznie – do zapewnienia sobie samemu doznania ‘seksu’, który zatem nie ma nic wspólnego z ‘miłością’ i w żaden sposób nie zmierza do zjednoczenia osób.
– Znaczy to, że wcale nie każde współżycie, chociażby nawet pełne i bez sięgania po środki ubezpłodnienia aktu, jest wyrazem miłości. Ileż mężatek wyznaje z bólem serca, że nie życzy sobie już wcale współżycia i nie czeka na nie, bo dzieje się to ze strony męża zawsze „bez uczucia, a mąż poszukuje wtedy tylko swojej przyjemności, tzn. używa ciała małżonki do zapewnienia sobie ‘bardziej wyrafinowanej’ masturbacji ...”.

Naruszenie ukierunkowania aktu małżeńskiego na miłość jest zjawiskiem występującym w małżeństwach wcale nie tak rzadko. Znalazło to swoje echo nawet w encyklice Humanae Vitae Pawła VI:

„Słusznie zwraca się uwagę na to, że współżycie płciowe narzucone współmałżonkowi – bez liczenia się z jego stanem oraz z jego uzasadnionymi życzeniami – nie jest prawdziwym aktem miłości i dlatego sprzeciwia się temu, czego słusznie domaga się ład moralny we wzajemnej więzi między małżonkami" (HV 13).

Z sugestii autorów – ku pokojowi
chwil intymności

W kontekście wewnętrznego ładu, jaki Stworzyciel wpisał w akt małżeński, może się okazać rzeczą bardzo pożyteczną przytoczyć parę fragmentów z książki p.t. „Być kobietą” dr Ingrid Trobisch, żony protestanckiego pastora. Oboje poświęcili swe życie zaangażowanej pracy na rzecz małżeństw i rodzin po szerokim świecie, zwłaszcza w krajach rozwijających się. Znamienną cechą pism i książek obojga Trobischów jest ukazywanie modlitewnego, a zarazem radosnego przeżywania małżeństwa i chwil intymnej bliskości. Oboje Trobischowie podkreślają konieczność zaakceptowania własnej płciowości, czyli siebie samych – takimi, jakimi zostali stworzeni przez Boga i podarowani sobie samym, wraz ze zwierzonym sobie zadaniem pomnażania otrzymanych talentów.

Niejedni małżonkowie mają problem w zharmonizowaniu chwili obopólnego szczytowego przeżycia aktu swego zjednoczenia. Działa to zakłócająco na Boży i ludzki ład tego daru dla małżeństwa w jego ukierunkowaniu na miłość-jedność.

U pewnego odsetka mężczyzn występuje wytrysk przedwczesny. Z kolei zaś niejedna z mężatek przeżywa mniej lub więcej boleśnie niemożność dojścia do swojego pokojowo rozwijającego się pełnego przeżycia. Nie ulega zaś wątpliwości, że Bóg wręcza dar pełnego szczytowania tak jemu, jak i jej. I błogosławi obojgu w tych chwilach, które ściśle należą do sakramentalnego przeżywania dokonującego się w tej chwili, jak najdłużej utrzymującego się ich „dwoje jednym ciałem”. Sądzimy, że niektórzy Czytelnicy będą wdzięczni za przedrukowane tu sugestie dr Trobisch w nawiązaniu do tego zagadnienia.

Oto fragmenty wspomnianej książki ‘Być kobietą’ (Warszawa PAX 1981; przekł. z ang.). Autorka przytacza wypowiedzi szeregu autorów na temat roli mięśnia Kegla, przebiegającego wzdłuż całego krocza – tak u mężczyzny, jak i kobiety. Mięsień ten jest u wielu ludzi niewydolny. Tymczasem on właśnie jest w zasadniczy sposób odpowiedzialny m.in. za jakość przeżycia chwil zjednoczenia płciowego. Zarówno kobieta, jak mężczyzna mogą ten mięsień wyćwiczyć. Oto parę sugestii dra Pawła Popenoe, przytoczonych przez dr Trobisch:

„Mięsień Kegla można wzmocnić ‘podciągając’ go – jakby robiąc mocny wysiłek, by powstrzymać strumień moczu. Kobieta, która nie ma zadowalających przeżyć pochwowych, albo która nie jest w stanie doznawać orgazmu, powinna ćwiczyć to regularnie, trzymając przy tym lekko rozchylone nogi...” (dz.cyt., str. 25n).

