Strona cały czas otwarta na dalsze uzupełnienia
w miarę jak Drodzy Czytelnicy zechcą podzielić
się swymi problemami w aspekcie MOB
E. ROLA MOB W ŻYCIU MAŁŻEŃSKIM (b). |
Pytania-wyznania docierające
od czytelników z sytuacji
życia w małżeństwie
b. Z docierających zapytań |
Pytanie 1. Objaw węzła chłonnegoCzy można by dowiedzieć się jeszcze raz, dokładniej, jak to jest z ‘objawem węzła chłonnego’, bo nie bardzo rozumiem to, co napisane jest w broszurce „Miłość Piękna – Miłość Trudna” (zob. wyż.: Objaw węzła chłonnego ). |
W poszukiwaniu odpowiedziWypada przytoczyć tu niemal dosłownie – z lekkim poszerzeniem, co na ten temat pisze podręcznik obojga pp. Billingsów (Teaching the Billings Ovulation Method, Part 2, Melbourne 1997, str. 24n; tamże rycina, str. 25). Równolegle z procesem owulacji dochodzi zwykle do nieznacznego powiększenia węzła chłonnego w podbrzuszu po stronie odbywającej się właśnie owulacji. Węzeł ten osiąga wtedy wielkość mniej więcej grochu-fasoli i staje się wrażliwy przy ucisku.
Codzienne sprawdzenie tego gruczołu wykaże zarówno jego wzrost, jak i wykształcającą się tkliwość. Objaw powiększonego węzła chłonnego rozpoznaje statystycznie około 75 % kobiet. Innymi słowy: jest to jeden z objawów ‘towarzyszących’ odbywającej się owulacji. Nie można go tłumaczyć przeciw objawowi śluzu, ani tym bardziej przeciw definicji dnia SZCZYTU objawu. Służy on natomiast jako objaw pomocniczy dużemu odsetkowi kobiet. Nadal wiążące jest zatem ustalenie, że całkowita pewność odnośnie do początku niepłodności po-owulacyjnej pojawia się dopiero wraz z początkiem 4-go dnia po ustąpieniu odczucia śliskości. Wiąże się to z wynikami obserwacji naukowych i klinicznych, zgodnie z którymi dzień owulacji przypada najczęściej na 1-szy dzień po dniu SZCZYTU, u 1-2 % dopiero na 2-gi dzień po SZCZYCIE. Dzień 3-ci po SZCZYCIE, czyli po ustąpieniu odczucia ‘ślisko’ – doliczony jest na – bardzo na wyrost przyjętą żywotność komórki jajowej, gdyby jajeczkowanie u danej kobiety odbyło się np. dopiero w późnych godzinach 2-go dnia po SZCZYCIE. Zob. do tego tematu również wyżej wspomnianą rycinę: |
Pytanie 2. Brak objawu śluzu w wieku przejściowymW moim przypadku Metody Billingsa chyba nie da się stosować. U mnie bowiem żaden śluz nie występuje. Mam lat 47 i nie mogę sobie pozwolić na dziecko. Mąż nie daje mi spokoju: chciałby stosunku, a ja boję się dziecka. Czy mam prawo zgodzić się na stosunek przerywany? Pani dyżurująca w poradni tak mi właśnie powiedziała: że jeśli nie mam innego sposobu dojścia do pewności, a ciąży stanowczo już być nie powinno, wolno mi zgodzić się na stosunek przerywany. Wina wtedy spada na męża, a nie na żonę. Wypowiedź tej pani nie rozwiała jednak wątpliwości mojego sumienia ... | |
W poszukiwaniu odpowiedziPytanie świadczy o niedoczytaniu instruktażu MOB. Zrozumiały jest ‘strach’ kobiety w tym wieku: zaawansowanych lat przejściowych, gdy funkcje cykliczne dobiegają końca, ale całkiem się jeszcze nie skończyły. Strach i niepewność zapewne tym większe, im bardziej kobieta dotąd nie zadała sobie być może nigdy poważnego trudu nauczenia się którejś z metod naturalnych. ‘Lekarstwem’ na ów strach mógłby się stać częsty kontakt z jakąś panią z poradnictwa dobrze obeznaną z MOB. O to jednak może nie zanadto łatwo. Chodzi o cierpliwe, niestrudzone zachęcanie bojaźliwej kobiety, by podejmowała codzienne obserwacje zgodnie ze wskazaniami MOB i je wiernie notowała, chociażby się jej wydawało, że ‘to nic nie daje’. Jeśli swych obserwacji nie będzie notowała i nie będzie ich pokazywała mężowi, nigdy nie dojdzie do pewności. Zdarza się, że kobieta – zwłaszcza w wieku przejściowym – całymi tygodniami nie zauważa już żadnej wilgotności-śluzu na zewnątrz. Stałym objawem będzie niezmienne: sucho-sucho-sucho-sucho. Wtedy trzeba ładnie podziękować Bogu za to właśnie ‘sucho’, odważnie odrzucić strach i nie stronić od męża. Darowując mu siebie, będzie żona tym pilniej dbała o serce każdorazowo w pełni otwarte na potencjalność rodzicielską, chociaż oboje szczerze na żadne poczęcie się już nie nastawiają i świadomie dobierają dla zjednoczenia właśnie owe dni ‘suche’. Jak zawsze, kobieta powinna szczególnie w tym okresie życia: typowych dla wieku przejściowego ‘nieregularności’, zważać na charakter krwawień. Jeden raz więcej powinna zastosować najprostszą informację MOB: że krwawieniem cyklicznym jest jedynie to krwawienie, które występuje w ok. 2 tygodnie po rozpoznanym dniu SZCZYTU, czyli po ostatnim dniu z odczuciem ‘ślisko’, kończącym poprzedzający go rozwój objawu śluzu (zob. wyż.: Definicja miesiączki). Jeśli tego odczucia nie było, krwawienie nie ma nic wspólnego z miesiączką. O nawrocie możliwości poczęcia zawsze poinformuje uprzednie pojawienie się wydzieliny śluzowej. Jej początkiem staje się za każdym razem pierwsza zmiana w stosunku do dotychczasowego ‘PMN’: Podstawowego Modelu Niepłodności. Wystarczy następnie po ustąpieniu tych cech śluzu dni płodności odczekać jeszcze 3 pełne dni, by uzyskać pewność, że w tej sytuacji do poczęcia dojść już nie może. Może się zdarzać, że w sytuacji długiego zawieszenia owulacji wystąpi ‘model kombinowany’ niepłodności przed-owulacyjnej (zob. dokładniej wyż.: Trzeci ‘Podstawowy Model Niepłodności’: kombinowany’). Mianowicie po miesiączce [jeszcze raz: definicja miesiączki – zob. nieco wyżej] pojawi się ileś dni ‘suchych’, znak PMN-Sucho; po czym zacznie pojawiać się jakaś wydzielina, której rozwój zatrzyma się jednak i przez jakiś czas będzie pojawiała się wydzielina wciąż taka-sama-taka-sama-taka-sama: w świadectwie obecnie utrzymującego się PMN-Wydzielina. Po czym objawy cofną się ponownie w dni ‘suche’, a potem znowu w dni z wydzieliną niezmiennie taką-samą-taką-samą-taką-samą. Wymaga to ze strony małżonków trochę cierpliwości – a przede wszystkim miłości bliźniego. ‘Winna’ temu stanowi nie jest oczywiście ‘Metoda Billingsa’! Natomiast przykra chwiejność objawów jest znakiem poważnych zmian w układzie neuro-hormonalnym kobiety przeżywającej nie zawsze łatwy okres przejściowy przed definitywnym zakończeniem cykliczności. Okres przejściowy bywa u jednej kobiety krótki, u drugiej przeciąga się na długo. Zdarzają się kobiety, u których stężenie estrogenów jest wciąż bardzo wysokie i długo się nie obniża. Wyrazi się to wciąż obecnym śluzem dni płodności, który jednak nie dochodzi do fazy rozwojowej ostatecznej: wytworzenia się śliskości, specyficznego znaku dnia SZCZYTU objawu śluzu. Taka sytuacja wymaga od tych dwojga niemało odkładania chwil zjednoczenia, jeśli nie będą chcieli ryzykować poczęciem. Będzie to dla nich