Następnie zwraca się dr Trobisch z kilkoma sugestiami tak do kobiet, jak i mężczyzn:

„Teraz muszę powiedzieć parę słów o mężu, inaczej można by mieć wrażenie, że tylko kobieta ponosi odpowiedzialność za pomyślny przebieg aktu seksualnego. Byłoby to równie mylne jak twierdzenie, że tylko mężczyzna ponosi odpowiedzialność za zaspokojenie seksualne swej żony, a jeśli mu się to nie udaje, nie jest prawdziwym mężczyzną ...
– Po pierwsze udzieliłabym każdemu mężowi takiej samej rady jak jego żonie. Powinien uprawiać identyczne ćwiczenie mięśniowe. Nikomu nie może ono zaszkodzić [zalecenie m.in. dla dzieci moczących się w nocy] ... Dojrzały mężczyzna, który ma wyrobiony mięsień łonowo–guziczny, napinając go będzie w stanie opóźnić wytrysk. Przedwczesny wytrysk jest jedną z przyczyn, które uniemożliwiają żonie osiągnięcie pełnej satysfakcji.
– Druga użyteczna metoda polega na tym, by mężczyzna pozostał bez ruchu po penetracji tak długo, dopóki nie opadnie pierwsza fala podniecenia. Takie pozostawanie w głębokiej jedności z żoną daje mężowi uczucie wielkiego spokoju. Powinien w pełni cieszyć się tą chwilą, a kochająca żona powinna mu z radością ten spokój ofiarować.
– Potem należy zacząć łagodne powolne ruchy i wtedy żona powinna być równie aktywna. Mając wyrobiony mięsień Kegla może obejmować członek męża swoją pochwą, jakby go chciała przytulić. Ważne jest wiedzieć, że to nie ruchy w przód i w tył dają kobiecie najwięcej, ale łagodny nacisk na boki w kierunku ścianek pochwy, gdzie znajduje się cyfra 4 i 8 na tarczy.
– Jednak tarcie boczne wzbogaca doznania kobiety i podnieca mężczyznę ...
– Spokojna łagodność pomaga obojgu partnerom. W ten sposób nie tylko kobieta znajduje głębsze spełnienie. Również dla męża otwiera się nowa dziedzina przeżyć... Jeśli nauczył się pozostawać ‘wewnątrz’ żony, czuje się chroniony jak dziecko, które spoczywa w ramionach matki. Tak fizycznie przeżywany macierzyński uścisk żony pomaga mu odprężyć się w najtajniejszych cząstkach swego ‘ja’ i może dodać mu sił, gdy ma trudności zawodowe ...
– Z drugiej strony kobieta ... w tym panowaniu mężczyzny nad sobą, w tym czekaniu na nią – doświadczy jakby ojcowskiej opieki, której może zawierzyć bez reszty. W ten sposób może mu się całkowicie oddać, gdyż wie, że mąż poprowadzi ją bezpiecznie przez zamęt uczuć.
– Im większa szansa na to, by żona osiągnęła całkowite spełnienie, tym mniejsza obawa męża, że był zbyt szybki lub postępował niezadowalająco...” (tamże, 27-29).

<i>(24 kB)</i>
Młoda rodzina odpoczywająca na trawie z mnóstwem kwiatów i towarzyszącym im nieodłącznym przyjaznym psem. Widać, że i tato jest zaangażowany w pełnienie swej funkcji jako ojca wzrastającej rodziny.

Przytoczone słowa nie są pomyślane jako sugestia typu ‘technicznego’. Chodzi o wyzwolenie małżeńskiego dialogu, który by wyraźnie zmierzał do kształtowania przede wszystkim duchowego wymiaru obopólnej komunii. To bowiem warunkuje jakość przeżywania chwil zjednoczenia jako rzeczywistego obopólnego darowania sobie swych osób z całą czułością i miłością.

Przytoczone sugestie przyczynią się być może do szczęśliwszego rozwiązania zagadnienia, którego echo obija się niekiedy i o konfesjonał: orgazmu pochwowego czy łechtaczkowego. Oto jeszcze jeden fragment z cytowanej książki pani dr Trobisch:

„Istnieje dwojaki sposób przeżywania przez kobietę przyjemności zmysłowych ...
– Ten bardziej powierzchowny sposób polega na manipulowaniu łechtaczką ... Kobiety opisują go [orgazm łechtaczkowy] jako powierzchowny nerwowy skurcz wynikający z ostrej kumulacji [sumowania-mnożenia], która nie daje pełnego zadowolenia. Jest to odczucie powierzchowne, zewnętrzne, nie ogarniające całego ciała...
– Dojrzewająca zmysłowość kobieca polega na przeniesieniu doznań z okolicy łechtaczki na pochwę ..." (dz.cyt., 21n; oraz cały fragment: str. 21-23).