przedłużająca się próbą-na-jakość-ich-miłości. Wypada raz jeszcze ostrzec przed pochopnym sięganiem po środki hormonalne dla tzw. ‘leczenia nieregularności’ cyklów. Środki takie mogą nie tylko nie ‘leczyć’ niczego, a natomiast doprowadzić do rozregulowania resztek tego, co dotąd mieściło się jakoś w ramach ‘normy’. Cykl podstawowy zostaje przez silne bodźce hormonalne jedynie zakłócony-zawieszony. Wbrew pozorom może nietrudno dojść wtedy do poczęcia – i nie daj Boże: spowodowanego poronienia. Tak zdarza się w przypadku stosowania środków hormonalnych, względnie chirurgicznego ‘wyczyszczenia’ błony śluzowej jamy macicy – z wszystkimi tego konsekwencjami na życie wieczne: swoje własne obojga małżonków oraz ewentualnego Poczętego ... Jeśli w danym wypadku nie wchodzą w grę naprawdę poważne lekarskie wskazania do interwencji chemicznej czy chirurgicznej, lepiej zawierzyć tę sytuację życia Bożej Opatrzności i zaniechać interwencji medycznych, których wydźwięk etyczny może budzić poważne zastrzeżenia. Natomiast za żadną cenę nie można zgodzić się na podejmowanie stosunków grzesznych: ani w małżeństwie, ani poza małżeństwem. Nie mówimy tu o sytuacji gwałtu przy użyciu siły fizycznej. Poczytalność i odpowiedzialność za grzech może być większa po stronie męża: pijaka, który żonę wciąż szantażuje i dopuszcza się na niej niemal za każdym razem gwałtu. Pozostają zdarzające się, niestety, przypadki, gdy ‘pan lub pani-z-poradni’ zezwala na łamanie przykazania Bożego. Gdyby osoba taka występowała na terenie poradni przy Kościele Katolickim, należy jej natychmiast odebrać ‘misję kanoniczną’ i prawo występowania gdziekolwiek w imieniu Kościoła Chrystusowego. |
Pytanie 4. Możliwość poczęcia po porodzieOd kiedy zaczyna pojawiać się możliwość ponownego zajścia w ciążę po urodzeniu dziecka? Urodziłam czwarte dziecko, najstarsze ma dopiero 5 i pół roku. Karmiłam chłopca teraz przez 3 tygodnie i pokarm mi się skończył. Obecnie ma on troszkę ponad 2 miesiące. Miesiączki po porodzie nadal jeszcze nie było. |
W poszukiwaniu odpowiedziJak zwykle, trzeba zacząć od solidnego nauczenia się samej MOB i jej paru, nietrudnych do zrozumienia reguł-wskazań. Jeśli kobieta dotąd nie miała możliwości gruntowniejszego zapoznania się z MOB, byłoby niezmiernie wskazane, żeby znalazła jakąś panią, która by się dobrze orientowała we wskazaniach MOB w zastosowaniu m.in. do sytuacji poporodowej. Jeśli takiej osoby nie znajdzie, oby wielokrotnie przestudiowała chociażby powyższy ramowy wykład na temat metody, tzn. cały pierwszy rozdz. niniejszej pierwszej części naszej strony internetowej i od zaraz przystąpiła do solidnego prowadzenia obserwacji i notatek (zob. wyż.: Część przed-owulacyjna – oraz cały dalszy ciąg tego rozdziału). Matka powinna czynić naprawdę wszystko, by nie dopuścić do utraty pokarmu przez własne zaniedbanie. Niezależnie od tego, czy to męczące czy nie, powinna być na każde zawołanie maleństwa, tuląc je do piersi nawet wtedy, gdy ono jedynie ‘potrzebuje’ mamy, nawet nie dla pokarmu. Samym zaś karmieniem powinna służyć dziecku w sensie najdosłowniejszym na każdą jego prośbę: tak w dzień, jak w nocy, choć oczywiście matka będzie je stopniowo wdrażała w uszanowanie porządku właściwego dla nocy i dnia. Wiele matek ‘słyszało’, iż w przypadku ‘karmienia’ – do zajścia w ciążę dojść nie może. Pogląd ten wymaga istotnych uściśleń. Sprawdza się on zasadniczo w przypadku wyłącznego karmienia piersią – w najdosłowniejszym tego słowa znaczeniu. Czyli: gdy matka nie daje dziecku naprawdę niczego innego poza piersią. Dotyczy to jednak w zasadzie tylko pierwszego kwartału takiego karmienia. Gdyby matka w ogóle nie karmiła dziecka, lub karmiła je jedynie połowicznie, równocześnie dostarczając mu inny pokarm, nawrót pierwszego okresu płodności może nastąpić bardzo wcześnie, nawet począwszy od ok. 5 tygodnia po porodzie. Wtedy bowiem w krążeniu matki mało jest prolaktyny i oksytocyny z mózgu, odpowiedzialnych za obfitość pokarmu, a jednocześnie blokowanie procesów wzrostowych w jajnikach. Tym samym jajniki mogą dość rychło wznowić zawieszone przez ciążę procesy wzrostowe pęcherzyków, łącznie z możliwością owulacji. Ale i w tej sytuacji Boża Dobroć daje tym dwojgu zawsze najpierw sygnały: że możliwość poczęcia już wraca. Tę funkcję spełniają najzwyczajniejsze, łatwe do zauważenia i zrozumienia oznaki-objawy, których kobieta nie może nie zauważyć, jeśli tylko tego chce. Małżonkowie muszą się jednak liczyć z faktem, że wyrazistość objawu śluzu może w sytuacji poporodowej nie być taka sama, jak to bywało w miesiącach przed zajściem w ciążę. Organizm potrzebuje czasu – może i miesięcy, żeby cykliczność w pełni wróciła do poprzedniego rytmu. MOB każe zważać w tym czasie tym pilniej na wszelkie zmiany w odczuciach na zewnątrz. Nietrudno o sytuację, kiedy to obserwacja wzrokowa nie wykaże żadnej zmiany, a przecież uważna matka uchwyci ją w postaci odmienionych odczuć sygnalizowanych z zewnątrz. To zaś wyznaczy małżonkom styl układania wzajemnych odniesień. Wypada dopowiedzieć, że w okresie poporodowym małżonkowie nie doczekają się wiążącej informacji co do istniejącej już, czy jeszcze nie – możliwości poczęcia prawdopodobnie od żadnej innej metody naturalnej – poza tylko MOB. Z nawrotem możliwości poczęcia trzeba się będzie liczyć stopniowo szczególnie odkąd u dziecka wyrzynają się ząbki. Do jajeczkowania może już odtąd dojść nawet w przypadku wyłącznego karmienia piersią. Zresztą matka zacznie w końcu podawać dziecku inne płyny, a nawet pokarmy stałe, przyspieszając tym samym nawrót pierwszego okresu płodności poporodowej. Ale: małżonkowie każdorazowo otrzymają precyzyjną informację na temat statusu płodności. Warunkiem jest skorzystanie z wdzięcznością z daru rytmu płodności, który staje się szczególnie łatwy do odczytania dzięki MOB. |
Pytanie 5. Czy się zgodzić na zapłodnienie sztucznePiszę w imieniu mojej siostry Agaty, katechetki – i jej męża Dominika. Są już 9 lat po ślubie i nie mogą doczekać się dziecka. Brak dziecka zaczyna stawać się problemem krytycznym dla trwałości samego ich związku. | ||
W poszukiwaniu odpowiedziNależą się wyrazy uznania za szczerość opisu spraw, które nie należą do najłatwiejszych nawet w samym ich słownym przedstawieniu. Jeśli p. Agata jest katechetką, powinna by orientować się głębiej w etycznych aspektach dręczącego ją problemu. Wyżej podano krótko wiążące wypowiedzi Magisterium Kościoła w tej sprawie (zob. wyż.: Bezdzietność a Prawo Boże – oraz:
Płodność obniżona – Poczęcie zamierzone i następujące akapity: Płeć Potomstwa, Badania prenatalne; tamże zasadnicze dokumenty Kościoła). Lekarze – szczególnie pewnych specjalizacji – często nie liczą się z transcendentną godnością człowieka jako osoby. Dziedzinę przekazywania życia traktują instrumentalnie, udając – tak by to trzeba było określić – że nic nie wiedzą o ludzkiej duszy i jej przeznaczeniu do świadomego wyboru życia – wiecznego. Stąd też ‘udają’, że nic nie wiedzą o Prawie Bożym. Wmawiają ludziom, że jedynymi ‘panami życia i śmierci’ są tu oni, a nie ‘jakiś’ ... Bóg. Toteż i do kojarzenia gamet podchodzą jako do samej tylko biologii, degradując żywe ludzkie komórki rozrodcze do rzędu ‘tworzywa biologicznego’, którym im jako specjalistom wolno dysponować według ‘widzimisię’. Tymczasem człowiek jest osobą – począwszy od tego dopiero jednokomórkowego maleństwa-osoby. Niestety, TV i inne massmedia wmawiają na siłę ‘dobrodziejstwa’ nauki, która promuje pobieranie komórek rozrodczych, handel nimi, łączenie ludzkich komórek z gametami od byle kogoś (= zdrada małżeńska!), czasem kojarzenie ludzkich gamet z gametami zwierząt, kojarzenie gamet w probówce, zamrażanie embrionów tzn. zaistniałych ludzi, ich wyrzucanie następnie do śmietnika, lub wrzucenie ich potem do pieca itd. W ten sposób dochodzi do ‘uszczęśliwienia’ niepłodnych małżonków sztucznie wyhodowanym człowiekiem – nie jako wyrazu małżeńskiej miłości, lecz zaistniałym ‘z woli i eksperymentu biologa-technika’, często nie lekarza, lecz weterynarza – a z zasady ‘po trupach’ wielu innych, pozostałych embrionów, tzn.: obecnie już niepotrzebnego rodzeństwa tego jednego, którego udało się ‘z sukcesem’ wyhodować i utrzymać przy życiu ... Z punktu widzenia moralnego, ale i godności człowieka i małżeństwa – z góry odrzucić trzeba pobieranie nasienia przez polecenie mężczyźnie, by się ‘postarał’ o nie przez samogwałt-masturbację; bądź też gdyby sam lekarz miał uzyskiwać je na nim taką drogą. Przykazanie VI – pozostaje Bożym przykazaniem niezależnie od przyświecającego zabiegowi rzekomo ‘dobrego celu-intencji’: tzw. ‘leczenia niepłodności’! Nikt z lekarzy, ani jakakolwiek władza na niebie i na ziemi – nie ma władzy nad Bożymi przykazaniami. Przyświecający zaś owemu działaniu dobry ‘cel’ nie jest w stanie ‘uświęcić’ czynu, który z istoty swej jest „zły” (por. VSp 79-83; HV 14; 1 Kor 6,9n; Rz 8,3). Jedynym etycznie możliwym do przyjęcia sposobem, żeby poddać badaniu jakość, wydolność, żywotność, ruchliwość itd. plemników, tzn. wykonania testu Simsa-Hühner’a, to normalne zjednoczenie małżonków. Wkrótce potem żona udaje się do lekarza, który pobiera próbkę łącznej wydzieliny męża i żony z pobliża szyjki itd. Jest to oczywiście badanie niezbyt poręczne dla lekarzy i lekarze zazwyczaj niezbyt chętnie podejmują się badania tak uzyskanej – zmieszanej próbki. Ale to już nie wina Boga, ani Kościoła ...! Nasuwa się dalszy aspekt zagadnienia. Pobieranie nasienia – zakładamy że chodzi o nasienie męża, by je następnie sztucznie wprowadzić do dróg płciowych jego żony, jest z góry nie do przyjęcia z punktu widzenia moralnego. Lekarz nie może zastąpić aktu małżeńskiego zjednoczenia: obopólnego darowania się sobie męża i żony, którego owocem winno stać się poczęcie dziecka. ‘Cel’ przyświecający temu działaniu może wydawać się najświętszy. Niemniej nie jest on w stanie przekształcić zła podjętego