Istotną rolę odgrywa tu oczywiście zawsze czynnik psychiczny: być dla siebie prawdziwym darem żywej, nie martwej miłości. W związku z tym dr Ingrid Trobisch mówi dalej:

„Bardzo często mąż nie rozumie bliskiej współzależności obu tych sfer: ciała i ducha. Podczas gdy na ogół jego zdaniem duch tkwi w ciele, ona uważa, że jest wprost przeciwnie: duch otacza ciało” (dz.cyt., 30).

Autorka cytuje znawcę zagadnień małżeńskich, dra Teodora Boveta:

„Dr Bovet przyrównuje miłość męża do ciepłego płaszcza. Dopóki kobieta czuje się otulona, okryta tym płaszczem, jest zdolna poddać się całkowicie i bezwarunkowo mężowi ciałem i duchem. Po to, by żona miała to poczucie bezpieczeństwa, mąż musi zrozumieć, że nie jest rzeczą nie-męską wyrażać swoje uczucia. Jeśli jego słowa i pieszczoty są wyrazem potrzeby serca, utwierdzają ją w przekonaniu, że jest kochana.
– Ale nawet najmniejsza przykrość, wymówka, ostre albo nie przemyślane słowa – mogą zrobić dziurę w tym płaszczu i pozbawić kobietę uczucia bezpieczeństwa, świadomości, że miłość męża ją chroni; wtedy nie będzie zdolna poddać mu się całkowicie.

Milczenie nie reperuje tych dziur. Również bezcelowe będzie leczyć ranę serca ‘uprawianiem miłości’. Jedynym sposobem, by ją naprawić, jest bezpośrednia, szczera rozmowa, wyjaśnienie sobie wzajemnych pretensji.
– Jeśli mąż uczyni wysiłek, by załatać dziury w płaszczu, przez które wdziera się zimno, żona odzyska to, co jest tak istotne dla jej zdolności poddania się, mianowicie podstawowe zaufanie. Tak jak ptak powierza się powietrzu, a ryba wodzie, tak samo ona powierza się mężowi...” (dz. cyt., 30).

Miłość jest ostatecznie skarbem podarowanym przez Boga, jedyne źródło miłości. Dlatego też i w tej dziedzinie: spełnienia, czy nawet nie-spełnienia w pożyciu płciowym, trzeba troski swoje zawierzyć Panu. Wypada dziękować za wszelkie, nawet najmniejsze przejawy Bożej dobroci i ludzkiej życzliwości również w tym względzie:

„Nikt nie może żądać miłości, gdyż jest ona cennym darem. Co dzień możemy dziękować za miłe drobiazgi i uczyć się dla przyszłości z naszych błędów, przebaczyć, a potem zapomnieć !
– Najlepszym sposobem, by pokonać zło, jest zapomnieć o nim. Żal i pretensje nigdy nie będą zadośćuczynieniem. Złóżmy nasze rozczarowania w ręce Boga. Czasem trzeba złożyć dojrzały owoc naszej miłości w ręce Stwórcy: może wykorzysta je w ten sposób, że da owoc innym” (tamże, 33).


Autorka kończy cytowany fragment swej książki rozdzialikiem pod tytułem „Modlenie się naszymi ciałami”. Najpierw cytuje teologa protestanckiego Williama Hulme:

„W akcie miłosnym dziedzina natury i dziedzina ducha sprzymierzają się i zostają złączone w chrześcijańskim przeżyciu, ponieważ najpierw zostały zjednoczone w Chrystusie ...
– Odkupiony przez Chrystusa akt miłosny jest daną przez Boga radością miłości małżeńskiej zarówno kobietom, jak i mężczyznom ...
– Boga, którego znamy w Chrystusie, nie trzeba w tę radość wprowadzać. On w niej ... jest” (dz. cyt., 36; por. LR 9).

Autorka dodaje jeszcze:

„Są małżeństwa, które modlą się wspólnie co wieczór – z wyjątkiem tych dni, kiedy się łączą w akcie płciowym. Jakby miały nieczyste sumienie, doznając radości seksualnej. Oddzieliły one życie seksualne od życia duchowego ...
– Małżeństwa, które trwają w wierze, wyrażają się o swoim fizycznym zjednoczeniu jako o ożywiającym duchowym przeżyciu. Ponieważ ośrodkiem ich małżeństwa jest Bóg, akt miłosny staje się dla nich pełnym wdzięczności otwieraniem się na Boga. Trudno mi wyrazić to w lepszych słowach, aniżeli w małżeńskiej modlitwie dra Bird’ oraz jego małżonki” (dz.cyt, 36):


Modlitwa małżeńskiego zjednoczenia:

Wczoraj wieczorem kochaliśmy się z mężem. Dzisiejszy dzień jest dniem nowym, promiennym i pełnym życia. Rozmawialiśmy ze sobą, śmialiśmy się i modliliśmy się razem – włącznie do naszych ciał. A Tyś był wtedy tak nieskończenie bliski. Wtedy właśnie jesteś obecny, szczególniej właśnie wtedy. Nasza intymna bliskość wzrasta i ożywia naszą bliskość z Tobą. Tyś tu jest! Jest to Twoja Miłość! Ona nas przemienia, ona stapia, ona jednoczy we wspaniałą jedność z Tobą.
– A dziś rano? Dzisiejszy poranek jest wschodem słońca, jest wzrastaniem, poczuciem zadatku. Dziś mamy nowy, promiennie nowy dzień, a siła natężenia naszej miłości wzrasta. Przyciąga ona nas do siebie nawzajem, ale i do Ciebie ku górze ...
(zob. niemieckie wydanie, str. 40n).

Uwaga do tej ‘Modlitwy małżeńskiej intymności’. Oto fragment z Listu do Rodzin św. Jana Pawła II:

Jeśli mówimy, że małżonkowie jako rodzice są współpracownikami Boga-Stwórcy w poczęciu i zrodzeniu nowego człowieka, to sformułowaniem tym nie wskazujemy tylko na prawa biologii, ale na to, że w ludzkim rodzicielstwie Bóg sam jest obecny – obecny w inny jeszcze sposób niż to ma miejsce w każdym innym rodzeniu w świecie widzialnym, ‘na ziemi’.
Przecież od Niego tylko może pochodzić ‘obraz i podobieństwo’, które jest właściwe istocie ludzkiej, tak jak przy stworzeniu. Rodzenie jest kontynuacją stworzenia
...” (LR 9; por. EV 43).


Zjednoczenie
oszczędzające-subtelne

Do przytoczonych uwag pani dr Ingrid Trobisch wypadałoby dodać praktyczną uwagę, która może okazać się dla niejednej pary małżeńskiej sprawą przełomową. Chodzi o subtelność zachowań w chwilach dokonującego się zjednoczenia małżeńskiego, szczególnie ze strony męża-mężczyzny.

Chwile przeżywania wzajemnej intymności nie mogą mieć nic wspólnego z czymś w rodzaju mniej lub więcej niemal gwałtowanego wyżywania się na ciele małżonki. Tu wszystko musi być nacechowane wyczuciem i jak najdalej posuniętą subtelnością, która nie szczędzi trudu, by małżonkę jak najbardziej oszczędzić. Jest to bezpośredni wymóg złożonego ślubu w dniu zawierania przymierza miłości i życia: „Ślubuję ci miłość ... uczciwość małżeńską”.

Przyjechali z dalekiej Indonezji do Polski, by na miejscu obchodzić 50-lecie kapłaństwa ks. Herberta Hensloka, Bieruń Nowy, pracującego cały czas jako misjonarz w Indonezji. Na pierwszym planie inny misjonarz polski, również całe życie pracujący w Indonezji: ks. Kurkowski Józef SCJ.

Wyżej przedstawiony przebieg samego aktu zjednoczenia – z dążeniem do subtelnego przeniesienia szczytowania z zewnątrz w głębię pochwy, może się okazać zwłaszcza dla żony z dawna oczekiwanym darem ze strony męża. Szczególnie gdy małżonka przeżywa sam akt stopniowego jednoczenia się jako doznanie bólu mniej lub więcej wtedy gwałtownie się zachowującego męża. Sugestie ukazane przez dr Trobisch zmierzają w kierunku oszczędzania tego typu nieprzyjemnych doznań małżonki.

Będzie to bardzo zalecone zwłaszcza w niejednej sytuacji, gdy wszelkie gwałtowniejsze ruchy frykcyjne będą bardzo przeciwwskazane z punktu widzenia ściśle medycznego, np. w okresach ciąży (zagrożenie rozwijającego się Maleństwa), czy w okresie połogu, gdy już nie będzie przeciwwskazań lekarskich do wznowienia intymności, i w wielu innych sytuacjach, gdy ruchy frykcyjne wywołują u małżonki czy to uczucie bólu, czy też mniej lub więcej nieprzyjemne doznania.