tu działania w dobro. Dziecko ma być wiecznie trwałym świadectwem całkowitości darowania się sobie męża jednoczącego się z małżonką, a nie ‘łaską’ działającego lekarza, względnie ... technika-od-InVitro. Człowiek wciąż usiłuje ‘udowodnić’ Bogu, że ‘lepiej’ – ‘stworzy’ człowieka, aniżeli On, Stworzyciel. Stąd też podejmuje coraz inne wysiłki, by poddać swojej władzy z kolei dziedzinę prokreacji. Ale nie tędy droga! Sam tylko Bóg jest i pozostanie Panem i Właścicielem życia i miłości, a tym bardziej źródeł życia-miłości. Z punktu widzenia moralnego i godności ludzkiej osoby obojga jako małżonków można natomiast zaakceptować jedno: swoiste ‘popchnięcie dalej’ wydzieliny współżycia po podjętym, normalnym zjednoczeniu małżeńskim. Byłoby to swoistym ‘wspomożeniem’ natury ludzkiej osoby, nie zaś ‘zastąpieniem’ aktu zjednoczenia małżeńskiego. Celem aktu współżycia małżeńskiego nie może się stać ‘unasienienie’ żony – w przeciwieństwie do praktyk stosowanych w świecie zwierząt. Praktyk takich nie można przenosić na ludzką osobę. Znaczy to, że zrodzenie dziecka nie może stać się celem podjętego aktu zjednoczenia małżeńskiego! Poczęcie może przyświecać małżonkom jedynie jako cel wtórny, podporządkowany i ukryty. Samo wzejście ludzkiego życia – to już dalszy etap, w który oczywiście angażuje się wprost i osobiście Bóg jako Stworzyciel. Tylko On darowuje powstającemu w tej chwili człowiekowi swój żywy Obraz i Podobieństwo. „Obraz” ten nie jest i nie stanie nigdy ‘własnością’ mamy i taty. Stąd też dziecko nie może być potraktowane instrumentalnie. Pragnienie poczęcia nie może przesłaniać horyzontu obopólnej miłości. Dziecko nie może zejść do roli ‘narzędzia’, chociażby np. dla podbudowania samolubnego poczucia-egoizmu mamy i taty: że wreszcie jesteśmy rodzicami! Bo: ‘mamy’ nareszcie – zabawkę; przypadkowo żywą! Z tego właśnie względu małżeństwo dotąd bezdzietne nie może nastawiać się na dziecko własne tak bardzo za wszelką cenę, żeby się to dziać miało nawet za cenę sprzeciwienia się Bogu samemu, by Mu niejako ‘udowodnić’, że: „... poradzimy sobie bez Ciebie” (por. do tego: EV 14.23).! Małżonkowie powinni oczywiście modlić się bardzo i składać w tej intencji swe ofiary. Jednocześnie jednak winni stawiać na pierwszym miejscu swą miłość do kochającej ich i w takich okolicznościach woli Ojca Przedwiecznego: Stworzyciela. Postawa ta wiedzie do tym uważniejszego wsłuchiwania się, czego On w tej chwili by sobie od nich życzył i oczekiwał! Co wobec tego wolno uczynić w przypadku przedłużającej się niepłodności małżeńskiej? Niezależnie od modlitwy, trzeba korzystać też z ludzkiej wiedzy. A ta, jeśli jest wsłuchana w Boże Prawo, jest i może być cała Boża. Okazuje się, że ‘Metoda Billingsa’ pozwala w ok. 30-50% przypadkach małżeństw pozornie niepłodnych doczekać się prędzej czy później mimo wszystko własnego potomstwa. Dzięki temu, że w tak bardzo prosty, a wiążący sposób informuje, w którym dniu cyklu możliwość poczęcia znajduje się na szczycie. Jest nim dzień szczytu objawu śluzu, czyli ten dzień, w którym jest ... ślisko. Zgodnie z MOB trzeba więc upilnować dnia, w którym pojawi się – może raz na długie miesiące – odczucie śliskości-gładkości, jak ryby-z-wody. I oczywiście: nie spłukiwać takiej wydzieliny przy podmywaniu! Wówczas bowiem sama kobieta uniemożliwiałaby Bogu – obdarowanie życiem. Pan Bóg stworzył ten kochany śluz po to, żeby stał się ‘Cinquecento’, przewożącym plemniczka tam gdzie trzeba. Jak tego ‘Czinkusia’ zabraknie, biedny plemniczek do stacji docelowej ... ‘piechotą’ nie dowędruje ...! Jeśli więc p. Agata zauważa u siebie z cyklu na cykl występowanie takiej właśnie wydzieliny: śluzu śliskiego, a plemników jest – jak się okazuje na podstawie przeprowadzonych badań (nie-etycznych !). malutko, lub są one bardzo niewydolne, to wyłania się zgodnie z Metodą Billingsa kolejna rada. Żeby mianowicie plemników nagromadziło się nieco więcej na tę tak oczekiwaną chwilę: gdy u niej pojawi się ślisko, lepiej nie podejmować zjednoczenia dzień w dzień, ale z przodu cyklu w odstępach ok. 3-4 dniowych, jeśli chodzi o te dni, które powinny by być już dniami możliwości poczęcia, czyli gdy już nie jest sucho. Wszystko to musi być możliwe do pogodzenia. Trzeba cieszyć się w tych momentach jak dzieci, i niemal wyskakiwać z radości. A jednocześnie kochać Chrystusa żywego oraz całą, w sercu przebywającą Trójcę Przenajświętszą – miłością pełną wdzięczności. Wszystko to jest do zrobienia i wypracowania, tzn. czuwania, by o tym nie zapominać. Im więcej dziecięcego dziękowania Bogu za radość małżeńskiego przeżycia wśród wszelkich utrapień życia na co dzień, tym lepiej! Równolegle zaś, po cichutko, można szeptać w sercu do tego Boga żywego: „Ojcze Miłości i Miłosierdzia! My byśmy się tak bardzo ucieszyli i wyskakiwali z radości, gdybyś nam podarował dzieciątko! Mimo to przyjmujemy w pełni dyspozycyjnie, co nam na dziś dajesz: czy dzieciątko będzie, czy miałoby na razie nadal jeszcze go nie być ...”. Czy to wszystko, co tu pisze Ksiądz, jest może gorszące? Św. Paweł pisze: „Dla czystych wszystko jest czyste; dla skalanych zaś i niewiernych nie ma nic czystego, lecz duch ich i sumienie są zbrukane” (Tt 1,15). Niezależnie od wszystkich starań o własne dziecko wypada pielęgnować w sercu wielką dyspozycyjność względem Boga, jak o tym dopiero co wspomniano. Trzeba wciąż wsłuchiwać się w Jego głos. Gdyby mianowicie przez dłuższy czas nadal miało nie pojawić się dziecko własne, powinni oboje dosłyszeć głos Boga, który prosi tych dwoje być może coraz bardziej nagląco, żeby zechcieli utworzyć rodzinę zastępczą... Może staną się w najprawdziwszym znaczeniu rodzicami, gdy przyjmują jedno, a może więcej dzieci obcych. Będą otaczali je miłością taką, jakby to były dzieci ich własne. Będą je zatem kochali nie w nagrodę za cokolwiek [= egoizm a nie miłość!], lecz „dla nich samych”, realizując dobro jako dobro – bez czekania na nagrodę tu na ziemi. Wypada życzyć małżeństwu Agaty-Dominika doczekania się mimo wszystko własnego potomstwa. Może sytuacja ich nie jest wcale aż tak beznadziejna, jakby się wydawało. Możemy być w pełni ‘spokojni’, że żaden eksperyment, nawet i ten najbardziej wyrafinowany, polegający na coraz innym kojarzeniu ludzkich gamet – może i ze zwierzęcymi, na eksperymentowaniu klonowania człowieka itd., Boga ... nie przechytrzy! Dzieci te bowiem żyją ... pełną parą! I spotkają się kiedyś ze swymi oprawcami ...! Wszystko, co tu poruszono, jest też możliwe. Chociażby wymagało nieco trudu ... miłości. |
RE-lektura: część I, rozdz. 3eb.
Stadniki, 4.XI.2013.
Tarnów, 12.III.2022