Innymi słowy sugestie dr Trobisch układają się po linii małżeńskiego wzajemnego wyczucia i myślenia po linii ‘miłości bliźniego’. Ta bowiem każe poszukiwać nie tyle zapewnienia sobie maksimum własnej przyjemności, ile spoglądać na tego drugiego, m.in. by maksymalnie oszczędzić mu jakichkolwiek bolesnych czy nieprzyjemnych doznań.

Kształtowanie chwil intymności z dążeniem do pokojowego, subtelnego przeniesienia przeżycia w głębię pochwy, otworzy szansę dla znacznie głębszego, a przede wszystkim duchowego obdarzania siebie zjednoczeniem na poziomie swych obojga osób. Tym samym zaś tak przeżywane „dwoje-Jednym-ciałem” może przyczynić się do przesycenia chwil wzajemnego przylgnięcia do siebie – tym wyrazistszą wdzięcznością i subtelną miłością zarówno względem siebie nawzajem, jak tym bardziej dla szczerego uwielbienia i ukochania Trójjedynego, który ich oboje wyniósł do godności sakramentu małżeństwa jako ich drogi do „Domu Ojca”.

D.
 AKT JAKO WYRAZ „MOWY CIAŁA”

Ozdobnik

Zjednoczenie wyrażone
‘mową ciała’

Na koniec tego rozdziału wypada dopowiedzieć, że tę samą rzeczywistość, którą papież Paweł VI określa jako dwojakie „przeznaczenie” [ukierunkowanie: destinatio] oraz dwojakie „oznaczenie” [sens; wyrażona rzeczywistość: significatio] aktu małżeńskiego, następca jego Jan Paweł II wyraża chętnie zwrotem „mowa ciała”. Mianowicie ciało męża „mówi” do żony – i na odwrót: ciało żony „mówi” do męża imieniem i z upoważnienia ich obojga.

W szczególnie doniosły sposób „mówi” ciało męża i żony całym sobą w akcie zjednoczenia małżeńskiego. Mówi strukturą aktu, a jeszcze donośniej towarzyszącym mu dynamizmem, który ogarnia całe ciało i całego ducha obojga. Ciało „mówi” i wyraża wtedy w imieniu obojga rzeczywistość o wiele głębszą, aniżeli to wypowiada samo tylko zjednoczenie narządów płciowych. Ciało mówi szczególnie w szczytowaniu: że oboje oddają się sobie w rzeczywiście całkowitym darze: przyjętym – i w tej samej chwili odwzajemnionym.

Ponieważ zaś wszelka „mowa” podlega siłą rzeczy ocenie etycznej – w oparciu o kryterium prawdy względnie fałszu, również małżeńskiej „mowy ciał” dosięga ten właśnie sprawdzian: czy osoby obojga małżonków pozwalają „mówić” swemu ciału imieniem siebie samych prawdę, czy też nie daj Boże: wymuszają na nim mówienie kłamstwa ... Chodzi o szczerość obopólnego oddania sobie swych osób. Tu właśnie będzie się rozstrzygał antropologiczny, ale i teologiczny wydźwięk przeżywania wzajemnej bliskości. Do tego zagadnienia trzeba będzie wrócić w ramach kolejnych rozdziałów niniejszej drugiej części naszej homepage.

Ozdobnik

Re-lektura. Część II, rozdz.1b:
Stadniki, 4.XI.2013.
Tarnów, 13.V.2023.

<i>(0,7kB)</i>        <i>(0,7 kB)</i>      <i>(0,7 kB)</i>

Powrót:SPIS TREŚCI



C. SZCZEGÓŁOWE WYMOGI ETYCZNE AKTU

Zjednoczenie w miłości otwarte na rodzicielstwo
Akt małżeński jako rzeczywistość zastana
Próba na jakość miłości
Ład STRUKTURY i DYNAMIZMU aktu
Analogia całkowitości daru Chrystusa a małżonków:
impulsy ciała ...

W ukierunkowaniu na miłość
Wzajemna subtelność jako wymóg miłości
Dialog małżonków na temat intymności
Miłość a wymuszanie współżycia
Z sugestii autorów – ku pokojowi chwil intymności
Sugestie dr Trobisch: mąż i żona razem
Szczytowanie głębi czy powierzchowne
Zjednoczenie oszczędzające-subtelne

D. AKT JAKO WYRAZ „MOWY CIAŁA”

Zjednoczenie wyrażone ‘Mową Ciała’


Obrazy-Zdjęcia

Ryc.1. Dziewczynka trenująca kardiologię na psie-bokserze
Ryc.2. Dziecko w swym schowku
Ryc.3. Rodzina zażywająca odpoczynku w plenerze
Ryc.4. Goście z Indonezji w Polsce na jubileuszu kapłaństwa
misjonarza